Czekałam w biurze Johnny'ego, na Rozalię. Musiałam się zemścić na tym murzynie, ale wreszcie dowiedziałam się jak ma na imię. Warren Williams.
Wreszcie się zjawiła.
- Co tak długo?! - zapytałam wkurzona.
- Spokojnie młoda, musiałam wpaść do sklepu. - podała mi kilka granatów. - Po te cudeńka.
- Warren, pożałuje, że zadarł ze Świętymi.. - chwyciłam swój karabin i wyszłam z Roz.
Musiałyśmy pojechać do ich głównej siedziby. Była godzina 22:05, Warren wychodzi z siedziby o 22:15, więc musiałyśmy się pośpieszyć.
Wreszcie dojechałyśmy na miejsce. Była godzina 22:12, ustaliłyśmy, że ona będzie czekać w samochodzie, a ja go ogłuszę i zaciągnę do tego samochodu.
Czekałam przed wejściem, na tego skurwysyna.
Wreszcie wyszedł, wyskoczyłam mu na "twarz" i ogłuszyłam karabinem. Zaciągnęłam go do samochodu i pojechaliśmy do siedziby Świętych.
- Annie, będziemy musiały zrobić mu krzywdę.
- Nie martw się o mnie, radziłabym Ci się martwić o niego. Bo jeżeli zdenerwuje mnie.. Nie będzie miał dużych szans na przeżycie.
- Moja krew.. Jednak mamy coś ze sobą wspólnego.. - uśmiechnęłam się do mnie i pojechałyśmy.
Na miejsce przybyłyśmy gdzieś około 23. Wzięłyśmy Warren'a, przywiązałyśmy do krzesła i czekaliśmy aż się obudzi.
Wreszcie się obudził.
- No proszę, proszę. Dobrze Ci się spało?
- Kim ty do cholery jesteś? Gdzie JA jestem?
- Jesteś w miejscu, gdzie zginiesz.
Postanowiłam się ujawnić.
- To ty byłaś, z Johnnym gdy ratował Aishę tak?
- Tak. - zaczęłam bić go po mordzie pistoletem.
Zaczął pluć krwią.
- Za co to kurwa?!
- Za to, że prawie zabiłeś Johnny'ego.
- Nie chciałem do niego strzelać! Nie rozumiesz tego!?
- Zamknij się.. - uderzyłam go w kolano.
Musiał zapłacić za to, co zrobił Johnny'emu i Aishy.
Postanowiłam go trochę po torturować.
Po godzinie widziałam jak Warren nie wytrzymywał psychicznie.
- Po prostu mnie zabij..
- Skoro sobie życzysz..
Wyciągnęłam nóż, który kupił mi Johnny. Stanęłam koło niego, i zaczęłam go dźgać w brzuch.
Co dziwnego, jeszcze żył. Postanowiłam okazać trochę współczucia i zakończyłam jego żywot dźgnięciem go nożem w głowę.
- Spoczywaj w.. Piekle. - wytarłam mój nóż, i wyszłam z tego pomieszczenia.
Poszłam do Roz.
- Skończone?
- Tak skończone. Pomściłam Aishę.. I Johnny'ego.
- Teraz powinnaś zająć się prawdziwym Johnnym, dostałam informację, że jutro będzie wypisany ze szpitala.
Chciałam już iść do szpitala ale Roz mnie odciągnęła.
- Młoda, wiem, że go kochasz i martwisz się o niego. Ale też musisz odpoczywać. Mam tutaj taki mój mały pokoik, z dwoma łóżkami. Zostań, dzisiaj. A jutro jak się obudzisz pojedziemy od razu do szpitala. No chyba, że to będzie 6 rano, to wtedy nie. - zaśmiała się.
- Dobrze.. - zaprowadziła mnie do swojego pokoiku, i dała mi piżamę. Położyłam się na górnym piętrze łóżka, a Roz na dolnym.
- Dobranoc Annie.
- Dobranoc Roz.
Dobranoc Johnny.