"Nieudany Eksperyment" | Baku...

By _Karuka_

4.3K 714 21.3K

ㅤShigaraki chcąc ponownie zaprowadzić Ligę Złoczyńców na szczyt organizacji przestępczych, wdrąża w życie, sz... More

《 Rozdział 1 》
《 Rozdział 2 》
《 Rozdział 3 》
《 Rozdział 4 》
《 Rozdział 5 》
《 Rozdział 6 》
《 Rozdział 7 》
《 Rozdział 8 》
《 Rozdział 9 》
《 Rozdział 10 》
《 Rozdział 11 》
《 Rozdział 12 》
《 Rozdział 13 》
《 Rozdział 14 》
《 Rozdział 15 》
《 Rozdział 16 》
《 Rozdział 17 》
《 Rozdział 18 》
《 Rozdział 19 》
《 Rozdział 20 》
《 Rozdział 21 》
《 Rozdział 22 》
《 Rozdział 23 》
《 Rozdział 24 》
《 Rozdział 25 》
《 Rozdział 26 》
《 Rozdział 27 》
《 Rozdział 28 》
《 Rozdział 29 》
《 Rozdział 30 》
《 Epilog 》
Podziękowania

《 Prolog 》

458 33 830
By _Karuka_

  Włożyła swoją czarną marynarkę. Stojąc przed lustrem upewniała się, że jej strój wygląda idealnie, bez najmniejszego zagniecenia. Została jej jeszcze tylko chwila, na przebywanie w swoim niewielkim pokoju, ale zamierzała poświęcić resztę tego czasu by doprowadzić swój wygląd do ideału. Jej ubranie wyglądało poważnie, wyraz jej twarzy również. Shigaraki, nienawidził rzeczy niepoważnych. Denerwowały go. A denerwowanie Shigarakiego oznaczało bliską śmierć. Krwawą i bolesną. Odsunęła od siebie wszelkie cierpienia, dla dobra własnej rodziny. Dla ich bezpieczeństwa. Jedynym fragmentem jej samej, który nadal pozostawał jej był nienaturalny, mocno różowy kolor włosów, chociaż utrzymywanie go było wyjątkowo niebezpieczne, w miejscu, w którym się znajdowała. Gdyby nie fakt, że skrupulatnie wykonywała wszystkie swoje obowiązki, nawet ten mały detal, jak zbyt kolorowe włosy, mógłby zostać uznany za powód do skazania jej na śmierć. Mimo wszystko nikt nie śmiał narzekać na panujące tu zasady. Być może dlatego, że ich Szef był naprawdę okrutny.

  Zacisnęła włosy w mocny kucyk, ulizany tak perfekcyjnie, by nawet najmniejszy, pojedynczy włos, nie wylatywał ze spięcia. Oglądnęła się jeszcze jeden, ostatni raz, by upewnić się, że fryzura nie rozleciała się od momentu jej spięcia. Musiała wyglądać doskonale, biorąc pod uwagę to, że mógł to być jej ostatni dzień w upadającej Lidze Złoczyńców, która mimo swojej krytycznej sytuacji, nadal próbowała udawać potężną organizację. Jej lata świetności minęły wydawać by się mogło, że całe wieki temu. Większa część członków wykruszyła się i poumierała, teraz była kolej również na nią. Był to jej ostatni dzień, bo przez kilka poprzednich nie dostała nowego zadania. Choć nie miała na to żadnego wpływu, dla jej pracodawcy nie miało to znaczenia. Nie liczyło się, że nic nie robiła, dlatego, że nikt o wyższej od niej pozycji nie przeznaczył jej żadnego zadania. Liczyło się wyłącznie to, że nie zrobiła dosłownie niczego dla ich Władcy. A nie robienie niczego, również oznaczało śmierć. W końcu była nieprzydatna, była problemem, a problemy należało likwidować. Za sprawianie ich również się umierało, chociaż szybciej było by wymieniać rzeczy, za które się nie umiera. Do takich wliczało się wyłącznie szybkie, ale perfekcyjne wykonywanie rozkazów.

  Gdy upewniła się, że jest już gotowa, a jej wygląd jest nienaganny, ostatni raz rozejrzała się po swoim pokoju. Ciężko było to nazwać pokojem. Już prędzej biurem, w którym zmuszona była również sypiać, przez surowe zasady, jakie tu panowały. Mimo tego przyjrzała się każdej z rzeczy. Miało być to jej pożegnanie z tym wszystkim. Po raz ostatni wyjrzała przez okno. Widok z niego był mocno ograniczony, nie tylko przez znajdujące się w nim kraty, ale również mur, który znajdował się za nim, w niedalekiej odległości. Słońce świeciło tego dnia jasno, była piękna pogoda. Idealna na jej egzekucję.

   Wyszła po chwili, nie biorąc ze sobą niczego. Wszystkie wartościowe rzeczy, jakie chciałaby zabrać ze sobą do grobu, pozostały w jej domie rodzinnym, do którego już nie wróci. Nigdy. Z nim niestety nie dane było jej się pożegnać. Gdyby wiedziała, że nie postawi w nim nogi już nigdy więcej, przyjrzała by się wszystkiemu po raz ostatni. Gdyby wiedziała, że nigdy więcej nie zobaczy się ze swoją rodziną, z nimi również by się pożegnała. Jednak ona odeszła ani bez tego, ani bez jakichkolwiek wytłumaczeń. Wszyscy ludzie których kochała, uważali ją za czarną owcę. Tymczasem ona poświęcała wszystko co miała, żeby zagwarantować im bezpieczne życie w dostatku. Robiła dla nich wszystko, a oni nawet nie zdawali sobie z tego sprawy.

  Ruszyła przed siebie prostym, krótkim korytarzem. Po bokach znajdowało się kilka identycznych do tego jej - pokoi. Wszystkie tak samo puste, a ich mieszkańcy tak samo przerażeni i bezduszni jak ona sama, wszyscy uwięzieni z kratami w oknach. Jedynym wyjątkiem, był pokój na samym końcu korytarza. Właśnie tam zmierzała, by spotkać się, ze swoim Panem, który zaprosił ją do siebie na rozmowę. Zaprosił ją do siebie, by skazać na śmierć. Nie było żadnego innego powodu, dla którego miałby zobaczyć się z nią osobiście. Zawsze wykorzystywał do tego swoich przełożonych, a wyjątki nie zdarzały się tu praktycznie nigdy. Przygotowana na zapowiedź własnej egzekucji pchnęła drzwi i przestąpiła ich próg. Nie czuła żalu. Od samego początku, kiedy tylko się tu pojawiła, wiedziała, że zginie właśnie z rąk swojego Szefa. Wiedziała, że nastąpi to prędzej czy później, i choć robiła wszystko co w jej mocy by odłożyć to w czasie, wiedziała, że ostatecznie i tak nie miała na to wpływu.

  — Z jakiego powodu chciałeś mnie widzieć, Panie? Czy jestem w stanie coś dla Pana uczynić? — zapytała kłaniając nisko głowę, przed siedzącym na fotelu Shigarakim. Posłuszeństwo było tym, co uwielbiał, z resztą podobnie jak szacunek. Tylko dlatego, że szybko to odkryła, udało jej się zajść tak wysoko, i przeżyć tak długo. Niestety to nie wystarczyło, by utrzymać się na dobrej pozycji w tym piekle. Ludzie tu zabijali własnych przełożonych by zająć ich miejsce. Mordowali swoich wspólników, by pochwały za powodzenia przypadały im na wyłączność. Każdy miał inny cel, ale wszyscy gotowi byli zrobić wszystko, by go osiągnąć.

  — Z jakiego innego powodu miałbym wzywać cię do siebie, hę? — zapytał ironicznie, nie patrząc nawet w jej kierunku. Ktoś tak pospolity jak ona, nie wart był choćby najmniejszego spojrzenia, od kogoś takiego jak On. Byli jak z dwóch różnych światów. Akemi właśnie stała przed samym Bogiem. — Oboje wiemy doskonale, jak wielką władzę straciliśmy, poprzez śmierć naszych wspólników. — powiedział, jakby to nie z jego winy wszyscy umarli. Jakby to nie on wymordował ich po kolei; bo właśnie taki miał kaprys, bo właśnie na to miał ochotę. — Tak ciężko, znaleźć kogoś odpowiedniego, kogoś, kto spełniać będzie wszystkie rozkazy, w sposób idealny, taki, jakbym sobie tego życzył. — mówił, z wyczuwalną w głosie pretensją. 

  Złość i negatywne uczucia jakie wkładał w swoje słowa zdawały się przenikać całe jej ciało. Momentalnie zaczęła drżeć, kiedy poczuła, że słowa te skierowane są do niej. Czyżby Shigaraki uważał, że swoją robotę wykonuje w mało satysfakcjonujący sposób? Czyżby od tego miał zacząć skazywanie jej na śmierć? Przecież każde z powierzanych jej zadań, nawet te najmniejsze, wykonywała tak dobrze jak tylko się dało. Ludzie z którymi przebywała nieraz szeptali między sobą, że Akemi jest ulubienicą ich Pana. Często bywała na celownikach tych, którzy gotowi byli iść po trupach do celu, robiła wszystko by się obronić. Ostatecznie i tak nie była w stanie ochronić własnego życia. Nie mogła nic zrobić z wyrokiem Boga. Żołądek zacisnął jej się ze stresu, gdy zorientowała się, że jednak powodem jej śmierci będą jej własne błędy, a nie te popełnione przez jej przełożonych, jak sądziła przez cały ten czas.

  — Jednak wszyscy macie to szczęście, że to ja tu rządzę. Bo właśnie to ja, mam wspaniały wręcz pomysł, jak ponownie wprowadzić nas na szczyty przestępczości. Zaczniemy produkować idealnych sług. Bez najmniejszej wady. Rozumiesz, jaką dzięki temu zyskamy potęgę?! Nie będę musiał przejmować się ani przez chwilę wszystkimi waszymi błędami. Moi nowi ludzie będą po prostu idealni! — Podniósł głowę w górę, przez co nawet na odległość, kobieta zobaczyła błysk w jego krwisto-czerwonych oczach. Nie wróżyło to niczego dobrego, dla wszystkich istniejących w tym wszechświecie ludzi, ale być może uratuje to jej rodzinę, i pozwoli im żyć choć trochę dłużej. A przecież to właśnie to, liczyło się dla niej najbardziej. To właśnie było powodem, dla którego dla Niego pracowała.

  — Oczywiście, ale jak chcesz tego dokonać, Panie? — dopytała, wiedząc, że mężczyzna siedzący przed nią, musi mieć w głowie jakiś doskonały plan, jak dokonać tego wszystkiego. Nie wątpliwe jednak, że przyjdzie za to słono zapłacić im wszystkim. Wiedziała, że niezależnie od tego, czym będzie jego pomysł, przeleje się dużo krwi, za pewne nie tylko wśród murów tego budynku ale i poza nimi. Każdy plan jej Szefa kończył się śmiercią setek ludzi, nie trzeba się więc dziwić, że Jego imię przepełniało grozą wszystkich obywateli Japonii.

  — Przeprowadzimy eksperyment, wszystko tu się zacznie! Powoli, ale ruszymy do przodu, aż wreszcie pod tym budynkiem, będzie cała fabryka ludzi doskonałych, czy jesteś w stanie pojąć coś tak cudownego?! — podniósł się gwałtownie z fotela, kładąc ręce na blacie biurka przed nim, i opierając na nich cały ciężar swojego ciała. Biła od niego ekscytacja. Mimo wszystko wyglądał  przerażająco, wręcz psychicznie. I choć uważany był za ucieleśnienie samego Boga, bez wątpienia był również szaleńcem.

  — Co masz na myśli, Panie? — pokłoniła się jeszcze niżej, gdy przypadkowo złapała z mężczyzną kontakt wzrokowy. Mogło go to naprawdę zdenerwować, a nie chciała jeszcze umierać. Nie teraz, kiedy znowu poczuła resztki tak dawno utraconej nadziei.

  — Znajdziemy ludzi z cudownymi mocami. Ludzi tak potężnych, by w grupie zdołali dokonać wszystkiego, co mi się tylko zapragnie. Zamkniemy ich w podziemnych celach, wymażemy im wszystkie dotychczasowe wspomnienia, a bazując na bólu i cierpieniach nauczymy posłuszeństwa wobec ich wielkiego Pana - mnie. Będziemy na nich eksperymentować, aż w końcu uda się obrać idealną ścieżkę, do stworzenia równie idealnych sług. Wtedy nie ciężko będzie zapanować nad światem. — Shigaraki na myśl o tym, był tak szczęśliwy, jak nigdy dotąd go jeszcze nie widziano. Czyżby powróciła w nim stara nadzieja, na zawładnięcie światem? Czy gdy to się dokona, kobieta będzie mogła żyć w dostatku wraz ze wszystkimi swoimi krewnymi?

  — Zrobię, co tylko sobie zażyczysz, by wesprzeć Twój nowy plan. — dopowiedziała szybko, czekając tylko, aż wdrążą go w życie, choć eksperymenty na ludziach, nigdy nie były tym, co jej się marzyło. Wizja ponownego spotkania z bliskimi wystarczała, by mogła zdecydować się na coś, z pozoru tak potwornego.

  — Widzisz tą dziewczynę? — gwałtownym ruchem podniósł zdjęcie z blatu biurka i wystawił przed siebie, by stojąca na wprost kobieta mogła zobaczyć znajdującą się na nim nastolatkę, uśmiechającą się beztrosko. — Ona będzie pierwsza. Sprowadzimy ją tu, a ty zajmiesz się jej wychowaniem, ciągle pozostając w cieniu. Będziesz odpowiedzialna za każde jej działanie.

  — Co ma Pan na myśli, mówiąc "każde jej działanie"? — dopytała w pewnym sensie przerażona. Odpowiadać za własne błędy, a te popełniane przez dziecko, to dwie kompletnie inne rzeczy. Czy to możliwe, że zabije ją za jeden najmniejszy problem, który sprawić by mogła dziewczyna z fotografii? Ale jeśli dzięki temu ma żyć nieco dłużej...

  — Mam na myśli, absolutnie każde jej działanie, czy się rozumiemy? — warknął ostrzegawczo, by nie pozwala sobie na zbyt wiele. Nie zastanawiając się wcale nad własną moralnością, bądź rzeczami jakich będzie musiała dopuścić się już niedługo, skinęła głową na potwierdzenie. Była gotowa zrobić wszystko, nie patrząc na konsekwencje. — Skoro to już ustaliliśmy, eksperyment czas zacząć.

Continue Reading

You'll Also Like

3.1K 249 18
W dniu, w którym coś miało sie zmienić owszem, zmieniło się, ale na gorsze...
33.2K 1.8K 16
! Częściowy wątek +18 ! Książka wolno pisana ! Na zewnątrz samodzielna i samowystarczalna omega, lecz głęboko w środku skryta i potrzebująca oparcia...
31.7K 1K 12
Jeden kwiat, który odmienił ich życia Casandra Spark - 17-letnia córka burmistrza Los Angeles. Uważana za piekną, mądrą i opanowaną kobietę. Ale czy...
14.9K 1K 16
- Nie powinnaś płakać. Nie warto marnować sił na takich ludzi Panienko... - powiedział Hrabia, próbując mnie chyba pocieszyć. - Jak możesz tak mówić...