Nie pożałujesz

By Mankaryna

40.9K 5.2K 1.3K

Życie bywa trudne, a cierpienie to nieodzowny element. Czasem gorzej już być nie może. Niezastąpionym może ok... More

Słowem wstępu
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog

Rozdział 22

573 82 29
By Mankaryna

Uwaga: To drugi rozdział dzisiaj. Nie wiem, jak to się wyświetla na watt, dlatego informuję, żeby nie ominąć :)

Karol

Trochę się denerwowałam, parkując na Psiaku. W porównaniu z restauracją na rynku tu znałam wszystkich.

Gdy tylko weszłam do środka, przywitał mnie Paweł. Teo jeszcze nie było, dlatego usiadłam na hokerze przy długiej ladzie. Koło mnie zbierało się coraz więcej personelu. Każdy otwarty i miły. Z łatwością wymienialiśmy zwyczajne uprzejmości, jakbyśmy znali się długo. W rzeczywistości niektórych widziałam kilka razy, innych tylko trochę więcej.

– Dzień dobry. – Donośny, nieskrępowany głos Teo rozbrzmiał w całej sali. – Smacznego wszystkim – dodał i przy akompaniamencie powitań podszedł do nas. – Siemasz, Karol. – Poczochrał moje włosy i wystawił pięść, którą przybiłam. W pierwszej chwili ucieszyłam się, że odzyskał pogodę ducha, jednak kiedy zaczął sprzedawać buziaki swoim koleżankom zza lady, poczułam się fatalnie. Może nawet nie byłoby mi aż tak przykro, ale każdą jedną poczęstował komplementem. Zauważał nową fryzurę, kolor paznokci czy ładne perfumy. Fakt – nie miałam żadnej z tych rzeczy, ale byłam dziewczyną, a on przywitał się ze mną w taki sam sposób jak z Pawłem...

Robiąc dobrą minę do złej gry, patrzyłam na kobietę, która weszła do restauracji zaraz za Teo. Była ikoną doskonałości i elegancji. Wysoka, szczupła, opalona, odziana w seksowną garsonkę i na wysokich obcasach. Włosy, paznokcie oraz makijaż nieskazitelne i dopracowane w najmniejszym szczególe. Jeśli to była Karolcia, to nie wiedziałam, jak uda mi się dłużej utrzymać w jednym kawałku.

– Marta Karol, Karol Marta – przedstawił mi słynną panią manager, której nie miałam okazji jeszcze poznać, bo z reguły przebywała tam, gdzie nie było Teo. Odetchnęłam z ulgą, że to tylko ona. – Głodna? – Wskazał na mnie palcem.

– Nie.

– Na pewno jesteś głodna, ale liczysz te swoje posiłki i nie możesz zjeść. Weź chociaż jabłko. – Puścił do mnie oko, zgarnął z lady owoc i mi podał. – Daj mi chwilę, zostawię klucze oraz dokumenty i zaraz znikamy – rzucił za siebie i poszedł na zaplecze, a ja zostałam z jabłkiem w ręku. Nie liczyłam posiłków, w zasadzie nie miałam żadnej diety. Tak to z reguły bywa, że szewc bez butów chodzi.

Zdążyłam dopić kawę i zmierzyć wzrokiem każdy centymetr ciała kobiety, która z telefonem przy uchu prowadziła jakieś zapisy w karcie z menu, ale Teo wciąż nie było.

– Jestem – obwieścił nagle, podchodząc do mnie. Podniósł moją dłoń i ugryzł jabłko, które wciąż trzymałam. – Z twoich rąk wszystko jest dużo lepsze, młoda – zażartował. – To co, lecimy?

– Chyba zapomniałeś o czymś. – Odwróciłam się, by zobaczyć podniesioną idealną brew managerki. Kobieta złowrogo wpatrywała się w Teo.

– Ach tak? – warknął, drapiąc się po brodzie. Podszedł do lady, skoczył na nią i usiadł. Szybkim ruchem złapał Martę za rękę i pociągnął do siebie. – Pożegnać się. – Cmoknął ją w policzek i zszedł z baru. – Wracam za dwa tygodnie, szefowo.

– Teodorze!

– Nie zapomniałem. Masz całe zestawienie na pendrivie, a pendrive'a w torebce. – Puścił jej oko i zawiesił ramię na moim karku. – Spadamy, młoda, z tego grajdoła.

– To w czym ci pomóc? – Gdy ruszyliśmy, przeszłam do rzeczy.

– Najpierw potrzebuje podwózki, bo zostawiam tu samochód.

– Najpierw? – Zagwizdałam, jakbym była pod wrażeniem. – Jak długa jest lista?

– Mogę poprowadzić?

– Bella jest feministką, nie lubi męskiego uścisku na swojej kierownicy – zażartowałam. Zdecydowanie czułam się bardziej komfortowo, gdy między nami było wesoło.

– Każda feministka lubi męską dłoń, ale nie potrafi tego przyznać.

– Widzę, że masz doświadczenie. – Ugryzłam się w język, bo już poczułam rumieniec.

– Właśnie nie za duże, dlatego chciałbym ujarzmić Bellę.

– Masz. – Wystawiłam do niego dłoń z kluczykami i zamknęłam oczy, udając, że żałuję swojej decyzji.

– O yeah! – krzyknął i wziął je natychmiast. – Wsiadaj, mała, i zapnij pas. – Otworzył auto i wskoczył za kierownicę z entuzjazmem łobuza.

– Boże, co mi odbiło, że się na to zgodziłam? – zadałam retoryczne pytanie, gdy Teo dodał gazu.

– To mój urok osobisty sprawia, że kobiety tracą głowę.

– Bez urazy, mój drogi, ale po przemyśleniu muszę stwierdzić, że to chyba jednak była litość – zripostowałam.

– Jeśli będziesz zwracać się do mnie „mój drogi", będę częściej brał cię na litość.

– Nie musisz w takim razie nic robić, mój drogi.

– Ej! To zabolało moje wrażliwe serce. – Złapał się za pierś i westchnął.

– Żartowałam...

– Wiem, młoda. – Uśmiechnął się i przyspieszył, mimo że patrzył na mnie. – Ja ciebie też lubię. – Puścił mi oczko i skierował wzrok na drogę. Nie potwierdziłam i nie zaprzeczyłam. Zawstydził mnie. Zapadła niezręczna cisza, którą musiałam przerwać, bo Teo zaczął trochę za bardzo szaleć, a ja nie miałam pedałów po swojej stronie, by zahamować.

– Przepraszam, że przeszkadzam ci w zabawie, dzieciaku, ale jak robiłam pół roku temu przegląd, to już wtedy tarcze i klocki nadawały się do wymiany. Tak że weź to pod uwagę zawczasu – powiedziałam tylko półżartem, bo niestety mój samochód wymagał wielu napraw, na które nie miałam pieniędzy.

– Żartujesz?

– Tak jakby nie do końca...

– Wiesz, jest taka podstawowa zasada, że szybkie samochody muszą mieć dobre hamulce. Nie sztuką jest się rozpędzić, tylko zahamować.

– Tylko że Bella służy mi do przemieszczania się, a nie do rajdów.

– Tylko że, moja droga... Żeby szybki samochód był sprawny, trzeba go czasem przycisnąć. Podzespoły muszą się dosmarować. Ty w ogóle wiesz, jak eksploatować swoje turbo?

– To znaczy?

– Nie wiesz. – Wytrzeszczył na mnie oczy. Teraz jechał już przepisowo. – Rozumiem, że nie dajesz turbinie za bardzo poszaleć, więc przynajmniej poprawnie ją dogrzewasz. A studzisz ją przed zgaszeniem?

– Ale że jak? – Niczego nie rozumiałam z tego, co mówił.

– Młoda! – krzyknął z przerażeniem i zaczął się śmiać. – Biedna Bella. – Pogłaskał kierownicę i sięgnął do schowka. – Masz tu papier z przeglądu? – Wyjął książkę serwisową i obsłużył się, gdy stanęliśmy na czerwonym świetle. – Jezu, Karol, przecież tu trzeba zrobić remont. O, widzę, że masz nawet kosztorys z serwisu. Trzydzieści osiem tysięcy. – Zaśmiał się i zamknął książkę. – Chcieli cię ładnie ubrać. – Pokręcił głową. – Nie zrobiłaś nic od tamtej pory?

– Nie – przyznałam zawstydzona.

– Czemu?

– Bo przypadkiem nie miałam trzydziestu ośmiu tysięcy.

– Okej. Kumam. Pomogę ci się tym zająć.

– Nie – wypaliłam od razu. – Nie mam teraz na to pieniędzy. Bella jeździ i dobrze się ma. Po prostu nie rozpędzaj się za bardzo. Koniec tematu.

– Posłuchaj i się zastanów. – Wyjął z marynarki telefon i wydał komendę, by połączyło go na głośniku z jakimś Ciornym.

– Tetek, co tam? – odezwał się po chwili mężczyzna.

– Siemasz, Ciorny. U mnie bajka. Co u ciebie? W czym grzebiesz?

– A ostatnio mam sporo szczęścia. Aktualnie bawię się mustangiem Shelby GT500.

– Nie lubię mustangów, stary, ale tym bym się bujnął. A focus RS500? Zainteresowany?

– To jeszcze nie klasyk, ale piękny unikat. Wal.

– To cukierek przyjaciółki, który wymaga porządnego serwisu.

– Porządnego?

– Amorki, wahacze, półosie, przeguby, tarcze, klocki. Pewnie czujniki i zaciski też. Możliwe, że więcej.

– Wiesz, że same amory to jakieś dziesięć klocków.

– No wiem. Ale może być twoja na całe dwa tygodnie.

– A tarcze wentylowane?

– Nie wiem. Wysyłam ci VIN. Sprawdź i wyceń.

– Już ci mówię, że nie zapłacę tyle za dwa tygodnie. Skoro to przyjaciółka, to nie możesz za nią zapłacić?

– Mogę, ale ona nie chce mojej pomocy.

– Hm... To jej nie mów. Stary, już sprawdziłem. Po moich zniżkach graty kupię za czternaście. Z czystą przyjemnością zrobię robotę za darmo, ale chcę ją na miesiąc.

– Dorzucisz polerkę?

– Tetek. – Zaśmiał się facet. – Negocjacje z tobą to jakiś żart. Dorzucę, przecież nie będę się wozić niewypolerowanym RS'em.

– Ciorny... Interesy z tobą to czysta przyjemność. Odezwę się wieczorem.

– Dobra, wyślij fotkę – pożegnali się i Teo zwrócił się do mnie: – Puścisz Bellę na miesięczny urlop? Wróci jak nowo narodzona.

– Nie wiem, czy zrozumiałam, ale nie mogę się zgodzić.

– Czemu?

– Bo to Bella.

– Bella jest chora, Karol. Musisz o nią zadbać – podszedł mnie.

– A jak ją skasuje, spali, ukradną mu albo mnie oszuka? Nie mogę tak zaryzykować.

– Nic się nie stanie, ręczę za niego.

– A jeśli?

– To dostaniesz trzysta tysięcy, okej?

– Ja nie chcę i nie potrzebuję trzystu tysięcy. Bella to jedyna rzecz, jaką mam po tacie.

– Ciorny to świr motoryzacyjny. Jest ekscentrycznym bogaczem z pasją. Bella będzie bezpieczna w jego rękach. Jego dom ma dwie bramy antywłamaniowe, a garaż to monitorowany i ochraniany pałac dla samochodów. Wybrałbym się tam z tobą, ale nie bardzo mam jak. Dam ci adres. Pojedziesz. Jak się zdecydujesz, to odwiezie cię pod Psiaka i weźmiesz moje auto do jazdy, a jak się nie zdecydujesz, to i tak ci pomogę. Nie możesz tak jeździć, młoda. Jak ci koło odpadnie przy osiemdziesięciu na godzinę, to może być kiepsko, wiesz o tym?

– Dobra, wezmę kredyt i zrobię to normalnie. Koniec tematu.

– Nie żartuj. Weźmiesz kredyt na trzydzieści tysięcy, żeby naprawić auto? Będziesz musiała oddać dwa razy tyle, tak że jeszcze zanim skończysz spłacać, będziesz musiała znów wymienić te same części.

– To niby co mam zrobić? – wymamrotałam sama do siebie. Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Posiadałam auto, na które nie było mnie stać. Powinnam odstawić je do garażu i kupić jakieś tańsze, ale i na to nie miałam...

– Zaufaj mi – powiedział Teo beztrosko. – Nie rozumiem, z czym masz problem. Ludzie to zwierzęta stadne. Nikt nie jest samowystarczalny. Każdy potrzebuje pomocy. Jak mi się coś stanie z plecami, to przysięgam, że nie będę miał problemu, żeby zadzwonić do ciebie. Każę ci pakować tyłek i przyjechać mi pomóc. A zresztą wyjeżdżam dopiero rano. Obrócimy do Łodzi i z powrotem.

– Do Łodzi? – Wytrzeszczyłam oczy, a Teo już ponownie dzwonił do Ciornego. Zapowiedział, że będziemy za dwie godziny. Spanikowałam. Nie wiedziałam, co robić. Chciałam się zastanowić, ale mi nie pozwolił. Zawrócił na następnych światłach i skierował się na obwodnicę.

Nie bardzo rozumiałam, co się wydarzyło. Nim się obejrzałam, byliśmy w Łodzi. Stanęliśmy przed wjazdem do wielkiej willi. Musieliśmy poczekać, aż ochrona otworzy nam jedną bramę, a potem drugą, po czym Teo wjechał do środka domu. Okazało się, że był to garaż. A raczej gigantyczny garażo-warsztat z piętnastoma autami. Przywitał nas umorusany mężczyzna w roboczym stroju, który okazał się Ciornym. Był właścicielem całej posiadłości i chciał mojej Belli. Mógłby kupić takich tysiąc albo i więcej, ale raz, że nie było ich nawet tyle na świecie, a dwa, że on nie chciał kupować. Pragnął ją naprawić i pobawić się trochę. Zgodziłam się. Panowie zostawili mnie, żebym się pożegnała. W tym czasie zrobili rundkę między autami, szepcząc coś do siebie.

Odjechaliśmy pół godziny później samochodem, który pożyczył nam Ciorny. Kompletnie nie wiedziałam, co to za model. Nim wróciliśmy do Wrocławia, Teo zabrał mnie jeszcze na obiad. Ucieszyłam się i chciałam zapłacić. Nie wyobrażałam sobie, żeby nie odwdzięczyć się chociaż w ten sposób. Tylko że właściciel restauracji był znajomym Teo i nie chciał złamanego grosza, mimo że ugościł nas po królewsku... Czułam się bardzo niekomfortowo. Całą drogę powrotną zastanawiałam się, co mogłabym zrobić dla Teo.

Wtedy rozbrzmiał jego telefon i odebrał go na głośnomówiącym.

– Kamila – rzucił raźnie. – No hej, co tam?

– Jak randka?

– A daj spokój – powiedział przeciągle, czym rozbawił siostrę.

– Co tym razem? – Parsknęła.

– Powiedziała, że mój kot ma paskudny ogon i nie będzie przebywać z, uwaga, „tym czymś" pod jednym dachem.

– Teo... – Kamila próbowała się uspokoić – twój kot MA paskudny ogon!

– Odszczekaj to natychmiast!

– Nie ma mowy.

– Kama, jesteś na głośniku. Karol słucha twoich bluźnierstw, a właśnie dojeżdżamy do mnie, bo poprosiłem ją o opiekę nad kotem podczas mojej nieobecności. Jak myślisz, co ona sobie teraz myśli?

– Siema, Karola – przywitała się z entuzjazmem.

– Cześć, Kamila. Trochę mnie nastraszyłaś, ale lubię koty – przyznałam.

– Rozumiem, że jeszcze nie poznałaś jego pupila.

– Daj spokój, Kama. Karol to swój człowiek, pokocha kota – odpowiedział za mnie Teo.

– Marzę, by zobaczyć twoją minę, Karo. Proszę, nagrajcie dla mnie filmik.

– Dobra, teraz już nie jestem pewna, czy lubię koty – zażartowałam.

Byłam w lekkim szoku, kiedy Teo podjechał pod ekskluzywne apartamentowce w samym sercu Wrocławia. Nie bardzo pasował mi do niego przepych. To znaczy nie zaglądałam mu do portfela. Po prostu mój Teo był... sama nie wiedziałam. Chyba nie umiałam wyobrazić go sobie pławiącego się w luksusie. Bardziej pasował do mojego drewnianego wnętrza.

Ale okazało się, że naprawdę tu mieszkał. Wjechał na parking podziemny, z którego przeszliśmy pod windy. Szybko się dowiedziałam, że musieliśmy wjechać na najwyższe piętro i już nie mogłam się doczekać widoku z okna.

Jednak w pierwszej kolejności to wygląd mieszkania mnie pochłonął. Od wejścia moją uwagę przykuły śliczne małe kafelki, które miałam pod nogami. Bardzo oryginalne. Tak samo jak drzwi pokoi, które sięgały samego sufitu, a ten miał wyżłobione wzory.

– Ilu projektantów maczało w tym palce?

– Tylko jeden. Podoba ci się?

– Bardzo.

– To rozgość się. Sypialnia, druga sypialnia, biuro, mała siłownia. – Pokazał palcem poszczególne pomieszczenia. Złapał mnie za rękę i pociągnął wzdłuż korytarza. – Łazienka. – Wskazał brodą drzwi po prawej. – Salon i kuchnia – zakończył prezentację kilka kroków dalej.

– Wow. – Pokiwałam głową z aprobatą, bo jak inaczej mogłam zareagować na dwie długie ściany pokryte w całości szybami. Widok był obłędny. Podeszłam bliżej, by zobaczyć płynącą w dole Odrę i miejski park. Panorama zapierała dech w piersiach...

– Halo? – Dłoń Teo pojawiła się przed moimi oczami, wyrywając mnie z obserwacji.

– Co? – Odwróciłam się raptownie, a mój nos zetknął się z jego jabłkiem Adama. Przełknęłam ślinę w tym samym momencie co on. Chciałam się cofnąć, ale miałam za sobą szybę.

– Jak chcesz, to możesz się przenieść do mnie – zaproponował, a potem zrobił krok w tył i odchrząknął. – Kot będzie szczęśliwy, a ty będziesz mogła pracować na tarasie i oglądać, co tam oglądałaś, gdy pięć razy pytałem, czy chcesz coś jeść.

– A gdzie kot?

– Tam. – Wskazał na... klatkę pod wielką plazmą. Spojrzałam na niego, wytrzeszczając oczy. Chyba nie wiedział, co to humanitaryzm. Podeszłam bliżej i kucnęłam, a gdy zobaczyłam „kota", poleciałam na tyłek.

– Przecież to szczur! – pisnęłam przerażona, zrywając się na równe nogi. – Dlaczego, do cholery, nazywasz szczura kotem?!

– Szczur to taka niewdzięczna nazwa... – Westchnął. – Sama widzisz, jak źle na nią reagujesz. – Sięgnął do klatki i otworzył drzwiczki. Cofnęłam się, gdy szczur wszedł na jego dłoń. – Nie bój się, Karol, ranisz jego uczucia. To mały, słodki kot.

– Widziałeś jego ogon!? Nie dotknę go!

– No daj spokój! – Zaśmiał się.

– Nie zbliżaj się do mnie z nim – zagroziłam, i to zupełnie na poważnie. – Przysięgam, że narobię takiego hałasu, że twoi sąsiedzi wezwą policję.

– Przepraszam panią – burknął, kładąc szczura na ramieniu – widziała pani gdzieś Karola? – dodał, zbliżając się do mnie.

– Spadaj! – warknęłam wściekle i się cofnęłam. Nie było mi ani trochę do śmiechu. Zakryłam twarz rękoma, gdy zrobił kolejny krok, i byłam gotowa spełnić swoje groźby. – Przestań. Przestań. Przestań! – piszczałam, wbijając się plecami w ścianę.

– Hej, hej, już! Spokojnie. – Gdy poczułam jego dłoń na swoim barku, wzdrygnęłam się. Siłą zabrał moje ręce z twarzy, a gdy nie zauważyłam szczura, zaczęłam się nerwowo rozglądać. – Już, młoda, spokojnie. Przepraszam. – Przytulił moje sparaliżowane strachem ciało i choć wcześniej wiele razy fantazjowałam, by znów poczuć te ramiona, teraz chciałam go odepchnąć. Jednak gdy zobaczyłam na podłodze szczura, który przebiegł od jednej ściany do drugiej, pisnęłam i uwiesiłam się na szyi Teo, jednocześnie odrywając stopy od podłogi. Mój dudniący puls niemal zagłuszał przeprosiny, które wydobywały się z jego ust. Panika sprawiła, że dopiero po chwili zarejestrowałam dłonie Teo spoczywające na moich pośladkach. Nogami oplatałam go w talii.

Błyskawicznie przeniósł mnie do innego pomieszczenia i położył na łóżku. To sprawiło, że w mig zapomniałam o szczurze, ale moje serce ani na moment nie zwolniło. Było wręcz jeszcze gorzej. Ciężko dysząc, patrzyłam wielkimi oczami na wiszącego nade mną Teodora. Nie wiedziałam, czy jeśli mnie teraz pocałuje, to zrobię mu krzywdę, ucieknę czy się poddam. Im dłużej mnie obserwował, tym bardziej bałam się, że za chwilę sama przycisnę usta do jego warg.

– Już... już... – szeptał uspokajająco, gładząc mój policzek, gdy ja dyszałam. – Karolina, już... – wypowiedział moje imię. Zaczęło pomagać. Oddech zwolnił. Zerknęłam za Teo, by zarejestrować, że drzwi sypialni były zamknięte. I miałam wrażenie, że dopiero teraz wracałam do pełni świadomości. Rozluźniłam uda, którymi wciąż ściskałam go w pasie, przez co nie mógł się ruszyć. On jednak ani drgnął. Opierał obie dłonie po bokach mojej głowy i patrzył na mnie. Spuściłam wzrok. Nie byłam w stanie wytrzymać jego spojrzenia z tak bliska, bo w tym momencie marzyłam, by mnie pocałował. Jednocześnie wiedziałam, jakie złe przyniosłoby to skutki. Nie chciałam stracić naszej relacji, a tak by się stało.

Poczułam, że zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Położył się na mnie. Mój puls znów przyspieszył, był szybszy niż kiedykolwiek.

– Strasznie mi przykro, że taki ze mnie kretyn – szepnął mi do ucha. – Wybacz mi, Karolina. – Kolejny raz usłyszałam swoje pełne imię. To było tak przyjemne, że nie wiedziałam już, co czuję i czego pragnę. – Powiedz coś... cokolwiek – dodał.

Kocham cię. Nie mam piersi! Powiedz, że ci to nie przeszkadza, bo też mnie kochasz i pocałuj mnie! – krzyczałam w myślach.

Uniosłam rękę, chcąc dotknąć jego pleców, ale stchórzyłam.

– Już dobrze – wychrypiałam, choć było to kłamstwo. – Już... dobrze – powtórzyłam, w dalszym ciągu czując ciężar ciała Teo na sobie. Powoli podniósł się na łokciach, a jego twarz znalazła się centymetry od mojej. Nie miałam śmiałości na niego spojrzeć.

– Ładnie... pachniesz.

Zaskoczył mnie tak, że aż uniosłam powieki. Och, Boże... Jego głos... dreszcz przeszył moje ciało. Tym razem nie musiałam spuszczać wzroku, bo oczy Teo skupiły się na moich ustach. Moja dolna warga mimowolnie zaczęła drżeć. Musiał to zauważyć, bo potrząsnął głową, jakby wybudził się z hipnozy.

– Przepraszam – odchrząknął i zerwał się do pionu. – Chciałem powiedzieć... cholera... przepraszam, młoda. – Wystawił dłoń, by pomóc mi wstać. Nie patrzył już na mnie, dlatego teraz mogłam bezkarnie go obserwować.

Wygładziłam ubranie w taki sposób, jakbym co najmniej miała podciągniętą pod pępek sukienkę. W rzeczywistości tkwiłam w bezpiecznej, wielkiej bluzie z kieszenią na środku i ściągałam nieistniejące paprochy. Zdenerwowanie było również widoczne u Teo. Nie odezwał się przez następne minuty. Zostawił mnie, by schować szczura do klatki, a tę wyniósł do innego pomieszczenia, bo gdy opuściłam sypialnię, nie było jej pod telewizorem.

Niezręczna cisza pchnęła mnie do przedpokoju, gdzie zaczęłam wkładać buty. W głowie już kolejny raz odtwarzałam sceny, w których zrobiłam cokolwiek innego niż w rzeczywistości. Żałowałam, że nie przyznałam, iż on również ładnie pachnie, choć to nie było do końca trafne określenie. Pachniał obłędnie.

– Idziesz? – zapytał o oczywiste. Kiwnęłam tylko głową i szybko odwróciłam się na pięcie, zanim popłakałabym się jak małe dziecko. Chwyciłam za klamkę i po chwili stałam już przy windzie. Wcześniej Teo powiedział mi, że zawiezie mnie na Psiaka po swój samochód, ale to było już nieaktualne. Szybko zamówiłam Ubera. To było ścisłe centrum, dlatego gdy wyszłam z bramy, musiałam poczekać jedynie minutę...

Po dobie żałowałam, że była to tylko minuta. Powinnam wrócić na górę i wyjaśnić wszystko na świeżo... Teo nie odezwał się do mnie. Ja do niego również, ale to nic dziwnego, bo nigdy nie robiłam pierwszego ruchu.

Szalałam, raz po raz odtwarzając w głowie incydent w jego sypialni. Zafiksowałam się zupełnie.

Kiedy wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi, zerwałam się na równe nogi i prawie popłakałam, bo nie umyłam włosów. Zła na siebie ruszyłam otworzyć. Poczucie zawodu ogarnęło moje ciało, gdy zamiast Teo zobaczyłam Anię. 

Continue Reading

You'll Also Like

Porwana By Niewiadoma

Mystery / Thriller

52K 1.7K 55
Nie każda osoba może żyć normalnie i nie każda jest zadowolona z tej normalności. Jedna osoba może Ci pomóc w trudnych chwilach. Czy Ty znajdziesz ta...
204K 8.3K 58
Nuria to temperamentna dziewczyna, która swoim językiem potrafi zdziałać cuda i to nie tylko w kwestach łóżkowych. Zdeterminowana do tego, by nie zos...
3.1K 160 29
Siedemnastoletnia Tessa Morgan mieszka w Berkeley. Z pozoru ma normalne życie nastolatki, kochaną przyjaciółkę i jej brata, wszyscy razem się dogaduj...
281K 18.9K 30
Po aresztowaniu Remo wszystko, w co wierzyła Lucy Graves, okazało się paskudnym kłamstwem. Za rozkazem matki wyjeżdża z Filadelfii, aby plotki na jej...