[: wrażliwy]
Michael
Po tym, jak już wszystko wyjaśniliśmy sobie z Luke'm, blondyn postanowił, że zabierze mnie na obiad. Ponieważ moich rodziców nie było w domu, a mi tym bardziej nie chciało się nic gotować; nie protestując, zgodziłem się na jego propozycję.
Wyszliśmy z domu Caluma, wcześniej się z nim żegnając i wsiedliśmy do samochodu Hemmingsa. Poprawiłem się wygodnie na swoim fotelu i zapiąłem pas. Luke zajął miejsce kierowcy i uśmiechnął się do mnie.
- Jaką sześciogwiazdkową restauracje proponujesz? - zapytał, wyjeżdżając z parkingu.
Wywróciłem oczami na jego pytanie. Czy on chociaż na moment może nie zachowywać się jak dupek?
- Nawet nie myśl o jakieś drogiej restauracji - westchnąłem. - Nie będę wydawać pieniędzy na coś, czym się nawet nie najem. Podejdź do jakieś knajpki typu fast food i będzie w porządku.
- Proszę, proszę - zachichotał. - Kotek pokazał pazurki?
Ja naprawdę nie wiem, co on ma w głowie, bo to na pewno nie jest mózg.
- Nie nazywaj mnie kotkiem - mruknąłem pod nosem, natychmiast sobie coś przypominając. - Właśnie jak już będziemy wracać wjedziemy po karmę dla Molly.
- Woah, Mikey! Zaczynam czuć się jak twój szofer - zaśmiał się, jednak gdy zobaczył moją poważną minę, natychmiast ucichł. - Nie wiem, co jest otwarte w niedzielę, więc preferujesz KFC czy McDonalds?
Zastanowiłem się przez moment, patrząc na mijane przez nas budynki. Calum musiał mieszkać niedaleko mnie, bo wydawały mi się dziwnie znajome.
- Myślę, że KFC. Mają lepszego kurczaka - wzruszyłem ramionami.
Wyciągnąłem telefon z kieszeni.
- Z kim piszesz?
Chciałem tylko sprawdzić godzinę, ale...
- Z chłopakiem, którego poznałem na imprezie - skłamałem. Chciałem się z nim podroczyć. Miałem dziś wystarczajaco dobry humor. Spodziewałam się kaca i inne takie, ale było odwrotnie.
Patrzyłem kątem oka na jego dłonie, które po wypowiedzianych przeze mnie słowach, mocniej ścisnęły kierownicę.
- Um, okej - mruknął, chodź doskonale wiedziałem, że nie jest mu to obojętne. - Jak ma na imię?
- Connor - dalej kontynuowałem swój labirynt kłamstw.
- OH - westchnął, wjeżdzając na głową drogę. - Dość długie w porównaniu do takiego imienia, jak Luke - powiedział pewnie, zagryzając wargę. Zaśmiałem się.
- A co to ma do rzeczy, czy imię jest długie, czy...
- No wiesz... - zaczął. - W niektórych sytuacjach imię krótkie sprawuje się o wiele lepiej, niż te długie.
Czy tylko ja pomyślałem, o czymś nieodpowiednim? Miałem jednak, zbyt dobry nastrój, by zostawić jego wypowiedz bez mojego dopytania się, pomimo tego, że moje policzki przybrały już cholernie czerwony kolor, co widziałem w bocznym lusterku samochodu.
- Na przykład w jakich sytuacjach?
Luke nic nie odpowiedział, tylko zjechał na pobocze. Odpiął swój pas i mocno mnie pocałował. Oddałem lekko pocałunek. Jego kolczyk przyjemnie drażnił moją wargę.
- Seks - wychrypiał przy moim uchu, przegryzając jego płatek. Jęknąłem cicho, czując przyjemny dreszcz.
Całowaliśmy się jeszcze przez moment, napierając na swoje usta, przymknąłem oczy. Luke wplótł palce w moje włosy, szarpiąc delikatnie moje końcówki.
- To jak...idziemy na tylne siedzenia się pieprzyć?
Odepchnąłem go natychmiast od siebie. Chciałem być teraz niewidzialny. Moje policzki wręcz paliły, a ja czułem się w cholerę niezręcznie. Nie byłem na to gotowy nawet w najmniejszym stopniu, a już na pewno nie w jego samochodzie. Nie byliśmy nawet razem, więc dlaczego mielibyśmy teraz uprawiać seks?!
- Halo, Mikey? Odebrało ci mowę?
- Jedz do tego KFC, jestem głodny.
Hemmings zaśmiał się, zapiął pas i odpalił auto.
- Czyli nici z szybkiego numerka? Bądź...na głodnego nie potrafisz?
- Przestań - warknąłem sfrustrowany. - Pieprzyć możesz jakąś dziwkę z pierwszego, lepszego klubu - fuknąłem.
Jednak moja wypowiedz wywołała w nim spore rozbawienie.
- Oh przepraszam panie obrażalski. Wolisz uprawianie miłości, a może kochanie się? Oj Mikey, Mikey. Jesteś taki wrażliwy.
- W porównaniu do ciebie dla mnie jest to coś ważnego, a nie byle co - odpowiedziałem zły.
I w jednej chwili ten idiota zepsuł mi humor, że też zachciało mi się z nim droczyć.
- Mikey, skarbie nie denerwuj się - powiedział łagodnie.
Nie zareagowałem.
- Mike przecież tylko żartowałem.
Super zabawny żart. Jaki z Ciebie śmieszek Hemmings! Tylko boki zrywać.
Blondyn położył dłoń na moim kolanie i uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Nie dotykaj mnie.
- Zachowujesz się jak baba z okresem, Michael.
To tylko sprawiło, że odwróciłem się do niego tyłem, bardziej rozłożyłem w swoim fotelu i skupiłem wzrok na mijanych przez nas budynkach. Nie wiem, czy dobrze robiłem obrażając się o taką głupotę. Ale kłamstwem byłoby to, że mnie to nie uraziło.
Po kilku minutach byliśmy już na miejscu, a ja zorientowałem się dopiero wtedy, gdy Luke otworzył mi drzwi i podał dłoń. Zignorowałem jego rękę i wysiadłem, trzaskając za sobą drzwi.
- Dlaczego jesteś taki uparty? - westchnął. - No już Mikey - przyciągnął mnie do siebie, a ja niechętnie go objąłem.
Wypuściłem z ust małe westchnienie i zaciągnąłem się zapachem jego czarnej koszulki. Poczułem jego miękkie usta na moim czole, na co natychmiast się uśmiechnąłem.
- Już w porządku? - zapytał, a ja pokiwałem niepewnie głową.
Weszliśmy do środka. O dziwo nie było tak dużo ludzi, jak się tego spodziewałem.
- Co bierzesz? - zapytał mnie.
Po dłuższym zastanowieniu postawiłem na zestaw stripsów. Luke stał w kolejce przede mną. Czułem się taki mały w stosunku do jego rozbudowanego ciała.
- Coś jeszcze? - zapytała kasjerka. Hemmings odwrócił się w moją stronę.
- Mike, co zamawiasz?
- Znaczy ja...
- Rozliczymy się potem, tak będzie szybciej.
Nie wiem, jakim sposobem to miałoby być szybsze, ale ostatecznie powiedziałem swoje zamowienie kasjerce. Brunetka przyglądała się Luke'owi z uwielbieniem. Niemal nie spuszczała z niego wzroku. Nie wiem dlaczego, ale poczułem małe ukłucie w sercu.
Przez to moje rozmyślanie dopiero zorientowałem się, że nasze zamówienie jest już gotowe. Luke zajął stolik przy oknie, kładąc tacę z naszym zamówieniem. Natychmiast wyciągnąłem pieniądze z przedniej kieszeni, biorąc do ręki paragon.
- Mike daj sobie spokój. Dziś ja stawiam - nie miałem ochoty następnym razem to ja za nas płacić, zważając na to, jak duże było jego zamówienie.
- Przecież przy kasie powiedziałeś...
- Chciałem uniknąć właśnie tej wymiany zdań przy kasie - zaśmiał się lekko.
Zmrużyłem lekko oczy, odwracając paragon na drugą stronę. Widniał tam napisany długopisem numer telefonu i napis "zadzwoń, gdy tylko będziesz miał na to ochotę".
Wstałem od stolika, natychmiast go podarłem i wyrzuciłem go do śmieci.
- On był jakiś skażony? - zaśmiał się Luke, biorąc skrzydełko kurczaka do ręki.
Nie odpowiedziałem nic, tylko otworzyłem sos czosnkowy.
- Mikey...no nie bądź taki. Był tam jej numer prawda?
- Yhym - odpowiedziałem od niechcenia.
- Czyli ty także jesteś o mnie zazdrosny? - powiedział z dumnym uśmiechem.
- Wcale, że nie...
- Jak to nie, Mike. To dlaczego go podarłeś?
- No bo...
- Podobam, ci się...?
Westchnąłem, biorąc frytkę do ust.
- Wziąłem dziś sos czosnkowy, a to oznacza, że nie będę się dziś całował - powiedziałem, a Luke wybuchnął śmiechem.
*
MIKEY W TYM FF TO KRÓLOWA DRAMY
skymichael