One More Troubled Soul | Patr...

Galing kay hlfdoomed

4.8K 322 161

Wspomnienia. Czym są tak właściwie wspomnienia? Ogólnie rzecz biorąc na wspomnienia składają się ludzie, miej... Higit pa

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 19
Rozdział 20
Epilog

Rozdział 18

234 14 4
Galing kay hlfdoomed

Beep

Beep Beep

Beep

Beep Beep

Jedyne co mogła zobaczyć Allie to czerń. Głęboka, niekończąca się czerń. Jak gdyby znajdowała się w głębokiej otchłani.

Pierwsze co usłyszała to dźwięki kardiomonitora odmierzającego spokojne i miarowe bicie jej serca. Jednak, gdy chciała otworzyć oczy napotkała mały problem, nie była w stanie ich otworzyć. Powoli wracała jej świadomość, ale powieki wydawały jej się być jak z ołowiu i przy każdej próbie podniesienia ich, nie było żadnych efektów; miała jedynie wrażenie, że się przy tym męczy. Zaniepokoiła się, więc postanowiła, że się odezwie i zawoła po pomoc, ale usta również się jej nie słuchały. Nie potrafiła nawet poruszyć palcem, jakby całe jej ciało zostało sparaliżowane lub ważyło tonę. Jedyne co prawidłowo działało i przy czym nie musiała się w ogóle wysilać to słuch. Więc gdziekolwiek się znajdowała, była zdana tylko na niego.

Była zdezorientowana i porządnie wystraszona, a gdyby mogła to pewnie zmarszczyłaby brwi. Nie miała pojęcia gdzie jest, jak się tam znalazła i dlaczego jej ciało jest w stanie kompletnego uśpienia. Jak zdążyła się domyślić leżała w szpitalu, w pokoju gdzie panowała zupełna cisza, jeśli nie liczyć monotonnego pikania urządzenia po jej lewej stronie.

Próbowała sobie coś przypomnieć, ale wszystkie wspomnienia, cała jej pamięć zostały jakby zablokowane. Wiedziała jak się nazywa, ile ma lat, ale to były jedyne informacje zakodowane w jej umyśle. Wysilała się jak tylko mogła i próbowała obudzić, albo przypomnieć sobie cokolwiek; choćby nawet jakieś przypadkowe zdarzenie, ale wszechogarniająca ją pustka zaczęła ponownie ją pochłaniać i wkrótce straciła ponownie przytomność, nawet z tym nie walczyła bo czuła się jakby przebiegła całe stany wzdłuż i wszerz. Dała się pożreć nieprzeniknionej i przerażającej ciemności.

Kolejnym razem kiedy odzyskała częściową świadomość, również nie potrafiła otworzyć oczu, ale za to czuła jak czyjeś ciepłe i delikatne palce zaciskają się ostrożnie wokół jej zimnej dłoni. Tak jakby była wykonana z najbardziej kruchej porcelany. W normalnych okolicznościach pewnie wyrwałaby się i zaczęła panikować, nawet pomimo tego jak przyjemne uczucie ją ogarnęło. Czuła jak kciuk tej osoby kręcił małe kółka na wierzchu jej dłoni; to jej coś przypominało, a nagle dotyk tego kogoś wydawał się być dziwnie znajomy. Jednak nie potrafiła złożyć wszystkiego w całość, czuła się słabo, bezsilnie i żałośnie. Usłyszała ciche westchnięcie.

- Hej mała. – odezwał się cichy, zachrypnięty głos chłopaka. Drżał i brzmi jakby miał się dosłownie za chwilę rozpłakać, ale najwidoczniej jeszcze dawał radę się powstrzymywać. Znała go. Tak bardzo dobrze znała tę barwę głosu, już prawie przypominało się jej imię tego chłopaka. A poza tym, to przezwisko również coś jej mówiło, ale nie tak bardzo jak sam głos tego kto do niej mówił. Miała nadzieję, że będzie kontynuował, bo w ten sposób będzie zdolna sobie przypomnieć kim może on prawdopodobnie być. – Jak się dzisiaj czujesz? Mam nadzieję, że jest lepiej. Lekarze mówią, że jest lepiej i może niedługo się wybudzisz.

No właśnie, lekarze. Dlaczego i po co była w szpitalu? Miała ochotę podnieść się i zapytać o co w tym wszystkim tak właściwie chodzi, ale jedyne co mogła zrobić to leżeć i po prostu słuchać, w nadziei, że wkrótce sytuacja nieco się rozjaśni. Trafiło ją przeczucie, że musiał być on dla niej kimś bardzo ważnym, skoro przyszedł ją odwiedzić i mówi do niej, chociaż może nawet nie jest pewny czy go w ogóle słyszy. Chciała, aby jej umysł działał szybciej, ale najwyraźniej był wypełniony smołą. Ta pustka w jej głowie doprowadzała ją do frustracji.

- Boję się Allie. – kontynuował. – Jestem tak cholernie przerażony jak jeszcze nigdy w całym moim życiu. – jeszcze sekunda i biedak będzie płakał. Ale dlaczego płakał nad nią? Co takiego się stało? – Mówią mi cały czas, że wszystko jest w porządku, że to tylko długotrwała utrata przytomności i po prostu musisz odpocząć, bo cały ten wielki stres i szok w jednym momencie doprowadził cię do takiego stanu. Ale ja się po prostu boję. Boję się, że możesz mnie zapomnieć, albo kiedy się obudzisz wszystko do ciebie wróci i będziesz tak bardzo cierpieć. A ja nie chcę abyś cierpiała. Nie po raz kolejny i nie w taki sposób.

Już prawie miała jego twarz przed oczami i imię wypisane w pamięci, ale potrzebowała troszkę więcej czasu. Poza tym była zaskoczona, że mówił do niej w taki sposób. Zdecydowanie byli ze sobą bardzo blisko.

- Powinienem był cię chronić. Obiecałem ci to, przysięgałem tyle razy i zawiodłem. – w tamtym momencie była pewna, że zaczął płakać, a od czasu do czasu czuła jak kropelki łez lądują na jej ręce. – Przepraszam cię Allie, tak bardzo cię przepraszam. Nie miałem pojęcia, że takie coś się stanie. Gdybym tylko wiedział...nie dopuściłbym do tego. – podniósł jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. – Kocham cię mała, tak cholernie mocno cię kocham. Proszę pamiętaj o tym. Nie zostawię cię nigdy samej. Siedzę przy tobie cały czas i nie zamierzam odchodzić. Ani teraz, ani nigdy. Tylko błagam, obudź się. Dla mnie. Wiem, że nie mnie słyszysz Allie. Chcę cię znowu przytulić, trzymać cię w ramionach i wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Chcę cię pocałować i spojrzeć w twoje oczy. Błagam.

Patrick.

To jedno imię i wszystkie wspomnienia z nim związane, uderzyły ją jak pocisk. Już wiedziała gdzie jest, w szpitalu psychiatrycznym na obrzeżach Chicago, ale wciąż nie wiedziała dlaczego trafiła do skrzydła medycznego, ale w tamtym momencie mało ją to obchodziło.

Miała ochotę wstać i przytulic go z całej siły, zatapiając palce w jego włosach. Miała ochotę również się rozpłakać, gdy słyszała z jakim trudem Patrick powstrzymywał rozdzierający go od środka szloch. Miała ochotę objąć jego dłonie i trzymać je do momentu w którym przestałyby się tak potwornie trząść. Miała ochotę spojrzeć w jego piękne oczy i powiedzieć, że jest z nim przez cały czas i go nie zapomniała. Miała ochotę pocałować go z tak wielkim uczuciem, że poczułby, przez ten jeden gest, jak bardzo go kocha; chciała mu to przede wszystkim powiedzieć prosto w twarz.

A tymczasem leżała bezsilna na łóżku szpitalnym, wciąż nie wiedząc jakim cudem tam trafiła. Bała się, że gdy sobie przypomni dlaczego, to będzie tego gorzko żałowała. Sądząc po tym w jaki sposób Patrick do niej mówił, to nie był byle jaki powód.

Patrick całował jej dłoń na okrągło i przytulał do niej swój mokry od łez policzek; a Allie próbowała z całych sił poruszyć chociażby palcem, ale nic z tego. Nie miała pojęcia dlaczego jej stan był taki poważny, z tego co wiedziała to osoby w śpiączce są sparaliżowane, a ona nie była w żadnej śpiączce. Prawda? Patrick powiedział, że to tylko utrata przytomności, więc dlaczego tyle to trwało? Dlaczego nie mogła się odezwać, poruszyć, dać znaku, że słyszy go doskonale i zrobiłaby wszystko, żeby tylko go uspokoić? Dlaczego nie mogła sobie przypomnieć co było tym powodem dla którego musieli ją tam przenieść?

Pytania krążyły po jej umyśle, w którym zaczęło w końcu coś się dziać, ale i tak był w nim wielki ubytek w pamięci.

Zapanowała cisza. Patrick przestał się tak potwornie trząść, ale Allie wiąż czuła jak jego łzy kapią na jej rękę. Tak bardzo pragnęła otrzeć jego łzy i sprawić, aby ponownie się uśmiechnął. Tak bardzo kochała jego uśmiech, potrafił tym jednym gestem rozjaśnić cały jej dzień. Usłyszała nagle ciche zatrzaśnięcie drzwi co oznaczało, że ktoś wszedł do pokoju.

- Hej stary. – kolejny głos, który bardzo dobrze znała. – Może pójdziesz coś przekąsić, albo przespać się na wygodnym łóżku, a nie tylko na jego skraju?

- Nie jestem głodny, ani zmęczony Pete. Daj mi spokój. – odpowiedział chłodno Patrick, ściskając lekko jej dłoń. Nigdy nie słyszała u niego takiego tonu, nie podobało jej się to.

Za to kolejne wspomnienia napłynęły do jej głowy; przypomniała sobie kim był Pete i przypomniał jej się pierwszy dzień tutaj, gdy był on pierwszą osobą którą poznała. Wtedy był uśmiechnięty, a w jego głosie było słychać radość, a gdy rozmawiał z Patrickiem obok jej łóżka, słyszała jedynie przygnębienie i żal. Zupełnie nie jak Pete.

- No dalej Patrick. – upierał się blondyn. – Wyglądasz jak milion nieszczęść. Ledwo co jesz i pijesz, nie wmawiaj mi, że nie jesteś zmęczony skoro śpisz jakieś 3h na dzień i to jeszcze na twardym, plastikowym krześle lub opierasz się na krawędzi jej łóżka. Opuściłeś już sześć terapii Patrick, a wiesz jak bardzo to ci szkodzi.

Allie była w szoku, chociaż nie mogła tego okazać. Nie miała pojęcia w jakim stanie był Patrick, ale po tym co powiedział Pete, było z nim bardzo, ale to bardzo źle. Zaniedbywał swoje własne zdrowie, tylko dlatego, że ona leżała w szpitalu. Gdyby tylko mogła zaciągnęłaby go od razu na stołówkę, a później do lekarza. Czuła się potwornie z faktem, że przez nią Patrick również cierpi, chociaż w ogóle na to nie zasługiwał.

- Daję sobie radę. Ile razy mam wam powtarzać, że chcę być cały czas z nią? – odpowiedział przez zaciśnięte zęby. I mogłaby przysiąc, że widziała w wyobrażeniu jak nerwowo przeczesywał włosy palcami. – Ty, Andy i Joe nie zmusicie mnie do zmiany postanowień.

- A ile razy MY mamy TOBIE powtarzać, że jeśli tylko będzie się wybudzać, to od razu cię zawołamy? – usłyszała jeszcze trzecią osobę. Miała charakterystycznie wysoki głos. – Patrick nie sprawisz, że wybudzi się szybciej jeśli będziesz sam siebie wykańczał. Allie z pewnością nas słyszy i pomyśl sobie, jak bardzo musi przygnębiać ją fakt do jakiego stanu się doprowadziłeś. Jesteś jej chłopakiem, powinieneś być przy niej, ale co jeśli zemdlejesz z wycieńczenia kiedy ona się akurat obudzi? Pomyślałeś o tym? – to był nikt inny jak Andy. W jego głosie również pobrzmiewał smutek, nie ten codzienny optymizm i uprzejmość.

Coraz więcej zaczynała sobie przypominać. Z jednej strony cieszyła się, że nie zapomniała chłopaków, ale z drugiej, jej przeszłość zalała ją jak wodospad. Utwierdziła się w swoich przekonaniach, że zdecydowanie wolałaby tego nie pamiętać. Wszystkie jej złe wspomnienia zaczęły odzywać, a Allie gdyby mogła to zaczęłaby płakać i krzyczeć. W jej głowie działo się prawdziwe piekło, które pogorszyło się z momentem, kiedy nie czuła już ciepłej dłoni Patricka, która była dla niej jak lina ratunkowa. Kiedy usłyszała zatrzaskujące się drzwi i w pokoju zapanowała cisza, myślała, że jeszcze chwila i zwariuje.

Czuła się jak więzień własnego umysłu i ciała. Jedyne co widziała, to te wszystkie sceny jak z horroru; nie mogła nic z tym zrobić. Jakkolwiek by się nie starała, nie potrafiła się ruszyć nawet o milimetr. Jednak czuła jak łzy wydostają się z kącików jej zamkniętych oczu, a chęć i potrzeba krzyku wręcz rozrywała jej gardło. Słyszała jak bicie jej serca znacznie przyspiesza i maszyna do której była podpięta, zaczynała wydawać coraz bardziej niepokojące dźwięki. Jednak powód dlaczego znalazła się w takiej sytuacji, wciąż był dla niej nieznany i pozostawał uśpiony, aby przyjść do niej w najgorszym momencie.

Zanim straciła przytomność, w przypływie adrenaliny udało jej się jeszcze zacisnąć palce na prześcieradle z mała nadzieją, że dzięki temu zwróci czyjąś uwagę, że coś się z nią dzieje.

*Kilka dni później*

No i proszę, oto jak kończą tacy jak ty. Wyglądasz jak warzywo, bez żadnego kontaktu ze światem już jakieś półtora tygodnia. Beznadzieja.

Allie nie czuła niczyjej obecności w pokoju; podejrzewała, że Patrick przyjdzie później. Błagała żeby przyszedł jak najszybciej, bo bez niego jej umysł zagłębiał się w szczegóły coraz bardziej i przywoływał coraz to gorsze i makabryczniejsze wspomnienia. Pragnęła zamknąć swoją pamięć i nie wpuszczać żadnych wspomnień z dzieciństwa, pragnęła się od nich wszystkich w końcu odciąć.

Każdy wokół ciebie skacze, chociaż tak szczerze to nie ma w tym najmniejszego sensu. Kim ty w ogóle jesteś, żeby taka grupa ludzi tobie usługiwała? I oczywiście za kogo Patrick cię uważa, skoro i tak już przegrałaś?

Na pewno cię zostawi, wyjdzie niedługo ze szpitala, a później znajdzie kogoś o wiele lepszego od ciebie. Kogoś kto przyniesie mu w końcu szczęście, a nie nieprzespane noce i opuszczone terapie. Czy nie było mówione wcześniej, że przez ciebie on się tylko stacza? I teraz to wszystko się potwierdza.

Allie czuła jak łzy zaczynają powolnie spływać po jej twarzy. Przez cały czas, gdy tylko odzyskiwała częściową świadomość próbowała otworzyć oczy, zrobić cokolwiek. Było jej ciężko, ale miała wrażenie, że ta blokada zaczyna ustępować i już wkrótce będzie mogła funkcjonować normalnie. Na tyle na ile normalnie będzie mogła nazwać taki sposób życia.

Przez cały ten czas Patrick był z nią codziennie; od rana lub południa do naprawdę późnego wieczora. Cały czas trzymał ją za rękę i mówił jej jak bardzo ją kocha, opowiadał o tym co ogólnie dzieje się w szpitalu i co lekarze sądzą o stanie jej zdrowia. Podobno miała się wybudzić już niedługo i miała taką nadzieję. Andy i Pete również przychodzili od czasu do czasu, ale nie odzywali się tak często jak Patrick. Zwykle się z nią witali i wymieniali między sobą kilka cichych zdań. Dr Trohman też odwiedził ją kilka razy. A ona nie mogła nawet na nich spojrzeć.

Była zła na siebie, była wręcz wściekła, że nie potrafiła być wystarczająco silna, aby się obudzić. Wiedziała, że jeden tydzień opuszczania terapii oznaczał najczęściej jakiś miesiąc ich nadrabiania. Tym bardziej, że czuła doskonale jak bardzo jej stan psychiczny się pogorszył i jak bardzo brakuje jej tych spotkań. Przed tym co się stało – cokolwiek to było, miała wrażenie jakby była już bardzo blisko swojego celu. Bliżej niż kiedykolwiek.

Ah zabawne to wszystko jest wiesz? Mam nadzieję, że jesteś świadoma, że tym razem nie wystarczy już kilka uśmieszków i buziaczków od twojego pseudo kochasia, żeby wszystko wróciło do tego „lepszego stanu" i żeby wszystko nagle zniknęło, jakby twoje dzieciństwo było niczym. Nie jesteś chyba AŻ TAK głupia.

Słyszała ten głos w samym środku własnego umysłu, błagała żeby przyszedł ktokolwiek, już nie musiał być Patrick, byleby tylko zagłuszyli to rozrywające czaszkę gadanie.

No nie wierzę, jednak jesteś taka głupia. Nie myśl sobie, że przyjdzie Patrick, powie jedno nic nieznaczące „kocham cię" i twoje problemy wyparują, w tym ja. Skoro masz takie problemy z pamięcią, to może przydałaby ci się malutka pomoc i w końcu przypomnisz sobie co się stało, że teraz jesteś w takim okropnym stanie? Ja służę pomocą. Nie musisz dziękować.

I w jednej sekundzie zobaczyła JĄ, stojącą trzy metry przed Allie i uśmiechająca się w triumfalny sposób. Przypomniała sobie wszystko z tamtego dnia i było to tak realistyczne, że miała wrażenie jakby przeżywała to wszystko drugi raz. Nagle coś w niej pękło. Nie otworzyła oczu tak jak robią to ludzie po utracie przytomności na filmach – powoli i z ogromnym zmęczeniem i zdezorientowaniem, Allie otworzyła je gwałtownie i poderwała ręce do góry, aby chwycić się za włosy z całej siły, wbijała przy okazji paznokcie w skórę jak to miała w zwyczaju. Nie zwróciła nawet uwagi na oślepiającą biel pokoju i rażące w oczy lampy czy nawet na zastygłe mięśnie rąk, które zaczęły jej drętwieć. Tak jak wcześniej nie dawała rady podnieść powiek, tak tym razem nie była zdolna ich w ogóle zamknąć.

Była cała mokra od łez, zaciskała zęby i nie wydała ani jednego dźwięku. Patrzyła się w sufit i jedyne co widziała to twarz swojej „matki", która w jednym momencie ponownie zniszczyła całe je życie. Nie zastanawiała się nawet jakim cudem wiedziała gdzie jest, w jakim szpitalu i kiedy się tam przeniosła, jakim cudem zdołała wszystkich przekonać, że jest jej pieprzoną ciotką. Allie wiedziała, że jej „matka" jest zdolna do wszystkiego i zrobi wszystko co w jej mocy, aby Allie posunęła się w końcu do nieodwracalnych czynów w przypływie bezsilności i przeświadczenia, że tak naprawdę już nie ma po co dalej walczyć.

Nienawidziła jej, nienawidziła samej siebie za to, że była taka głupia i nie potrafiła sobie sama poradzić z czymś takim jak pieprzone wspomnienia. Allie odwróciła się powoli na prawy bok i przycisnęła twarz do poduszki. Upierdliwy głos nie dawał jej spokoju i cały czas rozbrzmiewał w jej głowie. Przesunęła dłonie i przykryła nimi uszy; wiedziała, że nic to nie da, ale była zdesperowana i chciała zrobić cokolwiek co uciszyłoby to głupie gadanie.

- Allie? – nie musiała spoglądać w górę, żeby wiedzieć, że Patrick stał w drzwiach pokoju. Nieruchomo i ze wzrokiem tak zszokowanym jakby właśnie zobaczył ducha.

Ona jedynie mocniej przylgnęła czołem do poduszki i zaciskała szczękę tak, że mięśnie zaczynały już ją boleć. Zapanowała cisza, ale po chwili poczuła jak materac na łóżku ugina się pod wpływem ciężaru Patricka i zaraz po tym jego dłonie chwyciły jej nadgarstki; delikatnie opuścił ręce Allie i objął ją, przytulając się od tyłu.

Nic nie mówił, o nic nie pytał. Pocałował Allie w czubek głowy i schował nos w jej włosach, wziął głęboki wdech, a powietrze wypuścił powoli przez usta. Tak bardzo doceniała to, że nie pytał o to kiedy się obudziła, jak to się stało i dlaczego. Nie chciała mu się tłumaczyć w takim stanie. Nie miała na to siły, nie miała dosłownie na nic siły. Była zagubiona, wystraszona i w stanie w którym powrót do jej stanu sprzed wypadku zajmie jej niezliczoną ilość miesięcy czy nawet lat. Wróciła do punktu wyjścia, do momentu w którym będzie musiała zaczynać z wszystkim od początku.

Nie miała już siły dalej walczyć, nie widziała w tym już najmniejszego sensu. Nie widziała już więcej swojej przyszłości w szczęściu u boku Patricka; była pewna, że w momencie w którym on opuści to miejsce zdrowy, ona będzie szła na kolejną terapię lub brała koleją dawkę otumaniających leków, które i tak niczego nie zdziałają. Porzuciła marzenia o zamieszkaniu razem z nim w przyszłości, o dzieleniu z nim jednego domu czy mieszkania, o ich wspólnym życiu. Było to dla niej niczym innym, jak tylko czystą abstrakcją, chorymi pseudo marzeniami, które już nigdy się nie spełnią. Nie potrafiła już myśleć w inny sposób.

Jednak była Patrickowi tak bardzo wdzięczna za to, że jej nie zostawił. Że leżał z nią w ciszy, gładził jej dłoń i samą swoją obecnością sprawiał, że jakaś część całego spięcia spłynęła z niej. Zaciskając mocniej szczękę i zamykając oczy, odwróciła się i wtuliła twarz w klatkę piersiową Patricka, wdychając przy okazji jego charakterystyczny zapach. On bez zastanowienia przyciągnął ją bliżej i pocałował w czoło.

- Nie jesteś sama słyszysz? – usłyszała jego cichy szept. – Jestem i będę z tobą.

Ona nie odpowiedziała, tylko przytuliła go najmocniej jak tylko w tamtym momencie potrafiła.

*Trzy miesiące później*

- Jak się dzisiaj czujesz Allie? – zapytał Trohman z troska i małym, ale serdecznym uśmiechem na twarzy.

Spojrzała na niego pustym wzrokiem i jedynie wzruszyła ramionami. Joe westchnął cicho, ale bez zaskoczenia czy poirytowania, nie był to pierwszy raz. Nie odzywała się do nikogo przez całe 3 miesiące odkąd się obudziła; były jedynie zdawkowe odpowiedzi lub ciche „tak" i „nie". Mało jadła, spała jeszcze mniej, a z pokoju wychodziła jedynie za potrzebą lub z konieczności, aby iść do gabinetu lekarza. Czasami również przenosiła się na noc do pokoju Patricka, aby oszczędzić sobie koszmarów, tego chciała uniknąć za wszelką cenę. Przeżywała dokładnie to samo co jeszcze przed przyjazdem do ośrodka. Tak jakby miała jedno, wielkie deja vu.

Wszystkie chęci do życia zostały starte w pył i nie widziała już żadnego światełka nadziei, jakie było i rosło w niej z każdym kolejnym dniem. Na szczęście Patrick był zaraz obok niej. Chodził z nią wszędzie i zapewniał jak bardzo ją kocha i że przejdą przez to wszystko razem. A Allie czuła się paskudnie, że nie dała rady mu odpowiedzieć, ale starała się pokazywać mu, że i ona kocha go bardziej niż cokolwiek innego na świecie. Na szczęście Patrick był wspaniałym człowiekiem i rozumiał wszystko co Allie chciała mu przekazać.

Joe usiadł w fotelu naprzeciwko kanapy na której siedziała Allie i zaczął przeglądać jakieś papiery. Allie skubała materiał koszulki i patrzyła się na swoje palce, których skórki przy paznokciach były zdrapane do krwi.

- Nie wspominałaś nigdy, że masz dzisiaj urodziny. – stwierdził Trohman po chwili ciszy. Rzucił jej przelotne spojrzenie i wrócił do przeglądania jej papierów, jak zdążyła się domyślić.

No tak, był 25 lipca.

- To nic istotnego. – odpowiedziała cicho.

- Ależ oczywiście, że to jest coś istotnego. Zawsze staramy się jakoś umilić dzień urodzin naszym pacjentom.

- Wszystko mi jedno, to i tak nie ma sensu.

- W każdym razie, wszystkiego najlepszego Allie.

Ona jedynie zacisnęła usta w wąską kreskę i wzruszyła lekko ramionami. Przez resztę spotkania Allie milczała, albo udzielała tak wymijających odpowiedzi jakich tylko się dało. Już nie dbała o to czy wyjdzie stamtąd czy nie; mogła równie dobrze wyjść i za kilka tygodni znowu wrócić, jeśli taka sytuacja powtórzyłaby się choć raz. Chociaż nie była pewna czy za drugim razem, nie skończyłoby się to nieco bardziej tragicznie niż na samej utracie przytomności

- Hej mała. – zaczął Patrick, gdy wszedł po cichu do pokoju Allie, wieczorem tego samego dnia. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego cały czas nazywał ją „mała". Tak czy inaczej nie narzekała, bo spodobało jej się to przezwisko. – Jak się dzisiaj czujesz? – podszedł do jej łóżka i kucnął przy nim, tak aby móc spojrzeć jej prosto w oczy. Chwycił jej dłoń i jak codziennie – lekko ucałował.

- Bez zmian. Nic nowego. – odpowiedziała i odetchnęła głęboko, patrząc Patrickowi w oczy.

- Co ty na to, żebym zabrał cię w jedno ciekawe miejsce?

- Teraz? – zmarszczyła lekko brwi zdziwiona i podniosła się do pozycji siedzącej.

- Mhmm, chciałbym żebyś coś zobaczyła. To bardzo ważne dla mnie. – odpowiedział lekko się uśmiechając, odgarnął kilka kosmyków włosów z jej twarzy i pogładził dłonią policzek Allie.

- Umm...no dobrze. Skoro to dla ciebie bardzo ważne, to pójdę. – wolałaby zostać w pokoju i nie wystawiać nawet nosa poza jego próg, ale nie miała serca odmawiać Patrickowi w ważnej dla niego sprawie, tym bardziej, że widziała po jego minie jak bardzo się ucieszył.

Szli bardzo dobrze znanymi jej korytarzami i zorientowała się, że idą prosto do wejścia na dach. Nie była tam od miesięcy, ale zastanawiała się czy Patrick nadal tam przebywał po nocach. Z pewnością tak, to było jego ukochane miejsce. Gdy byli już na szczycie schodów Patrick stanął przed drzwiami i zanim je otworzył zwrócił się do Allie.

- Zamknij oczy, proszę.

- A-ale dlaczego?

- To niespodzianka. Tylko na momencik dobrze? – spojrzał na nią proszącym wzrokiem.

Allie zrobiła tak jak jej kazał; chwycił ją po chwili za rękę, splatając ich place razem i usłyszała jak drzwi zaskrzypiały przy otwieraniu. Kiedy wyszli na świeże powietrze, Allie poczuła jak owiewa ją przyjemnie ciepły, lipcowy wiaterek. Wzięła głęboki oddech chcąc nacieszyć się tą chwilą, bo nie miała pojęcia, kiedy znów da się wyciągnąć gdziekolwiek. Patrick poprowadził ją ostrożnie przez dach i zatrzymał się w jednym miejscu.

- Nie otwieraj jeszcze oczu Allie. Powiem ci, kiedy masz to zrobić dobrze? – zapytał zniżonym do szeptu, łagodnym głosem.

- No dobrze. – odpowiedziała i przygryzła z nerwów dolną wargę. Poczuła jeszcze jak Patrick całuje ją w nos i gdzieś znika. Przestraszyła się; ostatnim razem kiedy widziała ciemność i otaczała ją cisza, była w czymś w rodzaju śpiączki. – Patrick? Gdzie poszedłeś? Odezwij się proszę.

- Jestem, jestem. Spokojnie mała, nie zostawiłbym cię samej. – jego głos dochodził zza niej. – Otwórz oczy, ale nie odwracaj się.

Otworzyła oczy i przed sobą ujrzała piękny widok znikającego za horyzontem słońca. Kolory na niebie tworzyły ze sobą spójną całość i coś, czego powinien żałować każdy, kto nie miał okazji tego zobaczyć. Czarne budynki miasta w oddali i to piękne połączenie odcieni różu i pomarańczowego, tworzyły obraz jak ze zdjęcia. Zapierający dech w piersiach.

- To bardzo piękne Trick, ale...

- Odwróć się. – przerwał jej w połowie zdania.

Allie powoli odwróciła się w jego stronę i gdy tylko ujrzała Patricka stojącego przed nią z dużą babeczką w ręce, na której paliła się pojedyncza świeczka, otworzyła szeroko oczy i wstrzymała oddech.

- A-ale co...Patrick... - nie wiedziała co powiedzieć, nie potrafiła znaleźć słów.

- Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam. – zaśpiewał z uśmiechem na twarzy. – Dzisiaj są twoje urodziny, prawda? – Allie jedynie pokiwała twierdząco głową. – Pomyślałem, że trzeba jakoś zorganizować ten specjalny dzień, więc wpadłem na takie coś. Poprosiłem Andy'ego o załatwienie babeczki i świeczki, od Joe wyciągnąłem informacje, a Pete dopilnował żeby żaden ochroniarz, ani nikt inny nie wszedł nam już dzisiaj w drogę. – powiedział i się lekko zarumienił.

Allie patrzyła na niego z niedowierzaniem. Łzy zebrały się w jej oczach i już kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. To były jej PIERWSZE w życiu urodziny, gdzie ktoś dla niej coś takiego zorganizował.

- Patrick ja...ja nie wiem co powiedzieć... - wyszeptała przez zaciśnięte gardło.

- O nie, Allie proszę nie płacz. Zrobiłem coś źle? Nie podoba ci się? To był zły pomysł, prawda? Nie chciałem, doprowadzić cię do płaczu. – w głosie Patricka brzmiała panika.

- Tak bardzo cię kocham. – wydusiła w końcu. – Nie masz pojęcia jak bardzo to wszystko mi się podoba. Ja nie wiem jak mam ci dziękować. Jesteś tak wspaniałym człowiekiem, kim ja jestem żeby na ciebie zasługiwać?

- Zasługujesz na wszystko co najlepsze na tym świecie Allie. Nawet jeśli do tego ma się zaliczać stuknięty dwudziestopięciolatek. – zaśmiał się cicho pod nosem.

- Dwadzieścia pięć? Ostatnim razem miałeś dwadzieścia cztery. Kiedy masz urodziny Trick?

- Miałem dwudziestego siódmego kwietnia, ale to nic takiego.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? Dlaczego ja nie spytałam? Patrick przepraszam, ty dla mnie przynosisz babeczki, a ja nawet nie wiedziałam, że miałeś urodziny 3 miesiące temu. – Allie czuła się okropnie z faktem, że kompletnie zapomniała się go zapytać kiedy ma urodziny.

- Hej hej, nic się nie stało. Przede mną jeszcze dziesiątki innych urodzin, będziesz miała jeszcze mnóstwo okazji Allie. – uśmiechnął się do niej. – A teraz pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczkę, bo zaraz babeczka będzie miała woskową polewę.

- Zdmuchnij ją razem ze mną. I też pomyśl sobie życzenie, to jest ważne. – chwyciła go za wolną rękę i zrobiła krok w jego stronę. – Na trzy? – Patrick przytaknął.

- Raz... - zaczął.

- Dwa...

- Trzy! – jednocześnie zdmuchnęli płomień świeczki i jej dym poleciał w górę, w stronę zachodzącego słońca.

Życzę sobie, aby Patrick do końca życia był całkowicie szczęśliwy i aby już nigdy nie musiał wracać do miejsca takiego jak to. 

-------------------------------------------------

Hej hej! Damn, trochę mi zajęło napisanie tego rozdziału, bo trochę się w nim działo, ale w końcu jest! 

Poza tym to chciałabym wam wszystkim i każdemu z osobna, BARDZO podziękować za ponad 1,300 wyświetleń pod tym opowiadaniem. :') Jak zobaczyłam, że jest 100 to była dla mnie wielka radość. :') Dla niektórych może to być mało, ale to moje pierwsze "dzieło" i cieszę się bardzo, że ten pomysł tak dobrze się przyjął. C: Więc jeszcze raz, bardzo dziękuję!♥

I jeszcze jedna mała, ale chyba dość istotna sprawa, otóż powoli ta historia zbliża się ku końcowi. Zostały jeszcze 2 rozdziały + epilog i przygoda z One More Troubled Soul będzie zakończona. :') Ciężko jest mi to kończyć, bo się przywiązałam do tego opowiadania, ale takie było moje założenie od początku, więc zobaczymy jak to się potoczy. ;)

A więc do kolejnego i miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy!

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

90.8K 3.1K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
87.9K 5.7K 20
Pierwsza wersja Śmierci Motyla z 2018 roku. Aktualnie pisany jest remake. W 2045 roku spokój zwykłych szarych ludzi został zakłócony. Nieznana dotąd...
90.2K 8.3K 16
Po pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodziejów. Dumbledore podejmuje kontrowersyjną...
492K 48.4K 63
Rok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęli wybierać cechy własnych dzieci, mimo ż...