blade

By nevadawrites

425K 23K 6.1K

Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i r... More

Prolog
1. Nowy uczeń
2. Aktywność dodatkowa
3. Żółte tulipany
4. Tydzień wyjęty z życia
5. Napięty grafik
6. Srebrna bransoletka
7. Oferta nie do odrzucenia
8. Druga szansa
8,5. Druga szansa
9. Vision Night Club
9,5. Vision Night Club
10. Kobieca determinacja
11. Zamieć śnieżna
11,5. Zamieć śnieżna
12. Dobry uczynek
13. Radykalne kroki
13,5. Radykalne kroki
14. Ultimatum i burgery
14,5. Ultimatum i burgery
15. Pomoc medyczna
15,5. Pomoc medyczna
16. Nadgodziny
16,5. Nadgodziny
17. Pokuta
17,5. Pokuta
18. Grypa żołądkowa
18,5. Grypa żołądkowa
19. Błogi stan nieświadomości
19,5. Błogi stan nieświadomości
20. Łowca talentów
21. Wschody słońca w Calgary
21,5. Wschody słońca w Calgary
22,5. Pytania bez odpowiedzi
23. O jeden sekret mniej
23,5. O jeden sekret mniej
24. Skrawek normalności
24,5. Skrawek normalności
25. Same gorzkie łzy
25,5. Same gorzkie łzy
26. Prawo serii
27. Znajomy odcień zieleni
27,5. Znajomy odcień zieleni
28. Porwanie
28,5. Porwanie

22. Pytania bez odpowiedzi

9.7K 550 211
By nevadawrites

- Jak to szpital psychiatryczny - spytałam zaskoczona.

- Sama zobacz.

Fane wyciągną rękę z telefonem i pokazał na mapie adres, który wpisał, a zaraz obok wyświetlała się nazwa placówki.

- Dziwne - mruknęłam pod nosem.

- Skąd masz ten adres?

- Nie wiem, znalazłam go w kieszeni - odpowiedziałam.

- Może ktoś pomylił kurtki - zasugerował chłopak, ale sprawdziłam to już wcześniej i ta wersja odpadała.

- Nie za bardzo miał jak, bo jak nie miałam jej na sobie to trzymałam gdzieś obok - myślałam na głos.

Szybko przeleciałam myślami przez wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia i sporządziłam błyskawiczną listę osób, z którymi miałam do czynienia.

Chyba że... do głowy przyszła mi dziwna sytuacja, która miała miejsce niedługo po meczu, przed budynkiem, kiedy to kobieta z blond włosami, ubrana cała na biało mnie zaczepiła.

Przytuliła mnie raczej ścisnęło wtedy nie komfortowy sposób ale w zasadzie to był jedyny moment w którym mogłaby wsadzić coś do mojej kieszeni.

- Kurczę, była taka sytuacja wczoraj - zaczęłam pod nosem, ale chwilę później skierowałam słowa już do chłopaka. - Jest taka dziwna kobieta. Miesiąc temu była pod moim domem, a wczoraj spotkałam ją na meczu. Zachowuję się jakbym mnie znała, ale ja nie mam pojęcia kim ona jest.

- I co z nią? - Moje słowa wyraźnie zaintrygowały chłopaka.

- Powiedzmy, że miałyśmy pewną interakcję, przez którą jestem niemalże pewna, że to ona dała mi tą kartkę - pokiwałam w zamyśleniu głową, jakbym chciała sama utwierdzić się we własnych przekonaniach.

- Chcesz pojechać i to sprawdzić? - spytał Fane.

Czy on właśnie proponował, że pojedzie ze mną do Edmonton?

- To są 3 h drogi w jedną stronę - parsknęłam.

- Za tydzień mam wolny weekend - wzruszył ramionami i wyglądał, jakby już planował w głowie trasę. - Jeśli ma cię to męczyć, no to możemy to sprawdzić.

- Okej, jeszcze się zastanowię - wymamrotałam, nie odrywając wzroku od szarych oczu chłopaka.

Chwilę jeszcze tak siedzieliśmy, aż w końcu poczułam, że powinnam wracać do domu. Dochodziła ósma rano, a miałam do zrobienia jeszcze masę rzeczy.

- Jak i o której będziecie wracać do domu? - zapytałam, licząc, że ma przygotowaną odpowiedź.

- No chłopaki to zachlali, więc prędko do auta nie wsiądą - mruknął z dezaprobatą pod nosem.

- Kurczę, nawet nie wiem gdzie jest Owen - wymamrotałam do siebie. Wypadałoby się zainteresować tym tematem, jeśli chciałam przed południem być w domu.

- Stary McGregor na pewno podstawił fury do garażu. Mogę wziąć kluczyki do jednej i wrócimy - oświadczył Reynolds. Czy on zamierzał znajdywać rozwiązanie dla każdego mojego problemu? Gdzie byłeś przez całe moje życie...

- A ty nie chcesz jeszcze zostać? - zmarszczyłam brwi.

Byłam pewna, że nie spał przez dobre pół nocy, zresztą wyglądał na zmęczonego i pewnie gdyby nie ja, to położyłby się jeszcze spać.

- Na sprzątanie? Nie, dzięki - parsknął, po czym wstał, zabrał swoje rzeczy i gotowy do wyjścia stanął przy drzwiach.

Zaczekał, aż się ogarnę, po czym zjechaliśmy do garażu. Stały tam raczej bardziej, niż mniej imponujące auta. Fane wyciągnął rękę z pilotem, a po chwili zamrugały światła granatowego suva. Wyglądał na świeżo wymyty i całkiem nowy.

Usiadłam na miejscu pasażera. Fane spojrzał na moje zapięte już pasy i dopiero wtedy zaczął wycofywać. Zwinnie wykręcił autem, po czym wyjechał z garażu na ulicę Calgary. Podłączył telefon do głośników i puścił naszą play listę. Kiedy ta zaczęła grać, skupił swoją uwagę na drodze.

- McGregorowie są dziani, czemu mieszkają w Canmore? - zapytałam.

- Przecież to piękne miasteczko. Widać po turystach, jakie zainteresowanie wzbudza - obruszył się Fane, bo chyba zaskoczyło go moje pytanie.

- To dziura na końcu świata, marzę o tym, żeby się stamtąd wyrwać - zaśmiałam się gorzko. To miejsce nie kojarzyło mi się z niczym dobrym. Wszystko, co kochałam to tam straciłam lub byłam w trakcie tracenia, a to co dostawałam, było koszmarem.

- Poważnie? - uniósł brwi. - Gdzie byś chciała mieszkać w takim razie?

- Gdziekolwiek indziej - westchnęłam, chociaż wiedziałam, że to tylko marzenie.

- Rodzice chłopaków mają słabość do klimatycznych miasteczek, ale posiadają też sporo nieruchomości w większych miastach - wrócił do poprzedniego tematu chłopak.

W tle leciała jedna ze starszych piosenek Chase'a Atlantica. Uśmiechnęłam się, bo chociaż to chłopak dodał ją do playlisty, znałam tekst na pamięć.

- Młodzi są raczej ustawień - stwierdził.

- Mówisz jakbyś ty nie był - szturchnęłam go lekko w ramię.

- Wiesz, to nie jest stuprocentowo komfortowe uczucie - wzruszył ramionami, a ja zastanawiałam się, co ma na myśli.

- Co ty wygadujesz?

- Cokolwiek bym nie zrobił i ile bym nie dawał z siebie, zawsze pozostaje to poczucie bycia niewystarczającym.

- Coś o tym wiem - powiedziałam, po czym przygryzłam od wewnątrz policzek.

- Z całym szacunkiem maleńka ,ale spójrz na siebie. Jesteś geniuszką z matmy, co już samo w sobie stawia przed tobą karierę otworem. Możesz wziąć udział w jakiejś olimpiadzie czy chuj tam wie czym i dostaniesz się na każdą uczelnię w Ameryce Północnej. Masz zajebiste podejście do dzieciaków, jak nikt inny, serio. Pierwszy raz widziałem, żeby aż tyle bachorów było w kogoś wpatrzonych, jak dzieciaki na lodowisku w ciebie. No i kurde, twoja jazda... Dziewczyno, z tego co widziałem na filmikach to rozwalałaś system - powiedział to wszystko niemal na jednym wdechu, a ja zbierałam szczękę z podłogi.

- Przestań... - zganiłam go. - Nie mów mi tych wszystkich rzeczy.

- Ale to jest prawda - kręcił głową w niedowierzeniu, że te słowa w ogóle mogły wywrzeć na mnie jakieś wrażenie.

- Powiedz mi o swoich uczuciach więcej - poprosiłam.

- Chcesz mnie zdołować? Właśnie powiedziałem, jak zajebista jesteś, a ty prosisz mnie, żebym opowiadał ci jak zajebisty ja się nie czuję?

Przez całe życie nikt mnie tak nie dowartościował, jak ten chłopak przez ostatnie pięć minut. Widziałam jednak,  że coś go dręczy, dlatego ja też chciałam pocieszyć go dobrym słowem.

Przez całą drogę rozmawialiśmy. Opowiadał mi, jak zaczęła się jego historia z hokejem. Dużo mówił o rodzicach, o relacjach z bratem. Mówił tyle, co jeszcze nigdy wcześniej, a ja usmiechałam się przez całą drogę, bo w końcu mogłam się czegoś o nim dowiedzieć. Mogłam się skupić na nim, na czymś dobrym. 

***

Reynolds odstawił mnie pod sam dom. Podziękowałam mu i grzecznie wysiadłam bez odstawiania żadnych cyrków. Było około godziny dziewiątej, więc byłam niemal pewna, że ojciec spał.

Pierwsze co zrobiłam, to udałam się do brata. Pokazałam mu filmiki z meczu, opowiedziałam o grze chłopaków i odpowiedziałam na każde zadane przez niego pytanie. Później zrobiłam nam jedzenie, a gdy przyszedł czas na ogarnianie nauki, rozsiadłam się z laptopem i zeszytami w pokoju Mikey'a.

Wyszłam z niego dopiero późnym wieczorem i to dopiero wtedy, gdy zgłodniałam. Po kolacji wróciłam już do swojego pokoju, gdzie w skupieniu chciałam przerobić jedno z trudniejszych z zagadnień z matematyki.

Spojrzałam na zegarek, który pokazywał w pół do dziesiątej. Zaraz miałam szykować się do spania, ale jakiś ruch na zewnątrz zwrócił moją uwagę. Zrobiłam krok w stronę okna i wtedy usłyszałam pukanie przez szybę.

Niemal pisnęłam wystraszona. Podskoczyłam gwałtownie w miejscu i całe szczęście, że żebra już tak nie bolały, bo chyba zawyłabym z bólu. Podeszłam do okna i zobaczyłam, że na zewnątrz stoi zakapturzona postać.

Fane pieprzony Reynolds jak gdyby nigdy nic po prostu stał na trawniku i pokazywał żebym otworzyła okno. Zrobiłam to błyskawicznie nie dlatego, że o to prosił, tylko żeby nie ściągnął niczyjej uwagi na siebie.

- Czy ty oszalałeś?! - wysypałam spanikowana.

- Wpuść mnie - powiedział i nie czekając na odpowiedź po prostu zaczął otwierać szerzej okkiennice.

- Tak, zdecydowanie oszalałeś...

Położył jakiś dziwny kształt zawiniętych brązowy papier na parapecie, a następnie podparł się na rękach i usiadł na nim od zewnętrznej strony. Ściągnął buty, postawił na parapecie, po czym przerzucił nogi przez ramę okna i wskoczył do środka pokoju. Obserwowałam to wszystko z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

- No co? - wzruszył ramionami. - Przecież zdjąłem buty, więc ci nie nabrudzę.

- Jesteś niereformowalny! - wyszeptałam.

Zdjął kurtkę i powiesił na krześle przy moim biurku a następnie sięgnął po po coś, cokolwiek ze sobą przyniósł. Rozdarł papier i wyjął bukiet czerwonych róż. Stanął przede mną i wyciągnął go w moim kierunku.

- Co to? - zapytałam, bo nie byłam pewna, czy bukiet, na który patrzyłam był prawdziwy.

- Wyglądają mi na róże, ale skoro pytasz to teraz już nie jestem pewien - podrapał się z zakłopotaniem po głowie, a ja parsknęłam śmiechem.

- Widzę, że to róże, ale dlaczego mi je dajesz? - kręciłam głową, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. - Ostatniego kwiatka, którego dostałam z premedytacją pozbawiłeś życia.

- Nie, nie. Nie rozumiesz. Ja chcę po prostu być jedynym, od którego dostajesz kwiaty.

Nogi mi się ugięły, bo ten chłopak naprawdę potrafił onieśmielić mnie jednym zdaniem.

Przyłożyłam rękę do czoła i pokręciłam głową w niedowierzaniu. Szybko się zreflektowałam i wzięłam od chłopaka kwiaty. Zatopiłam w nich nos i, o rany, pachniały pięknie.

Spojrzałam na zadowolonego Reynolds'a, stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta.

- Przyszedłeś dać mi kwiatki - stwierdziłam zadowolona.

- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz - sprostował, ale ja wiedziałam swoje. Fane Reynolds był przeuroczy i cała ta jego masa mięśniowa i poważna mina nie zmieniały mojego zdania.

- Mogłeś napisać - powiedziałam.

- A odpisała byś? - uniósł brew, a ja wywróciłam oczami. No już bez przesady...

Reynolds rozluźnił się, jakby z ulgą przyjął fakt, że nie wyrzuciłam go z domu. No właśnie z domu. Fanebył w moim domu. Stał w moim pokoju, na podłodze przede mną, tu i teraz. W pokoju obok był mój brat, w salonie leżał skacowany ojciec, a on był w moim pokoju.

Zaczął się rozglądać wokół. W pierwszej kolejności podszedł do szafki z paroma książkami i podręcznikami. Potem do łóżka, gdzie chwycił za małego jaśka, podrzucił go, klepnął i odłożył na miejsce. Dotkną zdjęcia z moją mamą, jakie miałam w ramce przy łóżku. Szwędał się po moim pokoju, a ja walczyłam z każdym oddechem, starając się nie dopuścić do ataku paniki.

Chłopak podszedł do komody, gdzie stała pozytywka i inne pierdoły. Należał zdecydowanie do tych osób, które wszystkiego dotykają. Może bym się wkurzyła, a może by mnie to rozczuliło, ale aktualnie musiałam skupić się na wolnych wdechach i wydechach. Bo, kurwa, Fane był w moim domu.

- Dziękuję za kwiaty, ale możesz już wyjść - powiedziałam powoli. Kosztowało mnie sporo wysiłku, by nie zdemaskować swojego przerażenia.

- No co ty, nie jestem to mile widziany?

- Fane, jest prawie dziesiąta godzina. Jutro mam szkołę. Ty też, pragnę ci przypomnieć - wysyczałam.

- Ty u nas w domu spędzasz dużo czasu - wytknął mi palcem wskazującym, który zatrzymał na moim dekolcie.

- Jeśli ci to przeszkadza to powiedz - przewróciłam oczami, chociaż nie chciało mi sie w to wierzyć.

- Coś kombinujesz? - zmrużył oczy.

- Reynolds, poważnie. Wypad. Cały weekend przewaliłam, muszę się przyszykować do szkoły, umyć i jeszcze pouczyć - starałam sie brzmieć przekonująco.

Stał przy komodzie i bawił się pozytywką, otwierając i zamykając wieczko. Mruknął coś pod nosem i chociaż nie wydawał się przekonany to chyba dał za wygraną. Miałam właśnie zwrócić mu uwagę, żeby uważał, bo jest zepsuta, gdy cała górna część odpadła.

Spojrzał z przerażeniem na to, co zrobił a ja cicho parsknęłam.

- To już tak było, nie przejmuj się. Ostatnio mi upadła i się rozwaliła.

- Ładna, ale chyba stara. To pamiątka rodzinna? - zapytał, a ja skinęłam głową.

- Tak, coś w tym stylu - sięgnęłam po drugą część i położyłam na tej pierwszej.

Chłopak wziął ode mnie szkatułkę i zaczął się przyglądać. Szybko rozkminił drugie dno, którego ja wcześniej nie widziałam i dopiero ostatnio przez przypadek je odkryłam.

- Co to za sekreciki? - zainteresował się.

- Chryste, jaki wścibski...

- Polaroidy, pokaż - poprosił i brzmiał na szczerze ciekawego, jak małe dziecko.

- To stare, z młodości moich rodziców. Tak mi się przynajmniej wydaję. Nie przyglądałam ich dokładnie, ale widziałam na paru moją mamę,

Szerze to zapomniałam o nich. Schowałam je na szybko i nie miałam czasu ani głowy do tego, żeby do nich wrócić.

- Maeve - odezwał się szatyn, nie odrywając wzroku od zdjęć.

- Tak? - spytałam.

- Na tych zdjęciach jest też mój tata.

Patrzyłam na niego, mrugając kilkukrotnie oczami, jakby to miało sprawić, że szybciej prze procesuję słowa, które wypowiedział. Dopiero kiedy na mnie spojrzał, zorientowałam się, że nic nawet nie odpowiedziałam.

- Pokaż!

Faktycznie, mężczyzna na kilku zdjęciach był trochę podobny do Fane'a, ale kiedy pomyślałam o Nathanie, zdecydowanie mógł tak wyglądać w przeszłości. Reynolds zapewne widział zdjęcia rodziców z ich młodzieńczych lat, więc mógł mieć pewność, której ja nie miałam. Zresztą sama bez problemu rozpoznałam swoją mamę.

- Twoi rodzice pochodzą z Canmore? - zapytałam.

- Tylko tata. Z mamą poznali się na studiach w Calgary - wyjaśnił.

- Okej, to ma sens. Moja mama też jest z Canmore. Na pewno chodzili razem do szkoły, a jak są w podobnym wieku, to przecież nic dziwnego, że się znali - analizowałam na głos.

Przeglądaliśmy jeszcze zdjęcia przez parę chwil, aż skupiłam się na dziewczynie, która powtarzała się na nich dosyć często. Szturchnęłam chłopaka w ramię.

- Fane, wydaje mi się, że to właśnie ta kobieta, o której ci mówiłam - wyszeptałam.

Reynolds nie ukrywał szoku, ja tak samo. To wszystko wydawało się jakieś dziwne i na myśl przychodziła mi tylko jedna rzecz.

- Pojedziemy za tydzień do Edmonton? - zapytałam z nutą błagania w głosie.

Szatyn pokiwał głową, a następnie nachylił się i pocałował mnie w czoło.

Wziął kurtkę, ubrał się i wyszedł tą samą drogą, jaką wszedł. Kiedy w końcu zostałam sama, z ulgą odetchnęłam. Spojrzałam jeszcze raz na zdjęcia leżące luzem na komodzie i zorientowałam się, że chłopak zabrał ze sobą popsutą pozytywkę.

Środa:

Początek tygodnia dał mi popalić na tyle, że nie miałam czasu rozmyślać o ostatnich dziwnych wydarzeniach. Miało to swoje plusy, ale z ulgą odetchnęłam, gdy przyszedł czas na wieczorne korki u Reynolds'ów.

Ben dzielnie utrzymywał miejsce w czołówce moich ulubionych i najzdolniejszych uczniów. Tego samego nie mogłam powiedzieć o jego bracie, bo od jakiegoś czasu w głowie miał już zupełnie inne priorytety, niż matematyka.

Nie zamierzałam się do tego przyznawać, ale rezerwowałam sobie ten czas w swoim napiętym grafiku, by móc spędzić go z nim. Tak po prostu.

Leżałam na łóżku Fane'a, gdy ten majstrował coś przy mojej pozytywce. Przyznał się w poniedziałek, że odda mi ją dopiero, kiedy uda mu się ją naprawić. Już wtedy wywołało to u mnie prawie łzy wzruszenia.

Obserwowałam, jak zwinnie obracał srebrny przedmiot w dużych, zgrabnych dłoniach. Jak pracowały mięśnie jego ramion, bicepsy są lekko napinały, żyły się uwydatniały.

- Maeve?

- Hm? - wymruczałam na wpół świadomie, bo jedyne na czym aktualnie byłam w stanie się skupić, to ręce chłopaka.

- Gapisz się - przemówił językiem faktów.

- Może - nie zaprzeczyłam, bo nie miało to sensu. Reynolds był atrakcyjny i miał tego świadomość, więc nie miałam zamiaru podbijać jego i tak już wysokiego ego.

Chłopak napiął rękę, zacisnął dłoń w pięść, po czym rozluźnił, co tylko uwydatniło żyły idące wzdłuż przedramienia.  Byłam pewna, że robił to specjalnie. Widział, że nie mogłam oderwać od niego wzroku.

Zadowolony z siebie podszedł do łóżka, na którym leżałam na boku, a następnie nachylił się nade mną. Położył dłoń na moim lewym barku i lekko pchnął mnie w tył, przez co opadłam plecami na materac.

Fane uniósł kolano i wsunął między moje nogi, rozszerzając je i robiąc sobie do mnie lepsze dojście. Opadł dłońmi po obu stronach mojej głowy i przyglądał się moim ustom.

Budował napięcie, ale trzymał dystans i zaczynał mnie powoli tym drażnić.

Znów poczułam kolano chłopaka między swoimi nogami, które przesuwało się wzdłuż ud i kierowało do góry. Dłoń Fane'a powędrowała pod mój sweter i zaczęła gładzić brzuch i żebra.

Choćbym chciała, to nie byłam w stanie zapanować nad gęsią skórką, jaka pokryła moje ciało. Dotyk chłopaka był elektryzujący. Hipnotyzował mnie. Obezwładniał.

Zniecierpliwienie zaczęło dopadać też Reynolds'a. Ściągnął mi sweter przez głowę, ja szarpnęłam do góry jego koszulkę. Bezszczelnie skanowałam go wzrokiem, chłonąc każdy detal jego ciała. Każdy najmniejszy, wyrobiony mięsień,

Chłopak nie pozostawał dłużny, jednak jego wyraz twarzy nie wyrażał takiego podziwu jak mój. Widziałam, jak zatrzymuje się dłużej na zasinieniach, jakie pozostały po ostatnim incydencie. Momentalnie zapragnęłam się schować. Ukryć przed nim swoje ciało i fakt, jak zostało oszpecone.

Sięgnęłam ślepo po koc, ale chłopak od razu mnie powstrzymał.

- Nigdy się przede mną nie chowaj, dobrze?

Wyszeptał, po czym zrobił coś, co tylko udowodniło mi po raz kolejny, jak złote serce ma ten człowiek.

Zaczął całować każde moje obite miejsce, każdego siniak, wystające żebra. Scałował wszystkie obolałe miejsca, a także te, gdzie były, teraz już wygojone, strupy i zadrapania. Nie było po nich ani śladu, a on i tak trafił bezbłędnie. Zupełnie jakby nauczył się mojego ciała na pamięć, stworzył mapę każdej niedoskonałości, a teraz upewniał się, że więcej nie będzie musiał ich oglądać.

Zszedł pocałunkami na szyję, obojczyki, na klatkę piersiową. Wyznaczał sobie drogę przez żebra, potem brzuch, aż w końcu doszedł do podbrzusza. Schodził coraz niżej i zatrzymał się dopiero przy linii majtek.
Naprężyłam ciało i wygięłam się w łuk, starając się zapanować nad własnymi odruchami.

- Nie powinnaś się nadwyrężać - wymruczał pomiędzy pocałunkami.

W odpowiedzi złapałam go za włosy i zaczęłam lekko ciągnąć. Musiałam zająć czymś dłonie, żeby nie oszaleć. Nie dało to zbyt dużo.

- Fane... - wydyszałam.

Zaczęłam ciężej oddychać i nie miałam zamiaru tego ukrywać. Jeśli ten chłopak paroma pocałunkami potrafił doprowadzić mnie do takiego stanu, to zasługiwał na to, żeby mieć tego świadomość.

Jebać już to jego ego, większe nie będzie.

Chłopak uniósł głowę i spojrzał się prosto w moje oczy. Usta miał spierzchnięte, policzki rumiane, a w oczach tańczyły mu ogniki. Widok jego twarzy, leżącego pomiędzy moimi nogami mógł mnie doprowadzić do końca. Nie chciałam nawet myśleć, co zamierza zrobić później.

Reynolds ściągnął spodnie tak błyskawicznie, że ledwo zdążyłam do zarejestrować. Myślałam tylko o tym, jak bardzo pragnęłam tego chłopaka, przez co zaczęłam jeszcze ciężej oddychać.

- Pierwszy raz może boleć, maleńka - powiedział czule, wyznaczając sobie pocałunkami drogę powrotną do moich ust.

- Co? - wymamrotałam, bo nie byłam pewna, czy nie rejestrowałam już bodźców zewnętrznych, przez stan w jakim byłam, czy to on gadał od rzeczy.

- Nie masz się czego bać. Nie wstydź się mnie - powiedział.

- Zaczęłam ciężej oddychać, bo tak na mnie działasz kretynie, a nie dlatego, że się stresuję. To nawet nie jest mój pierwszy raz - wyjaśniłam, kładąc dłonie na klatce chłopaka.

Fane wyprostował ręce w łokciach i zawisł nade mną. Między nami stworzył się dystans, chłopak zmarszczył brwi.

- Niemal za każdym razem, gdy dochodziło między nami do czegoś więcej, wycofywałaś się spanikowana - zmarszczył brwi skonsternowany.

- Wycofywałam się, bo przerażał mnie fakt, że idą za tym jakieś uczucia - wyjaśniłam. W końcu przyznałam to na głos nie tylko przed nim, ale i przed sobą.

- Chcesz mi powiedzieć, że uprawiałaś już seks?

- No tak. I to nie jeden raz - rzuciłam. Jego ton zaczął mnie drażnić.

- Żartujesz? Z kim niby? - oburzył się, a ja miałam ochotę zaśmiać się na jego reakcję. Co to w ogóle miało znaczyć?

- A ty nie uprawiałeś? - spytałam, chociaż było to raczej pytanie retoryczne.

- No, ale to co innego - rzucił, a ja zaczęłam tracić cierpliwość. To, co mówił, było idiotyczne.

- Słucham? Czyli ja mam ci powiedzieć z kim spałam, a ty nawet nie powiesz mi z iloma osobami się pieprzyłeś? - warknęłam, po czym ponownie położyłam dłonie na klatce chłopaka i lekko go odepchnęłam. Fane jednak nie ruszył się nawet o centymetr.

- Maeve, naprawdę nie chcę myśleć o tym, że ktoś inny cię dotykał - dotknął palcami jednej dłoni nasady nosa. Gdyby nie okoliczności i kontekst tej rozmowy, zapewne bardzo bym chciała usłyszeć podobne słowa z jego ust.

- To jest nie fair. Złaź ze mnie dupku - warknęłam i mocniej go odepchnęłam.

Tym razem ustąpił.

——-

Ah ten Fifi, a było już tak blisko...

Przypominam o obserwowaniu profilu, będą przychodzić wam powiadomienia, jeśli wrzucę jakieś info! <3

Continue Reading

You'll Also Like

54.4K 2.8K 14
On kocha święta, ona ich nienawidzi. Co tu może pójść nie tak? Ben potrzebuje podwózki, a Joy prawie go przejechała, więc decyduje się na jakiś dobr...
5.3M 280K 102
On- chłopak po przejściach, niebezpieczny,nikt tak na prawdę nie wie kim jest. Nowy w szkole, w nowym mieście rozpaczliwie próbuje zmienić swoje życi...
103K 8.9K 40
Willow to 21- letnia studentka sztuki, która na co dzień prowadzi spokojne życie i póki co, nie zamierzała tego zmieniać. Wszystko jednak obraca się...
9.2K 529 9
Estella Tremblay jest szesnastoletnią uczennicą prywatnej szkoły Phillips Exeter. Od momentu dołączenia do tej placówki pojawiają się u niej problemy...