Elita

sztambuch által

927K 42.8K 18.3K

Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się... Több

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Epilog
„ELITA" ZOSTANIE WYDANA

Rozdział 37

21.3K 991 517
sztambuch által

Zostaję w mieszkaniu Remo na całą noc i ponownie budzę się w jego łóżku z samego rana. O tym, co działo się między nami kilka godzin wcześniej po rozmowie chyba nie chcę myśleć, jednak, kiedy wchodzę do kuchni w jego czarnej koszulce, moje policzki oblewają się gorącym rumieńcem. Remo opiera się o kuchenną wyspę w szarych dresach, nagą klatką piersiową i z kubkiem w ręku. Kiedy przypominam sobie, w jaki sposób jego mięśnie napinały się wczoraj, speszona odwracam wzrok, a on lekko się uśmiecha. Ma zmierzwione włosy i przygląda mi się tak intensywnie, że nie potrafię go ignorować.

         – Wyspałaś się? – pyta, jakby nigdy nic i bierze łyk kawy. Biorę wdech i ostrożnie do niego podchodzę.

         – Muszę wrócić do domu – przyznaję cicho, nie odpowiadając na jego pytanie. – Może w jakiś sposób... może w jakiś sposób uda odzyskać mi się te pieniądze. Poza tym nie mogę spędzać tutaj czasu non stop i ukrywać się przed rodzicami, i zabójcą. Mam szkołę – przypominam i przygryzam nerwowo wargę, spoglądając na zegarek. – Właśnie zaczęła się biologia – mamroczę, gdy wskazówka zegara przesuwa się na ósmą piętnaście.

         W odpowiedzi chłopak sięga po moją dłoń i przykłada ją do swojego policzka. Nim wstałam, zdążył zgolić kilkudniowy zarost i jego skóra na policzku jest przyjemnie gładka. Patrzy mi głęboko w oczy, po czym muska ustami każdy mój palec, a mnie przechodzi przyjemny dreszcz. W klatce piersiowej czuję ciepło, które jedynie nabiera na sile.

         – Możesz zostać tutaj, ile tylko chcesz – mówi. Nie zakazuje mi wyjść. Dobrze wie, że nie zatrzyma mnie tutaj siłą, ale cień, który przemyka przez jego twarz, podpowiada mi, że nie ma ochoty, bym wychodziła. A już szczególnie, żebym wróciła do domu rodzinnego.

         – Wiem. – Uśmiecham się delikatnie. – Dziękuję.

         Odsuwam dłoń i przez moment jeszcze na niego patrzę, niepewna, co powinnam zrobić. Remo spodziewa się po mnie jakiegoś ruchu, ale chyba nie takiego, jaki wykonuję, gdy sięgam po kubek z jego kawą i go sobie przywłaszczam. Biorę spory łyk, patrząc mu bezczelnie prosto w oczy, na co cmoka trzy razy językiem z udawaną dezaprobatą.

         – Wystarczy poprosić, Lucy – komentuje i lekko unosi brew, gdy biorę łyk po raz kolejny. – Jak to możliwe, że wydajesz się taka niewinna, a ukrywa się w tobie istny demon? – pyta, oczywiście tylko się drocząc, a ja zasłaniam połowę twarzy kubkiem, by ukryć uśmiech, który rozkwita na moich wargach.

         Jest po prostu... normalnie. Przyjemnie spokojnie, tak, jakby od teraz każdy poranek miał w ten sposób wyglądać. A przecież oboje zdajemy sobie sprawę z tego, że spokój nigdy nie może trwać wiecznie.

         Szczególnie w naszym przypadku.

         – Właśnie dlatego tak bardzo mnie lubisz – przypominam mu, a Remo już otwiera usta, by mnie poprawić. Zamiera jednak i po chwili zmusza się do kolejnego uśmiechu.

         – Z grzeczności nie będę wyprowadzać cię z błędu. A teraz oddaj to. – Odbiera mi kubek, podchodząc od tyłu. Niespodziewanie druga jego dłoń ląduje na moim biodrze i chłopak przyciąga mnie do siebie gwałtownie, tak, że z mojego gardła ucieka cichy pisk. Jestem teraz uwięziona między wyspą kuchenną, a chłopakiem, który nachyla się i gorącym powietrzem dmucha prosto we fragment mojej szyi. Kurczowo zaciskam palce na kubku i parskam. – Oddawaj – powtarza rozkaz, a ja kulę się. Jego palce przesuwają się prosto na mój brzuch i przebiegają po moich żebrach, sprawiając, że nie mogę powstrzymać kolejnego parsknięcia.

         – Już! – kapituluję, odkładając kubek na blat i ze śmiechem próbuję się uwolnić. – Już oddałam! Zostaw! – wołam z rozbawieniem, gdy nagle odwraca mnie w swoją stronę. Patrzę na niego z uśmiechem, a w tym samym momencie spogląda na moje wargi i wygłodniale się w nie wpija. Zarzucam mu ręce na kark i wypuszczam pełne zadowolenia westchnienie, gdy obejmuje mnie i przyciska do blatu. Jego usta smakują kawą i znów... wolnością. Uwielbiam to. Uwielbiam to, że przy nim problemy nie mają żadnego znaczenia. Spędzając z nim czas, po prostu odgradzam się od rzeczywistości. To wtedy wokół mnie istnieje bezpieczna przystań, do której zawsze mogę wrócić.

         W końcu opuszczam dłonie i opuszkami palców muskam jego umięśniony brzuch i klatkę piersiową. Z jego ust wydostaje się pełen aprobaty pomruk, dlatego błądzę dłońmi po jego nagiej skórze. W odpowiedzi pociąga delikatnie za moje włosy i całuje mnie mocniej.

         – Gdybym była fanką enemies to lovers, byłabym strasznie rozczarowana. Tak się całować, skoro jeszcze chwilę temu pluliście na siebie jadem? Nie można tego jakoś... wyrównać? Iść etapami? No nie wiem, drobne gesty, a dopiero później takie coś? – Odrywam się gwałtownie od Remo i spoglądam w stronę, z której dobiega pełen pretensji głos.

         – Kiedy ty tu weszłaś? – pyta Remo, dalej trzymając dłonie na moich biodrach.

         – Minutę temu, jak byliście w fazie dławienia się wzajemnie swoimi językami – odpowiada Brooke, a ja marszczę nos i spoglądam na nią z niezadowoleniem.

         – Nie mówiłaś, że przyjdziesz – zauważa.

         – Drzwi były otwarte – wyjaśnia, jakby właśnie przez to weszła do środka. Chichoczę cicho i chowam twarz w ramieniu chłopaka, który patrzy na Brooke z niedowierzaniem. – A ty to może byś ruszyła się w końcu i nie wiem, chociaż spodnie ubrała? – rzuca w moją stronę z udawaną pretensją.

         – No już – mruczę, ale wcale nie odsuwam się od chłopaka.

         – Mamy właśnie biologię, geniuszu. Ja ledwo zdaję, a i tak po ciebie przyjechałam. To coś znaczy, nie sądzisz?

         – Tak, to znaczy, że jestem na tyle cudowna, że postanowiłaś się tutaj pofatygować. Dzięki za komplement – stwierdzam i puszczam jej oczko, gdy wzdycha z frustracją i wznosi oczy ku górze. Uwalniam się z objęć śmiejącego się cicho chłopaka. – Nie mogę jechać do szkoły, nie mam mundurka – przypominam.

         – Ale masz mnie. A wiesz, co ja mam? – pyta i wyciąga w moją stronę papierową torbę.

         – Brooke chyba dba o twoje wykształcenie, Lucy. Tak mi się wydaje – podsuwa za moimi plecami Remo, kiedy do niej podchodzę.

         – Że co, że niby jestem głupia i trzeba o to zadbać? – pytam i spoglądam na nią. – Przecież wiem, to akurat wszyscy wiedzą – dodaję pod nosem, a Brooke spogląda na mnie z rozbawieniem.

         – To mój drugi komplet, więc może być na ciebie trochę za duży – wyjaśnia.

         – Brooke – zaczynam nagle, ale kiedy słyszy mój głos, natychmiast się wycofuje.

         – O nie. Przyjechanie tutaj to był szczyt moich możliwości. Nic więcej nie zrobię.

         – Ale... – Posyłam jej błagalne spojrzenie.

         – Nie.

         – Nie mam książek i pracy domowej z literatury, a facet mnie zabije, jeśli tego nie przyniosę.

         – Bo jesteś pupilkiem każdego nauczyciela i każdy uważa cię za idealną uczennicę? – pyta, na co pokazuję jej środkowy palec.

         – To po drodze – przekonuję ją.

         – To w ogóle nie jest po drodze – burczy pod nosem, ale nie zaprzecza, więc posyłam jej pełen wdzięczności uśmiech i znikam na moment w sypialni Remo. Szybko się przebieram, poprawiam pościel na jego łóżku i w biegu łapię za telefon.

         – Spotkamy się później – mówię jeszcze do Remo, który podchodzi do nas, gdy zaczynam zakładać buty.

         – Zapomniałaś o czymś – przypomina, na co unoszę gwałtownie głowę i na niego spoglądam.

         – O czym? – pytam zdezorientowana. W odpowiedzi nachyla się lekko w moją stronę, a ja przewracam oczami i cmokam go szybko w policzek. Spogląda na mnie wymownie, po czym przyciąga mnie bliżej i sam całuje mnie krótko w usta.

         – Teraz możesz iść – stwierdza, a Brooke natychmiast ciągnie mnie do drzwi. Macha mi w progu, po czym obie wychodzimy z mieszkania.

         – Dosypałaś mu czegoś do tej kawy czy jaki chuj? Wygląda, jakby pięć kilo problemów zrzucił przez tę noc – komentuje Brooke, a ja kręcę lekko głową.

         – Co najwyżej pięć kilo problemów mu dołożyłam – cmokam z niezadowoleniem i na samą myśl o tym czuję nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Mam nadzieję, że to, co powiedziałam mu wczoraj, nie wpłynie na niego negatywnie. Przyznałam się do tego wszystkiego, bo w końcu mu zaufałam, ale przecież obiecałam sobie, że sama sobie z tym wszystkim poradzę. Wzdycham, gdy wsiadamy do jej samochodu.

         – Wyszłaś z jego mieszkania i już nie masz dobrego humoru? – Specjalnie mnie podjudza, więc w odpowiedzi uderzam ją pięścią w ramię i zapinam pas.

         – Odwal się – parskam i obie uśmiechamy się do siebie porozumiewawczo.

         Kiedy podjeżdżamy pod mój dom, robię dobrą minę do złej gry. Wysiadam, informując Brooke, że wrócę za dosłownie pięć minut, po czym szybkim krokiem kieruję się do środka. Furtka ustępuje natychmiast i drzwi również są otwarte. Marszczę brwi na widok panującego w eleganckim holu półmroku, ale w tle słyszę głosy, a to oznacza, że moi rodzice nie są sami. Dobrze. Na pokaz przecież wszystko pójdzie prościej.

         – Cześć – mówię, jakby nigdy nic, kiedy w holu zauważam moją matkę i panią Clarę, kobietę, która pracuje gdzieś w centrum miasta. Z tego co kojarzę, mają mały kontakt i moja matka nawet uważała ją niegdyś za swoją koleżankę.

         Obecnie kobieta odwraca się do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy w kwiecistej, przylegającej do jej ciała sukni.

         – Cześć, Lucy. Dawno cię nie widziałam, twoja mama właśnie mi o tobie opowiadała – mówi i uśmiecha się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle możliwe. Zawsze ją uwielbiałam, bije od niej cudowna, pozytywna energia. Tym razem nie jest inaczej. O ile się nie mylę, mieszka niedaleko nas w podobnie bogatym osiedlu z mężem i córką w moim wieku. Jeszcze nie miałyśmy okazji się poznać, ale kto wie, może Darcy okazałaby się równie fajną znajomą z dobrą energią jak jej mama.

         – Ja tylko na chwilkę, bo muszę lecieć na zajęcia. Byłam u lekarza – kłamię jak z nut, by wyjaśnić moją nagłą obecność.

         Moja matka nie odzywa się, ale wiem, że mnie obserwuje. Jak zawsze sztywna i wyprostowana, lekko zaciska palce na oparciu krzesła i mruży oczy, gdy zmuszam się do kolejnego uśmiechu. Tym razem jej włosy są związane w ciemny kok i ma na sobie karmelową, skórzaną spódnicę. Czerń jej cienkiego swetra podkreśla jej bladą twarz. Patrzymy na siebie tylko przez moment, z równie dużą nienawiścią i niechęcią. Jestem pewna, że pani Clara nie jest w stanie tego zauważyć, więc po chwili przepraszam ją i uciekam na górę.

         Pospiesznie pakuję wspomniane wcześniej rzeczy do torby i decyduję się przebrać w mój drugi mundurek, tym razem w dobrym rozmiarze. To wszystko zajmuje mi dosłownie chwilę, ale i tak ruszam biegiem do samochodu, żeby Brooke dłużej na mnie nie czekała.

         – Już? – upewnia się, kiedy wpadam do auta jak burza i zatrzaskuję drzwi.

         – Tak – przytakuję zdyszana i poprawiam włosy. Brooke nie trzeba dwa razy powtarzać, a kiedy rusza z piskiem opon, trochę zaczynam żałować, że to jednak nie ja kieruję moich ukochanym Camaro.

         Dojeżdżamy do szkoły dopiero na drugą lekcję, na której spokojnie oddaję wypracowanie. Na pierwszej przerwie decyduję się zajrzeć do Valentine, która ostatnio przerwała naszą rozmowę i której nie zatrzymałam na dłużej w bibliotece. Zniechęcam się jednak już wtedy, kiedy grupka jej przyjaciół obdarza mnie pełnymi nienawiści spojrzeniami.

         – No proszę, kogo ja tu widzę – cmoka dziewczyna i odrzuca na plecy włosy w wymownym geście. Patrzy na mnie z góry. – Ostatnia rozmowa ci nie wystarczyła? – pyta szorstko i opiera się o szkolną szafkę z założonymi rękoma.

         – Nie skończyłyśmy ostatniej rozmowy – przypominam jej i zerkam na resztę jej paczki. Mój wzrok zatrzymuje się na wysokim, ale szczupłym chłopaku, który patrzy na mnie z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami. Royce.

         – I nie dokończymy, bo żadne z nas nie zadaje się z zabójczynią – odpowiada tak, jakby była w stu procentach pewna swoich słów. Ignoruję ten komentarz i zadzieram podbródek, gdy robi krok w moją stronę.

         – Skąd pomysł, że to ja ją zabiłam, a nie jej szanowny chłopak? – pytam, mój głos staje się chłodniejszy i posyłam Royce'owi wymowne spojrzenie. Blondyn zamiera, jego dłonie zaciskają się w pięści.

         – Radzę ci wypluć te słowa – ostrzega mnie i również się porusza.

         – Bo co? – pytam. – Czegoś się wstydzisz? Czy coś masz na sumieniu?

         Żyły na jego szyi stają się widoczniejsze, a on sam czerwienieje na twarzy. Patrzy na mnie z nienawiścią, widzę, jak napina mięśnie i unosi dłonie. Jestem przekonana, że mnie uderzy, przynajmniej taki mam zamiar.

         – Spierdalaj stąd, Graves – cedzi przez zęby Valentine. – Nie chcesz przecież narobić sobie w tej szkole problemów, skoro wszyscy uważają cię za taką idealną, prawda?

         – A może lepiej by było, gdybyśmy pewne rzeczy jednak już sobie wyjaśnili, co? – odpowiadam ostro, a moje tętno gwałtownie przyspiesza. Czuję się dziwnie, stojąc przed nimi całkowicie sama, bo doskonale wiem, że każde z nich z jakiegoś powodu mnie nienawidzi.

         I ten powód wyjątkowo zaczyna mnie drażnić.

         – Ona nie będzie się dwa razy powtarzać – warczy Royce. – Odpierdol się od nas – dodaje zimno. Zerkam na bok, bo widzę, że wokół zaczyna robić się poruszenie i nasza mała kłótnia jednak zwróciła kogoś uwagę. Biorę kolejny wdech i przełykam ciężko ślinę, próbując przemówić sobie do rozsądku.

         – Dobrze. Poza murami szkoły też będziemy mieli okazję to wyjaśnić – mówię w końcu, patrząc im po kolei w oczy i kapituluję, zniechęcona zbiegowiskiem, które robi się na korytarzu. – A wy nie macie lepszych rzeczy do roboty?! – warczę na nich i przepycham się między kilkoma uczniami. Serce bije mi w klatce piersiowej tak mocno, że mam wrażenie, że zaraz się z niej wyrwie. Przyspieszam kroku, ale w tym samym momencie dostaję na telefon powiadomienie. Przeklinam, ledwo poruszając ustami i spoglądam na wyświetlacz.

         Od Nieznajomy:

         Przegięłaś.

         – Och, ty też się pierdol – szepczę rozzłoszczona i chowam telefon do kieszeni mundurka. Unoszę głowę, by zastanowić się, w którą stronę iść, ale nagle gwałtownie się zatrzymuję, ponieważ... z gabinetu dyrektora wychodzi ktoś znajomy.

         Remo zatrzymuje się wpół kroku na mój widok, a ja natychmiast ruszam w jego stronę.

         – Co ty tu robisz? – pytam, gdy szybko zamyka za sobą drzwi. Patrzy na mnie, po czym zerka na dalszą część korytarza, jakby bał się, że ktoś nas śledzi lub podsłuchuje.

         – Musiałem załatwić jedną sprawę – odpowiada spokojnie.

         – W mojej szkole?

         – W mojej byłej szkole – przypomina, a w tym samym momencie rozlega się dzwonek na lekcje.

         – Co? Po co? – drążę temat. Remo wzdycha, jeszcze raz się rozgląda, po czym zwilża usta językiem i wraca do mnie spojrzeniem.

         – Nie musisz iść przypadkiem na lekcje?

         – Nie zbywaj mnie teraz – odpowiadam ostro. Widzi, że jestem zła, dlatego bez zastanowienia łapie mnie za łokieć i ciągnie w nieznanym kierunku. Przez moment chcę zapytać, skąd wie, gdzie iść, ale przypominam sobie, że naprawdę uczęszczał do tego liceum.

         Kiedy wchodzi razem ze mną do biblioteki, miejsce przy biurku jest puste. Bibliotekarka pewnie poszła po kawę lub na ulubione ploteczki z dwiema nauczycielkami w pokoju nauczycielskim. Remo ciągnie mnie dalej. Wchodzimy między regały, ale prowadzi mnie na sam koniec, gdzie upewnia się, że jesteśmy całkowicie sami.

         – O co chodzi? – pytam raz jeszcze, przyglądając mu się uważnie.

         – Byłem u dyrektora.

         – Tyle zdołałam się sama domyślić – wypalam ostro, na co ujmuje moją twarz w swoje dłonie.

         – Przestań być taka pyskata – ostrzega mnie, a jego bliskość sprawia, że kręci mi się w głowie.

         – Bo co? – prycham, unosząc wymownie brwi.

         – Bo nie przestanę cię całować i sprawię, że usłyszy cię cała szkoła – odpowiada prosto w moje usta, na co biorę gwałtownie wdech i odsuwam się od niego choć trochę.

         – Może być, ale najpierw powiesz mi, co tutaj robiłeś – mówię, na co jednocześnie z niedowierzaniem i rozbawieniem kręci głową. Poważnieje jednak szybko i spogląda mi w oczy.

         – Byłem u dyrektora, ponieważ zawsze miałem z nim dobrą relację. Wiedział o moich rodzinnych problemach i nie raz ratował mi tyłek, żeby nie oberwało mi się od ojca – wyjaśnia, a ja lekko mrużę oczy.

         – Więc przyszedłeś do niego w odwiedziny na herbatkę? No coś ci nie wierzę – mruczę, a on przewraca oczami, ale dalej mnie trzyma.

         – Tylko się nie złość – zaznacza.

         – Znasz mnie już dosyć długo, wiesz, że jestem oazą spokoju – mówię niewzruszona.

         – Znam cię na tyle długo, żeby wiedzieć, że to bardzo duże kłamstwo – poprawia mnie szybko. – Poprosiłem go, żeby miał na ciebie oko w szkole i...

         – Co... – Nie udaję mi się krzyknąć, bo Remo zasłania mi szybko usta dłonią.

         – Mówiłem, że doprowadzę cię do krzyku, ale nie w taki sposób – podkreśla. Patrzę na niego ze złością. – Nie powiedziałem mu o żadnych twoich problemach, tylko zaznaczyłem, że możesz je mieć. Po prostu gdybałem. Zwróciłem jego uwagę, bo dobrze wiemy, że morderca się z tobą kontaktuje, a sytuacja w twoim domu jest jaka jest. Ufam mu i wierzę, że ci pomoże, jeśli zajdzie taka potrzeba.

         Wyjaśnia wszystko po kolei, ważąc każde słowo, a ja w tym czasie mówię razem z nim, oczywiście z ustami zasłoniętymi jego dłonią. Kończymy w tym samym momencie i przez moment się w siebie wpatrujemy – on we mnie z intensywnością, ja jak zwykle ze złością.

         – Czy jeśli zabiorę teraz rękę, obiecujesz, że nie zaczniesz krzyczeć? – Mrużę z rozdrażnieniem oczy. – Sprawdźmy – proponuje i zabiera rękę w momencie, gdy po raz kolejny otwieram usta. Zauważa to, więc natychmiast zamyka mi je pocałunkiem. Napiera na mnie wargami, a ja wzdycham zaskoczona i odwzajemniam pocałunek niemal od razu. Pociągam go za fragment białej koszuli i chłopak poddaje się moim ruchom bez sprzeciwu. Otacza mnie ramionami i całuje mnie mocniej, coraz zachłanniej, tak, bym pozbyła się całej zgromadzonej w moim wnętrzu złości.

         – Czy to ten moment, w którym mam zacząć krzyczeć w inny sposób? – wykrztuszam między pocałunkami. Uśmiecha się i schodzi ustami na moją szczękę i szyję, a ja odchylam głowę do tyłu i ze stuknięciem opieram ją o książki.

         – Co mam poradzić na to, że nawet w tym mundurku wyglądasz zbyt perfekcyjnie? – pyta, a na dowód tych słów rozpina dwa guziki mojej koszuli i całuje mój dekolt.

         – Remo! – Z moich ust wydostaje się pisk, ale to go oczywiście nie powstrzymuje.

         Nie mogę uwierzyć, że to, czego nienawidziłam, dla niego stało się czymś, czego najbardziej pragnął.

         – I te pieprzone, kwiatowe perfumy – mruczy w moją skórę i bez zastanowienia wsuwam palce pod materiał mojej krótkiej spódniczki. – Pachniesz jak ukojenie, Graves.

         Po tych słowach mój żołądek związuje się w supeł i nie jestem w stanie wydukać z siebie choćby słowa. Remo w szybkim tempie rozpina moją koszulę i całuje moje żebra i brzuch, gdy wplatam palce w jego włosy i mocno za nie ciągnę.

         – W szkolnej bibliotece? – Z moich ust wydostaje się cichy jęk.

         – Trzeba zachowywać ciszę – odpowiada, jakby nigdy nic, po czym opada na kolana tuż przede mną, łapie mnie za biodra i unosi na mnie wzrok. – Powinnaś wiedzieć to najlepiej, nieprawdaż, Graves?

         Cóż, całkowicie o tym zapominam, kiedy jego wargi dotykają wnętrza mojego uda. I wyżej. Kierują się coraz wyżej.

***

Koniecznie dajcie znać jak wrażenia!

Nie wiem, czy w piątek pojawi się rozdział, ponieważ wyjeżdżam na trzy dni i boję się, że nie będę miała wtedy czasu na pisanie. Spróbuję coś jeszcze w tym temacie podziałać i w piątek dam wam znać, czy rozdział będzie normalnie, czy przekładamy go na kolejny tydzień. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że powoli zbliżamy się do końca pierwszej części Elity, więc gdzieś na początku maja może uda się zrobić mały maraton, również w podziękowaniu za taką dużą aktywnością z waszej strony przy tej książce. Serio, jesteście niesamowici <3

Z innych informacji: zachęcam do zajrzenia na mojego Instagrama: nataliaantczak__, gdzie dzisiaj ruszył konkurs, w którym możecie wygrać trzy moje papierowe książki razem z dodatkami i dedykacją. Więcej informacji na profilu.

Oczywiście zachęcam was do dzielenia się wrażeniami również na Twitterze pod hashtagiem #elitaNA

Olvasás folytatása

You'll Also Like

Young Tears horti által

Ifjúsági irodalom

17.3K 531 14
Co się stanie, jeśli w poszukiwaniu spokoju natkniesz się na jeszcze większy chaos? Melissa nigdy nie należała do osób spokojnych. Zawsze mocno stąp...
867 99 2
Dodatek do Let Me Follow Najmłodszy z braci Griffin powraca wraz ze swoją historią wypełnioną fioletem, złotymi lokami, i baśniowymi snami. Venus ni...
107K 8.9K 40
Willow to 21- letnia studentka sztuki, która na co dzień prowadzi spokojne życie i póki co, nie zamierzała tego zmieniać. Wszystko jednak obraca się...
21.8K 408 24
Sarah Wood pewnego dnia przeprowadza się do nowego miasta. Tam poznaję Michael'a Parker'a. Jak dalej potoczą się ich losy? Skoro gdzieś czyha na nic...