Oblicze Przeszłości

By ARika_a

24.5K 1K 208

Czy po fali rozczarowań i życiowych porażek można być dalej tym samym człowiekiem? To pytanie Sophia Hudson z... More

Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7

Rozdział 1

5.9K 195 15
By ARika_a

Wschód słońca kojarzony jest przede wszystkim z nadchodzącym dniem, czyli czymś nowym, nieznanym. Oznacza to również, że aby mógł nadejść nowy dzień musi się skończyć poprzedni. Coś się zaczyna a coś kończy...

Niestety nie w moim życiu. Rozdział pod tytułem Sophia Hudson ciągnął się za mną do tej pory. Mimo upływu trzech lat nie było dnia w którym bym choć raz nie pomyślał o niej i chwilach które kiedyś razem dzieliliśmy.

Jak się z tym czuję?

Okropnie.

Czułem, że straciłem swoją połówkę, która mnie dopełniała. A to wszystko przez swoją głupotę i obłudę. Nigdy nie pomyślałbym, że moje kłamstwa mogą ujrzeć światło dzienne. Ale czy to były kłamstwa? Tak, to prawda chciałem ją wykorzystać, zranić po czym zostawić i żyć tak jak żyłem wcześniej, w praktyce przerosło mnie to. Gdyby była to inna kobieta może by wyszło, ale nie z nią. Nigdy nie poznałem równie magnetycznej duszy, która była w stanie pochłonąć mnie do reszty.

Mówi się, że kobiety są trudne, to co można było powiedzieć o Sophii? Nigdy jej nie rozgryzłem, choć nie raz było bardzo blisko, uciekała mi gdzieś poza zasięg moich umiejętności rozszyfrowania ludzi. I chyba to mnie przyciągało najbardziej do niej, z każdym miesiącem pragnąłem jej bardziej, a moja zaborczość nie znała granic. Lecz własna głupota doprowadziła mnie do tego stanu, w którym czuje się jak zwiędła roślina nie mająca żadnych chęci do życia.

Nienawidzę sam siebie.

Nienawidzę swoich kłamstw.

Nienawidzę tego dnia, w którym pozwoliłem jej odejść.

Wydaje się, że w dzisiejszych czasach tak prosto odnaleźć drugą osobę. Tak było na początku, lecz gdy nagle przepadła jak kamień w wodzie straciłem jakąkolwiek nadzieje. Przecież nie mogła wyparować, jednak moi informatorzy w żadnym stopniu nie mogli wpaść na jej trop...

Zresztą po co miałbym jej szukać skoro ona nie chce mnie znać. Tak powiedziała mi ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy. Pamiętam to jak dziś, kiedy przyleciałem do Nowego Jorku najszybciej jak tylko mogłem. Wyczekiwałem na nią, a kiedy jakimś cudem nadarzyła się okazja spotkania ją nie odezwała się żadnym słowem, oprócz tych wypowiedzianych z całą nienawiścią, które teraz każdego dnia odbijają się echem w mojej głowie.

Próbowałem zapomnieć o wszystkim poprzez różne używki, ale to jest bezsensowne. Udaje mi się zapomnieć na jakiś czas, ale w chwilach takie jak te wracam do punktu wyjścia.                         Jestem jeszcze w półśnie, kiedy odwracając się na lewy bok stwierdzam zniesmaczony, że wczoraj zasnąłem zanim wyprosiłem tą kobietę. Szerze mówiąc nawet nie pamiętam jak miała na imię, jednak pamiętam, że wybrałem ją bo w żadnym calu nie była podobna do Sophii. Nie zbyt inteligenta blondynka w sam raz na jedną noc.

Gdy położyła rękę na moim torsie natychmiast ją strąciłem, musiałem ją jak najszybciej wyprosić. Wstałem z łóżka zakładając na szybko pierwsze lepsze dresy, żeby tylko nie paradować z gołym tyłkiem. Rozsunąłem zasłony w nadziei, że dziewczyna sama się obudzi i nie będę musiał zanadto wiele z nią rozmawiać. Na szczęście się nie myliłem, promienie słoneczne szybko ją zbudziły. Z naburmuszoną miną przeciągła się i spojrzała gniewnie w moją stroną jeszcze zaspanymi oczami.

- Co robisz? Zasłoń zasłony i połóż się obok mnie.- powiedziała zachrypniętym głosem. Była żenująca jak cała ta sytuacja...

- Wydaje mi się, że już czas na ciebie.- powiedziałem ze skrzyżowanymi rękami.

- Co?- dziewczyna była naprawdę zdziwiona. Na co liczyła? Kwiaty i śniadanie do łóżka? O nie nie, takie zabawy nie ze mną.

- Słuchaj mała, idę teraz wziąć prysznic, jak tutaj wrócę ma cie nie być. Rozumiesz?

- Ale dlaczego? Przecież wczoraj było fajnie.- wysiliła się na wstanie z łóżka, a fakt, że była naga miał być niby zachętą. Wyginała się przede mną jak akrobatka, a ja myślałem, że za chwilę wybuchnę śmiechem, choć z drugiej strony irytowało mnie to niemiłosiernie.

- Wynoś się natychmiast.- warknąłem, rzucając w jej stronę podniesioną wcześniej z ziemi sukienkę należącą do niej. Wyszedłem z sypialni słysząc za sobą jej sztuczny płacz.

Zdawałem sobie sprawę, że przed chwilą zachowałem się jak skurwysyn, ale nic mnie to nie obchodziło. Po prostu nie chciałem w swoim domu żadnej lali. Wszedłem do łazienki wcześniej zamykając drzwi na zamek, bo kto wiedział co mogło jeszcze wpaść tej idiotce do głowy, choć chyba już wystarczająco ją przestraszyłem.

Po chwili byłem już pod prysznicem, pozwalając wodzie zmyć ze mnie wszelkie wyrzuty sumienia i poczucia winy. Kurwa od trzech lat czuje się jak skała bez uczuć, nic mnie nie obchodzi, mógłbym wręcz umrzeć...

Boże co ja mówię, muszę się otrząsnąć.

Codziennie to sobie powtarzam.

Dobrze, że chociaż praca pozwala mi się oderwać. A jest jej całkiem sporo, dwa hotele spod projektu Sophii przynosiły zyski, ale i przy nich było najwięcej roboty. Musiałem co jakiś czas kontrolować  współpracowników, którzy się nimi zajmowali. W całej Francji stoją cztery hotele mojej sieci, niestety lub stety reszta jest porozrzucana po całym świecie. Kiedyś lubiłem podróżować do tych miejsc, pracy było dużo jednak zawsze znalazł się czas na rozrywkę i zwiedzanie.

Tak, bardzo lubię odkrywać miejsca a wręcz wnikać w ich struktury.

Teraz nie mam chęci często dzwonię w te miejsca, jednak w taki sposób nie uda mi się w pełni kontrolować sytuacji.

Po długim prysznicu, specjalnie przedłużonym, aby nie spotkać nieszczęsnej dziewczyny w końcu wychodzę z łazienki. Gdy upewniłem się, że już jej nie ma. w końcu poczułem się spokojny. Było już dobrze po dziewiątej a mnie wciąż nie było w pracy a był poniedziałek dzień w którym mój ojciec przychodzi do firmy sprawdzając "jak tam u mnie", znowu się skończy wywodem o mojej niepunktualności co może wzbudzać brak szacunku wśród pracowników.

No cóż od dziecka nie należałem do osób punktualnych, no chyba, że  sam chciałem być gdzieś na czas.

Wyszedłem ze swojego penthousa najszybciej jak tylko mogłem, mój kierowca już na mnie czekał, przywitałem się z nim mówiąc mu, że musimy jak najszybciej być firmie. Udało nam się dotrzeć tam w ciągu piętnastu minutach mimo dość sporych korków. Wpadłem do środka jak burza, spieszyłem się jak nigdy, niestety tego dnia jak na złość każdy miał jakąś sprawę do mnie. Gdy wreszcie udało mi się podpisać te wszystkie papiery, odpowiedzieć na wszelkie pytania znalazłem się w swoim biurze. Z ulgą stwierdziłem, że ojca jeszcze nie ma.

- No i po co się tak spieszyłem?- zaśmiałem się pod nosem. Wtem za swoimi plecami usłyszałem szyderczy głos ojca.

- Chyba nie było dnia w którym nie spóźniłbyś się do pracy.- ciarki przeszły po moich plecach, nienawidziłem tego protekcjonalnego tonu głosu mojego ojca.

- Na szczęście to ja jestem dla siebie szefem i decyduje o której pojawiam się w pracy.- wiedziałem, że właśnie się narażam ojcu tymi słowami, ale miałam to w dupie. Nie będzie bez przerwy pouczał mnie w sprawach firmy.

- Chyba się zagalopowujesz, synu.- uniosłem wyżej brew nie wierząc w to co słyszę.

Synu?

W jego ustach brzmiało to raczej jak najgorsze przekleństwo.

- Nie wydaje mi się.- odpowiedziałem. - Słucham co cię sprowadza do mnie?- zapytałem po chwili rozsiadając się w fotelu.

Moim fotelu.

- Ta firma to dorobek mojego życia, nie pozwolę ci spierdolić tego wszystkiego! Rozumiesz?!- bez wątpienia był wściekły. Ale kiedy nie był? Trochę mnie to śmieszyło, przez całe życie chyba nie widziałem na jego twarzy nic innego oprócz tego charakterystycznego grymasu, który w połączeniu z czerwoną od wściekłości twarzą był mieszanka wybuchową.

Gdy nieco się uspokoił zajął miejsce naprzeciwko mnie. Jego napady wściekłości były uzasadnione. Byłem jego jedyną nadzieją...

Przejąłem firmę tylko dlatego, że on sam nie był w stanie jej prowadzić ze względu na postępującą chorobą Alzheimera. Zawsze wiedziałem, że to nie ja miałem zająć jego miejsce. Miał to zrobić Christopher, pierworodny syn pana Blanca.

Zawsze idealny, wzorowy syn, uczeń i brat. Przez całe życie był moim wzorem do naśladowania. Kimś za kim mogłem wskoczyć w ogień. Można nawet powiedzieć, że to zrobiłem. I był to mój życiowy błąd. Wierząc w jego niewinność wpadłem w pułapkę zemsty na ludziach, którzy pośrednio przyczynili się do jego śmierci.

Szkoda, że wcześniej nie wiedziałem, że mój święty brat miał za uszami poważne przekręty. A jego wyprowadzka po ukończeniu osiemnastego roku życia z Nowego Jorku do Paryża była krokiem w otchłań.  Christopher zaślepiony władzą i pozycją ojca chcąc stać się taki sam urwał kontakt z matką, mną i siostrą. Gdy stałem się dorosły wyjechałem za nim, wciągnął mnie w wir pracy a także niemoralnych czynów. Już wtedy mogłem pomyśleć...

Ale byłem głupi zaślepiony ideałem, który tak na prawdę nie istniał. 

- Słuchasz mnie do jasnej cholery czy nie?!- z myśli wyrwał mnie głos ojca.

- Zamyśliłem się, możesz powtórzyć?

- No jak zwykle nie jesteś myślami tu gdzie powinieneś. Nigdy nie udało mi się wyplenić tej cechy matki z ciebie.- nienawidził mamy, nie wiedziałem dlaczego do tej pory. Po prostu pewnego dnia, mama zabrała nas z rodzeństwem z Paryża do Nowego Jorku, gdzie potem zamieszkaliśmy. Gdy kiedyś zapytałem ją jako dziecko, czemu nie ma z nami taty odpowiedziała, że jest złym człowiekiem, z którym nie mogliśmy dłużej zostać.

- Słuchaj mnie uważnie.- Wstałem natychmiast z fotela.- Możesz mnie obrażać ile tylko chcesz, ale o niej nie waż się pisnąć chociażby jedno słowo, rozumiesz?

- Uspokój się. Zawsze wiedziałem, że jesteś miękki jak ona, nie to co Christ.....-  przerwał w pół słowa.

- No powiedz to!- warknąłem. - Nie to co Christopher! Wiem nigdy nie będę tak dobry jak on, ale przynajmniej nie jestem pierdolonym gwałcicielem młodych dziewczynek.- powiedziałem to zdecydowanie za głośno, wręcz byłem pewny, że nie było osoby która by nie słyszała tego przynajmniej na tym piętrze.

- Zamknij się!- mój ojciec doskoczył do mnie. Było blisko bijatyki. Wiedziałem, że przekroczyłem granice, ale nie byłem w stanie słuchać dalej tego egoisty.

- Wypluj te słowa! Był niewinny, rozumiesz!

- Wiesz doskonale jaka jest prawda.- dziwił mnie jego upór i wiara w niewinność Christophera, nawet teraz. Nic nie mogłem z tym zrobić, ale poczucie tego, że jestem bratem człowieka, który skrzywdził w tak straszliwy sposób Sophie niszczyło mnie od środka.

- Otrząśnij się wreszcie ta mała salope przynosi pecha naszej rodzinie. Lepiej by było, gdyby się nie urodziła.- myślałem, że właśnie się przesłyszałem, to było niedorzeczne. Po fali niedowierzania nadeszła fala wściekłości. Wiedziałem, że nie mogę dać poznać po sobie, że dotknęły mnie jego słowa, a także dać powód do plotek w całej firmie co i tak pewnie jest nieuniknione.

Ze skamieniałą twarzą złapałem go za koszule i wyprowadziłem bez słowa za drzwi.

- Wynoś się stąd i w najbliższym czasie nie chce cie tu widzieć.- warknąłem mu to ukradkiem do ucha zanim podeszła do nas moja asystentka.

- Pan Blanc właśnie wychodzi, proszę Alice odprowadź pana.- blondynka kiwnęła głową potakująco, widząc jej minę byłem pewny, że słyszała wszystko. - Aha, gdy tylko to pani zrobi zapraszam do siebie.- widać było, że dziewczyna była przestraszona. Wbrew pozorom nie chciałem nic jej zrobić jedynie, aby zajęła się tym, żeby nikt nie mówił o zaistniałej rozmowie mojej z ojcem.

Szczerze nie spodziewałem się, aż tak burzliwiej wizyty ojca. Miałem nadzieje skończy się na dogryzaniu sprawdzeniu jak sobie radzę i szybkim oddaleniu. Jednak mogłem się tego spodziewać, od dłuższego czasu zapowiadała się grubsza afera. Ojciec nie mogący znieść mojej zwierzchności nad sobą i ja nie mogący znieść jego obecności tuż przy sobie.

Co gorsza nie zapowiadało się, aby ten dzień w dalszej części minął nieco przyjemniej. Po południu czekała mnie rozmowa telefoniczna z Diemidem Petrovem. Mężczyzną, który podczas biznesowej kolacji omal nie rozebrał Sophii wzrokiem. Niestety w tamtym jak i tym przypadku liczyły się interesy. Petrov był bardzo zainteresowany budową na terenie Rosji jednego z moich hoteli. Wszystko było by w porządku, gdyby nie to, że chciał przejąć nad nim kontrolę w sześćdziesięciu procentach. Dlaczego? Ponieważ obejmowała nas umowa z przed czterech lat, w której właśnie Petrov zobowiązał się na zainwestowanie w hotele postawione w Paryżu. W zamian za to musiałem się zgodzić na budowę następnego w Rosji. Choć nie było mowy o tym, że "dam" mu część udziałów wiedziałem, że właśnie tego oczekiwał. Mógłbym się po prostu nie zgodzić, ale to byłby życiowy błąd.

Jestem między młotem a kowadłem. Z jednej strony Petrov, nieznoszący sprzeciwu a z drugiej strony ojciec, dla którego umowa z Petrovem to szansa nie do przepuszczenia.

No cóż musiałem się na to zgodzić, odrobina spokoju od ojca, który zobaczy, że jednak coś wkładam do firmy jest dla mnie ważniejsze niż jeden hotel, który będzie w jakieś części pod wpływem Petrova.


No cóż pojawił się pierwszy rozdział drugiej części książki Dwa Oblicza mam nadzieje, że spodoba się "starym" i "nowym" czytelnikom. Zachęcam do wczytania się w historie opowiedzianą z perspektywy Louisa, ale nie musicie się martwić, pojawią się także części opowiedziane przez Sophię. Już w drugim rozdziale ukażą się losy Sophii, dlatego zapraszam do czytania i gwiazdkowania.

Continue Reading

You'll Also Like

126K 3.2K 22
Valencia Briven po kłótni ze swoją najlepszą przyjaciółką postanawia pójść do baru by zapomnieć o tym co się wydarzyło. Tam spotyka przystojnego chło...
67.6K 6.9K 21
Poznaj historię córki głównego bohatera z "Wszystko, co skrywa twoje serce" Można powiedzieć, że życie Penelope Porter było idealne. Miała kochającą...
383K 16K 47
Znaliśmy się jeszcze, kiedy byliśmy nastolatkami. Jeden wieczór sprawił, że nasze drogi się rozeszły. Jedna moja decyzja zaważyła na całym moim życiu...
73.4K 7.8K 9
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...