Star Wars Saga Mando: Wyjście...

By SoloElectro

290 20 0

Wojny klonów szerzą się w galaktyce. Siły Republiki odkrywają nowe zagrożenie ze strony Separatystów. Przypar... More

Informator
Próba
Język Mandalorian - Mando'a
„Dawno, dawno temu w odległej galaktyce ..."
Akt 1: Początek
Akt 2: Cienie przeszłości cz.1
Akt 3: Cienie przeszłości cz.2
Akt 5: Wolność
Akt 6: Zmiany

Akt 4: Potwory

12 2 0
By SoloElectro

Rozdział1: Rutyna

Kilka tygodni później

Słońce zaczęło powoliwznosić się nad horyzont Dantooine, a jego promienie oświeciłyVenoram. Miasto budziło się powoli do życia. Mieszkańcy wyszli naulicę, aby zająć się swoimi sprawami. Tylko jeden dom wzachodniej części miasta nadal był pogrążony w ciszy. W sypialnina piętrze znajdowali się Neyomar i Sayana. Leżeli wtuleni wsiebie i zażywali niczym niezmąconego snu. Nagle komunikatorchłopaka zaczął dzwonić. Neyo przewrócił się na plecy i nieotwierając nawet oczu sięgnął do szafki nocnej. Usiłowałdosięgnąć do urządzenia, ale Saya przyszpiliła delikatnie jegorękę do łóżka swoją dłonią.

- Zostaw – wymamrotała – Mmm... jeszcze wcześnie – przycisnęła go do siebie mocniej.

- Mhm ... a jeśli to cośważnego ? – nadal próbował sięgnąć do komunikatora.

- Może poczekać – skierowałajego twarz na siebie i pocałowała go w usta. Odwzajemnił gest, alejednocześnie otworzył dłoń i przyciągnął do niej Mocąmetalowy dysk. Odebrał połączenie i niebieski hologram zaświeciłpo ich oczach. Dziewczyna położyła głowę na jego klatce –Oszukujesz.

W hologramie pojawiła sięsylwetka stałej klientki chłopaka, właścicielki sklepu z odzieżą– Doi.

- Jate vaar'tur, panno Doi. Comogę dla pani zrobić ?

- Neyo, chłopcze ! Wybacz mi, żezawracam ci głowę tak z samego rana, ale oświetlenie w sklepie niedziała. Czy mógłbyś coś na to poradzić ?

- Eeh ... – uderzył lekkotyłem głowy o poduszkę – Niedługo będę.

- Dziękuję – kobieta odezwałasię i połączenie zostało zakończone.

Saya wypuściła Neyo, a onusiadł na krawędzi łóżka. Położyła się na boku, podparłagłowę ręką i spojrzała na niego.

- Nie dają ci spokoju, co ? –spytała.

- Elek ... ni ceta – przetarłtwarz dłońmi.

- Nie przepraszaj – przysunęłasię i pogładziła go po ramieniu – Przecież to twoja praca –wstała i owinęła się kocem – Zjedz coś chociaż zanimwyjdziesz – powiedziała i ruszyła do wyjścia z pomieszczenia.

Neyo patrzył na nią i wykonywałjednocześnie niewidoczny ruch ręką, ale zanim go dokończył, onaweszła w zakręt i sama machnęła dłonią z dołu do góry. Wtedychłopak podskoczył i zacisnął powieki zaskoczony. Spojrzał nadziewczynę, a ta puściła do niego oko i zniknęła z progu drzwi.Zaśmiał się. Wstał, przeciągnął się i też wyszedł z pokoju.Przechodząc przez korytarz klęknął przy Koczim, który leżał naswoim posłaniu. Kiedy go pogłaskał, ogar podniósł głowę iziewnął mu przed nosem. Chłopak powąchał jego oddech inatychmiast zatkał nos.

- Uuf ... znowu polowałeś wnocy – pomachał ręką przed twarzą. Zwierzak odpowiedziałszczeknięciem – Muszę kupić ci jakąś specjalną karmę –podrapał go za uchem i zszedł po schodach na dół.

- Hej widziałeś gdzieś Tari ?– Sayana krzyknęła do niego z kuchni.

- Neyc – odpowiedział i teżtam poszedł. Zajrzał do górnej szafki szukając czegoś co chciałzjeść, ale w środku zastał poszukiwanego Smixa. Jadła kawałekgranoli – Znalazłem ją.

- Kandosii – odpowiedziaładziewczyna.

Neyo pogłaskał zwierzaka, poczym spojrzał na słoik obok niej i wyciągnął go z szafki. Kiedyzamykał drzwiczki Tari wyskoczyła na jego głowę i przeskoczyłana Sayę, która gotowała na patelni. Mandalorianie zjedliśniadanie, ubrali się i po chwili wyszli z domu. Zatrzymali sięjeszcze na sekundę na ganku.

- Tam gdzie zawsze po pracy ? Wkantynie u Meca ? – spytała Saya.

- Jasne – poszli razem w głąbmiasta, trzymając się za ręce. Zatrzymali się przed wejściem doportu kosmicznego. Pocałowali się na pożegnanie – Miłego dniacyar'ika.

- Tobie też – rozeszli się wswoje strony.

Jakiś czas później

Po tym jak Sayana przeprowadziłasię do Neyo na Dantooine potrzebowała miejsca, w którym mogłabywykonywać swój zawód. Może i było ich stać na wynajem gabinetuw pobliżu głównego rynku, ale na kupno sprzętu medycznego jużnie, więc wybór padł na Szerszenia. To jedyne miejsce, do któregoobecnie mieli dostęp, a w którym mogłaby przyjmować pacjentów iudzielać im pomocy. W tej chwili kończyła zajmować się pewnymmężczyzną. Kiedy go osłuchała, przewiesiła stetoskop przezszyję i postawiła diagnozę.

- Jest pan tylko przeziębiony.Proszę odpoczywać i dużo pić, a ja już wypisuję panu receptęna antybiotyki – zaczęła wypełniać odpowiedni dokument na swoimczytniku danych.

- Dziękuję pani doktor –zakaszlał i położył swój holokomunikator przy jej urządzeniu.

Przejechała palcem po ekranie wstronę komunikatora, a na nim pojawił się hologram szczegółówrecepty. Mężczyzna odliczył kilka kredytów i wręczył jelekarce. Wyszedł, a ona schowała je do szafki.

- Następny, proszę ! –zawołała.

W przejściu do ambulatoriumstanęła kobieta z małą dziewczynką. Kiedy Saya spojrzała w ichstronę rozpoznała ją. To była Inra. Poznała ją pewnego razu gdyposzła z Neyo do miejscowej szkoły odprowadzić Kana do domu.Dziecko zalewało się łzami i trzymało za skroń, po którejspływała krew.

- Haar'chak ! Inra ! – Sayanatychmiast podbiegła do nich zmartwiona. Zaprowadziła je do łóżkadla pacjentów i posadziła na nim dziewczynkę – Co się stało ?– skierowała pytanie do jej matki. Zaczęła przyglądać sięInrze ze wszystkich stron. Szyja i kark nie były uszkodzone. Terazmusiała obejrzeć zranione miejsce – Weź rączki, kochanie –przesunęła je delikatnie.

Skóra była rozcięta i z ranypowoli sączyła się krew.

- Nie widziałam co to było –kobieta zaczęła odpowiadać – Byłyśmy na placu zabaw. Patrzyłamjak bawi się z dziećmi. Nagle usłyszałam krzyk Inry. Leciała jejkrew i od razu przybiegłyśmy tutaj.

- Eeh ... masz rozciętą skórę,skarbie. Będę musiała zaszyć ranę.

- Czy to jest konieczne ? –matka dziewczynki zmartwiła się – Przecież możesz zrobić cośinnego. Nakleić plaster medyczny czy coś ?

Saya nachyliła się do uchakobiety.

- Trzeba zatrzymać krwawienie.Mogłabym zespoić to od razu pewnym narzędziem, ale z doświadczeniawiem, że to bardzo bolesne – wyszeptała – Mała jest w szoku.Taki ból wywoła u niej panikę – wyjaśniła jej sytuację.

Matka pacjentki zastanowiła się.

- Rób co musisz – wzięłacórkę na kolana.

Saya wyjęła z szafki gaziki,środek odkażający, igłę i nić. Podeszła do Inry. Chwyciła jąlekko za jeden policzek i skierowała jej zapłakany wzrok na siebie.

- Teraz trochę zaboli, kochanie.Będziesz dzielna ?

- T...Tak – dziewczynkawyjąkała przez łzy i przytuliła się do matki.

Saya nasączyła gaziki iodkaziła ranę. Inra zasyczała cicho z bólu. Potem dziewczynazaczęła zszywać brzegi rany na skroni dziecka. Kuliła się przytym.

- Ściśnij moją rękę, skarbie– powiedziała jej matka i tak też dziewczynka zrobiła.

Po chwili Saya skończyła inakleiła opatrunek na szwy.

- Gotowe. Powiesz mi teraz co sięstało ? – pogłaskała ją po główce.

- B...Bawiliśmy się i ... inagle ... przewróciłam się i uderzyłam głową o kamień –wyjąkała.

- A więc wstrząśnienie mózgu– stwierdziła lekarka – Lepiej żeby mała została przez kilkadni w domu – dziewczyna wstała i podeszła do swojego czytnikadanych – Wypiszę jej zwolnienie ze szkoły. Pani natomiast musizmieniać jej opatrunki i obserwować objawy. Gdyby działo się cośniepokojącego proszę natychmiast przyjść do mnie – przekazałajej zwolnienie.

- Dziękuję Sayano – kobietawzięła córkę na ręce – Nawet nie wyobrażasz sobie jaka jestemci wdzięczna.

- Nie ma o czym mówić. Przecieżod tego jestem.

- A jednak nie ma w mieściedrugiej takiej osoby jak ty. Zawsze pogodna, uśmiechnięta i zakażdym razem, gdy tylko mogłaś, stawałaś w czyjejś obronie.Mamy szczęście, że się do nas sprowadziłaś – wtedy kobietasięgnęła jedną ręką do kieszeni i wyjęła z niej garśćkredytów. Podała je Sayi – Czy tyle wystarczy ? – spytała.

- Elek – wzięła od niejpieniądze. Pogłaskała dziewczynkę po głowie i otarła łzy z jejpoliczków – Uważaj na siebie Inra.

- Podziękuj pani doktor –kobieta nakazała córce łagodnie.

- Dziękuję – powiedziałacicho, ale z uśmiechem.

Opuściły ambulatorium izostawiły Sayę samą z ciepłym uśmiechem na twarzy. Pomaganiebliźnim, a zwłaszcza dzieciom, zawsze sprawiało jej wielkąradość. Czuła wtedy, że jest na swoim miejscu.

- Następny ! – zawołała iusiadła za swoim biurkiem.

W tym samym czasie

Neyo znajdował się w sklepie zodzieżą pani Doi. Szybko udało mu się naprawić oświetlenie.Bezpiecznik się przepalił, więc wystarczyło go wymienić. Okazałosię jednak, że holostół również szwankuje. Obecnie chłopakleżał na podłodze z głową i rękami pod obudową urządzenia.Usiłował znaleźć źródło usterki, ale niestety jego narzędzianie były najnowsze. Za każdym razem gdy chciał coś zrobić ichstan dawał o sobie znać. Mierniki nie działały poprawnie, więcnie mógł sprawdzić nawet najprostszych parametrów elementówelektronicznych. W końcu poddał się i miał zamiar wyjść spodkomunikatora, ale usłyszał interesującą rozmowę Doi z jejklientką. Postanowił zaczekać jeszcze chwilę w tej pozycji ibacznie ich słuchać.

- Słyszałeś o tej nowejlekarce, która sprowadziła się z miasta ? – Doi spytałaklienta.

- Tak, słyszałem. Zabrałapacjentów naszej drogiej doktor Verik. Biedna kobieta tyle latpracowała na swoją reputację, a nowicjuszka odbiera jej zarobek –odpowiedział.

- Musi być dobra, skoromieszkańcy się u niej leczą.

- Jak dla mnie może byćnajlepsza, tylko nie tutaj. Słyszałaś, że to mandalorianka ? –w tamtym momencie właścicielka sklepu chciała mu przerwać,wiedząc kto może to usłyszeć. Zaczęła gestami dawać mu dozrozumienia, żeby zamilkł, ale on kontynuował – Groźni,bezwzględni, brutalni – wymieniał słowa jakimi określiłbymandalorianina, a Neyo gotował się w środku – Zapewne groziludziom, żeby się u niej leczyli. Jet ma również podejrzenia, żeten dzieciak Impera i Raider ma z tym coś wspólnego – Doizasłoniła tylko twarz, patrząc przez palce, w oczekiwaniu na to cozaraz się stanie. I rzeczywiście miarka się przebrała. Neyomógłby znieść obelgi skierowane tylko w jego stronę, alefałszywe oskarżanie Sayany ... Tego było już po prostu za wiele.Wstał i uderzył dłonią o blat holostołu, zwracając tym samymuwagę klienta na siebie. Ten odwrócił się w jego stronę izrozumiał co na siebie ściągnął. Uśmiechnął się i udawał,że nic wcześniej nie mówił – Neyo ! Witaj chłopcze ! Jakzdrowie ? – spytał z nadzieją, że uniknie konsekwencji.

- Teraz Neyo, a gdzie podziałsię dzieciak Impera i Raider ? – spytał spokojnie, ale groźnie –W kwestii zdrowia. Czuję się o wiele lepiej, od kiedy zamieszkałaze mną moja dziewczyna. Lekarka – położył szczególny nacisk naostatnie słowo. Mężczyzna przełknął nerwowo ślinę, kiedychłopak zaczął się do niego niebezpiecznie zbliżać. Nachyliłsię nad nim i zmusił go do oparcia o blat kasy – Nie spróbowałeśnawet jej poznać. Nie wiesz jaka to ciepła i dobra osoba.Posłuchałeś Jeta i to ci wystarczyło – odepchnął go i zwróciłsię do Doi – Oświetlenie działa, ale holostołu nie dam radynaprawić. Płacisz połowę tego co mi obiecałaś – powiedział.

- Dobrze – wyjęła spod ladywalizkę z zarobionymi kredytami i odliczyła kwotę, o której mówiłchłopak. Podała mu ją – Dziękuję. Jesteś wielki.

- Pfft – parsknął – Wszyscymi to mówią, a potem słyszę teksty podobne do twoich – złapałmężczyznę, który ich obrażał, za ubranie i ponownie go popchnął– Macie szczęście, że nie obchodzi mnie wasze zdanie – opuściłsklep w podłym nastroju.

Kiedy zniknął z pola widzenia,klient wypuścił powietrze i zwrócił się do Doi.

- Ci mandalorianie są bardzodrażliwi – powiedział.

- Zamilcz wreszcie i ciesz się,że jeszcze żyjesz ! – odezwała się srogo – Jest impulsywny,ale ma rację. Pomaga wszystkim wokoło, a mimo to większośćmieszkańców miasta nadal uważa go za zwykłego brutala i krętacza.To naprawdę niezwykłe, że potrafi zachować pogodę ducha przytakim nastawieniu osób pokroju Jeta – zakończyła gwałtownie tąrozmowę.

Kilka godzin później

Neyomar wykonał jeszcze paręzleceń, które w miarę możliwości mógł wykonać, a następnieudał się do kantyny i czekał na Sayanę. Zamówił dwa posiłki, akiedy Mec mu je podał, ten rzucił kilka kredytów na blat. Wyszedłna zewnątrz, położył tace z jedzeniem na stole i usiadł przynim. Zaczął jeść swój obiad i czekał jednocześnie, aż jegodziewczyna dołączy do niego. Po chwili zobaczył ją jak ona idziew stronę restauracji. Kiedy dotarła na miejsce, chłopak wstał iprzywitał się z nią pocałunkiem. Przytulili się i zasiedli doposiłku.

- Jak było dzisiaj w pracy,cyar'ika – spytał Neyo.

- Na początku byłam pewna, żebędzie to rutynowy dzień, ale w pewnym momencie na Szerszeniaprzyszła koleżanka Kana ... Inra, z matką. Miała ranę na skroniod uderzenia w kamień. Musiałam ją zszyć – odpowiedziała Saya.

- Biedne maleństwo –skomentował – Była dzielna ?

- Była. Zaraz wrócił jejnastrój. Szkoda tylko, że potem nie miałam szczególnie dużopacjentów. Jeszcze nie wszyscy w Venoram wiedzą o mojej małejklinice na pokładzie Szerszenia. W tym tempie nie uzbieramy szybkona wynajem gabinetu w centrum. Już nie mówiąc o kupnie.

- Skoro mowa o pieniądzach, tomuszę cię zmartwić – utkwił wzrok w talerzu.

- Co się stało ?

- Moje przyrządy miernicze niesą w najlepszym stanie i powoli przestają działać. Bez nich mojemożliwości wykonywania zawodu bardzo się zawężą – wziąłwdech – Obawiam się, że będę musiał kupić nowe.

- Jeżeli jest to konieczne, tochyba nie ma na co czekać. Rób co musisz, żeby ułatwić sobiepracę. Ale ... one nie są najtańsze, prawda ?

- Porządne ? Neyc. Eeh ... toani trochę nie przybliży nas do realizacji twojego planu, cyar'ika.

- Niestety – zastanowiła sięprzez chwilę. Zaczęła się cicho śmiać, a Neyo spojrzał na niązdziwiony.

- Me'ven ? – spytał.

- Nic tylko ... haha – niemogła się powstrzymać – Rozmawiamy o pieniądzach. Rozumiesz to? O naszych zarobkach. To ... po prostu ... takie normalne, że ażmiłe w porównaniu z wydarzeniami ostatnich miesięcy.

- Bywało groźnie – wyłożyłsię na oparciu.

- Nie licząc momentów, kiedyżycie przelatywało mi przed oczami, to nawet podobał mi się tendreszczyk emocji i adrenalina buzująca w żyłach. Można było siętrochę wyżyć, jeśli wiesz co mam na myśli – podniosła rękęi potarła palce o siebie.

- Więc ... może powinniśmyzainteresować się jakąś robotą dla najemników – zaproponowałi pochylił się nad stołem. Te słowa bardzo zdziwiły Sayanę, alezanim zaprotestowała postanowiła wysłuchać go do końca –Wystarczy jedna porządna fucha i będzie nas stać na kupno gabinetuw centrum dla ciebie i mierników dla mnie. Moglibyśmy też przyokazji ... zażyć trochę ruchu – Neyo uśmiechnął się ipokiwał głową w oczekiwaniu na odpowiedź.

Dziewczyna wzięła wdech iprzygryzła wargę. Najpierw uśmiechnęła się na myśl o jakiejśakcji, ale zaraz spoważniała. Rozejrzała się wokół,zastanawiając się jednocześnie.

- Neyo, cyar'ika ... to ... tonie jest dobry pomysł – pokręciła głową przecząco i spojrzałamu w oczy – Wojna nas tu nie dosięga. Możemy prowadzić spokojnei bezpieczne życie – powiedziała, choć wcale tak nie myślała.

Bardzo kusiła ją ta wizja.Chłopak zauważył to niemal natychmiast. Popatrzył na nią przezchwilę i tylko uniósł wymownie brew. Wyprostował się, skrzyżowałręce na piersi i uśmiechnął się.

- Wybacz ... ale jakoś ci niewierzę – stwierdził – Chcesz tego tak samo jak ja.

- No dobrze, przyznaję. Chcę –dała upust swojemu entuzjazmowi.

- To jak ? Zajmiemy się czymśszybkim i wrócimy zanim ktokolwiek zdąży zatęsknić ? – spytałi z uśmiechem oczekiwał odpowiedzi.

Saya jednak jeszcze przez jakiśczas nie dawała mu jej. Zastanawiała się. Z jednej strony to byłdobry pomysł ze względu na ich potrzeby finansowe i ich impulsywnezapędy, ale z drugiej – trochę martwiło ją ryzyko. Może irazem byli potężni, ale zawsze istniała szansa, że jedno z nichzostanie ranne, a najbardziej niepokoiła ją myśl, że tym kimśbędzie Neyo. Zawsze ratował ją za wszelką cenę. Mimo to, on niewydawał się bać zagrożenia. Nagle przyszła jej do głowy pewnamyśl. Jaka istniała szansa, że trafią na przeciwników gorszychod Dooku lub choćby Orona ? W tamtej chwili opuściło jązwątpienie, a za to całkowicie wypełniła ją zuchwałość.Podjęła decyzję.

- Tylko ten ... jeden raz –podkreśliła te słowa prostując palec wskazujący swojej lewejdłoni.

Neyo bardzo się ucieszył gdy tousłyszał. Pozostała jeszcze tylko jedna kwestia. Sięgnął nadstołem i chwycił jej środkowy palec. Wyprostował go delikatnie.

- Może ... jeszcze toprzedyskutujemy – zaśmiał się.

Ona spojrzała na niego i niemogła w to uwierzyć. Próbowała powstrzymać śmiech i co chwilena niego spoglądała.

- Jesteś niemożliwy –przechyliła głowę w bok i wyszeptała namiętnie.

Palce ich dłoni splotły się.

- I za to mnie kochasz –powiedział w podobnym tonie.

W tamtej chwili dziewczyna wstałai chwyciła go wolną ręką za ubranie pod szyją. Pociągnęła godo góry, a wtedy on również wstał. Przyciągnęła go i zbliżylisię do siebie nad stołem.

- Nie mylisz się – pocałowałago, a on to odwzajemnił.

Wrócili do spożywania posiłków,a gdy skończyli, udali się z powrotem do domu. Przekroczyli jegopróg i zdjęli z siebie odzież wierzchnią oraz buty.

- Co teraz zamierzasz ? –spytała Saya, kiedy Neyo pomagał jej zdjąć płaszcz.

- Chciałem trochę odpocząć ipójść popływać. A ty ?

- Zrelaksowałabym się chwilęprzy muzyce, a potem ... może pójdę już spać. O ile nie zasnęprzy jakimś wolniejszym utworze. Uuh ... jestem wykończona –przetarła twarz dłońmi i usiadła na kanapie.

Chłopak podszedł do oparcia izłapał ją od tyłu za ramiona. Zaczął ją łagodnie masować.Było to dla niej bardzo przyjemne. Co chwilę wydawała z siebieciche jęki świadczące o tym.

- Odpocznij, cyar'ika –odgarnął kosmyk jej włosów za ucho, gdy skończył.

Kiedy odchodził złapała gojeszcze za rękę.

- Tylko ... jeśli będę spała,a ty wrócisz ... nie dotykaj mnie, gedet'ye, tymi zimnymi rękami.Hipotermii można dostać – spojrzała na niego błagalnie

- Nie wiem o czym mówisz –droczył się z nią.

- A wczoraj ? O mały włos nieupuściłam słoika, kiedy włożyłeś mi ręce pod koszulkę –spojrzał na nią z udawanym niedowierzaniem – Były jak lód.

- Dobrze. Ni ceta, więcej niebędę – obiecał i pocałował ją w czoło.

Poszedł na piętro, a lekarkapołożyła się wygodnie na kanapie. Rozejrzała się popomieszczeniu w poszukiwaniu pilota od stacji muzycznej. W końcu goznalazła, ale był daleko, więc wyciągnęła dłoń i przyciągnęłago do niej Mocą. Włączyła sprzęt i z głośników zaczęładochodzić wolna, ale dynamiczna melodia. Saya zamknęła oczy iprzez krótką chwilę walczyła ze sobą, żeby nie zasnąć, alenie minęło dużo czasu za nim przegrała i odpłynęła.

W tym samym czasie w Ocabel

Na Dantooine dominowały małeośrodki miejskie, liczące od jednej do kilkunastu rodzin. Venoram iAukita należały do tych nieco większych, ale w porównaniu doOcabel, przypominały małe wsie. Ocabel było samą stolicą, azarazem największym miastem na powierzchni planety. Właśnie tammieszkał sam premier Dantooine – Xad Nus. Prowadził on właśniedyskusję ze swoimi doradcami w rezydencji w środku miasta. Siedziałprzy biurku oparty łokciami o blat.

- Panie Nus, w budynku senatumają ostatnio miejsce niebezpieczne sytuacje. Najpierw grupa łowcównagród pojmała grupę senatorów i zagroziła ich życiu. PotemOnaconda Farr został otruty. A w czasie debaty dotyczącejderegulacji banków, senatorowie, którzy jeszcze nie podjęlidecyzji, byli prześladowani przez kolejnych najemników – jeden zdoradców, o imieniu Har przedstawił mu sytuację.

- Wielokrotnie już okazało się,że gwardia senatu nie potrafi nikogo ochronić. Posyłanie tam panisenator bez dodatkowej ochrony byłoby niepotrzebnym ryzykiem –drugi, który nazywał się Mok dopowiedział.

Xad wstał i bez słowa podszedłdo okna. Spojrzał przez nie na podwórze, gdzie młoda kobieta braławłaśnie lekcje jazdy na Iriazie. Uśmiechnął się na jej widok.Potem dotarło do niego jak poważna jest sytuacja. Westchnął iodwrócił się z powrotem do swoich doradców.

- Bezpieczeństwo mojej córkijest naszym najwyższym priorytetem. Nie możemy jednak powierzyćjej zdrowia i życia jakimś zwyczajnym ochroniarzom, gdyż tak jakjuż wspomnieliście, nie są oni w stanie nikogo obronić przednadzwyczajnymi zagrożeniami. Czy macie jakieś propozycje ?

Zapadła niezręczna cisza,podczas której każdy szukał odpowiedzi na to pytanie. Nagle Harowiprzyszedł do głowy pomysł.

- Doszły mnie jakiś czas temusłuchy o tym, że tożsamość niesławnego Niosącego Śmierćzostała w pewnym stopniu obnażona – powiedział.

- Wybacz, ale czy wizja mordercypałętającego się w pobliżu mojego dziecka nie przeraża cię anitrochę ? – spytał Xad.

- Bez obaw. Wywiad dostarczyłnam nowych informacji na jego temat. Okazało się, że jest nimmłody mężczyzna, a dopuścił się on tego czynu tylko i wyłączniew celu obrony własnej i kogoś bliskiego – dopełnił swojąwypowiedź.

- Czy znamy jego imię lubnazwisko ?

- Niestety nie. Z ciekawościpróbowałem dowiedzieć się o nim czegoś więcej, ale nieznalazłem nic. Tak jakby ... wcale nie istniał. Jedyne co udało misię ustalić na podstawie najświeższych doniesień to jego możliwemiejsce pobytu

- Wcale mnie to nie dziwi –odezwał się Mok – Od popełnienia zbrodni w Aukicie minęłylata, a nowe dane na ten temat dotarły do nas kilka miesięcy temu.Nie trwałoby to tak długo, gdyby łatwo było go znaleźć.

Xad złączył dłonie przedtwarzą i zastanowił się. Nie był pewien czy najęcie kogośtakiego to dobry pomysł. Musiał go poznać, zanim cokolwiekpostanowi.

- Postarajcie się sprowadzić gotutaj – wydał polecenie – Sprawdzimy czy możemy mu zaufać.

- Już się tym zajmuję –odpowiedział Har.

Opuścił gabinet swojegoprzełożonego i udał się do garażu. Po drodze wziął ze sobądwójkę ochroniarzy. Razem przekroczyli próg pomieszczenia, a tamczekał na nich śmigacz z droidem kierowcą. Wsiedli na pokład.

- Jaki jest cel podróży ? –spytał robot.

- Venoram – powiedział Har.

Rozdział2: Oferta

Następnego dnia

Tego dnia po pracy Neyomar miałzamiar przyjrzeć się liście zleceń dla najemników w kantynieMeca. Znajdowała się tam centrala, do której napływałynajświeższe informacje, skierowane właśnie do nich. Potrzebowalidużego zastrzyku gotówki, a rodzaj wykonywanej pracy nie miał dlanich znaczenia. Przeglądał ogłoszenia, jedno po drugim, ale niemógł znaleźć nic zadowalającego.

- Ugh ... Fierfek – w końcupoddał się i odszedł od konsoli. Usiadł przy ladzie, a po chwilipodszedł do niego Mec – Dwa Ne'tra Gal na wynos, poproszę.

- Już podaję – Gotal sięgnąłdo lodówki i wyjął z niej dwie butelki napoju – Czyżbyśzainteresował się pracą Łowcy Nagród ? – spytał stawiającprzed nim alkohol.

- Potrzebujemy z Sayaną trochępieniędzy, a to najprostszy sposób, żeby je zdobyć. Nie znaszjakiegoś informatora, który mógłby mieć przyzwoite zlecenie ?

- Wybacz chłopcze. Do mnie niedocierają takie informacje – odpowiedział.

- Rozumiem – powiedział.Schował napoje do swojej torby i zapłacił za nie – Vor entye –wstał i wyszedł. Po krótkim marszu dotarł do swojego domu. Kocziwylegiwał się na ganku. Przechodząc obok, chłopak podrapał go zauchem, po czym wszedł do środka. Zajrzał do salonu, ale nikogo tamnie było. Wszedł do kuchni i włożył dwa piwa do lodówki, jednaktam też nie było żywej duszy. Cofnął się i zaczął wchodzićpo schodach – Saya !?! – zawołał.

- Na dole ! – usłyszał jejgłos dochodzący z piwnicy.

Wrócił się, poszedłkorytarzem obok i zszedł po schodach na dół. W ciemnympomieszczeniu jedynymi źródłami światła były małe okno podsamym stropem, żarówka na środku sufitu i lampa, oświetlającabiurko, przy którym siedziała dziewczyna. Urządzili tam maływarsztat. Obok niego znajdowała się duża szafa na narzędzia, a napodłodze leżało mnóstwo pudeł poukładanych w sterty. Neyoprzeszedł między nimi i stanął za swoją partnerką. Położyłjej dłoń na ramieniu, na co ona zareagowała uśmiechem.

- Jak poszło szukanie zlecenia ?Znalazłeś coś ciekawego ? – zaczęła rozmowę.

- Nic dość dobrze opłacanego –spojrzał na blat biurka, na którym leżał jej miecz – Co robisz?

- Czyściłam swoją broń, kiedy... pomyślałam, że chcę zobaczyć jak miecz wygląda od środka.

- To czemu nadal jest cały ?

- Wstyd mi się przyznać, ale ...nie wiem jak się do tego zabrać. Możesz mi pomóc ? – poprosiłago i odsunęła się na jeżdżącym fotelu.

On kiwnął tylko głową, poczym wziął broń do ręki. Odwinął skórzane pasy rękojeści.Otworzył Mocą szufladę szafy i przyciągnął do siebie potrzebnymu śrubokręt. Odkręcił śruby trzymające emiter, po czymodłączył go od całości. Zsunął moduł aktywatora, odłączyłkable wychodzące z niego i odłożył go na bok. Teraz mógł zdjąćzewnętrzną obudowę, a wtedy ukazało mu się serce miecza.

- Proszę bardzo – odstąpił.

Saya przyjrzała się rozebranejbroni. Zdziwiło ją to co ujrzała.

- Co to jest ? To w samym środku– wskazała palcem.

- To kryształ kyber.

- Zasila miecz ?

- Elek. Skupia energię iprzekazuje ją do ostrza.

- Twój miecz też taki posiada ?

- Elek. Nawet dwa – wyjąłswoją broń z ukrycia i wziął ją do ręki.

- Skąd się je bierze ?

- W galaktyce jest wiele miejsc,w których można znaleźć kybery. Jedno takie znajduje się naDantooine. To właśnie tam wezwały mnie moje kryształy.

Gdy wypowiedział ostatniezdanie, ona spojrzała na niego zaintrygowana.

- Jak to wezwały ?

- Każdy kryształ wybieraswojego właściciela. Tylko tyle wiem na ten temat. Jedi pewnie mająna to swoje wyjaśnienia.

Saya przyjrzała się swojemumieczu i zastanowiła się.

- Czyli ... on nie jest do końcamój – powiedziała smutno.

Neyo spojrzał na nią czule ichwycił ją delikatnie za policzek. Skierował jej wzrok na siebie.

- To nieprawda. Każdy możeposiadać miecz świetlny, ale nie każdy na niego zasługuje, a ty ...Cyar'ika, wielokrotnie udowodniłaś, że zasługujesz na niegobardziej niż ktokolwiek inny. Jest twój i tylko twój.

Uśmiechnęła się. Dotknęłajego dłoni.

- Vor entye.

On również się uśmiechnął.Wtedy rozległo się głośne i wielokrotne pukanie do drzwi. Para spanikowała. Nikt nie mógł zobaczyć mieczy, więc chłopakodłożył swój obok rozebranej broni, a dziewczyna wyłączyłalampę i nakryła biurko jakąś płachtą. Wrócili na parter izablokowali dostęp do drzwi od piwnicy. Uspokoili się i otworzylidrzwi frontowe. Stanął w nich Fir, bardzo zdyszany.

- Fir ? Co się stało ? –spytał Neyo.

- Neyo ... Saya ... ludzie ... to... to ... – nie mógł złapać oddechu.

Wpuścili go do środka.

- Dobra, uspokój się. Głębokiwdech – odezwała się Saya i sama wciągnęła dużą ilośćpowietrza, ilustrując to dłońmi.

Ich gość zrobił to samo.

- Uff ... Po mieście chodzisobie trójka ludzi i bez przerwy wypytuje o Niosącego Śmierć. Przybiegłem tu najszybciej jak mogłem, gdy tylko o tym usłyszałem.

Twarze Mandalorian natychmiaststężały, natomiast w głowie Neyo rozpoczęła się burza myśli.Czyżby matka Nicc'a postanowiła jednak dokonać zemsty ? A możeZan i Sob zmienili zdanie ? Teraz to było bez znaczenia. Musielipodjąć jakieś kroki.

- Poznałeś ich ? Gdzie oni są? – spytał.

- Nie znam żadnego z nich. Bylina głównym rynku, ale trochę czasu zajęło mi dotarcie tutaj,więc mogli się przemieścić – odpowiedział Fir.

- Saya. Beskar'gam – powiedziałNeyo, po czym razem z nią pobiegł na piętro.

Szybko założyli na siebiezbroje, a chłopak wziął swój blaster i schował go do kabury.Zbiegli na dół.

- Co chcecie zrobić ? – spytałich przyjaciel.

- Najpierw rozeznamy się wsytuacji, a potem ... zobaczymy – odpowiedziała dziewczynatajemniczo – Przypilnujesz Tari ?

Wtedy Smix wskoczył na Fira, aten pokiwał głową.

- Kocziego też ? – spytał,głaskając Tari.

- O niego się nie martw –stwierdził Neyo – Zawsze był wolny i chadzał swoimi drogami –wyszedł na ganek i pogłaskał ogara – Prawda mordko ? Po prostulubisz nasze towarzystwo – spojrzał przed siebie i odetchnął –Dobra, czas sprawdzić co się dzieje – założył maskę na twarzi narzucił kaptur na głowę.

Poczekał na Sayę. Założyłaswój hełm i razem wyruszyli na poszukiwania nieznajomych.

Chwilę później

Jakiś czas temu Har wraz zeswoją świtą dotarł do Venoram. Natychmiast rozpoczęliposzukiwania Niosącego Śmierć, ale za każdym razem, gdy pytali oniego mieszkańców, spotykali się z różnymi reakcjami. Niektórzyudawali, że ich nie słyszą, a pozostali natomiast zbywali ich,mówiąc, że nic nie wiedzą. Zatrzymali się na głównym placu, bychwilę odpocząć.

- To nie do wiary. Niemożliwe,żeby żaden mieszkaniec nie wiedział niczego o Niosącym Śmierć –powiedział Har zrezygnowany, siedząc na ławce przy fontannie.

- Coś sprawia, że nie chcąmówić tego co wiedzą – odezwał się jeden z ochroniarzy

- Ale co ? – spytał drugi.

W tamtym momencie po drugiejstronie placu stała Sayana, oparta o ścianę i całkowiciewidoczna, choć dla nich niewidzialna. Obserwowała przybyszy. Kiedyuznała, że nadszedł odpowiedni moment, spojrzała w stronę dachupobliskiego budynku. Tam czekał Neyo, kucając na krawędzi gzymsu.Pokiwała lekko głową, a wtedy on odpowiedział tym samym, po czymzaczął biec w stronę następnego dachu. Przeskoczył na niego ibiegł dalej, aż zniknął jej z oczu. Teraz ona musiała wykonaćswoją część planu. Odbiła się lekko od ściany i ruszyła wstronę nieznajomej trójki. Podeszła do nich. Har spojrzał na niązdziwiony.

- Mandalorianka ? Czego od naschcesz ? – spytał i wstał z ławki.

- Słyszałam, że szukacieNiosącego Śmierć – odezwała się.

Har ożywił się, gdy tousłyszał.

- Tak. Co wiesz na jego temat ?

Oparła jedną rękę o biodro iprzekrzywiła głowę.

- Może najpierw coś na zachętę? – podniosła drugą rękę i potarła dwa palce o siebie.Mężczyzna bez chwili namysłu sięgnął do kieszeni w poszukiwaniukredytów – Neyc. Nie tutaj – przerwała mu. Rozejrzała się,udając zdenerwowanie – Chodźmy w jakieś bardziej ustronnemiejsce – skierowała się w stronę pobliskiego zaułka, a trójkaludzi podążyła za nią.

Weszli w wąską, ciemną alejkęi cały czas maszerowali. Nie czekając na zezwolenie dziewczyny Harzaczął ją wypytywać.

- Dlaczego mieszkańcy nie chcąnic powiedzieć o Niosącym Śmierć ?

- Zdziwiłbyś się jak potężnesą plotki. Wystarczy, że jedna osoba zacznie coś rozpowiadać, aniedługo wszyscy inni pomyślą tak samo. Najgorsza jest w tymwszystkim niewiedza. Ludzie reagują strachem na wszystko czego nieznają. To właśnie stało się z Niosącym Śmierć –odpowiedziała najbardziej zwodniczo jak tylko potrafiła, choć wdużej mierze była to prawda – Ten strach jest jednak całkowiciebezpodstawny – zatrzymała się.

- Dlaczego ? – spytał.

Nie odpowiedziała. Nastałacisza, którą Saya przerwała w momencie, w którym odwróciła się błyskawicznie i obezwładniła jednego z ochroniarzy strzałemwiązką ogłuszającą z blastera. Har chciał uciekać, alezobaczył jak identyczna wiązka spada na drugiego ochroniarza zgóry. Kiedy ten upadał nieprzytomny, na ziemi za nim wylądowałNeyomar. Dziewczyna wystrzeliła ze swojego karwasza linkę izwiązała ostatniego stojącego przybysza, a następnie Neyo zbliżyłsię do niego, aktywował swoją tarczę i uderzył go w twarz zobrotu. Urzędnik pod wpływem uderzenia poleciał na ścianę.Osunął się i usiadł pod nią ze zwieszoną głową. Mandalorianiezwiązali ochroniarzy i również posadzili ich pod ścianą. Neyokucnął przy Harze. Ocucił go lekkim uderzeniem w twarz. Mężczyznaotworzył oczy, a wtedy chłopak chwycił go lewą ręką za czoło iodchylił jego głowę do tyłu. Z nosa ich jeńca popłynęła krew.Wysunął ostrze z karwasza i przystawił mu je do szyi.

- Powiedz czego ode mnie chcesz,a może cię oszczędzę – odezwał się zmodulowanym przez maskęgłosem.

- T...Ty jesteś ... NiosącymŚmierć ? – spytał przerażony i przełknął nerwowo ślinę.

- Kto was przysłał !?! –podniósł głos – Zan ? Sob ? Czy to była kobieta ?

- Nie znam tych ludzi. Przybywamyz Ocabel – odpowiadał szybko.

- Ocabel ? Aż ze stolicy ?

- Wysoko postawiony człowiekchce zlecić ci zadanie wielkiej wagi – tłumaczył się Har.

Neyo spojrzał pytająco na Sayę,nadal trzymając ostrze przy gardle ich jeńca.

- Wydaje mi się, że mówiprawdę – powiedziała – Szukaliśmy pracy, a to praca znalazłanas. Sprawdźmy co mają do zaoferowania.

- Jak sobie życzysz, cyar'ika –odpowiedział i przeciął linę zawiązaną wokół ramion i taliiprzybysza. Postawił go do pionu, a kiedy ten się zakołysałprzytrzymał go za ramiona, żeby nie upadł.

- Cholera ... dołożyliście nam– wymamrotał łapiąc się za głowę.

- Nie dramatyzuj. Tak mogliścieoberwać od każdego, my po prostu byliśmy pierwsi. No ... głowa dotyłu ... – odchylił mu ją delikatnie – ... trzymaj za nasadęnosa ... – złapał go za rękę w łokciu i nakierował ją naodpowiednie miejsce – ... właśnie tak. A teraz idziesz. Krok pokroku – zaczął go prowadzić.

W tym czasie Saya postawiła nanogi pozostałych dwóch mężczyzn. Powoli udali się w drogępowrotną do ich domu. Po jakimś czasie dotarli na miejsce. Firczekał tam na nich i ze zdziwieniem obserwował jak wprowadzajątrójkę nieznajomych do środka.

- To ludzie z Aukity ? –spytał.

- Neyc, ale dzięki za czujność,vod – Neyo uścisnął dłonie z przyjacielem.

Tari przeskoczyła z Fira naniego.

- Przyjdziecie na następnywyścig w Dolinie Kolców ? Hush podrasował mój ścigacz i mamprzeczucie, że w tym roku uda mi się wygrać z Ekarem.

- Bardzo byśmy chcieli, ale niewiem czy tym razem damy radę. Pamiętaj, że zawsze trzymamy zaciebie kciuki, stary – zacisnął obie pięści i wyprostowałkciuki.

- Szkoda, ale dzięki, bracie. Dozobaczenia.

- Ret – Neyo pożegnał się izamknął drzwi, kiedy jego przyjaciel opuścił ich dom.

Wszedł do salonu. Tam ich gościesiedzieli na jednej kanapie. Har cały czas trzymał głowęodchyloną do tyłu, a Saya przyniosła z kuchni coś do picia iusiadła naprzeciwko nich. Neyo dołączył do niej.

- Chyba złamałeś mi nos –odezwał się urzędnik macając swój narząd węchu.

- Mogę ci go nastawić. Jestemlekarzem – powiedziała dziewczyna.

Dwaj ochroniarze na dźwięk tychsłów spojrzeli zdziwieni najpierw na siebie, a potem na nią.

- Nie, dziękuję. To nie będziekonieczne – Har zaczął natychmiast zaprzeczać przerażony.

Saya przewróciła oczami. Wstałai podeszła do niego. Zdecydowanymi ruchami złapała go za głowę isprawdziła ułożenie kości jego nosa. Po chwili puściła go.

- Nie jest złamany, tylkostłuczony – wróciła na swoje miejsce.

Neyo siedział ze skrzyżowanymirękami i patrzył nieufnie, na trzech ludzi przed nimi.

- Dowiemy się w końcu co to zazadanie ? – spytał oschłym tonem.

- Panie Niosący ... przepraszam,ale to chyba nie jest pańskie imię, prawda ?

- Neyomar – odpowiedziałchłopak beznamiętnie.

- A pani ? – zwrócił się dodziewczyny.

- Sayana – odpowiedziała wpodobnym tonie co Neyo.

- Neyomarze ... – kontynuowałHar – ... mam zaszczyt zaproponować ci pracę dla mojegoprzełożonego. Premier naszej planety ... Xad Nus ... chce cięzatrudnić do ochrony członka senatu galaktycznego, którym jestjego córka ... Kora Nus – im więcej informacji na temat zleceniaujawniał tym bardziej zaciekawiał parę wojowników.

- Myślałem, że senat posiadaswoją gwardię – odezwał się Neyo – Czy to nie oni mająchronić senatorów i delegatów ?

- Właśnie w tym celu gwardiasenatu została powołana, ale wielokrotnie pokazali, że nie mająszans w walce z niecodziennymi sytuacjami. Niestety w czasach wojnymają one miejsce znacznie częściej. Dlatego właśnie polecono namcię odszukać. Więc ... czy możemy liczyć na pańskie usługi.

Zapadła cisza. Har oczekiwałodpowiedzi Neyo, ale on mu jej nie dawał, tylko pochylił się ioparł głowę o splecione dłonie. Wbił swój przenikliwy wzrok wurzędnika i usiłował znaleźć w jego twarzy cokolwiek co by gozaniepokoiło. Nic jednak nie przykuło jego uwagi. Był szczery.

- Nasze usługi – poprawił go.

- Gdzie on tam i ja – wtrąciłasię Saya, po czym oboje przybliżyli się do siebie i objęliramionami.

- Czy to oznacza, że sięzgadzacie ? – dopytywał się Har.

- To zależy od tego ilejesteście skłonni zapłacić – powiedział Neyo.

Podniósł ze stołu czytnikdanych, na którym wcześniej rozpisał sobie wszystkie ich obecnepotrzeby. Zapisał sobie koszty nowych przyrządów i narzędzi,sprzętu medycznego oraz zakupu gabinetu w centrum miasta. Łącznasuma była dość pokaźna, więc musieli wiedzieć jakiej zapłatymogli się spodziewać.

- Nie mogę podać wam dokładnejkwoty, ponieważ pozostała jeszcze jedna rzecz, którą musimy sięzająć zanim was zatrudnimy. Pan Nus chciałby najpierw was poznać.Musi dowiedzieć się w czyje ręce odda życie swojej córki. Wtedydopiero zadecyduje, czy może wam to zlecić i wtedy możemy ustalićkwotę waszej zapłaty.

Neyomar i Sayana zastanowili się.Wstali i bez słowa opuścili pomieszczenie. Skręcili w prawo, poczym weszli do korytarza. Zatrzymali się obok drzwi do piwnicy.

- Co o tym sądzisz ? – spytaładziewczyna.

- Myślę, że za taką robotęmożemy wynegocjować całkiem dużą zapłatę – odpowiedział jejpartner, opierając się o stolik – Premier chce tylko, żeby jegocórka była bezpieczna. Koszty chyba nie mają dla niego w tejsprawie szczególnego znaczenia, a nikt nie zrobi tego lepiej niżmy.

- Więc trochę to wykorzystamy ina tym zarobimy – podsumowała radośnie oparta o ścianę zeskrzyżowanymi rękami.

- Właśnie – spojrzał na niąz uśmiechem, ale przypomniał sobie o ważnym szczególe – A ty ...jak się czujesz na myśl o powrocie na Coruscant ? – spytałzmartwiony.

- Nijak. Zrobimy co mamy zrobić,a potem tu wrócimy. To miejsce nic już dla mnie nie znaczy. Teraztu jest mój dom – uśmiechnęła się.

Odwzajemnił uśmiech.Wyprostował się i przytulił ją.

- Nawet nie wyobrażasz sobiejaki jestem szczęśliwy, że tu jesteś, cyar'ika.

- Ja też – objęła go swoimirękami i mocno przycisnęła do siebie.

Wrócili do ich gości w saloniei ponownie usiedli naprzeciwko nich.

- Zgadzamy się – powiedzielijednocześnie.

- Wyśmienicie – Har ucieszyłsię – Natychmiast powiadomię pana Nusa o waszej decyzji. Kiedybędziecie gotowi do drogi ?

- Daj nam adres. Spotkamy się namiejscu – odpowiedział Neyo.

- Oczywiście – natychmiastprzekazał mu tą informację.

Para odprowadziła swoich goścido wyjścia. Chwilę później zostali sami.

- Czemu nie chciałeś, żebyśmyudali się z nimi ? – spytała dziewczyna.

- Nie lubię gdy ktoś dyktuje mitempo. Byłaś cały dzień w porcie. Spotkałabyś ich gdybyprzybyli statkiem, a że tak się nie stało, więc musieliprzylecieć śmigaczem. Mamy trochę czasu zanim dotrą do Ocabel, amy spokojnie zdążymy na to spotkanie – odpowiedziałwyczerpująco.

Saya pokiwała tylko głową.Kiedy jednak jej chłopak minął ja w przejściu do salonu, tazmierzyła go dokładnie wzrokiem. W jednej chwili poczuła w sobienapięcie, którego nie mogła tym razem powściągnąć. Mieli czas.Mogli pozwolić sobie na chwilę relaksu. Zarumieniła się i zdjęłarękawicę z prawej ręki. Powoli podeszła do niego od tyłu. Gdy gookrążała, przejechała gołą dłonią po jego barkach, anastępnie zatrzymała ją na jego karku. Znalazła się naprzeciwkoniego, a wewnętrzna strona jej nadgarstka dotykała jego delikatnejskóry na szyi. Jego oddech przyspieszył.

- Czy beskar'gam nie zaczął citrochę ciążyć ? – spytała zalotnie.

- Może. A tobie ? –zripostował w podobnym tonie i odgarnął kosmyk jej włosów zaucho.

- Trochę. Może ... uwolniszmnie od tego ciężaru, a ja ciebie ? Choć na moment ?–kontynuowała.

- Co tylko zechcesz –odpowiedział, chwytając ją w talii i przyciągając do siebie.

Zaczęli się całować, a pochwili udali się razem na piętro.

Rozdział3: Dobre pierwsze wrażenie

Później tego samego dnia

Szerszeń dolatywał właśniedo stolicy Dantooine – Ocabel. Podszedł do lądowania w porcieniedaleko centrum miasta. Frachtowiec osiadł na ziemi, a z włazuwyszła dwójka mandalorian. Pieszo udali się w kierunku adresu,który podał im Har. Szli między budynkami w pełnych zbrojach,nieraz wywołując strach w przechodniach. To jednak zamiast martwić,bawiło ich. Po jakimś czasie dotarli na miejsce. Stanęli przedokazałą, wielopiętrową rezydencją, otoczoną wysokim płotem.Można było zauważyć, że oprócz tego ogromnego domu, pan premierposiadał również rozległe tereny wokół niego oraz za nim. Parastanęła przed furtką prowadzącą na posesję. Neyomar rozejrzałsię za dzwonkiem, a kiedy go znalazł, użył go. Urządzenie krótkozabrzęczało, ale minęła dłuższa chwila i nikt się nie odezwał.Spojrzał na Sayanę, a ona tylko wzruszyła ramionami. Ponowniewcisnął przycisk dzwonka. Moment później odezwał się kobiecyrobotyczny głos.

- Słucham ?

- Jate vaar'tur. Jesteśmyumówieni na spotkanie z panem Nus – odpowiedział chłopak.

- Tak, zostałam poinformowana.Już otwieram – potwierdził droid. W tamtej chwili furtka odsunęłasię, a mandalorianie weszli na teren posiadłości. Ruszyli w stronęgłównych drzwi, a wtedy stanął w nich czarno-brązowy droidprotokolarny serii TC z wygrawerowanym na ramieniu godłem Dantooine– Jestem TC–35. Proszę za mną. Pan Nus i jego doradcy wasoczekują.

Zaczęli podążać za robotem,który prowadził ich przez korytarze domu. Mijali dużo drzwi iwiszących na ścianach obrazów. Przedstawiały one mężczyznę,kobietę i dziecko. Zapewne to byli Xad Nus, jego żona oraz córka –Kora. Dotarli przed drzwi gabinetu premiera. Weszli do środka, adroid został na zewnątrz. Czekało tam na nich troje mężczyzn.Xad Nus siedział za swoim biurkiem, a pozostała dwójka, w tym Har,stała za nim.

- Państwo Neyomar i Sayana, tak? – premier zaczął rozmowę

- Elek – odpowiedzieli oboje.

Mężczyzna wstał i uścisnąłim dłonie nad blatem, a następnie wszyscy usiedli. Chłopakściągnął kaptur oraz maskę i przytroczył ją do pasa, adziewczyna zdjęła swój hełm i położyła go na kolanach.

- Więc to ty jesteś NiosącymŚmierć. Przyznam, że od kiedy usłyszałem o wydarzeniach zAukity, wyobrażałem sobie ciebie jako jakiegoś psychopatę.Zastanawiałem się, kto byłby zdolny do czegoś takiego. Jak tenktoś mógłby wyglądać. Tymczasem siedzisz przede mną ... iniczym się nie odróżniasz od każdego z nas – zwrócił się doNeyo. Ten wypuścił powoli powietrze ze świadomością jak bardzoich potencjalny pracodawca się myli. Xad pochylił się do przodu izłączył ręce przed twarzą – Wiem, że nie zabiłeś tychwszystkich ludzi bez powodu.

Neyo wyłożył się na krześlei spojrzał mu w oczy.

- Ci ludzie ... zabijalibezbronne zwierzęta. Razem z ojcem postanowiliśmy przemówić im dorozsądku. Nie udało nam się. Próbowali nas zabić ... więcmusiałem się bronić.

- Niezwykłe. Ile ty mogłeśmieć wtedy lat ? Szesnaście ? – dopytywał premier.

- Piętnaście – odpowiedziałchłopak beznamiętnie.

- Byłeś jeszcze chłopcem, ajuż wtedy ...

- Przepraszam, ale ... czy możemyzakończyć ten temat ? Rozpamiętywanie tamtych wydarzeń naprawdęnie jest przyjemne – przerwał mu uprzejmie Neyo.

Xad spojrzał zdziwiony najpierwna niego, a następnie na Sayę. Ona pokręciła tylko powoli głową,na znak, że ta rozmowa faktycznie powinna zmienić tory.

- Ekhem ... – odchrząknął –... oczywiście. Har powiedział mi, jakimi umiejętnościami obojedysponujecie oraz, że pracujecie tylko razem. Myślę, że jeślibędziecie w pobliżu mojej córki podczas najbliższego zebraniaSenatu Galaktycznego, to mogę być o nią spokojny.

- Chciałabym dowiedzieć sięczegoś więcej na temat okoliczności w jakich będziemy pracować –odezwała się Saya.

- Moja córka przejęłastanowisko senatora, po tym jak ... moja żona nas opuściła. Tobędzie jej debiut jako polityka, więc chcę zapewnić jejbezpieczeństwo. Przynajmniej dopóki nie zyska szacunku w oczachpozostałych senatorów. Teraz każdy byłby w stanie wbić jej nóżw plecy – wyjaśnił.

- Skoro już postanowiłeś naszatrudnić, może przejdziemy do kwestii wynagrodzenia –zaproponował Neyo.

- Bal'ban – zgodziła sięSaya.

- Tak. Jestem skłonny zapłacićwam sto tysięcy kredytów. Zapłatę otrzymacie po wywiązaniu sięz waszej części umowy – odpowiedział Xad, ale twarze mandaloriannawet nie drgnęły gdy usłyszeli tę kwotę.

Biorąc pod uwagę ich potrzeby,było to po prostu za mało. Na szczęście nie potrzebowalimanipulacji Mocą, aby wytargować coś więcej. Musieli rozegrać toz głową. Oboje wstali. Na początku milczeli, ale w końcu chłopakprzemówił.

- Sto pięćdziesiąt tysięcy –powiedział.

- No ... dobrze. Mogę na to ...– Saya przerwała mu podnosząc dłoń.

- Na głowę – dokończyławypowiedź.

- Słucham !?! – Xad podniósłgłos – To niedorzeczne. Żądacie trzykrotności kwoty, którąwam zaproponowałem.

- Neyc. My tylko zwiększamy jąo połowę, ale zauważ, że zatrudniasz dwie osoby, a nie jedną –odezwała się.

- Spójrz na to inaczej. Pomyśl,że nie przepłacasz za górnolotne przechwałki jednego człowieka,tylko płacisz rozsądną cenę za usługi najbardziej skutecznegoduetu na zewnętrznych rubieżach – owinął sobie premiera wokółpalca. Widział w jego oczach ogarniające go zwątpienie – Jeżelitaki koszt przerasta pański budżet, to uważam, że niestety nienawiążemy współpracy – Neyo naciągnął kaptur i założyłmaskę, a Saya swój hełm. Odwrócili się na piętach i ruszyli dowyjścia – Życzę powodzenia ze znalezieniem kogoś kto podołatemu zadaniu za cenę, która przypadnie panu do gustu – powiedziałna odchodne.

Xad patrzył z niedowierzaniemjak mandalorianie odchodzą. Ostatnie słowa chłopaka dały mu domyślenia. Ludzie ich pochodzenia nie mają sobie równych w walce, anie miał żadnej pewności, że uda mu się znaleźć kogokolwiekchoć w części tak dobrego jak oni. Zanim dotarli do drzwi on wstałi oparł się rękami o biurko.

- Czekajcie – zawołał ich, aoni zatrzymali się, nie odwracając – Dwieście tysięcy jakocałość – powiedział zdecydowanie. Bez mrugnięcia okiem Neyosięgnął do panelu na ścianie i otworzył drzwi. W chwili, wktórej opuszczali pomieszczenie premier pękł pod ich wpływem –Dobrze ... niech będzie – powiedział zrezygnowany. Tym razemspojrzeli na niego – Trzysta tysięcy kredytów.

Para wróciła do środka istanęła przed nim.

- Obiecujemy nie zawieźć –odezwał się Neyo.

- Mam nadzieję, że dotrzymaciesłowa – Xad wstał i poprawił swoją marynarkę – Proszę zamną. Poznacie moją córkę ... Korę.

Premier wraz ze swoimi doradcamiopuścił pomieszczenie, a za nimi udali się Neyomar z Sayaną.Ponownie przemierzali korytarze domu, aż dotarli do tylnego wyjściaz budynku. Weszli do ogrodu znajdującego się z tyłu rezydencji.Para podążała za swoim gospodarzem po brukowanej ścieżce,biegnącej pomiędzy rozmaitymi kwiatami i krzewami. Po chwili do ichuszu zaczęły dochodzić tępe uderzenia oraz stłumiony kobiecygłos. Dało się wyczuć w nim zmęczenie. Gdzieś w pobliżutoczyła się walka. Gdy przechodzili na drugą stronę ogrodu,odgłosy stawały się wyraźniejsze. Ich oczom ukazała się arena opiaszczystym podłożu. Na jej środku młoda dziewczyna, ubrana wstrój treningowy – zapewne Kora – pojedynkowała się z droidemszermierczym. Walczyli z użyciem dwuręcznych drewnianych kijów.Grupa urzędników wraz z gośćmi podeszła do krawędzi areny izaczęła obserwować walkę. Droid cały czas atakował, adziewczyna skutecznie parowała i blokowała jego ataki. W pewnymmomencie kije skrzyżowały się i przeciwnicy zaczęli spychać sięnawzajem. Niespodziewanie Kora odepchnęła droida na dużąodległość. Xad oraz jego doradcy podnieśli wiwaty, wprzeciwieństwie do ich gości. Ta dwójka obserwowała tą walkępod innym kątem. Nie zwracali uwagi na jej efektowność tylko napraktyczność. Oboje zobaczyli, że w momencie, w którym Koraodrzuciła droida, ten zrobił niezauważalny krok do tyłu. To miałotylko wyglądać tak jakby to ona go przepchnęła siłą swoichmięśni. Teraz pozostawało już tylko pytanie – kto tu jestoszukiwany ? Ona ? Czy premier wraz ze świtą ? Wtedy treningzakończył się, a droid zaczął schodzić z areny. Mandalorianiespojrzeli po sobie i jednocześnie zablokowali wokodery w swoichmaskach, aby tylko oni słyszeli to co mówią.

- Też to widziałaś, prawda ? –Neyo spytał swojej dziewczyny.

- Ten droid się podłożył –odpowiedziała, krzyżując ręce na piersi.

- Elek. Chcesz zweryfikować jejumiejętności ?

- Hmm ... neyc, możesz ty. Ja wtym czasie sprawdzę co nasz pracodawca o tym wie.

- Jak chcesz – Neyo zacząłiść w kierunku wejścia na arenę.

- Tylko ... nie zawstydź jej zabardzo, zgoda ? – Saya chciała upewnić się, że nie stracąprzez niego pracy.

- Zrozumiano – odpowiedziałrozciągając się przed walką.

Gdy chłopak mijał droidaszermierczego, szybko sięgnął po broń, którą trzymał i złatwością wyrwał ją z jego rąk. Wszedł na piaszczyste podłożeareny i stanął kilka metrów od dziewczyny, która kłaniała sięswojej widowni. Wbił broń w piasek, w oczekiwaniu, aż go zauważy.Xad zobaczył jak Neyo wchodzi na arenę gotowy do walki. Natychmiastzwrócił się do Sayi.

- Przepraszam, ale co Neyomarrobi na arenie ? – spytał.

- Ma zamiar dać twojej córcelekcje prawdziwej walki – wprawiła go w osłupienie swojąodpowiedzią – Czy zechcesz mi wyjaśnić dlaczego twój droidtraktował Korę tak ulgowo ? – spytała, stawiając premiera wbardzo niewygodnej sytuacji.

Podrapał się zakłopotany pokarku i zaczął odpowiadać kobiecie. Tymczasem Kora zwróciłauwagę na to, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się i spojrzałana Neyo. Pod jej hełmem ochronnym pojawił się kpiący uśmiech.

- Proszę, proszę. Widzę, żetatuś zatrudnił kogoś do ochrony. A kto ochroni ciebie ? –odezwała się zuchwale i stanęła w pozycji bojowej.

- Nie wiesz co to za zbroja,prawda ? – wskazał palcem swój wizjer – Nie potrzebujęochrony, za to ty potrzebujesz lekcji – wyciągnął broń zpodłoża i obrócił ją w dłoniach kilkukrotnie, przygotowującsię na jej atak.

- Odbyłam już najlepszeszkolenie – powiedziała pewna siebie, po czym ruszyła na niego.

Gdy się zbliżyła, złapałabroń blisko jej końca i wzięła potężny zamach z prawej. WtedyNeyo chwycił swój kij w dwie ręce, a następnie wyprowadził tylkojedno pchnięcie wymierzone w jej prawy bark. To wystarczyło, abyprzerwać jej atak oraz całkowicie wytrącić ją z równowagi.Cofnęła się o kilka kroków pod wpływem uderzenia i spojrzała naniego zdziwiona.

- Lekcja pierwsza ! Jeśli niewiesz co zrobi twój wróg ... niech robi to czego ty chcesz ! –pouczył ją i sam zaatakował.

Bezustannie nacierał na nią izmuszał ją do obrony. W tym czasie Xad opowiadał Sayanie całąhistorię stojącą za tym oszustwem.

- Ten trening początkowo miałnauczyć ją jak się bronić, ale potem postanowiłem budować wniej pewność siebie poprzez te małe oszustwa. Miała czuć się ...– zasłonił usta dłońmi, kiedy zobaczył jak duży problem zwalką ma jego córka – ... silna.

- Pewność siebie i siłępowinny kreować doświadczenia i dyscyplina, a nie ich iluzja. Przeztwoje krętactwa Kora miała styczność tylko i wyłącznie zprogramem treningowym. Czymś powtarzalnym. Zapomniałeś, że wprawdziwej walce wróg nigdy nie jest przewidywalny – Saya bardzodosadnie wyjaśniła mu jaki popełnił błąd.

Wtedy Neyo odskoczył zgrabnymobrotem od Kory. Zaczął wymachiwać bronią, zahaczając jejkońcami o podłoże i posyłając w stronę przeciwniczki chmurypiachu. W końcu kucnął na jednej nodze, a drugą wyprostował.Obrócił się i ryjąc nią w ziemi podniósł większą falępiasku w jej stronę. Cofnęła się i otrzepała z prowizorycznejzasłony.

- To jest wbrew zasadom ! –krzyknęła oburzona.

- Lekcja druga ! W prawdziwejwalce nie ma zasad ani reguł ! Wszystko jest dozwolone tak długojak utrzymuje cię przy życiu ! – chwycił kij jak zwykłypojedynczy miecz i zaczął ją atakować wymyślnymi kombinacjamiciosów.

Gołym okiem można byłozobaczyć, że dziewczyna nawet w najmniejszym stopniu nie jest wstanie nadążyć z blokowaniem i parowaniem. W pewnej chwili zbliżyłsię do niej i zetknął z nią ramionami. Zrównał swoją broń zjej, a następnie złapał za rękojeść Kory. Podniósł ręce dogóry, zakładając jej jednocześnie dźwignię. Na koniec wyrwałbroń z jej dłoni i kopnął ją w brzuch. Nie było to mocnekopnięcie, ale wystarczyło, żeby upadła na ziemię. Kiedyotrząsnęła się i spojrzała do góry, chłopak skrzyżowałostrza, a następnie przystawił je do jej szyi.

- Lekcja trzecia ! Wróg stanowizagrożenie tak długo jak stoi ! A ty ... leżysz na ziemi –powiedział srogo, po czym obrócił drewniane miecze do tyłu i wbiłje w ziemię.

Kora z trudem zdjęła z głowyhełm ochronny. Ukazała tym samym swoje zielone oczy orazśnieżnobiałe włosy związane w kucyk. Zaczęła się podnosić,kiedy Neyo wyciągnął do niej dłoń. Chwyciła ją i wstała zjego pomocą. Wyprostowała się i otrzepała z piasku. Chłopakzaczął odchodzić.

- Czekaj – zatrzymała go,łapiąc za jego ramię – Czy zechcesz zdjąć maskę ? Chcęzobaczyć z kim miałam przyjemność walczyć – wyraziła swojąprośbę.

- Nie nazwałbym tego walką –zaśmiał się – Ale nie widzę przeszkód – ściągnął kaptur,po czym zdjął maskę, obnażając swoją pokrytą bliznami twarz,piwne oczy oraz krótką brązową czuprynę.

Gdy tylko go ujrzała, ciałodziewczyny przeszył dziwny dreszcz i zamarła w bezruchu. W jednejchwili policzki Kory przybrały szkarłatny odcień, a serce zaczęłobić niezwykle szybko. Jeszcze nigdy nie czuła czegoś takiego. Niechciała odrywać od niego wzroku.

- Oh – westchnęła cicho zuśmiechem. Odchrząknęła – Jak ci ... na imię ? – spytałazawstydzona.

- Neyomar – ukłonił się.

Nie ukrywała swoich emocji, więcchłopakowi nie zajęło dużo czasu, aby całkowicie ją rozgryźći domyślić się o co jej chodzi. Musiał szybko ugasić ten płomieńuczucia, który zapłonął w jej sercu, zanim narobi sobie zbędnychnadziei.

- J...jak mam nazywać twojegoprzyjaciela, a może to twój brat ?

Neyo pokręcił głowązdziwiony. Spojrzał w stronę barierki. Przewrócił oczami wmomencie, w którym zrozumiał o kim ona mówi. Jednak stanowiło todla niego idealną okazję, żeby wybić jej z głowy romanse i miałzamiar ją wykorzystać.

- To jest Sayana. Moja wielkaprzyjaciółka ... wspaniała wojowniczka ... wybitna lekarka ... –skrzyżował ręce na piersi – ... oraz partnerka życiowa.

Na te słowa z Kory uleciałocałe ciepło, które wcześniej ją ogarnęło.

- Dziewczyna ? – spytała, a onpokiwał głową uśmiechnięty. Dla potwierdzenia przyłożyłotwartą dłoń do ust i posłał całusa swojej ukochanej. Ona wtamtej chwili zdjęła swój hełm i wolną ręką złapała go, poczym zwinęła dłoń w pięść i przyłożyła ją do serca zuśmiechem. Pani senator patrzyła na to zawiedziona – Chyba się znią nie zaprzyjaźnię – powiedziała pełna goryczy.

- Mamy cię ochraniać, a nieprzyjaźnić się z tobą – stwierdził odwracając się. Ruszył wstronę zejścia z areny – Popracuj nad swoją techniką ! Jednalub dwie kombinacje ćwiczone w nieskończoność to trochę mało !– rzucił na odchodne przez ramię.

Wyszedł na ścieżkę i dołączyłdo Sayany.

- Panie premierze wydaje mi się,że musi pan odbyć poważną rozmowę ze swoją córką – odezwałasię Sayana – Kiedy możemy spodziewać się pani senator napokładzie naszego statku ?

- To jest wykluczone – odrzekłXad – Kora ma reprezentować Dantooine w senacie, więc musi sięrównież odpowiednio poruszać. Wyruszycie na Coruscant jejosobistym transportem senatorskim.

- Nie popieram tego, ale to panpłaci, więc chyba nie mamy większego wyboru – Neyo wzruszyłramionami – Musimy wrócić do Venoram po parę rzeczy. Kiedy waszstatek tam dotrze ?

W tamtej chwili przerwała imKora, która krzyknęła do swojego ojca ze środka areny.

- Tato !?! Czy możemy zamienićsłówko !?! – w jej słowach dało się wyczuć niezadowolenie.

Gdy do uszu Xada dotarł jejgłos, ten skulił się ze wstydu, przewidując długą i trudnąkonwersację.

- W obecnej sytuacji wyprawienieKory w podróż może trochę potrwać. Myślę, że o świciepowinna się tam znaleźć. Czy do tego czasu będziecie gotowi ?

- Oczywiście – odpowiedziałaSaya.

Wszyscy ukłonili się sobienawzajem, po czym para mandalorian udała się w stronę wyjścia zposiadłości. Natomiast pan premier musiał przygotować się namnóstwo wyjaśnień, kiedy jego córka zeszła z areny i zaczęłaiść w jego stronę zdecydowanym krokiem.

Rozdział4: Prośba o pomoc

Następnego ranka

Słońce nadal było schowane zahoryzontem Dantooine, a całe Venoram pogrążone było we śnie.Neyomar i Sayana już poprzedniego wieczoru zakończyli przygotowaniado wykonania zlecenia, więc postanowili odpocząć kilka godzinprzed przybyciem pani senator. Spali wtuleni w siebie w ich pokoju iżaden dźwięk nie niszczył błogiej ciszy, która tam panowała.Jednak krótko przed świtem coś zakłóciło ich spokój. Sayazaczęła się wiercić. Przez sen wyswobodziła się z ramionukochanego, a wtedy oboje obrócili się do siebie plecami. Neyodalej drzemał, natomiast dziewczyna zaciskała mocno powieki.

- Mmmm ... neyc – mówiłaprzez sen. Jej oddech stał się bardzo chaotyczny. Zacisnęła pięśćna kołdrze, a wtedy zaczęła nieświadomie unosić Mocą przedmiotyw pokoju – Neyc. Neyc. Neyc – powtarzała.

W tamtym momencie Neyo powoli siębudził z powodu hałasów. Otworzył zaspane oczy i ukazał się muzaskakujący widok. Po całym pomieszczeniu lewitowały różnerzeczy. Szybko przetarł oczy i spojrzał jeszcze raz w nadziei, żemu się przywidziało. Niestety tak nie było. Obrócił głowę wstronę Sayi. Natychmiast domyślił się, że to jej sprawka.Sięgnął dłonią do jej ramienia.

- Saya ? Cyar'ika ! –potrząsnął nią, próbując ją obudzić. To tylko pogorszyłosytuację. Przedmioty zaczęły krążyć po całym pokoju z zawrotnąprędkością, a dziewczyna jeszcze bardziej się skuliła – Obudźsię ! – krzyknął.

- AAAAA !!! – Saya zerwała siędo siadu z krzykiem.

Jednocześnie wszystkie latająceprzedmioty spadły na podłogę. Przez chwilę patrzyła przedsiebie, biorąc głębokie wdechy. Po jej skroniach spływały kroplepotu. Skierowała swój wzrok na chłopaka. Bez wahania podpełzła iprzytuliła się do niego. On również ją objął. Początkowo mógłwyczuć, że jej serce bije bardzo szybko, ale w miarę upływu czasupowoli się uspokajała.

- Już dobrze. Jesteś bezpieczna– mówił cicho, gładząc ją jednocześnie po głowie, a onaprzycisnęła go do siebie jeszcze mocniej. I tak oboje nie byli jużw stanie zasnąć, więc zeszli na dół do salonu. Saya siedziałana kanapie z podkurczonymi nogami. Koczi leżał obok na podłodze zgłową opartą o kanapę, a ona go głaskała. Tari również byłablisko niej. Siedziała na jej ramieniu i lizała ją po policzku.Zwierzaki wyczuwały to jak źle się czuła. Myśli przelatywałyprzez głowę dziewczyny z prędkością światła, do czasu kiedyNeyo postawił przed nią kubek parującej herbaty – Proszę –powiedział i usiadł obok niej ze swoi napojem w dłoniach.

- Vor entye – odpowiedziała,szybko chwytając naczynie i upijając łyk płynu.

Poczuła jak ciepło rozchodziłosię po jej ciele, ale mimo to jej dłonie nadal się trzęsły.Zacisnęła je w pięści. Chciała w ten sposób stłumić tenmimowolny odruch, ale nic to nie dało. Nagle chłopak złapał jąza lewą rękę. Wtedy rozluźniła chwyt i pozwoliła by ich palcesię splotły. Jej dłoń również zaczęło ogarniać ciepło.Zauważyła pewną zmianę. Spojrzała na niego uśmiechnięta, anastępnie zaśmiała się.

- Me'ven ? – spytał Neyozmieszany.

- Nic. Tylko ... po raz pierwszyto nie ty masz ręce jak z lodu – kontynuowała cichy śmiech.

- Hm ... elek. To prawda – jemurównież udzielił się ten weselszy nastrój.

Niestety ich radość nie trwaładługo. W mgnieniu oka twarz dziewczyny spoważniała.

- Cyar'ika ... ty ... –podniosła ich zetknięte dłonie do góry – ... musisz tozobaczyć.

On kiwnął tylko zdecydowaniegłową. Saya odetchnęła i zamknęła oczy. W tamtej chwiliotworzyła mu przejście do swoich wspomnień. Musiał już tylkoprzez nie wejść, więc również zamknął oczy i skupił się.Ponownie doznał wglądu w jej wspomnienia, ale tym razem przybrałoto inny kształt. Kiedy otworzył oczy zobaczył ciemny las, ale niemógł nic zrobić. Był tylko obserwatorem. Nagle z pomiędzymartwych i suchych drzew wybiegła Saya. Biegła dalej omijającprzeszkody. Wyraźnie była czymś przestraszona. Zatrzymała się nachwilę, aby złapać oddech.

- Saya ! – w pobliżu rozległsię znajomy głos.

Głos, który należał doNeyomara.

- Neyo – powiedziała szeptemdziewczyna. Rozejrzała się wokół i po chwili wiedziała skąddobiegało wołanie. Ruszyła pędem w tamtym kierunku. Dotarła dookrągłej polany i wbiegła na jej środek – Neyo ? Neyo !?! –nawoływała szukając go wzrokiem.

Wtedy coś poruszyło się wzaroślach na skraju polany. W odruchu Saya chwyciła swój miecz,zapaliła turkusowe ostrze i wycelowała broń w tamtą stronę.Strach, który czuła przekształcił się w gniew i koncentrację,ale cała jej złość uleciała z niej, gdy tylko zobaczyła, że toNeyo wychodzi z krzaków. Opuściła ostrze i uśmiechnęli sięoboje. W tamtym momencie rozległ się niezwykle głośny odgłoswystrzału. Dziewczyna skuliła się, po czym natychmiast obróciłaz mieczem w pozycji obronnej.

- Plecami do siebie ! –krzyknęła, ale nie doczekała się odzewu.

Spojrzała na Neyo i zamarła.Trzymał się za lewą stronę klatki piersiowej i był bardzo blady.Saya zasłoniła usta dłońmi. Już chciała do niego podejść, alezatrzymała się kiedy odjął rękę od rany. To nie wyglądało jaktypowy postrzał. Między płytami jego zbroi pojawiły siępłomienne pęknięcia. Wtedy coś szarpnęło chłopakiem, a zrozcięcia zaczął wydobywać się czarny dym. W jednej chwili jegotułów, a następnie kończyny i głowę pokrył ten sam dym, a wjego miejscu stanęła mroczna istota o żółtych oczach. Widokcierpiącego partnera sprawił, że dziewczyna ruszyła mu z pomocą.Niestety czarna postać odepchnęła ją ... Mocą. Kiedy uderzyła oziemię, zjawa wystrzeliła wiązkę błyskawic z palców w stronękrawędzi polany. Drzewa zajęły się ogniem, a płomienie stworzyłyokrąg i odcięły tym samym wszystkie drogi ucieczki. Saya podniosłasię na rękach i spojrzała załzawiona w kierunku, w którymjeszcze przed chwilą stał Neyo.

- Dlaczego to robisz !?! –wykrzyczała zrozpaczona, ale nie doczekała się odpowiedzi. Wytarłałzy, po czym wstała. Niespodziewanie w dłoni zmory pojawiło sięczarne ostrze stworzone z dymu i zaatakowała ją. Ponownie złapałaza miecz. Zapaliła klingę i zablokowała cięcie. Mroczna postać złatwością odepchnęła ją w bok, złapała za dłoń, w którejtrzymała miecz, żeby na koniec zranić ją w odsłoniętą częśćdrugiego ramienia – AAA !!! – krzyknęła.

Zjawa kopnęła ją w kolano.Upadła na ziemię, po czym klęknęła trzymając się za ramię.Wtedy od czarnej istoty zaczął dochodzić maniakalny rechot.Obróciła w dłoni mroczne ostrze do tyłu, przeniosła je nad głowęi przygotowała się do zadania ostatniego ciosu. Saya podniosłaprzepełniony bólem wzrok do góry. Nagle jednak w jej głowierozbrzmiał głośny pisk. Złapała się za głowę i skuliła.Zjawa wzięła zamach, a gdy ostrze miało przeciąć skórędziewczyny. Rozbłysło jasne światło i pojawił się ostatniobraz. Maska Neyomara. Leżąca na ziemi. Zniszczona. Gdy Neyoponownie otworzył oczy, na powrót znalazł się w salonie. Sayanasiedziała obok niego jeszcze bardziej skulona. Przez jej zaciśniętepowieki przeciskały się łzy i spływały po jej policzkach.Trzymała się kurczowo za ramię w miejscu, w którym zjawa zraniłają w wizji. Chłopak wbił wzrok w podłogę. Oparł najpierw łokcieo kolana, a potem głowę na dłoniach. Po chwili wyprostował się,przeczesał rękami włosy do tyłu i wypuścił powietrze.

- To ... to ... – nie mógłznaleźć słów, aby to opisać.

- To przerażające –dokończyła za niego dziewczyna – Co ... Co to oznacza ?D...Dlaczego doznaję wizji właśnie teraz ? Czemu ty ... – słowanie chciały przejść jej przez gardło.

Zamiast tego wydała z siebiestłumiony jęk i zaczęła cicho łkać. Neyo natychmiast odwróciłsię w jej kierunku, a następnie złapał ją delikatnie za twarz zobu stron.

- Hej. Hej. Spokojnie –łagodnie wytarł kciukami jej łzy – Jeszcze nic nie jestprzesądzone. To wcale nie musi nic oznaczać.

Zamknęła oczy i chwyciła jednąz jego dłoni. Na moment skupiła się na cieple i bezpieczeństwie.Uspokoiła się. Tymczasem on musiał poważnie zastanowić się nadsensem tej wizji. Przesłanie, które ze sobą niosła faktyczniebyło przerażające. Sayana doznała już kiedyś wizji i niestetytamtym razem się sprawdziła. Jaką mieli pewność, że tym razembędzie inaczej. Coś bez wątpienia im zagrażało. Do wszystkiegodochodził jeszcze moment wizji, który najbardziej zapadł mu wpamięć. Ta mroczna zjawa na swój sposób wyszła z niego. Czy tooznaczało, że on ściągnie na nich nieszczęście ? Czy on ...skrzywdzi Sayanę ? Nie chciał nawet o tym myśleć. Szybko odtrąciłtą interpretację, tłumacząc sobie, że nigdy nie byłby zdolny doczegoś takiego. Kochał ją z całego serca i w każdej chwili byłgotów zrobić wszystko, żeby ją ochronić. Absolutnie wszystko.Wtedy Saya otworzyła oczy i spojrzała na niego czule.

- Zostańmy w domu –powiedziała – Znajdziemy inny sposób na zarobienie kredytów. Niedaruję sobie jeśli coś ci się stanie.

- Potrzebujemy tych pieniędzy.Polecimy tam, zrobimy co trzeba i wrócimy tutaj. Cali i zdrowi. Niepozwolę na to, żeby spotkała nas jakakolwiek krzywda. Ani ciebie,ani mnie – zapewnił ją.

Odsunęli się od siebie.Dziewczyna biła się z myślami. Troska o Neyomara zaczynała braćgórę. Już chciała w dalszym ciągu protestować, ale nie mogłateż nie zgodzić się z nim. Tym jednym zleceniem mogą zaspokoićwszystkie swoje potrzeby. Nareszcie zostawią za sobą wszystkietroski i będą mogli każdego dnia prowadzić normalne życie. Takjak przez ostatnich kilka tygodni. To chyba jest warte ryzyka.Wszystkie jej rozważania przerwała chwila, w której od strony oknado jej oczu dotarł pierwszy blask słońca tego dnia. Świtało.Zacisnęła wargi i wyciągnęła przed siebie prawą dłoń.

- Obiecaj – nakazała –Obiecaj mi, że wyjdziemy z tego cało oraz, że będziesz na siebieuważać.

Chłopak spojrzał na jej rękę.Złapał ją za nią i oboje zacisnęli palce.

- Gar ganar ner miit – obiecałjej.

Przyciągnęła go do siebie ipocałowała go. Po chwili oddalili się i zetknęli czołami. Terazmusieli już wyruszać. Ubrali swoje zbroje, zabrali bagaże i wyszliprzed dom. Neyo klęknął przy Koczim. Głaskał go tak jak zakażdym razem kiedy wyjeżdżał. Saya również żegnała się zeswoją pupilką. Wzięła Tari na ręce i pocałowała ją w główkę.Potem podeszła do Katha i podsunęła do niego Smixa. Mały gryzońzeskoczył z jej dłoni między rogi ogara. Chłopak nachylił siędo jego ucha.

- Koczi. Wiesz dokąd – wydałkomendę.

Zwierzak zaszczekał, po czymruszył powoli w kierunku znanym tylko jemu. Neyo wstał, a kiedy nadich głowami przeleciał statek, wiedzieli, że ich transportprzybył. Zaczęli iść w stronę portu kosmicznego. Gdy tamdotarli, udali się jeszcze na chwilę do doku, w którym stałSzerszeń. Podeszli do włazu i opuścili rampę.

- Hej Vis ! – zawołała Sayana– Chodź ! Mamy robotę !

- ( odległe niewyraźne buczenie) – we włazie pojawił się czarny astromech – ( zrzędliwebuczenie )

- Nie narzekaj i rusz tu swojepodzespoły, albo lecimy bez ciebie, a jednak na obcym statkuwolałbym mieć przy sobie droida, któremu mogę zaufać, zamiastjakiegoś obcego blaszaka – Neyomar zaczął odchodzić w kierunkuwyjścia z hangaru.

Viszleciał na ziemię z pomocą swoich małych silników i podążyłza nim. Dziewczyna zamknęła właz i ruszyła za nimi. Niedługopóźniej cała trójka dotarła do doku, gdzie wylądowałsenatorski transport. Weszli do hangaru i zobaczylilantilliańskitransportowiec typu GX1. Rampa statku opuściła się i w wejściu napokład pojawił się ich znajomy droid protokolarny – TC–35.

- Nareszcie się państwo zjawili– odezwała się – Wejdźcie proszę na pokład. Czas nagli –tak też zrobili, a kiedy właz się za nimi zamykał Vis minąłprotokolantkę – Eee ... przepraszam, ale co ty tutaj robisz ? –spytała astromecha.

- ( obrażone piski )

- Dobry stwórco. Jakiżniewyparzony język – obruszyła się maszyna.

- Eem ... to jest Vis. Mójastromech. Poleci z nami i w tej kwestii nie ma dyskusji – wyjaśniłNeyo.

- Vis ? – zdziwiła się.

- ( spokojne buczenie )

- Ah ... R3–V15. Tak, to wieletłumaczy. Ja jestem TC–35.

- ( radosne piski )

- Mnie również miło –ucieszyła się.

Mandalorianie postanowilipozwolić droidom porozmawiać na osobności, więc udali się dogłównego pomieszczenia statku. Neyo wszedł do niego pierwszy. Tamna fotelu pasażerskim siedziała Kora, a gdy tylko go zobaczyła,natychmiast wstała.

- Neyomarze ! Nareszcie sięzjawiłeś ! Nie wiedziałeś, że nie wypada kazać kobiecie takdługo czekać ! – wybuchła nagłym entuzjazmem, po czym stanęłaprzed nim uśmiechnięta z rękami splecionymi za plecami. Niezareagował na to w żaden sposób, ponieważ nie za to mu płacili.Poczekał tylko, aż Saya do nich dołączyła, a wtedy skrzyżowałręce na piersi i spojrzał wymownie na Korę. Mina od razu jejzrzedła – Ty również przyszłaś. Jak wspaniale – powiedziałaz przekąsem i przewróciła oczami.

Odeszła zostawiajączadowolonego chłopaka i dziewczynę, która była całkowiciezaskoczona i nie wiedziała o co chodzi.

- Czy ja o czymś nie wiem ? –spytała zmieszana.

- Nasza droga pani senator chybasię we mnie zadurzyła – chłopak wyszeptał jej na ucho.

Spojrzała na niego zdziwiona, aon pokiwał głową zakłopotany.

- Oh ... więc w tym rzecz –powiedziała ponuro – Ale ... chyba nie mam czym się martwić, prawda ? – zmartwiła się.

- Oczywiście, że nie –chwycił jej dłoń i przyciągnął ją do swojej twarzy. Pocałowałjej wierzch – Moje serce ... – przyłożył ich złączone dłoniedo środka swojej klatki piersiowej – ... należy tylko i wyłączniedo ciebie, cyar'ika.

Dziewczyna uśmiechnęła się,stanęła naprzeciwko niego i położyła wolną rękę na jegoramieniu. Wbiła wzrok w ich splecione dłonie. Nawet przez płytypancerza czuła bicie jego serca na swojej skórze. Nie mogła jednakprzestać myśleć o swojej wizji. Coś z całą pewnością sięwydarzy, a ona będzie musiała być gotowa, aby stawić temu czoła.Nie pozwoli, aby to serce przedwcześnie przestało bić. Przytuliłasię do niego.

- Kocham cię – powiedziała.

- Ja ciebie też – odpowiedziałi również ją objął.

W tym samym czasie na Tayronie

Planeta Tayron znajdowała sięw środkowych rubieżach. Stopniem rozwoju kultury oraz społeczeństwadorównywała ona światom takim jak Naboo lub Onderon. Licznemajestatyczne miasta wznosiły się pośród rozległych lasów, rzeki jezior. Ludność była nastawiona pokojowo, a przynajmniej doczasu wybuchu wojny. Wtedy właśnie rząd planety zaczął wątpićw słuszność stanowiska Republiki Galaktycznej i postanowiłprzyłączyć się do Konfederacji Niezależnych Systemów. Dzisiajnastąpił dzień, w którym na Tayron przybyła armia droidów.Mieszkańcy stolicy zebrali się na głównym placu i czekali narozpoczęcie przemówienia premiera – Awona Blarka. Po jakimśczasie wyszedł na wysoki balkon ratusza, skąd rozciągał sięwidok na cały plac. Wraz z nim pojawił się tam również jegodoradca – Erj Quiller. Na ich widok tłum podniósł gromki wiwat.Siwowłosy premier podniósł rękę, a wtedy zapanowała cisza.

- Ludu Tayronu ! Dzisiaj naszaukochana planeta wstępuje w nową erę ! Nareszcie oficjalnieodcięliśmy się od nieudolnych rządów Republiki i możemy cieszyćsię upragnionym bezpieczeństwem pod opieką armii Separatystów –rozłożył szeroko ręce i każdy spojrzał na małe grupy droidówB1 stojących na rogu każdej ulicy. Wtedy też zza dwójki mężczyznna balkonie wyszły dwa droidy BX i stanęły po obu ich stronach.Niespodziewanie Erj wyciągnął blaster i zaczął celować doodwróconego Awona. Droidy zrobiły to samo – Radujmy się więc i... – w tamtym momencie premier spojrzał za siebie i przerwałswoją wypowiedź przerażony – Co ty wyprawiasz ?

- Coś do czego tobie brakujeodwagi oraz woli – odezwał się wąsaty mężczyzna – Dobiłemtargu z Hrabią Dooku. Obiecał mi całkowite panowanie nad planetąw zamian za nasze surowce ... oraz siłę roboczą.

- Siłę robo ... Chceszzniewolić mieszkańców ? Przecież nikt ci na to nie pozwoli ! –stwierdził Awon, a wtedy Erj zaczął się zbliżać.

Premier był zmuszony cofnąćsię, aż dotarł do barierki balkonu. Za nią była już tylkoprzepaść. Jego zdradziecki doradca spojrzał mu w oczy i uśmiechnąłsię.

- Nikt nie odważy się misprzeciwić. Szczególnie kiedy zabraknie ciebie – powiedziałpowoli. Awon otworzył szeroko oczy przerażony tym co usłyszał.Wtedy wąsaty mężczyzna pociągnął za spust i wiązka laseraprzebiła pierś urzędnika. Siwowłosy człowiek zakołysał się ioparł o barierkę, a po chwili kolejna wiązka trafiła go w głowę.Wypadł za krawędź i spadł na ziemię przed oniemiały tłum.Wszyscy obecni mieszkańcy zwrócili swój wzrok najpierw na zwłokiBlarka, a następnie na Quillera – Aresztować wszystkich –zdrajca wydał rozkaz, a droidy obok niego przekazały to dalej.

Droidy bojowe zaczęły okrążaćtłum na placu. Początkowo odważniejsi obywatele byli nastawieniagresywnie, ale gdy chcieli stawiać opór maszyny natychmiastotwierały ogień. Kiedy padło więcej trupów niż ktokolwiek bysię spodziewał, mieszkańcy zaczęli uciekać w popłochu wewszystkich kierunkach. W tym całym chaosie znalazło się małżeństwowraz z córką. Uciekając przed niebezpieczeństwem cała trójkawbiegła do małej alei między budynkami. Wiedzieli, że droidy będąich ścigać, więc nie zatrzymywali się, aż dobiegli do swojegodomu. Gdy zamknęli drzwi wejściowe nareszcie mogli złapać oddech.Ojciec podszedł do okna i wypatrywał jakichkolwiek maszyn wpobliżu, a matka w tym czasie starała się uspokoić ich córkę,która płakała ze strachu.

- Mamusiu ... – przerywała cochwilę zaciągając nosem i oddychając chaotycznie – Dlaczego ...Co się tam stało ?

- Cśś. Cśś. Już dobrze Lari– przytuliła swoje dziecko. Wzięła ją na ręce i zbliżyła siędo męża – I jak ? Widzisz jakieś ? – spytała.

- Jest czysto. Przynajmniej narazie – odpowiedział. Usiadł na krześle i wypuścił powietrzezrezygnowany – Tana ... jak do tego doszło ? Co to ma znaczyć ?

- Nie wiem, Fever – przygryzławargę i zastanowiła się – M...Musimy wezwać pomoc.

Mężczyzna spojrzał na swojążonę.

- Republika ?

- A mamy inny wybór ? Wartospróbować – powiedziała i wszyscy poszli do sąsiedniegopomieszczenia. Znajdował się tam holostół. Tana podbiegła doniego, postawiła Lari na ziemi i aktywowała komunikator. W tejsamej chwili rozległo się pukanie do drzwi wejściowych.

- Droidy – przestraszył sięFever. Spojrzał na żonę oraz córkę, a potem z powrotem w stronędrzwi. Zacisnął mocno powieki i pięści – Nagrywaj wiadomość.Zatrzymam je tak długo jak tylko dam radę – powiedział iwyciągnął blaster z szafy.

- Kochanie ? – kobieta nierozumiała.

- Tatusiu ? – Lari również.

Mężczyzna przeszedł przezdrzwi i sięgnął do panelu kontroli zamka.

- Kocham was – powiedziałszybko i zamknął drzwi, po czym je zablokował.

- Nie ! – krzyknęła Tana, alebyło już za późno. Z jej oczu popłynęły łzy. Zwinęła dłońw pięść i uderzyła nią o stół. Nie było czasu do stracenia.Roztrzęsiona zaczęła nagrywać wiadomość. Odsunęła sięodrobinę wraz z córką przytuloną do jej nogi – Wysyłam tęwiadomość z Tayronu do bazy Republiki w nadziei, że zostanie onaprzekazana dalej. Wiem, że rząd planety postanowił przyłączyćsię do Separatystów, jednak chce prosić senat galaktyczny o pomoc.Nasz premier został zamordowany, a władza trafiła w ręceczłowieka, którego nie obchodzi dobro ludu – do jej uszu dobiegłstłumiony odgłos otwieranych drzwi, a następnie wystrzałów. Tanaspojrzała na Lari i dziewczynka jeszcze mocniej przylgnęła domatki – Proszę przyślijcie pomoc ! Mieszkańcy są zniewalani, atych którzy się sprzeciwiają ... zabijają bez cienia litości –rozległo się donośne pukanie do drzwi. Obie wzdrygnęły się wobawie, że zostaną otwarte i staną w nich droidy, ale tak się niestało. Jeszcze – Proszę !!! Przyślijcie kogoś ! Nie pozwólcie,żeby czyjaś chciwość przysporzyła nam tyle cierpienia ! Błagam!!!– zaczęła krzyczeć zrozpaczona. Nagle ze szpary pomiędzyblachami drzwi zaczęły lecieć iskry. Kobieta natychmiast wzięłacórkę na ręce i podbiegła do szafy. Otworzyła ją i postawiładziewczynkę w środku – Kochanie. Teraz musisz być cichutko.Dobrze ? – złapała dziecko za twarz z obu stron i spojrzała jejw oczy.

- Mamusiu ? – Lari chwyciłajej dłonie, a w jej oczach znowu pojawiły się łzy.

Serce kobiety pękało, alemusiała być silna. Pochyliła się i pocałowała córeczkę wczoło.

- Bądź ostrożna. Kocham cię –wstała i zamknęła drzwi szafy.

Odetchnęła i podeszła zpowrotem do holostołu. W momencie, w którym wysłała wiadomośćdrzwi pokoju otworzyły się i do środka weszły trzy droidy bojowei wycelowały broń w stronę kobiety.

- Ręce do góry – rozkazałjeden z nich.

- Poddaję się – wykonałapolecenie. Jedna z maszyn okrążyła ją i założyła jej kajdanki,kiedy pozostałe dwa dalej trzymały ją na muszce. W tym czasie Tanazauważyła, że w drzwiach na podłodze leży kilka zniszczonychdroidów oraz jej martwy mąż. Po jej policzkach spłynęły łzy.Zacisnęła mocno powieki i zgrzytnęła zębami – Nie ujdzie wamto na sucho – wysyczała przez zęby.

- Już nam uszło –odpowiedział kolejny robot – Rusz się – wskazał jej drogęruchem broni.

Zaczęła powoli iść, a za niąjej oprawcy. Zamknięta w szafie Lari zasłoniła dłońmi usta, abynie wydać z siebie choć najmniejszego dźwięku. Dopiero kiedyusłyszała dźwięk zamykanych drzwi pozwoliła sobie uwolnićemocje. Zaczęła płakać. Osunęła się po ścianie szafy iusiadła. Podkuliła nogi i objęła je rękami. Oparła głowę nakolanach. Właśnie przeżyła największy koszmar w swoim życiu ...i nie dobiegł on jeszcze końca.

Rozdział5: Zazdrość

Na pokładzie transportowcaGX1

Lantilliański transportowiecleciał w nadprzestrzeni. Na pokładzie piloci byli zajęciutrzymaniem prawidłowego kursu, a wszyscy pasażerowie znajdowalisię na przeznaczonym dla nich pokładzie. Wzdłuż dwóchprzeciwnych ścian niewielkiego pomieszczenia były ustawione rzędyfoteli wyposażonych w pasy bezpieczeństwa, jednak w obecnymmomencie nie były one wymagane. Neyomar i Sayana siedzielinaprzeciwko siebie, a między nimi stał Vis, który wyświetlałholograficzną sześcienną planszę do mandaloriańskiej gry. Obojebyli maksymalnie skupieni i wyraźnie było widać, że są godnymiprzeciwnikami. TC–35 przyglądała się rozgrywce z zaciekawieniem.W przeciwieństwie do Kory, która całkowicie nie wiedziała o co wniej chodzi.

- Przypomnijcie mi, jak nazywasię ta gra ? – spytała w końcu znudzona.

- Cubikahd – odpowiedział Neyobez reszty pochłonięty obmyślaniu kolejnego ruchu. Po chwili najego twarz wypłynął szelmowski uśmieszek – Ostrze na ścianętrzecią – powiedział. Niebieski pionek przeskoczył na wskazanemiejsce, a Saya spojrzała na to zaskoczona – Spróbuj to ominąć– chłopak skrzyżował ręce i założył nogę na nogę.

Dziewczyna potarła brodę izastanowiła się. Nagle ona również uśmiechnęła się w ten samsposób.

- Żebyś się nie zdziwił –wyprostowała się na siedzeniu – Ostrze na ścianę piątą –powiedziała.

Czerwony pionek przeszedł nadane pole, a wtedy trzy z czterech ostrzy Neyomara zmieniły kolor naten należący do Sayany. Chłopak nie mógł uwierzyć własnymoczom. Natomiast Kora popatrzyła na nich zmieszana.

- I ... co to znaczy ? –spytała.

- Przegrałem, a ona wygrała –westchnął Neyo.

- Możecie mi wyjaśnić zasadytej gry ? Może przynajmniej będę wiedziała co się dzieje –zaproponowała.

- Wierz mi. To zajmie za dużoczasu – odpowiedział chłopak, nie odwracając nawet wzroku w jejstronę – Zrestartuj planszę, Vis – droid natychmiast wykonałpolecenie.

Wojownicy ponownie pogrążylisię w skupieniu. W obliczu kolejnej partii cubikahdu, pani senatorpokręciła głową zmarnowana, po czym wstała.

- Grajcie sobie, ale ja nie muszętu siedzieć i się przyglądać. Zamiast tego mogę iść do salitreningowej i trochę się podszkolić – zaczęła iść w głąbstatku.

- Sama ? Będziesz tylko utrwalaćbłędy, których, tak między nami, jest dosyć dużo –skomentował Neyo – Ostrze na ścianę drugą.

Kora zatrzymała się. Odwróciłasię i odgarnęła kosmyk włosów z twarzy.

- W takim wypadku może ktośpowinien mi towarzyszyć – spojrzała na niego.

Tym razem zwrócił swój wzrok wjej kierunku, a ona wtedy puściła do niego oko i cmoknęła ustami.

Neyo otworzył szeroko oczy ispoglądał raz to na Korę, a raz na swoją dziewczynę. Na jejtwarzy malował się grymas, który pojawiał się u niej jedynie wtrakcie walki.

- Ostrze ... na ścianę ...pierwszą – powiedziała z przerwami na głębokie oddechy.

W ostatniej chwili pani senatorruszyła w dalszą drogę, a kiedy opuściła pomieszczeniedziewczyna wstała i głośno tupnęła nogą.

-Ugh ... Haarchak. Bicni skana'din.Dikutla dala – wyszeptała pod nosem wiązankę przekleństw izaczęła chodzić w kółko.

- Zdenerwowała cię nie nażarty, co ? – spytał wpatrzony w planszę.

- Bardziej niż mogłabym sięspodziewać – sapnęła wściekła.

- I na tyle, żebyś popełniłafatalny błąd w rozgrywce – pokiwał głową beznamiętnie –Ostrze na ścianę trzecią – wykonał jeden ruch i wygrał tąpartię, ale wcale nie było mu do śmiechu z tego powodu. Schowałtwarz w dłoniach i wypuścił powietrze – Przecież jasno dałemjej do zrozumienia, że jesteśmy parą. Życie jej niemiłe czy co ?

- Pora żebym ja to jejwyjaśniła. Jak dziewczyna dziewczynie – podparła się rękami obiodra – Daj mi swój kaptur – wyciągnęła do niego rękę.

- Po co ? – spytał ściągającz siebie element ubioru, po czym wręczył go jej.

- Zobaczysz. Zobaczysz. Jak z niąskończę to nie odważy się na ciebie spojrzeć – założyła nasiebie kaptur.

Natychmiast podążyła za Korązdecydowanym krokiem. Neyo, oparty o fotel, patrzył jak Sayawychodzi. Vis wyłączył planszę, gwizdnął smutno i pochyliłsię.

- Biedna panienka Nus. Mamnadzieję, że nie potraktuje jej jak tą zabójczynię na CatoNeimoidia lub Hrabiego Dooku nad Piccą – powiedziała nagle TC–35.

Neyo zamrugał najpierwzaskoczony tym co usłyszał, a potem przeniósł zdziwiony wzrok nadroida protokolarnego.

- Słucham ? – spytał.

- Oh ... O rety – speszyłasię.

- ( wściekłe gwizdy ) – Visobrócił kopułę w stronę maszyny i zaczął kołysać się naswoich kołach.

- Wiem, że miałam o tym niemówić. Zapomniałam się – broniła swojego stanowiska.

- Powiedziałeś jej !?! – Neyowstał z fotela – Powinienem chyba jednak zrobić z ciebie pojemnikna narzędzia. Przecież wiesz, że o naszych sprawach nikomu anisłowa.

- ( obraźliwe buczenie )

- Ożeż ty ! – przeszedł obokastromecha, ale robiąc krok kopnął go w nogę. Skierował się doprotokolantki – Po tym co usłyszałem wnoszę, że Vis opowiedziałci naprawdę dużo.

- Eee ... tak. Poczynając odpoczątku waszej współpracy z zakonem jedi, aż po operacjęratunkową na Cholgannie – odpowiedziała.

- W takim razie wiesz równieżgdzie mieszkamy, czym się zajmujemy oraz jaką bronią iumiejętnościami dysponujemy. To niedobrze – złapał się zagłowę – Słuchaj. TC ... Tess. Będę ci mówił Tess. Odseparujfragment swojej pamięci od naszego wejścia na pokład aż do teraz.Zrozumiano ?

- Yyy ... tak. Oczywiście –wykonała polecenie, kiedy on wyciągał ze swojej torby narzędzia.Usiadł obok niej i obrócił ją tyłem do siebie – Vis. Było mibardzo miło cię poznać – wyznała.

- Nie dramatyzuj – odezwał sięNeyo – Zaraz poznacie się na nowo. Natomiast ty ... – wycelowałnarzędzie w astromecha – ... siedź tym razem cicho, jeśli niechcesz, żeby spotkało cię to samo – ostrzegł go, po czym zacząłzdejmować tylną obudowę głowy protokolantki.

Tymczasem Kora kończyłaprzebierać się w strój treningowy. Weszła do sali ćwiczeń.Przechodząc obok stojaku na broń wzięła do ręki taki sam kij jakpoprzedniego dnia. Kiedy związała włosy w kucyk zaczęła sięrozciągać. Nagle lampy zgasły. Rozejrzała się wokółzdezorientowana. Po chwili drzwi za jej plecami otworzyły sięwpuszczając do środka światło z zewnątrz. Odwróciła się izobaczyła opartą w przejściu ciemną sylwetkę. Przyjrzała sięjej. Rozpoznała kontury kaptura oraz zbroi.

- Ah to ty. Ale mnie nastraszyłeś– stanęła bardziej wyluzowana. Założyła miecz na ramię ipodparła się wolną ręką o biodro – Więc ... postanowiłeśjednak do mnie dołączyć. Będziemy kontynuować naszą lekcję ?

Wtedy sylwetka wyprostowała sięi sięgnęła poza krawędź drzwi. Światło ponownie się zapaliło,a z twarzy Kory momentalnie zniknął uśmiech.

- Bardzo chętnie, moja droga –powiedziała Saya z przekąsem, podchodząc do stojaka na broń.Wzięła do ręki kij, ściągnęła z głowy kaptur i stanęłanaprzeciwko niej – Masz tupet, żeby podrywać go na moich oczach –wycelowała kij w jej stronę.

- Jak już o tym rozmawiamy, tonie przypominam sobie, żeby on protestował – pani senator zaczęłaiść w jednym kierunku.

- Ponoć wszystko ci wczorajwyjaśnił. Chyba uznał, że nie ma sensu się powtarzać skoro zapierwszym razem do ciebie nie dotarło. Postanowiłam wziąć sprawyw swoje ręce – ruszyła w tą samą stronę i tym samym zaczęłykrążyć wokół sali ćwiczeń.

- Pokaż co potrafisz, panidoktor – ruszyła na nią.

Kiedy znalazła się dośćblisko, wykonała pchnięcie, ale wtedy Saya z kamienną twarząodsunęła się jedynie odrobinę w bok, podbiła broń Kory do góryi podstawiła jej nogę. Pani senator upadła na brzuch. Natychmiastprzewróciła się na plecy, a w tamtej chwili stojąca dziewczynaprzystawiła czubek kija do jej piersi i przycisnęła ją do ziemi.

- Znacznie więcej od ciebie.Lekcja czwarta ! Nigdy nie graj na nerwach mandaloriance, ponieważZAWSZE ... źle ... się ... to ... kończy – z każdą przerwąmocniej dociskała ją do parteru.

Lewą ręką chwyciła zarękojeść blastera w oczekiwaniu na jedyny ruch jaki Kora mogławykonać. Białowłosa znalazła dłonią swoją broń leżącąobok niej. Gdy tylko porządnie ją chwyciła, zbiła ostrze Sayany.Lekarka wypuściła kij z ręki i pozwoliła mu odlecieć na bok, akiedy Kora podążyła za swoim ramieniem, odwróciła się plecamido swojej przeciwniczki i wstała na kolana. W tamtym momencieblondynka okręciła rękę wokół szyi dziewczyny, wyciągnęłablaster z kabury i przystawiła go do jej głowy. Obie zamarły wbezruchu.

- Co ty wyprawiasz ? – Koraspytała przerażona.

- Trzymam cię z daleka od mojegochłopaka – powiedziała spokojnie jak gdyby nic się nie działo.

- Mój ojciec ci tego ...

- Teraz go tu nie ma. Tylko Neyoi ja odpowiadamy za twoje bezpieczeństwo, ale to nie znaczy ... żenie może zdarzyć się wypadek.

- O czym ty ... – przerwała,kiedy Saya jeszcze mocniej przycisnęła lufę do jej skroni.

- Na mniej niż dwa metry maszsię do niego nie zbliżać, bo właśnie taki „wypadek" sięzdarzy. Zrozumiano ? – białowłosa pokiwała głową impulsywnie –Powtórz.

- Nie mniej niż dwa metry ...inaczej zdarzy się wypadek – wyjąkała.

- Jate dala – puściła ją ipoklepała po policzku. Kora od razu wstała i spojrzała na nią zestrachem w oczach. Saya wskazała jej blasterem drogę z powrotem napokład pasażerski – Wracamy ?

- T...Tak. Tak – zaczęła iśćchwiejnym krokiem w stronę drzwi.

Mandalorianka pokręciła broniąna palcu, przystawiła lufę do ust, po czym dmuchnęła w nią.

- Zawsze działa – powiedziałazadowolona, schowała ją do kabury i podążyła za nią.

W tym czasie Neyo skończyłkasować pamięć droida protokolarnego. Na powrót założył tylnąobudowę głowy robota i odłożył narzędzia.

- Teraz powinno być w porządku,Tess – powiedział.

- Jestem TC–35 – poprawiłago.

- Elek, oczywiście, a teraz ...wróć na swoje miejsce – wskazał jej fotel ruchem ręki.

Kiedy Tess odchodziła odchłopaka, ten spojrzał na Visa. Astromech odwrócił kopułę wjego stronę. Neyo gniewnymi ruchami przyłożył dwa palce do swoichoczu, a następnie wskazał na niego, mrużąc przy tym oczy. Droidodpowiedział tylko niezadowolonym piskiem. Kora weszła na pokładpasażerski, a za nią Sayana. Blondynka natychmiast dumnym krokiempodeszła do swojego chłopaka i usiadła obok niego. Pani senatorszła dokładnie pośrodku pomieszczenia, ale gdy nadmiernie zbliżyłasię do ciemnowłosego wojownika, odeszła dalej pod same fotele. Onpatrzył na to zdziwiony, dopóki Kora nie usiadła na miejscu obokTess, a potem wbiła wzrok w podłogę. Neyo spojrzał nauśmiechniętą Sayę. Ona wzruszyła tylko ramionami. Pokiwał głowąz uśmiechem, po czym podziękował jej, za rozwiązanie tejsytuacji, pocałunkiem w usta. Bardziej niż o ich związek martwiłsię o to czy Kora nie ściągnie na siebie nieszczęścia. Terazmógł odetchnąć z ulgą.

Rozdział6: Senat

Jakiś czas później

Po krótkiej podróżytransportowiec GX1 dotarł szczęśliwie na Coruscant. Wylądował nazawieszonym w powietrzu, pośród wielkich budynków, lądowisku.Stamtąd zostali zabrani śmigaczem do wieżowca, w którym Koramiała mieszkać w okresie swojej kadencji jako senatora. Rozpakowalisię w wyznaczonych im pokojach. W końcu nadszedł czas, aby udalisię do Izby Senatu Galaktycznego na jego posiedzenie. Droidy zostaływ mieszkaniu, korzystając z możliwość ponownego poznania,natomiast Kora wraz z Neyomarem i Sayaną wyruszyli na miejsce.Dolatywali właśnie do ogromnego budynku przypominającego grzyb.Ich śmigacz wylądował u samej jego podstawy. Wysiedli z pojazdu iruszyli do środka. Kora, ubrana w wykwintną sukienkę, szła zprzodu, a kilka metrów za nią jej ochroniarze w pełnych zbrojach.Białowłosa pani senator kilkukrotnie odwracała się w ichkierunku, żeby sprawdzić czy oni w ogóle tam są, ponieważ niedochodziły od nich prawie żadne dźwięki. W rzeczywistościwyłączyli wokodery w swoich hełmach, z uwagi na to, że chcieliporozmawiać na tematy, dotyczące jedynie ich.

- Najpierw świątynia jedi, ateraz Senat. Kiedyś myślałam, że jedyne co zobaczę na tejplanecie to szpital WAR – powiedziała dziewczyna wsrebrno–błękitnej zbroi.

- Ja nie sądziłem, żekiedykolwiek opuszczę Dantooine. Jedno zlecenie dla zakonu jediwywróciło nasze życia do góry nogami – spojrzał ukradkiem najej dłoń, po czym ją chwycił – Ale tak chyba jest lepiej. Wkońcu ... nie poznałbym ciebie, gdyby nic się nie zmieniło.

Zaśmiała się krótko, a potemna niego spojrzała.

- Bardzo się cieszę, że tychkilka miesięcy temu przyjęłam pewną ... niecodzienną propozycję.

Oboje uśmiechnęli się podmaskami. Cała trójka weszła do budynku i zaczęli wędrować pokorytarzach w poszukiwaniu ich platformy. Po pewnym czasie dotarli doniej, ale kiedy Kora miała na nią wejść, zatrzymała się iuważnie jej przyjrzała. Mandalorianie spojrzeli najpierw na siebie,a następnie na nią. Saya odblokowała swój wokoder.

- Czy szanowna pani senatorzechce zająć swoje miejsce w senacie ? – spytała z udawanąuprzejmością.

- C...Co ? Eee ... takoczywiście, ale ... – nachyliła się do kobiety – Ta całaplatforma ma dwa metry średnicy – wyszeptała, kiedy Neyo wszedłna platformę i zajął miejsce po jej prawej stronie.

- Podejdź do mównicy i nieoglądaj się za siebie, a wszystko będzie dobrze. Iviin'yc –popędziła ją.

Pani senator niepewnym krokiemweszła na metalowy podest i podeszła do panelu z przodu machiny.Saya usiadła na siedzeniu naprzeciwko chłopaka. Do rozpoczęciaposiedzenia zostało trochę czasu, więc para wojowników zabijałaczas rozglądając się po obszernym pomieszczeniu, wypełnionym pobrzegi rzędami identycznych platform ustawionych jeden nad drugim. Wsali znajdowało się wielu senatorów z różnych planet razem zich towarzyszami, więc panował tam duży gwar. Odkąd jednakprzekroczyli próg tego miejsca Neyo czuł się dziwnie. Jakby ...osaczony.

- Wyczuwam duże zakłóceniaMocy – powiedział.

- Elek. Ja również –odpowiedziała Saya, po ponownym zablokowaniu wokodera.

- Tutaj musi być wielu rycerzyjedi. Jeśli my ich wyczuwamy, to oni też mogą wyczuć nas –stwierdził – Wśród nich mamy niewielu sojuszników. Postarajmysię nie wychylać.

- Bal'ban. Może nie ściągajmyhełmów dopóki nie wrócimy do mieszkania Kory – zaproponowała.

- Elek – chłopak pokiwałgłową.

Wtedy ich uwagę zwrócił głos,który nagle rozbrzmiał w całym pomieszczeniu. Rozejrzeli sięwokół. Wszyscy członkowie senatu momentalnie zamilkli, po czymwstali. Neyomar i Sayana również wstali, aby zobaczyć co siędzieje.

- Proszę o ciszę !!! WielkiKanclerz Palpatine przybył na posiedzenie !!! – męski głoszaanonsował pojawienie się przywódcy Republiki. Podłoga na samymdnie pomieszczenia rozsunęła się, a na jego środek wjechałopodium, na którym stał kanclerz Sheev Palpatine oraz jegochiagriański doradca Mas Amedda, do którego należał tajemniczygłos – Rozpoczynam posiedzenie senatu galaktycznego !!!

Głos zabrał Kanclerz Palpatine.

- Wiem, że na dzisiejszymzebraniu mieliśmy omówić wiele ważnych kwestii, ale niestety będąone musiały zejść na dalszy plan – oświadczył ze smutkiem –Kilka godzin temu jedna z naszych baz w środkowych rubieżachodebrała wezwanie o pomoc ... dochodzące z Tayronu.

Na dźwięk nazwy tej planetyprawie wszyscy członkowie senatu oburzyli się. Zaczęliprotestować. Wśród całego tego hałasu można było usłyszećgniewne wypowiedzi: „Tayron odwrócił się od Republiki", „Cizdrajcy nie zasługują na naszą pomoc", „Najpierw przyłączająsię do Separatystów, a potem ośmielają się prosić o nasząpomoc !?!". W końcu, tą niekończącą się falę nienawiściprzerwała senator Padme Amidala z Naboo. Wyleciała na swojejplatformie w głąb pomieszczenia.

- Moi drodzy ! Proszę ! Nawetjeśli Tayron postanowił przyłączyć się do KonfederacjiNiepodległych Systemów, powinniśmy chociaż wysłuchać tej prośbyo ratunek – powiedziała z pasją.

Na chwilę zapadła cisza, aby pochwili kanclerz ponownie przemówił.

- Senator Amidala ma słuszność.Dowiedzmy się kto wysłał tą wiadomość – mężczyzna użyłkilku przycisków na konsoli przed nim.

Na środku pomieszczenia zostałwyświetlony gigantyczny hologram. Przedstawiał kobietę zdzieckiem. Początkowo ani Neyomara ani Sayany całkowicie nieinteresowała cała ta sytuacja, ale kiedy rozpoczął się tematwezwania o pomoc, postanowili poświęcić temu uwagę. Wiadomośćmiała zostać odtworzona, więc chłopak rzucił okiem. Najpierwjego wzrok padł na twarz kobiety, a następnie dziecka. Kobieta byłazdeterminowana, a dziewczynka – przerażona. Wiadomość zostałaodtworzona. Kobieta zaczęła mówić.

- Wysyłam tę wiadomość zTayronu do bazy Republiki w nadziei, że zostanie ona przekazanadalej. Wiem, że rząd planety postanowił przyłączyć się doSeparatystów, jednak chce prosić senat galaktyczny o pomoc – Neyodostrzegał wszystko co jej twarz wyrażała. Jej determinacjaustąpiła krawędzi rozpaczy. Tak jakby chciała przemóc bolesnewspomnienia – Nasz premier został zamordowany, a władza trafiław ręce człowieka, którego nie obchodzi dobro ludu. Proszęprzyślijcie pomoc ! Mieszkańcy są zniewalani, a tych którzy sięsprzeciwiają ... zabijają bez cienia litości – obie byłyprzerażone. Rozpacz kobiety przerodziła się w desperację –Proszę !!! Przyślijcie kogoś ! Nie pozwólcie, żeby czyjaśchciwość przysporzyła nam tyle cierpienia ! Błagam !!! –rozległ się trzask.

Na sekundę zniknęły z zasięgukamery. Potem kobieta wróciła. Pochyliła się, po czym spojrzaław przestrzeń ze złością. Wiadomość zakończyła się. W senacieponownie rozgorzała kłótnia, ale Neyo nie słyszał nic opróczostatniego słowa kobiety. Przepełniony rozpaczą krzyk rozbrzmiewałw jego głowie na okrągło. Zacisnął dłoń w pięść zbezsilności i czekał na dalsze kroki senatu.

- Spokój !!! Proszę o spokój!!! – Mas Amedda uspokoił wszystkich zebranych, pozwalając dojśćdo głosu tym, którzy faktycznie mieli coś do powiedzenia.

- Kim właściwie jest kobieta zwiadomości !?! – zapytała senator Ivor Drake z Kestos Minor.

- Nie znamy imienia tej osoby.Najwyraźniej jest ona po prostu zwykłą obywatelką Taryronu –odpowiedział kanclerz.

- Albo ... jest to jedynie próbawciągnięcia naszych wojsk w pułapkę – odezwał się senatorGall Trayvis – Tayron dopiero dołączył do Sojuszu Separatystów,więc równie dobrze mogli postanowić wykorzystać ten fakt. Naszesiły już są rozproszone po całej znanej nam galaktyce.

- Zgadzam się z senatoremTrayvis – senator Orn Free Taa z Ryloth zajął stanowisko w tejdyskusji. Neyo spojrzał na niego. Słyszał opowieści jakobysytuacja na Ryloth była wręcz dramatyczna. Mieszkańcy bylizniewalani, a ci którzy nie zostali złapani stawiali opór wbeznadziejnej walce z droidami. Głodowali. Ukrywali się. A on ?Wielki i utuczony twi'lek – Nie powinniśmy marnować tak wieluśrodków oraz zasobów na tak ... nieopłacalną kampanię. Musimyprzeznaczyć je na cele o znacznie większym znaczeniu.

Wtedy Neyomar nie wytrzymał.Odepchnął Korę i sam stanął przy konsoli. Białowłosa spojrzałazmieszana na Sayanę, a ona wzruszyła tylko ramionami. Chłopakwyleciał platformą na środek pomieszczenia.

- Najlepiej od razu weźcieśrodki na wojnę i schowajcie je do swoich kieszeni, a zasoby niechtrafią na półmisek senatora z Ryloth !!! – krzyknął,wprawiając wszystkich obecnych w osłupienie.

- A kim ty jesteś, że ośmielaszsię wygadywać takie oszczerstwa – spytał Orn Free Taa zwyższością.

- Jestem tylko zwykłymochroniarzem, ale chyba zapomnieliście kim WY jesteście ! Mieliścierozwiązywać problemy galaktyki, a tymczasem odwracacie się odpotrzebujących ! Otrzymaliście wezwanie o pomoc od zwykłejmieszkanki Tayronu, ale tylko dlatego, że nie wysłał go żadenwysoko postawiony urzędnik, postanowiliście je zbagatelizować !

- Tayron nie należy już doRepubliki, chłopcze. Ich rząd ...

- Rząd !?! – Neyo przerwałTrayvisowi oburzony – To zwykli ludzie proszą was o pomoc, a nieżadni politycy ! Ludzie ... tacy jak ja, wy i każdy za murami tegoprzybytku ! Natomiast wy wolicie stwierdzić, że to pułapka i zczystym sumieniem opuścicie to miejsce, kiedy tamci ludzie sąciemiężeni !

Jego ostatnia wypowiedź jeszczebardziej rozsierdziła zebranych. Do tego stopnia, że Mas Ameddaponownie musiał ich uspokoić.

- Spokój !!! – uderzył swojąlaską o podłoże.

- Twoja postawa zaiste jestarogancka, jednak przemawia przez ciebie prawdziwa mądrość –powiedział kanclerz Palpatine.

- To nie mądrość, tylko zwykłedobro ! Najwyraźniej spędzacie tu tyle czasu, że tylko nieliczni zwas wiedzą jeszcze co to słowo znaczy ! Wiem, że moje zdanie wasnie obchodzi i kiedy tylko usiądę, zapomnicie o wszystkim copowiedziałem, a co nie uderza w waszą godność ! Każdy z waspowinien się wstydzić !!! – chłopak wrócił na swoje miejsce, aKora na powrót stanęła przed konsolą, zawstydzona z powoduwszystkich spojrzeń, skierowanych w ich stronę.

Saya patrzyła na swojegochłopaka ze skrzyżowanymi rękami. Poruszała przy tym nerwowo nogąw górę i w dół.

- To jest to twoje nie wychylaniesię ? – spytała z wyrzutem.

- Zdenerwowali mnie ... ale niepowiesz mi chyba, że nie mam racji – przechylił głowę na bok ispojrzał na nią.

- Neyc, skądże – pokręciłagłową, po czym wyprostowała się – W pełni się z tobą zgadzam... ale boję się co może z tego wyniknąć – dotknęła dłoniączoła maski.

Kora sprowadziła platformę zpowrotem do stacji dokującej i czekali na to co będzie dalej.

- Zarządzam przerwę w obradachsenatu – rzekł kanclerz Palpatine.

Jego podium wróciło podpodłogę, a wszystkie latające platformy wylądowały.Mandalorianie wraz z panią senator wyszli na korytarz. Koraspojrzała na nich zdenerwowana.

- Co ... to ... było !?! –spytała przez zęby – Czy ty chcesz mnie stąd wygryźć ? –zwróciła się do Neyo.

- Do mnie masz pretensje ? Toczemu sama nic nie powiedziałaś ? – zripostował.

Zdenerwowana kobieta w sukniruszyła na niego z rękami wyciągniętymi w stronę jego szyi.Powstrzymała się jednak, kiedy spojrzała kątem na Sayę opartą ościanę. Białowłosa machnęła gniewnie rękami i odwróciła się.

- I co my z tym teraz zrobimy ? –spytała podparta pod boki.

Zapadła cisza, którą przerwałznany mandalorianom głos.

- Możliwe, że znam odpowiedźna to pytanie – cała trójka spojrzała w kierunku, z któregodobiegł. Na środku korytarza stanęło przed nimi dwoje znajomychAvian – Senator z M'iryy ... Lorian, a to mój bliski przyjaciel ...Perno – ubrany w tradycyjne ponczo Lorian przedstawił siebie orazswojego towarzysza i wyciągnął dłoń.

- Senator z Dantooine ... KoraNus – przedstawiła się, natomiast mandalorianie stali w bezruchuzaskoczeni widokiem dawnych towarzyszy broni.

- W zaistniałej sytuacjichciałbym zaprosić panią wraz z jej świtą do swojego gabinetu wdrugim budynku senatu – zaproponował Lorian.

Neyo powoli do niego podszedł.Skierował wizjer swojej maski prosto w twarz Avianina.

- Ty ... – wskazał na Perno –... zaprowadzisz panie do gabinetu. A ty ... – trącił senatora wramię palcem – ... idziesz ze mną. Nie lubię się powtarzać –ruszył wzdłuż korytarza.

- T...Tak. Tak – wyjąkałprzestraszony, a następnie podążył za człowiekiem w zbroi.

Maszerowali przez korytarz, wposzukiwaniu ustronnego miejsca na rozmowę. W końcu trafili napustą platformę. Schowali się w przejściu prowadzącym na nią.Chłopak spojrzał jeszcze czy nikogo nie ma w pobliżu. Byli sami.

- Nawet nie wiesz jak bardzo sięcieszę, że cię widzę, vod – powiedział ze śmiechem.

- My się znamy ? – wtedysenator zwrócił uwagę na to jak został nazwany – Zaraz ...Jedyną osobą, która mnie tak nazywa to ... – Neyo zdjął maskęi uśmiechnął się do przyjaciela – Na duchy ! Cyklonie to ty ! –przytulili się po bratersku – Ci ludzie nie wiedzą co na siebieściągnęli.

- Spokojnie. Nie przyszedłem tu,żeby znowu rozpętać chaos – chłopak oparł się o ścianę.

- Poniekąd ci się udało. Twójpokaz może się na tobie zemścić – stwierdził Lorian – Ale ...tak jak już mówiłem. Myślę, że wiem co musimy w tej chwilizrobić.

- My ? – Neyo zdziwił się.

- Tak. My. Ci nieliczni, którzyjeszcze wiedzą co znaczy słowo dobro – wyjaśnił – Zatem ?Zrobimy to co należy ?

Neyomar odetchnął i spojrzałna niego spod kaptura. Założył z powrotem maskę.

- Prowadź.

Później tego samego dnia

Po omówieniu pozostałychpunktów debaty i jej zakończeniu, wszyscy senatorowie wrócili doBudynku Biura Senatu, w którym mieściły się ich gabinety. IvorDrake, Gall Trayvis oraz Orn Free Taa postanowili się naradzić.Właśnie wchodzili do pokoju należącego do błękitnego twi'leka.

- Jeszcze nikt nigdy mnie tak nieobraził jak ten młokos ! – powiedział wściekły Orn, kiedytylko wszyscy przekroczyli próg pomieszczenia.

- Nie potrzebujemy takiegomoralisty między nami – odezwał się Ivor.

- Musimy się go pozbyć – Ornwyszedł z propozycją.

- Trzeba zwołać posiedzenie,aby go wykluczyć z ...

- Przyjaciele ... zwolnicietrochę. Zastanówcie się o czym wy mówicie – Gall przerwał Ivor– Przecież to tylko zwykły ochroniarz – spojrzała na nichoparty o biurko.

- Czy ty go bronisz, panieTrayvis ? – spytał oburzony twi'lek.

- Oczywiście, że nie. Przezjego występ oraz niebezpieczeństwo jakie ze sobą niesie państwopo prostu zapominają, że nie jest on członkiem senatu. Ochroniarza... jest o wiele łatwiej wyeliminować niż polityka – odwróciłsię i spojrzał przez okno.

- Co masz na myśli ? – spytałaIvor.

Mężczyzna uśmiechnął się.

- Gdyby tak ... mała grupkabandytów lub łowców nagród ... zaatakowała budynek senatu, a ichcelem byłaby ... nasza droga senator Nus. Ten człowiek, wraz zgwardzistami senatu, musiałby ją chronić. A jak wszyscy wiemy ...w ogniu walki wszystko może się zdarzyć.

- A jeśli ci łowcy nie dadząmu rady ? Nie wiemy do czego jest zdolny – Orn wyraził swojewątpliwości.

- Wtedy sypniemy kredytami tu itam – odwrócił się w ich stronę – Ten mężczyzna nigdywięcej nie zabierze głosu w senacie. Mogę was zapewnić –odpowiedział Gall.

W tym samym czasie

Kora wraz ze swoimiochroniarzami oraz Avianami znajdowała się obecnie w gabinecieLoriana. Czekali na zakończenie debaty, a w rezultacie przybyciepozostałych senatorów, którzy chcieli się z nimi spotkać.Właściciel biura siedział przy swoim biurku, a miejsce naprzeciwkoniego zajmowała Kora. Sayana i Perno usiedli na kanapie przystoliku. Natomiast Neyo klęczał w kącie pomieszczenia. Oddłuższego czasu nawet nie drgnął. Zwróciło to uwagębiałowłosej pani senator. Przekrzywiła głowę i spojrzała naniego zaciekawiona.

- Nic mu nie jest ? – spytała.

- Nie przejmuj się –odpowiedziała spokojnie Saya – Nie pierwszy raz go widzę w tymstanie.

- Ale ... co on właściwie robi?

Lorian rzucił jej zdziwionespojrzenie.

- Nie wiesz kim oni są, prawda ?– zwrócił się do Kory.

- A ty skąd ich znasz ? –obruszyła się.

Nim Avianin odpowiedział, rzuciłokiem na mandalorian. Saya powolnym ruchem dłoni zasłoniła dzióbPerno, który nie protestował, po czym zarówno ona jak i Neyoprzystawili palce do dolnych części swych masek i pokręciliprzecząco głowami. Ich przyjaciel zrozumiał aluzję.

- Z dawnych czasów –odpowiedział wymijająco.

Wtedy od strony drzwi gabinetudobiegł dźwięk oznaczający przybycie gości. Wszyscy wstali, awtedy otworzyły się. Do środka weszło czworo senatorów –pantoranka oraz troje ludzi. Młoda kobieta o niebieskiej skórze niezwróciła uwagi Neyomara. Natomiast wysoki brodaty brunet, białakobieta o rudych włosach, a także niska brunetka o wymyślnejfryzurze już tak. Pamiętał ich. Całą trójkę poznał kilkamiesięcy wcześniej na Alderaan, kiedy przypadkiem spotkał się zAhsoką.

- Haar'chak – przeklął pocichu w obliczu tak niekomfortowej sytuacji, w jakiej się znalazł.

- Pozwólcie, że przedstawię ...to senatorowie Padme Amidala z Naboo, Mon Mothma z Chandrili, RiyoChuchi z Pantory oraz Bail Organa z Alderaan – Lorian przedstawiłwszystkich przybyłych, wskazując odpowiednie osoby.

Goście ukłonili się.

- Kora Nus z Dantooine –odezwała się dziewczyna i odwzajemniła gest – A to są ...

- Ehem ... – Neyo odchrząknąłprzerywając białowłosej. Wolał, żeby nie poznali ich prawdziwychimion – ... Ren Mayers oraz ... yyy ... Ata Edge – improwizował– To zaszczyt was poznać.

- Cała przyjemność po naszejstronie – powiedział Bail.

Kora spojrzała zmieszana naswojego ochroniarza, ale pokręciła tylko głową i wróciła naswoje miejsce. Nie miała zamiaru nawet próbować tego zrozumieć.Kiedy politycy siadali przy stoliku oraz biurku, Saya stanęła obokswojego chłopaka. Oboje natychmiast zablokowali swoje wokodery.

- Jaką tym razem masz wymówkę? – spytała odrobinę zdenerwowana.

- Amidala, Organa i Mothma byli wpobliżu, kiedy spotkałem Ahsokę na Alderaan. Widzieli mnie bezzbroi i maski. Przedstawiłem się wtedy jako ... mistrz jedi SetnoMatlas – odpowiedział zrezygnowany.

Spojrzała na niego zniedowierzaniem. Pomimo faktu, że miała na głowie hełm, on był wstanie to wyczuć. Obróciła głowę z powrotem przed siebie.

- Po prostu kandosii –westchnęła.

Udawali, że nic się nie dziejei skupili na tym co miało miejsce przed nimi. Kora czuła siętrochę przytłoczona, ale zebrała się na odwagę, aby rozpocząćrozmowę. Wyprostowała się na krześle.

- Więc ... domyślam się, żepowodem naszego spotkania jest przemowa mojego ochroniarza ...R...Rena.

- Tak, to prawda – potwierdziłaRiyo.

- Chciałabym bardzo przeprosićza jego ...

- Tu nie ma za co przepraszać –przerwała jej Padme – Osobiście uważam, że potrzebne byłotakie zderzenie z rzeczywistością. Nawet w tak ... surowej formie.

- Zaimponowałeś nam chłopcze.Prawdomówność i prawość są cechami rzadko spotykanymi. Właśniedlatego chcieliśmy się z tobą spotkać – odezwała się Mon.

- Ze mną ? – spytałpodejrzliwie.

- Tak – wtrącił się Bail –Chcielibyśmy prosić cię o pomoc w przekonaniu Senatu, żebyRepublika udzieliła pomocy Tayronowi. Bez znaczenia czy są postronie naszej czy Separatystów. Mieszkańcy planety cierpią i niemożemy na to pozwolić.

- Ciekawe, że mówicie towszystko teraz, a na posiedzeniu nie odezwaliście się słowem –skrytykował ich.

- Byłeś tam. Wszyscy wylali zsiebie całą nienawiść i nie pozwolili nikomu dojść do głosu –Riyo broniła ich racji.

- A tu proszę, ja się jakośprzebiłem – skrzyżował ręce na piersi i oparł się o ścianę.

- Więc pomóż nam i spraw, żebynikt z nas nie musiał się już przebijać w tej sprawie. Maszzapał, czyste serce i mówisz prawdę. Musisz to wykorzystać –Padme próbowała go przekonać. Nie odpowiedział. Zastanawiał się– Jednak ... czy zechciałbyś najpierw zdjąć maskę ? Wiedzącjak wyglądasz bylibyśmy bardziej skłonni ci zaufać.

Obawiał się, że padnie topytanie. Nie mógł tego zrobić. Zaraz rozpoznaliby go, a tooznaczałoby dla niego i Sayi mnóstwo problemów. Nie potrzebowalitego. Neyo uciekał wzrokiem w każdym kierunku z nadzieją, że udamu się znaleźć jakiekolwiek wyjście z tej sytuacji. W końcuspojrzał na Korę. Siedziała mocno wyłożona na oparciu krzesła.Wszyscy skakali wokół niego, a ona tak jakby zanikła w całym tymferworze. Olśniło go. Znalazł sposób, aby odciągnąć od siebieuwagę obecnych senatorów. Najpierw musiał w swoim styluodpowiedzieć na postawione przed nim pytanie.

- Czy moja twarz faktycznie ma ażtakie znaczenie, kiedy najbardziej zależy wam na tym co mam w głowie? – spytał.

- Wolimy wiedzieć z kim mamy doczynienia – powiedział Bail.

- Ależ wiecie. Powiedziałem tojuż w sali senatu. Jestem tylko zwykłym ochroniarzem. Młodym ... dobrym ... i niedoświadczonym człowiekiem – wyjaśnił, powolipodchodząc do białowłosej dziewczyny – Dokładnie tak samo jakKora – położył jej rękę na ramieniu, wprawiając ją wosłupienie. Spojrzała zdezorientowana najpierw na niego, a potem nasenatorów – Tak naprawdę to jej potrzebujecie. Kogoś o jejumyśle, wrażliwości oraz darze wymowy.

Wszyscy spojrzeli na pannę Nus.Uśmiechnęła się nieśmiało.

- Skąd pewność, że podoła ?Nie wypowiedziała się jeszcze na forum senatu ani raz – argumentychłopaka najwyraźniej nie przekonały Baila Organy.

- Tak to też prawda, ale jakwcześniej słusznie zauważyła senator Chuchi, spirala nienawiścibyła tak wielka, że nie sposób było zabrać głos. To ... dotyczyrównież mnie, ponieważ pod wpływem emocji wepchnąłem się przedKorę, która chciała zaprotestować przeciwko oburzającymwypowiedziom członków senatu. Nie jestem odpowiednią osobą dotego zadania. Mógłbym bezmyślnie zrobić coś głupiego –złączył dłonie i odsunął się trochę do tyłu – Ona jest.

Zapadła cisza, podczas którejwzrok wszystkich obecnych ponownie padł na białowłosą kobietę wsukni. Dopiero po chwili zrozumiała, że nadszedł czas aby onapoparła stanowisko swojego ochroniarza.

- Tak ... yyy ... – odetchnęła,aby się uspokoić – Zgadzam się z Renem. Miałam trochę czasu,aby go poznać i uważam, że jest zbyt impulsywny, żeby braćudział w ustalaniu strategii na debatę o takim znaczeniu ... jużnie mówiąc o samym posiedzeniu. Zaszczytem będzie możliwośćwspółpracy z wami w tak szlachetnym celu. Dołożę wszelkichstarań, aby nasze postanowienia doszły do skutku – powiedziała.

Znowu nastała cisza. Senatorowiepopatrzyli po sobie. Padme wstała.

- Czy możemy prosić o chwilęna osobności ? – spytała.

- Oczywiście – odpowiedziałaKora, po czym ona wraz z dwójką mandalorian opuścilipomieszczenie.

Wyszli na korytarz. Kiedy tylkodrzwi się zamknęły, Neyo natychmiast oparł się o ścianę ispuścił głowę. Saya podeszła do niego, a następnie położyłamu rękę na ramieniu.

- Spokojnie – powiedziała.

- Mam nadzieję, że to się uda,bo to były wyżyny mojego aktorstwa – chwycił jej dłoń.

- Co się uda ? Jakiego aktorstwa? – Kora po raz kolejny nie wiedziała o co chodzi. W końcupodniosła ręce i odwróciła się – Przysięgam. Z wami nie możnawytrzymać. W co wy mnie znowu wpakowaliście ? – spojrzała nanich z ukosa.

- Posłuchaj mnie – Neyowyprostował się – Są rzeczy, które cię nie dotyczą i którychnie zrozumiesz. Uwierz mi, mam swoje powody, żeby odmówićprzyjęcia ich propozycji. Dlatego nagiąłem trochę prawdę iskierowałem ich uwagę na ciebie – wskazał na nią palcem izaczął do niej iść – Gra toczy się o wysoką stawkę.Pokazałaś nam już, że masz w sobie zadufaną córeczkę tatusia ...uwodzicielkę bez skrupułów ... a teraz ? Jeżeli wszystko dobrzeposzło dostaniesz szansę pokazać dlaczego tu jesteś – cofnęłasię przed nim, ale szybko napotkała ścianę. Zatrzymał się tużprzed nią – Mówiłaś tam prawdę czy kłamałaś, bo tak byłoci wygodnie ? Pozostaniesz głucha na czyjeś wołanie o pomoc czyzrobisz wszystko, żeby na nie odpowiedzieć ? – spytał.

- Nie wiem – wyszeptałastłamszona.

Nie patrzyła w jego wizjer izaciskała dłonie na swojej sukni. Bała się go. Odsunął się.

- Tak ... dla niektórychodpowiedź na to pytanie nie jest widoczna od razu ... ale to tylkotwoja decyzja – odszedł z powrotem do Sayany – Postaraj się,żeby ten wybór był właściwy.

Kora popatrzyła na nichzmieszana. Przyłożyła dłoń do środka swojej klatki piersiowej.Nie rozumiała czemu jej serce biło tak szybko. Był przerażającyw tamtej chwili, ale jego ostatnie słowa miały w sobie cośdziwnego. Poczuła przez nie głęboki wstyd, ale ostateczniezainspirowały ją. Weźmie udział w organizowaniu pomocy dlaTayronu z własnej woli. Ponieważ tak należy. Odetchnęłagłębiej, wyprostowała się i wygładziła materiał sukienki.

- Masz rację. Nie pokazałam sięwam z mojej najlepszej strony i z każdą chwilą coraz bardziej tegożałuję. Nie popełnię już tego błędu. Dzięki wam zrozumiałam,że muszę robić nie to czego ode mnie wymagają, a to co uważam zasłuszne – powiedziała.

- Więc ... co postanowiłaś ? –spytała Saya.

- Nie będę siedzieć zzałożonymi rękami, kiedy mam szansę przyczynić się dopozytywnego rozwoju tej sytuacji. Pomogę im – stwierdziła z iskrąw oku.

Wtedy drzwi gabinetu otworzyłysię i stanął w nich Bail Organa. Trójka ludzi z Dantooineprzybliżyła się do niego w oczekiwaniu na to co powie.

- Doszliśmy do wniosku, żefaktycznie pani może być najbardziej odpowiednią osobą donaszego, w pośpiechu sformowanego, frontu politycznego –powiedział, po czym złączył dłonie i odetchnął – Znaczy ...oczywiście, jeśli nie zmieniła pani zdania.

- Jestem z wami – odpowiedziałanatychmiast zdeterminowana.

- Wspaniale. Zapraszam do środka.Zaczniemy omawiać strategię – odsunął się i ruchem rękizaprosił ich do środka.

Kora bez wahania weszła, a zanią para wojowników trzymających się za ręce. Nie byli pewnidecyzji senatorów, ale teraz mogli odetchnąć z ulgą. Na tąchwilę ich sekrety są bezpieczne.

Rozdział7: Wyścig

W tym samym czasie naDantooine

W mieście Venoram na planecieDantooine trwał wieczór. Słońce powoli zachodziło za horyzontzostawiając za sobą łunę pomarańczowych promieni, któreodbijały się na delikatnie wzburzonej tafli jeziora. Fir kończyłprzygotowywać się do wyścigu. Założył na siebie specjalnykombinezon sportowy, a następnie schował do torby kask ochronnyrazem ze wszystkim czego potrzebował na miejscu. Opuścił swój domi zamknął drzwi na klucz. Spojrzał w kierunku ulicy. Czekali tamna niego Stee oraz Hush, którzy stali oparci o śmigacz rodianina.Na przyczepie stał ścigacz Fira.

- I jak się czuje nasz przyszłymistrz ? – zawołał radośnie Hush.

Czarnowłosy chłopak uśmiechnąłsię i podszedł do nich.

- Jednocześnie podekscytowany izestresowany – odpowiedział.

Uścisnął dłoń mechanika, poczym wrzucił swoją torbę na wolne miejsce w śmigaczu. Zbliżyłsię do Stee. Chwycili swoje dłonie i pocałowali się. Gdy odsunęlisię od siebie, dziewczyna przekrzywiła głowę i pogładziła go potwarzy.

- Gotowy ? – spytała.

Fir odetchnął i pokiwał głową.Wsiedli do pojazdu.

- Zabierzemy jeszcze Neyo i Sayę,a potem możemy lecieć na miejsce – powiedział Hush z miejscakierowcy.

- Leć od razu na tor. Nie ma ichw Venoram – powiedział wyścigowiec.

- Znowu ? – zdziwił sięrodianin – Cholera mogliby chociaż uprzedzać zanim znowu gdzieśznikną.

Zaczęli lecieć w kierunkugłównej bramy miasta. Kiedy opuścili jego obręb skierowali sięna łąki. Po jakimś czasie dotarli na miejsce. Tor wyścigowy byłwytyczony na krawędziach rozległej doliny i przebiegał międzywieloma drzewami blba. Wokół toru zebrała się cała masamieszkańców pobliskich miast, aby móc zobaczyć wyścig. Podnieśligromkie wiwaty, kiedy drużyna z Venoram wjechała między nich, żebydostać się na wytyczony plac dla zawodników. Zatrzymali się izdjęli ścigacz z przyczepy. Wprowadzili go na ich miejsce startowe,po czym dołączyli do reszty uczestników w sekcji przygotowawczej.Fir siedział na krześle w całkowitym skupieniu. Napił się wody.Hush przed nim klęknął.

- Słuchaj, naprawiłem skrzyniębiegów. Biegi powinny wchodzić łagodniej, ale pamiętaj, żeby niezmieniać ich zbyt gwałtownie, bo w końcu się zatnie.

- Jasne – chłopak pokiwałgłową.

- Wymieniłem też przepustnicę,więc uważaj przy zwiększaniu prędkości. Musisz go wyczuć. Takjak na treningach.

- Tak jak na treningach –powtórzył.

Teraz Stee wskoczyła na miejscerodianina. Trzymała w ręku podręczny holoprojektor, którywyświetlał hologram trasy wyścigu.

- Tor zmienia się z każdymokrążeniem. Cała trasa ma kształt zaokrąglonego kwadratu wraz zprzekątnymi. Łącznie masz cztery ostre zakręty. Uważaj na nich ibierz je szeroko.

- Oczywiście – potwierdził.

- Teraz uważaj. Nie przejmuj sięwiększością rywali. Spokojnie ich wyprzedzisz. Twoje najważniejszecele to Trimen i ... Ekar – cała trójka spojrzała na zawodnikasiedzącego kilka miejsc od nich.

- Gnojek zawsze się chełpiilekroć mnie prześciga na samej końcówce – zacisnął pięści.

Stee chwyciła go za nie

- Hej ! Spójrz na mnie –złapała go za twarz z obu stron i spojrzała mu w oczy – Długo oto walczyłeś. W tym sezonie jesteś w czołówce rankingu. Nie dajsię teraz rozproszyć. Dasz radę ! – powiedziała.

Uśmiechnęli się do siebie.Nagle rozległ się głos z głośników. Nakazał, aby wszyscyzawodnicy stanęli na pozycjach startowych. Czarnowłosa dziewczynapocałowała szybko swojego chłopaka, po czym on ruszył w kierunkuswojego ścigacza. Przeniósł nogę nad siedzeniem usiadł na nimokrakiem. Założył kask na głowę. Kiedy złapał za kierownicę,Ekar przeszedł przed nim.

- Hej, Strev – Fir spojrzał naniego, gdy usłyszał swoje nazwisko – Pomacham ci z linii mety.Mam nadzieję, że zobaczysz, kiedy będziesz na szarym końcu.

Zawodnik z Venoram skierowałwściekły wzrok przed siebie i zacisnął mocniej dłonie nakierownicy. W końcu światło z czerwonego zmieniło się na żółte.Przygotował się. Odetchnął, a gdy kończył wydychać powietrzezapaliło się zielone światło. Zaczęło się. Wystartowali.Natychmiast zwiększył obroty silnika. Tuż po starcie zyskałprzewagę nad kilkoma rywalami. Pierwsze okrążenie spędził nadalszym zostawianiu przeciwników w tyle. Wymijał ich jednego podrugim. Dotarł do pierwszego ostrego zakrętu prowadzącego naprzekątną. Wziął go szeroko, jak mówiła Stee. Paru ryzykantówzdołało go wyprzedzić, ale potem musieli zmierzyć się zprzeszkodami. Drewniane pale wysuwały się z ziemi i znikały raz zarazem. Wszyscy musieli lawirować między nimi, ale tylko trójce znich nie sprawiło to większego problemu. Ekar cały czas był naczele stawki, a za nim o pozycję walczyli Trimen i Fir. Ta sytuacjautrzymała się aż do trzeciego ostrego zakrętu. Niestety i tymrazem Fir został wyprzedzony przez kilku zawodników. Na tejprzekątnej były dwustronne rampy. Przednie aby wybić się wpowietrze, a tylne żeby łagodniej wylądować. Fir postanowiłzaryzykować. Jeśli miał wygrać musiał maksymalnie rozpędzićsię na odcinku od zakrętu do pierwszej rampy i przelecieć całąprzekątną naraz. Wdrożył swój plan w życie. Włączyłnajwyższe obroty i wjechał na rampę. Wzbił się w powietrze iprzeleciał nad większością rywali, wprawiając kibiców wosłupienie. Niestety gdy miał wrócić na tor okazało się, żeEkar jest dosłownie parę centymetrów przed nim. Gdy tylko odzyskałkontrolę maksymalnie przyspieszył. W ostatni ostry zakręt wszedłpraktycznie bokiem. Teraz był tylko on i Ekar. Byli na ostatniejprostej. Fir cały czas siedział mu na ogonie i nie mógł znaleźćżadnej luki, żeby go wyprzedzić. W końcu zaczęli się od siebieoddalać. Jego rywal zaczął jeszcze bardziej przyśpieszać, azawodnik z Venoram wyciskał dosłownie wszystko co mógł z silnika.Znowu mu się nie uda. Sam zaczął zwalniać, czując zbliżającąsię porażkę. Po raz kolejny będzie musiał wysłuchiwać jegoprzechwałek. Zaczęła narastać w nim bezsilność. Czuł złość.Był tak blisko. Wpatrywał się cały czas w plecy przeciwnika.Wtedy wyraz jego twarzy pod maską stał się całkiem beznamiętny.Skupił się na Ekarze. Czas wydawał się biec w zwolnionym tempie.Zamknął oczy, a gdy je ponownie otworzył, puścił kierownicejedną ręką i szarpnął nią gniewnie w lewo. Dokładnie w tymsamym momencie ścigacz jego rywala gwałtownie skręcił i mocnouderzył w bandę energetyczną. Całkowicie stracił kontrolę nadpojazdem. To była dla Fira niepowtarzalna okazja. Natychmiastprzyspieszył wyminął koziołkującego przeciwnika i wyleciałprosto na ostatni zakręt w wyścigu. Wziął go bokiem, aby nikt niezabrał mu pozycji i pędził na złamanie karku ku linii mety.Przekroczył ją jako pierwszy. Zatrzymał się i z niedowierzaniemściągnął swój kask. Spojrzał na holograficzny baner nad liniąmety. Pojawił się na nim on z przypisanym numerem jeden. Uśmiechnąłsię, zszedł ze ścigacza i zaczął skakać z radości. Chwilępóźniej stał na podium z pucharem w ręku. Stee wbiegła do niegona górę i rzuciła mu się na szyję. Pocałowała go, a po chwilidołączył do nich Hush. Cała trójka chwyciła się za ręce ijednocześnie podnieśli je do góry. W tamtym momencie publicznośćzaczęła wiwatować. Gdy Fir spojrzał daleko poza tłum, zobaczyłjak wściekły Ekar ciska swoim kaskiem o ziemię. Tak. To byłmoment jego chwały.

W nocy

Po wyścigu o mistrzostwodrużyna z Venoram wróciła do domu. Hush musiał jeszcze na chwilęzajrzeć do warsztatu, tymczasem Fir wraz z ukochaną udał się doswojego domu, aby świętować jego zwycięstwo. Czarnowłosadziewczyna siedziała na kanapie w salonie i czekała, aż jejchłopak przyniesie po kieliszku wina. Wzięła do rękiholoprojektor. Chciała ponownie zobaczyć jak Fir zdobywamistrzostwo. Włączyła nagranie i odstawiła urządzenie na stół.Patrzyła jak na ostatniej prostej jej przyjaciel powoli traciprzewagę, a następnie ... jej uwagę przykuło coś niepokojącego.Zobaczyła jak Fir rusza ręką, a potem jego rywal uderza o bandę.Była zszokowana. W tej samej chwili czarnowłosy chłopak wyszedł zkuchni i podszedł do niej. Wtedy ona wstała, bez słowa wyrwała mukieliszki z rąk i odstawiła je na stół. Wzięła do rękiholoprojektor.

- Możesz mi to wytłumaczyć ? –spytała srogo.

Obejrzał fragment nagrania i samzamarł. Przetarł brodę dłonią i zaczął chodzić w kółko.

- Ja ... ja nic nie pamiętam.Wszystko działo się tak szybko. Byłem pewien, że to Ekar popełniłbłąd – usiadł na kanapie i nerwowo ruszał nogą. Stee usiadłaobok niego i odetchnęła – Powinienem się przyznać, żeoszukiwałem.

- I przy okazji ujawnić sięjako ktoś kto włada ... jak ty to nazywałeś ... Mocą ? Nicnikomu nie mów. Będziemy udawać, że nic się nie stało –położyła mu dłoń na ramieniu – Twierdzisz, że nic niepamiętasz. Czy to coś, co się z tobą dzieje, przejmuje nad tobąw jakiś sposób kontrolę ?

- Nie wiem jak to opisać –stwierdził – Od czasu kiedy zostaliśmy porwani, miewam momenty, wktórych czuję się jakbym mógł zrobić ... dosłownie wszystko.Nie czuję się wtedy do końca sobą – pochylił się i dotknąłdłonią czoła.

Był ... zagubiony. Stee objęłago ramieniem i przytuliła do siebie. Pocałowała go w skroń, poczym zaczęła się delikatnie kołysać, a on razem z nią.

- Rozpracujemy to. Obiecuję –powiedziała.

Rozdział8: Wypadek

Kilka godzin później naCoruscant

Spotkanie w gabinecie Lorianatrwało do późnego wieczora. Słońce powoli chowało się zahoryzontem Coruscant, a grupa polityków opuściła biura senatu.Wędrowali korytarzami, aż trafili do rozległego holu. Sufitpodpierały rzędy kolumn, a po jego drugiej stronie można było jużzobaczyć lądowisko, budynki oraz niebo. Kora była zadowolona z jejpierwszej politycznej narady. Istniała duża szansa, że faktycznieuda im się wpłynąć na decyzję senatu, w sprawie udzieleniapomocy mieszkańcom Tayronu. Spojrzała za siebie i tak jak sięspodziewała, jej ochroniarze szli z tyłu w całkowitym milczeniu.Uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Zwolniła odrobinę i zrównałasię z nimi.

- Jak tam, pani senator ? Cosądzisz o swoim pierwszym dniu piastowania urzędu ? – spytałaSaya.

- Oczywiście ... nie biorąc poduwagę mojego występu na forum senatu – westchnął Neyo.

Zastanowiła się.

- Przyznaję, że początkowobyłam przerażona. Potem miał miejsce ... ten mały „incydent"– cała trójka zaśmiała się – Później ... Późniejotworzyliście mi oczy. Chciałabym wam za to bardzo podziękować.

- Nie ma za co – odpowiedziałchłopak.

- Pamiętam co mi powiedziałeśNe ... Ren – poprawiła się – Nie jesteście tu, aby się ze mnąprzyjaźnić. Żywię jednak nadzieję, że moglibyście zrobićwyjątek od tej zasady i może ... zaczęlibyśmy od koleżeństwa ?– spojrzeli na nią – To byłby dla mnie największy zaszczyt.

Neyo spojrzał jej w oczy. Niedostrzegał w nich nic poza wręcz dziecinną szczerością. Zwróciłwzrok na swoją dziewczynę. Ona przemyślała to, po czym pokiwałagłową. Skrzyżował ręce i skierował głowę przed siebie.

- Czy nam ciebie po drodze niepodmienili ? Dwa dni temu rozmawiałem chyba z kimś innym.Spokorniałaś, a po dzisiejszym dniu z całą pewnościązmądrzałaś. Bardzo mnie to cieszy. Jesteśmy równiezaszczyceni – wyciągnął do niej dłoń.

- Dziękuję – uścisnęła ją.

Wtedy Saya weszła między nich ijednym ramieniem otoczyła Neyo, a drugim Korę. Przycisnęła ichodrobinę do siebie.

- Mam tylko nadzieję, żebędziesz trzymać się pewnych granic – zwróciła się dobiałowłosej – Nie posunę się za daleko, jeśli zobaczę cośpodejrzanego, ale też nie ręczę za siebie – powiedziała śmiejącsię.

- Spokojnie – pani senatorrównież się zaśmiała – Pewien argument w twojej kaburze jużwystarczająco dał mi do myślenia.

Odsunęli się od siebie ześmiechem na ustach. Cała grupa wyszła na lądowisko. Lorianspojrzał na swoich mandaloriańskich przyjaciół. Cieszyło go ichszczęście. Zasłużyli na nie, po tym ile dobra uczynili. Odwróciłsię w ich stronę, idąc jednocześnie do tyłu.

- Jak to miło zobaczyć, że wsenacie oprócz niezgody, szerzy się również przyjaźń –rozłożył ręce swobodnie.

- Jak mógłbym się nie zgodzić... panie senatorze – odrzekł Neyo żartobliwie.

W tamtym momencie Neyomarzobaczył coś niepokojącego. Dosłownie na sekundę w jego wizjerzepojawił się błysk światła, ale słońce zachodziło z zupełnieinnej strony. Natychmiast sięgnął dłonią do krawędzi swojejmaski i przybliżył widok w kierunku, skąd dotarł do niego promieńświatła. Po chwili szukania zobaczył lufę snajperki. Byłaskierowana bezpośrednio na nich, a strzelec przygotowywał się dooddania strzału.

- Wszyscy kryć się !!! –krzyknął. Wybiegł przed całą grupę, aktywował swoją tarczę iodbił wiązkę lasera. Pozostali widząc to rozbiegli się w dwiestrony i ukryli za stojącymi w małej odległości od siebietransportowcami senatu. Neyo zablokował kolejny strzał, po czymrozejrzał się. Tylko on pozostał na widoku. Cofnął się o kilkakroków, jednocześnie zbliżając się do statku. Gdy miał takąmożliwość, wszedł za osłonę przewrotem w prawo. Oparł sięplecami o poszycie transportowca – Nikomu nic się nie stało ?

- Wszyscy cali – odpowiedziałaPadme.

Chłopak rozejrzał się poswojej grupie, ale nie dostrzegł w niej Sayany, Kory oraz Perna.Niespokojny spojrzał w stronę drugiej kryjówki. Byli tam.

- Nic wam nie jest ? – odezwałsię do Sayi przez komunikator.

- Nic – odpowiedziała.Wyjrzała na pustą część lądowiska i na wejście do statku,które się tam znajdowało. Blisko nich padały strzały – Możemywydostać się stąd tymi transportowcami, ale my nie damy rady wejśćdo środka ! Właz jest odsłonięty ! – powiedziała.

Neyomar spojrzał na swojegoprzyjaciela Avianina.

- Lorian ! Nasze wejście czyste? – spytał.

Senator wyjrzał za osłonę.Było tam bezpiecznie.

- Będziemy osłonięci –odpowiedział.

- Wejdźcie do środka. Głowynisko. Potem czekajcie na sygnał, a gdy go dam uciekajcie stąd –rozkazał po czym wyjrzał w stronę snajpera. Tuż obok jego głowylaser trafił w podwozie, a on natychmiast się schował. Odetchnąłgłębiej dla skupienia. Ponownie aktywował tarczę, po czym wstał.Ruszył przed siebie. Kolejne strzały trafiały blisko niego, aprzed niektórymi chronił się polem siłowym.

Dotarł do pozostałych bezszwanku.

- Saya ! – odnalazł ją wgrupie i mocno przytulił – W porządku ?

- Elek, a ty ? – odwzajemniłazmartwienie i również go objęła.

- Też – odsunęli się odsiebie, a chłopak wyjrzał na pole ostrzału. Po chwili cofnął się– Zrobimy tak ... pójdę przodem i zatrzymam się za włazem. Będęwas osłaniać kiedy wy szybko wejdziecie do środka – czekał napotwierdzenie. Wszyscy kiwnęli głowami – Dobra – odwróciłsię. Podniósł zaciśniętą pięść do góry. Opuścił jądopiero gdy w ziemię uderzył laser – Teraz !

Wybiegł za róg. Zatrzymał sięna swoim miejscu i osłonił tarczą. Saya poszła przodem, otworzyławłaz i weszła do środka. Kora i Perno zrobili to samo pojedynczo.Neyo cofnął się i podążył za nimi, ale zobaczył jak w ichstronę lecą dwa śmigacze. Schował się i przybliżył obraz wwizjerze. W obu znajdowało się czworo napastników. Razem pięciorowequey'ów oraz trzy droidy serii IG. Wtedy usłyszał kroki odstrony wejścia do budynku senatu. Kilkoro gwardzistów w niebieskichzbrojach. Jeden z nich zatrzymał się przed wejściem do statku, wktórym znajdowali się Neyomar i Sayana.

- Nie bójcie się. Z namijesteście bezpieczni – powiedział, stojąc całkiem na widoku.

Chłopak spojrzał na niego zniedowierzaniem.

- Bezpieczni ? Schowaj się docholery ! – krzyknął i wciągnął go do środka za rękę.

Ocalił go tym samym od trafieniaprzez snajpera. Teraz wiedział czemu ich zatrudnili. Pozostaliżołnierze szybko zrozumieli sytuację, ale nie wszyscy zdążylisię ukryć.

- Szlag by to trafił – Sayaprzeklęła, stojąc przy konsoli statku – Odcięli nas ! Zarazbędziemy mieć ich więcej na głowie, a nawet jak odlecimy to albozestrzeli nas z wieży albo za nami polecą.

Neyo zastanowił się. Jegoblaster nie ma wystarczającego zasięgu, aby trafić tego snajpera.Bez niego mógłby uziemić pojazdy przeciwników. Jednak obok stałaosoba, która miała odpowiedni sprzęt. Spojrzał na DC-15a w rękachgwardzisty. Szybko zabrał mu broń.

- Co ty wyprawiasz !?! –krzyknął człowiek w niebieskiej zbroi.

- Cicho ! – zbył go. Nawszelki wypadek sprawdził czy karabin jest naładowany. Odetchnął,po czym stanął we włazie. Wyjrzał na pole ostrzału. Atakującyprzybili pojazdami do krawędzi lądowiska. Kilkoro zeszło na ziemięi rozpoczęła się strzelanina między nimi, a gwardzistami senatu –Jak tylko dam sygnał zabieraj ich stąd, cyar'ika !

- Jaki sygnał ? – dziewczynaspojrzała na niego i przeraziła się, gdy zobaczyła co robi –Gdzie ty ...

Nie zdążyła go zatrzymać.Wyskoczył ze statku i zaczął biec w stronę drugiego. Po drodzemusiał unikać i chronić się przed ostrzałem z obu stron. Kiedydotarł do transportowca zrobił wślizg pod podwoziem. Wstał, anastępnie ruszył do krawędzi, ukryty za statkiem. Zatrzymał sięprzy silnikach. Przyłożył karabin do ramienia, przybliżył widokw masce i wycelował. Wstrzymał oddech i oddał strzał. Widziałjak wiązka lasera trafia snajpera w głowę, a martwe ciało upadłobezwładnie na gzyms, na którym się znajdował.

- Mam cię – skomentowałzadowolony.

Przewiesił karabin przez ramię,a w prawą rękę chwycił blaster. Bezzwłocznie wdrapał się nadach transportowca, potem wyskoczył wysoko do góry w stronęśmigaczy napastników. W locie oddał kilka strzałów, którymizabił kierowcę bliższego pojazdu. Wylądował na masce i od razumusiał zasłonić się polem siłowym, ponieważ kierowca drugiego –droid łowca serii IG, zobaczył co się dzieje i odpowiedziałogniem. Neyo przeskoczył nad siedzeniami z tarczą przed twarzą, aprzy lądowaniu na silniku wykonał przewrót. Odbił się, aby wlocie wykonać poziomą spiralę i zniszczyć napęd pierwszegośmigacza strzałem z blastera. Zapalił się, nastąpił maływybuch, a pojazd zaczął spadać. Chłopak stanął na mascedrugiego i wykorzystując nabraną prędkość oraz kierunek obrotu,wybił robotowi broń z ręki kopnięciem z półobrotu. Przygwoździłmaszynę do siedzenia nogą, złapał za głowę lewą ręką ioderwał ją od korpusu. Chłopak wyprostował się.

- Teraz !!! Uciekać !!! –krzyczał, dając jednocześnie bronią w ręku odpowiednie sygnały.

Transportowiec po lewejnatychmiast się wzniósł i zaczął oddalać, ale ten po prawejcały czas stał w miejscu.

- Nigdzie bez ciebie nie lecę !– Saya odezwała się przez komunikator.

- Nic mi nie będzie ! Dopilnuję,żeby żaden z nich nie uciekł ! – musiał osłonić się odostrzału nieprzyjaciół, którzy zauważyli co zrobił – Wrócędo ciebie ! – zapewnił ją.

Przez chwilę trwała cisza weterze, ale zaraz ponownie usłyszał jej głos. Przez szyby statkuzobaczył jak dziewczyna odwraca się w stronę konsoli.

- Trzymam cię za słowo –powiedziała i zabrała ich stamtąd.

Teraz, kiedy wszyscy byli jużbezpieczni, Neyo mógł całkowicie skupić się na walce. Spojrzałna to co działo się przed nim. Wbiegł na stały grunt. Szarżowałstrzelając do każdego przeciwnika na swojej drodze. Udało mu sięzastrzelić wequeya oraz kolejnego droida IG. Wykonał przewrót doprzodu, aby uniknąć ostrzału. Kucnął i wystrzelił linkę w noginastępnego napastnika. Związał je, a kiedy wstawał, pociągnąłza nią i przewrócił go. Odczepił linę i schował blaster dokabury. Wyskoczył do góry w kierunku ostatniego droida łowcy.Zacisnął prawą pięść, żeby wysunąć ze swojego karwaszaostrze, a kiedy wylądował na robocie, przyszpilił go do ziemi. Dwarazy wbił ostrze w jego głowę i dla pewności nadepnął na niąmocno gdy wstał. Przed twarzą przeleciała mu wiązka lasera.Ponownie złapał za broń, ale tym razem wyłączył tarczę i wziąłzamach lewą ręką. Gdy ją wyprostował z karwasza wyleciałastruga płomieni. Pozostali przeciwnicy skulili się przed nią, alenawet ich nie dotknęła. Za to kiedy zniknęła, oni spojrzeli naniego przerażeni, a następnie rzucili broń na ziemię. Neyo całyczas do nich celował zarówno blasterem jak i rękawicą.

- Poddajemy się – powiedziałjeden z napastników – Nie pisaliśmy się na coś takiego.

- Dobra decyzja – odpowiedziałNeyo.

Chwilę później trzej ocalaliwequey'e stali z kajdankami na rękach otoczeni przez czterechgwardzistów senatu oraz Neyomara.

- Dalibyśmy sobie radę –powiedział dowódca oddziału.

- Gdyby nie ja ... zapewnewszyscy bylibyście martwi – stwierdził agresywnie.

- Może to i prawda – przyznałniechętnie – Zabrać ich na przesłuchanie.

Dwaj gwardziści podeszli dowięźniów, aby ich odprowadzić, ale chłopak zatrzymał ich isięgnął po blaster do kabury.

- Nie ma takiej potrzeby –przystawił lufę broni do czoła najbliższego najemnika – Gadaj !Kto was wynajął !?! – wykrzyczał. Spodziewał się protestu zestrony żołnierzy senatu, ale nie przerywali mu. Zamiast tegowsłuchali się w komunikaty dochodzące z głośników w ich hełmachco zauważył po ruchach jakie wykonywali. Niestety najemnik niedawał mu odpowiedzi. Zniecierpliwiony strzelił w ziemię międzyjego stopami – Jeśli myślisz, że nie strzelę, spójrz na swoichbyłych współpracowników ! – ponownie przyłożył mu brońmiędzy oczy – Kto was ... – za jego plecami rozległ się odgłosstrzału i nagle poczuł palący ból w lewej części klatkipiersiowej.

Wiązka lasera przeszła międzypłytami beskaru. Nogi się pod nim ugięły. Upadł na kolana,trzymając się za ramię i nie mógł złapać tchu. Stojący za nimdowódca celował do niego, a z lufy karabinu uchodził dym. Spojrzałna swoich podkomendnych.

- Pozbyć się dowodów –rozkazał. Trójka mężczyzn natychmiast wzięła na cel więźniówi bez mrugnięcia okiem zastrzelili ich.

Martwe ciała najemników upadłyna ziemię przed Neyomarem. Ból zamglił jego umysł, a jedyne coczuł to strach ... i gniew. Był to jednak inny rodzaj wściekłości.Dotychczas wynikała ona z chęci ratowania innych, ale teraz ? Takjakby całkowicie przejęła nad nim kontrolę. Nie umiał tegowyjaśnić. Zrobiło mu się zimno i zaczął ciężko dyszeć.

- Po tym co zobaczyłem myślałem,że o wiele trudniej będzie go załatwić. Bez zbroi to tylkoczłowiek – dowódca szydził z niego – Skończmy z ... Ugh –zamilkł nagle i sięgnął dłonią do szyi, usiłując złapaćoddech.

Neyo podniósł lewą dłoń zlekko zaciśniętymi palcami w jego stronę. Odjął prawą od rany izwinął ją w pięść. Powoli wstał z trudem. Pozostali zdrajcycofnęli się ze strachu i wycelowali do niego drżącymi blasterami.Spojrzał na nich.

- Nawet ... nie wiecie ... z kimzadarliście – wysapał gniewnie. Otoczyła go krwistoczerwonaaura. Wtedy jeden z gwardzistów spanikował i otworzył ogień.Chłopak wyprostował wolną rękę, nie do końca wiedziałdlaczego. Coś nim kierowało. Postawił dłoń na drodze lasera, aon odbił się od niej w ich stronę. Rozsunęli się i przepuściligo, podążając za nim wzrokiem. Zanim zdążyli się z powrotemodwrócić, Neyo chwycił Mocą całą trójkę i zacisnął chwyt naich krtaniach. Podniósł ręce do góry. Cała czwórka uniosła sięnad ziemię. Nie miało dla niego żadnego znaczenia to, że sięujawnił jako użytkownik Mocy. Nic go nie obchodziło. Zatracił sięw nienawiści. Pozostał tylko czysty szał. Podniósł ich jeszczewyżej i powoli zwijał dłonie w pięści, zacieśniając tym samymchwyt na szyjach zdrajców. W końcu całkowicie zacisnął palce, awtedy cztery karki zostały skręcone w tym samym momencie –RRRAAAAA !!! – szarpnął rękami do siebie, a martwe ciałauderzyły o ziemię wokół niego.

Wziął kilka głębszychoddechów, kiedy odezwała się jego rana. Zgarbił się. Lewa rękaprzestała go słuchać, a prawą złapał się za ramię. Zakręciłomu się w głowie, ale aura go nie opuszczała. Przypomniał sobie,że jeden z nich został na pokładzie transportowca, którym ucieklijego przyjaciele. Zaczął iść chwiejnym krokiem w kierunkudziałającego śmigacza najemników. Nie zdawał sobie sprawy ztego, że świadkiem całego zajścia był sam Wielki KanclerzPalpatine. Nawet jeśli nie widział tego na własne oczy. Siedziałprzy biurku w swoim gabinecie. Łokciami oparł się o blat i splótłdłonie przed twarzą. Zamknął oczy w skupieniu. Po chwili na jegotwarz wypłynął szeroki uśmiech. Otworzył złowrogo oczy, po czymwstał i ruszył do wyjścia.

Rozdział9: Poza kontrolą

Po zmroku

Po udanej ucieczce z lądowiskasenatu, ocaleni rozdzielili się. Sayana zabrała swoja grupę domieszkania Kory, natomiast pozostali schronili się w apartamenciesenator Amidali w innym wieżowcu. Byli bezpieczni. Tess oraz Visszybko dowiedzieli się o wszystkim co miało miejsce na lądowiskusenatu i zaczęli zadawać mnóstwo pytań, ale nikt nie miał ochotyna nie odpowiadać, więc droidy zostały wyłączone i zamknięte wjednym z pokoi. Mandalorianka nie mogła się jednak uspokoić.Początkowo chciała tam wrócić, ale szybko zrozumiała, że wobecnej chwili tylko ona będzie mogła zapewnić im bezpieczeństwojeśli coś się stanie. Perno posiadał doświadczenie bojowe, ażołnierz senatu, który przypadkowo z nimi poleciał, mógł byćwyszkolony, ale sami nie ochronią siebie oraz Kory. Musiała z nimizostać. Bez przerwy chodziła w kółko po pomieszczeniu i próbowałaskontaktować się ze swoim chłopakiem. Nie odpowiadał co jeszczebardziej ją niepokoiło. W końcu usiadła obok Kory na kanapie izakryła dłońmi wizjer. Nie mogła ściągnąć hełmu, ponieważbył wśród nich ten gwardzista. Pani senator oraz ich Aviańskiprzyjaciel, również byli zaniepokojeni.

- Zdarzyło się mu nie wracaćtak długo ? – zapytał Perno, stojący przy oknie.

- W takiej sytuacji ? Raz –Saya odpowiedziała beznamiętnie – Niedługo po tym jak siępoznaliśmy. Myślałam, że już nigdy go nie zobaczę –westchnęła – Ale to co się wtedy wydarzyło ... daję minadzieję, że i tym razem wyjdzie z tego cało.

- Na pewno mu się uda – Korapołożyła dłoń na jej ramieniu – Zobaczysz – zapewniła ją.

Dziewczyna pokiwała głową wodpowiedzi.

- Coś się tu zbliża –powiedział Perno.

Gwardzista podszedł do niego irównież wyjrzał przez okno. Zobaczył jak w ich stronę leci jedenze śmigaczy napastników. Wyciągnął blaster z kabury.

- Miejcie się na baczności. Tomoże być każdy – powiedział.

Saya też wzięła jedną brońdo ręki, a drugą rzuciła Perno. Kora schowała się za kanapą zobawy przed strzelaniną. Kiedy Saya miała przeładować, poczułacoś dziwnego. Nic co czułaby do tej pory. Zimno, a jednak ...pobrzmiewało w tym coś znajomego. W jednej chwili drzwi wejściowedo mieszkania otworzyły się. Najpierw wszyscy wycelowali w ichstronę, ale potem zobaczyli, że to Neyo w nich stoi. Oparł się oframugę, trzymając się jednocześnie za lewe ramię. Ciężkooddychał i otaczała go czerwona ... mroczna aura. Jego dziewczynanatychmiast podbiegła do niego i mocno go przytuliła.Niezdecydowanym ruchem objął ją prawą ręką. Jego wzrok padł nagwardzistę w niebieskiej zbroi. Ten zaciskał palce na rękojeściblastera tak mocno, że broń w jego dłoni drżała. Chłopakwyczuwał jego strach.

- Wróciłeś ! Nawet nie wieszjak się bałam ! – powiedziała Saya radośnie. Jej euforia nietrwała jednak długo. Kiedy odjęła rękę od jego pleców ...zobaczyła na niej krew – Co ci się ... – odsunęła się odniego i przyjrzała jego ramieniu.

Kiedy spojrzała na jego ranęwestchnęła zszokowana i zamarła. Zanim zdążyła cokolwiekzrobić, Neyo odsunął ją delikatnie od siebie. Kora wyszła zkryjówki i razem z Perno ruszyli zmartwieni w jego stronę. Rannychłopak wyciągnął przed siebie prawą dłoń, łagodnie chwyciłswoich przyjaciół Mocą i pchnął ich na kanapę. Wprawiłwszystkich w osłupienie, a najbardziej Korę, która nie wiedziałaco właśnie się stało.

- Twój oddział ... usiłowałmnie zabić – wycedził przez zęby. Wszedł powoli do środka –A ty powiesz mi dlaczego – zwrócił się do żołnierza senatu.

Każda osoba w pomieszczeniuspojrzała na niego zdziwiona.

- N...Nie mam z tym nic wspólnego– wyjąkał.

- Dlaczego zatem tak siędenerwujesz ? – spytał podejrzliwie, po czym przekrzywił głowę.

Gwardzista popatrzył na nichzakłopotany. Momentalnie wziął Neyomara na cel i zaczął do niegostrzelać. Ten ponownie wystawił tylko dłoń, a strzały się odniej odbiły. Kiedy żołnierz był całkowicie zdezorientowany tymco zobaczył, chłopak z użyciem Mocy wyrwał blaster z jego ręki iprzyciągnął do własnej. Zmiażdżył broń, upuściłbezużyteczne kawałki metalu na ziemię, a następnie zdjął zpleców karabin i odstawił go pod ścianę. Zaczął się do niegozbliżać. Człowiek w niebieskiej zbroi próbował go ominąć zzamiarem ucieczki, ale został odepchnięty telekinezą pod ścianęi przyszpilony do niej. Neyo ominął stolik na środku pokoju ipodszedł do niego powoli. Stanął z nim twarzą w twarz.

- Kto za to odpowiada !?! –żołnierz uporczywie milczał. Wojownik wyprostował rękę tużprzed jego hełmem – Powiesz mi ! Kto za tym stoi !?! – nakazałwszechobecnym głosem.

Zaczął wpływać Mocą na jegoumysł. Opierał się. Szarpał się, dostawał spazmów i jęczał.Mandalorianin nie miał zamiaru odpuścić.

- AAAAAA !!! – z gardłagwardzisty wyrwał się krzyk bólu – Dobrze !!! Powiem !!!Wszystko ci powiem !!! – chłopak przestał używać manipulacji iwypuścił go z chwytu. Mężczyzna upadł na kolana i podparł sięrękami. Zaczął głęboko oddychać z ulgą – Trayvis ... Drake ...Taa – wypowiedział tylko te trzy słowa.

Neyo odwrócił głowę w stronępozostałych. Kora spuściła wzrok.

- To senatorowie, z którymi siędzisiaj kłóciłeś – stwierdziła speszona.

Chłopak spojrzał w dół nażołnierza.

- Nie jesteś mi już potrzebny –powiedział gniewnie.

Gwałtownie złapał prawą rękąza przód jego hełmu, postawił go do pionu i grzmotnął tyłemjego głowy o ścianę. Uderzenie było tak mocne, że kawałkiniebieskiego kasku poleciały we wszystkie strony, a w ścianiepojawiły się pęknięcia. Kiedy go puścił, na ziemię upadłytylko zwłoki. Wszyscy patrzyli na ten czyn zszokowani. Korawpatrywała się w martwe ciało. Zaczęła coraz szybciej oddychać,po czym krzyknęła przerażona. Perno zabrał otępiałą dziewczynęz kanapy. Odsunęli się od wojownika i Avianin zasłonił paniąsenator. Sayana zaczęła powoli zbliżać się do swojego chłopakaz rękami wyciągniętymi przed siebie.

- Neyo ? – nie zwrócił na niąuwagi. Nadal stał zgarbiony, ciężko oddychając – Cyar'ika ? –spojrzał na nią – Co się ... z tobą ... dzieje ? – spytałaspokojnie łamiącym się głosem.

Ten pokręcił szybko głową.Popatrzył to na Sayę, to na ciało leżące u jego stóp.Krwistoczerwona aura go opuściła i cofnął się do tyłuprzestraszony. Zerwał z twarzy maskę i zdjął kaptur. Momentalniew jego oczach pojawiły się łzy, które spłynęły po jegopoliczkach. Złapał się za twarz i przez palce wpatrywał się wmartwego gwardzistę. Nagle poczuł niemożliwy do opisania ból wlewym ramieniu. Zakołysał się do tyłu, aż trafił na ścianę iosunął na podłogę, zostawiając na niej ślady krwi. Dziewczynaod razu znalazła się przy nim. Chwycił jej dłoń.

- Ni ... ni ... c...ceta –wyjąkał.

- Bic cuyir naas –odpowiedziała zdejmując hełm z głowy. Jego źrenice co chwilękierowały się do góry, aż zamknął oczy i zwiesił głowę –N...Neyo ? – spytała niepewnie. Nie odpowiedział. Przeraziłasię. Bezzwłocznie położyła go na plecach. Przyłożyła dwazłączone palce do jego szyi. Na szczęście miał wyczuwalny puls,ale to mogło się szybko zmienić – Perno ! Pomóż mi zanieśćgo do pokoju ! – avianin podbiegł i razem z nią podniósł go dogóry. Wnieśli go do pomieszczenia i ułożyli na łóżku. Sayaprzyciągnęła Mocą swoją torbę. Otworzyła ją i podałaprzyjacielowi kilka gazików – Posadź go i zatrzymaj krwawienie –rozkazała, a sama założyła gumowe rękawiczki.

- Dasz radę mu pomóc ? –spytał, kiedy podnosił chłopaka.

- Muszę – odpowiedziała,powstrzymując jednocześnie łzy.

Kilka godzin później

Sayana cały czas przeprowadzałazabieg na Neyomarze. W tym czasie wydarzenia ostatniego dnia zaczęłyoddziaływać na Korę. Nie była przyzwyczajona do takich wrażeń idostawała ataków paniki. Perno musiał dotrzymać jej towarzystwa,więc aktywował droidy, żeby asystowały lekarce. Po tym jak usunąłciało gwardzisty z widoku, usiadł razem z nią na kanapie. W pewnymmomencie drzwi do pokoju mandalorian otworzyły się i wyszła przeznie Saya. Od pasa w górę nie miała na sobie zbroi. Rękawiczki najej rękach były całe we krwi. Gniewnymi ruchami ściągnęła je icisnęła gdzieś w kąt. Oparła się o ścianę i ukryła twarz wdłoniach. Perno wstał i podszedł do niej.

- Co z nim ? – spytał.

- Przeżyje – wydusiła przezzaciśnięte gardło i wytarła łzy – Co zrobiłeś z ciałemgwardzisty ?

- Ukryłem. Nie przejmuj się tymteraz. Ja to załatwię – zapewnił ją. Stała ze skrzyżowanymirękami i wpatrywała się w ziemię. Mocno zaciskała wargi –Wszystko w porządku ? – zmartwił się.

- Neyc ! Nic nie jest w porządku! – krzyknęła, odbiła się od ściany i zaczęła chodzić wkółko – Miałam wizję ! Wiedziałam, że to się wydarzy, ajednak nie zapobiegłam temu ! Powinniśmy zostać na Dantooine !Trójka członków senatu chce jego śmierci, ponieważ nie potrafiąznieść, kiedy ktoś mówi im prawdę prosto w twarz ! Teraz leżynieprzytomny, a ja ... nic ... nie mogę ... z tym ... zrobić !!! –odwróciła się twarzą do Avianina i machnęła rękami do tyłu.Wywołała falę uderzeniową Mocy i pchnęła tym samym stół.Uderzył o ścianę i rozleciał się na kawałki. Kora podskoczyłaprzestraszona tym widokiem. Saya dyszała wściekła, ale po tymwybuchu, złość zaczęła z niej ulatywać. Pokręciła głowąskruszona – Przepraszam, nie ... nie powinnam ...

- Nic się nie stało – Pernoprzytulił ją po bratersku.

Nagle z pokoju, w którym leżałNeyo, dobiegł głos Tess.

- Panno Mild ! Coś jest z nimnie tak !

Wszyscy natychmiast pobiegli donich. Z rozebranym od pasa w górę chłopakiem faktycznie działosię coś niepokojącego. Nadal był nieprzytomny, ale zacząłjęczeć i przewracać się z jednego boku na drugi, usiłujączłapać oddech. Zmartwiona Saya momentalnie znalazła się obokniego. Dotknęła dłonią jego czoła, po czym przyłożyła ucho dojego zabandażowanej klatki piersiowej. Usłyszała coś czego niepowinna. Sięgnęła do torby i wyjęła z niej strzykawkę.

- Strzał zahaczył o płuco !Teraz, gdy adrenalina w jego ciele przestała działać, każdyoddech to dla niego agonia ! – przyłożyła końcówkę narzędziado jego ramienia i wstrzyknęła mu środki przeciwbólowe. Jegooddech uspokoił się, a konwulsje ustąpiły. Dziewczyna odetchnęłaz ulgą. Usiadła na krawędzi łóżka i zaczęła gładzić go pogłowie. Vis podjechał i zatrzymał się na wysokości głowy Neyo.Wydał z siebie smutny gwizd – Koro ? – blondynka zwróciła swójwzrok na nią.

- T...Tak ? – spytałaspeszona.

- Usiądź – zaprosiła jągestem.

Białowłosa usiadła na łóżku.

- Nie jesteście zwykłyminajemnikami, prawda ? – spytała. Blondynka odpowiedziała tylkokiwnięciem głowy – Kim zatem jesteście ? Jedi ?

Saya pokręciła przeczącogłową, po czym spojrzała na nią i odetchnęła.

- Kimś kogo nie musisz sięobawiać – odpowiedziała w końcu – Nasze zdolności ...pozwalają nie tylko przesuwać przedmioty, ale również wyczuwaćczyjeś emocje. Wiem, że się boisz i rozumiem dlaczego. Jednak ...spójrz na niego – pani senator przyjrzała się rannemuprzyjacielowi. Widziała już blizny na jego twarzy, ale dopieroteraz zobaczyła ile naprawdę ich na sobie nosi. Niemal całe jegociało było nimi pokryte – Pomyśl, że każda z tych blizn touratowane życia. Moje ... jego ... niewinnych ... a takżeniektórych wrogów. Niejednokrotnie widziałam jak naraża własneżycie w obronie potrzebujących, ale teraz to on potrzebuje mnie.Jeśli mam go ochronić ... muszę mieć pewność, że nikomu niepowiesz o tym co tu się stało – zwróciła na nią załzawioneoczy.

Kora spuściła odrobinę wzrok.Miała mieszane uczucia. Jednak po chwili wiedziała już jaką daćjej odpowiedź.

- Obiecuję, że nikomu nic niepowiem – przyrzekła.

- Dziękuję – odpowiedziałalekarka. Spojrzała w twarz jej ukochanego – Neyo jest ranny, a jamuszę przy nim być. Nie możemy cię dłużej bronić. Powinniśmystąd zniknąć.

- Masz rację. To waszebezpieczeństwo jest w tej chwili najważniejsze – Kora wstała –Porozmawiam z moim ojcem i wyjaśnię mu sytuację. Nie martw się ozapłatę. Zasłużyliście na znacznie więcej niż było w umowie.W końcu ... uratowaliście nas wszystkich – opuściłapomieszczenie.

Perno usiadł obok mandalorianki.

- Macie jak wydostać się zplanety ? – zagaił.

- Jeszcze nie – stwierdziła –Skontaktuję się z jego rodzicami, ale zanim tu dotrą, miniechwila.

- A w tym czasie, żądni zemstysenatorowie mogą przypuścić kolejny podstępny atak. Zostanę tu ztobą i pomogę ci go bronić w razie niebezpieczeństwa –powiedział.

- Doceniam to vod, ale boję się,że i tak będzie nas trochę za mało. Wiem kto może nam pomóc –sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej swój komunikator.

Wybrała połączenie do AdiGallii. Po krótkiej chwili oczekiwania nad metalowym dyskiem w jejdłoni pojawił się hologram tolothianki.

- Witaj Sayano – odezwała sięradośnie – Jak miło cię widzieć.

- Su'cuy mistrzyni Gallio. Jarównież się cieszę, choć chciałabym, żeby okoliczności byłybardziej sprzyjające – stwierdziła smutno.

- Czy coś się stało ? Gdziejest Neyo ? – zmartwiła się.

- Nieprzytomny. Został ...poważnie ranny – mistrzyni jedi zasłoniła usta z niedowierzaniem– Utknęliśmy na Coruscant. Zorganizuję transport, ale do czasujego przybycia potrzebuję kogoś kto pomoże mi go bronić przed ...pewnymi konsekwencjami. Proszę powiedz, że jesteś gdzieś wpobliżu.

- Niestety. Mój batalion zostałwysłany do układu Iego. Próbujemy przejąć to terytorium z rąkSeparatystów. Bardzo chciałabym wam pomóc ... – zastanowiła się– ... ale chyba znam kogoś kto jest akurat na Coruscant, a komumożesz zaufać. Podaj mi wasze współrzędne. Niedługo zjawi siępomoc.

- Vor entye – podziękowałajej. Wysłała ich koordynaty, po czym połączenie zostałozakończone. Dziewczyna odetchnęła głębiej, usiłując zapanowaćnad płaczem. Nagle komunikator w jej dłoni zaczął dzwonić.Odebrała połączenie i wcale nie była zaskoczona tym czyj hologramzobaczyła.

Rozdział10: Smutne wieści

Chwilę wcześniej naDantooine

W gospodarstwie Martina i Agnesdzień zaczyna się wcześnie. Kiedy jednak zeszli na parter naśniadanie, zostali zaskoczeni przez ogara ich syna – Kocziego,oraz smixa jego dziewczyny – Tari. To mogło oznaczać tylko to, żepara odleciała z Dantooine. Przywitali się ze zwierzętami, po czymzajęli swoimi sprawami. W tej chwili minęło już kilka godzin odwschodu słońca. Po wykonaniu swoich obowiązków, małżeństwowypoczywało w towarzystwie zwierzaków na kanapie w salonie. KiedyAgnes głaskała Kocziego, leżącego obok niej z głową na jejkolanach, Tari zwinięta w kłębek, siedziała na ramieniu Martina.

- Wiesz co ? – zaczęłakobieta – Lubię kiedy one tu są ... ale mogliby chociażuprzedzić, zanim je tu przyślą.

- Powiesz to samo, kiedy będąmieli dziecko ? – spytał mężczyzna żartobliwym tonem.

Zaśmiali się oboje. Martinodchylił głowę do tyłu i oparł ją o zagłówek. Zamknął oczyi wypuścił powietrze.

- Jak myślisz, gdzie tym razempolecieli ? – zapytał.

- Za nimi nie trafisz –odpowiedziała jego żona – Można się po nich spodziewaćnaprawdę wszystkiego.

- Tak, to prawda ... alecokolwiek by to nie było ... – odłożył Tari na poduszkę – ...na pewno robią to co należy.

Agnes spojrzała na swojego męża.

- Masz rację – uśmiechnęłasię.

Odwzajemnił uśmiech, po czympocałowali się. Kiedy odsunęli się od siebie, on wstał.

- Pójdę zaparzyć herbaty –ruszył do kuchni – Jakieś specjalne życzenia ?

- Oh ... Neyc. Neyc. Już dawnonauczyłam się, że inaczej rozumiemy pojęcie „posłodzićherbatę" – wstała – Sama sobie zrobię – zaczęła za nimiść, ale nagle poczuła się bardzo dziwnie.

Zasłabła i zakołysała się.Chwiejnym krokiem nadal podążała za nim. W końcu dotarła dodrzwi do kuchni. Oparła się o framugę i złapała za głowę.

- Hej ... – Martin zauważyłco się z nią dzieje. Podbiegł i podtrzymał ją w pionie – Hej !Co się dzieje ?

- N...Nie wiem – złapała sięza ramiona i potarła je – Tak mi zimno – wyszeptała drżącymgłosem. Mężczyzna zaprowadził ją z powrotem do kanapy. Agnesusiadła, po czym zaczęła ciężej oddychać. Usiłowała sięskupić. Kosztowało ją to mnóstwo wysiłku, ale po chwili mogłanazwać to co wyczuwała – Cierpienie ... strach ... nienawiść –przełknęła ślinę, zaciskając jednocześnie pięści napoduszkach – Mrok – w końcu usłyszała stłumiony, wściekłykrzyk – Neyo !

Martin spojrzał na niązmieszany. Koczi i Tari schowali się pod stołem. Smix trząsł się,a ogar kath smutno popiskiwał.

- Co ? – spytał mężczyzna,nie wierząc w to co usłyszał.

- To Neyo ... Neyo ! – wstałai powtarzała przerażona, chodząc w kółko.

- Czekaj. O czym ty mówisz ? Coto znaczy ? – próbował ją uspokoić.

- Nasz syn jest w wielkimniebezpieczeństwie ! – powiedziała ze łzami w oczach, a jejsłowa zawisły w powietrzu.

Jej mąż przetrawiał to cousłyszał. Odkąd poznał swoją żonę, wielokrotnie przekonałsię, że jej przeczuciu należy ufać. Moc należała do niewielurzeczy, o których miał znikome pojęcie, ale skoro Agnes mówiła,że ich dziecku coś grozi, to tak musiało być.

- Skontaktuję się z nimi –podszedł zdecydowanym krokiem do holostołu.

Kobieta stanęła obok niego.Wybrali połączenie do Neyomara. Długo czekali, ale nikt nieodpowiedział. Wtedy jeszcze bardziej się zmartwili. Spróbowalipołączyć się z Sayaną. Tym razem się udało. Nad stołempojawił się hologram dziewczyny.

- Martinie ! Agnes ! – wytarłałzy – Nie ... Nie wiem od czego zacząć.

- Na początek powiedz nam gdziejest Neyo ? – przerwał jej szybko mężczyzna.

Dziewczyna zamilkła. Spojrzaław bok i po chwili przemogła się by odpowiedzieć.

- On ... jest ranny inieprzytomny – te słowa zszokowały rodziców chłopaka – Pókico jesteśmy bezpieczni, ale nie wiem jak długo tak będzie.Szerszeń stoi w porcie kosmicznym w Venoram. Weźcie go i przylećciepo nas, gedet'ye.

- Wyślij nam wasze współrzędne– rozkazała Agnes.

- Już – dziewczyna wykonałapolecenie.

Małżeństwo odebrałowiadomość. Oboje kiwnęli głowami na znak, że otrzymalikoordynaty.

- Ruszamy – powiedziałmężczyzna – Dbaj o niego.

- Zawsze – przyrzekła Saya.

Połączenie zostało zakończone.Martin oraz Agnes przygotowali się do drogi i czym prędzejwyruszyli na ratunek młodym.

Jakiś czas później naCoruscant

W mieszkaniu Kory Nus nadalpanowała ponura atmosfera. Sayana nie odstępowała rannegoukochanego choćby na krok. Siedziała na krześle obok łóżka, abybyć cały czas w pełnej gotowości, gdyby coś się z nim działo.Pani senator rozmawiała z ojcem w swoim pokoju, a Perno siedział nakanapie w salonie. W nagłym wypadku miał powiadomić pozostałych.Spokój trwał dłuższą chwilę, jednak w końcu rozległo siępukanie do drzwi wejściowych. Avianin wstał i otworzył je. Stanęław nich młoda togrutanka. Po dwóch mieczach świetlnych wiszących ujej pasa, domyślił się, że jest jedi.

- Mistrzyni Gallia cię przysłała?

- Tak – natychmiastodpowiedziała – Gdzie oni są ? – spytała zmartwiona.

- Ahsoka ? – z głębimieszkania dobiegł zmęczony kobiecy głos. Mężczyzna odsunąłsię, ukazując mandaloriankę wpatrzoną w dawną przyjaciółkę.Przez nowy ubiór i drugi miecz nastolatki, początkowo jej niepoznała. Wyglądała inaczej ... dojrzalej – No proszę ...wyrosłaś padawanko Tano – uśmiechnęła się i podeszła doniej.

- Saya – dziewczyny przytuliłysię. Kiedy się od siebie odsunęły, twarz nastolatki posmutniała– Jak on się czuje ?

- Na pewno lepiej niż wcześniej– blondynka spojrzała na Perno i wtedy zrozumiała, że powinnaich sobie przedstawić – To jest Perno – wskazała na niegodłonią – Nasz przyjaciel z M'iryy.

- Miło mi poznać – togrutankawyciągnęła do niego rękę.

- Mnie również – uścisnąłjej dłoń.

Zamknęli drzwi. Avianin zostałna czatach w salonie, a panie udały się do pokoju, w którymodpoczywał ich nieprzytomny przyjaciel. Podświadomie ułożył sięna prawym boku, tak aby odciążyć ranne ramię. Był bardzo blady itrząsł się. Ahsoka zmartwiła się widząc to, ale Saya podeszłajedynie i przyłożyła dłoń do jego czoła. Podniosła z szafkiszmatę i zamoczyła ją w misce z wodą, stojącą obok. Położyłają na jego skroni i pogładziła go po twarzy.

- Co się z nim dzieje ? –pytała młoda jedi.

- Gorączka go trawi. To mnie niedziwi, ale te drgawki ... – westchnęła – Myślę, że wynikająz szoku w jakim się znalazł – wyjaśniła wojowniczka.

- Nie powinien już się obudzić? Mój przyjaciel, kapitan Rex, również został kiedyśpostrzelony. Szybko doszedł do siebie – powiedziała Ahsoka.

- Żaden przypadek i żadna rananie są sobie równe – odpowiedziała Saya – Nie wiem co jest znim nie tak. Zanim zemdlał zachowywał się ... dziwnie. Jakby niebył sobą. Wyczuwałam w nim ... mrok.

- Sądzisz, że sięgnął kuciemnej stronie Mocy ?

- Możliwe, ale ... nawet jeślitak było, to nic nie znaczy. Gniew i nienawiść towarzyszą muodkąd go poznałam. Cały czas ... wykorzystywał je, aby chronićwszystkich wokół – wyparła tą myśl – Dzisiaj ... niechodpoczywa. Wiele przeszedł – usiadła na swoim krześle, po czymziewnęła przeciągle.

Padawanka spojrzała na niązaniepokojona. Lekarka wyglądała na zmęczoną. Miała za sobądługi dzień. Sama również powinna odzyskać siły.

- Ty też się połóż –położyła dłoń na jej ramieniu.

- Neyc. Muszę być przy nim, wrazie gdyby coś się z nim działo – odmówiła, kręcąc głową.

- Nie możesz czuwać przy nimcałą noc. Nic mu nie będzie. Powinnaś odpocząć – Ahsokanalegała.

- Ugh ... mówisz całkiem jak ...– przerwała Saya, gdy przypomniała sobie jak podczas ichpierwszej wizyty w świątyni jedi, Neyo powiedział jej cośpodobnego. Prosił ją, żeby o siebie zadbała. Nic mu wtedy nieobiecała, ale czuła, że ze względu na niego powinna ulec – ...eeh ... jak ten tu banci móżdżek – spojrzała na nią – Maszrację ... położę się.

- Świetnie. Zostawię was –ruszyła do wyjścia.

- Czekaj – Saya zatrzymała jąjeszcze na chwilę – Jeżeli coś się wydarzy ... cokolwiek ...masz mnie obudzić. Dobrze ?

- Elek – odpowiedziałatogrutanka.

Obie uśmiechnęły się dosiebie. Padawanka opuściła pokój i zamknęła drzwi. Dziewczynaodetchnęła, wstała z krzesła i podeszła do wolnej połowy łóżka.Ułożyła się na nim powoli. Przez chwilę leżała plecami doswojego chłopaka. Usiłowała zasnąć, ale nie udawało się jej.Cały czas była wewnętrznie roztrzęsiona. Po jakimś czasiepoczuła jak Neyo rusza się po drugiej stronie łoża.

- Ugh ... S...Saya ... Saya –wymamrotał przez sen.

Spojrzała na niego przez ramię.Od razu przewróciła się na drugi bok i przybliżyła do niego.Objęła go lewym ramieniem i delikatnie przycisnęła do siebie.

- Jestem – powiedziała szeptem– Jestem przy tobie – wtuliła twarz w tył jego głowy ipocałowała go za uchem – Nigdzie się nie wybieram.

Poczuła jak chłopak bezwiedniechwyta jej dłoń. Przestał drżeć. Jego oddech i bicie serca byłytym czego potrzebowała, by się uspokoić. Teraz nareszcie mogłazmrużyć oczy.

Rano

Sayana została wyrwana zgłębokiego snu. Czuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Otworzyłazaspane oczy, a obraz przed nimi szybko się wyostrzył. Zobaczyłaznajomą twarz jasnowłosej kobiety. To była Agnes w swojej zbroi.Na jej widok dziewczyna podniosła się i przytuliła do niej. Byłajedi odwzajemniła uścisk.

- Nawet nie wiesz jak sięcieszę, że żyjecie, dziecko – powiedziała radośnie.

Odsunęły się od siebie.Lekarka zaśmiała się.

- To zasługa pani syna –dziewczyna przejechała dłonią po tej części łóżka, na którejpowinien leżeć Neyomar, ale nie było go tam. Spojrzała zmartwionanajpierw na pościel potem na kobietę – Gdzie on jest ?

- Spokojnie – Agnes usiadła nakrawędzi materaca – Jest bezpieczny na Szerszeniu. Przenieśliśmygo tam, ale uznaliśmy, że lepiej będzie dać ci jeszcze chwilęodpocząć – wyjaśniła.

Saya odetchnęła z ulgą.Położyła się na plecach i przetarła oczy.

- Spakuję tylko nasze rzeczy imożemy stąd lecieć – stwierdziła.

- Dobrze. Pomogę ci –odpowiedziała kobieta.

Jak powiedziała tak też sięstało. Chwilę później dwie mandalorianki z hełmami na głowachopuściły mieszkanie i udały się w stronię windy z torbami wdłoniach. Weszły do kabiny i odstawiły je na podłogę. Drzwi sięzamknęły, po czym powoli ruszyły w dół.

- Wzięłaś od niego miecz ? –spytała Agnes.

- Elek. Ukrywamy je podubraniami, więc gdy tylko zemdlał musiałam go zabrać – wyjęłajego broń z ukrycia, pokazała ją jej, a następnie schowała zpowrotem – Kora widziała już dużo, ale nie musi wiedzieć owszystkim.

- Widziała jak używacie Mocy ?

- Niestety ... elek. Obiecała,że nic nikomu nie powie. Myślę, że można jej ufać –odpowiedziała, kiedy dotarły na parter.

Zabrały torby i przeszły przezgłówny hol. Wyszły na lądowisko przed budynkiem, gdzie stał ichfrachtowiec. Poranne promienie słońca przechodzące międzybudynkami podrażniły ich oczy. Przy otwartym włazie stali Martin,Ahsoka, Perno, Kora oraz droidy. Kobiety dołączyły do nich. Sayaprzytuliła się do ojca swojego chłopaka. Po wydarzeniachpoprzedniego dnia, naprawdę cieszyła się, że ich widzi.

- Możemy ruszać ? –czarnowłosy mężczyzna spytał głosem zdeformowanym przez hełm.

- Idźcie. Chciałabym jeszczesię pożegnać – odpowiedziała lekarka. Kiedy rodzice Neyo weszlina pokład, ona zwróciła się do pozostałych – Ja ... Nie wiemco bym bez was zrobiła.

- Od tego są przyjaciele, prawda? – zaśmiał się Perno.

Przytulili się, po czym onwyrwał sobie delikatnie jedno pióro i włożył je za uchoblondynki. Uśmiechnęła się. Kora do niej podeszła.

- Na tym nośniku znajduje sięnumer konta, na którym jest wasza zapłata – pani senator podałajej urządzenie. Nachyliła się do ucha wojowniczki – Dorzuciłammałą premię do pierwotnej kwoty – wyszeptała i puściła doniej oko.

- Vor entye – odpowiedziała iprzytuliły się. Odsunęły się od siebie, a Saya schowała nośnikdo kieszeni i podeszła do Ahsoki – Wybacz, że nie miałyśmyokazji porozmawiać.

- Nic się nie stało –togrutanka nie miała żalu. Złapała ją za ręce – Na pewnojeszcze się spotkamy, a wtedy opowiemy sobie o naszych przygodach –uśmiechnęła się.

- Oczywiście – Sayaodwzajemniła uśmiech i one również się przytuliły. Gdy ruszaław stronę rampy statku, spojrzała na droida astromechanicznego –Chodź, Vis. Idziemy – powiedziała do maszyny.

Astromech obrócił kopułę wstronę protokolantki i wydał z siebie ciąg smutnych pisków.

- Ja też będę tęsknić –odpowiedziała Tess.

Droid podążył za dziewczyną wzbroi. Kora zauważyła, że TC–35 podążała za nim wzrokiem.Mimo tego, że twarz maszyny nie mogła wyrażać emocji, wydawałasię być zdołowana. Najwyraźniej mocno zaprzyjaźniła się zastromechem. Białowłosej było jej żal, ale wiedziała co zrobić,żeby temu zaradzić.

- TC–35 ? – zwróciła jejuwagę na siebie.

- Tak, panienko Nus ? – robotodwrócił się przodem do niej.

- Od teraz ... po prostu Koro –stwierdziła, dziwiąc tym samym droida – Leć z nimi –powiedziała.

- Ale ... jest panienka pewna ?

- Tak. Jak najbardziej –spojrzała w stronę Sayany, która słyszała całą tą rozmowę.Ta pogładziła trzęsącego się z radości Vis'a po kopule iuśmiechnęła się, po czym kiwnęła głową w kierunku panisenator – Twoje miejsce jest przy nich – wskazała jej drogęręką.

Najpierw Tess patrzyła zmieszanato na Korę to na właz statku. W końcu pokiwała głową i zwróciłasię do niej.

- Dziękuję ... Koro. Dozobaczenia – droid protokolarny wszedł na rampę.

Dwa szczęśliwe roboty weszłyna pokład, a Saya odwróciła się jeszcze w stronę przyjaciół.Wtedy silniki frachtowca zagrzmiały i podniósł się z ziemi.

- Ret, vode ! – krzyknęłamandalorianka.

Cała trójka odpowiedziała,machając do niej. Chwilę później rampa zamknęła się i Szerszeńpoleciał na orbitę. W tym czasie Martin z pomocą Vis'a ustawiłkurs autopilota na Dantooine. Kiedy wlecieli w nadprzestrzeń,mężczyzna odsunął się od konsoli pilota i wstał z krzesła.

- Trzymaj kurs, Vis – rozkazałdroidowi, po czym opuścił mostek. Przeszedł przez korytarz izatrzymał się przy drzwiach jednej z kajut. Wszedł do środka.Neyomar leżał nieprzytomny na swoim łóżku, a Sayana siedziałaobok niego. Tess stała w kącie, natomiast Agnes siedziała nadrugim łożu. Ponieważ teraz byli w zaufanym towarzystwie, nikt niemiał hełmu na głowie, a miecze świetlne swobodnie wisiały upasów kobiet – Jak się czujesz ? – podszedł do lekarki ipołożył dłoń na jej ramieniu.

- Dobrze. Bardziej martwię sięo niego – spojrzała na ukochanego.

- Co wy właściwie robiliściena Coruscant ? – mężczyzna usiadł obok swojej żony i objął jaramieniem – Słyszeliśmy o strasznej rozróbie na lądowiskusenatu. Czy to wasza sprawka ?

- I ... kto odpowiada za krzywdęnaszego syna ? – Agnes zakończyła serię pytań.

Saya zacisnęła mocno wargę ipokręciła głową.

- Myślę, że najlepiej będziejeśli opowiem wam wszystko od początku, ale nie tutaj. Dajmy muchwilę spokoju – dziewczyna wstała – Pilnuj go, Tess. Zawołajnas, gdyby coś było nie tak.

- Oczywiście, panno Sayano –maszyna przytaknęła.

Trójka ludzi wyszła zpomieszczenia, które pogrążyło się w półmroku, a jedyneświatło biło z oczu droida protokolarnego, który zwrócił swójwzrok na młodego mężczyznę. Na pierwszy rzut oka Neyo leżał iodpoczywał, a jedynym ruchem jaki wykonywał było oddychanie.Jednak w jego umyśle działo się o wiele więcej. Otaczała gociemność. Klęczał ze zwieszoną głową pośrodku nicości, ajego nadgarstki były przykute do podłoża błękitnymi płomieniami.Nagle do jego uszu dotarł niewyraźny głos. Tajemniczy ... izłowieszczy. Nie wiedział do kogo należy i nie rozumiał co mówi.Powtarzał cały czas to samo w tym dziwnym języku. Chłopakotworzył oczy.

- Me'ven ? – spytał, ale bezodzewu. Podniósł niemrawo głowę. Przed nim pojawił siępiedestał, na którym stała misa. Wydobywało się z niej światłoo takim samym kolorze jak jego kajdany. Niespodziewanie zza niejwyszła zakapturzona postać w długich czerwonych szatach – Kimjesteś !?! Gdzie ja jestem !?! – krzyczał wściekły i próbowałuwolnić się z więzów.

- Tak – powiedział wolnonieznajomy – Gniew. Nienawiść – podszedł do niego – Ciemnastrona Mocy ... jest w tobie niezwykle silna.

- Neyc – wysyczał chłopakprzez zęby.

Mroczna postać złapała Neyo zatwarz od dołu i skierowała jego wzrok do góry na siebie

- Słyszałem o twoichdokonaniach. Wojownik ... który pokonał najgroźniejsze istoty wgalaktyce. Wyzwoliciel ... ludu M'iryy. Wybawiciel ... wszystkichniedoszłych ofiar trucizny Vaab – beznamiętność na twarzyczłowieka w kapturze przerodziła się w grymas niezadowolenia –Taka potęga ... marnuje się w twoich rękach.

Neyo wyrwał się z jego chwytu irzucił mu gniewne spojrzenie.

- Czego ode mnie chcesz !?!

Nieznajomy wyprostował się.

- Chcę pokazać ci ... –wyciągnął przed siebie dłoń i zatrzymał ją tuż przed jegoczołem – ... twoje przeznaczenie.

Momentalnie oddech chłopakaprzyśpieszył. Spuścił wzrok, nie rozumiejąc co się z nimdzieje. Pokręcił głową w nadziei, że się z tego otrząśnie.Nic to nie dało. Zaczął stękać.

- Tak. Jesteś silny ... ale niedość, żeby mi się oprzeć. Prędzej czy później ... będzieszmój.

- Ugh ... AAAAAAAA !!! –krzyknął Neyo bezsilny.

Rozdział11: Mistrz marionetek

Szerszeń nadal leciał wnadprzestrzeni. Na pokładzie Sayana, Martin oraz Agnes udali się dohangaru. Dziewczyna opowiadała im o wszystkich co wydarzyło się wciągu ostatnich kilku dni. Vis pilnował kursu, a Tess doglądałanieprzytomnego Neyomara. Przez dłuższą chwilę nie działo sięnic szczególnego. Dopiero po jakimś czasie zaczął sięniespokojnie przewracać z jednego boku na drugi. Towarzyszyły temujęki podobne do agonalnych. Droid protokolarny zmartwił się na tenwidok. Ruszyła do wyjścia z zamiarem powiadomienia o tym Sayi, alekiedy chłopak ułożył się z powrotem na plecach wszystko jakbyustało. Maszyna spojrzała na niego zaniepokojona. Uspokoił się,unormował oddech, a sekundę później ... otworzył oczy.

- Panie Neyomarze – odezwałasię Tess – Nareszcie się pan obudził. Czy wszystko w porządku ?– nie odpowiedział. Spojrzał na nią tylko, co jeszcze bardziejją przestraszyło. Wyglądał inaczej niż zapamiętała. Źrenicejego oczu były całkowicie żółte – Może ja pójdę po paniąSayanę. Nie wygląda pan najlepiej – ponownie zaczęła iść wkierunku wyjścia, ale chłopak sięgnął dłonią w jej stronę iuniósł ją Mocą.

- Nie ... Nie ma takiej potrzeby– cisnął nią na drugi koniec pomieszczenia.

Robot uderzył o ścianę iosunął się na podłogę. Neyo wstał, poruszył chorym ramieniem izacisnął lewą pięść. Pokręcił głową, a jego kark chrupnął,po czym wypuścił powietrze. Zobaczył, że droid próbuje wstać.Wziął krótki zamach i wystrzelił w jej stronę wiązkębłyskawic. Ładunek elektryczny wyłączył ją. Chłopak ruszył dowyjścia. Opuścił kajutę, przeszedł przez korytarz i wszedł namostek. Gdy tylko przekroczył próg, a drzwi się zamknęły,zauważył, że przy panelu kontroli stoi droid astromechaniczny. Tenodwrócił kopułę w stronę wejścia. Niemal natychmiast wydał zsiebie ciąg radosnych dźwięków, odłączył się i podjechał doniego. Zaczął obijać się o jego nogę i wesoło podrygiwać wmiejscu.

- Żałosne – wyszeptałchłopak, patrząc na ten pokaz entuzjazmu. Odepchnął go, po czymominął holostół i podszedł do stanowiska pilota – Zmianaplanów. Wracamy na Coruscant – powiedział beznamiętnie ispróbował przejąć stery.

- (pytająco kpiące piski)

- Rób co ci każę, droidzie –odburknął niemiło.

Vis zamarł w bezruchu i spojrzałna niego podejrzliwie. Zbliżył się powoli do panelu, niespuszczając swojego właściciela z oczu. Podłączył się dokonsoli. Chwilę później statek wyszedł z nadprzestrzeni icałkowicie się zatrzymał.

- Co ty wyprawiasz !?! – Neyorzucił mu porażające spojrzenie.

Kiedy powoli do niego podchodził,astromech odłączył się i cofnął przed nim. Oboje usłyszelistłumione głosy dobiegające z wnętrza statku. Chłopak na chwilęskierował wzrok w stronę drzwi, a wtedy robot wysunął z czubkakopuły antenę i zaczął wyć na alarm. Od razu został trafionybłyskawicami i się wyłączył. Dosłownie sekundę później drzwimostka otworzyły się i do środka wbiegła Sayana. Neyomarwyprostował się i ich oczy się spotkały. Na twarzy dziewczynyrozkwitł uśmiech.

- Wstałeś. Słyszałam hałasy.Jak się ... – zobaczyła dezaktywowanego Vis'a , z któregouchodziły małe smugi dymu – ... czujesz ? – osłupiała.

Przyjrzała się twarzy swojegoukochanego. Wyrażała jedynie gniew i zniesmaczenie, a jego oczywyglądały inaczej. Nie wyczuwała go. Zaczęła iść w jegostronę.

- Tyle pytań ... tak małoodpowiedzi – powiedział, po czym przeszedł kawałek i stanąłnaprzeciwko niej.

Dokładnie między nimi znajdowałsię holostół. Drzwi ponownie się otworzyły i stanęli w nichrodzice chłopaka. W tym samym momencie Neyo rozłożył ramiona.Rozczapierzył szeroko palce, a na jego twarz wypłynął grymaswściekłości. Saya wiedziała co to oznacza. Natychmiast odwróciłasię w stronę małżeństwa.

- Kryć się !!! – tylko tylezdążyła wykrzyczeć, kiedy chłopak wykonał potężne pchnięcieMocy wymierzone w całą trójkę. Martin oraz Agnes zostaliodrzuceni w głąb korytarza, drzwi się zamknęły, a dziewczynęprzygniotło do ściany, odbierając jej dech w piersiach. Upadła nakolana, ale szybko wstała. Stanęła zgarbiona w gotowości do walki– Dlaczego to robisz !?! Co się z tobą dzieje !?!

- Twój przyjaciel przejrzał naoczy – jego wzrok padł na należący do niego miecz, wiszący ujej pasa.

Ona spojrzała na brońprzerażona. Zanim zdążyła ją złapać, rękojeść wpadła dodłoni Neyomara. Żółte ostrze rozbłysło. Chłopak wyskoczył nadstół z efektownymi obrotami. Laserowa klinga wielokrotnie przecięłapowietrze wokół niego. Wylądował przed Sayą z cięciemwymierzonym w jej nogi. Odskoczyła do tyłu. Zagonił ją w kątpomieszczenia. W chwili, w której ciął z góry na dół, przeszłapod jego ostrzem i znalazła się na bardziej otwartym terenie.Odwrócił się i ponownie zaatakował. Tym razem jego ostrzeskrzyżowało się z jej turkusowym. Przeszedł do silnej ofensywy.Cały czas atakował z wielu stron. Saya musiała wykorzystaćwszystko czego zdążyła się nauczyć w ciągu ostatnich miesięcy,ale udało się jej zauważyć, że on wcale nie walczył tak jakmiał w zwyczaju. Jego zróżnicowany styl walki, łączącywszystkie umiejętności został zastąpiony przez zamaszyste cięciai niezwykłą precyzję. Nie miał górnej części pancerza, aniżadnej innej broni poza mieczem, ale wcale ich nie potrzebował.Nawet gdyby dziewczyna chciała go zranić, choć wolała tegouniknąć, nie była w stanie. Udało się jej stworzyć niewielkidystans między nimi. Neyo ruszył na nią szybko z poziomym cięciem.Saya również pobiegła w jego stronę. Zrobiła wślizg na kolanachpod jego ostrzem, chroniąc się przed nim własną klingą. Gdyznalazła się za jego plecami, obróciła się na jednym kolanie ipodcięła go kopnięciem. Upadł, a przez nabraną wcześniejprędkość przeturlał się po ziemi, ale udało mu się wykonaćkontrolowany przewrót i wstać twarzą do przeciwniczki.

- Dosyć ! – wrzasnął. Odbiłsię jedną nogą od ściany, po czym ruszył na nią z użyciempędu. Dziewczyna nie miała szansy zareagować odpowiednio szybko.Żółte ostrze trafiło beskar chroniący jej brzuch. Posypało sięstado iskier. Natychmiast odwróciła się do stojącego za niąchłopaka. Dosłownie w ułamku sekundy znalazł się przy niej iwyskoczył z kolejnym atakiem. Tym razem zdążyła się uchylić.Niestety Neyo podążył za swoim mieczem, stanął na prawej nodze,wychylił się w bok i kopnął ją lewą piętą w głowę.

- AAA !!! – krzyknęła z bólu.

Wpadła na holostół, oparłasię o niego i upadła na podłogę przed nim. Spróbowała wstać,ale po chwili położyła się bezwładnie i wypuściła miecz zręki. Chłopak uśmiechnął się. Przeniósł klingę nad głowę,z zamiarem zadania jej ostatniego ciosu. Kiedy chciał ją zabić,rozległy się za nim dźwięki otwieranych drzwi i mieczaświetlnego. Poczuł, że nie może wykonać ruchu klingą. Obróciłgłowę w bok i zobaczył swoją matkę. Kobieta momentalnie obróciłasię, uderzyła go łokciem w zabandażowaną klatkę piersiową ipodstawiła mu nogę. Neyo przewrócił się, ale równie szybko sięprzystosował. W ostatniej chwili odbił się stopami od podłoża.Zrobił salto do tyłu i stanął w korytarzu.

- Nasz Neyo nigdy nieskrzywdziłby nikogo z nas ! Mów kim jesteś i co zrobiłeś naszemudziecku !?! – skierowała ostrze w jego stronę.

- Ja ... – rozłożył ręce ischylił odrobinę głowę – ... JESTEM ... waszym dzieckiem –uśmiechnął się przerażająco.

Kobieta spojrzała na niego zniedowierzaniem. Opuściła nieco gardę, usiłując przetrawić toco właśnie usłyszała. Wtedy chłopak zaatakował znad głowy, aAgnes zablokowała. Ich klingi skrzyżowały się nad nimi. Dała muzdobyć przewagę, aby potem spuścić jego ostrze za plecy i wejśćgłębiej w korytarz. Oboje odwrócili się do siebie przodem. Neyorozpoczął szarżę niebezpiecznych ciosów. Zmusił tym samym swojąmatkę do przejścia do defensywy. Laserowe klingi ryły dziury wmetalowych ścianach korytarza. Iskry leciały ze wszystkich stron,gdy oni posuwali się coraz bardziej w głąb statku. W końcukobiecie udało się przyszpilić go do ściany. Uwięziony chłopakzauważył wejście do kajuty za plecami przeciwniczki. Kopnął jąw brzuch i machnięciem dłoni otworzył drzwi. Zbił jej ostrze,wykonując przy tym obrót, po czym poraził ją błyskawicami Mocy.Agnes została odrzucona do pomieszczenia. Zamknął drzwi Mocą, anastępnie wbił ostrze w panel, który je kontrolował. Wyrwałklingę ze ściany. Kątem oka zobaczył, że w jego stronę leciwiązka ogłuszająca. Uchylił się przed nią i stanął z klingąwymierzoną w Martina celującego do niego z drugiego końcakorytarza. Mężczyzna zbliżył się na krok.

- Nazywasz się ... Neyomar Imper! Jesteś naszym cudownym synem i wspaniałym przyjacielem !Otrząśnij się z tego !!! – wykrzyczał mężczyzna zdesperowany.

- Jego ... już ... nie ma –odpowiedział chłopak.

Twarz jego ojca stężała, poczym rozpoczął ostrzał. W stronę Neyo poleciała lawinabłękitnych strumieni energii. Te, których nie dawał rady omijać,blokował mieczem i powoli zbliżał się do Martina. Mężczyznaschował jeden blaster do kabury, wycelował karwaszem i wystrzeliłw jego stronę linkę z hakiem. Chłopak odskoczył w bok iprzepuścił ja obok, a kiedy wracała złapał za jej końcówkę iokręcił ją wokół nadgarstka. Zaczęli się przeciągać to wjedną to w drugą stronę. Po chwili Martin dał się przyciągnąć,wiele ryzykując, ponieważ znalazł się w zasięgu miecza. Kilkucięć uniknął, żeby potem wysunąć z lewego karwasza ostrze iodbić laserową klingę w bok. Wbił kolano w brzuch syna. Neyozgiął się w pół, a wtedy mężczyzna przeturlał się po jegoplecach. W momencie, w którym chłopak się wyprostował, stanęliplecami do siebie. Martin natychmiast złapał za wolną częśćrękojeści miecza i odłączył ją. Neyo od razu przełożył brońnad głowę i wykonał cięcie do tyłu. Jego ojciec zapalił ostrzeswojej połowy miecza i zablokował atak. Obrócili się przodem dosiebie i zaczęli wymianę ciosów. Podczas niej przecięli linę.Chłopak pochylił się i wykonał cięcie z obrotem, natomiastMartin przeskoczył nad nim poziomą spiralą. Gdy dotknął ziemi odrazu musiał blokować. Neyo ciął poziomo, ale w tym atakuwykorzystał wzmocnienie. Włożył w ten cios całą swoją siłę.Z chwilą kiedy ostrza się zetknęły, mężczyzna zostałodrzucony. Upadł na ziemię, przeturlał po niej i uderzył o drzwiod ambulatorium. Usiadł pod nimi ze zwieszoną głową. Chłopakpodszedł i wyrwał Mocą drugą połowę miecza z dłoniprzeciwnika.

- Rozumiem, że one próbowałygo zatrzymać, ale ty ? – przygotował się do wzięcia zamachuoboma ostrzami, ale wtedy jego wzrok padł na myśliwiec widoczny wotwartych drzwiach hangaru.

Stracił zainteresowanieMartinem. Zgasił miecze, przeszedł przez próg i ruszył w stronęstatku. Pozostało mu już tylko kilka metrów do przebycia i mógłbyprzynajmniej wydostać się z tej metalowej pułapki, jednak za jegoplecami rozległ się odgłos wystrzału. Zapalił ostrze izablokował wiązkę ogłuszającą. Cała trójka mandalorian weszłaza nim do hangaru. Saya wyskoczyła wysoko do góry, wykonała saltoi wylądowała między nim, a myśliwcem. Natomiast Agnes i Martinrozeszli się w dwie strony. Wszyscy okrążyli go. Każdego miał naoku.

- Nareszcie ... – zapaliłdrugą klingę i rozłożył ręce szeroko – ... jakieś wyzwanie.

Zaczął wolno i beztroskowymachiwać mieczami wokół siebie, jakby to wszystko było dlaniego tylko zabawą. Jego rodzice oraz ukochana zbliżali siępowoli. Kiedy znaleźli się odpowiednio blisko, Neyo zaatakował.Saya musiała się bronić ... potem Agnes ... a następnie Martin.Nacierał jednocześnie na całą trójkę. Śmiał się przy tymmaniakalnie. Pomiędzy nimi szalało prawdziwe tornado żółtychostrzy. W pewnym momencie stał plecami do młodej blondynki,wyskoczył do góry i wychylił nogę do tyłu. Odbił się stopą odjej twarzy w stronę małżeństwa, a ona upadła bezwładnie naziemię. Przeniósł oba ostrza nad głowę i ciął z góry na dółw pobliżu swojej matki. Zasłoniła się swoją klingą w kolorzeindygo, ale siła uderzenia była tak duża, że się przewróciła.Gdy tylko dotknął stopami ziemi, wykonał obrót w prawo, biorącjednocześnie zamach prawym mieczem wymierzony w Martina. Mężczyznazablokował go swoimi karwaszami, ale zaraz potem za pierwszymatakiem podążył kolejny. Ten trafił go w brzuch. Beskar goochronił, jednak przewrócił się i upadł obok żony. Chłopakzgasił jedno ostrze, chwycił oboje Mocą i zaczął ich dusić.Próbowali złapać oddech i patrzyli jednocześnie na swojego syna.Widok jego twarzy, zupełnie odmiennej od tej, którą widzielikażdego dnia jego dzieciństwa, wycisnął z ich oczu łzy.Niespodziewanie Neyo poczuł jak para ramion oplata się wokół jegotorsu. Poczuł jak czyjaś twarz dotyka jego pleców. To Sayaprzytuliła się do niego mocno od tyłu.

- Przestań ! To nie jesteś ty !Nikt z nas nie chce z tobą walczyć ! – wykrzyczała zapłakana.Natychmiast uderzył ją łokciem w brzuch. Cofnęła się, a on jązaatakował, nadal utrzymując rodziców nad ziemią. Ponowniezłapała za miecz. Zapaliła klingę i zablokowała cięcie. Neyo złatwością odepchnął ją w bok, złapał za dłoń, w którejtrzymała miecz, żeby na koniec zranić ją w odsłoniętą częśćdrugiego ramienia – AAA !!! – krzyknęła. Kopnął ją w kolano.Upadła na ziemię, po czym klęknęła trzymając się za ramię.Wtedy chłopak zaczął się maniakalnie śmiać. Obrócił miecz wdłoni do tyłu, przeniósł go nad głowę i przygotował się dozadania jej ostatniego ciosu. Dziewczyna podniosła zbolały wzrok dogóry. Ich oczy się spotkały.

- Ni kar'tayl gar darasuum ... Vian kar'taylir darasuum gar – powiedziała.

Opętańczy uśmiech zniknął zjego twarzy, a zastąpiło go zwątpienie. Spuścił z niej wzrok izaczął spazmatycznie rozglądać się wokół, zaciskając przy tymmocno powieki.

- Ugh ... – stęknął,otworzył oczy i wziął zamach. Dziewczyna skuliła się ze strachu,ale laserowa klinga minęła ją o milimetry. Wbił ostrze w podłogęmiędzy nimi i klęknął na jedno kolano.

Martin i Agnes spadli na ziemięi wzięli głębokie oddechy. Cała trójka zaczęła na niegopatrzeć, ale nie odważyli się do niego zbliżyć. Ta walka byłaniewyobrażalnie trudna, jednak ona jeszcze się nie skończyła, aleteraz miała miejsce gdzie indziej. W jego umyśle. Zakapturzonynieznajomy nadal stał z wyciągniętą ręką przed związanymNeyomarem. Utrzymanie kontroli nad chłopakiem stawało się coraztrudniejsze. Nagle chłopak otworzył oczy wściekły.

- Wynoś się ... z mojej ...głowy !!! – wysyczał przez zęby

- Ciemna strona to twojaprawdziwa natura ! Nigdy nie uciekniesz przed swoim przeznaczeniem !– mroczna postać nie odpuszczała.

- Ja nie mam ... przeznaczenia!!! – złapał za błękitne płomienie, które go więziły.Zerwał je, skrzyżował ręce na piersi, a następnie rozłączyłje gwałtownie, wywołując tym samym potężną falę uderzeniowąMocy. Nieznajomy zasłonił się i odjechał na podeszwach butów.Podmuch zgasił płomień w misie i wszystko pogrążyło się wciemności. Sekundę później do jego oczu dotarło słabe światło.Spojrzał na Neyo, którego otaczała krwistoczerwona aura. Chłopakzacisnął pięści, zgarbił się i ułożył ręce wzdłuż ciała.Jego oczy płonęły energią. Wziął szeroki zamach rękami. Pchnąłnieznajomego Mocą. Robił to bezustannie. Początkowo mroczna postaćutrzymywała się na nogach. Piedestał, na którym stała misa,zaczął się kruszyć. Rozpadł się na kawałki, a one poleciały wnicość i zniknęły. Potem zakapturzony mężczyzna zaczął powolitracić siły, a po chwili również zniknął w mroku z przeraźliwymkrzykiem. W tym czasie ciało Neyo w hangarze również otaczałaczerwona aura. Wszyscy skulili się, kiedy wywołał falęuderzeniową Mocy. Jego oczy odzyskały dawny piwny kolor, a światłobijące od niego zniknęło. Wyłączył miecz, wypuścił go z dłonii klęknął na drugie kolano. Oddychał głęboko, patrząc wpodłogę przed nim. Pozostali wstali. Agnes wyczuła jakąś zmianę.Nie wiedziała czego się spodziewać, ale postanowiła podejść.Martin złapał ją za rękę.

- Czekaj – powiedział szeptemze strachem w oczach.

Spojrzała na męża pewnasiebie.

- Gdyby miał nas zabić ... –przełknęła ślinę – ... już by to zrobił – odsunęłałagodnie dłoń męża, po czym podeszła powoli do swojego syna.Kucnęła przy nim – Neyo ? – spytała. Nie zwrócił na niąuwagi. Dotknęła delikatnie jego policzka i skierowała jego wzrokna siebie – To ja. Mama – kontynuowała z nadzieją.

Wtedy został wyrwany z tegostanu. Otworzył szerzej oczy i zaczął szybciej oddychać. Złapałjej dłoń, po czym rozejrzał się wokoło. Wszyscy byli obolali,poranieni, a Sayana ... wyglądała dokładnie tak jak w jej wizji.Łzy pojawiły się w jego oczach i spłynęły po jego twarzy.

- Neyc – wyszeptał łamiącymsię głosem. Agnes klęknęła obok niego. Spojrzał na nią, poczym oparł głowę o jej ramię i przytulił się do niej.Przycisnęła go do siebie i gładziła po plecach. Zaczął płakać– Ag'buir ... ni ceta – powiedział łkając.

- Ćśś ... już po wszystkim.Już po wszystkim – uspokajała go.

W tamtej chwili Saya i Martinmieli już pewność, że Neyo do nich wrócił. Podeszli i dołączylido uścisku.

Rozdział12: Wina

W tym samym czasie na Serenno

Hrabia Dooku był w swoimgabinecie i oczekiwał połączenia od swojego mistrza, siedząc przybiurku. Kiedy komunikator dał o sobie znać, odebrał go, odsunąłsię na swoim krześle i klęknął na jedno kolano.

- Mój mistrzu – przywitał sięze swoim mentorem z szacunkiem.

- Lordzie Tyranusie. Nasz wrógsprzed kilku miesięcy ponownie dał o sobie znać – powiedziałzakapturzony mężczyzna – Mandalorianin ... który udaremniłprojekt „Zmierzch Republiki".

- Wyszedł z ukrycia ? –siwobrody człowiek podniósł głowę i spojrzał na mistrza.

Hologram odwrócił się.

- Wyszedł ... Bardzospektakularnie. Wywołał chaos w salach senatu, ściągnął nasiebie gniew kilku ważniejszych polityków, a na koniec wywołałzakłócenia Mocy tak silne, że nie mogłem ich zignorować.Postanowiłem go do siebie sprowadzić. Miałem go w garści ... alezdołał wyzwolić się spod mojego wpływu.

- Co proponujesz ? – spytałDooku.

Hologram ponownie się odwróciłi spojrzał na swojego ucznia.

- Obawiam się, że nie będęmógł tego już powtórzyć. Naraziłbym się na przedwczesneujawnienie. Nadarza się jednak niepowtarzalna okazja, abywyeliminować zagrożenie z jego strony. Gdy miałem nad nim władzę,udało mi się poznać ich koordynaty. Jeżeli się pośpieszysz,możliwe, że zdołasz się do niego dobrać zanim ucieknie. Miej sięjednak na baczności. Twój wróg może i jest w tej chwili słaby,ale ma po swojej stronie silnych sojuszników. Nie wyruszaj sam.

- Poprzednim razem ich niedoceniłem – Hrabia złapał się za ramiona – Nigdy więcej tegonie zrobię. Mój nowy uczeń sprawdził się już w walce z jedi. Zjego pomocą wyeliminuję go.

- Obyś się nie mylił –odpowiedział mistrz, po czym zakończył połączenie.

Dooku wstał i okrążył swojebiurko. Spojrzał na wysokiego i potężnie zbudowanego zabraka,który stał niżej przy schodach. Długie i grube rogi wyrastały zjego głowy, a żółtą skórę zdobiły czarne tatuaże. Nosił nasobie czarną zbroję z wielowarstwowymi epoletami.

- Pomyślnie zdałeś swój testna Devaronie, Savage. Zabić rycerza jedi i jego padawana w takimtempie to nie lada wyczyn. Teraz jednak na twojej drodze zostaniepostawione kolejne wyzwanie. Nie będzie to jednak walka z byle jedi.Wojownik, przeciwko któremu staniemy ramię w ramię, jest niezwyklepotężny i niebezpieczny.

Savage Opress klęknął na jednokolano i ukłonił się mistrzowi.

- Nie zawiodę cię, mistrzu –przyrzekł niskim głosem.

- Spełnij swą obietnicę ... azajdziesz dalej niż twoja poprzedniczka – brodaty starzecuśmiechnął się, patrząc na swojego ucznia.

Jakiś czas później napokładzie Szerszenia

Szerszeń w dalszym ciąguwisiał w tym samym miejscu w przestrzeni kosmicznej, w którymwyszedł z nadprzestrzeni. Na pokładzie Martin oraz Agnes zanieślidroidy do hangaru, aby je naprawić, natomiast Sayana poszła doambulatorium, żeby opatrzyć swoje ramię. Odkaziła ranę, wylałaodrobinę bacty na gazę i przyłożyła ją do rozcięcia. Wyjęłaz szuflady świeży bandaż, po czym spróbowała obwiązać go wokółswojego lewego bicepsa. Niestety nie mogła sobie sama poradzić. Wakcie desperacji złapała jedną końcówkę materiału w zęby ipróbowała zawiązać supeł jedną ręką. Kiedy jej się nieudało, wypluła go i rzuciła na stół. Uderzyła dłońmi o blatszafki i wypuściła powietrze zdenerwowana.

- Może ci z tym pomóc ? – odstrony drzwi dobiegł kobiecy głos.

Dziewczyna odwróciła się izobaczyła, że to Agnes w nich stoi.

- Elek, gedet'ye –odpowiedziała. Kobieta podeszła, podniosła z szafki bandaż izaczęła ją opatrywać – Co z droidami ? – spytała lekarka.

- Vis już działa, ale Tessoberwała mocniej.

- A ... Neyo ? – Sayakontynuowała.

- Niestety ... nie wiem –powiedziała smutno, wiążąc węzeł.

- Jak to ? – dziewczynazdziwiła się i spojrzała na kobietę, która skończyła jąbandażować.

- Gdy tylko spuściliśmy go zoczu ... zamknął się w waszej kajucie. Co chwilę pukamy do drzwi,żeby sprawdzić co u niego ... ale nie otwiera – matka chłopakausiadła na krześle – Odpowiada jedynie, że wszystko w porządku.Od czasu naszego uścisku widziałam go raz, kiedy wychodził z łazienki. Jak tylko mnie zobaczył spuścił wzrok i czym prędzejwrócił do kajuty.

Zapadła między nimi niezręcznacisza, którą przerwała Saya.

- Myślę, że obie znamy go dośćdobrze, żeby wiedzieć co się z nim dzieje – powiedziała.

- Obwinia się – stwierdziłacicho Agnes.

- Dlaczego ? Przecież wszyscywiemy, że nie zrobiłby tego z własnej woli. Nikt nie ma mu tego zazłe – dziewczyna nie rozumiała tego.

- A może ... – kobietazastanowiła się – ... może ty do niego pójdź.

- Wątpię, żeby mnie wpuścił,skoro was nie chciał ... ale zawsze można spróbować – lekarkaruszyła zdecydowanym krokiem w stronę wyjścia i opuściłaambulatorium. Zatrzymała się tuż za drzwiami i zajrzała dohangaru. Martin siedział na skrzyni, a obok niego była wyłączonaTess. Usiłował ją naprawić, a Vis mu pomagał. Zauważyli Sayanę.Mężczyzna jej pomachał, a astromech obrócił się radośniedookoła. Odpowiedziała machnięciem ręki. Minęła kuchnię iweszła w głąb korytarza. Zatrzymała się przy drzwiach ichkajuty. Skupiła się. Wyczuwała jego smutek, wstyd ... strach.Zapukała. Wewnątrz pomieszczenia rozległ się dźwięk uderzeń ometal. Neyo, który siedział na podłodze obok łóżka, obejmującswoje nogi i kryjąc twarz między kolanami, w ogóle na to niezareagował. Dopiero po chwili usłyszał głos ukochanej – Neyo ?To ja ... Saya. Otwórz, gedet'ye – na dźwięk jej łagodnegogłosu, chłopak podniósł powoli głowę i skierował zapłakaneoczy w stronę drzwi. Chciał otworzyć drzwi i znowu zaleźć się wjej ramionach ... ale nie mógł. Nie mógł spojrzeć jej w oczy potym co zrobił. Milczał, a ona kontynuowała – Wiem, że ...czujesz się winny ... tego co się stało i ... i tego co mogło sięstać. Chciałabym jednak, żebyś wiedział, że nikt tak nie uważa– chłopak podpełzł powoli do drzwi i usiadł pod nimi, aby byćbliżej niej – Nigdy nie zrobiłbyś tego z własnej woli. Wszyscyto wiemy – można było usłyszeć jak jej głos się łamie. Takjakby powstrzymywała płacz – Odpowiedz, gedet'ye.

Nadal nie odpowiadał, choć taknaprawdę walczył z tym, żeby samemu nie wybuchnąć płaczem.Zacisnął mocno wargi i złapał się za głowę. Saya w tym czasieoparła czoło o drzwi i wypuściła powietrze. Dalej nie otrzymywałaodpowiedzi, więc była gotowa odejść od nich. Wtedy usłyszałajego głos.

- Nie ... nie mogłem nic z tymzrobić – wyjąkał. Dziewczyna oparła się o drzwi i słuchałago – W jednej chwili byłem uwięziony pośrodku nicości ... a wnastępnej prawie was ... – te słowa nie chciały przejść przezjego gardło. Odetchnął roztrzęsiony – Nie dotrzymałemobietnicy.

- Przestań. To już nieważne –osunęła się i usiadła pod drzwiami.

- Obiecałem, że nic nikomu sięnie stanie. Przyrzekłem, że wrócimy do domu cali i zdrowi – niezwrócił uwagi na to co powiedziała – A tymczasem przyniosłemjedynie ból ... cierpienie ... i śmierć. Ściągnąłem na nasgniew senatorów ... zamordowałem tego gwardzistę ... skrzywdziłemciebie – zaczął otwarcie łkać.

- Nie ty mi to zrobiłeś –dziewczyna dotknęła dłonią drzwi.

Chłopak złapał oddech.

- Ale ... tak się czuję –wydusił przez zaciśnięte gardło i na powrót schował twarzmiędzy kolanami.

Mimo tego, że serce Sayi pękałona dźwięk jego płaczu, ona nie miała zamiaru odejść od drzwi.Chciała być najbliżej niego jak tylko mogła. Podkurczyła trochęnogi, zamknęła oczy i oparła głowę o metal. Neyo nadal byłpogrążony w rozpaczy. Nie mógł pogodzić się z tym co prawiezrobił. Był dosłownie o krok od zabicia całej swojej rodziny.Żadne słowa nie mogły wyrazić tego jak źle się w tej chwiliczuł. Jego ostrze, siła i Moc zostały wykorzystane do czegoś takstrasznego. Nawet jeśli kiedyś zdoła sobie wybaczyć, jaką miałpewność, że gdy położy się spać obok Sayany, to następnegoranka nie zastanie tylko jej martwego ciała. Nie mógł na topozwolić. Z zamysłu wyrwało go znajome uczucie. Podniósł powoligłowę, jego oddech przyspieszył i zacisnął mocno powieki.Wyczuwał coś albo raczej kogoś. Ciemność. Mrok. Zło. Ostatniraz czuł coś takiego kilka miesięcy temu. Tuż przed ... atakiemna Piccę. Choć tym razem to było jeszcze silniejsze niżpoprzednio. Dobrze wiedział co to oznacza. Jego rozterki musiałyzejść na dalszy plan. Natychmiast wstał i wytarł łzy z twarzy.Odnalazł w pokoju fragmenty swojej zbroi wraz z plecakiemodrzutowym, po czym założył je na siebie. Potem schował blasterdo kabury, ale kiedy miał chwycić za swój miecz, leżący naszafce, zatrzymał rękę w pół drogi. Wbił wzrok w swoją broń.Cofnął dłoń i zamknął oczy. Po chwili odetchnął głęboko izacisnął pięść. Z użyciem tego ostrza zranił swoich bliskich ...ale tylko on mógł walczyć z tym kto się zbliżał, więc teraz zjego pomocą musiał ich ochronić. Przemógł się i chwycił miecz.Przytroczył go do pasa, a następnie skierował się w stronędrzwi. Bez namysłu otworzył je, ale wtedy zobaczył przed sobąSayanę. Spojrzał na nią zdezorientowany. Stała do niego bokiem,lekko zgarbiona, z jedną ręką owiniętą wokół brzucha, a drugązasłaniała usta.

- Ty też to poczułeś, prawda ?– spytała, nadal patrząc przed siebie ze stężałą miną.

Neyomar nie spodziewał się, żeona również będzie w stanie wyczuć to co on, choć w zasadziemógł. Rozwinęła swoje umiejętności Mocy od czasu ich pierwszegospotkania. Mimo to postanowił udawać, że o niczym nie wie.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz– odpowiedział beznamiętnie.

Chciał ją ominąć, ale onaoparła się obiema rękami o przeciwległe części framugi drzwi,odcinając mu drogę.

- Nie kłam. Myślisz, że niewiem co kombinujesz ? Jesteś ranny, zbliża się zagrożenie, a typo raz kolejny chcesz sam ... mmm – zamilkła, ponieważ zasłoniłjej usta dłonią. Wciągnął ją do środka i zamknął drzwi.Uwolniła się, ale nie kontynuowała, tylko wpatrywała się wniego. Neyo spuścił wzrok. Ona powoli do niego podeszła, chwyciłago za policzek i skierowała jego wzrok na siebie – Dlaczego znowuchcesz walczyć sam ? – spytała, kiedy ich oczy się spotkały.

Dotknął jej dłoni.

- Czujesz co się zbliża ... –zaczął, a w jego oczach ponownie zakręciły się łzy – ... ioboje wiemy, że tylko ja jestem w stanie się z tym mierzyć. Jużraz prawie was straciłem. Nie pozwolę, żeby to się powtórzyło.

Złapała go za drugi policzek izetknęła swoje czoło z jego. Zamknęli oczy. On powoli iniepostrzeżenie sięgał wolną ręką do kabury.

- Nie puszczę ... cię samego.Rozumiesz ? – stwierdziła roztrzęsiona – Teh te kyr be tra.

Chłopak otworzył usta, a jegodolna warga zadrżała.

- Teh te kurshok be haran –wydusił w końcu.

Ich usta zetknęły się wdelikatnym i długim pocałunku. To było jedyne, czego Neyo w tejchwili pragnął ... zanim podąży drogą, z której nie było jużpowrotu. Odsunęli się od siebie. Dziewczyna spojrzała na swojegoukochanego, myśląc, że udało jej się zmienić jego zdanie.Niespodziewanie zobaczyła kątem oka niebieskie światło imomentalnie zrobiło się jej czarno przed oczami. Straciłaprzytomność. Neyo przytrzymał ją jedną ręką, żeby nie upadła,a w drugiej trzymał blaster, którym ją ogłuszył. Nigdy niesądził, że kiedykolwiek się do tego posunie, ale nie miałwyboru. Musiał ich ochronić. Musiał ochronić ją. Schował brońdo kabury i ułożył ją delikatnie na łóżku. Klęknął obokniej, po czym odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.

- Ni kelir olaror norac at gar –wyszeptał i pocałował ją w czoło – Ni ceta.

Kiedy wstawał, podłoga pod jegostopami zadrżała, a z zewnątrz dobiegł potężny huk. Zakołysałsię, ale szybko odzyskał równowagę. Ten hałas mógł oznaczaćtylko jedno. Znaleźli ich. Neyo założył maskę na twarz,naciągnął kaptur i podszedł do drzwi. Słyszał stłumione krokioraz głosy swoich rodziców. Biegli w stronę mostka.

- Ktoś otworzył do nas ogień !– krzyknęła Agnes.

Po jakimś czasie odezwał sięMartin.

- Silniki nie odpowiadają !Jesteśmy unieruchomieni !

Kiedy Neyomar miał pewność, żemałżeństwo zostanie przez moment w jednym miejscu, wyszedł nakorytarz i ruszył w stronę hangaru. Chwilę później do ich pokojuweszła matka chłopaka.

- Synu ! Atakują ... –zamilkła, gdy zobaczyła, że nie ma go w kajucie. Zastała jedynienieprzytomną dziewczynę leżącą na łóżku. Podeszła do niejzmartwiona i potrząsnęła nią za ramię – Saya !?! Sayano !?!

Dołączył do nich Martin zrównie zaniepokojoną miną, a w tym samym czasie lekarka otworzyłaoczy i usiadła, trzymając się za głowę.

- Co się stało ? – spytałczarnowłosy mężczyzna.

- N...Nie wiem. Neyo chciał ...– nagle całkiem zbladła – Hangar. Teraz ! Iviin'yc !

Wybiegła na korytarz, a rodzicejej chłopaka za nią. Minęli kuchnię, ale kiedy dotarli do drzwi,one zamknęły się im przed nosem. Saya spróbowała otworzyć jeprzyciskiem na konsoli, ale nic to nie dało. Uderzyła pięścią wścianę. Po drugiej stronie Neyo zdjął panel kontrolny drzwi, poczym chwycił kilka kabli i wyrwał je z przyłączy. To da mu chwilęna wydostanie się z frachtowca. Odszedł od drzwi i skierował sięw stronę swojego myśliwca.

- Vis. Otwórz wylot z hangaru,potem podłącz się do statku – nakazał, patrząc na droida,który natychmiast wykonał rozkaz i wleciał do swojego gniazda wkadłubie myśliwca.

Metalowe wrota na końcupomieszczenia zaczęły się powoli otwierać, a po sekundzie odmrocznej próżni dzieliło ich tylko pole siłowe, któreumożliwiało bezpieczne opuszczenie statku.

- Neyo ! Cyar'ika nie wygłupiajsię, gedet'ye ! – chłopaka zatrzymał głos ukochanej,dobiegający zza drzwi.

- Synku ! – usłyszał swojąmatkę.

- Ad'ika ! – teraz swojegoojca.

Zacisnął pięść i odetchnąłgłęboko.

- Przepraszam was ! –odpowiedział w końcu – Muszę to zrobić !

- Elek, ale nie musisz tego robićsam ! – krzyknęła dziewczyna zrozpaczona.

- Ugh !!! Czy ty nie rozumiesz!?! – ryknął wściekły i spojrzał w stronę drzwi – Ja tylkochcę was chronić !!! Jedyne co potrafię to krzywdzić i niszczyć!!! – pokręcił impulsywnie głową i ponownie ruszył do myśliwca– Ale tym razem posłuży mi to w innym celu !!!

Wszedł do środka, zapiąłpasy, a szyba kokpitu zamknęła się hermetycznie. Wtedy drzwi,które tymczasowo zablokował otworzyły się i cała trójkamandalorian wbiegła do środka. Neyo właśnie miał wystartować,ale zatrzymał rękę w pół drogi od steru, gdy po raz kolejnyusłyszał głosy swoich najbliższych, usiłujących go zatrzymać.Zawahał się. Szybko jednak otrzeźwiła go wizja niebezpieczeństwaw jakim oni się znajdą, jeśli teraz nic nie zrobi. Saya i jegorodzice byli już blisko niego, więc musiał odepchnąć ich Mocą,aby nie zdołali stanąć mu na drodze. W momencie, w którym wszyscyupadli na podłogę, on chwycił za ster. Silniki włączyły się,statek uniósł się do góry, a podwozie schowało się w poszyciupojazdu. Wyleciał w przestrzeń kosmiczną, zostawiając swoichnajbliższych oszołomionych i oniemiałych. Najgorzej znosiła toSaya. Klęknęła bezsilna ze zwieszonymi swobodnie rękami iwpatrywała się w wylot hangaru. Tylko ona oprócz Neyo miała pełenobraz tego z kim mierzyli się w przeszłości i jak wielkie nieślize sobą zagrożenie. Nigdy jednak nie mierzyli się z nimicałkowicie samotnie, a jej ukochany nie był w najlepszym stanie.Ani fizycznym, ani psychicznym. Pozostało jej już tylko miećnadzieję, że wyjdzie z tego cało.

Rozdział13: Potwór

Neyomar wyleciał myśliwcem zhangaru Szerszenia. Z odczytów na radarze wynikało, że atakującyich statek znajdował się dokładnie za należącym do nichfrachtowcem. Natychmiast się tam skierował. Gdy tam dotarłzobaczył brązowy żaglowiec słoneczny i krążące wokół niegodroidy sępy, które wystrzeliły kolejną salwę w kierunkuSzerszenia. Neyo musiał działać szybko. Włączył pełny ciąg inatarł na obce statki. Leciał prosto na żaglowiec, do czasu ażwystrzelił krótką serię z działek, potem odbił w prawo i goominął. Żaglowiec został trafiony, po czym ruszył z miejsca wprzestrzeni i przyspieszył. Początkowo krążyli wokółfrachtowca. Sępy w dalszym ciągu usiłowały ostrzeliwaćfrachtowiec, ale chłopak w myśliwcu na to nie pozwalał. Utrzymywałatakujących z daleka. W końcu udało mu się zestrzelić siłynieprzyjaciela. Żaglowiec słoneczny zaczął lecieć w stronępobliskiej planety. Neyo poleciał za nim. Co chwilę otwierałogień, usiłując go zestrzelić. Po jakimś czasie wlecieli watmosferę planety. Nieprzyjaciel zgubił go w gęstych chmurach.Wtedy przez jego komunikator w karwaszu usłyszał czyjś głos.

- Neyo ! Wracaj, gedet'ye !Możemy się z tym zmierzyć razem ! – to była Sayana. Nadalliczyła na to, że zmieni zdanie – Wraca ...

Wyłączył urządzenie w jegorękawicy i nastała cisza. Nie minęła jednak chwila, kiedy przedjego oczami pojawił się niebieski hologram dziewczyny. Widok jejtwarzy przyprawił go o wyniszczające od środka uczucie tęsknoty.Zaczął rozważać powrót, ale spojrzał na jej zabandażowaneramię. Zamknął mocno powieki pod maską, wziął zamach i uderzyłzacisniętą pięścią w projektor hologramu. Powtórzył tokilkukrotnie, aż całkowicie go zniszczył. Nie mógł się wycofać.Musiał stawić czoła temu co na niego czeka. Ponownie skupił sięna tym gdzie leci. Udało mu się wydostać z chmur. Terazprzemieszczał się nad miastem. Choć z uwagi na ilość budowanychtam okrętów kosmicznych, to wyglądało bardziej jak ogromnastocznia. Był tu już kiedyś. Wybrał się tutaj na wycieczkę zSayą. Korelia. Trwał dzień, ale chmury, przez które sięprzedarł, zasłaniały słońce. Niedługo mogło zacząć padać.Chwilę później radar wskazał miejsce, gdzie wylądował statekwroga. Poleciał na obrzeża stoczni i zaczął krążyć nad ogromnąhalą. Żaglowiec słoneczny stał obok niej. Chłopak podszedł dolądowania. Posadził myśliwiec w pobliżu statku nieprzyjaciela, poczym wyszedł z kokpitu. Stanął na ziemi i podszedł do Vis'a,nadal podpiętego do statku.

- Wracaj do pozostałych. Jeśliprzegram, a oni do tego czasu nie naprawią silników Szerszenia,będą w wielkim niebezpieczeństwie. Bądź w gotowości i niepozwól, żeby ktokolwiek im zagroził – wydał rozkazy droidowi.

Robot odpowiedział pojedynczympiskiem. Odpalił silniki, a następnie odleciał z powrotem naorbitę, zostawiając tym samym swojego właściciela samego. Neyoodprowadził go wzrokiem. Po chwili pojazd zniknął w chmurach. Wtym samym momencie niebo przeszył piorun, a jego huk rozbrzmiał wewszystkich kierunkach. Neyomar podszedł do żaglowca słonecznego izajrzał do środka przez kulistą szybę kokpitu. Nie było tamnikogo oprócz wyłączonego droida pilota. Odwrócił się ispojrzał w stronę hali produkcyjnej. Wyglądała na opuszczoną.Był to ogromny budynek z dużą ilością wysokich okien. Za nimbiegła linia kolejowa. Kiedy chłopak zbliżył się do wrótwejściowych, okazało się, że ktoś użył miecza świetlnego, abywyciąć w nich dziurę i dostać się do środka. Krawędziprzeciętego metalu były jeszcze ciepłe. Wewnątrz panowałaciemność. Aktywował noktowizor w swojej masce, po czym wszedł dośrodka. Początkowo wędrował długim korytarzem, wzdłuż któregorozciągał się rząd pokoi biurowych, ale potem wszedł do głównejczęści hali. Wpadało tam dość światła, więc Neyo wyłączyłnoktowizor. Przez środek pomieszczenia przebiegała główna liniaprodukcyjna, na pewnej wysokości znajdowały się metalowe podesty,ułatwiające poruszanie się po hali, a pod sufitem, na łańcuchach,wisiał niedokończony statek kosmiczny. Wtedy po linii kolejowejprzejechał pociąg. Cały budynek zatrząsł się w posadach.Jednocześnie wagony zasłoniły światło wpadające przez częśćokien. Kiedy wszystko się uspokoiło, cienie na powrót sięrozstąpiły, tym razem ukazując brodatego, siwego starca, którystał po drugiej stronie taśmy produkcyjnej. Na jego widok chłopakaogarnął amok. Zgarbił się wściekły i ruszył w jego stronę.

- Dooku ! Czułem, że to ty zatym stoisz ! – zatrzymał się, przyciągnął Mocą miecz z pasado swojej dłoni i zapalił jedno ostrze – Jak mnie znalazłeś !?!– wykrzyczał, po czym stanął w gotowości do walki.

Hrabia uśmiechnął się irównież aktywował swoją broń.

- Wielki mistrz nigdy nie zdradzaswoich sekretów ! – odpowiedział kpiącym tonem – Widzę, żetym razem twoja przyjaciółka nie dołączy do nas ! Jakaż szkoda !Zaplanowałem atrakcje dla was obojga !

- Będziesz musiał zadowolićsię mną ... – opuścił ostrze. Zaczął chodzić to w jedną tow drugą stronę, nie spuszczając sith'a z oczu – ... za to jabędę miał aż dwie zabawki do zepsucia ! Nie spodziewałbym się,że po naszej ostatniej walce, przyszedłbyś tu całkiem sam ! –wycelował żółtą klingą w stronę starca, na twarz któregowypłynął grymas złości – Wyczuwam, że nie jesteśmy tu sami !Wyłaź ! Wyłaź ! Nie chowaj się przede mną, Ventress !

Dooku ponownie się uśmiechnął.

- Prawda może okazać sięzdecydowanie bardziej ... bolesna ! – stwierdził szyderczo.

Za plecami mandalorianinarozległo się głośne tąpnięcie. Odwrócił się skulony izobaczył jak ogromny, żółtoskóry zabrak w czarnej zbroizeskoczył na ziemię za nim. Przy lądowaniu klęknął zgarbiony najedno kolano. Otworzył oczy i spojrzał na Neyomara z pustym, azarazem morderczym wyrazem twarzy. Wyprostował się i wziął doręki długi, podwójny miecz świetlny. Jedno czerwone ostrzezabłysło i natychmiast przemknęło przed twarzą chłopaka, któryledwo zdążył się uchylić. Kiedy Savage wyprowadził cięcie zgóry, Neyo spróbował je zablokować. Niestety siła rogategomężczyzny przerosła jego oczekiwania. Z chwilą, w której ichklingi się zetknęły, został odepchnięty w stronę ziemi. Upadłna kolana. Wróg kontynuowała natarcie i ciął z dołu. W ostatniejsekundzie Neyo zablokował atak. Został odrzucony do tyłu, ale dałomu to możliwość wstania z obrotem. Wziął przy tym zamach i samprzeszedł do ofensywy. Kończąc obrót wykonał cięcie prawej.Zostało ono sparowane. Od razu przełożył ostrze nad głowę izaatakował z góry. Zabrak zablokował i przez chwilę zmagali sięw tej pozycji. Wtedy Savage zapalił drugie ostrze, przepuściłklingę przeciwnika i wziął zamach wymierzony w głowę chłopaka,który zdołał się uchylić. Ponownie starli się w morderczejwymianie ciosów. W końcu, kiedy Neyo wykonywał wysokie prawecięcie, został złapany przez wroga za nadgarstek. Był całkowicieunieruchomiony. Mimo tego, że karwasze z beskaru chroniły jegodłoń, nadal czuł zacieśniający się chwyt, ale nie miał zamiaruwypuścić broni z ręki. Savage wykonał pchnięcie przednim ostrzemswojego miecza. Chłopak widząc to aktywował tarczę repulsorową wlewym karwaszu i zbił je. Gdy tylko miał taką możliwość złapałpięść przeciwnika, w której trzymał rękojeść i za nic niepozwolił mu ruszyć ręką. Szybko jednak zaczął tracić siły wlewej ręce z powodu narastającego bólu w rannym ramieniu. Musiałszybko znaleźć wyjście z tej patowej sytuacji. Spojrzał na swójmiecz. Drugi emiter był skierowany dokładnie na głowę zabraka.Zapalił drugie ostrze, niestety wróg zdążył odchylić głowę,po czym kopnął Neyo w brzuch tak mocno, że odleciał w stronętaśmy produkcyjnej. Uderzył o nią, po czym stęknął z bólu.Poczuł to uderzenie przez beskar. Szybko jednak doszedł do siebie,gdy zobaczył, że spadają na niego dwa czerwone ostrza. Uskoczył wbok, a czerwone klingi przecięły stare mechanizmy. Wyłączył swójmiecz, wskoczył tyłem na taśmę produkcyjną i przeturlał się poniej na plecach, unikając tym razem poziomego ataku. Stanął po jejdrugiej stronie i od razu musiał zrobić wślizg na kolanach podostrzem Hrabiego. Obrócił się i zatrzymał, klęcząc na prawymkolanie. Aktywował oba ostrza swojego miecza. Byli naprzeciwkosiebie. Dooku ruszył do przodu, a wtedy Neyo odbił się z lewejnogi. Obrócił się w powietrzu i zanim dotknął stopami ziemiwykonał pchnięcie tylną klingą. Starzec zbił je, ale pomógł wten sposób chłopakowi wyprowadzić kolejne cięcie, podążająceza poprzednim atakiem. Hrabia znowu musiał się bronić. Rozpoczęłasię między nimi zacięta walka. Dooku polegał na swoim eleganckimi kunsztownym stylu władania mieczem świetlnym. Natomiast Neyopostanowił wykorzystać fakt, że miał podwójną broń. Niepozwolił, aby jakikolwiek jego atak poszedł na marne. Po każdymsparowanym cięciu natychmiast przystosowywał się i ponownieatakował. W pewnym momencie natarł na sith'a pionowym cięciemjednym ostrzem z dołu, a potem drugim znad głowy. Oba zostałyzablokowane. Następnie odwrócił się plecami do Hrabiego i skręciłsię w prawo, wykonując pchnięcie jedną klingą. Gdy zostało onoodbite, wykonał drugie, ale ze skrętem w lewo. Dooku zbił je,zmuszając chłopaka do obrotu. Wtedy ten wyszedł z cięciemwymierzonym w jego nogi. Starzec przeskoczył nad nim. Stanęliplecami do siebie. Kiedy starzec chciał go ominąć, na jego drodzepojawiło się drugie żółte ostrze. Podbił je do góry iprzeszedł pod nim. Stanęli przodem do siebie, a Hrabia pchnął goMocą. Neyo zasłonił się rękami i został odrzucony do tyłu.Wyłączył swój miecz, wykonał kontrolowane salto do tyłu, poczym wylądował na taśmie produkcyjnej, kucając przy tym. Wstałpowoli z lekko pochyloną głową. Machnął rękojeścią i ponowniezapalił oba ostrza. Obejrzał się za siebie. Zabrak zaczął iśćw jego stronę. Dooku po drugiej stronie również.

- Tak chcecie to załatwić ? –spytał. Nie oczekiwał odpowiedzi, której zresztą nie otrzymał –Proszę bardzo – stanął w gotowości do walki.

Wrogowie przyspieszyli izaatakowali jednocześnie. Cała trójka starła się w śmiertelnymboju. Neyo znajdował się wyżej, więc miał pewną przewagę.Blokował każdy ich atak, pchał, ciął oraz kopał jednocześnie,wymachując mieczem po mistrzowsku. Przeskakiwał nad ich ostrzami,wykonując rozmaite akrobacje. W końcu chwycił pionowo miecz przedsobą i obrócił się trzymając go sztywno. Odbił tym samym ostrzaprzeciwników wycelowane w jego szyję i nogi. Wybił ich zrównowagi. Kiedy kończył obrót wyskoczył do góry z saltem dotyłu. W najwyższym punkcie kopnął zabraka najpierw prawą, apotem lewą nogą. Wylądował z powrotem na taśmie. Savage stanąłotępiały po uderzeniu. Neyo wykorzystał fakt chwilowego wyłączeniago z walki. Wyłączył przednie ostrze i wziął potężny zamach wstylu shien wymierzony w Hrabiego, korzystając jednocześnie zewzmocnienia. Sith zablokował atak, ale siła uderzenia zmusiła godo obrotu. Chłopak wyskoczył w stronę zabraka, złapał lewą rękąza środkowy róg wyrastający z jego głowy. Swoim ciężarem zmusiłgo do balansowania i szybkiego obrotu. Jednocześnie Neyo okrążyłgo nie dotykając ziemi. Nabrał prędkości i puścił się, gdytylko był naprzeciwko Dooku. Przeskoczył nad linią produkcyjną iodbił się jedną nogą od pleców, a drugą od potylicy starca.Wykonał kolejne salto do tyłu i wrócił na wyższą pozycję. Obajprzeciwnicy upadli na ziemię. Hrabia stracił przytomność. Neyomarwyskoczył w jego stronę. W powietrzu przełożył broń nad głowę.Gdy na niego spadał, Savage podniósł się i w ostatniej chwilipchnął go Mocą. Chłopak stracił kontrolę nad swoim przelotem iuderzył o ziemię za siwowłosym człowiekiem. Przeturlał się poniej. Zapanował nad tym i wrócił do pionu, hamując podeszwamibutów oraz wolną dłonią. Podniósł wzrok i zobaczył jak zabrakprzeskakuje nad taśmą, a następnie zbliża się do niego. Neyozapalił oba ostrza miecza i przygotował się na szarżę wroga.Kontynuowali wymianę ciosów. Chłopak obrócił się wymachującbronią nad głową i wyszedł z cięciem z dołu. Savage zrobiłdokładnie to samo. Ich ostrza się zetknęły i zaczęli walczyć oprzewagę. Na twarz żółtoskórego wojownika wypłynął grymaswściekłości. Usiłował przepchnąć przeciwnika za wszelką cenę.Nie było tak łatwo jak poprzednio, ale miał inną możliwośćwyjścia z tego impasu. Puścił rękojeść prawą ręką, wziąłzamach i uderzył pięścią w sam środek maski mandalorianina. Tenjednak nadal stał niewzruszenie, więc ponownie uderzył. Tym razemotwartą dłonią. Wepchnął tym samym fragment zbroi w głąb jegokaptura. Nagłe oraz potężne zderzenie wnętrza maski ze skórączłowieka zmasakrowało jego nos. Zakołysał się do tyłu. Wtedyzabrak podbił jego ostrze do góry i wykonał kolejne cięcie.Zdezorientowany chłopak nie zdążył zablokować ataku. Czerwonaklinga przecięła rękojeść miecza Neyomara na pół, a sam jejczubek zerwał maskę z jego twarzy. Zniszczony element zbroi upadłna ziemię, a zakrwawione oblicze chłopaka wyszło na światłodzienne. Spojrzał przerażony na przeciwnika, który kopnął go wbrzuch. Odleciał do tyłu i wypuścił z dłoni obie części swojejbroni. Utrzymał się na nogach, ale gdy się zatrzymał, niewytrzymał. Złapał się za brzuch i klęknął na jedno kolano.Odkaszlnął. Na ziemię poleciało kilka kropel krwi z jego nozdrzy.Spojrzał przed siebie. Nadchodził kolejny atak z góry. Aktywowałtarczę i zasłonił się. Ostrze spadło na niego z nieprzyzwoitąsiłą. Został przyparty do ziemi, ale nadal się opierał, jednakból w lewym ramieniu ponownie zaczął narastać. Powoli ulegał podnaporem wroga. Nagle poczuł jak ktoś ściąga mu kaptur od tyłu.Najwyraźniej Dooku odzyskał przytomność. Gdy tylko Neyo spróbowałdrgnąć w jego stronę, Savage jeszcze mocniej docisnął go doziemi. Chłopak ledwo zdołał się oprzeć. Był całkowicie zdanyna łaskę sith'a.

- Co się stało z tymwojownikiem, którego spotkałem nad Piccą ? Czyżby konfrontacja ztwoimi towarzyszami tak bardzo cię osłabiła ? – starzec drwił zniego. Neyo otworzył szerzej oczy, zszokowany wiedzą przeciwnika –Tak, wiem o wszystkim. Byłeś dosłownie o krok od odebrania imżycia – uziemiony wojownik zmarszczył brwi i zacisnął zęby,ciężko dysząc – Ah tak. Już rozumiem. Dlatego siępowstrzymujesz – Hrabia przystawił końcówkę swojego ostrza dojego prawego policzka.

Pociągnął je do siebiewypalając na twarzy wroga prostą linię, rozciągającą się odjego kości policzkowej aż do ucha.

- AAAAA !!! – chłopak krzyknąłz bólu.

- Nie używając swojej potęgichcesz udowodnić, że nie jesteś tym co zobaczyli twoi bliscy.Uciekasz od prawdy ... ale to dobrze. Gdy już się ciebie pozbędę... – chwycił zakrzywioną rękojeść miecza obiema dłońmi iprzygotował się do zadania ostatniego ciosu – ... wykończenietwojej przyjaciółki będzie dziecinnie proste.

Te słowa przelały czaręnienawiści mandalorianina. Myśl o tym, że Sayanę mogłaby spotkaćjakakolwiek krzywda napełniła go niewyobrażalnym gniewem.Momentalnie odrzucił wszystko co czuł. Strach, winę, ból.Ponownie pozostał już tylko ... czysty szał. Na nowo otoczyła gokrwistoczerwona aura. Kiedy Dooku wziął zamach, Neyo zdołałodsunąć ostrze Savage'a z użyciem tarczy, wychylić się ipowstrzymać atak sith'a, chwytając go za nadgarstki. Wstąpiły wniego nowe siły, które pozwoliły mu odpierać ataki obojga wrogówjednocześnie.

- Nie dam ... ci ... jej ...tknąć !!! – wykrzyczał wściekły.

Wyłączył tarczę. Przepuściłtym samym ostrze żółtoskórego wojownika, ale było to takgwałtowne, że zabrak nie wiedział co się dzieje. W tym samymmomencie Neyomar szarpnął za trzymane ręce hrabiego i zmusiłklingę mistrza do odbicia broni ucznia. W ułamku sekundy obajznaleźli się w jego chwycie Mocy. Zaczął ich dusić, a po chwiliunieśli się do góry. Walczyli desperacko o oddech. Nagle chłopakwyprostował ramiona i poraził ich błyskawicami.

Zostali odepchnięci i polecieliw dwie przeciwne strony przez całą halę. Zatrzymali się. Wstaliobolali i spojrzeli na niego zszokowani. Stał dokładnie międzynimi. Oboje ponownie aktywowali swoje miecze. Zaczęli biec w jegokierunku. On natomiast kucnął powoli na szeroko rozstawionychnogach i przyłożył jedną dłoń do podłogi, drugą trzymającotwartą z tyłu. Zamknął oczy. Czuł wibracje rozchodzące się wziemi. To nie tylko jego wrogowie się zbliżali, ale również cośo wiele większego. Było coraz bliżej. W końcu cały budynekzaczął się trząść. W tym czasie Dooku i Savage byli tylko kilkakroków od niego. Otworzył nagle oczy. Obaj przeciwnicy wzięlizamachy, ale kiedy mieli wykonać cięcia wymierzone w chłopaka,wszystko spowił mrok. Pociąg przejechał po linii kolejowej zabudynkiem i zasłonił światło wpadające do środka przez okna.Towarzyszył temu duży hałas. W ciemności jedynie czerwone ostrzapozwoliły starcowi i zabrakowi zorientować się w sytuacji. Gdyzamiast ciała Neyomara przecięli jedynie powietrze, minęli się istanęli obok siebie. Po sekundzie pociąg przejechał i halaponownie rozjaśniała. Rozejrzeli się, ale nigdzie nie zobaczylichłopaka. Znikąd jednak usłyszeli jego głos. Stanęli plecami dosiebie

- Masz rację ! – męski głosodbijał się głośnym echem od wysokiego sufitu, zwiększającczujność użytkowników ciemnej strony Mocy na niespodziewane ataki– Powstrzymywałem się ! Chciałem w ten sposób uniknąć tegoczym mogłem się stać ... – zamilkł na chwilę, a wtedywzdrygnęli się na odgłos spadającego kawałka metalu, którydobiegł skądś w oddali – ... ale dzięki tobie pojąłem ... żeja już się tym stałem ! Potworem !!!

W tamtej chwili Neyo przebiegłmiędzy nimi z użyciem pędu. Potrącił ich i wybił tym zrównowagi. Kiedy tylko zobaczył, że się odsłaniali pobiegł wich kierunku z zawrotną szybkością. Najpierw minął Savage'auderzając go pięścią w twarz. Następnie zawrócił. Ruszył wkierunku Dooku. Wyskoczył i kopnął go lewym goleniem w bok.Powtórzył tą taktykę kilkukrotnie. Dezorientować i atakować.Długo jednak mu ona nie posłużyła. W końcu zrozumieli co siędzieje. Gdy ponownie chciał zaatakować twarz zabraka, zostałzłapany za przedramię. Wielki wojownik obrócił się, nadaltrzymając mandalorianina za rękę i cisnął nim w górę. Chłopakprzeleciał długi dystans w powietrzu, po czym uderzył o kawałekściany pomiędzy oknami. Osunął się po niej i stanął nametalowym podeście kilka metrów nad przeciwnikami. Wskoczyli doniego na górę. Przy lądowaniu Dooku wyprowadził cięcie, podktórym Neyo się schylił. Savage również zaatakował, a wtedywłączył tarczę i sparował cios. Pchnął Mocą odsłoniętegozabraka. Hrabia wykonał pchnięcie, ale chłopak odbił ostrze wbok, obrócił się i kopnął starca w brzuch. Zyskał odrobinędystansu między nimi. Dooku wystrzelił z palców w jego stronębłękitne wiązki energii. Neyomar wystawił otwartą dłoń izablokował je. Wyprostował drugą rękę w kierunku Savage'a. Łukielektryczne przeszły po jego ramionach i przekierował atak Dookuprzeciwko jego uczniowi. Żółtoskóry wojownik nie dał rady sięochronić i został porażony. Przyklęknął na jedno kolano i uszłyz niego smugi dymu. Starzec wykonał kolejne, tym razem lewe, cięcie.Neyo uskoczył przed nim, a następnie przeskoczył nad wrogiem. Gdywylądował za nim, złapał go za nadgarstek prawej dłoni, w którejtrzymał miecz oraz za lewy bark. Czerwona klinga wyszła za krawędźpodestu. Chłopak wykręcił ramię sith'a, zmuszając laseroweostrze do przecięcia rury barierki, a potem pchnął go na nią.Starzec oparł się na niej, ale natychmiast odwrócił się zkolejnym atakiem. Wtedy Neyo podskoczył do góry i wychylił się dotyłu. Ostrze przeleciało pod nim. Dotknął dłońmi ściany ijednocześnie wyprostował zarówno ręce jak i nogi. Stopy wojownikatrafiły starca w twarz. Ten wpadł jeszcze raz na barierkę. Tymrazem pod naporem jego ciała ona wygięła się w przeciętymmiejscu, a on sam zaczął spadać na dół. Gdy tylko Neyo wróciłna nogi, wyciągnął blaster z kabury i zaczął do niego strzelać.Siwowłosy człowiek odbijał wiązki lasera, będąc w powietrzu.Zanim jednak chłopak mógł kontynuować ataki skierowane w starca,sam musiał się bronić przed cięciami zabraka. Unikał ich naróżne sposoby. W końcu odskoczył spiralą do tyłu, a Savagezaszarżował na niego pochylony, z zamiarem przebicia go swoimirogami. Kiedy dostatecznie się zbliżył, Neyo przeskoczył nad nimi odbił się od jego pleców. Wykonał śrubę w powietrzu, anastępnie wylądował z powrotem na podeście przodem doprzeciwnika. Żółtoskóry wojownik odwrócił się i wyskoczyłwysoko do góry w kierunku chłopaka. Przełożył broń nad głowę.Neyo również wyskoczył do góry. Zaskoczony tym posunięciemSavage wykonał cięcie znad głowy wcześniej. Wtedy mandalorianinzatrzymał jego atak, łapiąc obiema dłońmi za rękojeść mieczawroga. Odpalił silniki plecaka odrzutowego. Dzięki temu utrzymalisię w powietrzu. Natychmiast cisnął zabrakiem za barierkę ipchnął go Mocą z niewiarygodną siłą. Ten poleciał w stronęziemi i uderzył w nią. Spróbował się podnieść, ale bólsprawił, że na razie odpuścił. Neyo skierował swój lotdokładnie na niego. Gdy był tuż nad ziemią przygotował się douderzenia. W ostatniej chwili Savage przewrócił się na brzuch i owłos uniknął trafienia. Pięść chłopaka uderzyła w podłogę ztaką siłą, że pojawiły się na niej pęknięcia. Ponowniestanęli naprzeciwko siebie. Zabrak zapalił oba ostrza swojej bronii wziął szeroki zamach. Neyo uskoczył. Wystrzelił z karwaszalinkę w stronę jego nadgarstka. Zaplotła się wokół niego, poczym wskoczył mu na plecy. Obwiązał linę wokół szyi Savage'a inaciągnął ją mocno. Odebrał mu w ten sposób możliwośćatakowania mieczem oraz oddychania. Żółtoskóry wojownik pochyliłsię i bez namysłu zaczął biec w kierunku najbliższej ściany,żeby zaraz potem obrócić się do niej plecami i przygnieść doniej przeciwnika. Nim jednak do tego doszło chłopak zeskoczył zniego. Zabrak uderzył tyłem o ścianę, po czym otrząsnął się iznowu chciał atakować. Wtedy Neyo uniósł go Mocą nad ziemię iprzyszpilił do ściany bez możliwości wykonania jakiegokolwiekruchu. Poraził go błyskawicami. Robił to dopóki Savage niezwiesił głowy nieprzytomny. Miał zamiar kontynuować do czasu, ażjego wróg wyda ostatnie tchnienie, ale przeszkodził mu w tym Dooku.Starzec cisnął w jego stronę skrzynią. Chłopak musiałodskoczyć. Wypuścił z chwytu ledwo żywego zabraka i skierowałswoją uwagę na hrabiego, który podniósł dwie kolejne skrzynie. Wułamku sekundy one również poleciały w kierunku Neyo. Tenzatrzymał je Mocą i odepchnął z powrotem. Kiedy zbliżyły siędo Dooku on poprzecinał je na pół. Natomiast chłopak odpaliłsilniki plecaka i zaczął lecieć w jego stronę z blasterem wdłoni. Strzelał do niego, a ten odbijał każdy strzał. Leciałprosto na niego. Hrabia wykonał zgrabny obrót i przepuścił go.Neyo wylądował na ziemi z przewrotem. Starzec wziął zamach zprawej, ale został on zablokowany przez tarczę. Przez chwilęzmagali się w tej pozycji. Nagle z drugiego karwasza wysunęło siędługie ostrze. Chłopak wyprostował prawą rękę, usiłująctrafić nim Dooku w twarz. Nie udało się. Cofnął się i wyłączyłpole siłowe. Ruszyli na siebie. Neyo unikał każdego atakuhrabiego, jednocześnie próbując zranić go swoim ostrzem. Ciąłnim i pchał, ale jemu również nie udało się zadać choćbyjednego ciosu. W końcu odskoczyli od siebie i starzec wystrzelił wjego stronę wiązkę błyskawic. Chłopak zablokował je dłonią.Po chwili zbliżyli się do siebie i błękitne wiązki przybrałyformę kuli energii umieszczonej między ich rękami. Wybuchła, afala uderzeniowa odrzuciła ich do tyłu. Oboje odjechali napodeszwach butów. Natychmiast wstali wściekli. Neyo po raz kolejnyzaczął biec w jego stronę, ale tym razem wyprostował lewą rękęi z karwasza poleciała wielka struga płomieni. Dooku skrzyżowałręce na piersi, a potem rozłączył, szeroko je rozkładając.Ogień zatrzymał się tuż przed nim i utworzył ścianę ognistychjęzyków. Niespodziewanie przez sam jej środek przedarły się dwiedłonie, a następnie płomienie rozstąpiły się i chłopakwyskoczył w stronę hrabiego. Uderzył go kolanem w twarz.Zdezorientowany człowiek cofnął się, trzymając się za twarz.Neyo wziął zamach lewą pięścią i chciał go uderzyć, ale wostatnim momencie Dooku uchylił się i złapał go za rękę.Wykręcił mu ją za plecami, po czym przystawił laserową klingędo gardła. Chłopak złapał wolną ręką za rękojeść,powstrzymując tym samym ostrze przed dotarciem do jego gardła. Pokilku sekundach zmagań w tej pozycji, Neyo pochylił się do przodui przerzucił starca przez plecy. Ten wypuścił miecz z dłoni iupadł na ziemię przed nim. Teraz zakrzywiona rękojeść znajdowałasię w dłoni mandalorianina. Nie tracąc czasu zaczął ciąć zwielu stron. Brał zamach za zamachem. Niestety Dooku cały czasodchylał się i unikał, wciąż leżąc na ziemi. W końcu chłopaknadepnął na jego lewy nadgarstek, unieruchamiając go. Przeniósłbroń nad głowę, aby zadać ostatni cios. Wtedy zobaczył, żebiegnie na niego Savage. Ten wziął zamach, a Neyo ledwo zdążyłzasłonić się skradzionym ostrzem. Uderzenie było tak silne, żezostał odrzucony i wypuścił broń z ręki. Uderzył o ziemiękilka metrów dalej, a wtedy zabrak spojrzał do góry. Pod sufitem,dokładnie nad ich wrogiem, na łańcuchach wisiał nie skończonystatek kosmiczny. Rzucił podwójnym mieczem w łańcuchy. W tamtejchwili kilka ton metalu spadło na chłopaka, który wyciągnąłtylko ręce do góry, gdy miał zostać zmiażdżony. Statek wbiłsię w ziemię. Dwaj użytkownicy ciemnej strony Mocy spojrzeli na toz niedowierzaniem. Udało im się. Dooku podniósł się iprzyciągnął swój miecz do ręki. Uśmiechnął się i zwróciłwzrok na ucznia.

- Wiedziałem, że masz w sobie ...– przerwał, kiedy zobaczył jak kupa złomu drgnęła. Na twarzachobojga pojawiło się przerażenie – Nie damy rady. Wracamy nastatek.

Wybiegli z hali. Dokładnie wtamtej chwili zniszczony statek uniósł się i wyszedł spod niegoNeyomar. Wypuścił go z chwytu Mocy i upadł na kolana. Byłzmęczony, ale nie miał zamiaru odpuścić. Czerwona aura go nieopuszczała. Czym prędzej przyciągnął do siebie swoje miecze irozejrzał się. Zobaczył w suficie świetlik. Odpalił silnikiplecaka i poleciał w jego stronę. W locie zapalił oba miecze,przeniósł je nad głowę i wziął potężny zamach. Przeciąłszybę świetlika, wykonując przy tym salto do przodu i chroniąctym samym twarz. Wyleciał na zewnątrz, wyłączył silniki iwylądował na dachu budynku. Podszedł do krawędzi i zobaczył jakżaglowiec słoneczny podnosi się z ziemi. Zaczął odlatywać. Neyochciał skoczyć i polecieć za nimi, ale jego uwagę przykułaburza, znajdująca się nad nimi. Niebo nad nim przeszył piorun.Wsłuchał się w jego huk. Odwiesił miecze na pas. Po chwiliponownie skierował wzrok na uciekający statek. Wyciągnął wolnoprawą rękę ku górze. Skupił się ... zagłębił w swojejnienawiści. Wielki piorun spadł na niego z chmur i zatrzymał sięna jego dłoni. Wziął zamach lewą ręką i wyprostował ją wkierunku statku.

- RRRAAAAA !!! – przekierowałpiorun i wystrzelił go w ich stronę.

Niestety w ostatniej chwilistatek zmienił kurs i uniknął trafienia. Zniknęli. Neyo stał takjeszcze przez kilka sekund, ale potem wywrócił oczy do góry iupadł na kolana. Oparł się rękami o podłoże. Odetchnąłgłęboko, a czerwony blask zniknął. Po jakimś czasie usłyszałodległy hałas. Podniósł wzrok i zobaczył jak w stronę halikieruje się Szerszeń. Udało mu się. Jego bliscy byli bezpieczni.Teraz pozostało już tylko ... utrzymać ten stan. Niezależnie odtego jak bardzo chciał do nich wrócić ... musiał odejść. W jegooczach pojawiły się łzy, a usta wykrzywił grymas smutku. Zacisnąłpięści, a następnie wstał. Zobaczył jak frachtowiec ląduje. Zotwartego włazu wybiegła Saya. Chłopak cofnął się niepewnie okilka kroków, żeby zejść z widoku. Pokręcił impulsywnie głowąi zaczął biec w kierunku przeciwnego krańca dachu. Gdy do niegodotarł wyskoczył daleko za jego krawędź. Aktywował swój plecak,po czym odleciał stamtąd. W tym czasie Sayana wraz z Martinem orazAgnes wbiegli do hali. Zdenerwowana dziewczyna szukała wszędzieswojego chłopaka.

- Neyo !?! Neyo !?! – wołała,ale nie doczekała się odpowiedzi. Zaczęła obawiać sięnajgorszego – Cyar'ika, gdzie jesteś !?! – krzyknęłazrozpaczona, niemal płacząc.

- Sayano – odezwał sięMartin.

Lekarka spojrzała na niego, poczym podeszła. Mężczyzna podniósł coś z ziemi i wręczył jej.To była maska Neyomara. Zniszczona. Dokładnie tak jak w jej wizji.Zasłoniła usta dłonią, a łzy spłynęły po jej policzkach.Upadła na kolana, przycisnęła element pancerza do piersi i zaczęłapłakać. Rodzice Neyo spojrzeli na siebie. Nigdzie nie było ciałaich syna, więc istniała duża szansa, że on nadal żyje. Musielimieć nadzieję. W tej chwili jednak ubolewali nad tym, że ichdziecka nie ma tam razem z nimi. Przyklęknęli przy dziewczynie iobjęli ją. Cała trójka połączyła się w swoim bólu.

Rozdział14: Odkupienie

Kilka godzin później naTayronie

Kilka dni temu na Tayronierozpoczęły się aresztowania ludności cywilnej dokonywane przezarmię Separatystów. Od tego czasu mała dziewczynka – Lari,ukrywała się w swoim domu. Po tym jak droidy porwały jej matkę,ona wyszła z szafy i opłakała swojego ojca. Z wielkim trudemprzeniosła jego ciało pod ścianę i okryła je prześcieradłem.Teraz siedziała na swoim łóżku z podkurczonymi nogami i twarząukrytą między kolanami. Cała ta sytuacja ... to było za dużo dlajej młodego umysłu. Nagle usłyszała odległą eksplozję, a potemkilka kolejnych. Następnie zza okiem zaczęły dobiegać odgłosywystrzałów i krzyki ludzi. Nie były to wrzaski przerażenia, alebardziej wściekłe ryki. Wstała i wyszła ze swojego pokoju.Podeszła do drzwi wejściowych. Zanim je otworzyła, zawahała się.Mama kazała jej zachować ostrożność, ale ciekawość w końcuwygrała z rozsądkiem. Wyszła na zewnątrz i znalazła się walejce, w której znajdowało się wejście do ich domu. Zaczęłaiść w kierunku wyjścia z alei. Wyszła na ulicę. Zobaczyła jakgrupy uzbrojonych ludzi atakowały droidy bojowe, a za budynkamimożna było zobaczyć wysokie kłęby czarnego dymu. Kiedy na powrótspojrzała przed siebie, zauważyła, że kilka robotów patrzy nanią. Zaczęły biec w jej stronę. Przestraszyła się i ruszyłaszybko z powrotem do domu. Jednak gdy tam dotarła, okazało się, żekolejne droidy odkryły jej kryjówkę. Zauważyły ją i równieżzaczęły ją gonić. Jej ostatnią szansą była dalsza częśćalei. Wbiegła do niej, ale kiedy skręciła w lewo, trafiła naślepy zaułek. Odwróciła się i zobaczyła cztery maszyny idące wjej stronę i celujące do niej. Cofnęła się aż trafiła naścianę. Osunęła się i usiadła pod nią. Zamknęła oczyprzerażona. Usłyszała jedynie metalowe szczęki, które oznaczały,że droidy są gotowe do strzału. Nie usłyszała jednak nic comogłaby utożsamić z wystrzałem. Zamiast tego dziwne tąpnięcie,a potem coś co wydawało się być machnięciami bronią białą.Otworzyła oczy i zobaczyła leżące na ziemi kawałki robotów.Podniosła wzrok i zobaczyła mężczyznę w kapturze, który trzymałw dłoniach żółte miecze świetlne. Po chwili klingi zgasły, anieznajomy odwrócił się. Nie mogła zobaczyć jego twarzy. Zbliżyłsię do niej i kucnął. Skuliła się przestraszona, kiedy wyciągnąłdo niej rękę. Wtedy wojownik usłyszał metaliczne kroki zbliżającesię od tyłu. Zbliżało się więcej wrogów. Natychmiast wziąłdziewczynkę na ręce i wyskoczył do góry. Z użyciem plecakaodrzutowego znaleźli się na dachu budynku. Gdy tylko dotknęlipodłoża, Lari zaczęła się szarpać przerażona.

- Zostaw mnie ! Na pomoc ! –krzyczała.

- Spokojnie – odezwał sięnieznajomy, ale ona dalej się szamotała – Przestań – w akciedesperacji zerwał z głowy kaptur, złapał ją za ręce iunieruchomił ją – Jestem człowiekiem ! Tak jak ty – dzieckospojrzało mu w oczy. W tej pokrytej bliznami twarzy zobaczyła cośuspokajającego. Dobroć. Nie wiedziała dlaczego, ale ufała mu.Zamknęła mocno powieki, zaczęła płakać i przytuliła się doniego – Nic ci nie grozi – powiedział łagodnym głosem ipogładził ją po plecach oraz główce. Wziął ją na ręce, anastępnie wstał – Jak ci na imię ? – spytał.

Odetchnęła.

- L...Lari – wyjąkałazapłakana.

- Lari. Możesz mi powiedziećjak nazywa się twoja mama lub tata ?

- Tata ... nie żyje, a mama ...ma na imię ... T...Tana.

- Pamiętasz jak wygląda ? –dziewczynka pokiwała głową. Podszedł z nią do krawędzi dachu ina powrót naciągnął kaptur na głowę – Trzymaj się mocno –nakazał, a ona chwyciła go mocniej.

Zeskoczył, włączył swójplecak i poleciał w kierunku jednego z kilku obozów jenieckich,które przed chwilą zaatakował. Wszyscy, którzy nie mogli walczyć,zostali tam, z dala od strzelanin. Wojownik przeleciał nadogrodzeniem elektrycznym i wylądował w środku. Zwrócił na siebieuwagę wszystkich obecnych – Szukam Tany ! Znalazłem jej córkę !

Z pomiędzy tłumu wyszłakobieta. Kiedy zobaczyła dziewczynkę na rękach wojownika,zasłoniła usta i podbiegła. Chłopak odstawił Lari na ziemię, aona pobiegła do mamy i znalazła się w jej ramionach. Kobietaprzycisnęła swoje dziecko mocno do piersi i zaczęła ją całowaćpo całej twarzy. W jej oczach pojawiły się łzy radości.Nieznajomy odwrócił się i zaczął odchodzić. Odprowadzał gowzrok wszystkich w pobliżu. Lari odsunęła się odrobinę od matkii spojrzała jeszcze raz na niego.

- Dziękuję – odezwała się.

Zatrzymał się, gdy usłyszałjej głos. Spojrzał za siebie. Kiwnął jedynie głową. Potemponownie ruszył przed siebie, tym razem biegiem. Wyskoczył wysokodo góry i odleciał.

Później na Dantooine

Martin, Agnes oraz Sayanawrócili na Dantooine do Venoram. Posadzili Szerszenia w porciekosmicznym i udali się do domu ich syna. Po drodze starali sięunikać niepotrzebnych rozmów z sąsiadami, a szczególnie zprzyjaciółmi Neyo. Nie mieli w tej chwili ochoty na tłumaczenieczegokolwiek. Weszli do domu. Koczi przywitał ich radośnie, alekiedy zobaczył, że nie ma wśród nich jego właściciela, bardzoposmutniał. Teraz cała rodzina znajdowała się w salonie. Agneswyglądała przez okno. Martin siedział na kanapie pod ścianą iczyścił swój blaster, aby zająć czymś umysł. Saya siedziałana drugiej kanapie. Podkurczyła nogi i trzymała w dłoniach maskęNeyo. Wpatrywała się w wizjer. Jeszcze kilka dni temu jej chłopaknosił ją na twarzy. Kryły się za nią jego piwne oczy, delikatneusta oraz blizny. Tak bardzo chciała, żeby do niej wrócił.Przyłożyła maskę do czoła i pozwoliła aby łzy spływały pojej policzkach swobodnie. Koczi wyczuwał jej smutek. Siedział napodłodze i ułożył głowę na kanapie obok niej. Popiskiwałsmutno. Nagle z tego stanu wyrwał ich dźwięk dobiegający zholostołu. Oznaczał on, że ktoś chciał nawiązać z nimipołączenie. Cała trójka zbliżyła się i odebrali je. Po drugiejstronie stołu pojawił się hologram Kory.

- Kora ? – zdziwiła się Sayai wytarła łzy.

- Witajcie przyjaciele. Czy ...Neyo jest z wami ? – spytała niepewnie.

- Neyc – odpowiedział szybko iagresywnie Martin – Nie ma go z nami.

- A o co chodzi ? – spytałaAgnes zmęczonym głosem.

- Senat otrzymał dzisiaj pewnąwiadomość. Musiałam się ... upewnić, że wszystko dobrze z moimioczami. Spójrzcie – sięgnęła dłonią poza zasięg hologramu.

Nad stołem pojawiły sięprojekcje dwóch mężczyzn. Jednego z nich nie znali, ale widokdrugiego ich zszokował. Saya natychmiast westchnęła i zasłoniłausta rękami. Przyłożyła otwartą dłoń do swojego serca iuśmiechnęła się.

- Neyo – wyszeptała –Haar'chak ... on żyje. Żyje. Neyo żyje – zaczęła powtarzaćszczęśliwa, a rodzice chłopaka przytulili się zachwyceni tąnowiną.

- Poczekajcie – powiedziałaKora i włączyła nagranie.

Postacie zaczęły się ruszać.Nieznajomy trząsł się w miejscu, a Neyomar zaczął chodzić wokółniego. Trzymał prawą rękę uniesioną na wysokości pasa zcharakterystycznie zaciśniętymi palcami.

- Zwracam się w tej chwili docałego Senatu Republiki Galaktycznej. Dwa dni temu ... z Tayronuzostało wysłane wołanie o pomoc. Senat postanowił jednak zostawićje bez odpowiedzi. Senatorowie pozostali skupieni tylko na własnychinteresach, a w tym czasie mieszkańcy planety byli zniewalani imordowani. Za wszystkim stał ten człowiek – zatrzymał się oboknieznajomego – Erj Quiller ... przejął władzę kosztemcierpienia ludności cywilnej. Mogliście to tak łatwo zakończyć ...– wziął do lewej ręki blaster i z użyciem Mocy zmusił Erj'a doklęknięcia – ... ale zmusiliście do tego mnie – wycelowałbronią w jego głowę i z kamienną twarzą pociągnął za spust.Wiązka lasera przebiła czaszkę człowieka, a martwe ciało upadłobezwładnie na ziemię. Chłopak spojrzał na swoją ofiarę, a potemponownie skierował swój wzrok przed siebie – Jesteście wolni –powiedział powoli.

Wiadomość skończyła się ihologram ponownie stanął w miejscu. Bliscy Neyo nie mogli znaleźćsłów. Nic nie mówili, tylko wpatrywali się w jego twarz, dopołowy ukrytą pod kapturem. Choć nie wyrażała ona nic pozabeznamiętnością, Saya czuła, że kieruje nim ... chęćodkupienia. Cofnęła się i usiadła na kanapie. Wciągnęłapowietrze przez nos i wyprostowała się. Musi go znaleźć.



Continue Reading

You'll Also Like

751 43 15
"To miało być niezapomniane lato". Justine Mercey - córka jednego z inżynierów na Isla Nublar - została poproszona o opiekę nad szóstką obozowiczów...
208K 11.9K 200
‼️Manhwa nie należy do mnie‼️ Woori ma złamane serce, gdy dowiaduje się, że jej ulubiony bohater Lancelot ginie tragicznie w powieści "Kwiat podniósł...
7.8M 258K 45
Gdy dwoje największych wrogów w szkole postanawia udawać parę. Tak, dramat murowany. ____________ © Pizgacz, 2016/2017; first version "Girls Love Ba...
87.6K 5.7K 20
Pierwsza wersja Śmierci Motyla z 2018 roku. Aktualnie pisany jest remake. W 2045 roku spokój zwykłych szarych ludzi został zakłócony. Nieznana dotąd...