Forever hate You

By tera-nova

8.7M 87.5K 71.1K

-Jak ty mnie wkurzasz - warknął odwracając się w moją stronę. - Więc czemu.... - Nie mogę Cię znieść - syknął... More

UWAGA
2
3
4
5
6
7
8

1

264K 12K 10.4K
By tera-nova

Hej, na wstępie chciałabym Cię zaprosić, Drogi Czytelniku, do dołączenia do specjalnego profilu poświęconego tej książce na twitterze ( ForeverHateYou ) oraz na Tik toku ( _onlygoodstory ). Na obu profilach będą dostępne małe smaczki, mam nadzieję, umilające czas oczekiwania na następne rozdziały. 

— Zawsze wypada na nas! — jęczy Mia, wrzucając plecak do szatni.

Po chwili małe pomieszczenie robi się pełne i zatłoczone. Trudno się z nią nie zgodzić. Zawsze, ale to zawsze, kiedy szkoła potrzebuje darmowej siły roboczej to wypada właśnie na nas. Zawsze z różnych powodów, ale jednocześnie zawsze przez tych samych ludzi.

— Moim marzeniem było spędzić piątkowy wieczór malując ściany sali gimnastycznej. — Nie da się nie wyczuć w moim głosie sarkazmu. Siedząca na ławce Olivia aż podskoczyła do góry kiedy moja torba wylądowała tuż obok niej z głośnym hukiem.

— To może naucz wreszcie tego twojego odludka jakichś podstawowych zasad kultury. — Słyszę z przeciwległego końca szatni. Tężeje, a mój wzrok natychmiast ląduje na Basmie.

— Powtórz, bo nie usłyszałam. — Kątem oka dostrzegam jak Mia wzdycha i spogląda w moją stronę. — Jak niby nazwałaś Jeromea?

— Odludkiem. Wszystkie dobrze wiemy, że przez niego tu jesteśmy.

— Jesteśmy tu ponieważ twój facet nie umie panować nad emocjami. — Czuję jak Mia zaciska rękę na moim ramieniu. Karmelowe oczy Basmy zwężają się. Już ma mi odpowiedzieć ale ubiega ją głos Sary.

— Jesteśmy tu ponieważ wszyscy faceci w naszej grupie mają mentalnie osiem lat. Koniec tematu. Idziemy, kończymy jak najszybciej i wracamy do domu. — Niektóre dziewczyny przyznają jej rację, a zaraz potem, po zostawieniu rzeczy, większość zaczyna kierować się w stronę drzwi.

— I tak każdy wie, że siedzimy tu bo Cross nie umie trzymać języka za zębami. — Burczę do przyjaciółki która, upinając swoje czarne włosy w kucyk, spogląda na mnie pobłażliwie. — No co? Wiesz, że to prawda.

— Tak właściwie odwalamy tu czarną robotę, ponieważ nasz przeuroczy Jerome osentacyjnie ignorował profesora Filcha słuchając muzyki na tych swoich głupich słuchawkach, a czary do ognia dolał Alex głośno stwierdzając, że jak on to ujął, Filch tak przynudza, że jakoś musimy sobie radzić z jego paplaniną.

— O tym właśnie mówię. — Mia przewraca oczami i ciągnie mnie w stronę drzwi.

— Proszę cię, po prostu wyjdźmy stąd jak najszybciej.

Ostatecznie Mia wchodzi na sale gimnastyczną sama. Ja, podejrzewając, że woźne, jeśli tylko przekroczę próg sali, nie wypuszczą mnie dopóki wszystkie ściany nie będą pomalowane, udaję się jeszcze do toalety. Po załatwieniu potrzeby podchodzę do lustra i spoglądając w swoje odbicie przeczesuje ręką splątane blond włosy. Odruchowo, tylko przez ułamek sekundy, spoglądam na talie, czy aby na pewno wyglądam dobrze.

Przestań, jest okey.

Przegryzam wargę i z głośnym westchnieniem otwieram z impetem drzwi. Niespodziewanie spotykają one jednak na swojej drodze opór, a do moich uszu dochodzi czyjś głośny jęk bólu. Otwieram szeroko z przerażeniem oczy i wypadam z toalety.

— Przepraszam ja...

Milknę kiedy mój wzrok pada na poszkodowanego. Moje uczucia diametralnie się zmieniają. Poczucie winy zmienia się w małą satysfakcję. Alex, trzymając się za bark, posyła mi znaczące spojrzenie swoich bursztynowych oczu.

Kiedyś kojarzyły mi się ze słońcem i ciepłem. Od dłuższego czasu jednak przypominają jedynie płomyki gorącego ognia. Gorącego i groźnego ognia.

— Oczywiście, to ty. — Zauważa nieprzyjemnym tonem. — Uważaj łaskawie co robisz, Williams.

Dawno już obiecałam Mii i rodzicom, że przestanę wchodzić z nim w dyskusję, ale nie umiem się powstrzymać.

Sprzeczki i kłótnie to jedyne co pozostało mi z naszej relacji.

— Szczerze mówiąc nie jest mi za specjalnie przykro. — Demonstracyjnie kieruję spojrzenie na jego bark. — Mam nadzieję, że boli.

— Miej lepiej nadzieję, że będę mógł dzisiaj grać na treningu, bo jeśli nie to możesz być pewna, że pożałujesz. — Rzuca, zaczynając iść dalej. Specjalnie, przechodząc obok mnie, zamiast mnie po ludzku minąć, uderza mnie ciałem, kierując się w stronę sali gimnastycznej.

Ja, żeby złapać równowagę od nagłego pchnięcia, stawiam parę kroków w tył. Rozbudzona nagłym przypływem irytacji zaciskam ręce w piąstki wbijając paznokcie w ręce.

— Mam gdzieś twoje treningi. — Burczę do jego pleców.

Chłopak, ku mojemu zdziwieniu, zatrzymuje się jeszcze przekręcając głowę w tył. Na jego twarzy mogę dostrzec nieprzyjemny uśmiech.

— Masz je gdzieś, bo nie rozumiesz jak to jest być w czymś dobrym, mała bezwartościowa dziewczynko. — Ponownie zaczyna się kierować w stronę sali, aż w końcu znika za rogiem korytarza.

Ja jeszcze przez moment stoję przed damską łazienką, biorąc głębokie wdechy w celu opanowania uczucia gniewu pulsującego w moich żyłach. Staram się również zignorować małe ukłucie bólu które zagościło gdzieś na dnie mojego głupiego serca.

***

— Już myślałam, że się zmyłaś ze szkoły. — Rzuca Mia kiedy do niej podchodzę. Szczerze mówiąc byłaby to chyba dobra decyzja. Sala gimnastyczna wygląda tak jakby przeszedł przez nią jakiś kataklizm. Większość uczniów już się wzięła do pracy. Część rozkłada na ziemi gazety, inni trzymają w rękach pędzle przechodząc do malowania.

— Nie kuś. — Mamroczę biorąc do ręki pędzel. Bierzemy się z Mią do pracy jednocześnie obgadując plan działania na nadchodzący weekend dzięki czemu czas jakoś płynie. Moja złość już uleciała, a zastąpiło ją uczucie podniecenia na myśl o sobotniej imprezie. Już od dłuższego czasu nie miałyśmy okazji nigdzie razem wyjść, więc tym bardziej się cieszę. Mia jest tym typem osoby który ma milion dodatkowych zajęć, przez co spędzenie z nią czasu po szkole graniczy z cudem.

— Boże, jestem taki głodny. — Dochodzi nas głos zza naszych pleców. Nie jestem w stanie powstrzymać delikatnego uśmiechu.

— Max, ty jesteś zawsze głodny. — Zauważa Mia nie przerywając malowania. — Weź się do roboty to szybciej stąd wyjdziemy, a ty szybciej będziesz miał okazję coś zjeść.

Parskam śmiechem na głośny jęk naszego przyjaciela i odwracam się w jego stronę. Max jak zawsze ma ubraną zdecydowanie za luźną koszulkę na której widnieją ogromne plamy po zielonej farbie.

Ma ją nawet na nosie.

— A ty z czego się tak cieszysz, Ems? — Marszczy brwi jednocześnie zakładając swoje długie ręce na bardzo szczupłej piersi.

— Nie jesteśmy tu nawet godziny, a ty już się cały uwaliłeś. — Zauważam, a kątem oka dostrzegam częściowego winowajcę całej tej sytuacji.

Jerome zmierza do nas wolnym krokiem z ponurym wyrazem twarzy. Czarny, gładki t-shirt mocno kontrastuje z jego nienaturalnie jasnymi włosami. W jego uszach jak zawsze znajdują się słuchawki bez których Jerome nie jest w stanie funkcjonować.

Kiedy staje obok nas spojrzenie jego błękitnych oczu natychmiast ląduje na wysokim i szczupłym szatynie.

— Toledo. — Zwraca się do Max'a, jak zawsze, po nazwisku. — Masz coś na mordzie.

Max w odpowiedzi jęczy, przewracając oczami.

— Boże, kolejny.

— Hoke. — Mia kuca żeby po sekundzie wcisnąć ze złością Jermoe'owi pędzel. Chłopak przenosi spojrzenie na czarnowłosą dziewczynę i unosi jedną brew do góry demonstrując swoje zdziwienie. Nie spodziewał się chyba takiego powitania. — Bierz ten cholerny pędzel i zacznij robić coś pożytecznego.

Jerome, nadal z tym samym wyrazem twarzy, przyjmuje od niej przedmiot.

— A tą co ugryzło?

Oh, Hoke chyba naprawdę chce dzisiaj stracić głowę. Mia na jego słowa natychmiast tężeje, a ja mogę wyczuć jak jej dusza napełnia się żądzą mordu. To trochę zabawne biorąc pod uwagę to, że z naszej dwójki to ja jestem tą bardziej impulsywną. Należę do osób które łatwo dają się ponieść emocją. Najpierw działam, a dopiero potem myślę co wiele razy już przysporzyło mi wielu problemów — najczęściej były one, oczywiście, związane z Alexem.

Mia jest jednak tą bardziej spokojną stroną. A przynajmniej zazwyczaj, bo jeśli się ją wkurzy potrafi zgnieść człowieka jedną, inteligentną uwagą.

— Ugryzło mnie to, że jak tylko wrócę do domu będę musiała się tłumaczyć ojcu dlaczego mnie nie było na zajęciach z francuskiego. — Burczy. — A to tylko dlatego, że zachciało ci się wkurwiać Filcha.

Jermoe nie byłby sobą gdyby jej nie odpowiedział, mimo, że częściowo miała racje. On już po prostu taki był. Ja jednak nie słyszę dalszej części rozmowy ponieważ mój wzrok odnajduje w tłumie uczniów kasztanowe włosy najbardziej irytującej osoby na świecie. W innej sytuacji bym pewnie go zignorowała, ale teraz akurat stoi przy nim jego dziewczyna — Basma. Jedną rękę trzyma mu na klatce piersiowej, a drugą oplata mu kark. On, nie wzruszony publicznością, trzyma ją za tyłek i pochylając się ku niej szepta coś, najpewniej dwuznacznego, do jej głupiego ucha.

Po raz kolejny ignoruję ukłucie w żołądku. To głupie. Nie powinnam tak reagować na jakąkolwiek parę demonstrującą jawnie swoje uczucia. Jesteśmy w ostatniej klasie liceum. Zaraz, tak naprawdę, będziemy dorośli, w dodatku w każdym z nas buzują jebane hormony. Tak więc nie powinno mnie to obchodzić.

I nie obchodzi.

Dlatego nie wiem dlaczego moje nogi zaczynają podążać w ich stronę.

Tak jak już wspominałam, zdecydowanie należę do tych impulsywnych osób.

— Ems, a ty dokąd idziesz? — Słyszę jeszcze za plecami głos Maxa.

Nie odpowiadam mu jednak, nie zwalniam również kroku. Alex, jakby wyczuwając, że się zbliżam unosi delikatnie swój wzrok znad oliwkowej szyi tej wrednej zołzy. Widzę jak w jego złotych oczach pojawia się delikatny błysk.

— Hej papuszki nierozłączki, chyba nikt wam tego jeszcze nie powiedział ale przyszliśmy tu wszyscy żeby odwalać czarną robotę za pracowników szkoły, a nie stać jak dwa słupy soli i udawać granie w jakiejś żenującej komedii romantycznej.

Uśmiecham się ale ten uśmiech z pewnością nie ma w sobie nic z tego szczerego. Alex się nie porusza, jedynie ta wredna suka obraca się, nadal znajdując się w jego ramionach, w moją stronę.

— Dlatego skończ wtrącać dupę w nie swoje życie i weź się do pracy. — O boże jak ja nienawidzę tego jej przesłodzonego tonu głosu kiedy znajduje się przy facetach. Nie chodzi o to co mówi, bo zawsze jej słowa są obszyte złośliwością, ale w jaki sposób.

— Nie chce się wtrącać ale Ems ma trochę racji. — Natychmiast cała nasza trójka obraca się w stronę wysokiego, czarnowłosego chłopaka.

Dante Cruze.

Z niewiadomych powodów najlepszy przyjaciel Alexa. Należą do tego typu przyjaciół których nie da się traktować osobno. Tam gdzie jest jeden jest i ten drugi. Nie rozumiem tego z jednego powodu. Podczas gdy Alex od paru lat staje się coraz gorszą wersją dawnego siebie — wredny, uszczypliwy, dbający tylko i wyłącznie o swoje cztery litery, Dante stanowi jego absolutne przeciwieństwo.

Dobra dusza — tyle wystarczy żeby go dobrze scharakteryzować.

— Jesteśmy tu już prawie od godziny, a wy nawet jeszcze nie dotknęliście pędzli stopą. — Posyła Crossowi spojrzenie swoich dwukolorowych oczu. — Obiecałeś mi dzisiaj pomóc w ogarnianiu rzeczy na imprezę. Dlatego rusz dupsko i chodź ze mną po drabinę.

Przez moment widzę jak toczą oboje jakąś wewnętrzną bitwę spojrzeniami. Każdy inny uczeń w tej szkole pewnie by się ugiął pod ostrym wzrokiem Crossa ale nie Dante. W tym przypadku to Dante zwycięża. Alex wzdycha, przekręca oczami i łaskawie odrywa się od tej szmaty.

— Niech ci będzie. — Burczy odchodząc. Zaraz za nim rusza Cruze który przechodząc obok mnie puszcza mi oczko.

Uśmiecham się rozumiejąc to, że Dante po raz kolejny stał się pewnego rodzaju buforem między naszą dwójką. Cruze jest trochę jak taka szklanka która odcina dopływ powietrza do ognia skutecznie go gasząc za każdym razem gdy ten wymyka się spod kontroli.

* * *

ALEX

— Cruze, jeśli puścisz tą drabinę to przysięgam, że cię, kurwa, zabiję! — Warczę spoglądając w dół na przyjaciela czując jak drabina na której właśnie stoję po raz kolejny zaczyna się chwiać na wszystkie strony, a ja razem z nią.

— A może tak łaskawie włożysz więcej zaufania w przyjaciela? — Rzuca, unosząc głowę do góry ukazując twarz pełną, jebanego, rozbawienia.

Z pewnością nie byłby taki szczęśliwy gdyby to nasze role się odwróciły.

Przekręcam oczami i kładę farbę na samym szczycie drabiny modląc się, żeby zielona ciecz nie poleciała cała na mnie. Przy okazji, jak mam nadzieję, nie zauważalnym dla innych ruchem, łapie się za prawy bok który nadal jest mocno obity po ostatniej nocy. Biorę głęboki wdech starając się usunąć z przed oczu wspomnienie zwalistego mężczyzny. Ręka w której trzymam pędzel zaczyna mi, mimo wszystko, lekko drgać. Kurwa.

Opanuj się.

— Cruze, ty kurwo, mówiłem ci żebyś ją trzymał! — Krzyczę jeszcze agresywniej gdy czuję jak drabina drga jeszcze mocniej. Spoglądam w dół, jak mam nadzieję, z widocznymi kurwikami w oczach. Zamiast jednak wcześniejszego rozbawienia dostrzegam pytający wzrok przyjaciela. Widzę jak skacze wzrokiem między moją twarzą, a moją klatką piersiową za którą nadal się trzymam.

Kurwa. Natychmiast zmieniam rękę i chwytam się boku drabiny.

— Stary, ale to ty się trzęsiesz, a nie drabina. — Zauważa. Zmartwiony ton jego głosu wzbudza we mnie jedynie gniew. — Może jednak się zmienimy?

Zaciskam rękę mocniej na pędzlu. Wiem, że Cruzem kierują tylko i wyłącznie dobre intencję, ale nie zmienia to tego jak bardzo nienawidzę tego uczucia które zawisło w mojej klatce piersiowej.

Moja słabość, jego litość.

L i t o ś ć

Czuję jak w moich żyłach krew zaczyna płynąć szybciej. Siniak na żebrach nagle zaczyna pulsować mocniej, jakby wcześniej już nie dawał mi o sobie znać dostatecznie mocno. Serce zaczyna bić w dziwnie nienaturalnym tępię. Biorę głęboki wdech i próbuję opanować myśli które zawładnęły moją głową. Odkładam pędzel obok farby na najwyższym stopniu drabiny i łapię się metalowych krawędzi z całych sił, na tyle, że aż czuję wżynanie się zimnego metalu w skórę. Z boku pewnie to wygląda jakbym zrobił sobie po prostu przerwę w pracy.

A co jeśli sytuacja z wczorajszej nocy się powtórzy? A co jeśli następnym razem nie będę miał już tyle szczęścia? A co jeśli ktoś się dowie? Co jeśli Dante już wie?

Nagle do moich uszu dociera czyjś melodyjny śmiech który skutecznie zagłusza fale wszystkich niepożądanych myśli w mojej głowie. Nadal mocno trzymając się drabiny, spoglądam w bok i dostrzegam . Odchyla swoją małą główkę do tyłu, ewidentnie nie mogąc powstrzymać śmiechu w reakcji na słowa Maxa stojącego obok niej. Jej bluzkę przecinają zielone plamy, a niesforne pasma włosów powychodziły jej z niechlujnego koka, najpewniej zrobionego na szybko, dodając jej jedynie uroku. 

Jebana Williams, nawet ujebana farbą i nieuczesana wygląda oszałamiająco. 

Niespodziewanie, jak gdyby mój wzrok ją przywołał, oboje z Maxem zaczynają kierować się w naszą stronę. 

— Ej, Cruze. — Zaczyna Toledo. — Z Ems zastanawiamy się na którą w końcu jutro mamy być? 

Znaczenie słów chłopaka dociera do mnie z opóźnieniem. 

NO CHYBA NIE. 

Natychmiast przekręcam się gwałtownie, co zważywszy, że stoję jakieś trzy metry nad ziemią nie jest zbyt rozsądne. 

— CRUZE. — Spoglądam w dół i jedyne co odnajduję wzrokiem to przepraszające spojrzenie tego durnia. — NO NIE MÓW, ŻE JĄ ZAPROSIŁEŚ, TY ZJEBIE. 

Od nagłego ruchu na drabinie farba zaczyna się lekko kiwać, po czym nieuchronnie przechyla się w bok. Próbuję ją jeszcze, jak ostatnia sierota, złapać. Lata grania w drużynie sportowej odpłaciły mi się niesamowitym refleksem, dzięki czemu chwytam w ostatniej chwili wiaderko, ale zielona ciecz, mimo wszystko,  już zdąża opuścić pojemnik i szybuje w dół. 

— KURWA MAĆ. — Oh i trafia oczywiście w nią. 

Po raz kolejny spoglądam w dół i ponownie nie umiem opanować drgania ciała tym razem spowodowanego moim głośnym śmiechem. Postanawiam zejść aby móc z bliska przyjrzeć się swojemu, niezamierzonemu, dziełu.

Dante wygląda na zszokowanego, jakby do końca nie rozumiał co się stało. Stoi z rozdziawioną paszczą i przygląda się blondynce, ewidentnie nie wiedząc jak ma zareagować. Max za to przykłada sobie dłoń do ust, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. 

Przeurocza Williams oberwała idealnie w głowę przez co farba objęła jej całe włosy, pół twarzy i ubranie.

— No proszę, czyli zielony to jednak twój kolor. — Zakładam ręce na piersi nie umiejąc powstrzymać się od uszczypliwego komentarza. Po wcześniejszym małym ataku paniki nie ma już śladu. Niesamowite jak jedna istota potrafi poprawić człowiekowi nastrój. 

Zielone oczy dziewczyny, których kolor, swoją drogą, świetnie został teraz podkreślony, spoglądają na mnie z furią. 

— Cross, zabiję cię. — Dziewczyna odzyskuje w końcu mowę. Jej głos jest, jak na sytuację, nienaturalnie spokojny. 

— Ja tylko, jak to sama ujęłaś, zacząłem odwalać czarną robotę za pracowników szkoły. — Wzruszam ramionami. — Sama mnie o to prosiłaś. 

Moje słowa nagle uruchamiają dziewczynę. Unosi pędzel trzymany przez cały czas w prawej dłoni i zaczyna mi nim machać przed twarzą, a dokładniej mówiąc PO TWARZY. 

— KURWA, OPANUJ SIĘ, WARIATKO. — Czuję na swojej twarzy nieprzyjemne zimno spowodowane zieloną cieczą. Moje oczy w zetknięciu z farbą zaczynają cholernie piec, a do nosa powoli dochodzi jej specyficzny zapach. Williams zaprzestaje swoich gwałtownych ruchów dopiero wtedy gdy chwytam ją za nadgarstek.

Patrzmy sobie w oczy, oboje ciężko oddychając przez gniew krążący w naszych żyłach. 

Cała sytuacja się jednak pogarsza gdy do moich uszu dochodzi odgłos otwieranych drzwi od sali gimnastycznej, a zaraz po nich głośny krzyk profesora Filcha. 

— Boże Wszechmogący. — Oh, obawiam się, że Bóg tutaj nie pomoże, proszę pana. — Cross, Williams. Do dyrektora, ALE JUŻ. 





Continue Reading

You'll Also Like

7.8M 258K 45
Gdy dwoje największych wrogów w szkole postanawia udawać parę. Tak, dramat murowany. ____________ © Pizgacz, 2016/2017; first version "Girls Love Ba...
3.2M 36.7K 14
Książka zostanie wydana już niedługo w nieco zmienionej i bardziej dopracowanej wersji. Ona - podkochuje się od dawna w szkolnym badboy'u. On - nie b...
205K 4.8K 32
Książka opowiada o 14 letniej Julii Miller, która właśnie rozpoczyna swój pierwszy rok w liceum razem ze swoim bratem bliźniakiem Johnatan'em. W tym...
190K 8.8K 33
Calx: Daj mi miesiąc, a zobaczysz, że będziesz moja. Suzie_ok: Śnisz.