Nie pożałujesz

By Mankaryna

30.7K 4.3K 1.3K

Niezwykła historia o sile miłości. Życie bywa trudne, a cierpienie to nieodzowny element. Czasem gorzej już b... More

Słowem wstępu
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog

Rozdział 10

473 64 9
By Mankaryna

Karol

Zamknęłam komputer, mimo że nie wykonałam nawet połowy dziennego planu. Po wczorajszym spotkaniu z Teo dzisiaj nie byłam w stanie skupić się na pracy. Myślałam o jego uśmiechu, ramionach, zaroście i wreszcie skórze, którą delektowałam się jak jakaś fetyszystka.
Chciałam choć na moment pozwolić odpocząć umysłowi, a zamiast tego tylko dolałam oliwy do ognia – wygooglowałam Miłosza. Pierwszy raz od przeszło roku. Informacja o jego zaręczynach zatrzymała na moment moje serce. Oświadczył się. Innej... Powinnam być szczęśliwa. Dopięłam swego. Zerwałam z nim, pragnąc dla niego lepszego życia, niż miałby u mojego boku. Najwyraźniej cieszyłam się na swój sposób – z zaciśniętymi zębami, żeby nie popłakać się z żalu.
Byłam wykończona, choć nawet nie zdążyło jeszcze zajść słońce.  

– Kij z tym – burknęłam pod nosem. – Gdyby był grudzień, byłoby już ciemno – dodałam na swoje usprawiedliwienie i poszłam ogarnąć się do spania.  

Byłam jeszcze daleka od zaśnięcia, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili zamarłam i nie zamierzałam się ruszać, a w drugiej szłam już po cichu jak szpieg. Tylko sześć osób znało mój adres i jak łatwo się domyślić, nie spodziewałam się żadnej z nich. Zerknęłam przez judasza, wcale nie oczekując, że cokolwiek dojrzę, bo światło na zewnątrz nie działało...  

– Hej, to ja, Teo! – Kucnęłam, wstrzymując oddech, żeby przypadkiem mnie nie usłyszał. Boże, czego on ode mnie chce?! Doprowadzić mnie do szaleństwa? Już i tak nie mogę pracować... – Mam piwko – powiedział śpiewnie, przez co parsknęłam śmiechem. – Zimne – dodał, jakby to miało mnie przekonać.  

– Moment – odezwałam się, po czym westchnęłam i wstałam. Zgarnęłam z wieszaka bluzę, założyłam ją na piżamę, przejrzałam się w lustrze i dopiero wtedy otworzyłam drzwi. Nie wiem, co dostrzegłam najpierw – wystawioną przed mój nos siatkę z piwami czy aparat ortodontyczny Teo. Mężczyzna szczerzył się od ucha do ucha, unosząc przy tym brwi. Jedno było pewne – w drugiej kolejności z pewnością zauważyłam, jak doskonale jest ubrany. Nawet po ciemku widziałam jego czarną koszulę między połami cienkiego płaszcza w tym samym kolorze. Obawiałam się widoku Teodora bez okrycia wierzchniego. To było ponad moje nerwy. 

– Tak się zastanawiam... Czy jeśli uznałem, że mnie nie męczysz, to powinniśmy powtórzyć spotkanie, żeby sprawdzić, czy coś ze mną nie tak? – Podrapał się po brodzie, jakby usilnie nad czymś myślał.  

– Teo, nie chcę być niemiła, ale nie musisz tego sprawdzać – powiedziałam z przekorą. – Znam odpowiedź już teraz i obawiam się, że może cię ona zmartwić. – Z przyjemnością patrzyłam, jak zszokowany otwiera i zamyka usta, powstrzymując przy tym śmiech. Sama też miałam z tym problem.  

– Można to rehabilitować, pani fizjoterapeutko? 

– Zaleciłabym na początek dystans społeczny.  

– Można ten cały dystans społeczny wykonywać w towarzystwie ekscentrycznego Karola ubranego w, o dziwo, dziewczęce spodnie. – Wskazał na moją piżamę w kwiatki. – I oczywiście męską bluzę? – Uniósł wzrok, a ja instynktownie zgarbiłam się jeszcze bardziej. 

– Jak twoja kostka? Zrobiłeś prześwietlenie? – zmieniłam temat. Zaraz też wpuściłam go do środka. 

– Zapomniałem na śmierć. – Teatralnie przyłożył dłoń do czoła. – Ale patrz, jaki zbieg okoliczności. Jestem tutaj i ty tu jesteś, a tak się składa, że jesteś fizjoterapeutką, to możesz spojrzeć, czy wszystko dobrze. 

– Głupol. – Pokręciłam głową ze śmiechem, ale zaraz umilkłam, widząc go w pełnej krasie, bo już odwieszał płaszcz. O rety... znalazłam się w tarapatach. Taliowana koszula opinała się na jego szerokich plecach, kusząc, by ich dotknąć. Nie należałam do kurdupli, dlatego powinnam się czuć dobrze w towarzystwie wysokich mężczyzn, ale zdecydowanie nie było mi komfortowo. Byłam zagrożona. Teodor zapewnił, że mnie nie dotknie, dobrze, że mnie nie kazał powiedzieć tego samego – ugodziła mnie przelotna myśl i aż potrząsnęłam głową, by ją odgonić. Absurd!
– Wszystko w porządku? – Poczułam na ramieniu jego dużą dłoń.

– Co? Nie. Tak. – Zmieszałam się. – Przepraszam. Coś mi się przypomniało z pracy, nieważne. 

– Dobra, to przedstawię ci plan na wieczór. – Potarł dłonie, jakby zbierał się do czegoś wielkiego. 

 – Ja naprawię ci zmywarkę – wrócił do drzwi, by zgarnąć niewielką torbę z narzędziami, której wcześniej nie zarejestrowałam – ...ty rzucisz swoim mądrym okiem na moją kostkę, która, swoją drogą, zmieniła delikatnie kolor... a potem opijemy rezultaty.  

– Zawsze wkładasz koszulę do naprawy zmywarek? 

– Byłem na randce. – Zaskoczył mnie szczerością. Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Chyba wolałam tego nie analizować. – Nawet nie pytaj, czemu się skończyła – dodał. Oczywiście, że chciałam TO wiedzieć. Byłam ciekawa, ale za nic w świecie nie przyznałabym tego na głos.  

– Chyba nie muszę pytać... Jeśli wziąłeś na randkę torbę z narzędziami, to... – Urwałam, delektując się jego śmiechem. 

– Zgarnąłem ją po drodze do ciebie, bystrzacho – usprawiedliwił się. Poczochrał mi włosy i... minął mnie. Tak po prostu. Kulejąc, wszedł jak do siebie, a ja zostałam w przedpokoju z rozdziawionymi ustami. 

– Karol! Klucz, szesnastka! – zawołał z kuchni. Przewróciłam oczami i podążyłam za jego głosem.
Jezu, dopomóż...! Teodor podwinął rękawy koszuli, odsłaniając przedramiona. Moja ulubiona część męskiego ciała. Tęskniłam za gładzeniem Miłosza po rękach. Tęskniłam za Miłoszem tak bardzo, że gapiłam się na Teo jak narkoman na głodzie, który zadowoliłby się nawet zamiennikiem. 

Sięgnęłam po butelkę piwa, którą otworzył dla mnie mój gość, i przechyliłam ją śmiało.
– Powiedz, że tylko chciało ci się pić i wcale nie jesteś alkoholiczką. – Wymownie zwrócił mi uwagę, że słabo się zachowałam, ale zaraz się wyszczerzył, tym samym dając znać, że tylko sobie kpił. 

– Spoko, nie mam problemu. Niedawno zakończyłam leczenie w AA, więc jestem już całkiem zdrowa. – Z trudem utrzymywałam powagę, patrząc, jak mina mu rzednie. Tym razem ja się wyszczerzyłam. 

– Oż ty! Jeden jeden młoda. – Odwrócił się i usłyszałam, jak głośno nabrał powietrza. Otworzył zmywarkę. Odór dość szybko obiegł mieszkanie. – Do dzieła – powiedział na bezdechu i pochylił się, by wyjąć ze środka szuflady, a potem kolejne części. – Cholera. Jak to przeżyję, to będziesz moją prywatną fizjoterapeutką do końca życia. 

– Mogę się zgodzić, rokowania nie są zbyt przychylne dla ciebie. – Zaśmiałam się, chowając nos w bluzie, gdy Teodor na powrót zanurkował w śmiertelnie śmierdzącą zmywarkę. 

– Szczęśliwej drogi już czas... tam ta ram... – zaczął nucić piosenkę Ryszarda Rynkowskiego. Pewnie chciał być zabawny, ale nie wziął pod uwagę, że jego niski, gardłowy głos nie był ani trochę śmieszny. Seksowny i owszem. Mimowolnie zagryzałam w uśmiechu wargę, patrząc na podrygującego serwisanta wyjmującego kolejne plastiki. – Czółko – burknął, ale byłam zbyt zajęta śledzeniem zarysu jego mięśni pod opiętą koszulą na plecach, by się zastanawiać, co to mogło znaczyć. – Halo? – Zerknął na mnie przez ramię z uniesioną brwią. – Nie obijaj się. Mamy tu czółko do wytarcia, giermku. – Pokazał palcem na nieistniejące krople potu. Niemożliwy facet... 

– Skąd ty się wziąłeś? – Zastanowiłam się na głos, kręcąc przy tym głową. To był komplement. Nie miałam pewności, czy Teodor robił na mnie takie wrażenie, bo był niezwykły, czy dlatego, że był zwykły, a ja spędziłam kilka lat w izolacji. Łaknęłam towarzystwa i normalności. Teraz czułam się nadzwyczajnie dobrze. Niewiele potrzebowałam do szczęścia. Chciałam, by to trwało i bałam się, że gdy Teodor tylko wyjdzie, znów pogrążę się w tym fatalnym nastroju. 

– Śledziłem cię, zapomniałaś? 

– A tak, już sobie przypomniałam. W końcu spotkała cię za to kara. – Uśmiechnęłam się szeroko. Kolejny raz. To było dla mnie niezwykłe. – Pójdę po bandaż. Zaraz wracam. 

Pod pretekstem przyniesienia opatrunku weszłam do łazienki. Nie zapalałam światła, licząc, że dzięki temu nie stracę całej pozytywnej energii. Kilka razy upewniłam się, że dobrze zaryglowałam drzwi i dopiero wtedy płynnym ruchem zdjęłam bluzę wraz z piżamą. Miałam wrażenie, że nawet w kompletnej ciemności widziałam w lustrze swój koszmar. 

Po omacku zaczęłam szukać na pralce jakiegoś biustonosza.

– Gdzie masz łazienkę? O pewnie tu. – Głos Teodora o sekundę poprzedził szarpnięcie za klamkę. Rzuciłam się na drzwi, mimo że były zamknięte. Serce podeszło mi do gardła. Oblało mnie gorąco. 

– Zajęte! – krzyknęłam spanikowana. 

– Siedzisz tam po ciemku? – zdziwił się. 

Przeklęte zdradzieckie szybki w łazienkowych drzwiach! 

– Nie – skłamałam i aż zakryłam twarz dłońmi. Cała się trzęsłam, jakby ktoś przyłapał mnie na kradzieży. I zaczęłam się śmiać sama z siebie. Nie tak na wesoło. Był to śmiech pełen frustracji, złości, rozpaczy i bezradności. 

– Teraz już nie. – Pomieszczenie pojaśniało, gdy rozbłysły działające halogeny. – Nie ma za co! – Parsknął śmiechem i usłyszałam jego kroki oddalające się od łazienki. Niepewnie oderwałam ciało od drzwi i stanęłam przed lustrem. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam. 


***
Około 2,5 roku temu 

– Jesteś pewna? – zapytała ciotka, gdy przy śniadaniu przedstawiłam plan pozwalający jej wrócić do swojej rodziny. Nie widziała jej od pół roku. Przez ten czas nie bardzo miałam głowę, by myśleć o kimkolwiek innym. Zero empatii. Nie zastanawiałam się nad tym, co czuła, bo byłam zajęta własną tragedią. 

– Tak – przytaknęłam bez żadnych emocji. 

– Kiedy to wymyśliłaś? 

– Wczoraj. 

– Czyli nie przemyślałaś tego w ogóle – podsumowała. Miała rację. Nie przemyślałam, bo nie było o czym myśleć. 

– To moja ostateczna decyzja. Chcę się pozbyć tego gówna. 

– Są inne rozwiązania. 

– Nie chcę rozwiązań, które będą wymagać mojej atencji. 

– Karolcia, jesteś zmęczona. Nie podejmuj pochopnych decyzji. Będę z tobą, ile trzeba. Przejdziemy przez to razem. 

– Nie mam siły na walkę w imię jednego głupiego cycka. Niech go wytną. Albo najlepiej oba. Naprawdę nie zależy mi na nich ani trochę – zapewniłam szczerze. Już i tak byłam paskudna. Włosy ledwo wykiełkowały na mojej łysej głowie. Rzęsy zdawały się już wyglądać jak kiedyś, ale brwi wciąż nie miałam. Uroda stanowiła dla mnie błahą rzecz. W porównaniu ze stratą taty wszystko stawało się błahe. Ciężko było mi znaleźć sens i cel w życiu. Chciałam pozbyć się problemu, który dodatkowo mnie męczył. Byłam zmęczona też tym, że niszczyłam życie ciotce, która od pół roku nie widziała swoich bliskich. Zmęczona tym, że nieustannie próbowała mi pomóc, a ja nie byłam w stanie zmusić się do wznowienia chemioterapii. Panicznie bałam się tamtej złości, którą dostałam wraz z lekami, a która doprowadziła do śmierci mojego tatę. I co z tego, że lekarze tłumaczyli mi, że nie miałam na to wpływu. Zawał był rozległy, karetka przyjechała szybko. Tata sam ją wezwał, a potem ostatkiem sił zadzwonił do siostry, z którą praktycznie nie utrzymywał kontaktu. 

Nic nie dało się zrobić. Nie wierzyłam w to. Powinnam była tam przy nim być ... 


***
Teraz 

Odkąd poddałam się jednostronnej mastektomii, przeszłam już chyba wszystkie możliwe etapy bólu oraz żałowania tej decyzji w każdy możliwy sposób. 

Bardzo długo powodem mojej rozpaczy był brak jednej piersi. Jakoś po roku odżałowałam swoją stratę. Z aspektu urody przeszłam do aspektu zdrowia, bo tak naprawdę uciążliwa była ta wciąż obecna pierś. Ludzie nie mają pojęcia, jak ciężki może być głupi cycek, nawet niewielki... Ale obciążenie tylko na jednej stronie ciała jest podobne do całodobowego noszenia torebki na ramieniu. Boli i skrzywia... dosłownie. Mój kręgosłup dostał w kość. Nie mogłam biegać ani tym bardziej skakać. Starałam się jak ognia unikać czynności, podczas których zbyt mocno czułam obecność tej jednej piersi. 

Żałowałam, że nie usunęłam obu. Tak strasznie żałowałam, choć w tamtym czasie nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Byłam taka młoda... Żadna dziewczyna nie powinna być zmuszona do podejmowania takich decyzji. Choć od tamtej pory nie minęły nawet trzy lata, ja stałam się starsza o trzydzieści. Dopiero teraz zdawałam sobie sprawę, jak rozwojowo byłam opóźniona, bo gdy zostałam sama, okazało się, że niczego nie potrafiłam. By przetrwać, musiałam nauczyć się tak wielu podstawowych rzeczy. Gotowania, sprzątania, zarabiania, płacenia... 

Westchnęłam, zapinając biustonosz. W pustą miseczkę włożyłam tę okropną protezę, której nienawidziłam, chociaż mnie ratowała. 

Pospiesznie naciągnęłam swoją bezpieczną bluzę i nim wyszłam, upewniłam się, że zostawiłam za sobą porządek. 

– Ani słowa – zagroziłam półżartem, wchodząc do kuchni. Domyślałam się, że incydent z łazienką był dla niego dziwny. Nawet nie chciałam wiedzieć, co musiał sobie myśleć.  

– Przecież nic nie mówię – odpowiedział, nie odwracając się do mnie, i włożył do zmywarki górną szufladę. – Podejdź – polecił. Bez słowa stanęłam obok niego. – Schyl się – wydał kolejną komendę, a ja ją wykonałam. – Tu. – Wskazał palcem na jakieś śmigło w zmywarce. – I tu. – Pokazał kolejne, identyczne. – To ramiona spryskujące. Przez te otwory, które na nich są, ma się wydostawać woda pod ciśnieniem. Żeby tak było, trzeba je od czasu do czasu umyć, młoda. To samo tyczy się filtra. O tu. – Pokazał. – Daj rękę. – Znów zrobiłam, co chciał. Gdy poczułam jego skórę, kompletnie przestałam słuchać tego, co mówił. Zmysł dotyku był moim ulubionym. Patrzyłam na dużą dłoń Teo, która prowadziła moją, by coś wytłumaczyć. Aż mnie świerzbiło, by zrobić mu masaż. Dłoni, pleców... jakikolwiek. To był mój jedyny sposób na kontakt z drugim człowiekiem. Nikt nie uznawał tego za intymne, ale była to jedyna intymność, na jaką mogłabym sobie pozwolić. – Zrozumiano? – zakończył. Kiwnęłam głową w potwierdzeniu. – To powtórz. – Przyłapał mnie na kłamstwie i zmusił do ruszenia zakurzonych szarych komórek. 

– Nic z tego. Próbujesz odwlec w czasie inspekcję swojej kostki. Przejrzałam cię, co? – wybrnęłam jakoś. 

– Karol... i co ja mam z tobą zrobić...? – Wyprostował się, splótł przedramiona i potraktował mnie badawczym spojrzeniem. – Beznadziejny z ciebie przypadek. Zmywarka będzie z tobą biedna. Przejrzałem cię, co? – Po tych słowach uniósł brew, jakby się spodziewał, że wyciągnie ze mnie prawdę. No i wyciągnął. Przyznałam mu rację. Zmywarka będzie ze mną biedna, bo zamiast go słuchać, bujałam w obłokach. Głupia dziewucha – skarciłam się w myślach, gdy Teo włożył do urządzenia kapsułkę i odpalił program, by przepłukać całość. Następnie stanął przede mną i zmrużył oczy. Ten widok przyprawił mnie o szybsze bicie serca i nie potrafiłam nad tym zapanować. Podobały mi się uczucia, jakie we mnie wzbudzał, nawet jeśli wiedziałam, że to tylko iluzja. Nie było tu bowiem mowy o związku. On dobitnie mi to przekazał, a ja z przykrością w duchu musiałam przyznać mu rację. Możliwe, że istniał na ziemi jakiś mężczyzna, któremu nie przeszkadzałaby moja odrażająca klatka piersiowa, choć w to wątpiłam. Na grupie wsparcia próbowali mi wmówić, że wcale nie jestem odrażająca, ale siebie też tak określali. Jednak mój główny problem stanowił lęk przed otwarciem się. Nie byłabym w stanie zdradzić swojego sekretu potencjalnemu partnerowi. Na szczęście Teo nim nie był, choć nie wątpiłam, że mój umysł będzie sobie na ten temat fantazjował. Często, widząc na ulicy całującą się parę, snułam marzenia o szczęśliwej miłości. Z jednej strony było to bolesne, a z drugiej takie przyjemne... 

– Wiesz, co teraz... się stanie? – powiedział wyjątkowo niskim tonem i zagryzł wargę. O rety... zawiesiłam się... na jego ustach. O Boże... przyłapał mnie. Cofnął się o pół kroku i włożył ręce do kieszeni. O matko... co się ze mną działo? Karolina, ogarnij się! – Właśnie zostałaś moją prywatną fizjoterapeutką, młoda – stwierdził i się wyszczerzył. Przewróciłam oczami, ale bardziej z powodu tego, co sobie myślałam niż z racji jego głupkowatego poczucia humoru... dokładnie takiego, jak lubiłam. Riposty same cisnęły mi się na usta, mimo że długo nie miałam żadnego życia towarzyskiego. 

– Nie powinieneś się tak cieszyć. – Odwdzięczyłam się łobuzerskim uśmiechem, który mówił, że powinien zapytać... 

– A to czemu? 

– Bo nie jestem czynną fizjoterapeutką, ale nie martw się, może nie będziesz miał tyle pecha co zmywarka. – Zamrugałam niewinnie. – Siadaj i się odpręż – dodałam ze śmiechem, wskazując kanapę. Teo odchrząknął i zaczął się cofać, a ponieważ mieliśmy podobne poczucie humoru, wiedziałam, że tylko udawał. 

Continue Reading

You'll Also Like

178K 4.2K 33
Kim jest osoba,która wysyła do Lucy tajemnicze wiadomości? Czy ma z tym coś wspólnego od lat skrywana rodzinna tajemnica? A może to konsekwencja nie...
38.6K 1.9K 43
Liz miała idealne życie, wspaniałą rodzinę i przyjaciół. Miała... Wszystko zaczęło się zmieniać jednej nocy. *Opowiadanie może zawierać błędy (za co...
42.8K 962 22
Składaliśmy sobie wiele obietnic, ale żadne z nas nie potrafiło ich dotrzymać. W końcu tacy już byliśmy i dlatego sparzyliśmy się szybciej, niż zdąży...
357K 31.4K 34
OPOWIADANIE NIE BĘDZIE KONTYNUOWANE Kate Bennet nigdy nie spodziewała się, że pewnego dnia zostanie mężatką nawet o tym nie wiedząc. Postanawia odn...