Elita

By sztambuch

922K 42.7K 18.2K

Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Epilog
„ELITA" ZOSTANIE WYDANA

Rozdział 25

17.5K 1K 964
By sztambuch

Wy jesteście aktywni, ja wrzucam w tym tygodniu jeszcze 2 lub 3 rozdziały. Deal?

Miłego czytania <3

***

– Nie – sprzeciwiam się od razu. Nie odrywam oczu od Remo, który powoli unosi głowę. Tętno mi przyspiesza i czuję, jak serce obija się o żebra. Przełykam ciężko ślinę, choć zasycha mi w gardle i w końcu piorunuję wzrokiem Marcusa. – On nie musi ci niczego udowadniać.

– Jest jeszcze nieświadoma tego, jakie panują tutaj zasady, prawda? – pyta Remo, kompletnie mnie ignorując. W przypływie odwagi robię krok w jego stronę.

– On nie będzie walczył – ucinam twardo.

– Lucy. – Marszczę brwi i przenoszę spojrzenie na Remo, który wygląda, jakby podjął już decyzję. Zaciskam zęby i po raz kolejny się sprzeciwiam. Nic sobie jednak z tego nie robi. Obraca się w moją stronę i spogląda mi prosto w oczy. – Zostaniesz tutaj – decyduje, a ja powoli zadzieram podbródek.

– Będziesz się naparzał jak jakiś idiota tylko po to, żeby... – urywam. – Co ty tak właściwie chcesz udowodnić? Przecież ty nawet...

– Lucy – przerywa mi cicho, ale dobitnie.

– Proszę cię – mówię nagląco. – Po prostu stąd wyjdźmy.

Spogląda na mnie tak, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że nawet jeśli wyjdziemy, mój los i tak zostanie przypieczętowany.

– Poradzę sobie – cedzę przez zęby i oglądam się na Marcusa. – Zawsze sobie radzę – dodaję.

– I właśnie dlatego tym razem nie zostaniesz z tym sama. – Zaciskam zęby, gdy odpowiada, patrząc mi prosto w oczy. Posyłam mu błagalne spojrzenie, ale kompletnie je ignoruje. Zamiast tego sięga dłońmi do karku i odpina swój srebrny łańcuszek. – Przypilnuj go, kiedy będę zajęty – mówi, sięga po moją rękę i przewiązuje łańcuszek dwa razy wokół mojego nadgarstka. W końcu go zapina i poprawia zawieszkę w kształcie krzyżyka, by była na środku. Przechodzi mnie dreszcz, gdy muska palcami moją skórę. Jeszcze raz spogląda mi w oczy, po czym wymija mnie i razem z Marcusem rusza w nieznanym mi kierunku. Już chcę za nimi pójść, gdy powstrzymuje mnie barman.

– Nie wpuszczą cię tam, gdy będzie przygotowywał się do walki – mówi, wycierając kufel piwa. – Jeszcze nie udowodnił, że do niego należysz.

Że do niego należysz.

Kręcę z niedowierzaniem głową, gdy koduję te kilka słów.

– Ja do niego nie... – urywam, bo na ringu rozlega się ryk. Odwracam się i spoglądam na mężczyznę, który nieprzytomny uderza o ziemię. Walka dobiega końca.

Biorę wdech i czuję nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Barman chyba dostrzega, że się stresuję, bo nalewa do kieliszka czystej wódki i przesuwa szkło po blacie.

– Na koszt firmy. Może choć trochę się rozluźnisz – mówi i delikatnie się uśmiecha. Patrzę na niego, po czym z wahaniem sięgam po kieliszek. Wypijam zawartość na raz, a ciesz pali mi gardło. Kiwam mu głową w podziękowaniu, choć nie czuję ulgi. Znowu obracam się w stronę ringu i zamieram, ponieważ Remo właśnie na niego wchodzi.

Świat wokół mnie na moment zamiera. Wszystko wokół mnie cichnie, gdy chłopak zatrzymuje się w rogu i odszukuje mnie wzrokiem wśród tłumu ludzi. Nie zdradza się mimiką twarzy, ale oboje patrzymy na siebie ułamek sekundy za długo. W końcu odrywa ode mnie spojrzenie i skupia się na przeciwniku, który również wchodzi na ring.

Tatuaże ciągną się po jego rękach i ramionach, nachodząc także na plecy. Rozpoznaję smoka, węża, karty i kwiat, podobny do róży. Remo porusza rękoma, dzięki czemu doskonale widzę jego napinające się mięśnie. Przełykam ciężko ślinę. Kilka kosmyków opada mu na czoło, więc odgarnia je spokojnym ruchem i krzyżuje spojrzenie z przeciwnikiem.

Chłopak z naprzeciwka jest podobnej budowy i podobnego wzrostu, przez co wiem, że szanse mają wyrównane. Oblewa mnie zimny pot, gdy tak się w niego wpatruję, nie wiem, czy jestem gotowa, by na to wszystko patrzeć. Tym bardziej nie mogę uwierzyć, że zdecydował się wziąć udział w tej walce. Po co? Po co tak bardzo zależy mu na tym, żeby wiedzieli, że do niego należę?

Nie mam czasu, by się nad tym zastanawiać. Tłum ryczy, gdy w pobliżu pojawia się również sędzia. Remo i drugi chłopak nie mają rękawic, za to ich dłonie są czymś obwiązanym. Dopiero wtedy zaczynam rozumieć, że tak naprawdę będą walczyć na gołe pięści.

Blednę. Oddech mi przyspiesza, gdy Remo jeszcze raz na mnie zerka. Instynktownie sięgam do drugiej dłoni i zaciskam palce na małym krzyżyku od naszyjnika, który zawsze nosi na szyi.

W tym samym momencie walka się rozpoczyna.

Pomimo poważnej sytuacji, kącik ust Remo drga, gdy przeciwnik rusza na niego w ułamku sekundy. Uchyla się przed pierwszym ciosem tak sprawnie, że mrugam z zaskoczeniem. Oddaje cios i trafia prosto w szczękę nieszczęśnika, który spluwa krwią na ziemię i rzuca się na niego od razu. Przechodzi mnie dreszcz, gdy tym razem to on go trafia.

Nie odwracam wzroku. Patrzę do końca. Bez przerwy. Nawet wtedy, kiedy na podłogę tryska krew, przeciwnik krzyczy przez zaciśnięte zęby, a Remo wycofuje się, bo przez kolejny cios traci równowagę.

Nie wiem, jakimi zasadami kierują się podczas nielegalnych walk. Z reguły ktoś odlicza czas i między rundami są przerwy, ale tutaj...

Nikt tego nie kontroluje. Tłum ryczy, a organizatorom zależy na zysku. Nie będą chcieli przestać, nawet, jeśli któryś z nich runie na ziemię ledwo żywy.

Remo wykonuje sprawny unik i wbija pięść prosto w brzuch chłopaka. Wymieniają się ciosami raz za razem i po chwili na jego twarzy dostrzegam krew. Spływa po jego ustach i brodzie, po czym skapuje na ziemię. Robię krok w stronę ringu, choć wiem, że nie mogę zareagować. Przepycham się między ludźmi i zatrzymuję się najbliżej jak się da, skąd każdą ranę, każdy cios i każdy ruch widzę doskonale.

Po kilku minutach ich ciosy nie są już tak mocne. Oboje ciężko dyszą, ich klatki piersiowe błyszczą od potu. Dostrzegam paskudne zaczerwienienia na jego skórze i zaciskam palce na krzyżyku jeszcze mocniej. Proszę, myślę. Nie musi dla mnie wygrywać. Niech to przeżyje.

Nagle coś się zmienia. Nieznajomy rzuca do Remo kilka słów, ale przez hałas wokół nie jestem w stanie ich usłyszeć. Dodaje coś jeszcze i wygina wargi w obrzydliwym uśmiechu.

Nie mam bladego pojęcia, co mu przekazuje, ale to jedno zdanie wywołuje reakcję ze strony Howarda. Zamiera, jego pierś unosi się ciężko. Przez myśl przechodzi mi, że może chce zrezygnować, ale wtedy...

Rzuca się na niego tak, jakby miał go zabić.

W ułamku sekundy przyciska przeciwnika do lin i zadaje ciosy. Jeden po drugim, jeden po drugim, jeden po drugim. Nie kontroluje się. Nic nie robi sobie z tego, że chłopak w końcu również zaczyna okładać go pięściami i teraz walczą tak, jakby od tego zależało ich życie. Coś do siebie mówią. W oczach Remo dostrzegam furię, gdy jego przeciwnik wypowiada kilka słów, po czym spogląda prosto na mnie. Zamieram. Chwilę później Remo wyprowadza kolejny cios.

– Remo nigdy nie lubił tutaj przychodzić. – Podskakuję, gdy słyszę przy uchu męski głos. Natychmiast spoglądam na Marcusa, który nachyla się w moją stronę. Odsuwam się, ale jest natarczywy. – Nie uważasz, że to dziwne, że właśnie dla ciebie postanowił zawalczyć?

– Nie robił tego wcześniej? – pytam, choć mój głos brzmi tak, jakby do mnie nie należał.

– Oczywiście, że robił – prycha i ujmuje w dłoń mój podbródek. – Ale nigdy nie robił tego z takim zaangażowaniem. On naprawdę chcę udowodnić, że jesteś jego skarbem. Kimś, kogo należy chronić.

Otwieram usta, by odpowiedzieć, ale nie potrafię. Palce mężczyzny muskają mój policzek i usta. Sięga do mnie drugą dłonią. Kątem oka widzę, że na ringu dalej trwa walka, choć powoli zbliża się do końca. I wtedy narasta we mnie złość. Ten mężczyzna nic o mnie nie wie. Nie wie też, kim tak naprawdę jesteśmy dla siebie. Nie zrobiłam nic, przez co chciałby mnie skrzywdzić, a mimo to Remo naprawdę walczy teraz o moje bezpieczeństwo.

– Nie dotykaj mnie – cedzę przez zęby, gdy jego dłoń zaciska się na moim karku. Studiuje wzrokiem moją twarz, jakby chciał mnie zapamiętać. – Nie dotykaj – powtarzam ostro, gdy napiera na mnie bardziej.

W tym samym momencie dzieją się dwie rzeczy.

Kiedy Remo wyprowadza ostateczny cios, ja uderzam Marcusa prosto w twarz.

Remo powala przeciwnika na ziemię i zaczyna okładać go pięściami.

Ja zadzieram głowę i spoglądam na mężczyznę, który traci równowagę i łapie się za policzek. W jego oczach błyszczy chęć zemsty.

W moich poczucie wygranej.

Po sali ponosi się ryk. Odpycham od siebie Marcusa i ruszam do ringu, gdzie przepycham się między kilkoma osobami.

– Remo! – wołam, gdy ciężko dysząc, uderza przeciwnika jeszcze raz. – Remo! – krzyczę po raz kolejny i dopiero mój głos wybudza go z transu. Unosi głowę i spogląda w moją stronę. Po jego twarzy spływa krew, która miesza się z potem, ale jego czujne spojrzenie skanuje mnie tak, jakby chciał się upewnić, że nic mi nie jest. Zaciskam palce na sznurach otaczających ring. Chłopak rusza w moją stronę i nachyla się, gdy wyciągam do niego rękę. Patrzy mi prosto w oczy, gdy łapię go za poharataną dłoń.

– W tym mieście nikt nie ma prawa cię skrzywdzić – mówi ledwie słyszalnym szeptem. To obietnica. Jeśli ktoś spróbuje ją złamać, spotka się z o wiele gorszymi konsekwencjami niż nielegalna walka. Wiem to. Skupiam się na nim tak bardzo, że chaos wokół nas przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Remo ostrożnie rozprostowuje palce, choć widzę, że sprawia mu to ból. Poprawia moją dłoń i ściska ją, kiedy się nie odsuwam. Nić porozumienia między nami jest silniejsza niż cokolwiek innego.

Wygrał.

To jedyna myśl, na której jestem w stanie się skupić. Tłum wiwatuje, a Remo przedziera się przez ring i schodzi. Ruszam za nim. Łapie mnie za rękę po raz kolejny i rusza do szatni. Ludzie rozstępują się przed nami. Instynktownie przylegam do jego boku, a chłopak trzyma mnie kurczowo, dopóki nie znikamy za drzwiami.

– Te rany... – zaczynam od razu, gdy chłopak sięga po swoje ubrania.

– Nic mi nie jest, Lucy – upomina mnie.

– Nieprawda. Jesteś ranny. Musimy... – urywam w połowie, gdy spogląda na mnie. – Pomogę ci je opatrzyć – dodaję pewnie, choć w jego spojrzeniu nadal czai się coś mrocznego.

Wie, że nie odpuszczę. Jest zmęczony, ale dalej trzyma się prosto.

– Nie tutaj – odpowiada i ogląda się przez ramię, jakby chciał się upewnić, że nikt nas nie podsłuchuje.

Przebiera się w kilka minut i wraca do mnie, gdy nerwowo chodzę po szatni. Nie mówi nic, kiedy znowu łapie mnie za rękę i wyprowadza mnie tylnym wyjściem. Nie czeka na wiwaty, nie odpowiada na pytania zadawane przez ludzi, którzy obserwowali jego dzisiejszą walkę. Trzyma mnie blisko siebie i rusza do czekającego pod klubem motoru.

– Jesteś pewny? Dopiero walczyłeś...

Przerywa mi znowu, tym razem gromiąc spojrzeniem.

– Z łaski swojej, nie rób ze mnie miękkiej fai – mówi i sięga po kask. Zakłada mi go na głowę, gdy mocno zaciskam zęby.

– A ty? – pytam, kiedy bez kasku wsiada na motor.

– Wsiadaj albo odjadę bez ciebie – mruczy. Prycham.

– Mózg ci się skurczył od któregoś ciosu – burczę i siadam za nim. – Albo nigdy go nie miałeś – mamroczę w jego koszulkę i jak najdelikatniej obejmuję go dłońmi. Obraca się do mnie.

– Lucy? – sarka.

– Co? – pytam, a z moich ust wylatuje wiązanka przekleństw, gdy rusza bez uprzedzenia. Przylegam do niego odruchowo.

– Nic, chciałem tylko powiedzieć, że właśnie ruszam! – woła, nabierając w ciągu kilku sekund prędkości. Przyciskam policzek do jego pleców i zaciskam powieki, gdy lodowaty wiatr zaczyna rozwiewać moje włosy. Nie mam nawet ochoty, by mu odpowiadać.

Nasza podróż trwa kilkanaście minut, a podczas niej Remo łamie prawdopodobnie połowę przepisów drogowych. Gdy podjeżdżamy pod kamienicę, oddycham z ulgą i staję na ziemi. Remo robi dobrą minę do złej gry i stara się nie krzywić, stawiając pierwsze kroki, ale i tak przybliżam się do niego i oferuję mu pomoc.

Wchodzimy do jego mieszkania. Wzdycham z ulgą, gdy zapala światło. Razem z nim kieruję się do łazienki. Otwiera jedną z szafek, by wyciągnąć z niej jakiś środek odkażający i kilka opatrunków. Najwyraźniej to nie pierwszy raz, kiedy zajmuje się swoimi ranami.

– Usiądź i zdejmij koszulkę – proszę, przejmując od niego kilka rzeczy. Na jego twarzy mimo zmęczenia pojawia się uśmiech.

– Nie sądziłem, że potrafisz być taka bezpośrednia – kpi, a ja lekko mrużę oczy. Ujmuję delikatnie jego szczękę, by uniósł głowę i krzyżuję z nim spojrzenie. Ta chwila wydaje się bardzo... Intymna, a w powietrzu nadal czuć napięcie.

Remo zdejmuje koszulkę, a ja sunę wzrokiem po zaczerwienieniach na jego ciele. Czuję wyrzuty sumienia, ale jedyne, co mogę teraz zrobić, to pomóc mu przy opatrywaniu. Nalewam na opatrunek środek odkażający i delikatnie zaczynam przemywać jego rany. Siedzi na krawędzi wanny, więc ostrożnie się do niego przesuwam. W tym samym momencie jego dłonie opadają na moje biodra. Pozwalam mu na to. Ścieram krew z jego policzka i przeczesuję jego wilgotne włosy, gdy na moment przymyka powieki.

– Może zaboleć – ostrzegam i przyciskam opatrunek do jego kolejnej rany. Jest niewzruszony, ale w pewnym momencie jego palce powoli zaczynają muskać moje biodra. Oddech mi przyspiesza. Koncentruję się na wykonywanym zadaniu, choć jego dotyk jest rozstrajający. – Remo – szepczę. Otwiera oczy.

– Tak?

– Dlaczego się na to zdecydowałeś? – pytam cicho. Sięgam po ręcznik, moczę go w zimnej wodzie i kładę na jego kark. Bierze większy wdech.

– A dlaczego nie? Sądziłaś, że odpuszczę? – mruczy i nawet teraz lekko się uśmiecha.

– Nie. Ty nigdy nie odpuszczasz – wnioskuję i zaczynam opatrywać kolejne draśnięcia. Wszystko trwa długie minuty, ale nie spieszę się, bo chcę mieć pewność, że zostanie dobrze opatrzony. Dopiero jakiś czas później wyrzucam niepotrzebne produkty do kosza, a Remo wstaje i kieruje się do salonu. Siada na kanapie. – Nie chcesz się położyć? Wrócę już do domu, nie będę...

– Nie chcesz zostać? – pyta. – Uciekłaś z beznadziejnego bankietu twojej matki. Ja cię stąd nie wyganiam, a domyślam się, że nie chcesz tam wracać.

Zamieram wpół kroku. Opada na tapczan z westchnieniem ulgi. Lustruję go uważnie wzrokiem.

– Mogę zostać? – dopytuję.

– Czy nie to właśnie ci zaproponowałem? – Jego głos jest ledwo słyszalny i doskonale wiem, że walczy ze zmęczeniem. Jeszcze przez moment się waham, po czym w końcu ruszam w jego stronę. – Rozłożę kanapę.

– Ja to zrobię – decyduję od razu i schylam się. Przewraca oczami i pod nosem wspomina coś o mojej upartości, ale kompletnie go nie słucham. Kiedy wykonuję zadanie, siadam obok niego. Remo sięga do stolika i zabiera z niego paczkę papierosów. – To niezdrowe, palić po takim wysiłku – odzywam się, gdy wsadza fajkę pomiędzy usta.

– To niezdrowe być takim ideałem, a jednak, proszę, jesteś tu – przedrzeźnia mnie kpiąco. Przewracam oczami.

– Możemy porozmawiać na temat tego klubu? – pytam, choć nie jestem pewna, czy to dobry moment.

– Jutro, Lucy. Mamy jeszcze mnóstwo czasu – mówi i zapala papierosa. Zaciąga się używką. Wpatruję się w niego. Pomimo obrażeń jest przytomny i obserwuje mnie w półmroku. Jego szczęka wydaje się jeszcze bardziej zarysowana w kontraście z ciemnym światłem. Patrzy na mnie spokojnie, więc w końcu wzdycham i nachylam się nad nim.

– Podziel się – szepczę zachrypniętym głosem. Kącik jego ust drga. Trzyma papierosa, ale obraca go w moją stronę i obserwuje mnie, gdy się nim zaciągam. Wzdycham z zadowoleniem i wypuszczam dym papierosowy spomiędzy warg. Siadam obok niego. W ten sposób mija nam kilkanaście minut. Nie przerywamy ciszy między nami. Po prostu się nią sycimy.

Remo zasypia, kiedy z podkulonymi nogami wpatruję się w widok za oknem. Zabieram z fotela szary koc i przykrywam go. Nie chcę go jednak zostawiać. Po wszystkim, co dzisiaj zrobił, czuję się zobowiązana do czuwania przy nim. Dlatego kładę się obok i wpatruję się w jego spokojny wyraz twarzy, zastanawiając się, czy będziemy w stanie udźwignąć ciężar wszystkich naszych kłamstw i tajemnicy.

Kiedy ze zmęczenia w końcu zasypiam, towarzyszy mi chłód. Znika, gdy dłoń chłopaka zaciska się na mojej talii. Przyciąga mnie bliżej, również okrywa kocem i trzyma blisko przez resztę nocy.

***

Szybkie przypomnienie, że w następnym tygodniu w niedzielę widzimy się na targach w Katowicach. Będę miała dla was także obrazki związane z Elitą, gdyby ktoś był zainteresowany. Więcej informacji pojawi się na moim Twitterze i Instagramie <3

#elitaNA

Continue Reading

You'll Also Like

21.8K 408 24
Sarah Wood pewnego dnia przeprowadza się do nowego miasta. Tam poznaję Michael'a Parker'a. Jak dalej potoczą się ich losy? Skoro gdzieś czyha na nic...
175K 2.5K 5
KSIĄŻKA JEST JUŻ W PRZEDSPRZEDAŻY Melody Ray, od dziecka zakochana w charakteryzacji filmowej, dążyła do pracy z największymi gwiazdami. Jej talent j...
115K 1.6K 4
"Co widzisz, kiedy patrzysz w lustro?" Czy kiedykolwiek patrząc w swoje odbicie zastanawialiście się kim jesteście? Ja.... No cóż. Panicznie bałam si...
104K 8.9K 40
Willow to 21- letnia studentka sztuki, która na co dzień prowadzi spokojne życie i póki co, nie zamierzała tego zmieniać. Wszystko jednak obraca się...