3. PUŁKOWNIK

568 49 14
                                    

Najwyższy stopień oficerów starszych.
W Korpusie: zwiadowca uprawniony do szkolenia rekrutów.


Halt liczył odgłosy strzałów dobiegających z ruin Gorlanu. Spojrzał na zegarek. Jego uczeń miał dobry czas, choć szło mu wolniej niż podczas wcześniejszych gier terenowych. Najwyraźniej zastosował się do rady i wyłapywał rytm swojego serca przed pociągnięciem za spust.

Kiedy ucichło echo siódmego wystrzału, usłyszał krzyk. Słowa były zniekształcone przez dzielącą go od zamku odległość, ale nadal dało się wyczuć, że były pełne przerażenia.

Pułkownik zmarszczył brwi. Jego umysł zaczął błyskawicznie wyszukiwać możliwych przyczyn strachu swojego ucznia. Niemożliwe, żeby Will skądś spadł; za dobrze znał te ruiny i wiedział, gdzie lepiej nie stawać. Nie mogło się też nic zawalić, bo byłoby słychać spadające kamienie i marmur. Jeśli ktoś złamałby zakaz wstępu i z jakiegoś powodu zaatakował młodego snajpera, ten mógłby się obronić; niewykluczone, że rozległby się kolejny strzał.

Więc co się stało?

Wszystkie te opcje zwiadowca rozpatrzył w ciągu sekundy, kiedy zdecydował, że pójdzie sam się dowiedzieć. W połowie drogi przez poligon zobaczył pędzącą w jego stronę drobną sylwetkę szeregowego. Chłopak, któremu strach dodał skrzydeł, przeskoczył przez ogrodzenie i niemal stratował swojego mentora. Twarz miał bladą jak ściana, a oczy wielkie niczym spodki.

- Ha-h-halt, ja-a go nie... znalazłem go i... nie wiedziałem, ż-że... - Will żywo gestykulował, co tylko potęgowało chaotyczność jego wypowiedzi.

- Spokojnie, synu. - Halt położył mu rękę na ramieniu. Dwudziestolatek cały się trząsł. - Powiedz mi, co się stało. - Uczeń wziął kilka głębokich oddechów, ale niewiele to pomogło. Widząc, że w ten sposób nic z niego nie wyciągnie, starszy zwiadowca zmienił taktykę. - No dobrze, a gdzie to się stało?

Will się zawahał, jakby przez chwilę rozważał ogłuszenie nauczyciela i ucieczkę. Potem jednak odwrócił się z powrotem w stronę zamku.

- Ch-chodź za mną.

Przeszli przez płot i minęli kamienny łuk. Halt od razu zorientował się, że z tarczą czternastą jest coś nie tak.

Ktoś musiał ją podmienić przemknęło mu przez głowę.

Chłopak, jakby czytając mu w myślach, skinął nerwowo i dał nauczycielowi znak, żeby zajrzał za tarczę. Pułkownik, cały czas obserwowany przez stojącego z boku ucznia, zrobił krok bliżej ściany i wzdrygnął się niezauważalnie.

Martwy mężczyzna patrzył przed siebie niewidzącymi, zamglonymi oczami. Był wyjątkowo barczysty, jak na dobrego ochroniarza przystało. Ręce i nogi miał skrępowane grubymi sznurami. Halt zastanawiał się, w jaki sposób ktoś zdołał związać takiego dryblasa. Zerknął jeszcze na strużkę ciemnej krwi, spływającą leniwie po metalu i połączył fakty.

Jego podopieczny nie przestraszył się widokiem zwłok. Bał się, że zanim strzelił, wcale nie były zwłokami.

- Powinniśmy za-zadzwonić na policję, p-prawda? - spytał Will, a jego głos zdradzał, że wcale tego nie chciał. Czuł się winny i wiedział, że funkcjonariusze za takiego by go uznali.

- Tak, powinniśmy - odparł Irlandczyk nie spuszczając wzroku z trupa.

Szeregowym targały tak silne emocje, że był bliski płaczu.

- Dlaczego nie krzyczał? Przecież musiał słyszeć, jak strzelałem, jak chodziłem po zamku, więc czemu nie wołał o pomoc?

Starszy zwiadowca w końcu spojrzał na towarzysza, a jego myśli wjechały na nowe tory. Świeżak właśnie zadał najtrafniejsze pytanie w ciągu całego dnia. Wyciągnął telefon z wewnętrznej kieszeni kurtki i szybko wybrał numer. Brunet przyglądał mu się zrezygnowanym wzrokiem. Po dwóch sygnałach w słuchawce rozległ się znudzony głos:

Snajper [Zwiadowcy]Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu