Nie pożałujesz

By Mankaryna

30.8K 4.3K 1.3K

Niezwykła historia o sile miłości. Życie bywa trudne, a cierpienie to nieodzowny element. Czasem gorzej już b... More

Słowem wstępu
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog

Rozdział 4

505 63 3
By Mankaryna

Karolina

I tak z płaczu przeszłam do śmiechu. Tylko przez moment byłam z siebie dumna, że wygrałam najdziwniejszą potyczkę w swoim życiu. Uśmiech zaraz zastąpiły wyrzuty sumienia. Nie powinnam się cieszyć. Ani teraz, ani nigdy, a już na pewno nie dwa razy jednego dnia. Pierwszy był na parkingu, kiedy Teo odkrył, że nie ma do czynienia z chłopakiem. Był tak uroczo zmieszany. Śmiałam się całą sobą. Na kilka sekund przestałam myśleć o problemach. Uszczknęłam ledwie uchwytny moment beztroski. Był bezcenny i już zniknął bezpowrotnie.

Mieszkałam pół kilometra od supermarketu, w którym robiłam zakupy.

Wynajmowałam małe mieszkanie w wolno stojącym domu samotnego staruszka. Miałam niezależne wejście i wielki garaż, który był dla mnie najważniejszym kryterium, kiedy szukałam lokum. Drugie kryterium stanowiła cena. Życie w pojedynkę jest drogie. Nie wiedziałam, jak tata dawał sobie radę, mając jeszcze mnie na utrzymaniu. Dopiero teraz tak naprawdę byłam w stanie to docenić. Jego siostra mieszkająca w Anglii pomagała mi czasem, dodając do wypłaty premię, która mi się nie należała. Jednak byłam wdzięczna i chowałam dumę do kieszeni. Gdyby nie ona, zginęłabym. Gdy zmarł tata, okazało się, że jestem kompletnie nieprzystosowana do życia. Bez wykształcenia, pieniędzy, umiejętności. Wiedziałam jedynie, jak być sumienną i punktualną. Treningi dwa razy dziennie nauczyły mnie tego. Ponadto umiałam doceniać różne rzeczy i się nimi cieszyć, ale teraz nie miałam czego doceniać ani z czego się cieszyć.

Ciotka próbowała ściągnąć mnie do siebie, ale, po pierwsze, nie chciałam towarzystwa, a po drugie nie wyobrażałam sobie zostawić Belli ani też zabrać jej do kraju lewostronnego ruchu.

Ciocia bardzo mi na początku pomogła. Zajęła się pogrzebem, wszelką biurokracją i finansami. Dała mi też sporo czasu na najgłębszą żałobę. Była przy mnie. Po roku załatwiła mi możliwość ukończenia studiów pierwszego stopnia w trybie częściowo zdalnym i dała pracę, do której wcześniej mnie wyszkoliła. Zostałam dietetykiem w jej firmie. Układałam diety. Praca była mi obojętna – ani ją lubiłam ani jej nie lubiłam. Miałam komputer, program i wiedzę. Wykonywałam swoje obowiązki sumiennie, by jej nie zawieść, ale dość automatycznie. To wszystko nie wymagało ode mnie zbyt wielkiego zaangażowania.

Teraz wjechałam do garażu, a gdy wysiadłam, usłyszałam dźwięk, przez który zrobiło mi się słabo. Nie musiałam patrzeć pod nogi, by wiedzieć, że leżały tam kluczyki od motoru Teo.

Teo. Teo. Teo. Gdy się uśmiechał, pokazując aparat na zębach, był takim właśnie beztroskim Teo. Ale kiedy łączył wargi, zaciskał żuchwę i patrzył na mnie z poważną, zdeterminowaną miną pełną troski, stawał się Teodorem – najbardziej męskim i przystojnym jak sam grzech nieznajomym. Kiedyś lubiłam to określenie. Mówiłam tak do Miłosza, który wciąż zajmował miejsce w moim sercu. Właściwie pierwszy raz, odkąd go odepchnęłam, pomyślałam o innym mężczyźnie.

Westchnęłam. Byłam zmęczona. Nie dlatego, że dochodziła dwudziesta, ale dlatego, że wiecznie czułam się zmęczona. Nie chciałam towarzystwa. Nie chciałam nikogo zepsuć swoją chorą głową ani robić sobie nadziei, że kiedykolwiek ktoś taki jak Teo będzie dla mnie.

Nie miałam nic dobrego do zaoferowania. Oprócz kluczyków. Nie mogłam go tak tam zostawić. Wsiadłam z powrotem do auta i ruszyłam.

Już z daleka dostrzegłam jego blask. Wiedziałam, że ten facet długo będzie się pojawiał w moich sennych marzeniach. Tym żyłam. Fantazjami...

Siedział na swoim motorze, opierając przedramiona na kierownicy. W tej kurtce miał dość szerokie bary, by można było go uznać za najseksowniejszego mężczyznę na ziemi. Mogłam upominać się w myślach, ale to na nic.

Gdy mnie zauważył, uniósł rękę, dając tym samym do zrozumienia, że spojrzał na zegarek. I z głupim uśmiechem pokazał mi uniesiony kciuk. Ha ha, bardzo zabawne – pomyślałam, przewracając oczami, chociaż naprawdę mnie to rozbawiło.

Nie miałam za sobą innych uczestników ruchu, więc zatrzymałam się na środku jezdni. Opuściłam szybę, wystawiłam dłoń i pomachałam kluczykami.

– O, Karol, kumplu, co ty tu robisz? – rzucił żartobliwie.

– Szósty zmysł podpowiadał mi, że stoisz na tym przystanku. Nie do wiary, co? – Rzuciłam mu kluczyki i już chciałam ruszyć, ale się zawiesiłam. Teodor podskoczył i wyciągnął się, by złapać przesyłkę. Kawał dobrze zbudowanego mężczyzny. Mógłby być koszykarzem. Miałam przebłysk wspomnienia meczu, podczas którego Miłosz w ostatnich sekundach złapał piłkę, by umieścić ją w koszu. Ach... Życie jest przewrotne. Potrząsnęłam głową, nie pozwalając sobie na dalsze fantazje, i ruszyłam z piskiem opon.

– Czekaj! – Usłyszałam, nim zasunęłam szybę, ale zignorowałam wołanie.

Widziałam już płot mojej posesji na końcu ulicy, kiedy w lusterku wstecznym pojawiło się specyficzne dla motoru światło. Minęłam więc wjazd i przyspieszyłam. Nie chciałam, by obcy facet wiedział, gdzie mieszkam, a szybko się przekonałam, że tak by było, bo to on za mną jechał. Zrównał się z Bellą, zajmując sąsiedni pas. Spojrzałam na niego i popukałam się w czoło, na co odpowiedział uniesionym kciukiem. Jego radosne oczy niemal krzyczały, że pod tym kaskiem chowa się najszerszy uśmiech świata. W pierwszej chwili chciałam stanąć i dosadnie kazać Teo się odczepić. Może nawet zaczęłabym przeklinać, bo dziś był dzień, w którym nie panowałam nad emocjami. Zamiast jednak sprzeczać się z nieznajomym, postanowiłam przyspieszyć. Skierowałam się na obwodnicę.

Nigdy wcześniej nie szarżowałam na drodze.

Nie miałam pojęcia, że szybka jazda może dawać taką wolność. Przez chwilę czułam się tak, jakby problemy nie istniały. Nie myślałam o niczym, skupiona na wymijaniu pojazdów. Podgłośniłam muzykę i delektowałam się nią. Wraz z końcem piosenki uświadomiłam sobie, że nie mogę tak jeździć przez całą noc. Nie wiedziałam, co zrobić. Nie miałam szans, by zgubić Teo, choć próbowałam. Pierwszy raz w życiu osobiście dałam Belli się wykazać. Bałam się wcisnąć pedał gazu do dechy, ale i tak jechałam szybko. Jednak Teo mimo to dawał mi do zrozumienia, że się wlokę. Wymijał mnie to prawym, to lewym pasem. Tańczył swoim motorem wokół Belli, popisując się. Zapomniałam o zdrowym rozsądku, bo niby po co mi on był... Kto jak kto, ale ja najlepiej wiedziałam, jak przewrotne potrafi być życie, jak szybko przemija... Poddałam się temu szaleństwu i pewnie trwałoby ono dłużej, gdyby... nie zabrakło mi benzyny. Zaklęłam głośno. Przecież widziałam tę głupią kontrolkę stanu paliwa już na parkingu. Świeciła się jak cholerny neon. Jak mogłam ją zignorować? Co ja sobie myślałam? Gdzie miałam głowę?

Bella zaczęła się dławić. Odpuściłam gaz, błagając, by pociągnęła na luzie do najbliższego zjazdu.

Tocząc się coraz wolniej, zajęłam awaryjny pas, na którym ostatecznie stanęłam. Z nerwów zrobiło mi się gorąco. Zdjęłam czapkę i odchyliłam materiał bluzy przy szyi, próbując się ochłodzić. Wizja mandatu była dla mnie wręcz depresyjna. Przyłożyłam dłonie do ciepłych policzków. Nie miałam pieniędzy na profesjonalną pomoc, a Teodor znajdował się już daleko przede mną.

Serce podeszło mi do gardła, gdy zobaczyłam, jak z powrotem jedzie w moją stronę. Jeszcze tego brakowało, żeby pokazali nas w telewizji – szaleniec pędzący pod prąd na obwodnicy do wariatki, która stanęła w niedozwolonym miejscu...

Teodor zatrzymał się tuż za mną i obrócił motor przodem do dozwolonego kierunku jazdy. Widziałam, jak zsiada z maszyny i zdejmuje kask. Boże, chciałam zapaść się pod ziemię. Założyłam z powrotem czapkę z daszkiem, by choć trochę się schować.

– Jestem strasznie ciekawy, co tym razem podpowiedział ci szósty zmysł. – Jego rozbawiony głos przywitał mnie, gdy tylko otworzyłam drzwi.

– Weź nie bądź zołzą, Dora? – wymamrotałam. – Zabrakło mi benzyny. Nie uważasz, że to dla mnie wystarczająco żenująca sytuacja? Jestem na ciebie wściekła – skłamałam. Tak naprawdę za bardzo podobała mi się jazda, do której mnie sprowokował. – I zamiast drzeć się na ciebie, żebyś spadał, muszę prosić cię o pomoc.

– Nie musisz. – Uciął i puścił mi oczko. – Włącz awaryjne i wskakuj do mnie. Postawię tylko trójkąt. Masz trójkąt?

– Tak...

– Byłbym wdzięczny, gdybyś nie odjechała w tym czasie moim motorem.

– Bardzo zabawne.

– Mówię poważnie. Chyba że chcesz się wymienić Piękną za Bestię, to wtedy jest twoja. – Odwrócił się, zgarnął z mojego bagażnika trójkąt i zaczął biec, by ustawić go w odpowiedniej odległości od wozu. Podeszłam do Bestii, bo tak właśnie nazwał swój motor, i ogarnęła mnie lekka panika. Nie bałam się wsiąść, ale gdy sobie uświadomiłam, że będę musiała przylgnąć swoim ciałem do Teo... już wiedziałam, że tego nie zrobię.

– A nie mógłbyś pojechać sam? – zapytałam, obserwując zbliżającą się postać motocyklisty. Ciekawe, co trenuje – pomyślałam.

– Boisz się?

– Tak – skłamałam, widząc po jego minie, że to pytanie nie było prowokacją, że naprawdę się martwił.

– Obiecuję, że będę jechać powoli i zatrzymam się na każdy twój sygnał. – Podniósł z siedzenia kask i podszedł bardzo blisko mnie. – Ale pojechać musisz, bo nie da się prowadzić, trzymając w jednej ręce kanister.

Faktycznie mój udział był tu niezbędny.

– Nie masz dwóch kasków?

– Nie mam. – Uśmiechnął się, chwycił daszek mojej czapki i ją ściągnął. Na ułamek sekundy otworzył szeroko oczy. Wygładziłam niesforne fale, które uwolnione zaczęły żyć własnym życiem. Teo odchrząknął, założył na moją głowę kask i zapiął go pod brodą.

– Często zapominasz nakarmić Bellę? – zapytał, wkładając czapkę z daszkiem do schowka pod siedzeniem. Kanister z pewnością by się tam nie zmieścił.

– Dostałaby jedzenie na czas, gdyby nie jakiś wariat, przed którym musiałam uciekać.

– Muszę przyznać, że wdzięczność za pomoc wyrażasz w oryginalny sposób – kpił sobie w najlepsze.

– Nie sądzisz, że powinieneś mnie przeprosić, co?

– Jasne. Przepraszam. – Przełożył nogę przez motor i usiadł. – Trochę późno na kawę, ale mogę postawić ci benzynę w ramach przeprosin. Wskakuj. – Poklepał siedzenie za sobą. – Jeśli źle się poczujesz, uderz mnie kilka razy w udo – poinstruował. A udo miał takie, że każda inna na moim miejscu z pewnością by w nie klepnęła. Kiwnęłam głową i zajęłam miejsce, próbując zachować dystans. Nie było to jednak możliwe. Moja pupa zjeżdżała w stronę Teo. Westchnęłam, odchyliłam się i złapałam uchwyty za sobą. Teodor zerknął na mnie przez ramię i zrobił zdziwioną minę. – Obejmij mnie w pasie, nie zjem cię, a tak będzie zdecydowanie bezpieczniej. Sięgnął po jedną z moich rąk i położył ją na swoim brzuchu. Dołożyłam drugą rękę, a gdy ruszył i szarpnęło moim ciałem, wzmocniłam uścisk.

Jak ja pragnęłam, by to okazało się prawdziwe... Chciałam mieć kogoś kochanego, kogo kochałabym ponad życie. Nic innego nie było mi potrzebne do szczęścia. Żadne dobra materialne, żadne podróże, żadne ambicje. Chciałam tylko jednej jedynej rzeczy, a nie mogłam jej mieć...

Continue Reading

You'll Also Like

96.4K 1.9K 37
Treść dla dorosłych ♡ || ZDAJE SOBIE SPRAWE ŻE MOŻNA WYCZUĆ TU CRINGE ALE PLS ZROZUMCIE MNIE, PISAŁAM TO W WIEKU 12 LAT! || ♡ Mówią, że nie można si...
178K 4.2K 33
Kim jest osoba,która wysyła do Lucy tajemnicze wiadomości? Czy ma z tym coś wspólnego od lat skrywana rodzinna tajemnica? A może to konsekwencja nie...
498K 25.4K 48
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
103K 4.7K 29
Drżącą dłonią składam podpis pod własnym wyrokiem. Własnoręcznie, ale nie z własnej woli, skazuję się na rok udręki, nie mając pojęcia w jak niebezpi...