Snajper [Zwiadowcy]

By Agamemnona

5.6K 389 220

Po II wojnie światowej, kiedy dyktator Morgarath, odpowiedzialny między innymi za rozpad Wielkiej Brytanii, z... More

Wstęp
Prolog
1. SZEREGOWY
3. PUŁKOWNIK
4. STRZELEC WYBOROWY
5. PORUCZNIK
6. SZEJK

2. KOMENDANT

597 46 20
By Agamemnona

W wojsku przełożony instytucji wojskowych, np. szkół oficerskich, garnizonów.
W Korpusie: głównodowodzący.

Kiedy taksówka zatrzymała się przed bramą Pałacu Buckingham, pasażer niecierpliwie zaglądał do wszystkich kieszeni ciemnozielonej kurtki w poszukiwaniu portfela. Kierowca co chwilę spoglądał w lusterko na siedzącego z tyłu blondyna, który nie mogąc znaleźć swojej zguby, mruczał pod nosem coraz to nowe przekleństwa. Taksówkarz nieczęsto zawoził ludzi pod siedzibę głowy państwa, więc od razu skojarzył swojego klienta z pewną ważną osobistością. Niezbyt cieszyło go przebywanie z tym osobnikiem dłużej, niż to było konieczne, więc rzucił przez ramię:

- Nie musi pan płacić, panie komendancie.

Crowley podniósł wzrok i, patrząc w lusterko, spojrzał kierowcy w oczy.

- Na pewno?

- Tak, tak. Przewóz na koszt firmy.

- Cóż... w takim razie, miłego dnia.

Zwiadowca wyszedł z czarnego garbusa i prędko udał się w stronę Pałacu. Ze względu na przynależność do Korpusu nie spodziewał się życzliwości po cywilu. Gdyby się tak nie spieszył, pewnie zauważyłby, że taksówkarz uczynił w powietrzu znak krzyża i odjechał z piskiem opon.

Gwardiści, jak zwykle nieruchomi, nie trudzili się zatrzymaniem pędzącego w ich stronę drobnego mężczyzny z zapytaniem o tożsamość. Dostali rozkaz wpuszczenia komendanta, a widząc srebrną odznakę w kształcie dębowego liścia błyskającą spod niezapiętej kurtki od razu zorientowali się, z kim mają do czynienia.

Jednak nie wszyscy byli tak spostrzegawczy. Ochroniarz, który pilnował wejścia do budynku, stanął snajperwi na drodze. Ten pomachał mu dokumentami przed nosem i sam otworzył sobie drzwi, przemknąłszy pod wyciągniętym w jego stronę ramieniem. W środku czekał już na niego kamerdyner.

- Sir - przywitał się machinalnie służący.

- Cześć, Benji - odparł komendant, rzucając mu po drodze swoją kurtkę.

Wbiegł po szerokich schodach przeskakując po trzy stopnie naraz i pomknął korytarzem prowadzącym do sali obrad. Ze ścian spoglądały na niego portrety dawnych władców, którzy wyglądali na niezadowolonych widokiem intruza w swojej siedzibie.

Crowley'owi praca za biurkiem ani trochę nie służyła. Kiedy wpadł do przestronnego pomieszczenia z długim stołem, zdążył już złapać kolkę i dostał zadyszki. W środku rozmawiało podniesionymi głosami czterech mężczyzn: prezydent Araluen, speaker Izby Lordów Anthony Ring, premier Arald Byron oraz szef Sztabu Obrony generał Rodney Fromage.

- Coś mnie ominęło? - wysapał, opierając ręce na kolanach.

Trzej nieoficjalni doradcy prezydenta od razu go dopadli, chcąc jak najgłośniej wyrazić swoje niezadowolenie:

- Nie do pomyślenia!

- Skandal!

- Zbrodnia!

- Kto śmiał!

- Jak mógł!

- Ohydne gnojki!

- Trzeba ich złapać!

- Schwytać i osądzić!

- Tylko mi ich przyprowadźcie, to tak ich urządzę, że uszami wyjdą im te ich małe...

- Panowie, dajcie mu trochę odetchnąć! - zawołał Duncan wznosząc oczy ku niebu.

Mężczyzni odsunęli się od zwiadowcy, który odzyskawszy oddech, mógł rozejrzeć się po sali. Czegoś, a raczej kogoś, mu tam brakowało.

- Gdzie Pauline? - spytał, nie mogąc sobie wyobrazić narady bez głosu rozsądku w postaci pięknej dyplomatki.

- Powinna zaraz się zjawić - odparł prezydent i w tym samym momencie drzwi ponownie się otworzyły.

W przeciwieństwie do Crowley'a, Pauline DuLacy weszła do pomieszczenia szybkim krokiem, ale zachowując przy tym pełnię gracji i wrodzonego opanowania. Izba Lordów, Gmin oraz Angielskie Siły Zbrojne niemal rzuciły się na nią, znowu się przekrzykując. Araluen westchnął głośno, ale tym razem nie musiał interweniować. Wystarczyło, że minister uniosła lekko dłoń, a głosy natychmiast ucichły. Brwi prezydenta podjechały do góry.

- Cieszę się, że komuś wreszcie udało się uciszyć tych krzykaczy. Chciałbym mieć wśród nich taką siłę przebicia.

Pauline uśmiechnęła się do niego łagodnie.

- Każdemu trzeba czasem pokazać, kto tu rządzi - powiedziała, a Duncan zmarszczył brwi doszukując się w tych słowach jakiejś ukrytej aluzji. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, kobieta kontynuowała: - Wiem, że obecna sytuacja jest dla pana bardzo trudna, panie prezydencie. Doceniam, że informuje nas pan na gorąco, ale nie sądzi pan, że na pierwszej naradzie powinni być wszyscy przedstawiciele rządu?

Zanim jeszcze skończyła mówić, Duncan już kręcił głową.

- Nie wezwałem całego Gabinetu, bo chciałem pytać o radę przyjaciół, a nie tych nadętych urzędasów. Inaczej musielibyśmy spotkać się w Westminster. Poza tym, oni jeszcze o niczym nie wiedzą.

Anthony i Arald spojrzeli po sobie niepewnie, ale to Crowley wyraził myśli zebranych:

- Czy wasz... znaczy czy pan prezydent jest pewien, że to aby napewno dobry pomysł? Ukrywać przed światem tak ważną sprawę? Niedługo pierwsze wybory prezydenckie w historii Anglii, więc ktoś szybko dostrzeże brak jednego z faworytów na debatach i zacznie gadać, nawet nie znając wszystkich szczegółów.

Araluen ruchem ręki zaprosił ich do stołu. Komendant odsunął krzesło dla Pauline i sam usiadł na jednym, czekając na następne słowa prezydenta. Atmosfera w pomieszczeniu była gęsta jak angielska mgła, a to, o czym mieli rozmawiać, wcale jej nie rozrzedzało.

- Omówmy wszystko od początku - zaproponowała głowa państwa. - Tydzień temu sekretarka Evanlyn Wheeler z Konserwatystów zadzwoniła do mnie zaniepokojona tym, że jej przełożona nie wróciła do swojego apartamentu po spotkaniu z wyborcami. Oczywiście panna Wheeler, jako ceniona polityk, miała przy sobie obstawę, która również zniknęła. Nakazałem informować sobie o wszystkim, ale wczoraj ucichły wszelkie wiadomości. Każde z was zasugerowało jedno: porwanie. Ja również uważam, że nagły wyjazd na wakacje, bez wcześniejszego skonsultowania tego z asystentką, nie wchodzi w grę. Panna Wheeler nie mogła też nigdzie wyjechać służbowo; każde spotkanie musi mieć umówione z co najmniej kilkudniowym wyprzedzeniem. - Araluen uśmiechnął się krzywo. - Wiem to z własnego doświadczenia.

- Jeśli ktoś rzeczywiście uprowadził Evanlyn, trzeba odkryć, kto - rzekł Arald.

- Albo raczej: dlaczego - zauważył Crowley. - Trudniej jest znaleźć bezpośredniego sprawcę, gdy nie ma się żadnych dowodów i powiązań. Jeśli znajdziemy motyw, wyeliminujemy niepasujących podejrzanych.

Pozostali pokiwali głowami nie mogąc nie zgodzić się z tak trafnym stwierdzeniem. Prezydent kontynuował:

- Właśnie dlatego chcę wszcząć śledztwo w tej sprawie. Dopóki nie ustalimy, na czym stoimy, wolałbym żeby było to tajne dochodzenie. Z tego powodu chciałbym powierzyć je Korpusowi. - Komendant wyglądał na zaskoczonego, podobnie jak reszta zebranych, więc Duncan wyjaśnił: - Musi się tym zająć ktoś z naszego kręgu. Członkowie obu Izb odpadają; są politykami, nie detektywami, a na dodatek wśród nich znajdują się kandydaci na prezydenta, przez co w moich oczach są podejrzanymi. Mógłbym zwrócić się z tą prośbą do ministra spraw wewnętrznych, ale on jest zbyt zajęty wyborami. Poza tym, Keren Macindaw nie jest człowiekiem, którego darzę pełnym zaufaniem. Wojsko natomiast składa się z ludzi, hmm, jakby to powiedzieć, zbyt prostolinijnych do tego delikatnego zadania. - Spojrzał przepraszająco na generała Fromage, który ani trochę nie przejął się tym określeniem.

- Zgadzam się z panem prezydentem. Moi ludzie z chęcią zajmą się porywaczem, kiedy go schwytamy - powiedział z chytrym uśmieszkiem. - Uwielbiam przesłuchania zbrodniarzy.

Zwiadowca, już współczując złoczyńcy, zgodził się osobiście poprowadzić śledztwo.

- Może wezmę do pomocy któregoś z szeregowych - stwierdził. - I tak nie mogę wysłać ich na żadną misję za granicę, a uczeń pułkownika O'Carricka jest niezwykle dociekliwy, istny Sherlock Holmes. Przyda mi się ktoś z takim umysłem.

- Świetnie - uśmiechnął się z ulgą prezydent i zwrócił do reszty zebranych: - W tym czasie, kiedy Crowley będzie szukał dowodów, waszym zadaniem będzie uspokajanie opinii publicznej, w razie gdyby zaginięcie panny Wheeler wyszło na jaw, zanim sami o nim powiemy. Zależy mi, żeby nie wzbudzić paniki wśród innych polityków. - Zastanowił się przez chwilę i dodał: - Jeśli Evanlyn nie znajdzie się w przeciągu miesiąca, w waszej kwestii pozostawiam namówienie kandydatów do przesunięcia terminu wyborów. Ja, niestety, nie mogę tego zrobić, patrząc na to, że sam będę się starał pozostać tu na kolejną kadencję.

- Zrobimy co w naszej mocy - zapewnił lord Anthony.

Duncan skinął z wdzięcznością głową i zakończył posiedzenie. Odprowadził swoich doradców do drzwi, ale jeszcze przez chwilę przytrzymał w nich zwiadowcę. Poczekał, aż głosy zaufanych polityków na korytarzu ucichną, po czym powiedział niemal szeptem:

- Crowley'u, wiesz, że obecna sytuacja jest dla mnie osobista i chciałbym, abyśmy prędko z niej wybrnęli...

- Oczywiście - komendant wyczuł, że choć tego po nim nie widać, prezydentem targają silne emocje - dlatego nie powierzę śledztwa komuś innemu i sam się nim zajmę. Mam zamiar od razu pojechać do gabinetu panny Wheeler, a jeśli to będzie konieczne, również do mieszkania.

Araluen westchnął jak człowiek, któremu wali się cały świat, i położył rękę na ramieniu przyjaciela.

- Proszę cię, znajdź Cassie. Znajdź moją córkę.

***

Nastały godziny szczytu i londyńskie metro było niewiarygodnie zatłoczone. Ludzie przelewali się w nim niczym woda w Niagarze, spiesząc się, przepychając i pędząc nie wiadomo gdzie. Zwiadowca przemykał między nimi uparcie brnąc do przodu i wtapiając się w tłum. Nie było jego celem krycie się przed monitoringiem; robił to z zawodowego przyzwyczajenia. Odkąd wybrano go na Komendanta Korpusu rzadko bywał w terenie, a teraz wreszcie czuł, że żyje.

Wysiadł w finansowej dzielnicy miasta i udał się do wysokiego, jajowatego, przeszklonego budynku. Niektórym Gherkin kojarzył się z ogórkiem, ale snajperowi przywodził na myśl raczej bombę zapalającą.

Wszedł do środka i skierował się w stronę wind. Kiedy czekał, aż podnosnik zjedzie na parter z czternastego pietra, obok niego stanął wysoki mężczyzna. Crowley ukradkiem zmierzył go wzrokiem. Wyglądał na jakieś czterdziesci lat. Miał śniadą twarz, jasny turban na głowie, schludnie przystrzyżoną brodę i idealnie dopasowany garnitur. Mógł być jednym z tych bogatych mieszkańców Bliskiego Wschodu handlujących ropą. Ostatnią rzeczą jaką zwiadowca dostrzegł przed wejściem do windy, był wielki, złoty sygnet w kształcie pustynnego pajęczaka.

Anglik wcisnął guzik z napisem 20, a Arab 21. Meratyn zmarszczył brwi. Na tym piętrze znajdowało się biuro ministra spraw wewnętrznych. Z jakiegoś powodu przypomniał mu się artukuł, który czytał rano. Chcąc odpędzić od siebie dziwne przeczucia popatrzył w bok i natychmiast zorientował się, że popełnił błąd. Zapomniał, że cały budynek jest zbudowany jedynie ze szkła i stali, więc miał piękny widok na dachy londyńskich budynków znajdujących się daleko w dole. Fobia zacisnęła się na jego płucach niczym zimna, żelazna ręka wyciskająca z nich powietrze. Skierował spojrzenie na stopy, co również nie skończyło się dobrze. Podłoga windy także była przezroczysta. Crowley wziął głęboki oddech, który nie dostarczył mu zbyt wielkiej ilości tlenu i wbił wzrok przed siebie.

- Lęk wysokości? - usłyszał współczujący ton mężczyzny w garniturze.

- Tylko troszeczkę - odparł, a zaciśnięte gardło powodowało, że jego głos był nienaturalnie wysoki.

Dziękował Bogu, kiedy ujrzał wypragnione piętro dwudzieste. Rzucił ciche do widzenia i od razu, kiedy drzwi się rozsunęły, pobiegł do recepcji.

Kobieta stojąca za długim biurkiem jedynie zastępywała sekretarkę i nie była najlepiej doinformowana, jeżeli chodzi o zniknięcie polityka. Powiedziała jedynie to, co komendant już wiedział: że Evanlyn nie pojawiła się tu od ostatniego tygodnia, że nie miała umówionego żadnego spotkania ani zaplanowanego żadnego wyjazdu, że od wczoraj asystentka nie dawała znaku życia. Podała snajperowi adres mieszkania panny Wheeler, a on bezzwłocznie udał się we wskazane miejsce.

W przeciwieństwie do wieżowca, gdzie znajdował się gabinet, apartamentowiec z zewnątrz sprawiał wrażenie zbudowanego na długo przed I wojną. Wnętrze było zachowane w podobnym stylu; nie było windy, co w przypadku tak niskiego budynku nie stanowiło problemu, a przy schodach urzędował portier. Crowley jeszcze raz spojrzał na karteczkę otrzymaną od recepcjonistki i już wszedł na pierwszy stopień, kiedy zatrzymał go irytujący głos zza lady:

- Pan do kogo?

Zwiadowca cofnął się jeden krok i zmusił do uprzejmego tonu.

- Panna Evalnyn Wheeler, apartament czwarty.

Brzuchaty mężczyzna spojrzał na wiszącą na ścianie tablicę z kluczami i odwrócił się z powrotem do blondyna, a na jego twarzy pojawił się niemiły uśmieszek.

- Właścicielki nie ma w domu. Proszę przyjść, kiedy wróci.

- Przysyła mnie prezydent - powiedział komendant, chcąc tym samym jasno dać do zrozumienia, że sprawa jest nagląca.

- I?

- Dostałem od niego zlecenie przeszukania tego mieszkania.

- I?

- I chciałbym je przeszukać.

- W celu?

- Znalezienia śladów.

- Śladów czego?

- Śladów, które mogłyby nam wskazać obecne miejsce pobytu panny Wheeler.

- A co ma do tego prezydent?

Crowley westchnął ciężko, powoli tracąc cierpliwość.

- W owym apartamencie mieszka jego córka.

- Córka?

- Tak. Cassandra Araluen.

- Nie, nie. - Portier miał minę, jakby musiał coś wytłumaczyć dziecku. - Mieszkanie czwarte należy do Evalnyn Wheeler.

- Ale Evalnyn Wheeler i Cassandra Araluen to jedna i ta sama osoba! - wybuchnął zwiadowca. Szybko się opanował i powiedział, siląc się na spokój: - Czy może mi pan po prostu udostępnić klucz?

- A ma pan nakaz?

Snajpera zatkało. Mierzył tęgiego wąsacza od stóp do głów, aż w końcu powiedział, bardzo powoli i bardzo wyraźnie:

- Jestem wysłannikiem prezydenta. To zwalnia mnie z posiadania nakazu, prawda?

Mężczyzna pokręcił przecząco głową.

- Nie sądzę. Proszę wrocić z nakazem, albo będę zmuszony wezwać policję.

- Do diabła! - zawołał komendant i wypadł z budynku jak burza. Miał wielką ochotę zwymyślać portiera, ale się powstrzymał.

Już na zewnątrz przeszukał w głowie listę osób, które mogłyby szybko załatwić mu nakaz rewizji, gdy gdzieś w odmętach jego kurtki zawibrował telefon. Wyjął go z wewnętrznej kieszeni, znajdując przy okazji portfel, i spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił Halt.

- Tak? - spytał, starając się nie dać po sobie znać, jak bardzo był zdenerwowany.

- Crow, mamy problem. - Mimo jasnego przekazu, przyjaciel sprawiał wrażenie spokojnego.

- Co się stało?

- Jesteśmy w ruinach przy poligonie. Will znalazł ciało. Ochroniarz. Nie miał przy sobie żadnych dokumentów, ale sądząc po stroju pilnował kogoś ważnego...

Tyle informacji starczyło, żeby serce komendanta zabiło szybciej z ekscytacji.

- Zaraz tam będę - rzucił i rozłączył się.

Śledztwo wreszcie nabierało tempa.

Continue Reading

You'll Also Like

242K 8.6K 99
Ahsoka Velaryon. Unlike her brothers Jacaerys, Lucaerys, and Joffery. Ahsoka was born with stark white hair that was incredibly thick and coarse, eye...
958K 21.8K 49
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that.
377K 13.5K 58
𝐈𝐍 𝐖𝐇𝐈𝐂𝐇 Ellie Sloan reunites with her older brother when her hospital merges with his jackson avery x ellie sloan (oc) season six ━ season se...