4. STRZELEC WYBOROWY

685 47 20
                                    

Żołnierz lub członek innej uzbrojonej formacji wyszkolony w precyzyjnym strzelaniu na dużą odległość, obserwacji i maskowaniu.

Willa obudziło ciche pukanie do drzwi. Nie był pewien czy miał niezapowiedzianych gości, czy dźwięk dochodził z jego snu. Nasłuchiwał, a kiedy pukanie się powtórzyło, było pewniejsze i szybsze. Na wpół przytomnym wzrokiem spojrzał na zegarek, który pokazywał 6:49. Kto normalny dobija się do ludzi o tej porze? pomyślał, chowając głowę pod kołdrę i ponownie zasnął, jednak Morfeusz nie trzymał go długo w swoich objęciach. Bóg snu przysłał do zmęczonego nocnymi rozmyślaniami zwiadowcy Halta tupiącego niecierpliwie nogą. Tyle wystarczyło, żeby chłopak gwałtownie się wybudził i spadł z łóżka zaplątany w pościeli.

Po paru chwilach szeregowy stał przy wyjściu w pełnym rysztunku, pospiesznie dopinając guziki munduru. Odetchnął głęboko, gotów na powrót do ruin, gdzie dzień wcześniej znalazł ciało, otworzył drzwi i żartobliwie zasalutował.

- Sir, możemy już... - urwał w pół zdania, kiedy zorientował się, że stojący przed nim człowiek nie jest jego nauczycielem.

Młody chudzielec z burzą jasnych włosów przypatrywał mu się dziwnie z przechyloną na bok głową. Miał na sobie taką samą maskującą kurtkę jak Will i inni członkowie Korpusu oraz karabin przewieszony przez ramię. Brunet otaskował przybysza wzrokiem od stóp do głów, po czym prędko opuścił rękę.

- Eee... Will Treaty? - spytał niepewnie chłopak, zdezorientowany dziwnym zachowaniem stojącego w drzwiach snajpera. Gdy ten skinął głową, blondyn wyciągnął do niego dłoń. - Liam. Liam Guinness. Zostałem przydzielony do tego domku.

Szeregowy dopiero teraz dostrzegł leżącą u stóp Liama średnich rozmiarów torbę. Akurat żeby zmieścić ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy osobiste. Podniósł powoli wzrok, a gdy wymieniał z chłopakiem uścisk ręki, zdobył się jedynie na ciche:

- Och.

Domki w były na tyle duże, żeby pomieścić dwie osoby, ale Will, ze względu na nieparzystą ilość rekrutów, mieszkał sam. Nie przeszkadzało mu to. Wręcz przeciwnie, polubił samodzielność i całkowitą prywatność, jaką dawał mu brak współlokatora. I pomyśleć, że akurat teraz, kiedy potrzebował mnóstwa czasu na rozmyślania w ciszy, przysłano mu jakiegoś żółtodzioba. Nowy szeregowy na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie miłej osoby i chyba to był czynnik, który powstrzymał starszego zwiadowcę przed odesłaniem świeżaka z kwitkiem.

- Wchodź - rzucił w końcu z ciepłym uśmiechem, maskującym jego niezbyt przyjacielskie myśli.

Mam na głowie trupa i porwanie, niepotrzebny mi jeszcze małoletni kolega.

Liam przekroczył próg i rozejrzał się po swoim nowym domu. Chatkę zbudowano z bali, przez co już z zewnątrz zdawała się przytulna. Wnętrze urządzono skromnie, ale snajperzy nie mieszkali w spartańskich warunkach jak inni żołnierze. Ze swojego miejsca mógł dostrzec kuchnię, niewielki, zawalony jakimiś papierami stół w części jadalnej, a w głebi, niczym czarne otchłanie, mieściły się wejścia do dwóch pokoi, między którymi bieliły się łazienkowe drzwi. Żadnych dywaników, koronkowych firanek ani durnostoi, tylko bukiet świeżych kwiatów w starym dzbanku stojącym na skraju drewnianego blatu.

- Miło tu - skomentował, wchodząc dalej. Spojrzał na swojego współlokatora, skinąwszy głową na dziury ziejące z jasnobrązowych ścian. - W którym mam się zakwaterować?

Snajper [Zwiadowcy]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ