[:uroczy]
Michael
Obudziłem się następnego ranka w okolicach godziny siódmej. Był piątek, a ja standardowo zaczynałem lekcje o ósmej. Molly leżała wtulona w moje ramię. Wyglądała tak uroczo, że aż żal było mi ją budzić. Ostatecznie jednak podniosłem się do pozycji siedzącej i szybko włączyłem laptopa, chcąc zobaczyć, czy Luke coś mi odpisał.
Tak naprawdę to nie wiedziałem co we mnie wstąpiło, by pisać do niego o takie rzeczy, ale działałem pod wpływem impulsu, po tym co powiedziała do mnie mama. Tak serio to nie miałem najmniejszej ochoty wchodzić w jego towarzystwo.
Odświeżyłem stronę i spojrzałem na okienko konwersacji w prawym dolnym rogu.
"Przeczytano: czw., 18:56"
Aha. Fajnie. Super. Ignoruj mnie. Zapomnij, że zrobię Ci zadania.
Odłożyłem laptopa na stoliku i niechętnie się podniosłem. Rzuciłem wzrokiem na moją kotkę, która w najlepsze spała na mojej poduszce. Uśmiechnąłem się lekko i skacząc na jednej nodze ruszyłem kierunku krzesła, na którym znajdowała się sterta moich ubrań. Chwilę zajęło mi znalezienie tank topu z sex pistols, ale ostatecznie ją znalazłem, założyłem na siebie, wsunąłem czarne jeansy i w ślimaczym tempie zszedłem na dół. Mama siedziała w kuchni pijąc herbatę.
- Michael, zrobiłam ci już śniadanie. Zakładaj buty i zaraz jedziemy.
Wymusiłem uśmiech, założyłem trampka (dosłownie), poprawiłem włosy w lustrze i oparłem się o szafkę w przedpokoju, czekając na mamę.
- Michael zapomniałbyś śniadania - powiedziała mama.
Włożyłem kanapki do torby i ruszyłem w kierunku wyjścia. Cholernie świeciło słońce, a moje czarne ubrania szczególnie je przyciągało. Zająłem swoje miejsce, położyłem kule na tylnym siedzeniu, zapiąłem pas i za nim się obejrzałem byłem już w budynku szkoły...
***
Wszystkie lekcje w szkole, jak to w piątki bywa dłużyły się w nieskończoność. Podczas już ostatniej godziny, siedziałem skupiony na temacie omawianym przez profesorkę. Robiłem notatki, podkreślając ważniejsze słowa.
Gdy tylko zabrzmiał dzwonek, spakowałem szybko swoje rzeczy i skierowałem się korytarzem do swojej szafki. Wrzuciłem całą zawartość plecaka do środka i idąc o kulach wyszedłem przed szkołę.
Dziś wyjątkowo nie odbierała mnie mama, a to oznaczało podróż do domu zatłoczonym autobusem. Wyciągnąłem z kieszeni iPoda, założyłem słuchawki i nawet nie zdążyłem usiąść na ławce, bo autobus już czekał na przystanku. Przyspieszyłem trochę tempo, kupiłem bilet i zająłem wolne miejsce.
Po ponad trzydziestu minutach podróży zapchanym i nieklimatyzowanym autobusem oraz śmierdzącym facecie, który usiadł obok mnie, wysiadłem z pojazdu, ciesząc się, że przystanek znajdował się dwie minuty od mojego domu. Pociągnąłem klamkę w dół. Drzwi były jednak zamknięte. W tej chwili cieszyłem się, że rano nie zapomniałem wziąć moich kluczy. Przekręciłem zamek i wszedłem do środka, natychmiast ściągając przepoconą koszulkę. Nienawidzę autobusów.
Przekręciłem się na plecy, włączyłem telewizor i zacząłem skakać po kanałach w poszukiwaniu czegoś ciekawego. W domu rozległ się dzwonek. Co mnie podkusiło je zamknąć? Nie łaszcząc się na założenie koszulki, wziąłem kule i ruszyłem w kierunku drzwi, chcąc je otworzyć.
- Mamo, tak trudno było wziąć klu...
Nawet nie dokończyłem, bo zamarłem, widząc, że to nie była mama. Przynajmniej nie moja. W drzwiach stała Liz wraz z Luke'm. Myślałem, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Próbowałem udawać, że nie widzę przeszywającego wzroku Luke'a, bo mojej nagiej klatce piersiowej.
- Cześć Michael - powiedziała kobieta, uśmiechając się do mnie. Nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. - Jest twoja mama?
- Po...powi...powinna za...zaraz być - wydukałem, przełykając głośno ślinę. - We...wejdźcie.
Otworzyłem szerzej drzwi, a moje kule opadły na ziemie. Luke podał mi je, śmiejąc się pod nosem. Gdyby nie obecność jego mamy, oberwałby nimi prosto w krocze.
- Podać coś do picia? - spytałem, chcąc być choć trochę uprzejmy. Ponownie założyłem na siebie przepoconą koszulkę.
- Michael nie rób sobie problemu - powiedziała Liz, siadając przy stole w kuchni.
Liz od czasu do czasu przychodziła do mojej mamy. Pracowały przecież w tej samej firmie. Ale do cholery jasnej, co robi z nią Luke? Nigdy wcześniej go tutaj nie było, bo jak to twierdziła jego mama - uczy się. Prędzej uwierzę w świętego Mikołaja, a nie w to, że ten idiota dotknąłby książkę. Jednego czego się uczy to może nowych sposobów, by poderwać dziewczynę na jedną noc.
- Wodę - powiedział Luke, szczerząc się głupkowato.
Wyciągnąłem z szafki szklanki i mógłbym przysiąc, że czułem na sobie wzrok tego pajaca. Położyłem na stole naczynia i niezręcznie zająłem miejsce przy stole, starając się zachowywać normalnie. To w jaki sposób Luke mi się przyglądał onieśmielało mnie.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to, że zabrałam ze sobą Luke'a - zaczęła kobieta. Ależ skąd pani Hemmings.
- Nie ma problemu - odpowiedziałem, chcąc brzmieć jak najnormalniej.
Usłyszałem, jak drzwi od mieszkania się otwierają, a już po chwili w kuchni stała moja mama. Poderwałem się natychmiast z miejsca i powiedziałem ciche 'idę na górę, jestem zmęczony'.
Położyłem się na swoim łóżku, standardowo rzucając kule na dywan. Natychmiast przybiegła do mnie Molly, która akurat w tak upalny dzień była czystym przekleństwem.
- Jesteś gorąca - mruknąłem cicho, patrząc na nią.
- Kto jest gorący? - usłyszałem głos za sobą, niechętnie się odwróciłem.
- Na pewno nie ty - odpowiedziałem, drapiąc Molly za uszkiem. - Co ty tu robisz?
- No wiesz, powiedziałeś, że zrobisz za mnie zadania - powiedział siadając na krawędzi łóżka. Nie odpowiedziałem. - Zróbmy to tak. Ty zrobisz coś dla mnie, a ja zrobię coś dla ciebie.
- Co zrobisz dla mnie? - zmarszczyłem brwi, wciąż nie spuszczając wzroku z kotki.
- Tego się jeszcze dowiesz - nie odpowiedziałem. - No już Mikey.
Po tym gdy usłyszałem, jak mnie nazwał, podniosłem na niego wzrok. Luke przysiadł bliżej mnie i Molly. Chyba chciał ją pogłaskać, ale ona nastroszyła futerko i wtuliła się we mnie, na co zachichotałem. Podobno zwierzęta znają się na ludziach.
- Daj te zadania - wymamrotałem pod nosem i podniosłem się do pozycji siedzącej. Molly wciąż leżała na moich kolanach i najwyraźniej nie chciała się ruszyć. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała.
Luke wstał i sięgnął do tylnej kieszeni, z której wyciągnął prezerwatywę i pogniecioną kartkę. Uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
- Tu masz zadania z matmy - powiedział podając mi kartkę.
- Podasz mi długopis i brudnopis z biurka? - spytałem. - Bo ze złamaną nogą i kotką na kolanach dość trudno się chodzi.
Luke zaśmiał się i podszedł do biurka. Podał mi to, o co prosiłem, kładąc także prezerwatywę, którą przed chwilą wyciągnął.
- Nie będzie mi potrzebna - powiedziałem, rzucając ją w jego kierunku. Blondyn wzruszył tylko ramionami, z powrotem wkładając ją do kieszeni.
- Wolisz bez gumek? - spytał, a ja nie odpowiedziałem. Próbowałem skupić się na treści zadania, ale było to cholernie trudne z Hemmingsem obok. - Odpowiesz mi?
- Jeśli chcesz jeszcze dziś te zadania, radzę Ci się zamknąć - mruknąłem.
Po około godzinie zostało mi już tylko jedno zadanie. Przeciągnąłem się. Moje ciało zdrętwiało od siedzenia w jednej pozycji przez dłuższy czas. Starałem się ignorować wzrok Hemmingsa, który przez ten czas nie robił nic bardziej pożytecznego niż to, że mi się przyglądał.
- Gapisz się - mruknąłem, patrząc na niego przelotnie.
- Jesteś uroczy, gdy skupiasz się na zadaniach.
Wytrzeszczyłem na niego oczy, czując jak moje policzki nabierają czerwonego koloru.
- C-co powiedziałeś? - wydukałem.
- Że jesteś uroczy, gdy skupiasz się na zadaniach - odpowiedział, wzruszając ramionami. Wstał z mojego łóżka. - Kończ już te zadania, bo wybieramy się na imprezę.
- J...jak to wybieramy? Ale że my?
- Nie mówiłem do twojego kota.
- To kotka debilu.
- Nieważne. Jeśli chcesz wkręcić się w moje towarzystwo. Pierwsze co musisz zacząć to iść ze mną na imprezę.
***
Średnio podoba mi się ten rozdział...
Miło byłoby, gdybyście napisali coś z hasztagiem: #WBMKff
skymichael