Dzień doberek wszystkim 😍
Karol
Pojechałam do Teo zaraz po tym, jak odwiozłam ciotkę na lotnisko. Przepełniała mnie odwaga, bo pół nocy słuchałam wywodów Kaśki, jak bardzo ślepa jestem, skoro nie widzę, że facet mnie ubóstwia. Wiedziałam, że tak jest, ale nie wierzyłam, że ubóstwia mnie jak mężczyzna kobietę. Bardziej jak przyjaciel przyjaciółkę.
Oczywiście część mnie żywiła nadzieję, że jest inaczej, i to nie od momentu pocałunku, ale już znacznie wcześniej. Naprawdę często zastanawiałam się, czy on... czy my flirtujemy, czy żartujemy. Druga część mnie za bardzo się bała, że takie zachowanie to jednak tylko sposób bycia Teo. Że jedynie się bawi.
„Nie mogę obiecać, że po świętach nie otrzymasz telegramu" – to wyszeptał ciotce. Wygadała się dopiero przed odlotem. Chodziło o przesłanie wiadomości, jeśli – a raczej kiedy – nasza przyjaźń wejdzie w następny etap. Według niej wszystko zależało ode mnie, a ja sama byłam zależna... od swojej głowy.
Podjechałam pod nowoczesny apartamentowiec w centrum Wrocławia. Zatrzymałam się przy ulicy. Nie chciałam prosić Teo, by otworzył parking podziemny, bo wtedy nie mogłabym już stchórzyć. A skłaniałam się ku temu, że jednak nie zdobędę się na odwagę. Siedziałam w aucie już trzydzieści trzy minuty i układałam sobie w głowie możliwe scenariusze. Byłam zmęczona i poirytowana, bo brałam pod uwagę coraz głupsze rzeczy, na przykład by pocałować go w usta na wejściu. Dobrze wiedziałam, że nie byłam do tego zdolna, a i tak katowałam się takimi pomysłami.
Włączyłam zapłon, bo już postanowiłam przełożyć konfrontację z Teo na inny termin, ale po chwili zgasiłam go i jednak wyszłam z auta – jak się okazało tylko po to, by przy bramie zawrócić i usiąść w Belli z powrotem na dziesięć minut. Nie wiedziałam, jak długo jeszcze trwałyby moje rozterki, gdyby odpowiedzi na moje pytania nie przyszły do mnie same.
Gapiłam się z otwartą buzią na Teo i jego dziewczynę, którą znałam jako byłą nie-dziewczynę. Nie było opcji, bym się myliła. Wyglądali teraz dokładnie tak samo jak wtedy, gdy spotkałam ich dawno temu.
Serce mi pękło. Miałam nadzieję, że to nie jest to, na co wygląda, ale... Fakt, że była dziewiąta rano, mówił sam za siebie. Poleciały pierwsze łzy.
Przeszłam na tył samochodu, gdzie skryły mnie przyciemniane szyby.
No oczywiście... – pomyślałam, widząc, że zatrzymali się przy porsche. No bo czym niby miałaby jeździć tak doskonała kobieta... Przewróciłam oczami. Gdzie ja miałam głowę? Teodor, trzydziestosześcioletni właściciel dwóch restauracji, który mógłby mieć każdą, miałby wybrać młodą, zakompleksioną dziewczynę zamiast pełnej wdzięku poważnej kobiety z klasą?
Zabawił się tobą, a myślał pewnie, że z tobą.
Nie gniewaj się na niego.
Cały Teo.
Lepszy taki przyjaciel niż żaden.
Śledziłam wzrokiem, z jaką gracją kobieta usiadła za kierownicę. Na nogach miała wysokie szpilki, w których ja nie umiałabym nawet stać. Gentleman zamknął jej drzwi, a ona otworzyła okno. Zauważyłam, jak podał jej banana, na co pokręciła głową ze śmiechem. Słysząc ryk silnika, odsunęłam się nieco od szyby. Wolałam dmuchać na zimne i teraz z całych sił trzymałam kciuki i modliłam się, by Teo mnie nie zauważył. Możliwe, że ktoś na górze mnie wysłuchał, bo wracał do domu z głową pochyloną nad telefonem.
– Nie zrobiłeś tego – wymamrotałam, słysząc dźwięk nadchodzącej wiadomości. A jednak zrobił. Był na tyle perfidny, że kończąc upojną noc, pisał do mnie...
9:12 T: Śpisz?
9:12 Ja: Tak. Odpisałam szybko, by zatrzymać jego wzrok przy telefonie.
9:12 Ja: A ty?
9:12 T: haha
9:13 T: Chciałbym cię zobaczyć.
9:13 Ja: Nie ma na co patrzeć. Położyłam się na fotelu, widząc, jak wchodzi do bramy.
9:13 T: Chciałbym porozmawiać.
9:14 Ja: O czym?
9:14 T: Za długo pisać. Ciocia wyleciała?
9:14 Ja: Jeszcze nie.
9:14 T: Pozdrów ją.
9:15 Ja: Dzięki, też cię pozdrawia. Bardzo cię polubiła.
Napisałam szczerze, bo naprawdę zrobił na niej pozytywne wrażenie, o czym słuchałam przez wiele godzin.
9:15 T: A ty?
9:15 Ja: Co ja?
9:15 T: Bardzo mnie lubisz?
9:17 Ja: Czy ja wiem...
9:17 T: Może się dowiesz, zanim się spotkamy?
9:20 Ja: Możliwe, bo trochę to potrwa. Chyba się przeziębiłam. Właśnie się zbieram, żeby pojechać do lekarza.
9:20 T: Podwiozę cię.
9:20 Ja: Poradzę sobie.
9:20 T: Wątpię. Ktoś ci ukradł samochód i zaparkował pod moim domem.
Kurwa! Kurwa, kurwa... kurwa, kurwa. Co zrobić?!
Zamknęłam oczy i chciałam zapaść się pod ziemię.
9:22 T: Nie spiesz się. Poczekam.
9:23 Ja: Idź sobie, proszę.
9:23 T: Prosisz o niemożliwe.
9:24 T: Wyjdź do mnie. Obiecuję, że nie będę się śmiać.
9:24 Ja: Czasami nie wiem, kiedy żartujesz.
9:24 T: I z wzajemnością.
9:24 Ja: Możemy pogadać jutro? Naprawdę źle się czuję.
9:24 T: Nie wygłupiaj się mała, wysiadaj.
9:26 Ja: Okej.
Wzięłam chyba z dziesięć głębokich oddechów. Po każdym zamierzałam nacisnąć na klamkę, ale ostatecznie to Teo otworzył drzwi. Cała czerwona ze wstydu nie uraczyłam go nawet spojrzeniem. Położyłam rękę na jego dłoni, gdy mi ją podał, i po chwili stałam przed nim jak ostatnia sierota.
– Jadłaś śniadanie? – zapytał łagodnie, na co skinęłam głową. – Jesteś zazdrosna? – Od razu przeszedł do rzeczy. Wiedziałam, jak bardzo nienawidził zazdrości. Tępił ją w zarodku. Zerwał chyba z tuzinem dziewczyn z tego powodu.
– Zwariowałeś? – oburzyłam się.
Jezu, ale jesteś kretynką. To brzmiało tak niewiarygodnie... Gorzej nie mogłaś tego zrobić.
– A zwariowałem? – Uniósł mój podbródek, bym na niego spojrzała. Świdrował mnie tymi zielonymi oczami, czekając na odpowiedź.
O Boże, jak ja strasznie cię kocham.
Byłam w beznadziejnej sytuacji. Traciłam Teo. Nie miałam sił, by ciągnąć to udawanie. Zresztą on już i tak wszystko wiedział. W oczach stanęły mi łzy, jednak znalazłam w sobie jeszcze odrobinę determinacji, by spróbować uratować naszą przyjaźń.
– Najwyraźniej ja zwariowałam, bo głupio myślałam, że jako twoja przyjaciółka powinnam wiedzieć, że znów spotykasz się z... – Urwałam, bo nie pamiętałam jej imienia. Serce tłukło mi się o żebra ze strachu, że Teo zaraz mnie kopnie na do widzenia.
– Z Agą – podpowiedział.
– Z Agą – powtórzyłam, walcząc z całych sił, by się nie rozryczeć.
– Gdybym się z nią spotykał, powiedziałbym ci.
Rozbawił mnie. I chyba sam usłyszał, jak to brzmiało. Przecież właśnie ich widziałam, a on kłamał w żywe oczy.
– Spotkałem się z nią służbowo – wyjaśnił. – Codziennie spotykam się z wieloma kobietami. Służbowo. Dam ci listę, jeśli powiesz, czy chcesz ją znać jako moja przyjaciółka, czy jako moja...? – Przekrzywił głowę, a na jego wargach zagrał drwiący uśmiech.
– Miałeś się ze mnie nie śmiać – przypomniałam, widząc jego rozbawienie.
– Przepraszam... – westchnął. – Chciałbym, żebyś mi w końcu powiedziała.
– To ciebie nie dotyczy w żaden sposób.