blade

By nevadawrites

431K 23.1K 6.2K

Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i r... More

Prolog
1. Nowy uczeń
2. Aktywność dodatkowa
3. Żółte tulipany
4. Tydzień wyjęty z życia
5. Napięty grafik
6. Srebrna bransoletka
7. Oferta nie do odrzucenia
8. Druga szansa
8,5. Druga szansa
9. Vision Night Club
9,5. Vision Night Club
10. Kobieca determinacja
11. Zamieć śnieżna
11,5. Zamieć śnieżna
12. Dobry uczynek
13. Radykalne kroki
13,5. Radykalne kroki
14. Ultimatum i burgery
14,5. Ultimatum i burgery
15. Pomoc medyczna
15,5. Pomoc medyczna
16. Nadgodziny
16,5. Nadgodziny
17. Pokuta
17,5. Pokuta
18. Grypa żołądkowa
19. Błogi stan nieświadomości
19,5. Błogi stan nieświadomości
20. Łowca talentów
21. Wschody słońca w Calgary
21,5. Wschody słońca w Calgary
22. Pytania bez odpowiedzi
22,5. Pytania bez odpowiedzi
23. O jeden sekret mniej
23,5. O jeden sekret mniej
24. Skrawek normalności
24,5. Skrawek normalności
25. Same gorzkie łzy
25,5. Same gorzkie łzy
26. Prawo serii
27. Znajomy odcień zieleni
27,5. Znajomy odcień zieleni
28. Porwanie
28,5. Porwanie

18,5. Grypa żołądkowa

9.3K 537 154
By nevadawrites

- Myślałem, że masz grypę.

Cholera. Czemu ty się zawsze pojawiasz w tym miejscu i o takim czasie, kiedy to jesteś najmniej potrzebny, Fane.

- Musiałam przyjść na historię, bo hulk się na mnie uwzięła - rzuciłam zgodnie z prawdą i na tym moja szczerość w nadchodzącej rozmowie prawdopodobnie się kończyła.

- Unikasz mnie - po tych słowach wiedziałam, że mogę pomarzyć, żeby ta rozmowa zaraz się skończyła.

- Nie unikam cię - zaprzeczyłam. To była w zasadzie pół prawda, bo unikałam wszystkich. - Mam dużo na głowie.

- Możesz się na mnie spojrzeć? - Zbliżył się i złapał mnie za ramię, żeby odwrócić mnie przodem do siebie. - Czy nadal będziesz udawać, że nic między... - przerwał, gdy zorientował się, jak duży ból wywołał tym ruchem w moim ciele. Zgięłam się niemal w pół.

- Co ty robisz? - spytał zmieszany, momentalnie mnie puszczając.

- Zostaw mnie - wysyczałam. Starałam się zamaskować swój nierówny oddech.

- Spójrz się na mnie - rozkazał, podczas gdy ja wbijałam wzrok w dal korytarza, ani myśląc o przekręceniu głowy w jego stronę.

Fane powoli podszedł do mnie i kątem oka widziałam, że przygląda się mojemu lewemu profilowi i marszczy brwi.

- Pomalowałaś się - zauważył.

- Masz oczy i umiesz ich używać, brawo - odburknęłam, ale nie wydawał się ta odpowiedzią usatysfakcjonowany, więc dodałam: To normalne, że dziewczyny przychodzą w makijażu do szkoły.

- Kiedy mają tylko jedną lekcje i rzekomo są chore też?

Zacisnęłam usta w wąską linię i nie odpowiedziałam mu. I tak zaraz zobaczy, co mnie do nałożenia tego makijażu nakłoniło.

Wyciągnął dłoń w kierunku mojej twarzy i złapał mnie za podbródek, po czym przekręcił głowę w swoją stronę. Światło z okien korytarza padało idealnie na moją buzię.

Widziałam, jak analizuje wzrokiem każdy niepasujący element mojej twarzy. Opuchnięte oko i przebijający się spod podkładu fiolet, rozcięcie na policzku i zadrapania skroń, strup na wardze... biegał wzrokiem od jednej rany do drugiej, nieustannie szukając kolejnych obrażeń.

W końcu puścił moją brodę i cały się napiął. Miałam wrażenie, że urósł na moich oczach dobre pięć centymetrów.

- Maeve, zadam ci to pytanie tylko raz i nalegam, abyś dobrze przemyślała odpowiedź, a następnie sformułowała ją w bardzo jasny i wyraźny sposób - zaczął poważnym tonem z kamienną miną.

Nie wyglądał, jakby miał ochotę na przekomarzanki czy inne żarty. Tak poważnego dawno go nie widziałam.

- Kto ci to zrobił? - wycedził przez zaciśnięte zęby, wbijając we mnie lodowate spojrzenie szarych tęczówek, a ja poczułam, jak cała się kurcze.

- Ja... nie wiem - wyszeptałam, stale myśląc nad najlepsza wymówką, jakiej mogłabym teraz użyć.

- Jak to nie wiesz? - wysyczał jadowicie. Wyglądał na wściekłego, a przecież nic mu nie zrobiłam. Odkąd dał mi się poznać z tej łagodnej strony, nie chciałam konfrontować się więcej z jego innymi osobowościami.

- Ktoś mnie napadł... i pobił - wypaliłam w końcu. Genialne Maeve!

Reynoldsa ogarnęła furia. Zacisnął szczękę tak mocno, że linia żuchwy mogłaby rozciąć skórę od wewnątrz. Zaczął ciężej oddychać, aż w końcu przeszedł przez korytarz na jego drugą stronę, zamachnął się i wbił pięść w metalową szafkę jednego z uczniów.

Podskoczyłam w miejscu i zasłoniłam usta dłonią, nie poznając go. Parę przechodzących osób obejrzało się za siebie, aby namierzyć źródło huku, a dwie dziewczyny stojące kilka szafek dalej wywróciły oczami. Chłopak wydawał się jednak tym nie przejmować, tylko wrócił z powrotem do mnie.

Patrzyłam na niego przerażona i niewykluczone też, że trochę pobladłam.

- Byłaś w szpitalu? - spytał po dłuższej chwili ciszy, którą zapewne poświęcił na zapanowanie nad emocjami.

Pokręciłam przecząco głową.

- A chociaż w klinice w Banff? - zapytał, a gdy moja niema odpowiedź była taka sama, widziałam, że znowu zaczyna się irytować. - Na policji?

Chyba nie potrzebował kolejnego utwierdzenia w tym, że nijak zareagowałam. Przeczesał włosy dłonią, a kosmyki brązowych włosów opadły mu na czoło. Rozglądał się na boki, jakby próbował coś wymyślić.

Nie wiem co, bo to w końcu nie była jego sprawa. A jednak podświadomie nie chciałam się od niego oddalać. Nie teraz i nie w takim stanie. Może dlatego, że jedyne poczucie bezpieczeństwa, jakie zaznałam w ostatnich latach było właśnie w jego towarzystwie.

- Mogłabym... - zaczęłam bardzo cicho, niepewna czy w ogóle mnie usłyszał. Spojrzał się jednak na mnie wyczekująco, kiwając głową, bym kontynuowała. - Pójść do ciebie? Wolałabym nie martwić taty...

Brawo, dziewczyno. Od dzisiaj improwizuje ze wszystkim, bo zdecydowanie wymyślam wtedy najlepsze preteksty i wytłumaczenia.

- Maeve, wiesz, że musisz to zgłosić? Moja mama to załatwi - zaczął wyciągać z kieszeni telefon, ale szybko go powstrzymałam.

- Nie, proszę - zaskoczyło mnie, że przyszło mu to w ogóle na myśl.

- Żartujesz? - prychnął z niedowierzeniem na twarzy.

Czułam, jak ogarnia mnie panika. Nie chciałam, żeby się wtrącał. Czy to on, czy ktokolwiek inny. Nikt nie mógł się dowiedzieć co się u nas dzieje, bo ojciec stracił by prawa rodzicielskie. Trafilibyśmy z Mikey'emu to jakiegoś zasranego domu dziecka, a on potrzebował profesjonalnej opieki. W takich miejscach nikt by mu jej nie zapewnił.

Za ponad rok skończę osiemnaście lat. Dopiero wtedy będę miała jakiekolwiek pole do działania. Przez te kilkanaście miesięcy musiałam jednak zacisnąć zęby, wziąć się w garść i po prostu przeczekać to wszystko.

- Możesz się nie wtrącać? - rzuciłam  chamskim tonem, ale jeśli to miało iść w tą stronę, musiałam to ukrócić jak najszybciej. Nie chciałam go w to mieszać i nie miało znaczenia, czy czułam się przy nim bezpiecznie czy nie.

- Jesteś niepoważna - zaczął się nakręcać, więc szybko mu przerwałam.

- Chcę o tym zapomnieć, a nie roztrzepywać!

Spojrzałam na niego z dołu, jeszcze trochę brakowało i żebrałyby mi się w oczach łzy, ale wyraz mojej twarzy i tak już musiał mu dużo mówić. W końcu odpuścił.

- Już dobrze, dobrze. Pójdziemy do mnie - uspokoił łagodnym tonem zarówno mnie jak i siebie. - Przyszedłem do szkoły na piechotę, ale jak zaczekasz w bibliotece pół godziny, to wrócę po auto i podjadę.

- Nie, chce już iść - pokręciłam głową. Patrzyłam na niego niemal błagalnie, by zabrał mnie ze sobą już teraz.

- Jesteś taka uparta - wywrócił oczami.

- Nie masz już żadnych lekcji dzisiaj? - zapytałam. W końcu wychodził ze szkoły tylko z mojego powodu.

- Nie takie, na które wciąż zamierzałbym iść.

***

Droga do domu Reynolds'a była równie wyczerpująca, co spod mojego domu do szkoły. Chłopak dostosował się tempem do mnie i zaoferował ramię niczym prawdziwy dżentelmen, więc chociaż o tyle było mi łatwiej.

W ciepłym domu przywitała nas cisza i zaspana Margo. Ben był w szkole, a rodzice chłopaków w pracy. Fane wziął ode mnie kurtkę, a ja w tym czasie przywitałam się z psem. Suka szturchnęła nosem moją dłoń i jakby świadoma mojego stanu, nie wymagała ode mnie nic więcej, niż podrapanie za uchem. Zrobiłam to bez większego wysiłku, bo była na tyle duża, że nie musiałam się do tej czynności nachylać.

- Idź na górę, zaraz przyjdę - powiedział Fane, po czym zniknął w kuchni. Może gdybym czuła się lepiej, zarzuciłabym mu ten rozkazujący ton, ale nie w tym momencie. Zresztą wybrzmiała w tym jakaś nuta troski.

Zaczęłam człapać się po schodach i byłam może w połowie, gdy usłyszałam głos chłopaka zaraz za plecami.

- Ty jeszcze tu? - zdziwił się.

Odwróciłam się przez ramię i spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Marszczył brwi i przyglądał mi się spod przymrużonych powiek.

Nagle lekko przykucnął, złapał mnie jedną ręką pod kolanami, drugą objął wokół tułowia i podniósł bez najmniejszego wysiłku. Wyrwał mi się cichy jęk przez zmianę pozycji, ale chłopak na szczęście trzymał mnie za ten mniej obity bok.

Bez słowa ruszył po kolejnych stopniach w górę i po chwili byliśmy już na piętrze. Postawił mnie na ziemię dopiero w łazience, gdzie pokierował mnie w stronę wanny, a następnie dał do zrozumienia, żebym usiadła na jej brzegu.

Nie miałam siły z nim dyskutować. Nie chciałam z nim dyskutować. W tym momencie on wydawał się dużo bardziej panować nad sytuacją.

Słyszałam, jak Reynolds szpera po szafkach, ale dużo więcej nie udało mi się wyłapać. Miałam mroczki przed oczami, które zapewne wywołał kolejny spacer tego dnia.

- Chodź, zmyjemy ci najpierw buzię - powiedział Fane, po czym uklęknął między moimi nogami. Ten chłopak był tak wysoki, że twarze pozostały nam na tej samej wysokości, a przecież ja siedziałam na wannie.

Przymknęłam powieki i skinęłam głową bez słowa. Po chwili poczułam na twarzy mocno nasączony materiał. Chłopak przesuwał nim od góry do dołu i zastanawiało mnie, skąd w tych wielkich męskich dłoniach tyle delikatności.

- Nie nasączyłeś go kwasem, prawda? - wymruczałam cicho. To było relaksujące uczucie, przynajmniej dopóki zajmował się lewą stroną.

Gdy nie usłyszałam odpowiedzi, otworzyłam jedno oko i zobaczyłam pełne pogardy spojrzenie. Mimowolnie się uśmiechnęłam.

- Chryste, ile ty tego nawaliłaś? To już trzeci wacik, a jesteśmy dopiero w połowie - powiedział po chwili ciszy.

Potem wziął się za drugą część buzi i nie było to ani trochę przyjemne. Choć Fane naprawdę robił to powoli, dotyk najbardziej obrzękniętych miejsc wywoływał co chwile syknięcia i skrzywienia w moim wykonaniu.

Po jakimś czasie Reynolds zaprzestał wykonywanej czynności. Nie usłyszałam też by wstał, wymieniał wacik czy zbierał sie do powiedzenia czegokolwiek. Otworzyłam zaniepokojona oczy i po raz kolejny tego dnia zobaczyłam tą samą, kamienną minę.

- Maeve, to nie wygląda, jakby ktoś uderzył cię w to miejsce tylko raz czy dwa - powiedział przez zaciśnięte zęby, po czym wstał. Górował teraz nade mną bardziej, niż zwykle.

- Co mam ci powiedzieć? - wzruszyłam ramionami.

- Prawdę. Co się stało?

- To co powiedziałam - zaczęłam się podnosić, ale chłopak przytrzymał moje ramię od góry.

- Jesteś uparta jak wiewiórka z Epoki Lodowcowej - mruknął pod nosem.

- Hm? - nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam. Rozmawialiśmy teraz o wiewiórkach czy to już umysł plątał mi figle?

- Unieś bluzę - poprosił cicho, niemal błagalnie.

Pokręciłam przecząco głową.

- Maeve, zrobię to sam i nie będę pytać cię o zgodę, bo chodzi o twoje zdrowie - skrzyżował ramiona na piersi i cierpliwie czekał, co zrobię.

Nic nie odpowiedziałam. Nie poruszyłam się też, nie zaprzeczyłam i może w innym wypadku nie oznaczało by to zgody na cokolwiek, ale teraz było mi naprawdę obojętne. I tak już widział zbyt wiele.

Chłopak zrozumiał aluzję, kucnął przede mną o chwycił za boki bluzy, następnie podwinął ją do góry.

- Ja pierdole - wysyczał, po czym opuścił bluzę. - Masz jeszcze gdzieś obrażenia? Co cie jeszcze boli?

- Nic, przysięgam. Tylko bok i trochę głowa - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, żeby dał mi już spokój.

- Idę po maść, lód i leki. Poczekaj w moim pokoju - poprosił, po czym wystrzelił z łazienki jak z procy.

Miałam ochotę wywrócić oczami. Ułożył sobie już zapewne w głowie cały plan leczenia, rekonwalescencji i rehabilitacji. Drugi lekarz w rodzinie się znalazł.

Wyszłam z pomieszczenia i od razu dostąpiła mi kroku Margo. Szła za mną niczym cień, a gdy weszłam do pokoju chłopaka i wydrapałam się na jego łóżko, Malamutka usiadła na ziemi i położyła pysk na materacu, nie spuszczając ze mnie wzroku. Było to jednocześnie słodkie i niepokojące.

Położyłam się na plecach i wlepiłam wzrok w sufit. Co ja do cholery tu robiłam? Co mi strzeliło do głowy, żeby pozwolić Reynolds'owi na to wszystko? To nie mogło się dobrze skończyć. Nie bez powodu ofiary przemocy ukrywały się z tym faktem. Zawsze było druga strona medalu, a ja nie mogłam narażać brata.

Kiedy Fane wrócił, ja byłam na granicy zaśnięcia. Jeszcze chwila i bym odleciała. Organizm chyba rzeczywiście całą energię przeznaczał na regenerację.

Może dlatego nie sprzeciwiłam się chłopakowi, gdy usiadł obok mnie i przyłożył zawinięty w ścierkę okład lodu do buzi, gdy pogłaskał mnie kojąco po policzku i nasmarował tłustą maścią rozcięcie na wardze.

Potem podwinął bluzę do góry, tym razem na dłużej niż ułamek sekundy. Patrzyłam jak analizuje że zmarszczonymi brwiami to, co widzi.

- Takich obrażeń nie miałem nigdy po żadnym treningu czy zawodach. Zderzenie z Devonem lepiej zniosłem, a chłopak ma dwa metry - oznajmił.

- Ty też do najmniejszych nie należysz - wypomniałam mu.

Chwilę jeszcze przyglądał się mojemu tułowi, po czym ułożył się na boku obok mnie. Podparł głowę na jednej dłoni, a drugą zaczął badać mój brzuch.

Musnął opuszkami palców fioletowe miejsce. Po dwóch dniach kolor zmienił się na nieco bardziej zielonkawy, ale środek w dalszym ciągu był zdominowany przez fiolet. Chłopak przesuwał delikatnie dłoń wzdłuż żeber, zaczynając od tych znajdujących się pod biustem.

- Oh Vee... - wyszeptał łamiącym się głosem. - Powiedz mi, co się wydarzyło? - poprosił po raz kolejny, ale przecież nie mogłam mu powiedzieć prawdy.

Dlatego nic nie odpowiedziałam.

Nie miałam na sobie stanika, żeby zbędnie nie ściskać klatki, ale Reynolds nie wykorzystał tego w żaden sposób. Byłam wdzięczna, że zachował niewidzialną granicę, bo nawet gdyby ją przekroczył, nie miałabym siły zaprotestować.

Dużą dłoń przyłożył do mojej talii, a kciukiem muskał dolne żebra. Poczułam, że zatrzymał się przy jednym, tym bolącym najbardziej, szczególnie w jednym, wypukłym miejscu. Skupienie przerodziło się w powagę.

- Maeve, masz złamane żebro. Nawet nie pęknięte, złamane całkowicie.

- Z tym i tak nic nie da się zrobić - westchnęłam od niechcenia. Nawet nie byłam zaskoczona, bo po części podejrzewałam taki scenariusz.

- Czy ty jesteś do kurwy poważna? - podniósł się do siadu. - Może ci ono przebić narządy. Już mogło narobić szkód, a ty nawet o tym nie wiesz, bo nie pojechałaś na jebane prześwietlenie!

- Przestań - zaczęłam wstawać, a on patrzył na mnie jak na wariatkę. - Nie po to chciałam tu przyjść, żeby wysłuchiwać, jak się na mnie drzesz.

- A czemu właściwie chciałaś tu przyjść? - warknął z bezsilnością w tonie.

- Masz rację, to było niepotrzebne. Przepraszam za problem - fuknęłam.

- Nie ruszaj się. Leż - przytrzymał mnie, ale nie chciałam dać za wygraną. Napięłam ciało, co wywołało przeszywający ból i niekontrolowanie jęknęłam.

Siedząca przy łóżku Margo poderwała się na cztery łapy, szczeknęła, po czym zmarszczyła nos i wyszczerzyła zęby w warknięciu.

Przeraziłam się jej reakcją, bo nie wiedziałam, co ją wywołało. Dopiero kiedy Fane mnie puścił i zwiększył między nami dystans, a pies się uspokoił, zrozumiałam, że ona chyba... broniła mnie?

- Wychodzę - oznajmiłam, wykorzystując szok chłopaka, równie zaskoczonego zachowaniem psa, co ja.

- Przestań Maeve. Musisz dać czas zregenerować się organizmowi - nalegał i pewnie miał rację, ale teraz chodziło już tylko o moją dumę. Poza tym miałam się od niego oddalić, w końcu o to w tym wszystkim poszło. A robiłam dokładnie coś odwrotnego.

Kręciło mi się w głowie i znowu powróciły mroczki, tym razem zapewne przez emocje, które się we mnie zagotowały. Bardzo chciałam wstać z łóżka i wyjść z pokoju, ale gdy usiadłam na jego brzegu, Margo ułożyła pysk na moim udzie.

- Sio. Z kim ty trzymasz, hm? - odezwałam się do psa.

Pies się nie ruszył, więc dałam sobie chwilę na ochłonięcie. Pomyślałam o bracie, który czeka na mnie w domu. O tym, że jak teraz tam wrócę, będę musiała się przed nim chować. Uważać, by Pani Lavoie nic nie zauważyła. Będę musiała robić z siebie idiotke.

Potem uświadomiłam sobie, jak idiotyczne to było. Lata życia mojego braciszka były policzone, a ja marnowałam możliwość spędzenia z nim jak najwięcej czasu, bo kryłam naszego ojca i to do czego jest zdolny.

Zaczęły dopadać mnie wyrzuty sumienia. Nienawidziałam tego uczucia, a pojawiało się niezależnie od tego, co zrobiłam. To ono popchnęło mnie do tego, by sprowokować ojca do pobicia. Ale one towarzyszyły mi również po tym, gdy do tego doszło. Tkwiłam w błędnym kole.

Zaczęło mi się robić niedobrze. Dotknęłam dłonią czoła, potem przesunęłam ją do dekoltu, gdzie czułam, jak wszystko podchodzi mi do gardła.

- Muszę do toalety - wypaliłam.

- Nie zbywaj tematu. Doskonale wiesz, że mam rację - upierał się chłopak, w dalszym ciągu na mnie zły.

- Zaraz zwymiotuję - zbyłam go.

Musiał zauważyć, że nie żartuję. Złapał mnie od tyłu za biodra, jednocześnie przyległ klatka do moich pleców. Oparłam na nich swój ciężar, dzięki czemu dużo łatwiej było mi dojść do łazienki.

Klęknęłam nad ubikacją i niekontrolowanie zwymiotowałam. Boże, co za wstyd. Już drugi raz w obecności tego chłopaka. Tyle, że tym razem nie byłam pijana, a całkowicie świadoma. A on widział mnie już we wszystkich najgorszych stanach.

- Masz wstrząs mózgu jak nic - oznajmił zza moich pleców, ale nie do końca byłam w stanie mu cokolwiek odpowiedzieć, bo nadeszła kolejna fala mdłości.

Uznałam, że już po wszystkim, więc wstałam i przemyłam buzię. Już miałam wykonać chłopaka w drzwiach, gdy na nowo zebrało mi się na wymiotowanie. W ostatniej chwili dopadłam do muszli.

- Jedziemy do szpitala - zarządził Fane zupełnie nieświadomy, jak wielką awantura czekała go po wypowiedzeniu tych słów.

——-

Protective Fane to mój ulubiony Fane <3

Mam nadzieję, że się nie zrzygaliscie od tej jego opiekuńczości, ale musiałam wylać z siebie taką chęć i potrzebę troski o kogoś

PYTANIE: jakie sceny chcielibyście przeczytać z perspektywy Reynolds'a? Mówiłam, że będą, ale nic nie planowałam dokładnie. Jestem elastyczna, więc mogłabym wam pójść na rękę hihi

Druga sprawa to mój brak czasu na promocje blade, więc będę wdzięczna za wspominanie w komentarzach na tiktoku o opowiadaniu czy też w filmikach, bo w końcu dużo osób przychodzi z tt

Buziaki i do następnego! Będzie w przyszłym tygodniu, bo ten wpadł dużo szybciej, ale cierpliwości!

Continue Reading

You'll Also Like

21.9K 869 25
Enemies to Lovers Bad boy & good girl
442K 951 1
Phoenix Weston: Kontynuacja Braci Weston. (47.6144042, -122.3340139) Zagramy?
431K 23.1K 46
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
1M 25.7K 41
- Poznajmy się - powiedział. Okej, wiedziałam, że od zawsze był głupi, ale nie, że aż tak! - Przecież się znamy od dziecka - mruknęłam i zrobiłam dzi...