#PerfectChristmas

By lifeofzula

2K 269 4

Influencerka i doświadczony przez życie odludek? Marta za sprawą rodziny ląduje w leśnej, pokrytej śniegiem g... More

#MyPerfectLife
#WinterIsHere
#SnowyDay
#WinterWonderland
#ChristmasSong
#ChristmasTree
#ChristmasMood
#GingerbreadCookies
#Snowman
#HotWinter
#MerryChristmas
#ColdHearts
#GoldDress
#AllIWantForChristmasIsYou

#BabyItsColdOutside

121 20 0
By lifeofzula

Rano dzielę się z followersami efektami pierniczkowej sesji i z niemałym zadowoleniem zauważam, że zasięgi niemal natychmiast szybują w górę. Ośmiela mnie to tak bardzo, że późnym popołudniem odważam się zajrzeć do skrzynki mailowej. Dotychczas unikałam tego ze strachu, gdyż wiem doskonale, że umawiałam się z marką na zupełnie inny content, w całkiem odmiennym stylu. Poinformowałam ich, oczywiście o całej sytuacji, ale nie miałam już śmiałości odczytać odpowiedzi.
    Teraz w końcu się za to zabieram i siedząc w fotelu z ulgą czytam, że „chociaż spodziewali się innego contentu, to rozumieją sytuację i nie mają nic przeciwko zmianie. Tym bardziej, że jest to zmiana zdecydowanie nieodbiegająca poziomem od tego, co zwykle prezentuję." Uff, jestem uratowana! I to dzięki Tomkowi. Mam świadomość, że bez niego bym sobie nie poradziła. Chciałabym mu jakoś podziękować, ale zupełnie nie wiem jak. Zresztą chyba nawet nie ośmieliłabym się tego zrobić.
    Nagle dopada mnie wrażenie duszności i czuję, że muszę wyjść, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Odwracam się w fotelu i wyglądam przez okno. W ciągu nocy śnieg przestał padać, a choć wciąż jego grube warstwy okrywają świat białą pierzynką, to mogłabym przedostać się do zagajnika i dalej do lasu. Podejmuję więc błyskawiczną decyzję, wkładam mój zimowy strój, niezawodne śniegowce i ku niezadowoleniu Mruka, opuszczam ciepłe wnętrze domku.
    Do moich płuc natychmiast trafia mroźne powietrze. Tak czyste, że od nadmiaru tlenu aż kręci mi się w głowie, ale jednocześnie jeden oddech sprawia, że wstępuje we mnie energia. Z tym przyjemnym uczuciem opuszczam drewnianą werandę i brodząc w zaspach, kieruję się w stronę zagajnika. Początkowo idzie mi się trudno, a mięśnie zaczynają palić już po kilku krokach, lecz dobrze wiem, że taki ruch na świeżym powietrzu jest niezbędny, by oczyścić umysł z myśli o Tomku.
    Skupiam się na omijaniu największych zasp i szybko docieram do zagajnika, gdzie śniegu jest znacznie mniej, bo gęste konary stanowiły przed nim skuteczną osłonę. Początkowo idę wolno, lekko wgłębionym szlakiem, podziwiając śnieżne sklepienie nad moją głową, aż w końcu staję przed wielkim zwalonym drzewem. Rozciąga się ono na całej szerokości ścieżki, tarasując drogę. Już zabieram się za pokonanie tej przeszkody, ale zauważam coś, co mrozi mi krew w żyłach – po drugiej stronie pnia, w lekkim oddaleniu i ukryte w zaroślach błyskają jasne oczy w wielkim kudłatym łbie. Przez ułamek sekundy stoję wpatrzona w spiczaste uszy, szary pysk upstrzony rdzawo i białe kły, a potem pokonuję paraliż i rzucam się do ucieczki.
    Pędzę jak oszalała, zmagając się ze śniegiem, ukrytymi pod nim gałęziami, grawitacją oraz obłąkańczym strachem. Potykam się co kilka kroków, ale desperacko i wciąż na nowo wstaję, podejmując walkę o przeżycie. Nie jestem Czerwonym Kapturkiem i nie mam zamiaru skończyć jako wilczy obiad. Gnam, ile sił w nogach, a kiedy odwracam się i kątem oka dostrzegam, że bestia pędzi za mną, próbuję jeszcze przyspieszyć. Nie ułatwia mi tego jednak opadająca na oczy czapka i żołądek podchodzący do gardła.
    Biegnę na oślep, aż w końcu porzucam pieprzoną czapkę, odwracam się po raz kolejny, by oszacować własne szanse i nagle bum! Przez chwilę sądzę, że to wilk mnie dopadł i leżąc na plecach już żegnam się z życiem, ale wówczas rozlega się znajomy głos:
    – Marta, co ty wyprawiasz? Uprawiasz jogging w takich zaspach? – dziwi się Tomek, a ja już chcę go ostrzec przed wilkiem, lecz on dodaje: – I co robi z tobą Aslan?
    Potem podaje mi rękę i pomaga wstać, a gdy otrzepuję się ze śniegu dostrzegam, że tuż obok niego siedzi z wywalonym jęzorem wielki pies rasy husky. Mój wilk!
    – Wyszłam na spacer, ale spotkałam w lesie wilka – wyznaję szczerze, wskazując dłonią na zwierzaka i pochylając się, by złapać oddech. Tomek spogląda zdziwiony na mnie, potem na psa i wybucha donośnym śmiechem.
    – Przecież to żaden wilk, tylko pies – stwierdza rozbawiony, a ja patrzę na niego z kamienną twarzą i brwiami uniesionymi w irytacji.
    – No nie mów! W lesie i za krzakami, a potem pędzący za mną niczym krwiożercza bestia nie wyglądał na psa, tylko na wilka! Albo jakiegoś cholernego wilkołaka! – mówię, a Tomek znów zanosi się śmiechem, spoglądając na psa, który dyszy u jego boku uradowany. Pewnie dla niego taka przebieżka to sama radość!
    – Słyszysz, Aslan, jaki ty jesteś straszny? – zagaduje zwierzaka i smyra go za kosmatym uszyskiem. – To pies mojego znajomego, Artura. Mieszkają za lasem i Aslan czasami wymyka się na przechadzki. Widzę, że znowu zagryzł komuś kurę. Oj, piesku, twój pan będzie się gniewał. – Tomek kręci głową.
    – A co ty tutaj robisz? – pytam, tupiąc nogami w śniegu, czym wzniecam małe tumany wokół moich butów.
    – Przyszedłem do ciebie z winem, bo pomyślałem, że moglibyśmy się napić grzańca... – Głos Tomka staje się niepewny, a spojrzenie zaczyna błądzić gdzieś w okolicach konarów drzew. – Ale pukałem i nikt nie otwierał, więc ruszyłem po twoich śladach aż dotarłem tutaj.
    – Gdzie masz to wino? – pytam.
    – Zostawiłem przed drzwiami. – Tomek wskazuje dłonią w kierunku domku.
    – To chodźmy. Po tych emocjach muszę się napić – proszę, a Tomek z figlarną miną kręci głową. Potem jednak nagle poważnieje. Podchodzi do mnie, zdejmuje z głowy własną czapkę w norweski wzór i delikatnie zakłada mi ją na głowę.
    – Lepiej, żebyś się nie pochorowała – mówi, a przez jego ton przebija jakaś czuła nuta. Patrzę w uśmiechnięte oczy i dotykam jego dłoni, po czym bez słowa prowadzę go w kierunku zabudowań.

    Ogień w kominku dogasa, zatem, kiedy tylko wchodzimy do domu i zdejmujemy okrycia, rzucam się, by dołożyć drewna oraz na nowo rozbuchać płomień. Aslan kładzie się na dywaniku w przedpokoju, a Tomek kręci się w kuchni. Słyszę jak wyciąga garnek, szuka przypraw, nalewa wina.
    – Marta, masz jeszcze pomarańczę? – woła. Opuszczam więc salon i podążam za jego głosem.
    Wchodząc do kuchni, nie odpowiadam od razu, lecz przez chwilę, oparta o futrynę, patrzę na Tomka, który stawia garnek pełen wina na kuchence. Nagle w moje serce wkrada się niespotykana dotąd tęsknota za tym, by tak wyglądała moja codzienność. Każdego wieczoru chciałabym bezkarnie patrzeć na tego mężczyznę i móc myśleć, że jest mój.
    – Marta... – Tomek spogląda na mnie i dopiero jego głos sprawia, że otrząsam się z marzeń. Odrywam się od futryny i idę do spiżarni babci, gdzie zostawiłam ostatnią pomarańczę.
    – Proszę. – Podaję mu owoc, a Tomek wyciąga po nią rękę, a wtedy nasze dłonie się spotykają. Z rozkoszą przyjmuję ciepło ogrzewające moją skórę, ale potem odsuwam się na bezpieczną odległość. Tomek patrzy na mnie uważnie, lecz nie komentuje mojego dziwnego zachowania ani słowem, za to bierze nożyk, deskę, by móc pokroić aromatyczne cząstki pomarańczy.
    – Uwielbiam ten zapach. – Zaciągam się z błogością. Ten dźwięk wywołuje uniesienie kącików ust na twarzy Tomka.
    – Poczekaj aż skosztujesz wina – mówi i wrzuca pomarańczę do parującego już lekko napoju. Bukiet aromatów, który rozkwita w kuchni jest niepowtarzalny – cynamon, kardamon, anyż, goździki oraz pomarańcza. Trudno wyobrazić sobie zapach bardziej przywołujący nastrój grudniowych nocy.
    Wyciągam z szafki dwa kubeczki, a Tomek ostrożnie rozlewa do nich grzańca. Potem, jakby czytając nawzajem w swoich myślach, idziemy do salonu. Tak jak poprzedniego wieczoru rozsiadam się na kanapie, a Tomek zapala lampki choinkowe i układa się na podłodze przed kominkiem. Aslan zwabiony odgłosami w salonie, przychodzi do nas i przeciągając się leniwie kładzie się na dywaniku przed choinką.
    – Fajnie byłoby mieć takiego psa i taki domek – wyrywa mi się.
    Tomek patrzy na mnie przez chwilę, a potem kiwa głową i pociąga łyk grzańca. Idę za jego śladem i rozkoszuję się słodko-cierpkim smakiem rozlewającym się w moich ustach.
    – Ale z Aslana jest niezły łobuz, co psiaku? – Odwraca się do psa i głaszcze go po grzbiecie. Husky nawet nie drgnie pogrążony w śnie.
    – Dobrze, że Mruk wybrał się na wieczorne łowy, bo nie wiem, czy zniósłby konkurencję w domu. – Uśmiecham się na myśl o czarnym kocurze i znów upijam trochę wina.
    – Artur lada moment powinien być po psa – mówi Tomek, który natychmiast po spotkaniu Aslana zadzwonił do jego pana, a ten już wyruszył po swoją zgubę.
    Rzeczywiście, po chwili słyszymy stukanie do drzwi, a Aslan radośnie biegnie na spotkanie ze swoim panem. My też witamy Artura, który okazuje się sympatycznym, lekko okrągłym trzydziestolatkiem z rudą brodą, co w połączeniu z czerwoną czapką nadaje mu wygląd norweskiego krasnoluda. Nie mam jednak okazji poznać go bliżej, bo po żartobliwym skarceniu psa, chwili pogawędki w przedsionku i kilku zaciekawionych spojrzeniach rzuconych to na mnie, to na Tomka, Artur i Aslan znikają w ciemności.
    Wracamy do przytulnego, nastrojowo oświetlonego salonu i tym razem Tomek decyduje się usiąść na kanapie tuż obok mnie. Jest blisko, tak blisko, że czuję ciepło bijące z jego ciała oraz winny zapach, jaki roztacza wokół siebie.
    – Boże, mógłbym tak spędzać każdy wieczór – wyznaje nagle Tomek i odwraca się do mnie, obrzucając mnie roziskrzonym spojrzeniem. Zalewa mnie gorąco, bo mam wrażenie, że za moment pochyli się do mnie, przyciągnie moją twarz i utoniemy w pocałunku. Marzę o tym. Marzę, by skosztować ust tego mężczyzny. Liczę, że Tomek wyczyta pragnienie z mojej twarzy, ale tak się nie dzieje.
    – Pójdę dolać nam wina – mówi, wstając. Bierze przy tym mój opróżniony kubeczek, po czym znika w kuchni.
    Przyciskam dłonie do rozpalonych policzków i zamykam oczy, by ostudzić emocje. Prawie mi się to udaje, ale nie na długo. Gdy tylko w salonie znów pojawia się Tomek, przystojny i męski, a potem podając mi kubek, owiewa mnie swoim apetycznym zapachem, moja twarz i serce na powrót płoną żywym ogniem. Upijam łyk grzańca, ale efekt jest jeszcze gorszy – teraz czuję, że szumi mi w głowie! Upiłam się grzańcem!
    Tomek wyjmuje telefon z kieszeni, a potem rozsiada się na kanapie i pyta:
    – Co puszczamy? Masz ochotę na coś konkretnego? – pyta.
Tak, na ciebie, huczy mi w głowie, ale wciąż mam dość rozsądku i trzeźwości, by zachować tę myśl dla siebie.
    – „All I want for Christmas is you" – mówię zamiast tego. O tak! Znacznie lepiej!
    Gdy teraz Tomek patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, mam ochotę walnąć sama siebie w tę głupią gębę. Zamiast tego pociągam kolejny łyk grzańca, a po chwili wraz z Mariah Carey śpiewam, że „wszystko, czego pragnę w święta to ty". Uwielbiam tę piosenkę, więc znam doskonale każde słowo i każdy dźwięk. W tej chwili pewnie fałszuję, lecz mimo to, Tomek patrzy na mnie pociemniałym wzrokiem, pełnym... chyba jestem zbyt pijana, by ocenić, co może wyrażać ten wzrok. Może zresztą lepiej się nad tym nie zastanawiać?
    Kończę występ wraz z Mariah, a wówczas Tomek jakby się otrząsa, śmieje się niepewnie, kręci głową i mówi:
    – Jesteś szalona. Mówił ci już to ktoś? – Kurze łapki w kącikach jego oczu oraz lekki zarost sprawiają, że wygląda bosko.
    Kiwam głową, a potem widzę moją rękę, która niczym w zwolnionym tempie zbliża się do jego twarzy, dotyka ostrego zarostu i potem wędruje w kierunku pełnych ust. Tomek na ułamek sekundy zamiera, przymyka powieki i wtula twarz w moją dłoń.
    A potem wszystko dzieje się błyskawicznie. Tomek otwiera oczy, pochyla się i wsuwa mi rękę w włosy. Drugą przyciska moją dłoń do swojego policzka. Przez cały czas spogląda na moje usta i już sądzę, że za moment poczuję jego wargi na swoich, ale wówczas... puszcza mnie nagle i wstaje. Czuję pustkę tak dojmującą, że mogłabym ją porównać do bólu.
    – Muszę już iść, Marta – słyszę i oszołomiona patrzę jak Tomek odstawia swój kubek na stół. – Mam jeszcze trochę pracy, a ty pewnie też chcesz odpocząć. Co wieczór zawracam ci głowę – mówi, ubierając kurtkę, która przed momentem leżała na oparciu fotela. Potem staje przede mną wyprostowany i mówi: – Przepraszam.
    – Za co? Za to, że przyszedłeś, czy za to, że teraz uciekasz? – pytam, bo czuję, że alkohol i upokorzenie rozwiązały mi język. Spoglądam na niego z kanapy, a on pochyla głowę jakby przytłoczony poczuciem winy.
    – I za to, i za to – odpowiada i wychodzi, zabierając ze sobą telefon, który teraz wygrywa „Baby, it's cold outside".
    A idź do diabła!, myślę wbrew słowom piosenki.

Continue Reading

You'll Also Like

156K 10.7K 41
Willow to 21- letnia studentka sztuki, która na co dzień prowadzi spokojne życie i póki co, nie zamierzała tego zmieniać. Wszystko jednak obraca się...
90.5M 2.9M 134
He was so close, his breath hit my lips. His eyes darted from my eyes to my lips. I stared intently, awaiting his next move. His lips fell near my ea...
421K 17.1K 54
A co jeśli to kobieta uratuje wielkiego szefa mafii? Powinno być chyba na odwrót, prawda? Czasy kobiet w opałach jednak już dawno minęły. Hank jest...
24.2K 789 29
Relacja między tymi ludźmi, zmieniła się o 180°. Ta pamiętna noc, która zmieniła wszystko. Na gorsze. Żadne nie potrafi sobie tego wybaczyć, lub co g...