Elita

Af sztambuch

923K 42.7K 18.2K

Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się... Mere

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Epilog
„ELITA" ZOSTANIE WYDANA

Rozdział 2

28.1K 893 331
Af sztambuch

W ekspresowym tempie ubieram dresy i bluzę. Mimo że włosy mam jeszcze wilgotne, narzucam na głowę kaptur i łapię za telefon. Zatrzymuję się przy drzwiach od pokoju na dobre kilkanaście sekund i uważnie nasłuchuję dźwięków dochodzących z dołu. W końcu ostrożnie otwieram drzwi i wychylam się na pogrążony w mroku korytarz. Z dołu nie widzę żadnego światła, więc moi rodzice albo pojechali, by załatwić sprawy związane ze śmiercią Audrey albo siedzą w swoich gabinetach i zajmują się pracą. Spinam się delikatnie, ale towarzysząca mi cisza w końcu pcha mnie w kierunku wyjścia.

Stawiam ciche, ostrożne kroki, by przypadkiem nie zwrócić uwagi mojej matki, która wielokrotnie udowodniła mi, że ma sporo do powiedzenia w sprawie mojego wieczornego wychodzenia z domu. Do tej pory stara się kontrolować każdy mój ruch, ale to nie oznacza, że daję się jej tak łatwo. Jeśli myśli, że zamierzam siedzieć w domu po tym, co się dzisiaj wydarzyło, grubo się myli.

Przedostaję się na dół i rozglądam się po jadalni. Na szczęście nikogo nie ma, dlatego spokojniej sięgam po białe adidasy i wciskam je na stopy. Zarzucam na ramiona czarną puchową kurtkę, po czym łapię za kluczyki od samochodu i czym prędzej kieruję się do garażu.

Zatrzymuję się w progu, kiedy w pomieszczeniu dostrzegam dwa samochody. Czarny Chevrolet Camaro stoi bliżej mnie, ale i tak skupiam uwagę na białym BMW należącym do mojej siostry. Moje serce wybija szybki, nierówny rytm, kiedy przypominam sobie, ile wspomnień mam związanych z naszymi nocnymi podróżami, ile emocji towarzyszyło nam podczas kierowania tymi samochodami. Ta myśl jednocześnie mnie dobija i sprawia, że uświadamiam sobie, że nie mogę się zatrzymywać. Muszę jak najszybciej dowiedzieć się, kto ją zabił.

Nie widzę innej opcji. Jestem pewna, że Audrey nie odebrałaby sobie życia sama. Jestem pewna, że nigdy nie pokusiłaby się na tak desperacki ruch. Znałam ją. Łączyły nas więzy krwi, ale również tajemnice, o których wiedziałyśmy tylko my dwie. Tajemnice, które nigdy by mi jej nie odebrały.

Nie w taki sposób.

Otwieram auto i wsiadam do środka. Pachnie tutaj wanilią, bo jeszcze kilka dni temu Audrey kupiła mi nowy zapach do samochodu i powiesiła na lusterku. Taki sam znajduje się w jej aucie. Szczegół, który sprawia, że moje serce boleśnie się ściska, nie jestem w stanie przełknąć śliny i znowu świat wokół mnie cichnie.

Skup się, myślę w końcu i odpalam silnik. Pilotem otwieram drzwi prowadzące do garażu i bez zastanowienia wyjeżdżam, skupiając się na tym, co potrafię najlepiej. Zaciskam palce na kierownicy, przesuwam nimi po znajomej skórze i zmieniam bieg, kiedy brama przed domem również się otwiera. Wsłuchuję się w cichy pomruk silnika i odcinam się od wszystkich towarzyszących mi emocji. Muszę poznać prawdę. Muszę dowiedzieć się, co się stało. Jak najszybciej.

Ruszam prosto na obrzeża Filadelfii, a z każdym kilometrem, który dzieli mnie od domu, czuję coraz większą kontrolę. Mijam znajome osiedla, krążę po ulicach, które mają mnie zaprowadzić jak najdalej od rzeczywistości panującej w centrum miasta. To tutaj, gdzie wokół nie ma żywej duszy i nikt rozsądny by się nie pokusił o dotarcie, czuję się jak ryba w wodzie.

Parkuję kilkanaście metrów wcześniej, bo nie chcę, by ktokolwiek mnie rozpoznał. Gaszę silnik i wsuwam do kieszeni klucz. Chowam włosy pod materiał kurtki i narzucam jeszcze jeden kaptur, by upewnić się, że przynajmniej część mojej twarzy będzie zakryta. Dopiero wtedy decyduję się wysiąść na zewnątrz. Ziąb na dworze sprawia, że delikatnie się wzdrygam i wciskam dłonie do kieszeni kurtki. Od razu ruszam w stronę kilku opuszczonych kamienic i mijam je pospiesznie, nie chcąc napotkać przy okazji kogoś nieodpowiedniego. Cały czas zbliżam się do wyznaczonego miejsca i cały czas moje serce bije coraz mocniej. Jestem pewna, że nie jestem tutaj sama, a ta myśl wręcz mnie paraliżuje. Upartość wygrywa jednak ze zdrowym rozsądkiem. Skręcam w prawo i zatrzymuję się tuż przed ogrodzeniem. W tej ciemności, gdzie nie dociera żadne światło, doskonale mogę zauważyć tor wyścigowy i dwa samochody stojące na linii startu. Miejsca na widowni są pozajmowane przez jakąś grupkę znajomych, a właściciele aut, zamiast się ścigać, o czymś rozmawiają. Z tej odległości nie jestem w stanie rozpoznać ich twarzy, ale jestem pewna, że ich znam. Zaciskam palce na siatce i próbuję zastanowić się nad kolejnym krokiem. Nie pokazywałam się w tym miejscu od wielu tygodni, ale zapach palonej gumy i benzyny nie jest mi obcy. Oczami wyobraźni widzę, jak mknę tą drogą moim samochodem i wygrywam kolejny wyścig.

Prawie na każdy wybierałam się z Audrey. Jeździłyśmy razem, bo to wydawało się bezpieczniejsze. Ona siedziała obok, ja kierowałam. Podpowiadała mi, kiedy powinnam zwolnić, kiedy wyhamować, kiedy skręcić. Wielokrotnie ratowała mi tyłek i była moimi oczami.

Moim nawigatorem.

Widzę ją właśnie tutaj, dumnie kroczącą po torze, gdy ja zajmowałam się samochodem. Była tak zadowolona, kiedy wygrywałyśmy kolejne wyścigi, tak dumna, gdy odbierałyśmy nagrody. To był nasz świat, pełen niebezpieczeństw i adrenaliny, świat, w którym odnajdywałyśmy się najlepiej.

Świat, który został mi odebrany, brutalnie i bez pozwolenia.

Wypuszczam obłoczek pary spomiędzy ust i wpatruję się w grupkę ludzi, jakbym oczekiwała, że to oni wyjaśnią mi, dlaczego moja siostra została zamordowana. Już myślę o tym, że powinnam tam iść, zapytać, czy czegoś nie wiedzą, bo w końcu anonim wysyłający mi wiadomości podał właśnie ten adres. Co miał na myśli, kiedy to robił? Dlaczego ponownie mnie tutaj zaciągnął?

Kiedy jestem gotowa, by ruszyć w ich stronę, dzieje się coś, na co nie byłam gotowa.

Ktoś przykłada mi jedną dłoń do ust, a drugą obejmuje i przyciska do swojego ciała. Nie jestem w stanie nawet krzyknąć, żaden dźwięk nie wydostaje się z mojego gardła.

– Nie wiem, kim jesteś, ale twoim największym błędem było przychodzenie tutaj. – Zamieram, kiedy do mojego ucha dociera zachrypnięty, niski głos, ledwo głośniejszy od szeptu. Przełykam ciężko ślinę i zaczynam się szarpać. Mężczyzna przyciąga mnie do siebie mocniej. – Za chwilę przyjadą tu ludzie, którzy przerobią cię na żywe mięso, jeśli tylko cię zauważą. Dobrze ci radzę, żebyś nie próbowała się wyrywać, bo wtedy tylko pogorszysz sytuację – ciągnie dalej, niezrażony moimi sprzeciwami. Jego głos jest lodowato spokojny i paraliżuje mnie w ułamku sekundy. Nie wiem, kim jest, a znam większość osób związanych z tymi cholernymi wyścigami. Jeśli go nie znam, musi być kimś nowym.

– Puszczaj – cedzę przez zęby, gdy zabiera dłoń z mojej twarzy.

– Jesteś odważna, jeśli grozisz komuś w takim miejscu – odpowiada nadal blisko mojego ucha. Serce podjeżdża mi do gardła. – Niestety, bezskutecznie.

– Nie masz pojęcia, kim jestem – odpowiadam ostro. Nawet nie zastanawiam się, czy człowiek, który właśnie mnie trzyma, ma jakiś związek ze śmiercią Audrey. Kiedy tylko sobie to uświadamiam, znowu zamieram w miejscu.

– Nie masz pojęcia, ile ryzykuję, kryjąc cię teraz – mruczy.

– Kryjąc? – dukam, ale w tym samym momencie na ulicy rozlegają się ciężkie kroki połączone z męskimi salwami śmiechu. Domyślam się, kto może się zbliżać i znowu czuję niepokój, ale nie mam nic do gadania. To nieznajomy, który mnie trzyma, ma decydujący głos. Nienawidzę go za to od samego początku, nawet jeśli nie wiem, jak wygląda. – Puść mnie – powtarzam.

Ale w odpowiedzi ciągnie mnie do tyłu, tak mocno, że muszę poddać się jego ruchom. Razem znikamy w kompletnej ciemności, chłopak przyciska mnie do ściany budynku i ostrożnie wychyla się na zewnątrz. Słyszę jego ciężki oddech i poruszam się niespokojnie, ale trzyma mnie w żelaznym uścisku, jakby wiedział, że kiedy tylko mnie puści, ucieknę, gdzie pieprz rośnie. Obracam głowę, by na niego spojrzeć, ale dostrzegam jedynie czarny kaptur i tego samego koloru materiał, pod którym ukrywa połowę swojej twarzy.

– Dostaliśmy informację, że ktoś się tutaj kręci, widziałeś coś? – Kilkanaście metrów dalej dwójka ochroniarzy rozmawia między sobą. Chłopak cofa się i mocniej przyciska mnie do swojej piersi. Klnie szpetnie pod nosem, gdy kroki stają się coraz wyraźniejsze.

– Trzymaj język za zębami, bo jeśli nie, to przysięgam, że ci go utnę – warczy ledwo słyszalnie.

– Milutko – szepczę i zaciskam usta, gdy ciągnie mnie dalej w nieznanym kierunku. – Mógłbyś być bardziej delikatny – dodaję szorstko i zgrzytam zębami, gdy ponownie zasłania mi usta dłonią. Jest skupiony i spięty, jakby szykował się na atak, ale przez dłuższą chwilę nic nie mówi.

– A ty mogłabyś być rozsądniejsza i nie zapuszczać się na takie tereny. Wisisz mi przysługę – cedzi przez zęby, kiedy jeden z ochroniarzy oświetla drogę, na której przed chwilą staliśmy. Ta sytuacja jest tak irracjonalna, że szybko zapominam o strachu. Ochroniarze powoli się oddalają, dlatego bez skrupułów zmieniam pozycję, nadeptuję na jego stopę i wbijam łokieć w jego brzuch. Syczy, ale nie puszcza mnie. – Jeśli nie przestaniesz się tak zachowywać, jedna przysługa będzie twoim najmniejszym zmartwieniem – mówi poważnie.

Nie znam go i wiem, że nie mogę ujawnić mu swojej tożsamości.

– Kim ty jesteś? – warczę, próbując się uwolnić. Nieznajomy w końcu mnie puszcza i odsuwa się na bezpieczną odległość, nim zadam mu kolejny cios. Odwracam się gwałtownie i skanuję go wzrokiem. Jest ode mnie znacznie wyższy i ubrany na czarno. Nawet maska na jego twarzy jest tego koloru. W otaczającej nas ciemności mogę dostrzec jedynie błysk ciemnych, szarych oczu. Pojawia się w nich coś niebezpiecznego, coś, co przypomina mi, w jaką grę gram i co zamierzałam zrobić.

– Zmywaj się stąd i więcej nie pokazuj mi się na oczy – mówi, upewniając się, że w pobliżu nie ma już żadnych niebezpieczeństw. Piorunuję go wzrokiem, ale nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa.

– Jesteś pieprzonym kretynem – syczę. – Nikt normalny ot tak nie nachodziłby dziewczyny w takim miejscu. Jesteś szurnięty – dodaję. Wbija we mnie wzrok, ale innej reakcji od niego nie dostaję, kiedy z niedowierzaniem kręcę głową.

– Zostaliśmy we dwójkę. Teraz tylko ja będę wiedział, co się z tobą stanie. Nie ma tutaj żadnych świadków – prycha, a ja zamieram.

– Wariat – powtarzam.

– Lepiej już tu nie wracaj, złotko.

Jestem pewna, że się uśmiecha, kiedy rzucam się w stronę drogi, którą przyszłam i ruszam pospiesznie w kierunku zostawionego przy starym osiedlu samochodu. Czuję na sobie palący wzrok, ale nie wiem, czy przez cały ten czas obserwuje mnie ta sama osoba. Nie odwracam się nawet raz, bojąc się, że chłopak, który mnie trzymał, będzie mnie gonił. Cholera, jestem przerażona, a jego głos odbija się w mojej głowie nieustannie. Patrzył na mnie tak, jakby wiedział, że go zapamiętam.

Czym prędzej wsiadam do samochodu i odjeżdżam z piskiem opon.

***

– Tak mi przykro. – Eleanor rzuca mi się na szyję i mocno mnie przytula. Przyjechała z samego rana, tuż przed lekcjami. Moich rodziców od dawna nie było już w domu.

Wdycham jej słodki, waniliowy zapach i zaciskam mocno powieki. Przyjaźnimy się od lat i jest drugą najbliższą mi osobą zaraz po Audrey. Odsuwa się i doskonale widzę jej zaczerwienione oczy. Z naszej dwójki to ona pozwala sobie na łzy. Siadam z powrotem przy blacie i spoglądam pusto na kubek zimnej już herbaty.

– Jak się czujesz? – pyta łagodnie i odgarnia ciemny kosmyk za ucho. Na jej twarzy odbija się tak duże zmartwienie, że przez moment nie jestem w stanie spojrzeć jej w oczy. Nie odpowiadam. Nawet nie wiem, co powinnam jej powiedzieć. Kręcę jedynie lekko głową.

– Pogrzeb ma się odbyć w czwartek – mruczę przez ściśnięte gardło. – Później wracam do szkoły, bo inaczej w domu będę miała piekło. A jeszcze później... nie wiem. Nie wiem, jak poradzę sobie z jej śmiercią. Nic nie wiem – powtarzam i przecieram twarz dłońmi.

– Jak mogę ci pomóc? – Nie możesz, uświadamiam sobie i ta myśl okazuje się decydująca.

– Poradzę sobie – mówię cicho. Eleanor zajmuje miejsce obok mnie i wyciąga z kieszeni elektrycznego papierosa. Ręce jej drżą, ale próbuje się przy mnie hamować.

– Wszyscy już wiedzą. Cała szkoła wie – mamrocze.

– Czyli nie tylko w domu czeka mnie piekło – uświadamiam sobie, a dziewczyna nie oponuje.

– Poradzisz sobie. Wszystko jakoś się ułoży. Przysięgam.

– Wiem – szepczę, choć nie wierzę w żadne jej słowo. Nie wierzę już w nic, co kiedykolwiek usłyszałam. Nikomu nie mogę ufać. Nawet sobie.

Ale myśl, że moja siostra tak naprawdę nie odebrała sobie życia, nie daje mi spokoju. Wiem, że muszę wrócić na stare śmieci, jeśli chcę dowiedzieć się prawdy. Muszę przejść do ciemnych zakamarków mojego życia, bo tylko w taki sposób dowiem się, co stało się naprawdę.

– Nauczyciele na pewno pójdą ci na rękę. Na pewno rozumieją, w jakiej jesteś teraz sytuacji, nie musisz się tym przejmować.

– Nie pójdą mi na rękę – poprawiam ją szybko. – To renomowane, najlepsze w mieście liceum. To ostatnie osoby łącznie z moimi rodzicami, które kiedykolwiek poszłyby mi na rękę – dodaję.

– Pomogę ci. Wszyscy ci pomożemy. Theo wydzwaniał do ciebie od wczoraj, kiedy tylko wszyscy się dowiedzieliśmy... dowiedzieliśmy się, że ona nie żyje. – Jej głos cichnie na końcu. Doskonale wiem, że dzwonił, ale nie miałam siły, by odebrać któregokolwiek telefonu. Moja skrzynka została zapełniona wiadomościami z kondolencjami i odezwali się nawet znajomi, z którymi nie miałam kontaktu od dłuższego czasu. Naszą rodzinę w tym mieście znał każdy.

Kiedy uświadamiam sobie, że naprawdę tak było, dociera do mnie jeszcze jedna rzecz. Skoro każdy nas znał, skoro moi rodzice obracają się w centrum od samego początku i skoro razem z Audrey byłam zamieszana w tyle nielegalnych spraw... Prawdopodobieństwo, że ktoś będzie chciał się na nas zemścić, jest jeszcze większe. Ramiona mi opadają.

Coś ty narobiła, Audrey?

Eleanor ponownie mnie przytula i wypuszcza spomiędzy ust kłąb dymu. Sięgam po papierosa i sama się nim zaciągam. Wiem jednak, że nikotyna w niczym mi nie pomoże.

W tym samym momencie rozlega się dźwięk powiadomienia. Nieufnie spoglądam na swój telefon, którego ekran od razu się zapala.

– Muszę iść na chwilę do łazienki – mówi Eleanor i wstaje na drżących nogach. Kiwam sztywno głową, choć jestem w stanie skupić się jedynie na wyświetlaczu telefonu. Podnoszę komórkę, kiedy tylko dziewczyna się ode mnie oddala i odczytuję kolejną wiadomość.

Od Nieznajomy:

Popełniłaś ogromny błąd.

A za błędy trzeba płacić.

#elitaNA

Fortsæt med at læse

You'll Also Like

279K 18.2K 19
"Wyglądał jak śmierć. Był chudy, wysoki oraz blady. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, położył palec na swoich sinych ustach, a ja zamilkłam. I po...
14.8K 642 7
Krótkie opowiadanie w zimowym klimacie. Tatiana Aleksandrovna po długiej nieobecności w końcu powróciła do akademii - szkoły z internatem, do której...
909K 37.1K 175
Paul- facet, który ma dobrą pracę, cudowną kobietę, o którą długo się starał nie potrafi zrezygnować z nocnych rozrywek z przypadkowymi panienkami. J...
77.2K 2.5K 32
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...