Keeper | TO #1

By unluckyphilosopher

243K 17.6K 2.5K

[I miejsce w konkursie "Książka roku 2016"], [I miejsce w konkursie "Splątane Nici 2017/2018"] i liczne nomin... More

*Zapowiedź*
PROLOG
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
36
37
38
39
40
EPILOG + podziękowania
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
DRUGA CZĘŚĆ JUŻ OPUBLIKOWANA
ZWIASTUN #1
ZWIASTUN #2
100 TYSIĘCY + DOBRA WIADOMOŚĆ
NADCHODZI MROK [Razer - zapowiedź]
PREMIERA [RAZER]

35

2.9K 277 74
By unluckyphilosopher

             Miałam szczerą nadzieję, że sobotni poranek rozpocznie się w miale miło. Pomyliłam się. Kiedy tylko otworzyłam oczy, wybudzając się z naprawdę dziwnego snu, miejsce obok mnie było puste. Dotknęłam poduszki, orientując się, że jest zimna. To znaczy, że wyszedł dość dawno. Nie czułam jego obecności, wiedziałam jedynie, że jest gdzieś daleko. Spodziewałam się, że wrócił do swojego stada, ale dlaczego nie zaczekał, aż się obudzę? Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś liściku, ale Cade nic nie zostawił. Wyszedł bez słowa.

              Wstałam i posłałam łóżko. Wczoraj, kiedy Cade brał prysznic, rozmawiałam trochę z Danielem. Krótko, bo krótko, ale wymieniliśmy się opiniami na temat tego wszystkiego. Danny był mocno skołowany, wciąż zastanawiał się, co dzieje się z jego przyjacielem i szukał jakichś rozwiązań. Uspokajał mnie, kiedy zaczynałam panikować i mówił, że mogę na niego liczyć. W tej całej pokręconej sytuacji jedynie Daniel był światełkiem w tunelu. Nastawiony dość optymistycznie, z krzywym uśmiechem wskazywał mi drogę, szukając wyjścia z labiryntu za nas troje.

              Zeszłam na dół, uprzednio wykonując szybką poranną toaletę, a potem wstąpiłam do kuchni. Żołądek skurczył się do rozmiarów orzeszka. Cóż, regeneracja wilków, w szczególności Alf, zajmowała niewiele czasu. Leczyliśmy się sami, ale kosztem czegoś, co mocno pobierało energię, zaspokajaną przez jedzenie.

             Rodziców nie było w domu, babcia też dokądś wybyła. Otworzyłam lodówkę i oparłam się o drzwiczki, skanując wzrokiem jej zawartość. Ktoś inny widziałby półki wypełnione mnóstwem żarcia, ale ja jakoś nie znalazłam w niej nic apetycznego. Może byłam zbyt leniwa, by sama sobie coś zrobić. Szybko wróciłam do swojego pokoju, gdzie ubrałam na siebie cokolwiek innego niż piżamę i po raz enty zeszłam na dół. Narzuciłam na siebie kurtkę, włożyłam buty i wyszłam.

             Miałam ochotę na coś niezdrowego. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłam pizzę albo burgera. Dość szybkimi krokami szłam w stronę centrum, w myślach wybierając miejsce, do którego pójdę. Wybrałam pierwszą lepszą knajpkę z brzegu, bo w końcu uznałam, że chcę coś po prostu zjeść i weszłam do środka. Wymacałam w kieszeni portfel i wyjęłam go, obracając go w dłoniach. Szybko zamówiłam jedną z pizz i usiadłam przy wolnym stoliku. Wiadomo, że o jedenastej nie było tu wiele osób. Kto normalny jadł fast fooda na śniadanie?

            Zerknęłam w stronę panoramicznego okna, w którym odbijało się ciemne wnętrze pizzerii, gdy zobaczyłam Adriannę, idącą przez skwer. Uśmiechnęłam się lekko i natychmiast połączyłam się z nią myślami. Dziewczyna zatrzymała się na moment, odgarniając burzę lokowanych włosów za uszy, a potem zerknęła w moją stronę. Zachęcałam ją, by do mnie podeszła. Wyglądała tak, jakby biła się z chęcią przyłączenia się do mnie, ale w końcu uległa. Przebiegła przez ulicę i wpadła do pizzerii.

– Cześć, Adi! – przywitałam się, skracając jej imię.

Dziewczyna, na której twarzy wciąż leżały te niepotrzebne okulary, uśmiechnęła się.

– Hej, Brianno. – Usiadła naprzeciwko. – Dlaczego jesz pizzę na śniadanie?

Zaśmiałam się głośno.

– Buntuję się przeciwko zdrowej żywności. — Puściłam jej oczko.

           Zastanawiałam się, czy mój żołądek da radę wytrzymać jeszcze choć minutę, ale na szczęście przyniesiono moje zamówienie. Cóż, pizza pewnie była odgrzewana, ale miałam to gdzieś. Byle zjadliwa. Ustawiłam talerz na środku, częstując moją towarzyszkę, która również okazała się być głodna.

– I zamierzałaś zjeść to całkiem sama? – zaśmiała się, widząc rozmiar placka.

– Jestem psem, kto mi zabroni? – Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się szeroko.

           Zajęłyśmy się jedzeniem i niezobowiązującą rozmową. Cieszyłam się, że Adrianna pojawiła się na horyzoncie. Prawdę mówiąc, potrzebowałam takiej zwykłej pogadanki. O niczym konkretnym. Przypadkowe spotkanie mijało naprawdę dobrze, gdy nagle, w trakcie opowiadania Adriannie o swojej szkole, zobaczyłam kogoś za szybą.

– Dokąd on się wybiera? – zapytałam samą siebie.

             Adrianna spojrzała na mnie dziwnie, nie wiedząc, o czy gadam, ale potem podążyła za moim wzrokiem. Cade szedł lekko przygarbiony. Jego głowa okryta była kapturem, ale ja doskonale wiedziałam, że to on. Czułam to. Gdy obserwowałam go z daleka, widziałam, jak leciutko utyka na jedną nogę. Jego dłonie były zaciśnięte w pięści i głowę daję, że mocno zagryzał zęby. Jego chód był zdecydowany i szybki. Energicznie wstałam, rzucając na stół pieniądze za posiłek.

– Zbieraj się, idziemy za nim – rzuciłam tylko.

– Chcesz śledzić Cade'a? Oszalałaś? Nie mogę, on...

Przewróciłam oczami.

– Tak, wiem. Jest Alfą. A ja jestem Luną i chociaż nienawidzę rządzić innymi, teraz masz mnie słuchać, jasne? Pośpiesz się, nie możemy go zgubić.

              Nie wiedziałam, co padło mi na głowę, że zdecydowałam się za nim iść. Śledzenie swojego mate zdecydowanie nie było w porządku, ale nie mogłam się powstrzymać. Jakaś część mnie ufała mu bezgranicznie, ale ta druga miała wątpliwości. Cade mógł coś przede mną ukrywać, a ja za wszelką cenę musiałam odkryć prawdę.

            Kiedy razem z Adrianną wypadłyśmy na ulicę, Cade znikał już za rogiem. Szybko dokonałam trafnej oceny. Przy maskowaniu zapachu, niezależnie od umiejętności wilka, wiatr zawsze odgrywał jakąś rolę. Musiałyśmy więc poruszać się tak, by Cade nas nie wyczuł. Dałam Adi kilka wskazówek, jak się zamaskować, zablokować czyjś przekaz i poruszać się inaczej. Chodziło o to, by Faulkner nie zorientował się, że za nim idziemy. Mógł poznać nasz chód, więc musiałyśmy go zmienić.

~Od teraz kontaktujemy się tylko w ten sposób. Nie daj się złapać.

             Adrianna skinęła głową i ruszyła za mną. Kluczyłyśmy wieloma uliczkami, wciąż mając na oku Alfę, który szedł główną ulicą. Chłopak powoli zwalniał kroku, ale nie wyglądał na zagubionego. Znałam Great Falls i zdawało mi się, że wiem, dokąd idzie Cade, ale nie mogłam mieć pewności. Równie dobrze wilk mógł zgrywać pozory. Nie chciałam dać się sparzyć.

~Dokąd on idzie?

           Wzruszyłam ramionami, wymigując się od odpowiedzi. Droga nad rzekę, w którą skręcał, prowadziła do stacji benzynowej na uboczu miasta. Zajrzałam sobie przez ramię, na oko licząc, jaką drogę pokonał chłopak, zakładając, że idzie prosto z domu swojej watahy.

~Cade był rano w domu?

          Wiedziałam, że Adrianna wyszła do centrum po kilka artykułów, ale nie zdążyła ich kupić, bo zaproponowałam jej pizzę.

~Wrócił z samego rana, słyszałam, jak trzaskał drzwiami. Był w domu niecałą godzinę, a potem znów wyszedł. Ja wyszłam kolejną godzinę po nim.

         Czułam się jak w filmie akcji. Byłyśmy tajnymi agentkami, które śledziły podejrzanego. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałam, o co powinnam go podejrzewać.

              Zastanawiając się nad udawaniem szpiega, prawie przeoczyłam moment, w którym Cade zatrzymał się i odwrócił. Adrianna w ostatniej chwili pchnęła mnie za ścianę jednego z budynków. Byłam jej ogromnie wdzięczna za to, że była czujna. Gdyby wydało się, że idziemy za nim taki kawał drogi...

           Szkoda byłoby stracić łeb.

~*~

                  Minęło dużo czasu, nim Cade faktycznie dotarł do stacji benzynowej. Ostatni kilometr pokonywał tak żółwim tempem, że zrobiłyśmy sobie przerwę w marszu i usiadłyśmy na jednej z ławek w parku, wciąż mając go na oku. Adrianna wydawała się być naprawdę zaabsorbowana tą akcją, trajkotała mi w myślach, że jest ciekawa, jak potoczy się sytuacja.

                Stałyśmy przy maleńkiej żeremi, czekając na jakiś ruch Cade'a. Nie mogłam już wytrzymać, rozrywało mnie, by podejść do stacji i zerknąć przez okno. Ku niezadowoleniu Adrianny, zrobiłam to, co chciałam. Podreptałam do okien i wychyliłam się. Cade szedł akurat do kasy, niosąc w ręce butelkę wody mineralnej. Skapujące po niej kropelki sprawiały, że aż zatchnęło mi w gardle, ale nie skupiałam się na nich. Zerknęłam na kasjerkę za ladą, taksując ją wzrokiem. Wydawała mi się znajoma, ale za nic nie rozpoznawałam jej twarzy. Miała blond włosy, które sięgały jej ramion, brązowe oczy i bardzo pełne usta. Żuła gumę, wprawiając szczękę, w jej przypadku, w bardzo dziwne ruchy. Miała na sobie bordowy mundurek z dużym logo stacji i fartuszek, który szpeciły czerwone i żółte plamy.

         Uniosłam brew, nadal zastanawiając się, skąd wydaje mi się być znajoma. Niestety żadne nazwisko nie przychodziło mi do głowy, więc spojrzałam na Cade'a. Szedł wolnym krokiem, przyglądając się tamtej dziewczynie. Gdy podszedł do kasy, ta obrzuciła go wzrokiem, uśmiechając się pod nosem. Wyglądali tak, jakby się znali. Wytężyłam wilczy zmysł, by słyszeć, o czym rozmawiają.

– ... za każdym razem. I jeszcze ten zapach lasu. – Uśmiechnęła się krzywo.

Zapach lasu?

– Możliwe, że często w nim bywam – odparł chłopak, opierając się o blat.

~Co widzisz?!

           Podskoczyłam, słysząc głos Adrianny. Odwróciłam się do dziewczyny. Stała w tym samym miejscu, wymachując rękami. Po raz ostatni spojrzałam na kasjerkę i Cade'a, którego już przy niej nie było. Serce nagle przyśpieszyło. Przełknęłam głośno ślinę. Kierował się do drzwi.

~Chowaj się!

           Adrianna posłuchała natychmiast. Minęła sekunda, a ona już kryła się za jednym z drzew. Ja nie miałam tyle szczęścia. Miałam chwilę na to, by odskoczyć w bok. Chciałam się zmienić, ale wiedziałam, że pełno tam kamer. Uskoczyłam w tym samym czasie, w którym Cade wyszedł na zewnątrz, o czym dały znać dzwonki.

~Stoi tam?

           Widziałam, jak Adrianna wychyla się lekko za drzewa, a potem wraca na swoje miejsce.

~ Stoi. Kieruj się na tyły stacji.

           Posłuchałam jej. Ufałam jej słowom. Oparłam się o budynek i westchnęłam bezgłośnie. Bycie wilkołakiem wiązało się także z umiejętnościami ukrywania się. W tych czasach byliśmy wolni, ale nikt nie mógł przewidzieć, kiedy przyjdzie nam się kryć. Musieliśmy więc zgłębiać wiedzę od podstaw, głównie ucząc się jednak samej praktyki, bo teoria czasem na wiele się nie zdała. W trakcie ucieczek nikt nie powtarzał w myślach wyuczonych regułek. Dajmy na to, będąc na mieście, jesteśmy świadkami zasłabnięcia. Pomagamy tej osobie, lecz ona przestaje oddychać. Niewiele osób jest w stanie zachować zimną krew i wykonać RKO, postępując według ułożonych w głowie punktów.

~Droga wolna, pobiegł w kierunku lasu.

             Odetchnęłam z ulgą, która tak naprawdę wcale nie nadeszła. Tylko wydawało mi się, że jest lepiej. Wciąż nie miałam pojęcia, dlaczego Cade zachowuje się tak dziwnie, dlaczego miewa tak okropne bóle głowy, dlaczego przelazł przez całe miasto, by pójść na stację i kupić wodę? Co, brali ją z innego źródełka? Do cholery!

– Dalej chcesz za nim iść? Jeśli tak, radziłabym się pośpieszyć – rzuciła Adrianna.

         Już chciałam snuć jakieś rozmyślania na temat tego, jak dziewczyna otworzyła się w moim towarzystwie, ale wolałam zareagować.

– Nie warto. Lepiej pójdźmy do ciebie i zaczekajmy tam na niego. — Głową wskazałam na linię drzew. – Znam skrót, powinnyśmy być tam przed Cade'm, jeżeli w ogóle się zjawi.

~*~

          Nie zjawił się. Czekałam tak długo, że wreszcie mi się odechciało. W telewizji leciał jakiś bzdurny show o kocurach, który przykuwał uwagę wszystkich, tylko nie mnie. Chester i Dashi ciągle chichotali z głupot na ekranie, Ginger raz po raz zmywała i nakładała lakier do paznokci, a Adi czytała książkę, ale mimo to, każdy z nich zerkał na telewizor. Tylko Daniel był jakiś nieobecny, wiecznie skupiony na swoich palcach, które wciąż zginał i rozprostowywał.

              Spojrzałam na zegarek, wskazujący szesnastą. Praktycznie cały dzień spędziłam poza domem. Wróciłam na weekend specjalnie dla Cade'a, a on mnie unikał. Rozumiałam już, co Danny miał na myśli, gdy mówił, że Alfa znika na całe dnie. Nie widziałam sensu w siedzeniu tutaj i czekaniu na niego. Miałam nadzieję, że po wczorajszym „wypadku" dziś Cade zachowa się inaczej, ale jak widać, to nic nie znaczyło. Wzdycham cicho, a potem podnoszę się.

– Dokąd idziesz? – Daniel także zerwał się z miejsca.

– Do domu.

           Chłopak zmarszczył brwi, ale kiwnął głową ze zrozumieniem.

– Odprowadzę cię do drzwi – powiedział cicho i razem ze mną wyszedł na korytarz. – Przykro mi, że Cade znów nawalił...

– Mnie też – wyznałam szczerze. – Ale jeszcze dowiem się, o co tak naprawdę chodzi. Nie widzę innej opcji.

            Chłopak uśmiechnął się lekko, a potem otworzył zamek, łapiąc za klamkę. Kiedy otworzył drzwi, naszym oczom ukazał się Cade, nadal z twarzą schowaną pod dużym kapturem. I chociaż chciałam wtedy nawtykać mu, że zniknął na tak długo, oniemiałam.

         Spojrzałam na dziewczynę, która mu towarzyszyła, przyglądającą się drewnianej chatce.

– Kto to? – Daniel odzyskał język w gębie.

– Ona? – Szatyn uśmiechnął się. – To jest...


A/n: Zabawa dopiero się zaczyna. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, do końca zostało ich tylko pięć! Z całego serca dziękuję za 40 tysięcy wyświetleń!

Po raz kolejny zapraszam Was na moją facebookową grupę - Nieszczęśliwi Filozofowie - gdzie będą pojawiać się równie nowinki na temat przyszłych rozdziałów Keepera!

Continue Reading

You'll Also Like

3K 1.4K 25
Sonia w wyniku wypadku samochodowego traci Ojca. Mając jedynie 14 lat pozostaje w szkole z internatem i dalej kształci swój talent wokalny. W tym cza...
176K 7.1K 30
Charlie całkowicie odcięła się od więzi mate. Nie marzy o tym, aby spotkać swojego przeznaczonego i mieć z nim gromadkę małych wilcząt. Wręcz przeciw...
45.2K 1.7K 30
Wszystko wydaje się normalne, ale jednak nie do końca. Poznaj opowieść o niezwykłej Amelii, która nie do końca jest człowiekiem.
13.8K 585 14
Większość otaczających mnie osób nie ma pojęcia o moim pochodzeniu. Chodzę do szkoły w której nikt nie wie, że jestem księżniczką. Moja matka zmienno...