*Camila*
Wstałam rano i podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozciągnęłam zaspane ciało i otworzyłam oczy. Myślałam, że oglądałam z Zackiem telewizje, a potem... No właśnie. Co było potem? Zmrużyłam na chwilę oczy i zasnęłam, a teraz znalazłam się z powrotem w łóżku na górze. Nie wierze, że zaniósł mnie tu z własnej, dobrej inicjatywy, żeby było mi wygodnie. Zwlekłam się z łóżka i zeszłam na dół. Chciałam się dowiedzieć, co go skłoniło do tego „gentelmanskiego" czynu, bo nie uwierzę, ze dobre intencje. Zauważyłam go śpiącego na kanapie. Podeszłam bliżej i zaczęłam wymawiać jego imie coraz to głośniej, ale on spał jak zabity. Z otwartymi ustami wyglądał jak dziecko. Uroczy, beztroski, nawet całkiem słodki i widząc go w takiej pozycji, nawet by mi do głowy nie przyszło, że to morderca. Nie marnując dłużej czasu ruszyłam do lodówki. W końcu śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia. Chwyciłam za rączke i pociągnęłam do siebie, a w tym momencie moja mina zrzędła. Jak ten człowiek utrzymuje tak dobrą formę mając w lodówce kilka opakowań kabanosów, trzy jajka, ketchup, majonez i frytki, które napewno nie są tu od wczoraj. Zażenowana pokręciłam głową i zamknęłam urządzenie w którym zwykli ludzie, przeważnie trzymają jedzenie. Ale przecież Zack nie może być jak zwykli ludzie nawet w kwestii odżywiania, a ja byłam coraz bardziej głodna. Chwilę zastanawiałam się nad tym co teraz powinnam zrobić, aż wpadłam na genialny pomysł. No bo przecież nie wiadomo ile będzie spał. Może zrobię mu niespodziankę i kupię coś do jedzenia? Wbiegłam na góre, ubrałam dresy i koszulke, a potem skierowałam się do wyjścia. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w strone sklepu. Wczoraj po drodze udało mi się jeden wypatrzeć i jeśli dobrze pamiętam w ciągu 20 minut powinnam być z powrotem. W końcu co może się stać?
*Zack*
- Kurwa! - Wychodząc z sypialni trzasnąłem za sobą
drzwiami i skierowałem się do następnych.
Czy ta dziewczyna nie może chociaż jeden raz nie narobić problemów?!
Trzasnąłem kolejnymi i jednocześnie ostatnimi na tym piętrze drzwiami. Znów jej nie było. Zbiegłem po schodach z powrotem na piętro niżej. No jakby mogło być inaczej? Przecież ta blond czupryna zawsze się w coś wpakuje.
- Przysięgam, że dziś ją zabije. - Wysyczałem przez zęby, właściwie to sam do siebie.
Drzwi były otwarte od środka, więc sama musiała stąd wyjść. Tylko dokąd? Jeśli chciała uciec to wystarczyło jedno słowo, a teraz nie wiem, czy znów jej ktoś nie porwał. Chwyciłem z wieszaka kurtkę i kluczyki z komody, a potem wróciłem do salonu po telefon na stoliku. Spojrzałem na wyświetlacz i zauważyłem, ze szukam jej już jakieś 40 minut. Zajebiście. Ten dzień nie mógł się zacząć lepiej. Skierowałem się do wyjścia, po drodze gasząc wszystkie światła i otworzyłem drzwi, a wtedy moim oczom ukazała się mała, wredna zguba.
- Czy Ci się coś w głowie poprzewracało?!
- Nie, ale wydaje mi się, że coś się poprzewracało w twojej lodówce. - Jak nigdy nic minęła mnie w drzwiach z siatką zakupów w ręce - Wychodzisz gdzieś?
Przewróciłem oczami.
- Ciężko było zostawić kartkę albo napisać sms-a?
- Nie wiem gdzie gentlemanie trzymasz kartki, a poza tym myślałam, że zdążę wrócić zanim się obudzisz.
- Gentlemanie? - Uniosłem brwi, na co zaczęła się śmiać.
O co jej chodzi?
- To bardzo miłe, że wniosłeś mnie do góry.
- Co? - Zmarszczyłem brew - Ah, tak! Po twoich oskarżeniach, co do Arona wolałem żebyś nie spała blisko mnie. Jeszcze byś mnie oskarżyła o gwałt.
- A daj już spokój! Spójrz jaka piękna pogoda!
Dziewczyna wyciągnęła miskę i zaczęła wbijać do niej jajka, które wyciągnęła z reklamówki z zakupami. Cały czas uśmiechała się przy tym jak głupia. Bylem zdezorientowany jej zachowaniem. Co ona kombinuje?
- Z czego się tak cieszysz?
- Przypomniała mi się twoja mina jak spałeś. Miałeś usta otwarte jak niemowle, czekałam tylko aż zaczniesz ssać kciuka. - Dziewczyna zaczęła głośno się śmiać.
Po co w ogóle zadałem to pytanie?
Przewróciłem oczami i usiadłem na kanapie. Chwyciłem pilot i zacząłem szukać w telewizji czegoś ciekawego.
- Lubisz omlety?! - Usłyszałem zza ściany.
Zmarszczyłem na jej słowa brwi. Była zdecydowanie za miła.
- A co chcesz odkupić swoje winy omletem?!
- Być może. - Blondynka podstępnie się uśmiechnęła.
- Niech będzie, głodny jestem.
Długo nie musiałem czekać, a na stoliku przede mną znalazł się talerz z pachnącym omletem. Cam usiadła w fotelu obok. Od razu zabrałem się za jedzenie.
- Tylko się nie przyzwyczajaj!
Na jej słowa zacząłem się śmiać.
- Zapomnij. Ja mam od tego ludzi. -Uśmiechnąłem się z uznaniem- Tak właściwie to Ci się udało.
- Co mi się udało? - Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Odkupić swoje winy za poranny spacer.
- W takim razie rozumiem, że śniadaniem namówiłam Cie na późniejsze zakupy?
- Słucham?!
Ona chyba żartowała. To dlatego była taka miła od samego rana.
- Jutro Chloe ma urodziny, a ja muszę wyglądać naprawdę dobrze. Prosze Cię. Obiecuje, że nie będe Cię męczyć jak poprzednim razem.
- A dostanę zaproszenie? - Cwaniacko się uśmiechnąłem.
- Niech Ci będzie.
- No to stoi.
Dziewczyna na nic nie zważając ruszyła na piętro.
- A naczynia?! - Krzyknąłem za nią, ale odpowiedziało mi jedynie moje echo.
Jak zawsze mnie nie słuchała. Już chyba zdążyłem się przyzwyczaić. Wstałem z miejsca i zabrałem puste talerze do zmywarki. Złożyłem koc pod którym spałem na kanapie. Wyłączyłem telewizor i wszedłem po schodach na góre. Wszedłem do sypialni i wyciągnąłem z szafy świeże spodnie i koszulkę. Ruszyłem do łazienki na przeciwko.
- Wyjdź stąd!!! - Na wejściu ogłuszył mnie przeraźliwy krzyk.
Blondynka stała pod prysznicem, akurat tyłem. Nie mogłem się powstrzymać żeby nie spojrzeć. W końcu jestem normalnym, zdrowym facetem.
- Muszę przyznać, że masz całkiem niezły tyłek.
- Wyjdź stąd! - Zasłoniła swoje ciało dłońmi.
Rozbawiony wyszedłem z pomieszczenia. No trudno. Będę musiał wziąć prysznic w łazience na dole. Nie przywykłem do tego.
*Camila*
- Co za idiota! - Wymamrotałam pod nosem i owinęłam się ręcznikiem.
Czy on myśli, że jeśli jestem u niego w domu to może robić to co mu się podoba?!
Dłużej nie czekając ubrałam przygotowane ciuchy, gdyby Zackowi znów zachciało się wejść bez pukania do łazienki. Umyłam zęby, rozczesałam włosy i byłam gotowa. Ruszyłam na dolne piętro. Zack siedział już gotowy na kanapie. Nawet na niego nie patrząc poszłam ubrać buty, stojące obok drzwi. Przyszedł zaraz za mną,po drodze sięgając kurtkę i kluczyki od auta. Razem wyszliśmy z domu i wsiedliśmy w samochód. Zack odpalił silnik i ruszyliśmy w stronę galerii handlowej. Minęło jakieś 20 minut i byliśmy już na miejscu. Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę wejścia, dopóki nie zatrzymał mnie głos z tyłu.
- Pamiętaj, że kategorycznie odmawiam jakiejkolwiek pomocy!
- Jesteś tutaj tylko kierowcą.
- Pamiętaj, że zawsze możesz wracać na piechotę. - Widząc jego złośliwy uśmiech nie miałam ochoty odpowiadać.
Weszłam do centrum i skierowałam się w stronę swojego ulubionego sklepu z ubraniami. Ostatnio też właśnie tu robiłam zakupy. Przepchałam się między regałami i zatrzymałam przy dziale z sukienkami. Wybór był tak duży, że nie mogłam się zdecydować. W moje oczy wpadła beżowa, czarna i czerwona sukienka. Ruszyłam do przebieralni i obejrzałam się w każdej z nich. Beżowa kreacja odpadła na samym początku, to zdecydowanie nie był mój kolor i krój. Z kolei dwie pozostałe były tak samo piękne. Patrzyłam na nie dłuższa chwile i nie mogłam żadnej wybrać. Postanowiłam zaryzykować i spytać Zacka. W końcu co mogło się stać? Wybór był tylko między dwiema sukienkami. Potrzebowałam wybrać jedną z nich. Wyszłam z przymierzalni i ruszyłam w jego stronę.
- Już możemy stąd jechać? - Spytał zniecierpliwiony.
- Jasne, że tak. Tylko jakbyś mógł mi powiedzieć, która z nich wybrać. - Wskazałam mu obie sukienki, które brałam pod uwagę.
- Ostrzegałem. - Zack na nic nie zważając chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę zaplecza sklepu.
- Co ty wyprawiasz?! - Spytałam zdziwiona.
- Pomagam Ci wybrać sukienkę.
Próbowałam zapierać się nogami, ale nic to nie dawało. Zack miał zdecydowanie więcej siły. Podeszliśmy do drzwi z napisem „wstęp tylko dla pracowników" i Zack bez wachania je otworzył, a następnie wciągnął mnie do środka. Byliśmy na korytarzu w którym były gabinety z różnymi napisami. Minęliśmy magazyn, pokój służbowy, kuchnie pracowniczą i zbliżaliśmy się do ostatniego gabinetu kierownika.
- Co ty wyprawiasz, Zack?!
- Zobaczysz. - Złośliwie się uśmiechnął i chwycił za klamkę ostatniego pokoju.
Byliśmy w gabinecie właściciela sklepu. Na środku pokoju stało biurko przy którym siedziała jakaś Pani. Kobieta natychmiast podniosła wzrok z nad sterty papierów.
- Przepraszam bardzo, ale tu nie ma wstępu dla osób nieupoważnionych.
- Tak, wiemy. My się po prostu zgubiliśmy i już stąd wychodzimy. - Próbowałam pociągnąć Zacka w tył, ale on ani drgną.
- Wcale, że nie. Przyszliśmy tu, ponieważ koleżanka nie może się zdecydować, którą z sukienek wybrać. Pani jest tutaj specjalistą, więc na pewno uda się jej pomoc .
- Zack! - Wysyczałam przez zęby.
Już wiedziałam, że chodzi mu o to żeby mnie za wszelką cenę skompromitować.
- Daj spokój! Już dostałam nauczkę. Chodźmy stąd. - Wyszeptałam mu błagalnie do ucha.
- To teraz powtórz moje słowa. Zack nie jest i nigdy nie będzie moim stylistą.
- Zack nie jest i nigdy nie będzie moim stylistą. Błagam Cię już wystarczy, chodźmy stąd.
- Nie chce państwu w niczym przeszkadzać, ale jeszcze chwila, a zadzwonię po ochronę. - Wtrąciła się kobieta.
Znów pociągnęłam Zacka w stronę wyjścia, tym razem ruszył za mną.
- Jesteś nienormalny! - Warknęłam, gdy byliśmy już na korytarzu.
- Ale przystojny.
Gdybym na niego spojrzała, jestem pewna, że szeroko by się uśmiechał. Idiota.
- Twoje wady, zakrywają ten jedyny atut!
- Tak na poważnie to weź czerwoną.
Zatrzymałam się w miejscu i spojrzałam na niego.
- Nie mogłeś tak od razu?!
- Mogłem, ale tego nie zrobiłem. - Głupio się uśmiechnął i ruszył dalej.
Podeszliśmy do kasy i zgodnie ze słowami Zacka wzięłam czerwoną sukienkę. Zapłaciłam za nią i udaliśmy się do wyjścia.
- Skoro zakupy już mamy za sobą, to może weźmiemy coś do jedzenia? - Odezwał się Zack.
Na jego słowa mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Chociaż raz mówisz coś sensownego, ale nie mam już sił. Może weźmiemy na wynos?
- Sushi, czy coś wietnamskiego?
- Zdecydowanie sushi. - Ze smakiem oblizałam usta.
Uwielbiałam japońskie jedzenie.
- Chociaż w jednym się zgadzamy - Również się uśmiechnął - W takim razie pójdę zamówić, a Ty możesz się jeszcze rozejrzeć. Za 15 minut spotkajmy się tutaj.
Nie czekając na odpowiedz Zack ruszył w kierunku restauracji. Rozglądałam się dookoła po sklepach i zauważyłam winiarnie. Uwielbiam wina. Bez zastanowienia weszłam do środka i zaczęłam przeczesywać półki. Charlotte z 1995. Pycha. Długo nie myśląc wzięłam butelkę i podeszłam do kasy. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu, kierując się w miejsce spotkania z Zackiem. Jeszcze chwile na niego czekałam, kiedy podszedł do mnie z zapakowanym na wynos sushi.
- Poważnie? - Uniósł brew i spojrzał na wino, które trzymałam w rękach.
- Nawet nie wiesz jakie to dobre. - Oblizałam z uznaniem usta.
- To alkohol dla bab. - Parsknął śmiechem.
- Czy ja wyglądam na mężczyznę?
- Noo... Wiesz... W sumie trochę tak.
Dźgnęłam go w ramie i zaczęliśmy się oboje śmiać. Nie wiem jak on to robił, że miał same cechy ciamajdy, a radził sobie ze wszystkim tak dobrze. Może po prostu miał szczęście?
Stanęliśmy na ruchomych schodach i zjechaliśmy na parter. Potem wyszliśmy z budynku przez obrotowe drzwi. Auto Zacka stało zaraz obok. Spakowałam do bagażnika torbę z sukienką i zajęłam miejsce. Czarnowłosy siedział już w aucie. Odpalił silnik i ruszyliśmy w stronę jego domu. Cały czas trzymałam butelkę alkoholu w dłoniach i nie mogłam się doczekać, aż ją wypije. Już tak dawno nie miałam okazji napić się dobrego wina, że zapomniałam jak smakuje. Gdy dojechaliśmy pod dom, wzięliśmy rzeczy z samochodu i weszliśmy do środka. Zack od razu rozsiadł się przed telewizorem ze swoją porcją sushi i włączył jakieś nudne kanały. Kłócenie się z nim o pilota i tak nie miało sensu. Był ode mnie silniejszy, a ja nie miałam żadnych szans. Znalazłam w szafce nad zlewem lampkę i nalałam sobie do niej wina. Usiadłam na krześle przy blacie w kuchni i zajadając swoje sushi, popijałam je przepysznym alkoholem. Potem polałam następną lampkę i kolejną, aż przestałam sama je liczyć. Wino było przepyszne.
*Zack*
Przełączałem pilotem po kanałach i szukałem czegoś ciekawego. Nie wiem po co kupiłem kablówkę z ponad tysiącem kanałów, skoro i tak nie było co oglądać. Dzwoniłem do Steve'a, czy nie ma ochoty się spotkać, ale mowił, że jest czymś bardzo zajęty. Blondynka siedziała sama w kuchni klikając coś na swojej komórce. Nie pozostawało mi nic innego jak skorzystać z jej towarzystwa.
- Trzymasz się? - Spojrzałem na lampke, którą już z milion razy opróżniła.
Gdy popatrzyła w moją stronę wiedziałem już, że jest w doborowym nastroju.
- I nie puszczam. - Głupio się zaśmiała.
- Dlatego właśnie nadal jesteś dziewicą. - Teraz i ja zacząłem się śmiać.
-Przynajmniej nie wkładam swojego członka we wszystko, co przyniesie wiatr
- Chyba wieje, chcesz być następna? - Nie wytrzymałem i wybuchłem jeszcze większym śmiechem.
To jak uwielbiam ją denerwować jest nie do opisania. Chociaż zazwyczaj to ona wyprowadza mnie z równowagi.
- Jesteś głupi.
- A ty pijana i ledwo pełnoletnia.
- Nie chce się denerwować. Idę spać. Dobranoc.
Blondynka nadąsana wstała z miejsca i ruszyła na piętro domu. Teraz nie pozostało mi już nic innego jak samemu położyć się spać. Wygodnie rozłożyłem się na kanapie i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.