Cyber Sex || Ziam

By ResaBittersweet

335K 21.4K 12.2K

Liam Payne to dwudziestoczterolatek, który ma wszystko. I to dosłownie. Jest dyrektorem ds. sprzedaży w jedne... More

1.1
1.2
INFORMACJA
1.3
1.4
1.5
1.6
1.7
1.8
1.9
1.10
1.11
1.12
1.13
1.14
1.15
1.16
1.17
1.18
1.19
1.20
1.21
1.22
1.23
1.24
1.25
1.26
1.27
1.28
1.29
1.30
1.31
1.32
1.33
1.34
1.35
1.36
1.37
1.38
1.39
1.40
1.41
1.42
Liebster Awards
1.43
1.44
1.45
1.46
1.47
1.48
1.50
1.51
1.52
1.53
1.54
1.55
1.56
1.57
Kiedy pojawi się druga część i parę innych ogłoszeń

1.49

4.5K 355 310
By ResaBittersweet


- Dobra, to może ja zacznę. - Odezwał się Liam. - Więc siedziałem sobie spokojnie na spotkaniu, usiłując uratować, co
było do uratowania z upadłej greckiej filii, gdy telefon zadzwonił po raz pierwszy...

***************

Na wyświetlaczu pojawił się numer Zayna. Liam zawachał się, ale z ciężkim sercem odłożył urządzenie na bok.

- Panie Payne, co pan o tym sądzi?

Nie wiedząc o co chodzi postanowił zaimprowizować.

- Absolutnie się z tobą zgadzam, Alex.

- Naprawdę?! - Reprezentant z Kanady uniósł się gwałtownie z krzesła, a Liam nie miał pojęcia, czy to dobry, czy jednak zły znak.

- Yyy... - Spojrzał na siedzących dookoła ogromnego stołu biznesmenów. Jego wzrok napotkał Louisa, który delikatnym ruchem pokręcił przecząco głową. - Nie, w żadnym razie. Wybaczcie, ale się przejęzyczyłem.

Alex jęknął rozczarowany, ale reszta mężczyzn z zadowoleniem pokiwała głowami. Louis uśmiechnął się w jego stronę, ale jeśli liczył na pochwałę, to musiał się rozczarować, bo Liam dalej był na niego zły i zamiast odpowiedzieć jakimś gestem, odwrócił się w stronę ogromnego monitora, gdzie na skype szefowie odziałów meksykańskiego i kolumbijskiego przechwalali się, kto ostatnio przemycił do USA większa ilość kokainy. A gdy Liam spokojnie ich upomniał, obaj obrazili się na niego i zapowiedzieli, że na święta nie dostanie od nich ani grama. To że Liam co roku odmawiał przyjęcia tego prezentu było nieistotne.

Za to w pomieszczeniu partner irlandzki i partner szkocki obalali już kolejną kolejke, whiskey, bo według statystyk to oni - zaraz po Grecji - byli najbliżej upadku. Jednym słowem wszystko się, kurwa, sypało, gorzej niż tynk z twarzy jego matki, gdy próbuje udawać trzydziestolatke...

*******************

- Potwierdzam moja siostra nie potrafi starzeć się z klasą.

- To twoja, czy moja historia, Chris?

- Nie mów do mnie Chris, jestem twoim wujkiem.

- Między tobą, a mną jest trzykrotnie mniejsza różnica wieku niż między tobą, a moją mamą.

- Uwierz mi nie zapominam. Twoja matka mi nie pozwala. "Spójrz Chris, Liam jest od ciebie o siedem lat młodszy, a ma narzeczoną, a ty?"

- Mama jak zwykle urocza do granic możliwości.

- Będziesz miał okropną teściową, Zi. - Powiedziała szeptem Perrie, nie zdając sobie sprawy, że Zayn już przy niej nie siedzi.

- Co ty tam mruczysz, kochanie? - Chciał wiedzieć Chris.

- Że Sophie będzie mieć okropną teściową.

- Za to teścia będzie mieć świetnego. - Odparł mężczyzna.

- Czemu wy wszyscy tak lubicie mojego ojca?

- Bo jest zabawny.

- Opowiada śmieszne rzeczy o małym Liasiu. - Zza kanapy doszedł bełkot Zayna, Liam nie mógł sobie przypomnieć, kiedy chłopak tam wlazł.

- No. A znacie to o jego szklance i małym Liamie?

- Wystarczy, że cała rodzina o tym wie! Może będę opowiadać dalej?

- Kountynuj. - Zgodził się Chris.

- Musisz mi opowiedzieć o tej szklance. - Wtrąciła się Perrie.

Liam spojrzał na nią z wyrzutem i podjął swoją historię.

**************
Dyskusja stawała się coraz bardziej burzliwa i powli zaczęła wymykać się spod kontroli. Apogeum nastąpiło, gdy reprezentant Szkocji zaproponował, żeby uciąć koszty w całej Wielkiej Brytanii i Irlandii, wykorzystując Islandczyków jaką tanią siłę roboczą i zamykając ich w fabrykach z dostawami chleba i piwa, żeby się jeszcze nie zbuntowali. Reakcja Irlandczyka była natychmiastowa z bitewnym okrzykiem "jebać królową" na ustach rzucił się na rudzielca i dopiero ochrona była w stanie ich rozdzielić. Obaj panowie zostali wyproszeni z sali, a Liam wstał, żeby wygłosić jakąś górnolotną przemowę o jasnych perspektywach na przyszłe inwestycje w Grecji i innych gównach, które nawet on sam nie wierzył. Właśnie brał oddech, aby rozpocząć wypowiedź gromkim "Panowie", gdy wstał reprezentant Waszyngtonu, który zajmował tyle miejsca przy stole, ile było wyznaczone dla dwóch osób.

- Wybiła godzina lunchu!

Tłum wręcz zawiwatował na tą wiadomość.

- A co z zebraniem? - Zapytał wściekły Liam.

- Szefie tylko godzinka. Nie więcej, obiecujemy.

- Dobra, przynieście mi sałatkę i jakiś koktajl z jarmużem. Ale nie ty, John! - Krzyknął za wychodzącym Amerykaninem. Bał się, że grubas znów przyniesie mu rybę z frytkami. Nie każdy Anglik lubi rybę z frytkami. To jedna z wielu złośliwych amerykańskich propagand.

- Ja skoczę ci po tą sałatkę. I tak miałem iść po coś dla siebie. - Odezwał się, wstając Louis.

- Nie wysilaj się, podwyżki i tak nie będzie.

- To nie o podwyżkę chodzi.

- Sałatka nie sprawi, że ci wybacze.

- A brownie z twojej ulubionej piekarni?

Brzuch Liama zaburczał przypominając mu, że nie zdążył do końca zjeść dzisiaj śniadania.

- Zawsze warto spróbować. - Louis z uśmiechem wyszedł z pomieszczenia.

***********************
- Ejjj, a gdzie jest moje brownie? - Spytał z wyrzutem Liam.

- Gdy przyszedłem spowrotem dowiedziałem się, że Selena nasłała na Zayna policję...

- Wiedziałem, że to zła kobieta jest. - Zayn czknął głośno na zakończenie swojego spostrzeżenia.

- ... a ty zniknąłeś bez śladu! Miałem tu biec z brownie między zębami?

- W takim razie co z nim zrobiłaś? - Chciał wiedzieć Liam.

- Oddałem Selenie. - Odpowiedział obojętnie Lou.

- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!

- Liam, możemy zostawić sprawę brownie na później? Chce jak najszybciej to zakończyć.

- Na czym skończyłem? Ach tak, Louis wyszedł po ciastko, które nigdy do mnie nie dotarło, a ja zostałem w centrum konferencyjnym sam.

***********************

Liam postanowił wykorzystać nieobecność współpracowników i sprawdzić czego chciał Zayn. Okazało się, że chłopak zostawił mu wiadomość na automatycznej sekretarce.

Twoja automatyczna sekretarka jest tysiąc razy milsza od ciebie, dupku!

Niepewnie odsłuchał ją po raz kolejny, bo chociaż głos należał do Zayna, to jego ton i słowa bardziej pasowały do Sophie w czasie okresu. Zaniepokojony płaczliwym tonem Zayna i jakimiś okrzykami "dalej, wyrzuć mu wszystko, Zi. Dupek na to zasłużył" w tle, postanowił przedzwonić do chłopaka i sprawdzić co się z nim dzieje. Po rozmowie z Zaynem upewnial się tylko w jednym, chłopak był zalany w trupa.

**********************

- O czym rozmawialiście?

- A co ty taki dociekliwy?

- Taka praca.

- O jakiś duperelach... Czy to ważne?

- Rozmawialiśmy o psach! - Wykrzyknął zza kanapy Zayn.

- Zayn, nie chcesz tu do nas przyjść? Za kanapą jest pewnie niezbyt wygodnie. - Liam przesunął się, ale kajdanki uniemożliwały mu dosięgnięcia Zayn spojrzeniem.

- Nie tu jest mi dobrze. Poza tym... - Dodał teatralnym szeptem, który i tak wszyscy słyszeli. - Nowy kutas Perrie, wygląda jak ten brzydki policjant, który zamknął nas w areszcie. Nie lubię go, Liam.

- Ja też nie, ja też nie. - Mruknął ze śmiechem Payne.

- Możemy skończyć już rozwodzić się na temat mojej osoby. Skończ tą historię.

- Właściwie to już koniec. Ulotniłem się z biura, nikomu o tym nie mówiąc. Przyjechałem tu i zastałem totalny burdel, a twoja słodka dziewczyna przypieła mnie twoimi kajdankami, do których nie miała klucza, żebym nie uciekł. Na twoim miejscu od razu bym się jej oświadczył. Żona, która potrafi używać kajdanek to prawdziwa duma każdego policjanta.

- Możemy odciąć mu rękę i go uwolnić. - Dodała mimochodem Perrie.

- Nie! - Wrząsnął Liam. - To ja już wolę sobie tu tak podyndać.

- A wiesz, że kajdanki mają klucz uniwersalny?

- To na co jeszcze czekasz?

- A co jeśli to obywatelskie zatrzymanie...

- To samo mówiłem. - Wtrącił się Harry.

- Odezwał się prawnik, który nawet nie zdał aplikacji adwokackich, a już mu groziła odsiadka. - Skomentował Louis.

- Na szczęście mój złośliwy obrońca mnie przed tym uratował, nie chcąc nic w zamian.

- Skoro o tym mowa... Coś by się znalazło. - Louis poruszył dwuznacznie brwami.

- Jeśli chcecie się pieprzyć wynajmijcie pokój. A co do ciebie, Liam... nie mogę cię tak po prostu uwolnić. Nie, że nie chcę. Naprawdę nie mogę. - Odparł Chris ze złośliwym uśmiechem. - Aż do wyjaśnienia sprawy.

Liam spojrzał na opartego o framuge Louisa, który dalej gapił się na Harry'ego.

- Koniec pieprzenia Harry'ego wzrokiem. Słyszałeś Chrisa? Wyjaśniaj sprawę, bo ja już nie czuję swojej dłoni.

- Przecież lekarz ci powtarzał, że jak będziesz tyle zasuwał na ręcznym, to ci się w końcu krzywda stanie - Odciął się szatyn. - Dajcie mi się napić i zaraz zacznę mówić. Przebiegiem dwie pierdolone przecznice. - Mężczyzna podszedł do stołu i zobaczył pełną szklankę wody. - Kogo to?

- Zayna. Moja jest ta w połowie wypita. - Odparła Perrie.

- Mogę?

- Jasne, bracie z innej matki. Mój sobowtórze w męskim wydaniu. Jedyny człowieku, który kocha Ziama tak mocno jak ja, mój...

- Dobra, zrozumiałem. Dzięki. - Louis wziął od razu potężnego łyka, wypijając na raz zawartość połowy szklanki. Jego twarz wykrzywił grymas obrzydzenia. Z trudem przełknął, to co miał w ustach i szybko odłożył szklankę na miejsce. - Kto, do kurwy, pije wódkę ze szklanek?

Chwila milczenia.

- Polacy! - Odparli hurem Zayn i Perrie, a Harry się do tego dołączył.

- Nasza przyjaciółka z Polski nieźle nas zdemoralizowała. - Wyjaśnił Styles.

- Dawno nas nie odwiedziła. - Dodała z wyrzutem Perrie, przychając na ciche "może to i dobrze" Chrisa.

- Bo wyjechała odwiedzić rodzine w kraju. Wróci za miesiąc lub dwa.

- Nie chcę być niemiły, ale wasza przyjaciółka nie interesuje mnie, dopóki nie okaże się, że jest poszukiwana międzynarodowym listem gończym, czy coś w tym stylu. Louis możesz zacząć.

- Dobra. Więc szedłem sobie spokojnie ulicą...

************
Louis wszedł do piekarni i wybrał najbardziej browniowate brownie ze wszystkich brownie w sklepie. Zadowolony z zakupu, nie przejmował się nawet tym, że ekspedientka zarywała do niego w sposób tak zdesperowaty, że mógł tylko przypuszczać jak długo biedaczka żyła w celibacie. Kierowany litością i wyjątkowo nie-louisowatym humorem wychodząc z piekarni, mrugnął do niej i obdarzył ją jednym ze swoim najbardziej promiennych uśmiechów. I był pewien, że gdyby nie kasa, której kurczowo się trzymała, biedaczka padłaby zemdlona na ziemię.

Wyszedł z budynku prosto na mokre ulice Londynu. Całe szczęście, że przestało padać. O deszczu przypominały tylko ogromne kałuże. Gdy do głównego wejścia do wieżowca firmy zostało mu jedynie dziesięć metrów, minęła go jadąca zdecydowanie zbyt szybko limuzyna, której koło wjechało w kałuże i rozprysneło błoto prosto na Louisa i jego płaszcz od Armaniego. Kutas nawet się nie zatrzymał, a gdy szatyn pomachał mu na dowidzenia środkowym palcem, zatrąbił wielce oburzony, patafian jeden.

*******************

- Ale co to ma wspólnego ze zniknięciem Liama?

Louis spojrzał na Chrisa jakby miał przed sobą kogoś, kogo poziomu inteligencji nie był pewien.

- Nic?

- Więc po co o tym mówisz?

- Heloł, to był płaszcz od Armaniego. Wiem, że tego nie rozumiesz, ale mógłbyś okazać trochę współczucia.

- Naprawdę mi przykro. Możesz kontynuować? Śpieszy mi się, muszę jeszcze przesłuchać faceta, który łazi za znaną piosenkarką i woła za nią "kici, kici" jak do kota.

- To prawdziwa kotostrofa. - Zaśmiał się Louis, rozlądając się jaką reakcję wzbudził. Jedynie Harry uśmiechał się delikatnie, co do Zayna nikt nie wiedział w jakim stanie jest, bo od jakiegoś czasu za kanapą panowała cisza.
- Mniejsza, nie znacie się na prawdziwych żartach. Wróćmy jednak do mojego płaszcza...

- Nie chcę słuchać o twoim płaszczu!

- Ale to że nie chcesz, nie znaczy że nie będziesz.

*******************
Wkurwiony Louis z płaszczem pod pachą wszedł do holu i od razu został otoczony przez dwie sekretarki gotowe walczyć o zaszczyt odebrania jego płaszcza.

- Odpierdolta się od niego obydwie. - Szatyn wyrwał go z ich wypielegnowanych łap. - Nikt już nie skrzywdzi mojego skarba. - Odszedł w stronę wind, tuląc do siebie materiał.

- Czy on do reszty zwariował? - Spytała bardziej jasna blondynka swojego ciemniejszego klona.

- Słyszałem to! I wiesz co? Wylatujesz. - Winda po prawej akurat podjechała na parter.

- Pan nie może mnie zwolnić. - Odparła pewnie platynowa blondzia.

- Ach tak? - Spytał, wsiadając do windy. - A takim razie pan Payne cię zwalnia. Za godzinę ma cię tu nie być. - Z uśmiechem na twarzy obserwował grymas dziewczyny. Miał nadzieję, że wybuchnie płaczem, ale drzwi windy zasuneły się i nie było mu dane się o tym przekonać.

Po drodze postanowił wstąpić do Seleny. Dziewczyna zamiast tak jak miała to w zwyczaju, gdy nie miała nic do roboty siedzieć i oglądać panoramę miasta, albo nadrabiać zaległości w swoich ulubionych serialach, chodziła po całym pomieszczeniu.

- Nie tak nerwowo, bo jeszcze zrobisz dziury w dywanie tymi szpilkami, a zanim załatwisz nowy dywan z Maroko, to nawet Liam skapnie się, że coś jest nie tak.

- Jak ty możesz być taki spokojny? Liam dostawał pogróżki, a teraz zniknął. Co jeśli go porwano? - Odparła roztrzęsiona dziewczyna, opadając na skórzaną kanapę. Wstrząśnięty Louis opadł obok. Nagle płaszcz przestał być taki ważny. - Wszyscy do niego dzwonią i go szukają. Dzwoniłam nawet na policję. Już jadą aresztować podejrzanego.

- Tą samą osobę, która wcześniej dzwoniła z pogróżkami.

- Czyli?

- Niejakiego Zayna Malika.

Louis zbladł.

- Popełniono ogromny błąd. Zayn Malik...

- Zayn Malik co?

- Jest niewinny! - Louis wstał z kanapy i podbiegł do windy.

- Co ty robisz?

- Muszę biec mu na ratunek! Znowu. Bambi bądź dzielny!

- A twój płaszcz?!

- Zaopiekuj się nim!

- Znowu go uświniłeś i chcesz, żebym zaniosła go do pralni?

- Jak ty mnie znasz. Dam ci za to podwyżkę. - Odparł, wciskając guzik z numerem 1 (W Anglii parter oznacza się jako pierwsze piętro)

- Ty nie możesz dać mi podwyżki!

- To Liam ci da!

Niestety nie zdążył usłyszeć jej odpowiedzi, bo drzwi windy po raz kolejny zasuneły się w najmniej odpowiednim momencie.

***************

- Czyli zwolniłeś jedną osobę, a drugiej obiecałeś podwyżkę i to w moim imieniu?

- Dokładnie.

- Gdyby nie te kajdanki, leżałbyś tu już martwy. - Powiedział Liam, a kajdanki zabrzęczały złowieszczo.

- Tak myślisz?

- Ja to wiem.

- Możemy w końcu to zakończyć i się rozejść? Później będziecie mogli przepychać się do woli, dzieciaki.

- Odezwał się ten dojrzały.- Prychnął Liam.

- A co, niby nie? - Odparł oburzony Chris.

- To, że nie chcesz mnie rozkuć jest naprawdę dojrzałe.

- Co ja na to poradzę? Każdy ma w sobie dziecko. - Na ustach Chrisa pojawił się złośliwy uśmiech.

- Ty... - Zapowietrzył się Liam.

- Zamierzam wyjechać do Afryki i kupić sobie lwiątko. - Wtrącił się Louis, a oczy wszytkich zebranych powędowały ku niemu. - Wreście uwaga godna mojej osoby.

- Jak już będziesz w tej całej Afryce kup Harry'emy surykatke... Albo dwie. - Wybełkotał Zayn po chwili wahania.

- Co? - Louis spojrzał na Stylesa.

- Widocznie nie jest z nim aż tak źle, skoro jeszcze kojarzy, że surykatki mieszkają w Afryce.

- Lubisz surykatki? - Spytał Louis, a później przypomniał sobie maskotkę i miał ochotę pęknąć sobie w twarz. - No jasne, że lubisz, skoro masz Anne. - Na twarzy loczka pojawił się uśmiech. - Jeśli chcesz kupię ci całe stado tych małych pustynnych szczurków...

- ...A ja cię przymknę za przemyt chronionego gatunku.

- Dzięki Chris, jak zawsze można na ciebie polegać.

- Dokończ historię i już mnie nie ma.

- Szybko opuściłem budynek i powiedzmy, że perswazją przekonałem taksówkarza, że to ja, a nie klient, który wsiadł pierwszy powinien skorzystać z przejazdu...

**********************
- Zapłacę panu za kurs 2 tysiące, jeśli wyrzuci pan tego maklera, który myśli, że jak zna aktualny kurs dolara, to jest Bogiem i ruszy od razu pod ten adres.

- Płaci pan z góry? - Spytał kierowca z sumiastym wąsem, ignorując oburzenie siedzącego obok Louisa maklera.

Szatyn wyciągnął portfel i szybko odliczył odpowiednią sumę.

- Proszę bardzo.

Zadowolony taksówkarz schował pieniądze i zmierzył drugiego mężczyznę lodowatym spojrzeniem.

- Co pan tu jeszcze robi? Nie widzi pan, że mam już klienta.

- Ale... ale...

- Wypad pan!

Mężczyzna wyszedł z taksówki.

- Niech pan lepiej wraca na giełdę, bo coś czuję, że panu dolar spada! - Wrzasnął za nim Lou, rozsiadając się wygodnie. Teraz wystarczyło dotrzeć do mieszkania Zayna.

Wszystko szło świetnie, póki nie utkneli w korku. Louis wiercił się nerwowo, aż w końcu odpiął pasy.

- Niech pan się zapnie! Chce pan zginąć?!

- Od dwóch minut stoimy w miejscu i nic nie wskazuje na to, że szybko coś się zmieni. A teraz żegnam pana.

Louis wysiadł z taksówki i przemknął między samochodami. Biegiem pokonał dwie przecznice i pędem wbiegł do bloku Zayna. Gdy zauważył wyważone drzwi jego mieszkania, wiedział, że się spóźnił. Nie tracąc ani chwili, wszedł do środka z okrzykiem:

- Mój klient jest niewinny!

*******************

- I tak oto tu trafiłem.

- A ty? - Chris spojrzał na Harry'ego.

- Mieszkam tutaj. Gdy weszliście, próbowałem załatwić Liamowi ślusarza.

- Ty kłamco! - Oburzyła się Perrie. - Mówiłeś, że zamawiasz pizzę. Chris, zamknij go w więzieniu!

- Może następnym razem, kochanie. - Chris wstał i kucnął przy Liamie. Wyciągnął kluczyk i uwolnił Payne.

- Dzięki.

- Następnym razem nie daj się zakuć pijanej dziewczynie.

- Następnym razem pilnuj swoich kajdanek. - Odciął się Liam, rozcierając obolały nadgarstek.

Chris wstał i spojrzał na półleżącą na kanapie Perrie.

- Zająłbym się nią, ale pracuje do dwudziestej...

- Przenocujemy ją tu. To nie pierwszy raz, gdy Perrie nie jest w stanie wrócić sama do domu.

- Studenci. - Odparł z pogardą Chris, ale delikatnie odgarnął włosy, które opadły dziewczynie na twarz. - Jadę na komisariat, podwieźć was? - Zwrócił się do Louisa i Liama.

- Mam swoje auto.

- Ja jadę z Liamem. - Dodał Louis.

- Nie jedziesz.

- Nie jadę? - Szatyn zrobił minę zbitego psa.

- Musisz jechać do firmy i wytłumaczyć im moje zniknięcie, bo ja tu jeszcze zostaję.

- A spotkanie?

- Odwołaj, przełóż, powiedz, że przygniótł mnie meteoryt i ty przejmujesz firmę... Wykaż się kreatywnością.

- Idziesz Tomlinson? Nie mam całego dnia. - Pogonił go Chris, wychodząc z pokoju.

- Już idę. Żegnam wszyskich. Na razie, Harry.

- Cześć Louis. - Szatyn po raz ostatni spojrzał na Harry'ego i opuścił pomieszczenie.

- Cześć Louis. - Sparodiował go Liam. - Wiesz, że on ma chłopaka?

- A wiesz, że ja się z nim tylko pożegnałem? - Harry podszedł do kanapy i pochylił się nad leżącą Perrie. - Wstawaj śpiąca królewno. - Harry potrząsnął dziewczyną, ale ona tylko sennie mrukneła coś pod nosem.

- Nie budź jej! - Liam wstał z podłogi i podszedł do kanapy.

- A co, ma spać tutaj?

- Zaniosę ją do sypialni. - Liam ostrożnie uniósł Perrie, która od razu się w niego wtuliła. - A gdzie ona tak właściwie jest?

- Korytarzem na prawo i drugie drzwi po lewej.

- Okej.

- Chriiiis. - Mrukneła blondynka przyciskając się jeszcze bardziej.

- Co ty w nim widzisz, dziewczyno? - Mruknął Liam, idąc przez pokój.

- Liam?

- Tak, Harry?

- Tylko połóż ją na brzegu. Ja ta tam dzisiaj będę spał i chce mieć trochę miejsca.

- Śpij na kanpie.

Mimo swoich słów, gdy wszedł do pokoju chłopaka, ułożył Perrie na samym skraju łóżka. Dziewczyna odwróciła się do ściany i ułożyła się do snu, mamrocząc pod nosem coś w stylu "Pani Perrie Evans tak pięknie brzmi", co Liam dla własnego zdrowia psychicznego pragnął zignorować. Upewniwszy się, że blondynka zasnęła, udał się do salonu, gdzie zastał Harry'ego siedzącego na oparciu kanapy i zaglądającego w szczeline między meblem, a ścianą.

- Nie mam sumienia teraz go budzić.

Liam nie wiedząc o co mu chodzi, podszedł bliżej. Jego oczom ukazał się dziwny widok. Ściśnięty między kanapą, a ścianą Zayn leżał na podłodze i smacznie sobie spał. Byl to uroczy widok, ale Liam nie miał pojęcia, jak chłopak mógł zasnąć w takiej pozycji.

- Odsuńmy kanapę. - Zaproponował. Harry skinął głową. Zgodnie przesuneli ciężki mebel i już po chwili Zayn znajdował się w ramionach Liama.

- Co z nim zrobić?

- Wyrzucić do zsypu na śmieci.

Liam prychnął.

- Drugie drzwi na lewo. Resztę drogi znasz.

Liam ostrożnie przeniósł Zayna do jego pokoju. Wchodząc do środka, rozejrzał się, uważnie zapamiętując każdy najmniejszy szczegół. Sypialnia Zayna tak bardzo różniła się od jego własnej. Tam gdzie u niego stały bezosobowe dekoracje wybrane przez projektanta, u Zayna walały się jego pracę, przybory plastyczne i zdjęcia. Dużo zdjęć. Były poprzylepiane na meblach i na ścianach. Liam ostrożnie ułożył Zayna na łóżku i odszedł uważnie przyjrzeć się wszystkim fotografią. Zdjęcia były różne, jedne starsze, drugie nowsze. Mały Zayn we wannie, Zayn z trochę starszą dziewczyną, która miała ten sam wspaniały uśmiech, uśmiechali się zgodnie do aparatu, Zayn z Harrym na tle Big Bena, Zayn z Perrie i paroma innymi dziewczynami, które pamiętał z wyścigów, cała piątka siedziała na kanapie w salonie i uśmiechała się... Jedno rzucało się w oczy. Na żadnym zdjęciu, gdy Zayn ze zdjęć przypominał tego Zayna leżącego w łóżku nie przedstawiało go samego. Wszedzie byl z innymi ludźmi. Liam przeniósł wzrok na kolejne zdjęcie i uśmiech, który miał w trakcie oglądania innych fotografii znikł. Na tej osiemnastoletni Zayn pod wielkim napisem "Studniówka" całował swoją partnerkę w policzek, czym dziewczyna była zachwycona i nie starała się tego ukryć. Liamowi przeszła ochota na oglądanie reszty. Po cichu opuścił pokój i udał się do salonu, gdzie Harry sprzątał bałagan pozostawiony przez spokojnie śpiącą dwójkę. Liam bez słowa zaczął pomagać chłopakowi, który nie skwitował tego ani jednym słowem, ale Payne przyłapał go jak Styles uważnie mu się przyglądał, jakby nie mógł się zdecydować co o tym sądzić.

- To już wszystko. - Odezwał się Liam, wyrzucając do kosza w kuchni ostatnią stłuczoną butelkę. - Czyli zdałeś już wszystkie egzaminy? - Spytał, opierając się o blat.

- Yhy, teraz tylko aplikacja adwokacka i koniec.

- Trzy lata jeszcze będziesz się musiał pomęczyć. Masz już promotora?

- Nope. Nawet nie wiem do których adwokatów dzwonić.

- Zayn mówił, że masz świetne wyniki, możesz dzwonić do każdego.

- Tylko że ci najlepsi biorą synów kumpli, a kumple biorą synów tamtych. To nieistotne jak dobry jesteś.

- Nie wiedziałem... A co powiesz, żebym popytał prawników z mojej firmy?

-Możesz to zrobić? - Harry mial taki wyraz twarzy, jakby dowiedział się, że w tym roku gwiazdka będzie w czerwcu.

- Bez problemu. Tylko napisz podanie, czy co tam piszecie, a ja zajmę się resztą.

- Dziękuję. - Harry spojrzał na nienaruszoną butelkę wina. - Napijesz się? W końcu muszę jakoś uczcić zdanie wszystkich egzaminów.

Liam zawachał się.

- Nie zrozzum mnie źle, ale jestem autem i nie chcę ryzykować.

- Jedziesz teraz do domu?

- Tak. A co?

- Nic. Po prostu myślałem, że zostaniesz na noc.

- Mogę? - Zapytał z nadzieją Liam.

- Ja nie mam tu nic do gadania. Ten, który decyduje śpi teraz głębokim snem nietrzeźwego, ale jestem pewny, że nie będzie miał nic przeciwko obudzenia się rano w twoim towarzystwie. To jak? Po kieliszu?

- Zgoda.

Harry naszykował dwa kieliszki i podał jeden Liamowi.

- Ale to nie znaczy, że cię lubię.

- A myślisz, że ja pomagam znaleźć ci pracę, bo darzę cię jakimś pozytywnym uczuciem? W mojej firmie zawsze przyda się uzdolniona osoba.

- To za co pijemy? - Spytał Harry, podnosząc kieliszek.

- Za to żeby dla tych śpiących idiotów kac był jutro łaskawy.

- Okej... - Harry stanąl w miejscu jakby o czym sobie przypomniał. - Kurwa, moje drzwi! Ten twój wujek wyważył mi drzwi!

- Nie martw się, już je naprawiłem. Nawiasy były nieuszkodzone, więc tylko musiałem zamocować je spowrotem.

- Dzięki... jeszcze raz będę musiał ci dzisiaj dziękować, a zwymiotuje.

- Więc nie będę cię prowokować i już pójdę do Zayna. - Liam dyszkiem dopił zawartość swojego kieliszka i ruszył w kierunku wyjścia.

- Nie chcesz pożyczyć jakiś dresów do spania?

- Nie będą mi potrzebne.

- Będziesz spał w garniturze?

- Tego nie powiedziałem. - Zaśmiał się Liam i wyszedł z kuchni.

- Trzymaj te swoje łapka z dala od pijnego Zayna!

Liam pokręcił głową. Co ten chłopak sobie myślał? Że chce przelecieć pijanego Zayna? Wczoraj gdy sam był równie pijany, to było w porządku, ale na trzeźwo to było wykluczone.

Wszedł do pokoju i nie zaświecając światła, rozebrał sie do bielizny. Nie chcąc obudzić Zayna, ostrożnie ułożył się na skraju łóżka, a chłopak momentalnie się w niego wtulił. Liam oplutł go swoim ramieniem i wtulił brodę we włosy Malika. Senność szybko zawładneła jego ciałem, słuchając spokojnego oddechu Zayan, powoli odpływał na krainy snu.

- Liam, mocniej. - Usłyszał swoje imię z ust, chłopaka i uniósł się gwałtownie. Myślał, że Zayn się obudził, ale nie. On dalej spał z błogim wyrazem twarzy. - Proszę, mocniej. - Chłopak wypchnął biodra i dopiero teraz Liam poczuł jak twardy ten jest. Widocznie ktoś miał właśnie mokry sen z Liamem w roli głównej. Musiał wytężyć wszystkie siły, żeby zignorować ocierającego się o niego kutasa, a gdy chłopak przekręcił się na drugą stronę i nieco się uspokoił, Liam odetchnął z ulgą i sam pogrążył się we śnie. Tej nocy jemu też przyśniła się nieco erotyczna scena, gdzie ostro pieprzył Malika, który błagał o więcej. Zayn nie dawał mu już spokoju nawet we śnie.

Druga część naszego śmieszkowatego rozdziału, a następnego dnia czeka nas powrót do rzeczywistości i kac morderca, dlatego przygotujcie dużo płynów i tabletki na ból głowy. Chyba, że ktoś należy do tych szczęściarzy, którzy na drugi dzień są radośni jak skowronki. Do zobaczyska!






Continue Reading

You'll Also Like

60K 1.9K 42
Dzięki tej książce bedziesz mógł poczuć się jak kpopowy idol. Serdecznie zapraszam❤❤ #14- zodiaki piątek, 19 lipca 2019 #13- zodiaki niedziela, 3 lis...
641 81 10
Jest to opowieść typu Daddyklink. Matthew-Szef wielkiej firmy,zapracowany a co z tym się wiąże jest samotny.Pewnego deszczowego dnia znajduje wyziębi...
63.3K 2.1K 122
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
17K 1.5K 17
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...