Potrzebuję cię • HG×DM •...

By Imadeema

82.6K 3.6K 403

Przecież to niemal niemożliwe, aby dwoje tak różnych sobie ludzi, było jednocześnie tak podobnych. Ani ona, a... More

♣ Rozdział 1
♣ Rozdział 2
♣ Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38

Rozdział 35

331 15 2
By Imadeema

Hermiona rozpoczęła swój tydzień pracy zupełnie normalnie. Była prawie wyspana i gotowa do nadrobienia wszelkich zaległości, które namnożyły się w zastraszającej ilości w ciągu ostatnich kilku tygodni. Właściwie, to miała wrażenie, że w ostatnim czasie niespecjalnie spełniała się jako minister. Miała więcej niezałatwionych spraw niż tych zakończonych. Sama siebie powinna zwolnić, ale wciąż nie wiedziała, co mogłaby robić jeśli nie być ministrem.

Pojawiła się w miejscu pracy równiutko o godzinie siódmej rano, wchodząc pewnym krokiem z wysoko uniesioną głową. Pierwsza osoba jaką minęła była Amanda, która siedziała przy biurku na parterze budynku. Była czymś w rodzaju informacji, gdyby ktoś się zgubił, albo nie wiedział po co przyszedł. Dziewczyna miała nie tęgą minę, a zrobiła się jeszcze bledsza, kiedy zobaczyła Hermionę.

Granger zignorowała jej dziwne zachowanie i udała się dalej, w stronę wind, które prowadziły, między innymi, do jej biura. Zrobiło się jednak nieco dziwniej, kiedy jej własny asystent miał dokładnie taką samą minę, jak Amanda. Jęknął tylko coś pod nosem, że ma sporo pracy i zniknął. Dosłownie przed nią uciekł! Zmarszczyła brwi, nie wiedząc, co się tutaj wyprawiało i skierowała kroki do swojego biura. Przystanęła w momencie, kiedy zastała uchylone drzwi. Ktoś tutaj jest? Przeszło jej przez myśl, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, żeby z kimś się umawiała.

Kiedy znalazła się w środku, osoba którą zastała, była ostatnią, jaką miała nadzieję tutaj zobaczyć. Jej samej krew odpłynęła aż do czubków palców w stopach, a w oczach niemal pociemniało. Gdyby coś trzymała w dłoniach, z pewnością teraz to leżałoby na podłodze. I widząc go, gdyby powiedziała "Malfoy?!" byłoby wszystko w porządku, gdyby nie to, że nie był to jej rówieśnik, a jego ojciec. W jej biurze był Lucjusz Malfoy.

- Witam, panno Granger. - usłyszała jego głęboki głos, przez który ciarki przechodziły po plecach, ale zdecydowanie nie było to przyjemne uczucie.

Chciała natychmiast wezwać Harry'ego, który przecież go szukał. Przecież miał na niego wszystko, co mogło pozwolić na ponowne usadzenie go w Azkabanie. Jednak teraz przypomniało jej się zachowanie sekretarki oraz jej asystenta, co utwierdziło ją w tym, że przyszedł tutaj zauważony. Nie zakradł się, tylko wszedł z pełną świadomością swojej obecności. Musiał być pewny, że nie zostanie ani złapany, ani zamknięty. Coś było nie tak.

Nie odezwała się ani słowem, tylko wolnym krokiem podeszła do swojego biurka. Malfoy stał przy oknie, patrząc na kobietę z wyższością, której nigdy się nie wyzbył i z pewnością już tego nie zrobi.

- Zapewne zastanawiasz się, dlaczego tutaj jestem. - zaczął powoli, a Hermiona musiała akurat przyznać mu rację, że była cholernie ciekawa. Jednak przy okazji... Przecież była gryfonką... Nie pozwoliła mu dokończyć, tylko wyjęła swoją różdżkę, ruszając w jego stronę.

- Ty... - nawet nie zdążyła dokończyć, kiedy Lucjusz dosłownie tylko kiwnął palcem, a jej różdżka wyleciała kilka metrów dalej, a ona sama uderzyła plecami w przeciwległą ścianę.

- A-a-a - pokiwał tym samym palcem, jak do dziecka, którego użył do jej obezwładnienia. - Nie powinnaś atakować Ministra, panno Granger.

Spadło to na nią, jak grom z jasnego nieba. Zatkało ją, dosłownie.

- Słucham? - skrzywiła się, odzyskując głos. - Po moim trupie!

- Radzę spojrzeć na biurko. - powiedział tylko i zrobił kilka kroków, aby rozsiąść się na JEJ wygodnym fotelu.

Zrobiła to. Podeszła do biurka z wciąż zniesmaczoną miną, a na nim leżał duży kawałek pergaminu. Wzięła go do reki, a z każdym przeczytanym zdaniem, jej oczy coraz szerzej się otwierały.

- Dotarło? - spytał, niecierpliwiąc się. Gdyby chciał, równie dobrze mógłby powiedzieć, że ma się szybciej wynosić, bo zostawia po sobie zapach szlamu.

Została oficjalnie odwołana przez Radę ze stanowiska Mistra Magii. Zwolnili ją. Wyrzucili z pracy... Hermiona Granger została zwolniona za niewywiązywanie się ze swoich obowiązków, a tym samym na jej stanowisko zostaje powołany Lucjusz Malfoy. Wybrany również przez Radę. Przez Radę, która go wypuściła warunkowo z Azkabanu... Od kiedy na stanowisko Ministra od tak powołuje się kogoś, kto chwilę wcześniej odsiadywał wyrok za współpracę ze złą stroną?

- Jak... Jakim cudem ty...?

- Nie zadawaj idiotycznych pytań, dobrze wiesz, że to jest niepodważalne. - powiedział, stukając palcem w papier. - Zanim jednak się wyniesiesz, chciałbym, żebyś wiedziała, że jakiekolwiek stosunki z moim synem, jeśli nie zostaną natychmiast zakończone... - zastanowił się wręcz teatralnie. - Powiedzmy, że dasz mu spokój, jeśli chcecie oboje żyć. Jeśli mam mieć syna, to tylko takiego, który nie przynosi wstydu, obcując z brudną krwią.

Niemalże wypluł te słowa. Hermiona poczuła się w tamtym momencie dokładnie tak, jak w szkole. W momencie, kiedy młodszy Malfoy wypowiadał podobne słowa w jej kierunku. Ten młodszy jednak miał okazję przeprosić. Temu starszemu nie wybaczyłaby nawet, gdyby przeprosił. Ani teraz ani nigdy.

Uniosła dumnie głowę, nie chcąc robić żadnych scen. Nie chciała, aby cokolwiek wyszło poza to biuro, nie mogła sobie pozwolić na takie sensacje. Wystarczyło jej to, że kolejnego dnia z pewnością przeczyta coś na temat swojego zwolnienia w Proroku Codziennym.

Ścisnęła mocno pergamin w dłoni i odwróciła się na pięcie, odprowadzona podłym uśmieszkiem przez blondyna. Było jej słabo i niedobrze. Chciała zniknąć, albo chociaż móc wyjechać pięć tysięcy kilometrów dalej.

Przy samych drzwiach, schyliła się po swoją różdżkę, z której została rozbrojona. Wstając, ostatni raz spojrzała na swojego niewyjaśnionego następcę.

- Powinieneś gnić w Azkabanie. - wysyczała, podtrzymując opanowany ton głosu, po którym nie sposób było poznać, że jest przerażona pierwszy raz od długiego czasu. - Odpowiesz za to, co mu zrobiłeś, dopilnuję tego.

Wychodząc ze swojego byłego biura zamknęła po cichu drzwi i wolnym krokiem udała się w stronę wind. W oddali zauważyła Pottera, który dosłownie zjadał swoje paznokcie. Ocknął się w momencie, kiedy ją zauważył i podbiegł w czterech krokach.

- Hermiona, nic na niego nie mamy. - powiedział szybko, jakby sam czuł że wariuje. - Wszystko zniknęło! Nie ma żadnych akt, on jest czysty jak łza!

- Nie krzycz. - wymamrotała, wkładając dłonie do kieszeni płaszcza. Zauważyła ciekawski wzrok swojego asystenta, ale nie dała po sobie poznać, że coś się stało. Będzie musiał się w inny sposób dowiedzieć o zmianie swojego szefostwa.

- Pojawił się tutaj, jak król na białym koniu, a my wszyscy zamiast go aresztować, możemy tylko słuchać poleceń. - warczał, próbując dorównać kroku swojej koleżanki. Na obcasach robiła nieco dłuższe kroki niż Harry, a już tym bardziej, kiedy była na tyle zdenerwowana, żeby chcieć wyjść na świeże powietrze w tym samym momencie. - Hermiona, powiedz coś!

- Przestań krzyczeć, zanim ktoś wyłapie każde z twoich słów, bo jutro je w Proroku przeczytamy, głąbie. - odpowiedziała z lekkim smutkiem w głosie. Rzeczywiście nie miała ochoty rozmawiać z Harrym, gdyż wciąż była na niego zła, że ją okłamał. A z drugiej strony, nie miała ochoty rozmawiać o tym, że została zwolniona. - Nie wiem, co mam ci powiedzieć.

Doszli do windy, gdzie na szczęście nikogo innego, poza nimi, nie było.

- Co teraz? - spytał, odwracając się do swojej przyjaciółki. - Ja mam związane ręce...

- Mnie to mówisz? - prychnęła, wyciągając z kieszeni płaszcza pergamin. Podała go Harremu, który niemal udusił się własną śliną, kiedy go przeczytał.

- Ja... Ale... Jak? Przecież...

- Nie zastanawiaj się nawet jak, Rada podjęła taką decyzję i tak musi na razie zostać. - fałszywie wzruszyła ramionami.

- Poddajesz się? - niedowierzał. - Wczoraj byś go rozerwała na strzępy.

- Dzisiaj również, ale najwidoczniej ćwiczył magię bezróżdżkową. - uśmiechneła się kącikiem ust. - Wracaj, Harry, do pracy, póki możesz. Nie wiadomo co znajdziesz jutro na biurku. Nie podpadaj mu, nie unoś się honorem i nie pyskuj. Jeszcze znajdziemy rozwiązanie.

Przytrzymała dłoń na jego ramieniu, a następnie aportowała się do swojego domu, kiedy tylko wyszli z windy. Wtedy wszystko po prostu z niej puściło. Nerwy, które się jej trzymały, wybuchły ze zdwojoną siłą, a ona opadła na kolana zanosząc się płaczem, jak dziecko, które spadło z rowera. Nie chciała pokazywać Harremu, jak bardzo zabolało ją odwołanie jej ze stanowiska, jak i to, że Lucjusz miał prawo wejść do Ministerstwa, jako niemalże wolny człowiek.

Kiedy wreszcie udało pozbierać jej się z podłogi swojego salonu, poszła do kuchni, gdzie w lodówce miała ponad pół butelki wina. Odkorkowała je zębami, w lewej ręce trzymając butelkę, a w prawej różdżkę. Zrobiła porządny łyk z gwinta i zabrała się za nakładanie na swój dom zaklęć ochronnych. Tak wiele się w ostatnim czasie działo w jej życiu, że ani przez myśl jej nie przeszło, żeby chronić swoje własne miejsce. Starała się ochronić i uratować wszystkich dookoła, a zapominała o samej sobie.

Po którymś łyku z kolei zapomniała z której strony już rzuciła zaklęcie, a z której wciąż można ją zaskoczyć. W ogóle nie była w pełni skupiona, nawet nie była pewna, czy te zaklęcia zadziałają, skoro potrafiła się pomiędzy dwoma słowami na powrót rozpłakać.

Kiedy jednak zaczynała powoli widzieć dno butelki, usłyszała walenie do drzwi. Była w tym czasie na górnej części domu, gdzie znajdowały się sypialnie. Była w niemal osiemdziesięciu procentach pewna, że na prawdę ktoś walił do drzwi. Wywróciła oczami, musząc odstawić butelkę na bok. Chciała ją dokończyć w spokoju, ale nie mogła, bo ten ktoś wciąż dobijał się do jej drzwi. Chwiejnym krokiem zeszła w dół schodów, potykając się na ostatnim stopniu. Wyratowała się, łapiąc za poręcz, jednocześnie czkając żałośnie.

- Kimkolwiek jesteś, OD-WAL SIĘ. - wykrzyczała trochę przy tym bełkocząc.

Intruz jednak nie miał zamiaru odpuścić. Kiedy wpełzła do szafki, usłyszała kolejny raz kilka uderzeń w drewniane drzwi. Później jednak usłyszała głos, którego po raz kolejny tego dnia się nie spodziewała.

- Rozpierdolę ci te drzwi, jak nie otworzysz.

Znów Malfoy. Tym razem jednak młodsza wersja. Nie miał dopiero jutro wyjść ze szpitala?

- Odejdź! - wygramoliła się z szafki, zaskoczona, że to on. Podeszła do drzwi, wahając się. - Okłamaliście mnie!

Wróciła znowu do szafki, szukając wina, które pamiętała, że kupiła i z pewnością jeszcze nie wypiła. Było białe, smaczne i zdecydowanie powinno na nią czekać w czasach takiej beznadziei.

- Granger, otwórz, nie będę się darł przez drzwi.

Zignorowała go. Nie przeszło jej również przez myśl, że mógł jeszcze być słaby. Z pewnością nie wyleczyli wszystkich urazów, jakich doznał. Nie pomyślała również o tym, jak obiecywała Lucjuszowi zemstę za jego syna. Wpadła jednak jej do głowy myśl z ostatniego dnia, kiedy widziała młodszego Malfoya jeszcze w całości. Wtedy również się nieco pokłócili. Przedtem jednak się pocałowali. Później Draco obiecał, że nigdy nie zrobi niczego wbrew jej woli. I tylko tyle jej obiecał. Nie mówił, że będzie z nią szczery. I mogła coś jeszcze wymyślić, ale wtedy w jej ręce wpadła butelka.

Z octem.

Teraz już była po prostu wściekła. Podeszła do drzwi i szeroko je otworzyła jednym ruchem.

- Odejdź stąd, do cholery! - wykrzyczała, zupełnie nie przejmując się, że sąsiadka z przeciwka zaczęła się im przyglądać podejrzliwie.

Gdyby nie była na tyle wstawiona, pewnie by zauważyła, że Malfoy ledwo stoi na nogach. Był bledszy niż zwykle, a tego swojego typowego dla siebie blasku wciąż nie odzyskał.

- Harry cię nasłał? - spytała, ale chwilę później uniosła dłoń w górę, kiedy Draco prawie się odezwał. - Nie, nie mów. Obaj jesteście po jednych pieniądzach. Kłamcy.

- O czym ty pieprzysz? - włożył stopę w próg, zanim zdążyła zamknąć mu drzwi przed nosem. Jednak ona odeszła, zapominając o drzwiach.

Potknęła się po drodze o dywan w korytarzu, ale tak jak na schodach, nie wybiła zębów. Udała się do salonu, wiedząc, że gdzieś powinna być whisky. Wiedziała, że gdzieś powinien być jakikolwiek alkohol. Draco szedł za nią próbując wzrokiem ogarnąć bałagan, który się wokół niej roztaczał. Cała aura tego, w jakim była stanie po prostu go zmartwiła. Nie była w takim stanie nawet wtedy, kiedy rozstała się ze swoim, pożal się Merlinie, mężem. Pewnie, wiedział, że coś tam popijała po rozwodzie, ale nie dochodziło to do tak drakońskich scen.

- Ty już dobrze wiesz. - warknęła, schylając się pod stolik, ale tam również nic nie znalazła.

Poczuła ucisk na ramieniu.

- Skończ i porozmawiaj ze mną. - powiedział zupełnie spokojnie, ale kiedy faktycznie się wyprostowała i na niego spojrzała, zorientowała się, że to nie był spokój tylko brak sił. Był słaby.

Uniosła wzrok na jego twarz i kolejny raz wrócił cały ten stan sprzed dwóch godzin, kiedy wyła rzucając zaklęcia. Zauważyła zmęczenie w jego oczach i coś na kształt troski... Zmartwienia? Dodatkowo ciężko oddychał, kulał na jedną nogę, lewe ramię miał wciąż zabandażowane. I pewnie pomyślałaby nad tym dłużej, gdyby chwilę później nie podwoiło jej się w oczach.

- Uknuliście to za moimi plecami z Harrym. - wycelowała palcem w jego stronę, chwiejąc się na nogach. - Prosto w oczy kłamałeś, że coś wymyślisz, a już wiedziałeś, co zrobisz.

Westchnął. Nie wiedział, co mógłby zrobić poza tym.

- Tak, rozmawiałem z Potterem. I tak, było już coś tam wcześniej zaplanowane.

Prychnęła.

- Czyli równie dobrze mogłam zostawić cię w tej jaskini. - zaśmiała się nerwowo, wyrywając rękę z jego uścisku.

- Nie. - złapał z powrotem jej rękę, tym razem przesuwając palce na dłoń. Przyciągnął ją bliżej do siebie, tak, że ich czoła niemal się dotykały. - Byłem na ciebie kurewsko zły, że sama się porwałaś na tą wyprawę. I nie dlatego, że byś się zgubiła, czy dlatego, że mogłaś trafić na kogoś na kogo nie powinnaś. Byłem zły, bo obawiałem się, że trafisz na mojego ojca. Widziałaś do czego jest zdolny i, uwierz mi, nie dostałabyś taryfy ulgowej.

- Ty jej również nie dostałeś, ledwo przeżyłeś. Wciąż ledwo żyjesz. Dlaczego kolejny raz chcesz być jego mięsem armatnim?

- Nie chcę. - odpowiedział, przenosząc dłonie na jej policzki. Miała słabość do tego gestu, a on najwidoczniej o tym wiedział. - Nie chcę, ale jeśli chcę pozbyć się ojca raz na zawsze, nie mam innego wyjścia.

- Byłeś gdzieś poza szpitalem?

- Nie, ale to chyba nie był najlepszy pomysł, żeby się wypisać. - wymamrotał, czując, że ma coraz mniej sił.

- Jestem pijana, nie aportuje cię do szpitala. - zaśmiała się, czując się po prostu głupio.

- Wystarczy mi kanapa. - wciąż trzymał jej twarz blisko siebie, jakby chciał na zapas zapamiętać jej widok. Jej miękkość skóry, czy każdy pieprzyk, znamię czy bliznę. - Nie pij już, Granger.

- Nie mam już sił, przerasta mnie to wszystko... Gdzie ja mam znaleźć pracę?

To nie tak, że będąc bohaterką wojenną oferty pracy spływały z każdej dziury i szczeliny domu. Jeszcze teraz kiedy oficjalnie została odwołana ze stanowiska, wszyscy będą pewni, że się na nie nadawała, więc po co komu taki pracownik?

- Pracę? - odsunął się nieco i pociągnął ją za sobą na kanapę. Kiedy na niej usiadł, ona opadła tuż obok, wtulając się w jego ramię, zupełnie w taki sposób, jak w szpitalu.

- Mhm, twój ojciec mnie zwolnił. Teraz on jest Ministrem. - wybełkotała, mając już zamknięte oczy, a chwilę później sen przyszedł jak zbawienie. Potrzebowała tego odpoczynku. On również, a w szczególności przy niej.

- Muszę w takim razie zabić Ministra. - westchnął, przyswajając te rewelacje na porządku dziennym i już wiedział, że spokój, który w jego życiu trwał przez ostatnie kilka lat właśnie dobiegł ku końcowi. Czekała go walka o swoją wolność, jej honor i ich wspólną chwilę.

Lecz nie wiedział jeszcze, jakie to może być trudne.

_____
Zestarzałam się od pierwszego rozdziału, nie sądziłam że dam radę jeszcze cos tu napisać. Nie jest sprawdzony. Chce jakimś cudem dokończyć to opowiadanie i kiedys... Kiedyś... Kieeeedyyyyś je poprawić.

Continue Reading

You'll Also Like

38.9K 1.5K 39
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
57.7K 3.1K 111
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
195K 15.9K 159
Tiana Adara Black. Córka mordercy, bratanica szajbuski, pupilka Snape'a... Nie, to ostatnie należy wykreślić z listy. Nauczyciel eliksirów zdecydowan...
5.7K 299 19
Co gdyby to Hailie wychowała się z ojcem a chłopcy z Gabrielą? Co gdyby to oni stracili matkę? Co gdyby Hailie miała córkę w wieku 19 lat? Co gdyby t...