blade

By nevadawrites

451K 24K 6.4K

Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i r... More

Prolog
1. Nowy uczeń
2. Aktywność dodatkowa
3. Żółte tulipany
4. Tydzień wyjęty z życia
5. Napięty grafik
6. Srebrna bransoletka
7. Oferta nie do odrzucenia
8. Druga szansa
8,5. Druga szansa
9. Vision Night Club
9,5. Vision Night Club
10. Kobieca determinacja
11. Zamieć śnieżna
11,5. Zamieć śnieżna
12. Dobry uczynek
13. Radykalne kroki
13,5. Radykalne kroki
14. Ultimatum i burgery
14,5. Ultimatum i burgery
15. Pomoc medyczna
16. Nadgodziny
16,5. Nadgodziny
17. Pokuta
17,5. Pokuta
18. Grypa żołądkowa
18,5. Grypa żołądkowa
19. Błogi stan nieświadomości
19,5. Błogi stan nieświadomości
20. Łowca talentów
21. Wschody słońca w Calgary
21,5. Wschody słońca w Calgary
22. Pytania bez odpowiedzi
22,5. Pytania bez odpowiedzi
23. O jeden sekret mniej
23,5. O jeden sekret mniej
24. Skrawek normalności
24,5. Skrawek normalności
25. Same gorzkie łzy
25,5. Same gorzkie łzy
26. Prawo serii
27. Znajomy odcień zieleni
27,5. Znajomy odcień zieleni
28. Porwanie
28,5. Porwanie
29. Księżniczka, Klakier i Springfield Palace

15,5. Pomoc medyczna

7.9K 527 73
By nevadawrites

Wróciłam do domu i zdziwiona stwierdziłam, że Pani Lavoie wciąż u nas była.

- Dzień dobry, nie spodziewałam się, że jeszcze Pani będzie - przywitałam się.

Rzadko widywałyśmy się z kobietą, bo często po prostu się mijałyśmy.

- Cześć Maeve, właśnie się zbierałam. Mówiłam waszemu ojcu, ale wspomnę jeszcze Tobie. Pobrałam dzisiaj Mikey'emu krew, jutro powinny być wyniki.

- Źle się czuł? - spytałam zaniepokojona, a kobieta smutno skinęła głową w potwierdzeniu. Zamknęłam oczy i wzięłam głębszy wdech. Na spokojnie.

- Dobrze, spróbuję je jutro odebrać i wyślę od razu też do Doktora Nathana.

Mimowolnie zaczęłam się stresować. Wiedziałam już, ze nie zjem dzisiaj kolacji przez ściśnięty żołądek, a jutro będę myślała głównie o tych wynikach. Tym bardziej, że poprzednie nie były tak dobre, jak wszyscy oczekiwali.

Wtorek:

Standardowo, jak co wtorek, byłam w domu Reynolds'ów. Wchodziłam tu już prawie jak do siebie. U żadnego ucznia nie bywałam tak często jak tutaj, ale nie przeszkadzało mi to. W tym domu była taka atmosfera, że każdy by się czuł tu dobrze.

- Witaj Maeve, moglibyście odbyć dzisiaj zajęcia na górze w pokoju u Bena? Mam zaraz spotkanie online w jadalni i tylko bym wam przeszkadzała - przywitała się Pani Grimms, jednocześnie krzątając się między jadalnią, kuchnią i salonem.

- Jasne, nie ma sprawy - skinęłam głową na zgodę i udałam się od razu w kierunku schodów. Zaczęłam po nich wchodzić, gdy zza balustrady u góry wychylił się Ben.

- Hej Maeve, muszę znaleźć jeszcze zadania, które miałem wydrukować. Zaczekasz? - spytał, gdy ja akurat weszłam na piętro i stanęłam obok niego.

- Jasne młody, podejdę akurat do starego - uśmiechnęłam się wskazując ręką na pokój Fane'a. Po ostatniej wizycie już dobrze wiedziałam, który to był.

Ben uśmiechnął się do mnie i wyglądał jakby chciał coś jeszcze dodać, ale chyba dał sobie spokój. Pobiegł do swojego pokoju, a ja weszłam przez próg uchylonych drzwi.

- Cześć - przywitałam się.

Fane nie wyglądał na zaskoczonego, pewnie słyszał moją rozmowę z Benem na korytarzu. Siedział rozwalony na krześle obrotowym, ale nie wnikałam czy uczył się, czy robił coś innego.

- Cześć - rzucił, nie odwracając się w moją stronę.

- Nie było cię dzisiaj w szkole - zauważyłam. Nie żebym go szukała czy jakoś specjalnie się rozglądała. Po prostu sytuacja z wczoraj była na językach uczniów i nie trudno było zdobyć te u formacje.

- Tęskniłaś? - zaczął się droczyć.

- W głowę się walnąłeś?

- Teoretycznie tak - mrugnął do mnie zdrowym okiem.

Odwrócił się w końcu przodem do mnie. W pierwszej chwili nie potrafiłam zidentyfikować, co właściwie miał na buzi, dlatego podeszłam bliżej. Przyjrzałam się uważnie łukowi brwiowemu. Przecinało go zszyte rozcięcie, na środku widać było spory strup zaschniętej krwi. Wokół skóra była zasiniona, fioletowy odcień wchodził na powiekę, była też mała opuchlizna.

- Nie wygląda tak źle, nawet nie spuchło jakoś bardzo - orzekłam w końcu po swoich oględzinach.

- To w końcu tylko rozcięcie - wzruszył ramionami, jakby nic mu nie było, ale nie widział jak źle to wyglądało wczoraj.

- Ile szwów? - wskazałam brodą na zaszytą ranę, gdzie wystawało kilka niebieskich supełków.

- 5, mogło być gorzej.

- Tak, to prawda - pokiwałam głową w zamyśleniu. Zapanowała cisza, którą chciałam przerwać, więc po chwili znowu się odezwałam. - Słyszałam, że za dwa tygodnie macie ważny mecz.

Niby nie było to pytanie, ale Fane potwierdził skinieniem głowy.

- Będziesz grał?

- Pewnie tak. Zrobię sobie 3 dni wolnego, a potem wrócę do treningów - wzruszył znów ramionami. On chyba naprawdę traktował swój rozwalony, tępy łeb jak zadrapanie na kolanie.

- Oh, 3 dni to chyba mało - zmarszczyłam czoło. Nie wyczuł chyba w głosie mojej dezaprobaty, bo w dalszym ciągu wyglądał na niewzruszonego.

- Wystarczająco, żeby rana sie trochę zagoiła. Tak jak mówisz, to ważny mecz, nie odpuszczę - zacisnął zęby w determinacji, przez co szczęka mocniej mu się zarysowała.

Reynolds był nieznośnie przystojny, ale zawsze patrzyłam na niego z nienawiścią i nie rzucało mi się to tak w oczy. Ale teraz... kiedy zachowywał się tak inaczej i kiedy wyjaśnił mi parę rzeczy... Patrzyłam na niego w zupełnie inny sposób.

A jednak dalej coś mi nie pasowało. Z racji na jego wygląd zewnętrzny, to jak był atrakcyjny. Wierzyć mi się nie chciało, że ktoś taki zainteresowałby się kimś taki jak ja.

Przyłapałam się na tym, że przyglądam się mu zbyt długo i zbyt intensywnie.

- Rozmawiałeś z Willem? - rzuciłam, żeby zmienić temat.

- Tak, przyszedł do mnie wczoraj. Jest okej - mruknął od niechcenia. Znowu.

- Okej? Rozwalił ci twarz! A co jakbyś nie mógł grać? - zdziwiło mnie jego czilowe podejście.

- Na razie to on nie może - parsknął. - A co do buźki, miło, że się martwisz, że nie będziesz miała na co patrzeć, ale blizna raczej uroku mi nie zabierze.

Przewróciłam oczami i oparłam się o dobudowaną ściankę w jego pokoju.

Z telefonu, który trzymałam w kieszeni bluzy, wydobył się dźwięk powiadomienia. Zerknęłam na wiadomość od Pani Lavoie. Wyniki badań były już gotowe do odbioru.

Mimowolnie spięłam się na samą myśl, że mogły by wyjść słabe. Miałam nadzieję, że moja reakcja nie była zbyt zauważalna. Dla odwrócenia uwagi postanowiłam załatwić jeszcze jedną rzecz, poza upewnieniem się, że Reynolds żyje, którą przyszłam załatwić do pokoju chłopaka.

- Coś ci przyniosłam - uśmiechnęłam się.

Sięgnęłam do torby na ramieniu i wyjęłam z niej mały, niebieski pendrive. Zamknęłam w dłoni, którą wyciągnęłam do zaciekawionego chłopaka. Ten nadstawił swoją, a ja przekazałam mu małe urządzenie.

Kiedy to spoczęło na jego dłoni, ten zamknął ją, muskając przy tym moje palce. Ten nic nie znaczący kontakt fizyczny rozpalił jakąś małą iskierkę w środku mnie, dlatego zaraz zrobiłam krok do tyłu.

- Co to? - spytał zaciekawiony Reynolds.

- Filmiki.

- Jakie?

- Zobaczysz - mrugnęłam zadziornie, chociaż nie było to dla mnie naturalne zachowanie.

Fane wyszczerzył się bezczelnie i miał przy tym taką minę, że chyba wolałam nie wiedzieć, co zaraz powie.

- Powinienem obejrzeć je sam i po ciemku?

- Kretyn! - zbeształam go i obróciłam się szybko w stronę wyjścia z pokoju. Nie chciałam, żeby widział moje rumieńce.

Ben okazał się mieć idealne wyczucie czasu. Właśnie zjawił się na korytarzu przed pokojem swojego brata, trzymając w ręku plik kartek.

- Znalazłem te zadania, możemy zaczynać!

- Super, już idę - odpowiedziałam, po czym wyszłam z pokoju.

***

Wieczór spędziłam na porządkowaniu dokumentacji lekarskiej w szufladzie komody w moim pokoju. Nie było tam bałaganu, po prostu byłam perfekcjonistką w tej kwestii. Przerwałam, gdy zabrzęczał mi telefon.

Od: Kretyn Idiota
Nie to miałem na myśli, mówiąc, że chciałbym zobaczyć jak jeździsz...

Uśmiechnęłam się do telefonu.

Fane musiał przejrzeć zawartość pendrive'a. Zgrałam tak kilka starych filmików z zawodów i treningów, kiedy byłam w szczytowej formie. To był czas, kiedy robiłam nawet potrójne skoki, przynajmniej niektóre.

Do: Kretyn Idiota
Wpadnij jutro na Rynek, może uda mi się spełnić twoje pragnienia;)

Zanim wysłałam tą wiadomość, zawahałam się. Przecież była taka głupia i dwuznaczna! Sama bym go tylko nakręcała do tak idiotycznych żartów. Zarumieniłam się na samą myśl, że miałabym ją wysłać. Już miałam ją skasować, ale mój kciuk opadł na napis ,,wyślij''.

Odrzuciłam telefon na łóżko jak oparzona. Byłam przeszczęśliwa, że budziki miałam ustawione z góry na cały tydzień. Dzięki temu nie musiałam już tego wieczoru zaglądać do telefonu i patrzeć, czy chłopak dostał tą idiotyczną wiadomość. Liczyłam, że jakimś cudem zniknie w chmurze połączeń sieciowych.

Środa:

Cały dzień przesiedziałam w szkole jak na szpilkach. Po lekcjach odwołałam wszystkie korepetycje i jak najszybciej udałam się do domu. Ojciec też zwolnił się z pracy wcześniej, przez co mogliśmy pojechać do szpitala w Calgary wczesnym popołudniem.

To nie tak, że coś się działo, co bezpośrednio by zagrażało Mikey'emu. Po prostu wyniki badań nie były na tyle dobre, by przejść obok nich obojętnie. W szpitalu mieli je powtórzyć i od razu zastosować najlepsze możliwe działania.

Przyjęła nas Pani Doktor pracująca na zmianę z Doktorem Nathanem. Może to dobrze, że nie musiałam się jeszcze z nim konfrontować. Nie wiedziałabym co zrobić z wiedzą, że jest ojcem Fane'a i Bena. Zapewne nic, ale to było zmartwienie na później.

Siedziałam przy młodszym bracie do późnego wieczora, a w domu byłam przed północą. Wizja jutrzejszych zajęć trochę mnie przybijała. Minęła połowa pierwszego tygodnia po feriach, a ja już biegałam jak pies z wywieszonym językiem, ledwo nadążając ze wszystkim.

Zdecydowanie najprzyjemniejszym momentem tego dnia był ten, kiedy w końcu mogłam położyć się we własnym łóżku i zasnąć.

Czwartek:

Było sporo po dwudziestej pierwszej, ale ubłagałam Andrew, żeby poszedł na dłuższą fajkę i pozwolił mi chwilę pojeździć samej na lodowisku. Potrzebowałam chwili dla siebie, bo przez dodatkowe wizyty w szpitalu mój grafik zrobił się jeszcze bardziej napięty. A teraz, kiedy Mikey miał został pod opieką lekarzy do przyszłego tygodnia, mogłam bez skrupułów jak najmniej czasu spędzać w domu z ojcem.

Byłam zmuszona odwołać korepetycje zarówno wczoraj jak i dzisiaj. Brat był dla mnie priorytetem, a niestety nie posiadałam umiejętności transportowania się z miejsca na miejsce. Do Canmore wróciłam pół godziny temu i od razu przyszłam tutaj, na rynek.

Wyjątkowo jeździłam bez słuchawek. Nie chciałam zagłuszać myśli. Chciałam je przekierować na inny tor, skupić się na czymkolwiek, co odwróciło by moją uwagę od tych wszystkich zmartwień i problemów.

Zaczęłam układać choreografię, ot tak, dla siebie. Zmieniałam kierunki poprzez różne elementy, raz był to obrót, czasami przekątna lub serpentyna. Robiłam też piruety, jednak nie łudziłam się, że odważę się skoczyć. Ta mentalna blokada była nie do pokonania i nie miało znaczenia, że kiedyś technikę miałam opanowaną do perfekcji, a każdą fazę lotu znałam na pamięć.

Zobaczyłam ciemną postać, która weszła na lód i zatrzymała się na środku. Od razu do niej podjechałam, zakładając, że to Andrew przyszedł mnie już wygonić. Kiedy zatrzymałam się naprzeciwko mężczyzny, dostrzegłam znajomą twarz Reynoldsa.

- Co ty tu robisz o tej porze? - zapytałam, zanim on by zdążył cokolwiek powiedzieć.

- Napisałaś, żebym wczoraj przyszedł. Wyciągnąłem Margo na spacer, ale staruszek powiedział, że cię nie było przez cały dzień.

- Andrew - wyjaśniłam, a chłopak pokiwał głową.

- Tak, chyba tak.

- Dzisiaj to nie wczoraj, wcale nie musiało mnie tu teraz być - wypaliłam. Powinnam chyba go przeprosić, że na dobra sprawę go wystawiłam. Przez myśl mi wczoraj nawet nie przeszło, że faktycznie wspomniałam coś w wiadomościach, żeby przyszedł.

Wtedy Fane powiedział coś, co wprawiło mnie w osłupienie.

- Przychodził bym codziennie, aż bym się na ciebie natknął. Tym bardziej po tym, jak odwołałaś korepetycje i nie dało się ciebie nigdzie złapać. I już na pewno po tym, jak wspomniałaś o spełnieniu moich pragnień - ostatnie zdanie powiedział dużo ciszej.

Mój szok trwał chwilę. Miałam nadzieję, że Reynolds nie zauważył, jakie wrażenie wyparły na mnie jego słowa. Zarozumiały uśmieszek kazał mi sądzić, że mogłam sobie o tym pomarzyć.

- Mogłeś napisać - rzuciłam, próbując stłamsić jego pewność siebie.

- Ty też, a skoro tego nie zrobiłaś, uznałem, że miałaś powód - wzruszył ramionami. Wydawałoby się, że jest to z jego strony przejaw empatii, a jednak po chwili jego postawa znowu się zmienia. - Wiesz, że przy wyskokach wypadało by się oderwać od ziemi?

- Daj spokój - warknęłam, gdy chłopak wskazał ręką na lód za moimi plecami. Musial być tu na tyle długo, że widziała, jak jeździłam i że nie zrobiłam żadnego skoku.

Odsunęłam się od niego, po czym odwróciłam plecami. Miałam ochotę odjechać i zostawić go tu na środku samego, ale on nie pozwolił mi, tylko złapał za nadgarstek i zatrzymał w miejscu.

- Hej, co sie dzieje? - znowu przybrał łagodny wyraz twarzy. Tak jakby zreflektował się, że dzisiaj zabawny i zaczepny Fane powinien ustąpić miejsca temu drugiemu, którego odsłonił przede mną już parę razy, jednocześnie nie dając światu do wiadomości, że ktoś taki w ogóle istnieje.

- Nie dzisiaj, proszę - zaczął łamać mi się głos, więc szybko od chrząknęłam.

- Możesz powiedzieć - zachęcił mnie, a ja miałam ochotę go wyśmiać.

- Tobie? Po co? Żebyś znowu sprawił mi przykrość? To było do przewidzenia, że wrócimy do punktu wyjścia - wywaliłam oczami. Czułam, że ten bezpodstawny atak był podświadomie formą ucieczki.

- Nie chce sprawiać ci przykrości.

Wyglądał na urażonego i słusznie, bo przecież nic nie zrobił. To ja byłam dzisiaj w fatalnym humorze.

- Co ty tu w ogóle robisz? - zmieniłam temat.

- Wczoraj chciałaś, żebym przyszedł. Ciebie nie było, ale dzisiaj jesteś. I ja też, więc słucham. Chociaż się domyślam, to ty mi powiedz co tu właściwie robię - znów uśmiechnął się zaczepnie.

- Ah... chciałam... myślałam, że skoro chciałeś zobaczyć jak jeżdżę, to... zresztą nieważne. Już nawet nie jestem w stanie zrobić żadnego skoku, skoczyć żadnego piruety. Tylko, że dzisiaj... naprawdę nie mam ochoty - oświadczyłam w końcu i po tej żałosnej wypowiedzi zacisnęłam usta w cienką linię.

Fane przyciągnął mnie do siebie. Wystarczyło mu lekkie pociągnięcie mnie za ręce, a moje łyżwy sunęły w jego stronę.

- Spójrz na mnie Co się dzieje? - powiedział cicho, a ja go posłuchałam.

Spojrzałam się w jego szare tęczówki, gęste brwi i zmarszczone czoło. Potem przeniosłam wzrok na usta, a gdy zorientowałam się, ze zerkam na nie odrobinę za długo w końcu wydusiłam z siebie parę słów.

- Ja... ja mam parę zmartwień - znowu złamał mi się głos.

- Maeve jesteś cała rozstrzęsiona - zwrócił uwagę. Nie zauważyłam nawet kiedy dłonie zaczęły lekko mi się trząść.

Fane przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Mimo łyżew na nogach, które dodawały mi parę centymetrów, wciąż byłam niższa od Reynoldsa. Zacisnęłam dłonie w pieści i położyłam na jego klatce, a następnie oparłam na nich czoło.

Nie wiem czego oczekiwałam. Chciałam się tylko schować przed tymi wszystkimi zmartwieniami, przed całym światem. Nie miałam zamiaru się rozklejać, nie przed nim. Zacisnęłam szczękę, tłumiąc w sobie emocje.

Nagle poczułam dwa silne ramiona oplatające mnie od tyłu. Chłopak skrzyżował ręce na moich plecach i lekko, aczkolwiek stanowczo, zapewnił mi stabilność. Moje ciało nieświadomie się rozluźniło, dłonie spoczęły luźno na klatce Fane'a, a między nimi mój policzek. Przytuliłam się do niego. Pierwszy raz od śmierci mamy miałam pocieszenie w czyiś ramionach.

Reynolds mocniej przyciągnął mnie do siebie, zamykając w objęciach jeszcze szczelniej, chociaż wydawało by się to już niemożliwe. Oparł brodę na czubku mojej głowy i dawał mi wsparcie, o jakie nie śmiałam nawet prosić.

Nie wiem, ile czasu tak staliśmy i przez parę chwil naprawdę mnie to nie obchodziło. W końcu jednak odchyliłam głowę do tyłu, tak by móc spojrzeć z dołu na górującego go nade mną chłopaka.

- Zabiję cię, jeśli komuś powiesz - wyszeptałam.

- I tak nikt by mi nie uwierzył - kąciki ust uniosły mu się, na twarzy zawitał łobuzerski uśmieszek.

- Mówię poważnie, ani słowa - próbowałam zabrzmieć stanowczo.

- O czym? - zapytał, a ja uświadomiłam sobie, że wciąż jestem w objęciach chłopaka.

Odsunęłam się, a on mi na to pozwolił.

- O mojej... chwili słabości - określiłam się w końcu, bo z początku nie wiedziałam nawet jak to nazwać,

- Każdy takie ma i Ty też masz do nich prawo - powiedział łagodnie, ale ja już na nowo uniosłam mury, tworząc między nami dystans. Nie tylko ten, który powstał na skutek przeze mnie na lodzie.

Fane szedł w stronę wyjścia ogrodzonego płotem lodowiska. Logiczne było, że poruszał się dużo wolniej ode mnie, dlatego ja wykorzystałam tą przewagę na kręcenie się wokół niego. Może gdybym była w lepszym humorze, robiłąbym w to bardziej zaczepny sposób. Może, gdyby on teraz też miał na sobie łyżwy, pościgalibyśmy się albo po droczyli. Ale w tamtym momencie chciałam po prostu być bliżej niego, niż dalej.

Przy wyjściu czekał na nas Andrew. Minę miał niezadowoloną, ale wystarczyło jedne kruche spojrzenie spod opuszczonej głowy, żeby jego serce zmiękło. Tak to już z nim było.

Pożegnałam się ze starszym mężczyzną, a Reynolds zawołał do siebie Margo, która dotychczas hasała gdzieś po rynku. Zapiął ją na smycz i nie musiał nic mówić, bym wiedziała, że zamierza mnie tym późnym wieczorem odprowadzić do domu.

Wyjątkowo i tak bym się zgodziła.

-----

Wątek brata Maeve i choroby będzie rozwinięty przy poprawkach. Na pewno nie zostawię go tak pobieżnego, ale tak jak pisałam wcześniej, na razie skupiam się na wątku naszych lovelasów i fabule. Mam nadzieję że nikogo w ten sposób nie urażam.

Wtf w ogóle zaraz 100k wyświetleń, jestem wzruszona!!!!! 😭😭😭

Mam nadzieję, że będzie was coraz więcej i pokochacie Blade tak jak ja <333

Continue Reading

You'll Also Like

10.8K 649 11
Każdy z nas codziennie podejmuje wyborów. Czasami trudniejszych, czasami łatwiejszych. Mogą one być związane, chociażby z tym, czy wybaczymy drugiej...
204K 10.7K 32
Ocalmy wszystko to, co ze zniszczenia pozostało. Finałowa część przygód Evangeline i Shade'a. Para rozstała się w nietypowych okolicznościach, zosta...
9.8K 505 14
#ptwsnawatt #prawdatkwiwsercu Serce jest organem, który nie tylko utrzymuje nas przy życiu, ale w którym zapisane są nasze wspomnienia. Serce to nie...
13.2K 536 19
Niespodziewane oświadczyny chłopaka Klary uświadamiają jej, jak bardzo nie jest gotowa na życie, które zaplanowała dla niej matka. W przypływie emocj...