2. KOMENDANT

591 46 20
                                    

W wojsku przełożony instytucji wojskowych, np. szkół oficerskich, garnizonów.
W Korpusie: głównodowodzący.

Kiedy taksówka zatrzymała się przed bramą Pałacu Buckingham, pasażer niecierpliwie zaglądał do wszystkich kieszeni ciemnozielonej kurtki w poszukiwaniu portfela. Kierowca co chwilę spoglądał w lusterko na siedzącego z tyłu blondyna, który nie mogąc znaleźć swojej zguby, mruczał pod nosem coraz to nowe przekleństwa. Taksówkarz nieczęsto zawoził ludzi pod siedzibę głowy państwa, więc od razu skojarzył swojego klienta z pewną ważną osobistością. Niezbyt cieszyło go przebywanie z tym osobnikiem dłużej, niż to było konieczne, więc rzucił przez ramię:

- Nie musi pan płacić, panie komendancie.

Crowley podniósł wzrok i, patrząc w lusterko, spojrzał kierowcy w oczy.

- Na pewno?

- Tak, tak. Przewóz na koszt firmy.

- Cóż... w takim razie, miłego dnia.

Zwiadowca wyszedł z czarnego garbusa i prędko udał się w stronę Pałacu. Ze względu na przynależność do Korpusu nie spodziewał się życzliwości po cywilu. Gdyby się tak nie spieszył, pewnie zauważyłby, że taksówkarz uczynił w powietrzu znak krzyża i odjechał z piskiem opon.

Gwardiści, jak zwykle nieruchomi, nie trudzili się zatrzymaniem pędzącego w ich stronę drobnego mężczyzny z zapytaniem o tożsamość. Dostali rozkaz wpuszczenia komendanta, a widząc srebrną odznakę w kształcie dębowego liścia błyskającą spod niezapiętej kurtki od razu zorientowali się, z kim mają do czynienia.

Jednak nie wszyscy byli tak spostrzegawczy. Ochroniarz, który pilnował wejścia do budynku, stanął snajperwi na drodze. Ten pomachał mu dokumentami przed nosem i sam otworzył sobie drzwi, przemknąłszy pod wyciągniętym w jego stronę ramieniem. W środku czekał już na niego kamerdyner.

- Sir - przywitał się machinalnie służący.

- Cześć, Benji - odparł komendant, rzucając mu po drodze swoją kurtkę.

Wbiegł po szerokich schodach przeskakując po trzy stopnie naraz i pomknął korytarzem prowadzącym do sali obrad. Ze ścian spoglądały na niego portrety dawnych władców, którzy wyglądali na niezadowolonych widokiem intruza w swojej siedzibie.

Crowley'owi praca za biurkiem ani trochę nie służyła. Kiedy wpadł do przestronnego pomieszczenia z długim stołem, zdążył już złapać kolkę i dostał zadyszki. W środku rozmawiało podniesionymi głosami czterech mężczyzn: prezydent Araluen, speaker Izby Lordów Anthony Ring, premier Arald Byron oraz szef Sztabu Obrony generał Rodney Fromage.

- Coś mnie ominęło? - wysapał, opierając ręce na kolanach.

Trzej nieoficjalni doradcy prezydenta od razu go dopadli, chcąc jak najgłośniej wyrazić swoje niezadowolenie:

- Nie do pomyślenia!

- Skandal!

- Zbrodnia!

- Kto śmiał!

- Jak mógł!

- Ohydne gnojki!

- Trzeba ich złapać!

- Schwytać i osądzić!

- Tylko mi ich przyprowadźcie, to tak ich urządzę, że uszami wyjdą im te ich małe...

- Panowie, dajcie mu trochę odetchnąć! - zawołał Duncan wznosząc oczy ku niebu.

Mężczyzni odsunęli się od zwiadowcy, który odzyskawszy oddech, mógł rozejrzeć się po sali. Czegoś, a raczej kogoś, mu tam brakowało.

Snajper [Zwiadowcy]Where stories live. Discover now