Nie pożałujesz

By Mankaryna

30.7K 4.3K 1.3K

Niezwykła historia o sile miłości. Życie bywa trudne, a cierpienie to nieodzowny element. Czasem gorzej już b... More

Słowem wstępu
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog

Rozdział 27

401 65 15
By Mankaryna

Teo

Byłem mocno wstawiony i... szczęśliwy. Rozpierała mnie jakaś dziwna duma, gdy widziałem, jak dobrze bawiła się Karolina. Nim tu przyszliśmy, obawiałem się o jej samopoczucie. Pierwszy raz udało mi się ją wyciągnąć na większą imprezę. Oczywiście dlatego, że zataiłem informację, że będzie tak dużo ludzi. Z tego powodu naprawdę bałem się jej reakcji – a potem z tą dziwną dumą zauważyłem, że niepotrzebnie. Ramię trzymałem na oparciu jej krzesła. Chciałem móc nazywać ją swoją dziewczyną, ale na razie wystarczały mi chociaż złudzenia. Karmiłem się fantazją, w której ona tylko grała niedostępną. Marzyłem, by w końcu ją zdobyć. Ani trochę nie chodziło o ciało. Nie żebym jej nie pragnął, ale to naturalnie wolne tempo w dzisiejszych czasach stanowiło towar deficytowy, dlatego kręciło mnie jak cholera. Dlatego najbardziej ze wszystkiego chciałem posiąść myśli Karoliny, a nie jej ciało.

Czasami wydawało mi się, że mnie lubi – nie jak przyjaciela. Ta niepewność to były istne tortury, które jednak sprawiały, że moje uczucia względem tej dziewczyny rosły każdego dnia. Boże! Jak ja chciałem ją mieć! A jednocześnie pragnąłem, by ten etap fajerwerków trwał cały czas... Pod warunkiem, że ona brała w nim udział w ten sam sposób co ja. A tego nie wiedziałem. I odchodziłem od zmysłów. Moje myśli nieustannie krążyły wokół Karoliny.

Dopiero kiedy mnie szturchnęła, zdałem sobie sprawę, że gapiłem się na nią nie wiadomo jak długo, podczas gdy ktoś chyba zadał mi pytanie.

– Zawiesiłem się – przyznałem. – Masz... rozmazałaś się. – Wymyśliłem na poczekaniu i dotknąłem jej twarzy, by wytrzeć nieistniejącą plamę. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. A może właśnie zrozumiała? Nie miała makijażu, a ja pocierałem jej policzek, walcząc sam ze sobą, by nie spróbować tych cudownych ust. Poważne oczy Karoliny skutecznie mnie jednak odstraszały. Mówiły, bym nie przekroczył granicy. Opuściłem dłoń i moje myśli znów znalazły się na dole sinusoidy – nie czuła tego co ja. Tak właśnie funkcjonowałem. Raz na górze – gdy byłem niemal pewny, że mnie lubi – raz na dole, kiedy traciłem to przekonanie.

Grrrr... jeszcze trochę i zostaniesz wariatem, stary. Masz trzydzieści sześć lat. Ogarnij się i postaw sprawę jasno – powiedz jej, jakie jest twoje stanowisko!

Zrobiłbym tak! Ale stąpałem po grząskim gruncie. Musiałem być ostrożny, by nie zrazić jej do siebie. Nie zamierzałem jednak w żadnym razie odpuszczać. Powoli...

– A wy co tak umilkliście, gołąbeczki? – wtrącił pijany szwagier. Nie zapomniałem, że nie byliśmy sami, choć tak się czułem przy wielkim stole. Ludzie przekrzykiwali się wzajemnie, nie zwracając na nas uwagi, mieliśmy więc prywatność... dopóki szwagier nie zwrócił na nas uwagi. – Pocałujcie się i wróćcie do nas – zażartował.

– Durniu, to przecież Karol – wypaliłem, widząc jej zdenerwowanie. Mimo że uśmiechnęła się na moje słowa, chciałem walnąć się w ten głupi cymbał. Ze wszystkich możliwych słów wybrałem najgorsze. Wiedziałem już, że gdy znajdę się sam w swoim łóżku, będę katował się za to, że nie odpowiedziałem inaczej.

– Idę do łazienki – przeprosiła i wstała.

– To co, na drugą nóżkę? – Szwagier polał kolejkę.

– Za mojego pięknego siostrzeńca. – Uniosłem szkło. To było niebezpieczne. Alkohol robił ze mnie żałosną, zakochaną nastolatkę.

– Zatańcz ze mną – mruknęła mi do ucha pijana Werka.

– Raz, że mam nogę w gipsie, a dwa, że ja w ogóle nie tańczę – przypomniałem dziewczynie, która próbowała do mnie podbijać na każdej imprezie.

– Ostatnio ci to nie przeszkadzało – wytknęła mi. Rzeczywiście na wyjeździe tańczyłem po pijaku.

– Ale dzisiaj przeszkadza – uciąłem.

– Teo, nie bądź taki. Mogłoby być nam razem dobrze.

– Wera, nie pij już... – westchnąłem, gdy położyła dłoń na moim ramieniu i zaczęła je masować. – Jesteś piękną, inteligentną kobietą. Możesz mieć każdego. Nie marnuj na mnie czasu. Spójrz na Reksia. Widzisz, jak na ciebie patrzy? – podsunąłem, wiedząc, że mu się podobała.

– To przez nią? – Wskazała głową za mnie. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, o kim mówiła.

– Po prostu odpuść – warknąłem, ciesząc się jednocześnie, że kolejny raz nie palnąłem czegoś głupiego, co mogłaby usłyszeć moja mała. Nie wiedziałem, jak daleko za mną była, ale ręka Wery zaczęła coraz bardziej mi ciążyć na ramieniu. Wstałem, strącając ją, a gdy się odwróciłem, natrafiłem na wzrok Karoliny, która stała zbyt daleko, by nas słyszeć. Jednak fakt, że spoglądała na mnie, spowodował, że punkt na sinusoidzie znów znalazł się na górze. Czy mogła być zazdrosna?

– Teo. – Wera spróbowała złapać moją dłoń, ale zareagowałem szybko i ją cofnąłem.

– Odpuść – niemal zagroziłem i odszedłem, choć to może trochę za duże słowo w tym przypadku. Trudno nazwać chodzeniem próbę poruszania się w gipsie pod wpływem alkoholu.

– Wszystko dobrze? – zapytałem Karolinę. – Chcesz wracać?

– Wszystko dobrze – zapewniła, ale bez przekonania.

– Nie jesteś na tyle pijana, żeby mi powiedzieć, co?

– Ale co takiego? – Uśmiechnęła się niemrawo.

– To... – zacząłem, próbując wymyślić coś fajnego, ale się poddałem. – Nie sądzisz, że ulży ci, jak mi powiesz?

– Nie – odrzekła szybko. – Chyba nie – poprawiła.

– Skoro chyba, to sprawdźmy. Co masz do stracenia?

– Ciebie? – Parsknęła śmiechem, przez co nie wiedziałem, jak OBIEKTYWNIE to odebrać. To, że moje ego wyskoczyło w kosmos, wcale nie znaczyło, że wątpliwości nie trzymały mnie na ziemi.

– Upiłaś się? – Chciałem się upewnić.

– Trochę.

– Trzeźwa czy nie, mnie nie stracisz – zapewniłem i chcąc być bardziej przekonujący, złapałem jej dłoń. Pociągnąłem Karolinę ku sobie, aż uderzyła w moją klatę. Alkohol chyba naruszył moją percepcję. Zamknąłem dziewczynę w uścisku. Nie miałem pewności, czy nie był za mocny, ale tak bardzo, bardzo, bardzo jej chciałem. – Cokolwiek ukrywasz, nie ma to dla mnie znaczenia – wyznałem powoli, próbując kontrolować swoje słowa, by po prostu nie wykrzyczeć, że się w niej zakochałem. Zepsułbym wszystko, to wiedziałem nawet po pijaku. – Choćby nie wiem co... młoda – dodałem zachowawczo.

– Nawet gdybym ci powiedziała, to nic ci po tym, bo jutro i tak nie będziesz pamiętał – wyśmiała mnie i poklepała po plecach. Westchnąłem. Nie miałem wiele na swoją obronę, bo byłem pijany, ale wiedziałem, że z całą pewnością będę pamiętał wszystko.

– Nie mów mi dzisiaj, ale obiecaj, że kiedyś...

– Kiedyś, Teo – ucięła temat i wydostała się z moich objęć.

Wróciliśmy do stołu. Od tego momentu dawkowałem już sobie drinki. Uważałem także na słowa, by nie wylewać z siebie zbyt wielu tych czułości, mimo iż chciałem krzyczeć: „Oto ja, zakochany po uszy w młodym Karolu. Teodor Czajski".

Heh... Alkohol to zło.

Na szczęście trzeźwiałem, bo zamiast pić – jadłem... I czekałem na koniec. Kucharze i większość personelu skończyli pracę jakiś czas temu. Została tylko jedna kelnerka, która przed zamknięciem miała zabezpieczyć jedzenie i ogarnąć naczynia.

W końcu się doczekałem. Zaczęliśmy się żegnać.

Wychodziliśmy na raty, w miarę jak podjeżdżały taksówki. W końcu nadeszła kolej na mnie, Karolinę i świeżo upieczonego tatę, który był dzisiaj wodzirejem. Zamierzałem odstawić szwagra pod dom, a potem młodą do samego łóżka. Oczywiście liczyłem, że zaproponuje, bym został...

Gdy otwierałem drzwi auta, usłyszałem jęki dobiegające zza budynku restauracji.

– Słyszeliście to? – upewniłem się, patrząc na Karolinę, która nie wypiła za wiele. Nie musiała odpowiadać, bo podobne dźwięki rozległy się ponownie i wtedy byłem już pewny, że mi się nie zdawało. Poprosiłem kierowcę, by dał nam jeszcze chwilę, i podążyłem za hałasem. Na tyłach było zupełnie ciemno, ale poznałem swojego pracownika po wytatuowanych przedramionach. Leżał na chodniku jak żółw i osłaniał się przed trzema kąpiącymi go osiłkami.

– E!!! – krzyknąłem i klasnąłem w dłonie, licząc, że w ten sposób ich przepłoszę. Oni jednak unieśli tylko na chwilę głowy. – Zostawcie go – rozkazałem, zbliżając się powoli. Tuż obok miałem szwagra, Karolinę zaś o krok za sobą.

– Spierdalaj, kulawy, albo złamię ci drugą nogę – burknął największy. Rozbawił tym pozostałych.

– Młoda, idź do środka i powiedz Wronie, wiesz, kelnerce, żeby wezwała ochronę – poinstruowałem Karolę szeptem, na co zerwała się do biegu. – Policja już tu jedzie – skłamałem. Poradziłbym sobie z nimi nawet z tym gipsem, ale nie szukałem kłopotów.

– To może zdążą udzielić ci pierwszej pomocy! – Trzech typów rzuciło się w naszym kierunku. Zerknąłem za siebie, by się upewnić, że Karolina bezpiecznie zniknęła za fasadą restauracji. Kątem oka widziałem kumpla, który teraz z uśmiechem na twarzy podwijał rękawy i przymierzał się do walki. Błyskawicznie znokautował pierwszego napastnika, a ja osłoniłem się jedynie od ciosu, którym potraktował mnie inny facet. Nie zamierzałem się bić. Miałem świadomość, jakie konsekwencje może mieć jedno głupie pchnięcie, w wyniku którego czaszka roztrzaskuje się o krawężnik. Wolałem zginąć, niż siedzieć w więzieniu z powodu zabójstwa. Płaciłem haracze za ochronę. Wiedziałem, że pomoc zjawi się szybko. Trzeba było przeczekać tę farsę. Najważniejsze, że przestali bić młodego i zdążył już uciec.

Może po tej akcji rzuci palenie – pomyślałem, osłaniając głowę przed kolejnymi uderzeniami. Zadziwiające, jak dużo głupich myśli potrafi przewinąć się przez umysł w ułamkach sekund...

Nagle przez ten cholerny gips straciłem równowagę, a zaraz potem poczułem tępy ból w plecach. Otrzymałem jeszcze kopniaka, a sekundę później usłyszałem pisk Karoliny. Przestraszyłem się. Wolałem do końca życia siedzieć w więzieniu niż pozwolić, by choćby włos spadł jej z głowy.

Uderzyłem gipsem w piszczel napastnika i dość szybko usiadłem na jego plecach. Unieruchomiłem go w ten sposób. Natychmiast zlokalizowałem wzrokiem Karolinę. Biegła do mnie, była cała i zdrowa, więc – nie luzując uścisku i cały czas przytrzymując wierzgającego pode mną faceta – spojrzałem za siebie. Szwagier właśnie obijał jednego delikwenta.

– Stary, wystarczy! – krzyknąłem. On jednak nie przestawał. Nie byłem pewny, czy nie usłyszał mnie przez wrzaski Karoliny, czy może znajdował się w takim amoku. Sam czułem się mocno otępiały. Dopiero teraz zacząłem rejestrować, że Karolina mówiła coś do mnie i dociskała twarz faceta do betonu.

– Wezwałam policję. – Jedynie to wyłapałem.

– Cholera! – przekląłem. Po co to zrobiła? Nie zamierzałem jej za to ganić, bo musiałem wymyślić coś na szybko. – Wrona wezwała ochronę?

– Tak.

– Wcześniej niż ty policję?

– Co? Nie wiem, chyba tak, może. O co chodzi? – Karolina patrzyła na mnie wielkimi oczami. Właśnie wtedy unieruchomiony facet wierzgnął mocniej i strącił mnie z siebie.

– Młoda, zmywaj się stąd! – rozkazałem. Nie zamierzałem się szamotać na betonie przed własną restauracją jak jakiś gówniarz, ale nie miałem wyjścia. Blokowałem ciosy i próbowałem nie odpowiadać agresją, choć byłem wściekły. Wściekły, bo Karolina, zamiast mnie posłuchać, rzuciła się na gościa, którego na powrót udało mi się usidlić. Zaczęła okładać go swoimi piąstkami, a jej ciosy wydawały się zadziwiająco precyzyjne i silne. Zdecydowanie nie były amatorskie. By powstrzymać Karolinę, musiałem puścić jedną rękę napastnika, bo dziewczyna prawdopodobnie złamała mu nos. Pchnąłem Karolę i zaraz oberwałem w żebra. – Krzychu, zabierz ją – wydusiłem pod wpływem bólu i pozwoliłem sobie wykręcić nieco przeciwnikowi rękę. – Policja zaraz będzie! – krzyknąłem, by szwagier w końcu zrozumiał powagę sytuacji.

Na szczęście wtedy ujrzałem znajomy nieoznakowany radiowóz. Z piskiem opon zatrzymał się obok.

– Siema – przywitałem ochroniarzy i zatrzymałem ręką tego, który zamierzał przechwycić ode mnie napastnika. – Karolina, to Zbigniew. Zbigniew, zabierz ją, odwdzięczę się.

– Nigdzie nie idę! – sprzeciwiła się.

– Przepraszam – powiedziałem tylko z braku czasu i kiwnąłem do Zbyszka, który tuż przed przyjazdem policji siłą odciągnął moją małą. 

Continue Reading

You'll Also Like

10.7K 454 12
Trzydziestoparoletni biznesmen z Trójmiasta, Bruno Linde, zatrudnia nianię. Mężczyzna od lat żyje samotnie, zadowalając się tylko przelotnymi relacj...
303K 9.8K 42
Mężczyzna będący głową rodziny mafijnej i mający władzę nad wszystkim dookoła... Czy uda mu się mieć władzę nad osobą, która kocha go najbardziej na...
413K 34.5K 23
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
201K 18K 60
Mia wie, że ma w życiu wszystko, mimo to postanawia wywrócić swój świat do góry nogami. Nigdy nie uważała się za tchórza, ale tylko ucieczka mogła ur...