blade

By nevadawrites

450K 24K 6.4K

Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i r... More

Prolog
1. Nowy uczeń
2. Aktywność dodatkowa
3. Żółte tulipany
4. Tydzień wyjęty z życia
5. Napięty grafik
6. Srebrna bransoletka
7. Oferta nie do odrzucenia
8. Druga szansa
8,5. Druga szansa
9. Vision Night Club
9,5. Vision Night Club
10. Kobieca determinacja
11. Zamieć śnieżna
11,5. Zamieć śnieżna
12. Dobry uczynek
13. Radykalne kroki
13,5. Radykalne kroki
14. Ultimatum i burgery
14,5. Ultimatum i burgery
15. Pomoc medyczna
15,5. Pomoc medyczna
16. Nadgodziny
16,5. Nadgodziny
17. Pokuta
17,5. Pokuta
18. Grypa żołądkowa
18,5. Grypa żołądkowa
19,5. Błogi stan nieświadomości
20. Łowca talentów
21. Wschody słońca w Calgary
21,5. Wschody słońca w Calgary
22. Pytania bez odpowiedzi
22,5. Pytania bez odpowiedzi
23. O jeden sekret mniej
23,5. O jeden sekret mniej
24. Skrawek normalności
24,5. Skrawek normalności
25. Same gorzkie łzy
25,5. Same gorzkie łzy
26. Prawo serii
27. Znajomy odcień zieleni
27,5. Znajomy odcień zieleni
28. Porwanie
28,5. Porwanie
29. Księżniczka, Klakier i Springfield Palace

19. Błogi stan nieświadomości

8.6K 502 140
By nevadawrites

Usiadłam na zamkniętej desce klozetowej i odchyliłam się do tyłu, opierając plecami o chłodne kafelki na ścianie. Fane zmoczył róg niebieskiego ręcznika w umywalce, wycisnął z nadmiaru wody i podał mi, bym wytarła nim buzię.

- Nigdzie nie jadę - upierałam się przy swoim. Od dobrych pięciu minut próbował mnie przekonać na wizytę w szpitalu i nie zapowiadało się, by niedługo miał zaprzestać swoich starań. 

- Czy ty możesz zachować się chociaż raz odpowiedzialnie?! - Słyszałam po jego tonie, że powoli traci cierpliwość.

Czy on zamierzał zarzucać mi nieodpowiedzialność? Miałam dużo obowiązków i z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że się z nich wywiązywałam. Świetnie dla niego, że nie musi się sam utrzymywać, ale moja rzeczywistość trochę różniła się od jego. Jeśli wycieczka do szpitala miałaby mi utrudnić pracę, bo by wsadzili mnie w jakiś gips, szyny czy nie daj Boże zostawili na noc, to ja nie zamierzałam brać udziału w tej ruletce.

- Nic mi nie jest - westchnęłam zrezygnowana. Podjudzanie go na pewno nie przyniosło by nic dobrego.

- Spójrz w lustro - warknął.

Spojrzałam i utwierdziłam się w przekonaniu, że błogi stan nieświadomości był dużo lepszy.

- Po prostu się nie uczesałam - wymamrotałam pół żartem, pół serio.

- Maeve, to nie jest śmieszne - frustrował się Fane, a ja nie wiedziałam, dlaczego mu tak zależy. Co za różnica, czy pojadę się przebadać czy nie.

- Proszę, nie chcę. Nie każ mi nigdzie jechać. Fane, ja cię błagam, naprawdę. Obiecaj mi, że nie zaciągniesz mnie siłą - głos mi się załamał i nie uszło to uwadze chłopaka, bo uniósł ręce w uspokajającym geście.

- Spokojnie, nikt nigdzie cię nie zaciągnie. Powiedz mi dlaczego nie chcesz jechać?

- Nie ma takiej potrzeby. Wystarczy, że odpocznę. Obiecuję, że nie będę dzisiaj nigdzie łazić - próbowałam go przekonać.

- Dzisiaj? - uniósł brwi z dezaprobatą.

- Zamierzałam iść jutro do szkoły - wzruszyłam ramionami. - W ostatnim czasie nałapałam sporo nieobecności. Poza tym dzisiaj już mnie widzieli...

Chłopak chwilę się nad czymś zastanowił, po czym rzucił od niechcenia:

- Mama załatwi ci zwolnienie. Napisze, że działasz na rzecz projektu miasta czy jakieś inne gówno.

- Już widzę, jak robi to bez zadawania pytań - wywróciłam oczami, bo takie gadanie ze strony Reynolds'a było po prostu zbędne.

Chłopak wyglądał jednak na całkiem pewnego swoich słów.

- Powiedzmy, że ma do ciebie słabość - westchnął, a ja zmarszczyłam brwi. Kiedy dotarł do mnie sens jego słów, na moją twarz wpłynął uśmiech. Myśl, że tak złota kobieta jak Charlotte mogła darzyć mnie sympatią, była jak miód na serce.

Usiadłam na nogach zgiętych pod siebie na łóżku chłopaka. Dłońmi nerwowo przejeżdżałam po miękkim kocu, który przykrywał łóżko. Był granatowy, w grubą kratę i pasował do wystroju pokoju.

- Czyli nigdzie nie jedziemy? - spytał cicho głosem przepełnionym nadzieją.

- Nie uważam tego za dobry pomysł i nie rozumiem, dlaczego tak bardzo nie chcesz jechać na badania - westchnął chłopak. - Ale to ty decydujesz o sobie i swoim zdrowiu.

Chłopak klapnął na materac, oparł się plecami o poduszki przy wezgłowiu, spojrzał na mnie i pokręcił głową. Wiedziałam, że odpuścił, a ja wygrałam. 

Był niezadowolony. Widziałam to i było mi głupio. Był jedyną osobą od lat, która okazała mi tyle troski, a jednak odrzucałam ją.

Fane zajął lewą stronę łóżka i zostawił sporo miejsca od ściany. Może faktycznie miałam wstrząs mózgu, ale uznałam to za zaproszenie.

Doczłapałam się do niego i ułożyłam obok. Czułam, jak waliło mi serce, gdy nieśmiało położyłam głowę na jego klatce. Dopiero, gdy Reynolds objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego bok, mój oddech się uspokoił.

Do czasu, bo gdy chłopak ułożył dłoń na moim biodrze, jeszcze szczelniej obejmując moje ciało, w podbrzuszu poderwało się całe stado motylków.

Fane w drugiej dłoni trzymał telefon i stukał kciukiem w jego ekran. Starałam się skupić na wszystkim, tylko nie na tym, jak się czułam w tym momencie. I nie mówiłam tu o bólu głowy, szczepiących ranach czy pulsującym cieple na żebrach.

Chryste, co się ze mną działo. Nigdy nie pozwoliłam sobie tak się przy kimś czuć. Nigdy nie miałam przy kim się tak poczuć. Jak to możliwe, że ten wielki, wiecznie podirytowany chłopak był jednocześnie tak delikatny i czuły?

Nagle materac w naszych nogach ugiął się pod ciężarem. Fane zabrał telefon sprzed oczu, żeby zobaczyć, czym zostało to spowodowane. Jego słowa nie pozostawiły żadnych wątpliwości.

- Kurwa Margo, tu cię jeszcze nie było - podniósł głos na psa, który właśnie usiadł na łóżku.

- Nie krzycz na nią - zbeształam go. Ten pies absolutnie mnie rozczulał.

Sunia wpatrywała się w Fane'a, który próbował zganić ją spojrzeniem. Wiecznie postawione uszy lekko jej oklapły i wyglądała na zmuloną. Zdecydowanie miała ochotę na drzemkę w naszym towarzystwie.

- Wie, że nie wolno jej wchodzić na łóżka. Wystarczy, że w salonie już sobie pozwala, ale tutaj nie ma opcji - tłumaczył Fane, jednak z powrotem rozluźnił napięte ciało i wiedziałam, że jej odpuścił.

- I tak już spała na łóżku - wzruszyłam lewym ramieniem, bo na prawym leżałam.

- Kiedy niby? - spojrzał na mnie z góry ze zmarszczonymi brwiami.

- No, jak była zamieć śnieżna i zostałam u was na noc. Przyszła do mnie - wyjaśniłam, przypominając sobie poranek w towarzystwie psa.

- Rozpuściłaś mi psa - spojrzał na mnie z niedowierzeniem, i chociaż chciał pokazać dezaprobatę, to głos miał rozbawiony.

- Ty zabiłeś mojego kwiatka, a jakoś ci nie wypominam - dźgnęłam go łokciem. Akurat ostatnio mi się przypomniała sytuacja z przeprosinową różą od Hugo.

- Śpij już lepiej - burknął. Byłam pewna, że wywrócił oczami.

Cmoknęłam na Margo i poklepałam ręką koc przy moich nogach. Pies natychmiast poderwał się, podszedł do mnie, zrobił kółko wokół własnej osi i ułożył się w kłębek pod moimi kolanami.

- Jesteście bezczelne - warknął Fane, a ja stłumiłam chichot, chowając twarz w bluzę chłopaka.

Leżałam tak przez dłuższą chwilę, aż poczułam, jak chłopak nieznacznie zmienia pozycje. Spojrzałam na niego z dołu i zaczęłam bezczelnie mu się przyglądać. Autentycznie gapiłam się na niego, a on nie wydawał się nawet odrobinę zawstydzony. Wręcz przeciwnie, mały uśmieszek, które wpełznął na jego usta świadczył o zadowoleniu chłopaka.

Fane odłożył telefon na brzuch i skupił całą swoją uwagę na mnie. Nic jednak nie robił, czekał na mój ruch. Ale ja też nie zamierzałam zrobić nic głupiego. Leżeliśmy tak i się w siebie wpatrywaliśmy.

- Nie zauważyłam nawet, że zdjąłeś szwy - przyznałam, gdy zatrzymałam wzrok na gojącej się ranie na brwi.

- Chyba miałaś inne spawy na głowie - zaśmiał się oschle, nierozbawiony, ale zaraz dodał łagodniejszym tonem: - Tata mi ściągnął w niedzielę.

- Będziesz miał bliznę - stwierdziłam i dotknęłam opuszkami palca okolicy nad brwią. Kiedy robiłam to ostatnio, strupy i niebieskie szwy nadawały temu dużo gorszego wyglądu.

Kiedy robiłam to ostatnio, skończyło się to nie za ciekawie. Zarumieniłam się na wspomnienie pocałunków chłopaka.

- Przyzwyczaisz się - mruknął. Przewróciłam oczami, jakby

- Gotowy na mecz? - zmieniłam temat. Chciałam z nim tak po prostu, normalnie porozmawiać.

Dawno po prostu sobie z kimś nie pogadałam. Bez szukania jakiś wymówek, omijania faktów czy pilnowania się, żeby o czymś nie palnąć. Teraz też to robiłam, ale jakaś granica została przekroczona. Samo to, że widział mnie w takim stanie jak teraz, stawiało go ponad innymi.

- Chłopaki są w gazie, ale mamy środek sezonu. Inni też są w formie - ożywił się, jakby zdziwiony, że poruszyłam ten temat. Dla mnie też to było zaskoczeniem. Hokej nie leżał w zakresie moich zainteresowań, a jednak mając świadomość, że dla chłopaka jest całym życiem, chciałam o tym posłuchać. Chciałam jego posłuchać.

- Twój tata mówił, że powinnam się wybrać - zaśmiałam się. Nathan Reynolds był zapewne typem dumnego ojca, który zaciągnął by nawet kasjerkę w sklepie czy przypadkowego przechodnia na mecz syna. Tak przynajmniej mi się wtedy wydawało.

- To było zanim... - Fane przeniósł wymowne spojrzenie na moje obite oko, potem rozciętą wargę, aż w końcu wskazał ręką moje ciało. Wiedziałam, co miał na myśli i musiałam przyznać mu rację.

Nie byłam teraz w najlepszej formie. Miałam szczerą nadzieję, że ból w moim ciele to kwestia pierwszych dni, które zawsze są najgorsze. Na samą myśl o tym znów poczułam promieniujący ból w ciele.

Osunęłam się ciałem w dół, przez co głowa idealnie mieściła mi się między klatką a ramieniem chłopaka. Oczy same mi się kleiły i marzyłam o tym, że kiedy się obudzę, będę czuła się dużo lepiej.

***

Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a następnie szelest lekkich, ale szybkich kroków.

- Gdzie ona jest? - spytała Charlotte. W ostatnim czasie ta kobieta stała mi się naprawdę bliska, stąd nie miałam wątpliwości, że to ona jest właścicielką zmartwionego głosu.

- Cicho, obudzisz ją - szepnął Fane. Poczułam pod policzkiem, jak przy formułowaniu odpowiedzi uniosła się jego klatka piersiowa.

Chwila ciszy. Być może chłopak prowadził niemą rozmowę z matką, a może ona skupiła się na czymś innym.

- Czy temu psu to już się do reszty w dupie poprzewracało? - rzuciła kobieta, jakby dopiero teraz zauważyła obecność psa w naszych nogach.

- Zostaw je, niech śpią - zbył kobietę syn.

- Nie śpię - wymruczałam, przebudzając się. Przetarłam rękawem bluzy lewe oko, następnie zagarnęłam rozczochrane włosy za ucho.

- Oh kochana, pokaż no się. Fane już mi pisał co się stało, wszystko załatwimy - oznajmiła szybko kobieta.

Potrzebowałam chwili, żeby dojść do siebie po drzemce.

- Słucham?

O cholera. Teraz do mnie dotarła, w jakim byłam stanie. To, że widział mnie w nim Fane to jedno, ale jego mama... dorośli zazwyczaj

- Pojedziemy do szpitala na obdukcję. Jak będziesz miała wyniki na piśmie, zgłosimy to na policję. Przejrzymy monitoring w miasteczku, może uda się namierzyć tego bydlaka - powiedziała niemal na jednym wdechu, a moje przerażenie tylko rosło z każdym jej kolejnym słowem.

- Nie, nie, ja nie chce - poderwałam się na łóżku do siadu, a że zrobiłam to zbyt gwałtownie, syknęłam. - Nie chcę nic nigdzie zgłaszać, nigdzie jechać.

- Maeve, słoneczko, posłuchaj mnie, pomożemy ci z tym.

Kobieta zrobiła krok w moją stronę, ale ja wystrzeliłam na drugą stronę pokoju. Czułam, jak ogarnia mnie panika, oddech mi przyspiesza.

- Proszę, zamknijmy ten temat - nalegałam. Byłam gotowa błagać, byśmy to zostawili.

- Kochana, takich spraw nie można bagatelizować - próbowała mnie przekonać kobieta i chociaż wiedziałam, że robi to w dobrej wierze i najzwyczajniej się o mnie martwi, nie mogłam do tego dopuścić.

- Nie chcę nigdzie jechać. Nie zabierajcie mnie nigdzie. Proszę - niemal wyszlochałam.

Zaczęłam dyszeć, aż przy którymś z kolei tchu, powietrze do moich płuc najzwyczajniej w świecie się nie nabrało. Wzięłam kolejny wdech, ale płuca wydawały się być jak zamurowane. Trzeci wdech i nic.

Zaczęła mnie ogarniać dwa razy większa panika, nie tylko już ze względu na zaistaniałą sytuację, ale i przez obawę przed uduszeniem się.

Sapałam, próbując w końcu złapać oddech, co jednocześnie sprawiało mi ogromny ból w klatce piersiowej. Za dużo, tego było już za dużo.

Osunęłam się na ziemię opierając o jedną ze ścian w pokoju Reynolds'a. Oboje razem z matką stali po drugiej stronie pokoju, oczy mieli przepełnione niepokojem i troską.

- Już dobrze, dobrze. Nigdzie nie pojedziemy - przykucnęła przy mnie Charlotte, ale nie byłam w stanie nawiązać z nią kontaktu wzrokowego. Odwróciła się do syna stojącego za nią: - Coś jest nie tak, może boi się szpitali?

- Nie wydaje mi się. Opatrzyła mnie i Brada na treningach, nie wyglądała nawet na przejętą - zastanawiał się Fane.

Charlotte złapała moją dłoń w swoją, a drugą zaczęła gładzić moje knykcie w uspokajającym geście.

- Kochanie, opowiem ci coś, dobrze? - zaproponowała.

Wiem, że chciała odwrócić moją uwagę i śmiało, nie miałam nic przeciwko. W końcu to mnie to wszystko męczyło najbardziej. Liczyłam tylko na to, że będzie po wszystkim, zanim dopadną mnie wyrzuty sumienia, jak dużym ciężarem okazałam się przychodząc tutaj.

- Dziesięć lat temu, kiedy na świat przyszedł już Ben, wracałam po ciemku sama do domu - zaczęła kobieta. - To było tutaj, w Canmore. Napadło mnie dwóch mężczyzn, jeden z nich wyrwał moją torebkę i zaczął ją przetrząsać. Drugi skupił się na mnie - posmutniała na to wspomnienie.

Tło za Panią Burmistrz było rozmazane, ledwo mogłam skupić się na niej samej, ale dostrzegłam gdzieś nieznaczny ruch sylwetki chłopaka, świadczący o tym, że cały się spiął.

- Byłam tak przerażona, że nie byłam w  stanie nawet krzyknąć przez ściśnięte gardło. Dosłownie chwilę przed tragedią pojawiła się po drugiej stronie para z psem, który skutecznie przegonił tych dwóch mężczyzn.

Charlotte nie przestawała głaskać mnie po dłoni. Czułam, że to pomaga, a ja się uspokajam.

- Po tamtym zdarzeniu zdecydowałam się zacząć działać na rzecz miasteczka i jego bezpieczeństwa, tym bardziej, że w sezonie przyjeżdża tu tak wielu turystów. Od tamtej pory trafiłam na stołek burmistrza. Uwierz mi, że zrobię wszystko co się da, żeby taka sytuacja więcej się nie powtórzyła.

Rozumiałam, że chodziło tu o większe dobro. Tylko nice było żadnych grasujących na kobiety mężczyzn. Człowiek, który mi to zrobił, mieszkał ze mną pod jednym dachem. Jak niby miałabym to wytłumaczyć?

- Wiesz, mój mąż przyprowadził do domu małą Margo, żeby jak podrośnie, dotrzymywała mi towarzystwa na spacerach i mnie broniła. Co prawda, lepszym stróżem byłby kogut, niż ten rozpuszczony kundel, ale trzeba jej przyznać, że wyglądem i postawą robi wrażenie.

Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem. Współczułam kobiecie, że musiała przez coś takiego kiedyś przejść i rozumiem, że mogłam przywołać nieprzyjemnie wspomnienia.

Do pokoju wszedł Fane. Nie zauważyłam nawet kiedy z niego wyszedł. Trzymał telefon tak, jakby przed chwilą skończył rozmawiać.

- Tata poprzestawiał dyżury, będzie na wieczór - oświadczył, cokolwiek to miało oznaczać.

Z tego nie mogło wyjść nic dobrego.

——-

Jakimś cudem udało mi się usiąść do tego rozdziału, ale to chyba kwestia tego, że zaczęłam go wcześniej. Kolejny nie szybciej, niż w przyszłym tygodniu

Ale! Żeby wam wynagrodzić trochę rzadsze rozdziały, podpowiadam na wasze pytania. Zadawajcie w komentarzach, ale takie bardziej ogólne, a ja postaram się odpowiadać tak, żeby jednocześnie nie spojlerowac :p Np czy będą jakieś nowe pary albo czy ktoś umrze itd hehe

Continue Reading

You'll Also Like

315K 14.6K 37
Charlie cierpi na bezsenność. Jednak nie uważa tego za kulę u nogi, tylko dar. Dar, który umożliwia jej nocne wyprawy pod osłoną czarnej kominiarki...
29.4K 725 5
Nolie i Connor to najlepsi przyjaciele od... w zasadzie od zawsze. Są przeciwieństwami, a jak powszechnie wiadomo - przeciwieństwa mogą się przyciąga...
10.7K 645 11
Każdy z nas codziennie podejmuje wyborów. Czasami trudniejszych, czasami łatwiejszych. Mogą one być związane, chociażby z tym, czy wybaczymy drugiej...
450K 24K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...