Nie pożałujesz

By Mankaryna

30.7K 4.3K 1.3K

Niezwykła historia o sile miłości. Życie bywa trudne, a cierpienie to nieodzowny element. Czasem gorzej już b... More

Słowem wstępu
Prolog
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Epilog

Rozdział 1

723 68 32
By Mankaryna

TEO

Trzy lata później

Telefon leżący na łazienkowym blacie zadzwonił trzeci raz z rzędu. To zmusiło mnie do zakończenia prysznica. Wyszedłem i wytarłem jedynie twarz oraz dłonie, by szybko sprawdzić, kto tak usilnie próbował się ze mną skontaktować. Gdy zobaczyłem imię dziewczyny, z którą spotykałem się od jakiegoś czasu, westchnąłem. Niedbale przejechałem ręcznikiem po głowie, by wchłonął większość wody, i przewiesiłem go sobie przez kark. Niechętnie wybrałem numer Oliwii i od razu włączyłem głośnomówiący, by mieć wolne ręce. Już wiedziałem, że ta dziewczyna nie była dla mnie. Zbyt nachalna, zbyt zaborcza, zbyt ograniczająca.

A może to ze mną było coś nie tak, bo nie chciałem gnić na kanapie z piwem i pilotem w ręku. Do piwa nic nie miałem, ale lubiłem wypić je ze znajomymi po porządnym sponiewieraniu ciała aktywnością fizyczną. No dobra... w ogóle wolałem znajomych. Nie miałem podejścia do kobiet. Nie potrafiłem odnaleźć się w roli romantyka. Nie stać mnie było na czułości ani nawet chodzenie za rękę. Nie lubiłem tego. Przyjaciółki potrafiłem komplementować, przytulać czy pocieszać, ale kandydatki na swoje dziewczyny już nie...

Miałem ponad trzy i pół dychy na karku, z czego ostatnie piętnaście lat spędziłem, ciężko pracując. Niedawno trochę odpuściłem, by zacząć korzystać z życia. Potrzebowałem kobiety, z którą mógłbym dzielić różne pasje, a nie jedynie łóżko. Z każdym miesiącem czułem też coraz większe parcie na dziecko, ale nie chciałem go mieć z pierwszą lepszą. Dlatego absolutnie nie zamierzałem robić nic na siłę. Żadnych pochopnych decyzji, mimo tego ciśnienia. To stanowiło mój duży problem, bo jak na złość wszystkie kobiety mnie irytowały. Chciały czułości, romantycznych gestów, publicznego okazywania uczuć. Nie było mnie na to stać!

– Czemu nie odbierałeś!? – zaatakowała mnie od razu, gdy tylko oddzwoniłem. Przewróciłem oczami i spojrzałem w lustrze na spływające po mojej klacie krople. Chyba nieźle wyglądałem jak na trzydziestosześciolatka. Nie mogłem nazwać się napakowanym, ale wyraźnie widziałem zarysy mięśni. Całkiem motywujący efekt uboczny treningów, na które regularnie chodziłem z chłopakami w celach rozrywkowych.

– Coś się stało? – zapytałem spokojnie, choć raczej dało się wyczuć w moim głosie irytację.

– Yyy... Dzwoniłam, bo chciałam cię usłyszeć. Tak po prostu. Jesteśmy razem, więc zwyczajnie oczekuję, że na przyszłość będziesz odbierał ode mnie telefon za pierwszym razem.

– Oliwia, spotykamy się – sprostowałem. Szlag. Nie lubiłem takich sytuacji. Wyraźnie zaznaczyłem na początku, że nie będziemy parą, dopóki oboje nie postanowimy inaczej.

– To, że ty nie chcesz nazywać rzeczy po imieniu, nie znaczy, że ja nie będę. Ty i ja jesteśmy razem, bo wszystko na to wskazuje, a już na pewno ostatnie cztery miesiące! Myślę, że już czas, żebyś nazywał mnie swoją dziewczyną, a nie koleżanką, tak jak tą... – Urwała, udając, że nie pamięta imienia mojej przyjaciółki, o którą była zazdrosna.

– Karolcia – podpowiedziałem, celowo ją tym prowokując.

– To jak już przy niej jesteśmy, to może wytłumaczysz mi coś... Jaka jest różnica między mną a nią, skoro obie jesteśmy koleżankami?

– Zasadnicza różnica jest taka, że Karolcia jest moją przyjaciółką, a nie tylko koleżanką. – Postawiłem sprawę jasno, doskonale wiedząc, że był to cios poniżej pasa. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Bardzo ceniłem Karolinę i mimowolnie broniłem jej honoru. Uratowała mi kiedyś tyłek zupełnie bezinteresownie. Byłem jej za to dozgonnie wdzięczny. Zaprzyjaźniliśmy się szybko. Teraz nie miała dla mnie zbyt wiele czasu, bo mieszkała w Poznaniu. Dwójka jej dzieci była dość absorbująca, ale wiedziałem, że zawsze możemy na siebie liczyć.

– O... aha... – wyjąkała Oliwia. – Nie wiem, jak powinnam to odebrać.

– Porozmawiamy, jak się spotkamy. – Uciąłem. Wcale nie musielibyśmy tego robić, gdyby nie uważała mnie za swojego chłopaka, ale skoro tak, to chyba byłem jej winien oficjalne rozstanie. To nie miało prawa przetrwać. W zeszłym tygodniu prosiła, żebym odpuścił tenis z Krzyśkiem, w poniedziałek przewróciła oczami, gdy kolejny raz w jej towarzystwie odebrałem telefon, wczoraj obraziła się, bo nie zostałem na noc, a dzisiaj... Sam nie wiedziałem, co to było, ale przelało czarę. Poczułem się stłamszony. Wolałem nie czekać, aż powie: „kumple albo ja". Widocznie byłem dla niej za stary. Myślałem, że pięć lat różnicy to niewiele, jednak okazało się inaczej. Nie miałem czasu ani ochoty na takie dziecinady.

– Przyjedziesz?

– Tak, za pół godziny. – Pożegnałem się jeszcze i starłem resztę wilgoci z ciała.

Ruszyłem nago do sypialni, w której stała szafa, ale zatrzymałem się na moment, by zerknąć na kota. Miał jedzenie i picie, a teraz spał.

– Przyjemniaczek – bąknąłem pod nosem i spojrzałem przez okno. Zapowiadał się całkiem ciepły dzień jak na początek lutego.

Włożyłem bordową polówkę na długi rękaw i materiałowe spodnie, które były stosunkowo eleganckie, a na całość zarzuciłem płaszcz. Przed wyjściem z mieszkania zgarnąłem z blatu jabłko i zjechałem windą do garaży podziemnych.

Gdy tylko wsiadłem do auta, mój telefon automatycznie połączył się z bluetoothem, bym mógł swobodnie wykonać kilka połączeń. Najczęściej wykorzystywałem jazdę na rozmowy, bo interesowałem się, co słychać u innych, lub zwyczajnie podczas drogi pracowałem.

– Cześć, mordeczko – przywitałem się z Krzyśkiem, który poszedł na pierwszy ogień.

Miałem jednego najlepszego kumpla, który był dla mnie niczym brat, i wielu innych, ale z nimi nie znałem się od kajtka.

– Stary, właśnie miałem do ciebie dzwonić! – powiedział podekscytowany. – Musimy się spotkać!

– Wieczorem widzimy się na tenisie – przypomniałem. – Złoję ci tyłek – dodałem ze śmiechem.

– A... tenis! Zapomniałem! Ostrzegam, że to będzie mecz życia. Dzisiaj jestem niezniszczalny. Pokonałbym nawet Rogera Federera, więc sorry, ale nie masz szans. Możesz poddać się już teraz. – Rozbawił mnie swoim doskonałym humorem.

– Krzychu, jeśli nie miałeś jakiegoś wypadku i nie leżysz teraz podłączony do kroplówki z morfiną, to nie bardzo rozumiem, jak inaczej wytłumaczyć sobie twoją fantazję, ale martwię się, bracie – zażartowałem.

– Kuźwa, Teo! Będę ojcem!!! – krzyknął, a mnie aż zatkało. Jego przepełniony szczęściem i dumą głos spowodował na moim ciele ciarki. Zahamowałem gwałtowanie i zjechałem na pobocze. – Będę, kuźwa, ojcem. Czaisz to? W końcu się udało! – krzyczał dalej. Mogłem się założyć, że poryczał się ze szczęścia, gdy się tylko dowiedział.

– O stary! – odezwałem się w końcu. – Cholernie się cieszę! – Dzieliłem jego entuzjazm, chociaż żadne słowa nie były w stanie wyrazić, jak bardzo się ucieszyłem. – Cholera! Gratulacje, bracie. Będziesz najlepszym ojcem na świecie. Tak się cieszę... – Siedziałem w aucie i sam chciałem się popłakać. Moja mała starsza siostra i mój najlepszy przyjaciel po dziesięciu latach starań oczekiwali potomka!

– Dzięki za wszystko. Gdyby nie te badania...

– Ale nawet nie ma o czym mówić. Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, a to naprawdę nic wielkiego.

Spontaniczna propozycja, by iść z nim na profilaktyczne badanie nasienia, była pewnego rodzaju punktem zwrotnym w moim życiu. Miałem tylko mu towarzyszyć, ale nakręciłem się, pojawił się strach o własną płodność. Sam nie wiedziałem czemu. Chyba po prostu pierwszy raz w życiu wziąłem pod uwagę, że problem może dotyczyć także mnie. Nie spodziewałem się, że ta cała sytuacja tak bardzo na mnie wpłynie. Od pojawienia się pomysłu do jego realizacji, czyli oddania nasienia, upłynęły trzy dni – i były najgorszymi, jakie przeżyłem. Tak wtedy myślałem, ale szybko się okazało, że cztery ROBOCZE dni oczekiwania na wynik są znacznie gorsze. Z weekendem, który oczywiście musiał się trafić po drodze, było to niemal nie do zniesienia. Zdążyłem stworzyć najczarniejsze scenariusze. Nie potrafiłem myśleć o niczym innym jak tylko o tym, czy będę mógł kiedyś zostać ojcem. Wiele analizowałem i przewartościowałem priorytety. Ogólnie czułem się zadowolony ze swojego życia, nigdy nie narzekałem. Wszyscy byli stosunkowo zdrowi, nikogo dotychczas nie pochowałem. Uważałem się za szczęśliwego, ale pierwszy raz zastanowiłem się, czego tak naprawdę oczekuję od przyszłości. Komu zostawię swoją spuściznę? Wiedziałem, że podróżowanie i spełnianie wszelkich marzeń to nie to, czego tak naprawdę chcę.

Więc ta luźno rzucona propozycja, by towarzyszyć szwagrowi i wesprzeć go w krępującym procesie, okazała się jedną z bardziej znaczących chwil w moim życiu. Uległo ono potem wielkiej zmianie – zdecydowanie na lepsze. Doceniłem dobre wyniki, które otrzymałem po, zdawałoby się, całej wieczności, i przestałem martwić się o rzeczy, które nie miały większego znaczenia.

– A ty nawet się nie waż nie być najlepszym wujkiem – zagroził całkiem poważnie.

– Zaraz będę – poinformowałem.

– Ale... – Rozłączyłem się, nim zdążył rozwinąć zdanie.

Z piskiem opon ruszyłem do sklepu z artykułami dziecięcymi, obok którego często przejeżdżałem.

Zaparkowałem nieudolnie, zajmując dwa miejsca, i ruszyłem do środka, gotów krzyknąć na wejściu, że spodziewam się dziecka... Znaczy siostra się spodziewa... nie... znaczy. Cholera... wiadomo, o co mi chodziło...

Zaaferowany wpadłem do sklepu. Już nabrałem w płuca powietrza, ale widząc setki regałów, spuściłem nieco pary. Wow. Był chyba większy niż Tesco. Zacząłem niepewnie się rozglądać. Cholera, nie miałem pojęcia, co powinienem kupić. Nie byłem nawet w stanie odgadnąć, do czego mogłaby służyć większość asortymentu.

Na szczęście kręciło się tu całkiem sporo mamusiek. Przystanąłem obok kobiety z pokaźnym brzuchem i spojrzałem na regał. Oglądała coś, co wyglądało jak butelka, którą podłącza się do cycka.

– Rety, co to jest? – zagadałem i wziąłem do ręki jedno z pudełek. Kobieta zaśmiała się i już wiedziałem, że mi pomoże. Z chęcią wskazała kilka przedmiotów, nazywając je „must have każdego rodzica".

Ignorując dzwoniący telefon, czujnym wzrokiem zlokalizowałem następnych pomocników. Młoda para. Przyłączyłem się do rozmowy, jaką toczyli przy wózkach. Dyskutowali żarliwie. Każde z nich chciało kupić inny model, a spodziewali się jednego dziecka. Byli zabawni. Pomogli mi i właściwie wyszliśmy ze sklepu razem z identycznymi transportami dla małego człowieka.

Zajechałem pod wolno stojący dom siostry i szwagra, który kupili lata temu z myślą o dziecku. Chcieli mieszkać na wsi, ale pracowali w centrum Wrocławia, dlatego wybrali ciche obrzeża.

Wysiadłem i kolejny raz przeczesałem palcami włosy, które wciąż jeżyły mi się na głowie z powodu radosnej nowiny.

Najpierw wypakowałem części do wózka, po czym szybko go złożyłem według instrukcji zasłyszanej od obsługi sklepu, a następnie włożyłem do niego resztę fantów. Byłem już pod drzwiami, kiedy wyszedł przez nie Krzysiek. Z przyciśniętym do ust palcem wskazującym dawał do zrozumienia, że mam być cicho. To było dziwne. Aż obejrzałem się za siebie. Nikogo innego nie było. Dlaczego, do licha, miałem być cicho?

– Stary, Kama mnie zabije. – Złapał się za głowę, patrząc na wózek. – Obiecałem jej, że nikomu nie powiem o ciąży – wyjaśnił. Nie bardzo byłem w stanie zrozumieć tę zmowę milczenia. Odchrząknąłem i uniosłem badawczo jedną brew, a widząc jego poważną minę, wyszczerzyłem się szeroko.

– Wyluzuj, mordeczko. Nie wiem, dlaczego moja siostra wymaga od ciebie niemożliwego, ale chyba nie myślisz, że uwierzyła w to, że nic mi nie powiesz. – Zaśmiałem się i otworzyłem ramiona, by go objąć. – Gratuluję, chłopie! – Poklepałem go po plecach. – Będziesz ojcem! A teraz pokaż mi Kamę i waszego potomka!

– Właśnie nasz potomek poniewiera matką nad muszlą klozetową.

– Oho! – Zaśmiałem się. – Znając moją siostrę, to rzygając, cieszy się jak głupia, że doświadcza ciążowych mdłości.

– Taaa... – zawtórował mi i otworzył szeroko drzwi, by przepuścić wózek.

Szybko się okazało, że Krzysiek miał rację. Kama w rozciągniętym T-shircie, z włosami splątanymi na środku głowy rzeczywiście wyglądała na sponiewieraną.

– Siostrzyczko! Promieniejesz! – zażartowałem, ale chyba nie załapała. Stała z otwartą buzią i krążyła wzrokiem między mężem, mną a prezentami, które przyniosłem.

– Teo, głupolu... – Ocknęła się, zrozumiawszy, co się działo. Śmiejąc się, zakryła dłońmi oczy. – Nawet nie potwierdziłam jeszcze ciąży u lekarza.

– Nie musisz. Wyglądasz jak matka polka – parsknąłem, zbliżając się do niej. – Mogę cię uściskać czy trzeba jakoś uważać?

Nie odpowiedziała. Przytuliła się do mnie, a ja porwałem ją w ramiona i okręciłem kilka razy.

– Owowow! Teo, chyba zapominasz o swojej sile. Udusisz mnie, ale przed tym zdążę cię obrzygać – wymamrotała ze śmiechem.

– Gratki, siostra! Tak strasznie bardzo się cieszę.

– To w końcu strasznie czy bardzo? – Wyszczerzyła się i odwróciła do swojego męża. – Judasz.

***

Z Oliwią zerwałem dopiero następnego dnia, bo wcześniej nie miałem czasu na spotkanie. Trochę głupio się stało, bo gdy wychodziłem od niej, poznałem jej uroczą sąsiadkę. Jakoś tak się złożyło, że poszliśmy na kawę.

Ledwo zacząłem spotykać się z Żanetą, a już skończyłem. Dla niej też nie miałem wystarczająco dużo czasu. Musiałem pojechać służbowo na kilka dni do Krakowa. Potem utonąłem w biurokracji. Nie narzekałem jednak, bo gdyby nie te drobne trudności, nie poznałbym ślicznej błękitnookiej prawniczki. Może miała trochę przerażająco szerokie brwi, co było skutkiem upiększania, a nie natury, ale nadrabiała intelektem.

Wciąż byłem mocno zajęty. Dużo pracowałem, a wieczorami chodziłem z chłopakami na tenisa, pokopać piłkę lub na basen, który kończył się rytuałem w saunie. Jednak mecenas Agnieszce było to na rękę, bo i ona należała do aktywnych osób. W jej grafiku było mało wolnych godzin i miałem wrażenie, że ceniła je nad wyraz. Spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu, w porywach do trzech, i dziś właśnie wypadał jeden z tych dni.

Wyszedłem właśnie od siostry, której pomagałem w domu, bo Krzysiek musiał wyjechać. Kama zaczynała trzeci miesiąc. Ale ten czas leciał... Płeć dziecka nie była jeszcze znana, ale miało już prawie gotowy pokój. Dzisiaj skręcałem ostatnie meble, na których siostra od razu ustawiała potrzebne przedmioty.

Zeszło nam z tym do wieczora. Jak na końcówkę kwietnia zrobiło się wyjątkowo chłodno, ale i tak cieszyłem się, że wziąłem motor. Musiałem korzystać z sezonu.

Nim wyruszyłem w drogę do Agi, zajechałem jeszcze do wiejskiego marketu, by kupić jakieś owoce.

Jednak mój cel szybko przyćmił pewien widok. Nie potrafiłem uwierzyć własnym oczom. Ford focus RS500. Jasna cholera, nie mogłem się mylić, a mimo to wciąż nie byłem pewny. Bagażnik pozostawał otwarty, bo jego właściciel ładował do środka zakupy. Ten samochód został wyprodukowany w 2010 roku w liczbie pięciuset sztuk na cały świat! Po dekadzie na rynku mogło być już nawet tylko ze dwieście egzemplarzy! Jakie istniało prawdopodobieństwo, że zobaczę go w małej wsi pod Wrocławiem? Aż mnie skręcało, by zajrzeć do środka najszybszego przednionapędowego wozu na ziemi. Podjechałem bliżej i zgasiłem zapłon. Teraz byłem na sto procent pewny, że się nie myliłem.

– Niech mnie ktoś uszczypnie! Stary, błagam, powiedz, że chcesz sprzedać to cudo – krzyknąłem, nie kryjąc przy tym podziwu. Facet nie zareagował, a na pewno zdawał sobie sprawę, że mówiłem do niego. Jako właściciel takiego samochodu musiał nierzadko spotykać się z pochwałami. – Hej, kolego, żartowałem. To oczywiste, że nikt, kto posiada taki wóz, nie zamierza go sprzedawać – ciągnąłem, schodząc z motoru. Spuściłem nóżkę, zdjąłem kask oraz rękawice i podszedłem do gościa, który prawie zanurkował w tym bagażniku. – Hej – powiedziałem ściszonym głosem, trącając go w ramię. Zaskoczony wzdrygnął się. Natychmiast uniosłem ręce w geście poddania. – Sorry, sorry nie chciałem cię przestraszyć sta... – urwałem zszokowany – ...ry – dokończyłem mimowolnie, widząc wpatrujące się we mnie wielkie błękitne oczy. – Znaczy stara... Nie! Znaczy... młoda. – Zacząłem się plątać, próbując naprostować sytuację. – Cholera, ale wtopa. – Zakryłam dłońmi twarz, by bezczelnie nie parsknąć śmiechem. Na szczęście i dla niej było to zabawne. Spojrzałem przez palce na jej rozbawioną buzię i opuściłem ręce. Staliśmy tak dobrą chwilę, śmiejąc się na cały parking.

– Teo – przedstawiłem się. – Znaczy Teodor – dodałem z wyciągniętą dłonią. Dziewczyna zawiesiła na niej wzrok, jednak nie odwzajemniła uścisku. – Ale możesz śmiało nazywać mnie Teodorą... albo Dorą. Zasłużyłem sobie.

– Karolina – odpowiedziała, gdy zacząłem cofać rękę. Kolejna Karolina... Ciężko było mi już zliczyć, jak dużo dziewczyn o tym imieniu znałem. – Ale może być też Karol, jak wolisz.

– Uff... – Teatralnie przetarłem czoło, ścierając nieistniejący pot, i zerknąłem przymrużonymi oczami na... chłopczycę. Z twarzy była stuprocentową dziewczyną, choć bladziutką jak cholera, ale przez to jeszcze bardziej naturalną. Mały, uroczo zadarty nosek prezentował się całkiem zabawnie, no i typowo dziewczęco, jednak czapka z daszkiem i te szerokie czarne dresy, które miała na sobie... I jeszcze, żeby kompletnie nikt nie miał żadnych szans na rozpoznanie płci, dołożyła do wszystkiego kaptur... Ale nie było co się oszukiwać. Pewnie pomyliłbym się nawet, gdyby miała na sobie sukienkę. No bo jaka młoda dziewczyna prowadzi taki wóz? – Widzę, że masz dystans do siebie, to może pozwolisz mi obejrzeć najszybszą ośkę świata? – Wyszczerzyłem się tak szeroko, że z pewnością mogła zauważyć różnokolorowe gumki zdobiące mój aparat na zęby. Otworzyła szeroko oczy i gapiła się na mnie, jakby co najmniej zobaczyła ducha. Dziwaczna dziewczyna, ale zaintrygowała mnie. – Dora do Karola? – zażartowałem i zamachałem jej przed twarzą, by wyrwać ją z zamyślenia.

– Znasz się na wszystkich autach czy...

– Ten samochód to moje marzenie – przerwałem jej i zagryzłem wargę, by nie szczerzyć się jak głupi na sam widok maszyny. Piękny czarny mat, nawet felgi w tym samym kolorze. Cholernie trudne do kupienia. – Tak że nie znam się na wszystkich – dodałem, odpowiadając na jej pytanie.

– Nie mogę odmówić komuś, kto wie, co to jest najszybsza ośka świata – zgodziła się. – Ale ostrzegam, nazywa się Bella, więc nie mów na nią „on".

Tym razem to ja zaniemówiłem. Nazwała samochód Bella. Ja wołałem na swój motor Bestia. Tak że właśnie doszło do spotkania pięknej i bestii.

– Chyba się polubimy – powiedziałem, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Belli nie da się nie lubić.

– Mówiłem o tobie, Karol – wyprowadziłem ją z błędu. Zaczerwieniła się momentalnie i szybko spuściła wzrok, a mnie zrobiło się głupio. W żadnym wypadku nie chciałem, aby wybrzmiało to z podtekstem. Karolina była ode mnie sporo młodsza, a ja nie gustowałem w dzieciach. Musiała być pełnoletnia, skoro prowadziła, chociaż właściwie równie dobrze mogła się okazać zbuntowaną nastolatką, która podwędziła ojcu wóz. Tak, to wysoce prawdopodobne, zważając na jej strój.

– Mnie z kolei da się nie lubić. – Jej słowa wyrwały mnie z zadumy. Niby się uśmiechnęła, ale był to jakiś smutny uśmiech, jakby naprawdę tak myślała, a nie tylko żartowała. – Śmiało, zapoznaj się z Bellą, ale nie rób sobie nadziei, ona nigdy nie będzie na sprzedaż.

– Rozumiem, że to miłość od pierwszego wejrzenia...? – podpytałem. Karolina gapiła się na mnie, to otwierając, to zamykając usta, jakby nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie wiedziałem, czy odczytała to w dwuznaczny sposób, ale na to wyglądało. – Mówiłem o tobie i Belli – doprecyzowałem. Uśmiechnęła się, chociaż bardziej przypominało to drygnięcie kącików warg.

– Chyba... nie, ale na pewno jest to miłość po grób.



Continue Reading

You'll Also Like

351K 31.5K 17
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
111K 7.6K 27
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
85.9K 1.8K 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...
15.7K 1K 25
Zrozpaczonego po ataku ludzi Carla ogarnia szaleństwo. Powoli zatraca się w odmęcie własnej duszy, nie dopuszczając do siebie nawet najbliższych przy...