Star Wars Saga Mando: Wyjście...

By SoloElectro

290 20 0

Wojny klonów szerzą się w galaktyce. Siły Republiki odkrywają nowe zagrożenie ze strony Separatystów. Przypar... More

Informator
Język Mandalorian - Mando'a
„Dawno, dawno temu w odległej galaktyce ..."
Akt 1: Początek
Akt 2: Cienie przeszłości cz.1
Akt 3: Cienie przeszłości cz.2
Akt 4: Potwory
Akt 5: Wolność
Akt 6: Zmiany

Próba

131 2 0
By SoloElectro

Rozdział 1: Żadnychtrosk

Na pokrytej łąkami planecie Dantooine nastał nowy dzień.Promienie słońca zaczęły przechodzić przez taflę jeziora,ujawniając bogactwo życia. Miasto nad brzegiem powoli się budziło.Na rynku sprzedawcy wyłożyli swoje towary, a radosne dziecipobiegły bawić się na trawiastej równinie. Pewien mężczyznawszedł do niewielkiego domu po zachodniej stronie miasta.

- Synu !?! Ne'ika !?! - nawoływał, ale nie doczekał sięodpowiedzi – Koczi !?! – zagwizdał.

Rozległo się szczekaniei z drugiego pokoju wybiegł okazały ogar kath. Skoczył naczarnowłosego mandalorianina, prawie go obalając. Z łatwościąsięgnął do jego twarzy i zaczął go po niej lizać.

- Już, już też sięcieszę mały ! – powiedział śmiejąc się.

Ogar stanął na czterechłapach, a mężczyzna uklęknął przy nim.

- Gdzie też znowuwywiało twojego pańcia, co ? – pogłaskał psiaka i zacząłmamrotać coś pod nosem – Na pewno zostawił go tutaj. Nie wziąłbygo przecież, idąc do ludzi.

Przetrząsnął dom wposzukiwaniu czegoś.

- Ha, kandosii !!! –rozległ się triumfalny okrzyk.

Podszedł do ogara ipodsunął mu pod nos podłużny przedmiot. To był miecz świetlny.

- Znajdźmy go mordko –Koczi obwąchał broń, zaszczekał i wybiegł z domu – Jate kath –mężczyzna pobiegł za zwierzakiem.

W międzyczasie

Przydnie tego jeziora rosną rośliny, a między nimi pływają jedyne wswoim rodzaju stworzenia. W połączeniu z czystą, szmaragdową wodąi białym piaskiem tworzą one widok, którego nie można zobaczyć wżadnym innym miejscu w galaktyce. Przynajmniej tak uważająmieszkańcy pobliskiego miasta, a w szczególności pewien młodymężczyzna, który praktycznie wychował się w tych wodach. Dziśponownie wybrał się pooglądać ten wyjątkowy podwodny krajobraz,i nie wygląda na to, żeby kiedykolwiek mu się znudził. Pływaniez ławicami ryb, lawirowanie między wodorostami, czy dryfowanie nawysokich falach, dawało mu poczucie nieograniczonej wolności iszczęścia. Zaczął płynąć w stronę powierzchni. Wynurzył sięi wziął głęboki wdech. Popłynął w stronę swojej deski. Usiadłna niej i zobaczył nadwodnego ptaka siedzącego przed nim.

-Su'cuy ptaszku – położył się na brzuchu, patrząc ciągle naniego.

Ptaktylko pisnął.

-Chyba nie ma dziś za dużych szans na wysokie fale – wyprostowałsię i rozejrzał wokoło – Raczej nikt nie zobaczy tego co zrobię.To będzie nasz mały sekret – pogładził ptaka po szyi, po czymten odleciał.

Chłopakodetchnął głęboko i zamknął oczy. Skupił się, sięgnął dogranic swoich możliwości. Nagle, na środku akwenu, zaczęłapojawiać się wielka fala. Neyo otrząsnął się i popłynął wjej stronę. Ustawił się do niej tyłem.

- Noto jazda ! – stanął na desce, a fala uniosła ją i zaczęłaprzyspieszać.

Podstopami chłopaka był już metr odległości od tafli wody. Wykonałnagły skręt, zatrzymał się na szczycie. Wiatr wiał mu przyjemniew twarz, z której ani na chwilę nie znikał uśmiech. Po prawejstronie fala zaczęła się załamywać i stworzyła tunel wodny.Chłopak przykucnął, skręcił w jego stronę. Gdy tylko do niegowpłynął, wstał i zmienił kierunek, żeby płynąć razem ztunelem. Gładził wodne ściany ręką. Na tę chwilę poczuł sięspełniony. Wysunął się dalej. Coś na plaży przykuło jegouwagę. Ruszył w jej stronę, przepływając nad falą. W pewnejodległości sylwetki na plaży stały się na tyle wyraźne, żerozpoznał swojego Tatę i pupila. Zaczął im machać. Martinodpowiedział mu tylko machnięciem, ale Koczi zaczął radośnieszczekać i wariować. Gdy Neyo znalazł się dość blisko by mógłdopłynąć wpław, wskoczył do wody zgrabnym saltem do tyłu.

-Su'cuy Mar'buir – krzyknął, ciągle będąc w wodzie.

-Su'cuy Ne'ika. No tak, bo gdzie indziej mógłbyś być, jak nie tu ?

- Ipotrzebowałeś aż Kocziego, żeby mnie znaleźć – wyszedł nabrzeg i pogłaskał ogara.

- Zależało mi na czasieoraz potrzebowałem jakiegoś źródła twojego zapachu – wyjął irzucił miecz synowi – Przepraszam za bałagan, który tamzostawiłem.

- Nie szkodzi, pewnie itak nie zauważę – schował broń głęboko do plecaka, któryleżał w krzakach obok – Mówiłeś, że zależało ci na czasie.Dlaczego ?

- A, tak, prawda –wziął głęboki wdech, gdy Neyo wyciągał deskę na brzeg – Radajedi ...

- Co ? Rada ?Kontaktowała się z wami ? Coś się stało ? – spojrzał w oczyojca.

- Spokojnie, nie panikuj,ad'ika. Agnes nie wraca do zakonu, jeśli o to Ci chodzi. I tak,kontaktowała się z nami.

- No i ? Co mówili ? –chłopak pytał zaniepokojony.

- Lepiej żebyś sam icho to zapytał. Zbieraj graty i pędem do domu.

- Koczi ! – pogłaskałogara i wyszeptał mu stanowczo do ucha – Do domu – zwierzaknatychmiast pobiegł w stronę miasta.

- Pewien jesteś, że onmoże tak sam wracać do miasta ?

- To dziko urodzony,prawie dwustukilogramowy – chłopak założył plecak na ramiona iwziął deskę pod pachę – uzbrojony w ostre zęby, pazury itwarde poroże ogar Kath. Jakoś się o niego nie boję. Ruchy !

Ruszyli w stronę miasta.

Później tego samegodnia

Ojcieci syn powoli docierają do Venoram – miasta, które chłopak nazywa... domem. Idąc w stronę bramy miejskiej Neyo opowiada Martinowijak po wypiciu jednego Tarisiańskiego Ale, próbował poderwaćdziewczynę.

- Ikiedy leżałem u jej nóg na plecach, po tym jak mnie powaliła,nastąpiła mi na krocze i wiesz co powiedziała ?

- Co ? – spytałśmiejąc się.

- Powiedziała: Następnymrazem poczekaj, aż ja też się upiję i potem macaj mnie po moim,jak to będzie po twojemu, „sheb'ika" – oboje wybuchnęliśmiechem.

- Czekaj ... haha ...czekaj, mówiłeś, że co wypiłeś ?

- Tarisiańskie Ale.

- To jakim cudem topamiętasz ?

- Jak Stee ze mniezeszła, Fir i Hush pozbierali mnie z podłogi, cali roześmiani izawlekli mnie do domu. Następnego dnia wszystko mi opowiedzieli.

- O wilku mowa, właśnieidą – wskazał na idących w ich stronę człowieka i rodianina.

- Fir, Hush co u wassłychać – Neyo przywitał się z przyjaciółmi.

- Cześć Neyo. PanieImper – Martin uścisnął dłonie chłopcom.

- Hej, Hush mój śmigaczjuż działa ? – spytał rodianina.

- Wybacz stary, to owiele bardziej złożona usterka niż sądziłem. Potrzebny jestzamiennik, już go zamówiłem, przyjdzie z następną dostawą.

- Haar'chak, późniejoddam ci za tę część.

- Jasne. Dobra lecę poStee – Hush oddalił się w stronę domu dziewczyny.

- Będziemy musieli iśćna pieszo. A wy, co tam kombinujecie ? – spytał Neyomar.

- Czekamy na Stee iidziemy na plażę – Fir pośpieszył z odpowiedzią – Ty chybawracasz z wody, ale nie będziesz musiał iść po sprzęt. Pójdzieszz nami ?

- Wiesz, że ja do wodyjestem pierwszy, ale dziś nie mogę. Wpadłem na chwilę do domuodłożyć graty i idziemy z Tatą w jedno dzikie miejsce. A takmiędzy nami ... – ściszył lekko głos – ... Stee chyba ciąglema mi za złe te pijackie zaloty.

- No, nie da się ukryć– zaśmiał się cicho – Szkoda, może następnym razem. Dozobaczenia stary, do widzenia Panu.

- Miłej zabawy.

- Tylko bezpiecznie –Martin przestrzegł go.

- Oczywiście – Firodszedł w stronę kantyny.

Ojciec i syn ruszyli dozachodniej części miasta, tym razem w milczeniu. Zbliżali się dodomu, przed którym czekał na nich Koczi.

Podbiegł do nich.

- Widzisz mówiłem, żenie ma o co się bać. Dobry ogar – wytarmosił zwierzaka.

- Zwracam honor. Zbierajsię. Czeka nas długi marsz.

Neyo wszedł do domu iodłożył rzeczy obok drzwi. Zamknął je na klucz, a gdy sięodwrócił zobaczył, że w jego stronę biegnie jakieś dziecko.

- Kan ?

- Neyo ! NEYO !!! –chłopiec wołał i machał do mandalorianina.

- Cześć, Kan –uklęknął – Co cię do mnie sprowadza ?

- Mama kazała ci to dać– podał sakiewkę kredytów starszemu przyjacielowi – Mówiła,że to za pomoc z generatorem.

- Ehh ... mówiłem jej,że nie trzeba – wymamrotał pod nosem – Dziękuję chłopcze –schował pieniądze do kieszeni.

- Czy ... czy Koczigdzieś tu jest ? – spytał nieśmiało.

- A co ? Chcesz się nanim przejechać – stwierdził, a chłopiec pokiwał głową – Odemnie masz zgodę, ale to zależy też od niego. Chodź.

Poszli w stronę Martinai Katha. Neyo uklęknął miedzy Koczim, a Kanem.

- Siad Koczi – ogarusiadł.

- Wystaw rękę i niechsam odpowie – ustawił chłopca, a sam wstał.

Zwierzak powąchał dłońdziecka. Polizał go po niej, a po chwili położył się na brzuchuw oczekiwaniu na pasażera.

- Zgodził się. Chodź –wziął chłopca pod pachy – Hop – posadził na jego grzbiecie.

- Kandosii. Piątka –Martin przybił piątkę z Kanem.

Ruszyli w stronę bramymiejskiej. Po drodze wszyscy witali się z Martinem.

- Dlaczego wszyscy się zPanem witają ? Przecież Pan tu mieszka.

- Witają się ze mną zszacunku. Kiedyś, jeszcze zanim przyszedłeś na świat, byłemtutaj bardzo szanowany, choć nie bez wyjątków. A gdy uznałem, żeNeyo dorósł, w końcu – chłopak pytająco spojrzał na ojca, ioboje się zaśmiali – Postanowiliśmy z jego matką pozwolić muzamieszkać w mieście i dać naszemu Ne'ika wolną rękę.

- Ne'ika ?

- To zdrobnienie w naszymjęzyku – Neyo wyjaśnił.

- Jak to w waszym ?Przecież rozumiem co mówicie – panowie uśmiechnęli się dosiebie.

- Te kebii'tra ibacvaar'tur cuyir utrel'a bal dral kebiin.

- Ibac cuyir staabi.

- Eee ? – chłopiecotworzył oczy szeroko.

- Teraz też rozumiesz ?No dobra, ciekawostka językowa, większość słów w Mando ma inneznaczenie w zależności od płci.

- O neyc – Martin jużwiedział o co chodzi.

- Na przykład haalas wodniesieniu do chłopaka to klatka piersiowa, ... – Kan spijałkażde słowo, gdy cała czwórka zbliżała się do bramy miasta –... a do dziewczyny ... cy ...

- Okej starczy tej lekcjijęzyków – ojciec przerwał synowi, kiedy dotarli do bramy.

- Dobra Kan, wysiadka –Neyo pomógł zejść chłopcu z ogara.

- Dokończysz ? Co tojest haalas u dziewczynki ?

- Dowiesz się jak trochępodrośniesz, pędź do domu.

- Do widzenia ! - wołałKan odchodząc.

- Cześć – obajodpowiedzieli.

Ojciec spojrzał z lekkimwyrzutem na syna.

- No co ? Jak byłem wjego wieku już mi o tym mówiłeś. Zrobiłbyś to samo.

- Zrobiłbym to, mój tyklonie. Dobra, w drogę.

Chwilę później

Po długim marszu przeztrawiaste równiny dwójka mandalorian i ogar dotarli do domostwapaństwa Imper. Był to całkiem duży dwupiętrowy dom z balkonem idużym ogrodem. W ogrodzie rosły najróżniejsze gatunki kwiatów,warzyw i owoców. Koczi wybiegł na spotkanie kobiecie wychodzącej zdomostwa. Skoczył na nią i zaczął lizać po twarzy.

- Tak, też się cieszę,dobra psinka – zszedł z niej, a ona spojrzała w stronę mężczyzn– Nareszcie jesteście, czemu szliście pieszo ?

- Su'cuy Ag'buir – Neyoją uściskał.

- Cześć kochanie –ucałowała swoje dziecko.

- Śmigacz mi sięzepsuł, a Hush jeszcze go nie naprawił. Przynajmniej trochę sięprzeszliśmy.

- Ważne, że jesteście.Czy wiesz już o co chodzi ? – Mama spojrzała mu w oczy.

- Tak. Czego zakon jedimoże od nas chcieć ? Nie jesteśmy zaangażowani w wojnę, arepublika przecież dawno wygrała kampanię o Dantooine – chłopaksprawiał wrażenie zdenerwowanego.

- Spokojnie. Zaraz sięprzekonamy, wejdźmy do środka – Martin wszedł do domu, a za nimreszta rodziny.

- Wziąłeś ze sobąmiecz ? – Agnes spytała syna.

- Tak. Masz ochotę namały sparing później ?

- Może kiedy indziej.Ale pewnie trochę zaniedbałeś treningi, co ?

- Ciężko znaleźćtutaj miejsce na odosobnione ćwiczenia.

Neyo odłożył plecakpod ścianę i wszyscy podeszli do holokomunikatora na środkupokoju, a Koczi położył się na kanapie w narożniku. Agnespołączyła się z radą jedi. Wokół stołu zaczęły pojawiaćsię hologramy mistrzów jedi – Yody, Mace'a Windu, Oppo Rancisisai Adi Gallii.

- Dobrze cię widziećmistrzyni Gallio – Agnes ucieszyła się na widok dawnej mentorki.

- Agnes, moja droga,ciebie również – Adi odwzajemniła radość.

Mace Windu zabrał głos.

- Skontaktowaliśmy sięz wami, ponieważ odkryliśmy nowe zagrożenie, a nasze możliwościusunięcia go są ... bardzo zawężone. Niedawno przechwyciliśmyzaszyfrowany komunikat sił separatystów. Mówi o czymśniepokojącym, choć nie udało nam się odszyfrować całości.

- Mianowicie – Neyopowoli tracił cierpliwość.

Mistrz włączyłnagranie. Z głośników zaczął dobiegać robotyczny głos droidataktycznego, stłumiony szumami: „ Wszystko ... z planem, projektZmierzch Republiki ... niedługo wdrożony. Nie ... nie gotowy ...materiały ... wysłane nad ... Neimoidia ... odbioru ". Nagraniesię skończyło. Nastała niezręczna cisza. Przerwał ją Neyo.

- To praktycznie nic, alewiecie gdzie ma zostać dostarczony potrzebny im sprzęt. Co stoi wamna drodze do przejęcia go ?

- Cato Neimoidia, toFederacji Handlowej siedziba jest. A oni z Separatystami współpracują– mistrz Yoda wyjaśnił.

- Cóż ... to trochękomplikuje sytuację. No dobra, ale ciągle nie rozumiem co to mawspólnego z nami.

- Nie możemy wysłaćnaszych sił na Cato Neimoidia – głos zabrał Oppo Rancisis –Ponieważ byłoby to naruszenie ich suwerenności. W świetlepolityki ta planeta i federacja są neutralne. Najlepszym wyjściembyłoby wysłanie niewielkiego frachtowca z kilkoma klonami idowódcą, który nie figuruje w żadnych bazach danych, bezalarmowania władz.

- Ten opis najbardziejpasuje do mnie – powiedział Neyo i popatrzył na rodziców – Czymożemy porozmawiać chwilę na osobności ? – spojrzał namistrzów jedi.

- Oczywiście – AdiGallia odpowiedziała, a hologramy zniknęły.

- Nie pozwolę na to,żebyś narażał się w tak niebezpiecznej misji – Martinzaprotestował.

- Nawet jeśli mogę wten sposób kogoś uratować ?

- Zgadzam się z twoimTatą, Neyo. To zbyt niebezpieczne.

- Więc po coszkoliliście mnie przez całe życie, jak nie po to by móc pomagaćpotrzebującym ? Wiem kim jestem, ale chcę jeszcze móc z tegokorzystać.

Martin i Agnes spojrzelipo sobie. Oboje bardzo nie chcieli na to pozwolić, ale ich syn ...miał rację. Za dobrze go wychowali. Nie obojętny na czyjeścierpienie, współczujący i bezinteresowny. Byli z niego dumni, żetak rwał się do pomocy, ale wizja niebezpieczeństwa tłumiła tądumę. Musieli też brać pod uwagę jego mandaloriańską duszę,która podświadomie pcha go w ogień walki, mimo zagrożenia. Latamiprzygotowywali go na zetknięcie z okrutną galaktyką. Nie mogązmienić zdania w chwili, gdy ma się to wydarzyć.

- Dobrze, ale tylko jeślina pokładzie znajdzie się dobry lekarz – powiedziała Agnes ipołączyła się z Radą.

Mistrzowie ponownie siępojawili. Adi podjęła temat.

- Więc, jaka decyzja ?

Neyo uśmiechnął się idał odpowiedź.

- Wchodzę w to.

Rozdział2: Na nieznanych wodach

Słońce niemrawo wstawało między wysokimi wieżowcami Coruscant.Mimo wczesnej pory na ulicach i pasach powietrznych był bardzo dużyruch. Do atmosfery wszedł właśnie mały frachtowiec Republiki. Najego pokładzie znajdowali się Neyo i dwóch pilotów. Pierwszy oimieniu O'nel, a drugi – Russ. Lecieli na miejsce zbiórki przedrozpoczęciem misji. Chłopak zasnął po drodze. Obudził go głosO'nela.

- Chłopcze, pobudka !

Neyo usiadł i przetarł oczy.

- Aaaaa ! – przeciągnął się z rykiem.

- Usiądź w fotelu i zapnij pasy, zaraz będziemy lądować !

- Gdzie właściwie ma czekać na nas statek !?! – krzyknąłsiadając.

- Ruchoma wyspa wypoczynkowa na południowej półkuli !

- Zaraz chcesz mi powiedzieć, że tu jest jezioro !?!

- Jezioro !?! Nie ! Wielkie sztuczne morze ! Właśnie nad nimjesteśmy !

- Co ? Muszę je zobaczyć !!! – krzyknął radośnie i wstał zsiedzenia – Zwolnij trochę i otwórz rampę ! – czekał jużprzy włazie.

- Co !?! To wykluczone !!!

- Daj spokój – głos zabrał Russ – Przecież nam stąd niewyskoczy. Panel sterujący włazem masz po lewej ! – krzyknął doNeyo, po czym zmniejszył prędkość lotu – Ciesz się widokiemmłody !

Chłopak opuścił rampę, a jego oczom ukazało się wielkie morze.Piękna błękitna tafla wody rozciągała się po horyzont, a nacałej jej powierzchni załamywały się fale tworząc piękne białegrzywy. Widać było kilka wysp, rozrzuconych po całym krajobrazie.

- Ludzie mogą mówić mi różne rzeczy, ale to po prostuniesamowite – spojrzał na swój bagaż, z którego wystawała jegodeska – Hej, jak wysoko jesteśmy !?!

- Jakieś czterdzieści metrów nad poziomem morza !

- A jak daleko do celu !?!

- Eee ... już ją widzę to ta pierwsza wyspa z prawej ! A co !?!

- Nic sprawdzam tylko łączność ! – krzyknął wyciągającdeskę z torby.

Mandalorianin stanął w wejściu. Położył ją na podłodze.

- Chłopcze, czemu tak nagle ucichłeś !?! – Russ się zmartwił –Idź sprawdzić co u niego – rozkazał O'nelowi.

Neyo mocno kopnął deskę i patrzył na nią dopóki nie wpadła dowody. Wziął głęboki oddech. W tym czasie pilot zjechał nasiedzeniu do luku pasażerskiego, a jego oczom ukazał się widok,którego w tej chwili najbardziej się obawiał. Jego pasażer stałkilka metrów od włazu.

- Co ty wyprawiasz ! Nie ! Nie rób tego ! – próbował gozatrzymać, ale na próżno. Chłopak wziął rozpęd i wyskoczył zfrachtowca.

- Co się tam dzieje !?! – Russ się zamartwiał.

- Wyskoczył !!! – odkrzyknął do niego O'nel – Zawiśnij nadnim i zniżaj powoli !!!

- Aaaaaaaa !!! – spadaniu chłopaka towarzyszył oddalający siękrzyk.

Nie był to jednak krzyk przerażenia, tylko nieograniczonej euforii.Wiatr mierzwiący jego krótką czuprynę i adrenalina sprawiały, żeprzez cały lot z jego twarzy nie znikał uśmiech. Gdy zobaczył, żezbliża się do wody obrócił się nogami do dołu. Przyciągnąłdo siebie słup wody, wziął głęboki wdech i wylądował w nimzmniejszając tym samym drogę hamowania. Wypłynął na powierzchnięi rozejrzał się.

- To było niezłe – podsumował radośnie.

Wyspa, na którą zmierzał znajdowała się w zasięgu wzroku, więcprzyciągnął swoją deskę i zaczął płynąć w jej stronę.

- Tam jest, widzę go ! Podleć do niego ! – O'nel krzyknął doRussa – Z tymi jedi to tak zawsze !?! – spytał retorycznie.

Wykonał rozkaz, a frachtowiec zbliżył się do młodego mężczyzny.Pilot zaczął machać do niego, żeby wracał na statek, ale tenodmachał mu tylko, aby polecieli na miejsce. Klon domyślił się,że ich dogoni, więc to zrobił. Neyo złapał falę, przekierowałją Mocą i ruszył w kierunku wyspy. Znowu poczuł tę samąwolność, która towarzyszy mu za każdym razem, gdy wchodzi do wodylub surfuje na falach. Gdy zbliżał się do wyspy zobaczył jakąśsylwetkę na plaży. Im bliżej się znajdował tym wyraźniejwidział, że był to żołnierz klon. Ubrany był w biało-czerwonązbroję. Widocznie na niego czekał. Wyszedł na brzeg i stanął znim twarzą w twarz.

- To z tobą miałem się spotkać ? – zapytał z marszu.

- Najwyraźniej. Komandor Balt. Będziemy razem pracować przez jakiśczas – wyciągnął rękę.

- Oby jak najdłużej – chłopak uścisnął dłoń żołnierza.

Frachtowiec podchodził do lądowania, ale zatrzymał się nad plażą.Przez otwarty właz wychylił się O'nel.

- Hej młody ! Narobiłeś nam strachu ! – krzyknął przebijającsię przez hałas silników.

- Wybacz ! Nie mogłem się powstrzymać ! – odpowiedziałradośnie.

- Łap ! – rzucił Neyo jego bagaż.

- Uuf – złapał torbę – Dzięki !

- Trzymaj się !!!

- Wy też !!! – pomachał odlatującym żołnierzom – Więc,gdzie jest nasz statek ? – spytał komandora.

- Przed tobą – Balt wskazał na pustą wydmę.

- Nie pogrywaj sobie z mandalorianinem, wierz mi – pokręciłgłową.

- Nie pogrywam – wskazał ponownie, a na miejscu zaczął pojawiaćsię duży statek.

- Rany – chłopak otworzył szeroko oczy, gdy frachtowiec pojawiłsię w całości – To Wayfahrer.

- Zgadza się.

- Ma system maskowania ?

- Jeden z lepszych.

- Jaki to kontener ?

- Moduł hangarowy. Kajuty są w module głównym.

- A co jest w hangarze ?

- Jeszcze nic, czekaliśmy na ciebie żeby to ustalić.

- Możemy go obejrzeć od środka ?

- Nie widzę żadnych przeszkód.

Chłopak wziął torbę na ramię, deskę pod pachę i obydwaj weszlina pokład. Od wejścia skręcili w prawo. Minęli jadalnię i weszlido korytarza. Po obu jego stronach były pokoje. Zatrzymali się przypierwszych drzwiach z brzegu.

- To twój pokój. Czuj się jak u siebie w domu. Później dołączdo nas na mostku – komandor wskazał drzwi na końcu korytarza.

Balt odszedł, a Neyo wszedł do kajuty. Były w niej dwa łóżka, ana jednym leżała torba. Usiadł na drugim i zaczął sięrozpakowywać. Nagle poczuł dziwny zapach. Wziął kilkamocniejszych wdechów. Był bardzo ładny, choć trochę drażniący.

- Czy to ... damskie perfumy ? – zamyślił się na chwilę.

Otrząsnął się z tego stanu. Skończył rozpakowywanie i poszedłna mostek. W centrum dowodzenia czekało na niego pięciorożołnierzy. Jeden był pilotem, drugi siedział przyholokomunikatorze, Balt stał zaraz obok wejścia, a pozostaładwójka siłowała się na rękę. To trochę zdziwiło chłopaka.

- Czyli rada jedi chce żebym przejął nieznany towar z rąkseparatystów, ale przydzielają mi do tego pięcioro klonów –stwierdził z lekką dozą niedowierzania, podchodząc do holostołu.

- Wiesz ... – głos zabrał jeden z klonów stojący przyholokomunikatorze – ... może nie jesteśmy Zerami Skiraty, alejesteśmy lojalni i umiemy robić swoje.

- „Zerami Skiraty ?" Nie wiem o kim mowa – pokręcił przeczącogłową.

- To mała grupka klonów zwiadowców – pilot pospieszył zodpowiedzią – Przygarnął ich pewien mandalorianin ... KalSkirata. Teraz tworzą rodzinę i praktycznie nie wiadomo gdzieobecnie przebywają. Myślałem, że będziesz go znał. My jesteśmydobrzy, ale przy nich jesteśmy kadetami.

- To, że jestem mandalorianinem nie znaczy, że znam wszystkichinnych po imieniu. Mniejsza z tym. Wy jakieś macie ? – spojrzałpo wszystkich obecnych.

- Moje już znasz, to jest Magic ... mechanik, pilot to Sir, a tamtadwójka to Bird i Air. Należymy do drużyny Tau – odpowiedziałkomandor – Ale jest jeszcze ktoś kogo powinieneś poznać.

- Racja, rodzice puścili mnie tylko pod warunkiem, że znajdzie siętu lekarz.

- I znalazł się, najlepszy. Wróć do włazu, ale tym razem pójdźw lewą stronę i tam jest ambulatorium – Balt go pokierował.

Neyo poszedł za jego wskazówkami i trafił przed wejście dobiałego pomieszczenia. Nim jednak przekroczył jego próg usłyszałpiękny kobiecy głos. Głos tak melodyjny i łagodny, że samo jegobrzmienie było bardzo przyjemne.

-Naasad'guurmhi, Naasad'guur mhi, Mhi n'ulu. Mhi Mando'ade, Kandosi...

Chłopak rozpoznał znajome słowa pieśni mandaloriańskiej. Wszedłdo pokoju i dołączył w śpiewaniu.

-...i'ade,Teh Manda'yaim, Mando'ade.

Dziewczyna odwróciła sięprzestraszona, choć tego nie okazała. Spojrzeli sobie w oczy izaczęli razem śpiewać.

- Naasad'guurmhi, Naasad'guur mhi, Mhi n'ulu ... – zbliżalisię powoli do siebie – ... MhiMando'ade,Kandosii'ade, Teh Manda'yaim, Mando'ade – ichgłosy były zgrane, jakby ćwiczyli to wcześniej.

Stanęli bardzo blisko siebie. Pochwili ona odsunęła się odrobinę i zapytała.

- Mando ?

- Elek – pokiwał głową.

Chłopak nie spuszczał jej zoczu. Nie mógł. Jej półdługie blond włosy związane w kucyk,błękitne oczy niczym najpiękniejsza wodna toń oraz lekko kremowacera. Chciał, aby ta chwila trwała wiecznie.

- Od dawna niespotkałem/spotkałam ... haha – oboje powiedzieli to samojednocześnie.

Ona odgarnęła kosmyk włosów ztwarzy i wyprostowała się.

- Sayana Mild – przedstawiłasię i wyciągnęła rękę.

- Neyomar Imper – złapał jejdłoń od dołu i pocałował w jej wierzch.

Zaśmiała się uroczo. Spuściławzrok i zobaczyła miecz świetlny u jego pasa.

- Zaraz ... to ty jesteś tymjedi z poza zakonu ? – spytała energicznie.

- Nie jestem jedi, ale tak to ja– puścił ją.

- Jaki zbieg okoliczności. Dwojemandalorian. Sepy nie mają szans – była podniecona całą tąsytuacją – A teraz rozbierz się – podeszła do stołu.

Zdziwiony chłopak spojrzał nanią zakłopotany.

- Czy to nie trochę za szybkietempo ? – spytał żartobliwie.

- Nie, spokojnie – podeszła doniego – Do tego jeszcze dojdziemy – zażartowała i puknęła gopalcem w nos – Od pasa w górę, dawaj – spoważniała iodwróciła się.

Neyo zaczął zdejmować elementypancerza, pytając przy tym.

- Więc, jesteś baar'ur ?

- Tak. W innym przypadku tasytuacja byłaby dziwna – znowu się odwróciła i zobaczyła nagitors chłopaka. Nie mogła odwrócić wzroku. Po chwili staniapółnago on wyrwał ją z tego stanu.

- Hej ... Sayana ?

- Co ? Eee, mów mi „Saya".Podejdź tu Neyomarze.

- Skoro tak – podszedł do niejod tyłu, zbliżył usta do jej ucha i wyszeptał – Mów mi „Neyo".

- Usiądź, proszę, na krześle– pociągnęła go za ramię, a on usiadł – Chorujesz na coś,masz jakieś dokumenty ostatniej choroby ?

- Nie choruję i nie mamdokumentów.

- Jak to nie masz ?

- Po prostu. Nie choruję i oddawna nie chorowałem.

- Od jak dawna ? – podniosłastetoskop ze stołu.

On zastanowił się i zacząłwyliczać na palcach. Po chwili odpowiedział.

- Około osiem lat.

- Nie żartujesz ? – włożyłasłuchawki do uszu.

- Nie. Moja odporność przeszław mieście do legendy.

- Rety – wyraziła swój podziw– Wyprostuj się – wykonał rozkaz, a ona usiadła naprzeciw iprzystawiła końcówkę przyrządu do klatki piersiowej chłopaka.

Jego serce biło miarowo i mocno,ale gdy przysunęła się bliżej i zaczęła osłuchiwać jegoplecy, znacznie przyspieszyło. Neyo się zarumienił. Sayawiedziała, że to przez nią, ale postanowiła się z nim trochępodroczyć.

- Masz jakąś wadę serca ?Twoje tętno jest trochę nieregularne – odłożyła stetoskop.

- Przyjmijmy roboczo, że tak –unikał wzroku dziewczyny.

- No dobrze. Resztę twoichparametrów mogę odczytać z komory medycznej, ale to kiedy indziej.

- Zaraz, a nie możesz odczytaćz niej również tętna ? – spytał zdziwiony.

- Muszę słyszeć jak twojeserce bije – uśmiechnęła się – Dobra, nie ubieraj się i nieidź jeszcze – podeszła do stołu, stojąc plecami do niego.

- I tak bym nie poszedł. Zabardzo spodobało mi się twoje towarzystwo oraz ... chciałbym cięlepiej poznać.

- Ty też jesteś niczego sobie –puściła mu oko przez ramię – Jak skończymy to możemyporozmawiać w salonie przy ... AAA ! – statek wystartowałgwałtownie, przez co Saya poleciała do tyłu, ale na szczęściejej pacjent pomógł jej utrzymać równowagę.

Neyo podtrzymał ją dopóki niestanęła pewnie, ale znaleźli się w ten sposób znowu bardzoblisko siebie. Oboje się zaczerwienili.

- Chyba na mnie lecisz –chłopak chciał rozładować napięcie.

- Na to wygląda – dziewczynawyprostowała się i po kryjomu podniosła strzykawkę ze stołu –Teraz ta ... mniej przyjemna część bilansu – pokazała ją –Pokaż ramię – pacjent cofnął się z rękami w pozycji obronnej– Spokojnie, nic nie poczujesz.

- Wierzę – wyluzował się.

- To tylko syntetyczne antyciałaadaptacyjne. Zatrzymają większość infekcji i drobnoustrojów zróżnych ekosystemów – chwyciła go za dłoń.

Saya przyłożyła strzykawkę doskóry Neyo i wstrzyknęła mu antyciała. Odłożyła narzędzie,ale gdy miała się od niego odsunąć zatrzymała się na chwilę,oglądając jego ciało. Muskularne ramiona, potężne barki iszeroka klatka piersiowa. Jej zdaniem wyglądał bardzo atrakcyjnie.Jak ktoś jej bliski w przeszłości. Wywołało to u niej falęnostalgii.

- Mam naprężyć mięśnie –zażartował.

Zaczynał rozumieć o co jejchodzi.

- Nie – odpowiedziała szybko iponuro, podeszła do stołu.

On wyczuł w Mocy trapiące jąsmutek i żal. Poczuł je dopiero teraz. Musiał ją pocieszyć.

- Co się stało ? – stanąłobok niej.

Milczała przez chwilę, alezaraz odpowiedziała.

- Wybacz coś mi się ...przypomniało. Możesz ... możesz już iść do pozostałych –powiedziała dławiąc łzy.

- Może jednak zostanę –położył rękę na jej ramieniu.

Gdy to zrobił doznał wglądu wjej wspomnienia. Flesze nieznanych mu ludzi, a na końcu głośnykrzyk kobiety. Ona to wyczuła. Uciekła spod jego ręki iprzestraszona wyszła z ambulatorium.

- Czekaj ! Ja nie chciałem –wołał ją, ale zniknęła z jego pola widzenia.

Stanął w przedpokoju. Z hangarunadszedł Bird. Widział biegnącą Sayę i półnagiego Neyo.Wykorzystał okazję do żartu.

- Nie wiem jak to jest u ciebiena wsi, ale w innych częściach galaktyki najpierw poznaje siędziewczynę, a dopiero potem rozbiera.

- Ne'johaa – mandalorianinodburknął niemiło – Nie wiesz co się tam stało.

- Prawda nie wiem, ale wiem, żeczekają na ciebie na mostku. Odprawa – klon ruszył na miejsce.

Neyo popatrzył na swoją dłoń.Pierwszy raz zrobił coś takiego. Ubrał się i również tamposzedł. Mijając drzwi swojej kajuty, usłyszał zgłuszony płacz,zatrzymał się na chwilę i nasłuchiwał. Czuł ten ból i smutek.W jednej chwili wydawało się, że mają się ku sobie, a w drugiejona uciekła z płaczem. Chciał jej pomóc, ale teraz miał innerzeczy do zrobienia. Wszedł na mostek i podszedł do holostołu.

- Dobra, jak się sprawy mają ?– zapytał z marszu.

- Za kilka godzin dotrzemy nadCato Neimoidia – odezwał się Balt – Na miejscu obierzemy kursna współrzędne podane w przechwyconej wiadomości. Wybadamy sprawępo cichu i zobaczymy jak potoczy się rozwój wydarzeń. Przypominam,w najlepszym wypadku mamy przejąć chociaż fragment ładunku, a wnajgorszym zniszczyć całość. Czy wszystko jasne ?

- Ja mam pytanie – głos zabrałNeyo.

- Słuchamy.

- Czy po zakończeniu misjimożemy załatwić sprawę pustego hangaru ?

- Jasna sprawa. Jeszcze jakieśpytania ?

- Neyc/Nie – odpowiedziałazałoga.

Wszyscy wrócili do swoich zajęć.Chłopak stanął przed drzwiami kajuty. Płacz ustał. Otworzył jei zobaczył Sayę skuloną na jej łóżku.

- Su'cuy – zagaił wchodząc dośrodka.

- Su'cuy – odpowiedziałazmęczonym głosem.

- Wszystko w porządku ? –usiadł obok niej.

- Tak. Wybacz, że uciekłam, aleborykam się trochę ze swoją przeszłością – usiadła – Niewiem czy chcę o tym rozmawiać.

- Jeśli będziesz chciała ibędziesz gotowa, ja zawsze cię wysłucham.

Dziewczyna spojrzała na niego.

- Czemu ? Poznaliśmy się półgodziny temu, a ty już chcesz za mną skoczyć w ogień. Jestemtylko lekarzem, mam tu tylko pracować.

- Chcesz wiedzieć czemu ?

- Elek – pokiwała zdecydowaniegłową.

- Kiedy wszedłem do ambulatoriumi spojrzałem na ciebie, ujrzałem piękną, ułożoną i mądrądziewczynę. Z twoich oczu biła wrażliwość i delikatność jakichnie widziałem u żadnej innej kobiety. Twoje ruchy były pełnepewności siebie i stanowczości, ale okraszone również kobiecymwdziękiem. A kiedy dotknąłem twojego ramienia zrozumiałem jakiciężar niesiesz na swoich barkach i byłem pełen podziwu, że mimotego było stać cię na prawdziwe radość i zaloty. To pokazało mitwoją siłę godną prawdziwej mandalorianki.

Dziewczyna siedziała w bezruchuz szeroko otwartymi oczami. W końcu zapytała.

- I ty ... poważnie zobaczyłeśto wszystko patrząc tylko na to co robię i jak to robię ?

- W dużej części. Trochępomogła mi Moc. Pomyliłem się w czymś ?

- Nie sądzę. To imponujące.Jak ty to robisz ?

- Mimika twarzy, gestykulacja,wymowa. Patrzę i widzę.

- Mogę spróbować ?

- Pewnie.

- Okej ... eem – spojrzała muw twarz – Widzę przystojnego ... lojalnego ... i zabawnegochłopaka. Ciepłego i ufającego mężczyznę ... który potrafiodnaleźć się w każdym towarzystwie ... i jest nieustraszony.

- Taa ... nie wszystko to prawda.

- Oh ... naprawdę ? Gdzie siępomyliłam ? – na jej twarzy pojawił się uśmiech.

- Każdy czegoś się boi. Mójlęk jest silnie związany z tym kim ... a raczej czym jestem. Mówiąckrótko, nie każdy zareagowałby tak samo jak ty, gdyby dowiedziałsię, że jestem użytkownikiem Mocy.

- Cóż ... może to właśnieinni powinni się zastanowić – oparła głowę na jego ramieniu –Nie umiem do końca wyjaśnić czemu, ale cieszę się, że tujesteś. Ktoś inny uznałby mnie za wariatkę, a ty spróbowałeśmnie zrozumieć i udało ci się to jak nikomu przedtem –przytuliła się do niego, a on do niej.

Żal i smutek w jej duszyustąpiły miejsca spokojowi i poczuciu bezpieczeństwa. Mógłwyczuć to bardzo wyraźnie. Trwali w takiej pozycji kilka minut. Pochwili Saya się odezwała.

- Jest miło, ale mogę mieć dociebie prośbę ?

- Me'copaani ?

- Odwrócisz się na chwilę, bochciałabym się przebrać w coś wygodniejszego niż tenrepublikański uniform lekarza ?

Chłopak wstał, uklęknął wkącie pokoju i zamknął oczy.

- Rozumiem to jako elek –wstała i zaczęła się przebierać, cały czas kontrolując czyNeyo nie podgląda – Dobra, możesz otworzyć oczy – powiedziałagdy skończyła.

Wstał i spojrzał na nią.Ubrała dresy, t-shirt i rozpuściła włosy. Na koszulce widniałanazwa rockowego zespołu FA/TZ.

- Czekaj. Czekaj. Chwila moment –zaczął szukać czegoś w torbie.

Wyjął z niej taką samąkoszulkę jaką miała na sobie dziewczyna.

- Też lubisz FA/TZ ? – spytałpodniecony.

- From Aldeeran To Ziost ? Nie –powiedziała beznamiętnie – Ja ich kocham ! – rzuciłaenergicznie.

Wybuchnęli śmiechem.

Neyo zaczął przebierać się wkoszulkę, ale zatrzymał się na chwilę.

- Me'ven ? – spytała Saya.

- Czy możesz się odwrócić ?

- Haha ... odpada – podeszłado niego i klepnęła go po obu barkach – Górna część twojegociała nie ma przede mną tajemnic.

- No dobra – ubrał koszulkę –Ale przynajmniej zamknij oczy, gdy będę przebierał spodnie.

- Dobrze – zamknęła oczy, alepodglądała na jedno. On pokręcił głową z niedowierzaniem.Podniósł ją odrobinę Mocą i obrócił w przeciwną stronę –Co się dzieje ? – szybko zmienił spodnie, podszedł do niej odprzodu i czekał – No dobrze już nie będę – powiedziała,śmiejąc się.

- Czemu ci nie wierzę ? –wziął ją pod boki i opuścił na ziemię – Odpocznijmy trochę,za kilka godzin znajdziemy się na terenie wroga – usiadł na łóżku– Mogę mieć do ciebie jedno pytanie ?

- Pewnie.

- Czy kiedy dotknąłem twojegoramienia, widziałaś moje wspomnienia ?

- Możliwe. Widziałam fleszemiejsc i ludzi. Łąki, miasto, a przede wszystkim jezioro. Kobietęi mężczyznę, chyba małżeństwo, a na końcu radosny śmiech –włożyła dwa blastery pod poduszkę – Myślałam, że to normalnedla jedi. Przepraszam, użytkowników Mocy.

- Elek ... – zatrzymał się nachwilę – ... ale to chyba nie wychodziło tylko ode mnie –wymamrotał pod nosem.

- Mówiłeś coś ? – spytałakładąc się.

- Nic takiego – odpowiedziałod razu.

- Okej. Jate ca – przekręciłasię twarzą do ściany.

- Jate ca – odpowiedział,włożył miecz oraz blaster pod poduszkę i również ułożył siędo snu.

Jakiś czas później

Statek leciał w nadprzestrzeni.Sir pilnował kursu, komandor Balt robił inwentaryzację wzbrojowni, Magic, Bird i Air objadali się w kuchni, a Neyomar iSayana odsypiali w swojej kajucie. Neyo właściwie tylko odpoczywał.Przewrócił się plecami do ściany i spojrzał na współlokatorkę.Mógł zobaczyć jej piękną twarz. Coś jednak burzyło ten ładnyobrazek. Saya oddychała bardzo niespokojnie i wierciła się. Możnabyło usłyszeć jak majaczy przez sen.

- Neyc ... neyc ... gedet'yeneyc.

Chłopak się zmartwił. Chciałjej pomóc ale nie wiedział jak. Zrobił jedyne co mu przyszło dogłowy. Położył swoją dłoń na jej ramieniu przez Moc. Niewywołało to wizji jak poprzednio, ale było widać, że pomogło.Poczuł, że koszmary dziewczyny ustały, a ona sama się uspokoiła.Na twarzy anioła zagościł uśmiech. Przez sen sięgnęła dłoniądo ramienia, którego dotykał Neyo. Nie było tam nic, ale chłopakpoczuł palce dziewczyny na swojej dłoni. Był coraz bardziej pewnytego, że ona jest w jakiś sposób czuła na Moc. Oboje zasnęli.

Rozdział 3: Incognito

Następnego dnia

Wayfahrer powoli docierał nadCato Neimoidia. Sir krzyczał przez cały korytarz.

- Za chwilę wyjście znadprzestrzeni ! Szykować się !

Wszystkie klony poszły namostek. Tylko dwójka mandalorian się ociągała. Air wszedł do ichkajuty.

- Słyszeliście ! Szykować się! – wykrzyczał.

Gwałtownie obudzeni Neyo i Sayasięgnęli po broń pod poduszkami i wycelowali w żołnierza.

- Ej, ej spokojnie.

- Haar'chak/Fierfek – przeklęlioboje i odłożyli blastery.

- Jeżeli możecie przyjdźciejak najszybciej na mostek – wyszedł z pokoju – I ... możetrochę wyluzujcie, co ?

- Olaram Saya – przywitał się.

- Olaram Neyo – odpowiedziała– Przebierz się. Obiecuję nie patrzeć – powiedziała sennie.

Chłopak założył swój pancerzi narzucił kaptur na głowę. Włożył blaster do kabury iprzytroczył miecz do pasa.

- Idziesz ? – spytałdziewczyny. Wstała i objęła ramię Neyo. Chyba nie do końca sięobudziła – Pójdziesz w piżamie ?

- Nie chce ... mi się przebierać– mówiła z zamkniętymi oczami.

On tylko wzruszył ramionami.Wiedział, że z mandaloriankami się nie dyskutuje. Przeszli namostek. Gdy podeszli do holostołu Saya trochę się rozbudziła istanęła o własnych siłach. Pojawił się hologram transportowcaFederacji Handlowej.

- Jak oni ukrywają swojestosunki z Sepami ? Przecież statek federacji właśnie przewozi ichnową broń – Neyo brzmiał sfrustrowanie – Maskowanie włączone? – spytał pilota.

- Tak – Sir odpowiedział.

- Leć za nimi tak blisko jaktylko dasz radę – rozkazał komandor.

- Tak jest.

W oknie kokpitu można byłozobaczyć statek, który śledzili. Lecieli za nim, aż do portu napowierzchni planety. Wiele różnych statków kupieckich przylatywałoi odlatywało stamtąd w ciągu zaledwie kilku minut. Cel wylądowałna lądowisku.

- Kontaktują się z kimś.Przechwycić transmisję ? – spytał Magic.

- Nie. Rozkoduj i podsłuchuj.Daj na głośniki – polecił Neyo – Może dowiemy się co tu siędzieje.

Z głośników wydobył się głosdroida.

- Ładunek dostarczony namiejsce. Czy mamy rozładować ?

- Tak – odezwał się kobiecygłos – Osobiście zajmę się przejęciem go i transportem doostatniego punktu zbornego.

- Tak pani.

Głośniki ucichły.

- Głosy droidów i ... AsajjVentress. Przywódczyni separatystów, zabójczyni i potężnawojowniczka. Bardzo niebezpieczna – stwierdził Bird.

- Ta sytuacja może obrócić sięprzeciwko nam – Balt podsumował.

- Kogo to obchodzi ? Zarazpuścimy to z dymem – powiedział Air i przeładował swój DC–17m.

- Neyc – Neyo zanegował –Zrobimy to inaczej. Saya – spojrzał na nią – Masz beskar'gam ?

- Pewnie, jest w zbrojowni. A co? – spytała podejrzliwie.

- Co powiesz na mały rekonesanswe dwójkę ? – spytał z uśmiechem.

- Już czuję, że ten pomysł misię podoba – uśmiechnęła się i poszła po sprzęt.

- Co ty wyprawiasz ? – komandorspojrzał na chłopaka jak na psychopatę – Ona jest lekarzem i ...

- I jest mandalorianką. To miwystarcza – przerwał – Zawiśnij nad miejscem gdzie nikt nas niezobaczy.

- Nie mogę zejść niżej niż30 metrów, inaczej nas wykryją.

- No nic, najwyżej ją złapię– wymamrotał pod nosem – Tyle wystarczy – poszedł sięuszykować.

Saya i Neyo spotkali się przedwłazem. Ona miała na sobie srebrno–błękitną, idealniedopasowaną do jej figury, mandaloriańską zbroję, a jej udazakrywała niezbyt długa kama.

- Niezły pancerz – zagaiłchłopak – A co z hełmem ?

- Zostawiam. Chcesz żebym to jatam z tobą poszła, a nie oni – wskazała na mostek – Czyli niechcesz rzucać się w oczy, a hełm to trochę utrudnia. Z resztą,sam też go nie masz – on spojrzał na nią dużymi oczami –Patrzę i widzę – puściła mu oko.

- Proszę, proszę, szybko sięuczysz.

- A co z tą ... Ventress ? –spytała podejrzliwie.

- Coś wymyślimy.

- Uspokoiłeś mnie –powiedziała sarkastycznie.

- Cieszę się – otworzyłwłaz.

Oboje spojrzeli w dół.

- Ale plecak odrzutowy to chybajednak ze sobą wezmę – zaczęła iść w kierunku zbrojowni.

- Pewnie ... jeśli chcesz naszdemaskować przez hałas jego silników.

- To co proponujesz ? –zatrzymała się i spojrzała na niego zniecierpliwiona. Neyo stanąłna krawędzi rampy, odwrócił się tyłem do przepaści i po prostuopadł do tyłu. Dziewczyna wychyliła się i zatroskana wypatrywałachłopaka. Mijały sekundy, a ona nie mogła wyśledzić go wzrokiem.W końcu, po chwili, zobaczyła go machającego do niej z dachubudynku. Kamień spadł jej z serca. Gestami popędzał ją, żebydołączyła – To wariat – wzięła głęboki oddech i równieżwyskoczyła.

Saya szybko zbliżała się doziemi. Neyo podbiegł do miejsca, w które spadała, wyskoczyłwysoko w powietrze i złapał ją. Wylądowali w zaułku międzyzabudowaniami. Przerażona dziewczyna chwyciła go za kawałekmateriału wystający spod blach zbroi.

- Żyjesz ? – postawił ją naziemi.

- Niedobrze mi, ale nic mi niejest. Którędy do tego doku.

- To będzie ... tędy –wskazał kierunek i oboje wyszli z zaułka.

Port był bardzo ruchliwy.Zewsząd było słychać różne języki. Wzdłuż ulicy ciągnąłsię rząd straganów i stoisk, w których można było kupić towaryz wielu zakątków galaktyki.

- Chcesz coś kupić ?

- Może po robocie –odpowiedziała rzeczowo.

- O ile nie damy się zauważyć– rozejrzał się. Jego uwagę przykuła wysoka, czarna izakapturzona sylwetka w oddali. Weszła do doku, który był ichcelem – Szybko.

Dwójka mandalorian ruszyła wtamtą stronę. Kilka metrów od wejścia Neyo zatrzymał się. Sayateż stanęła.

- Co się dzieje ? – spytała.

- Wyczuwam ... wielką ciemność.Mroczną i bezlitosną duszę, ... – spojrzał w stronę drzwi dodoku – ... która zbliża się do nas. Kryj się – rozkazałstłumionym głosem.

Złapał Sayę za ramię ipociągnął za sobą. Schowali się za kolumną. Wielka bramaotworzyła się i wyjechała z niej laweta załadowana skrzyniami.Sunęła powoli, a za nią podążała ta mroczna postać. Obróciłasię w kierunku kryjówki dwójki bohaterów, jakby coś przeczuwała,ale odeszła jak gdyby nigdy nic. Odczekali chwilę.

- To jest Ventress ? Skądwiedziałeś, że idzie ? – spytała Saya.

- Wyczułem jej obecność.Trudno ją zignorować. Musi być wrażliwa na Moc – wyszli naulicę – Ale jest jeden problem.

- Jaki ? – ruszyli za lawetą.

- Jeżeli ja mogłem ją wyczuć,to ona mnie też może. Nie jesteś ze mną bezpieczna.

Spojrzała na niego czule.

- Nic mi przy tobie nie grozi –chwyciła go za dłonie i spojrzała mu w oczy – Chodź, mamyrobotę do zrobienia.

- Masz rację – przyspieszylikroku.

Lawirowali między osobami wtłumie złożonym z wielu ras. W końcu laweta wjechała dokolejnego doku i wraz z czarną sylwetką zniknęła za bramą. Dokzostał zamknięty.

- Fierfek, jak niby mamy tamwejść ? Zamknięty na głucho – Neyo był sfrustrowany.

- Sprawdźmy na dachu –wskazała dłonią szczyt budynku.

- Jeśli mamy szczęście towylot doku będzie otwarty, masz łeb – pociągnął ją za sobądo zaułka.

- Nie widzę drogi na górę.

- A ja tak – wziął dziewczynęna ręce.

- Oh ... co ty robisz ? – nieopierała się.

Ufała mu.

- Dostarczam nas na górę ... Ha– wyskoczyli wysoko i wylądowali na dachu. Saya mocno przytuliłaNeyo podczas lotu – W porządku ?

- Mhm, po prostu przyzwyczajamsię – postawił ją – Wylot jest ...

- Czekaj – przerwał jej izaczął nasłuchiwać – Ćśś – uciszył ją i wskazał palcemwłaz, z którego dochodziły odległe głosy.

Podeszli do niego i przykucnęliprzy krawędzi. Pod nimi znajdował się hangar, a w nim byłidentyczny statek jak ten, który wcześniej śledzili. Dwa droidyładowały do niego skrzynie z lawety, a cztery pilnowały drzwi.

- Jeżeli odlecą może byćtrudno odzyskać ten ładunek – chłopak się zamyślił.

- Spójrz – wskazała napostać w kącie pokoju – To ta sama osoba, za którą szliśmy.Rozmawia z kimś przez holokomunikator.

Zamilkli, aby nie zagłuszaćgłosu tej kobiety. Tak samo zimnego i mrocznego jak jej dusza.Słuchali, toczącej się w hangarze rozmowy.

- Mistrzu, plan przebiega zgodniez twoimi oczekiwaniami. Jednak ... czuję obecność. Od jakiegośczasu nie daje mi spokoju. Jedi chyba nas śledzą.

- Nie zapominaj Asajj ... –hologram przemówił – ... jeśli ten ładunek nie dotrze będzieto wyłącznie twoja wina i to ty poniesiesz za to konsekwencje.

- Nie zawiodę cię –rozłączyła się – Czy długo jeszcze będziecie to ładować napokład rdzawe puchy !?!

- Jeszcze tylko dwie skrzynie –odezwał się jeden z droidów.

- Nie ma z was żadnego ... –przerwała i wysiliła się.

Wyczuła coś, albo raczej ...kogoś. Chwyciła Mocą krawędź wylotu w konkretnym miejscu izmiażdżyła ją.

- O neyc. Uciekaj ... – chłopaknie skończył, bo stracił grunt pod nogami.

- AAAAA !!! – dwójkamandalorian zaczęła spadać. W locie Neyo objął Sayę i przyuderzeniu o ziemię to on przyjął na siebie większość obrażeń.

- Ugh ... osik ... aah ! –zwijał się z bólu.

- Ugh ... Neyo !?! – Sayanatychmiast znalazła się obok i zajęła nim – Boli ?

- Przeżyję – wstał z jejpomocą.

Byli otoczeni przez droidy. Obojespojrzeli w oczy niejakiej Asajj Ventress. Zmroziło ich do szpikukości. Kobieta uśmiechnęła się złowieszczo i zrzuciła płaszcz.Obnażyła swoją białą skórę i czarne tatuaże. Kościste dłoniechwyciły miecze świetlne, a dwie czerwone klingi rozbłysłyoświetlając tkwiącą w półmroku twarz zabójczyni.

- Ścierwo jedi – rzuciłaobelgą – Kończą im się rycerze więc zaczęli wysyłaćmłodziki na przeszpiegi ? – przyjrzała im się dokładniej –Skąd macie te zbroje ? – wycelowała w nich jednym mieczem.

- To był prezent urodzinowy odojca – powiedział i zapalił jedno ostrze swojego żółtegomiecza.

- Wykułam ją z rodziną –wycelowała w nią blasterami.

Droidy wzięły ich na cel.

- Cofnąć się, bezmyślnemaszyny !!! Jedi jest mój ! – krzyknęła, a one wykonały rozkaz.

Saya cały czas do niej celowała,ale Neyo opuścił broń dziewczyny. Spojrzała na niego zdziwiona.

- Co ty robisz ? – spytałacicho.

- Ja się nią zajmę, ty pozbądźsię puszek. Zaufaj mi – spojrzał jej w oczy.

- Ufam – chłopak chciał sięodwrócić, ale zatrzymała go jeszcze na chwilę i dała mu całusaw policzek – Na szczęście – odsunęła się do tyłu.

Zdezorientowany chłopak wróciłna ziemię, gdy usłyszał głos przeciwniczki.

- Jak słodko razem wyglądacie.Aż się niedobrze robi ! – przyjęła postawę bojową.

- Twoje życie jest aż takgorzkie !?! Postaram się żebyś mnie długo popamiętała ! –również stanął w gotowości do walki.

Wściekła dathomirianka ruszyław jego stronę. Nie wiedziała, że staje przeciwko mandalorianinowi.To był jej błąd. Neyo również ruszył z atakiem. Zderzyli sięostrzami. Doszło do morderczej wymiany ciosów. Saya z niepokojemobserwowała rozwój wydarzeń. Wycofała się odrobinę i z marszuwyeliminowała dwa droidy strzałami z blasterów. Uwaga pozostałychnatychmiast skupiła się na niej. Uciekła i schowała się zaskrzynią w kącie. Puszki rozpoczęły ostrzał. Był jeden plus tejsytuacji – odciągnęła myśli od pojedynku. Tymczasem walkatrwała. Neyo kontynuował ataki, ale Ventress skutecznie jeparowała. Wykonał cięcie z nad głowy , a ona skrzyżowała mieczei zablokowała. Chwilę zmagali się w tej pozycji. W końcuodepchnęła go i przy następnym cięciu wykręciła mu miecz zręki. Rozbrojony chłopak ledwo unikał następnych ataków.Wykonała cięcie oboma ostrzami w dwóch płaszczyznach. Zrobiłspiralę w powietrzu między nimi. Przy lądowaniu zszedł do parterui podciął ją kopnięciem. Upadła, a on wstał. Chciał kopnąćją w twarz, ale odepchnęła go Mocą. Wykonał kontrolowanyprzewrót i przyciągnął swój miecz z powrotem do ręki. Zapaliłostrze w stylu shien. W międzyczasie Saya zestrzeliła kolejne dwadroidy. Złapała kawałek gruzu i rzuciła nim w jednego po lewej.Wybity z równowagi strzelał na oślep. Trafił drugiego po prawej.Dziewczyna natychmiast wyszła z kryjówki i pobiegła w jego stronę.Złamała go wpół kopnięciem w zgięcie kolana, chwyciła za szyjęi urwała mu głowę. Bezużyteczny złom upadł na ziemię. Niewidziała więcej maszyn. Ponownie obserwowała pojedynek.Przeciwnicy krążyli powoli po arenie, łapiąc oddech. W chłopakuzaczął narastać gniew.

- Wyczuwam twoją złość ! –powiedziała – Dajesz się jej ponieść !

- Kogo to obchodzi ... RRRAAAA!!! – ruszył na nią.

Mroczna jedi stanęła woczekiwaniu na atak. Jednak on wyjął blaster i zaczął strzelać,dalej trzymając miecz. Zaskoczona wojowniczka chaotycznie odbijaławiązki lasera. Wszedł do walki cięciem z dołu. Uchyliła się.Przeleciał nad nią z obrotem, przekładając jednocześnie rękojeśćw dłoni w styl Vapaad. Cięła oboma mieczami z prawej, a on jezablokował. Zepchnął je do ziemi, zmuszając ją do klęknięcia.Sam też klęknął. Uwolniła się wyłączając miecze, a gdy jewłączyła wykonała podwójne cięcie znad głowy, które onzablokował. Znalazł się w pułapce. Saya, która cały czasoglądała ich zmagania, ruszyła mu na pomoc. Neyo, coraz bardziejprzybity do parteru przez nieustające uderzenia Ventress, powolitracił siły. W końcu wytrąciła mu miecz z ręki i dźgnęła gopłytko najpierw w odsłonięte ramię, a potem w udo przez szparę wbeskarze. Gdy bezbronny chłopak leżał u jej stóp, ona szykowałasię do zadania mu ostatniego ciosu.

- Neyc !!! – Saya w ostatniejchwili wystrzeliła linkę z bransolety bojowej i związała ręcewojowniczki.

Pociągnęła ją do tyłu. Sithnatychmiast przystosowała się do sytuacji i obróciła z cięciem wstronę dziewczyny. Nie dała się jednak zaskoczyć. Wykonała ślizgpod ostrzami, po czym kopnięciem z półobrotu posłała kobietękilka metrów od nich. Klęknęła przy chłopaku. Zmartwionaoglądała jego rany.

- Ugh ... uciekaj – powiedziałi przyciągnął swój miecz.

Próbował stanąć, ale nie dałrady.

- Nie żartuj. Nie możeszwalczyć w tym stanie – próbowała go uspokoić.

- Mogę ... i muszę –powiedział zmarnowanie.

Chwilę milczała. Po chwiliwyjęła miecz z jego dłoni i odezwała się.

- Ja też mogę – wstała,obróciła się do niej i aktywowała ostrze.

- Neyc ... – osłabiony chłopakpróbował ją zatrzymać.

W tym czasie przeciwniczkazdążyła uwolnić się. Ponownie stanęła w gotowości do walki.

- Czy ty umiesz w ogóle tegoużywać !?! – szydziła z Sayi.

- Chodź tu i się przekonaj ...AAAAA !!! – ruszyła na nią.

Saya atakowała w prosty sposób.Ventress nie miała problemów z unikaniem i parowaniem jej cięć.Neyo w tym czasie dał radę wstać. Ledwo utrzymywał równowagę. Zprzerażeniem oglądał walkę. Po chwili zmagań dziewczyna przeszłado cięcia z lewej, ale wtedy mroczna jedi zaczęła dusić ją Mocąi uniosła ją w powietrze. Wypuściła miecz z rąk, próbujączłapać oddech.

- Ślicznie, że chciałaśbronić swojego chłopaka, ale zabawa mieczem świetlnym zawszekończy się tak samo – mroczna kobieta cofnęła się i wyciągnęłamiecz przed siebie.

Neyo wpadł w prawdziwy szał.Poczuł przypływ dziwnej, nieznanej mu energii. Zapomniał zupełnieo bólu i zaczął biec w ich stronę. Ventress przyciągnęła Sayęw stronę czubka ostrza, ale za nim ją przebiła chłopak wbiegł wkobietę z taką prędkością i siłą, że oboje polecieli na kilkametrów. Dziewczyna była wolna. Chłopak wstał, przyciągnął swójmiecz. Aktywował go, po czym natychmiast przeszedł do ofensywy.Zdezorientowana wojowniczka nie wiedziała skąd nadejdzie atak.Widziała tylko krótkie refleksy krążące wokół niej. Musiałapolegać na ciemniej stronie Mocy, aby przewidzieć następny ruchprzeciwnika. W końcu coś poczuła. Zablokowała cięcie od tyłu.Po chwili musiała zbić pchnięcie z przodu. Kolejne atakinadchodziły z różnych stron, nie dając jej odetchnąć.Skrzyżowała miecze i sparowała cięcie z góry. Spojrzała mu woczy. Zobaczyła w nich coś co wywołało w niej uczucie, któregonie czuła od dawna – strach. Po chwili zmagań w tej pozycjichłopak zapalił drugie ostrze miecza, rozłączył rękojeść izranił ją w brzuch lewym cięciem shien. Ranna kobieta upadła,chwytając się za brzuch. Miecze upadły na ziemię. Złączyłrękojeść i wyłączył jedno ostrze.

- Nigdy nie zadzieraj zmandolarianinem ... i nie groź mandaloriance w jego towarzystwie –wysyczał gniewnie przez zęby.

Saya, wstrząśnięta tym cowłaśnie zobaczyła, patrzyła na chłopaka. Biła od niego dziwnabłękitna aura, a jego oczy przepełniała energia. Neyo miałochotę zabić kobietę. Podniósł ostrze do góry i spojrzał jejw twarz. Próbował zmusić się do zadania ciosu, ale widział wniej bezsilność i strach. Wyczuł ... wielki smutek. Nie mógłtego zrobić. Opuścił i wyłączył ostrze. W jednej chwilizasłabł, a aura zniknęła. Upadł na kolana, chwytając się zaramię. Dziewczyna podbiegła i usiadła przy nim. Mocno goprzytuliła. Podrażniła rany chłopaka, który się wzdrygnął zbólu.

- Wybacz – odsunęła się.

Spojrzeli w twarz wojowniczki.Cały czas leżała na ziemi ciężko dysząc. Neyo, zmieszany,wyciągnął rękę w jej stronę, ale zawahał się. Spojrzał naSayę, a ona uśmiechnęła się i położyła rękę na jegoramieniu. Dodało mu to odwagi. Położył dłoń na ramieniuVentress. Wszedł w jej wspomnienia. Dziewczyna też je widziała.Czerwona planeta, a na niej ... dziecko, które zostaje odebranerodzinie.

- Rozłąka ... – powiedziałskupiony. Później widział wioskę w górach i mistrza jedizastrzelonego przez snajpera – ... i strata – otworzył oczy icofnął rękę. Spojrzał na Sayę. Obojgu ciekły łzy po twarzach.

Ranna wojowniczka wstała ztrudem, wzięła swoje miecze i ruszyła chwiejnym krokiem w stronędrzwi. Mandalorianie śledzili ją wzrokiem.

- Mam nadzieję, że kiedyśodnajdziesz spokój – Neyo krzyknął za nią nim wyszła.

Zatrzymała się, aby gowysłuchać, ale zaraz ruszyła dalej. Za drzwiami spojrzała na swójnadgarstek i wcisnęła przycisk na bransolecie, wysyłając tymsamym sygnał autodestrukcji do statku w hangarze. Poszła z powrotemdo poprzedniego statku. Dwójka wojowników w środku podeszła doskrzyń w kącie pomieszczenia.

- Mamy ładunek – dziewczynaskontaktowała się z centrum dowodzenia – Musimy się ewakuować.

- Nareszcie. Już zaczynaliśmysię o was martwić. Zaraz coś zorganizujemy – odezwał siękomandor Balt.

Neyo i Saya spojrzeli sobie woczy. Wtedy chłopak wyczuł coś dziwnego. Nie minęła sekunda, asilnik frachtowca eksplodował. Dziewczyna osłoniła się tylko odwybuchu, jednak nic się jej nie stało. Odwróciła się izobaczyła, że to Neyo odgrodził ich od ściany ognia Mocą. Byłoto jednak ponad jego obecne siły. Gdy zagrożenie minęło, upadłbezwładnie na ziemię. Ostatnie co usłyszał to stłumiony,przerażony głos Sayi.

- Neyo ? Neyo !?!

Zapadła ciemność i głuchacisza.

Rozdział4: Następny cel

Jakiś czas później

Neyomar otworzył oczy. Leżałna łóżku w swojej kajucie na Wayfahrer. Panował w niej półmrok.Rozejrzał się wokół i zobaczył Sayę, siedzącą na krześleobok ze spuszczoną głową. Spała. Musiała czuwać przy nim przezbardzo długi czas. Spróbował poruszyć prawą ręką, alenatychmiast poczuł przeszywające ukłucie w całej jej długości.

- Wwssss – syknął z bólu, poczym natychmiast zamilkł.

Miał nadzieję, że nie obudziłdziewczyny. Z trudem usiadł na krawędzi łóżka. Taki sam ból jakw ręce poczuł w lewej nodze. Obejrzał swoje rany. Były bardzodobrze opatrzone. Był jej wdzięczny za zaangażowanie. Wstał,zachwiał się, ale ostatecznie utrzymał równowagę. Spojrzał nadziewczynę. Podszedł do niej, wziął ją na ręce i zaniósł najej łóżko. Gdy ułożył ją na materacu zdał sobie sprawę ztego, że zaczyna coś do niej czuć. Nie potrafił opisać tegouczucia, po prostu wiedział, że tak jest. Saya przewróciła sięna bok. Odgarnął włosy z jej twarzy i dał jej całusa w policzek.Uśmiechnęła się przez sen. Neyo wyszedł z pokoju, żeby pozwolićjej spać. Poszedł w stronę kuchni, a że umierał z głodu,zajrzał do lodówki i wyciągnął z niej owoc Varos. Wgryzł się wchrupiący przysmak i przechodząc przez korytarz zobaczył, że włazjest otwarty. Zszedł z pokładu. Znajdowali się w dziwnym hangarze.Dominowała w nim ciemna, niebieska barwa, a wokół kręcili sięludzie i inne istoty. Chyba pracownicy tego przybytku, bo wszyscybyli ubrani tak samo. Niedaleko zobaczył komandora Baltarozmawiającego z jakimś rycerzem jedi. Dokończył swój owoc ipodszedł do nich, utykając. Im bliżej się znajdował tym większemiał wrażenie, że skądś zna tą kobietę. W końcu komandor gozobaczył.

- Wróciłeś do świata żywych? – zagaił żartobliwie.

- Albo to, albo wszyscy nieżyjemy – odpowiedział w tym samym tonie.

Cała trójka wybuchnęłaśmiechem.

- Oh ... jesteś taki podobny doAgnes. Ona też wszystkich rozśmieszała – powiedziała cały czasśmiejąc się.

Te słowa przypomniałychłopakowi skąd zna tą osobę.

- Mistrzyni Adi Galia ?

- Tak. Bardzo miło mi cięnareszcie poznać chłopcze – przytuliła chłopaka – Twoja matkabardzo wiele mi o tobie mówiła – odsunęła się.

- Stąd rada jedi miała do naskontakt.

- To prawda. Zrozum, Agnes byłami bliska jak córka. Nie mogłam się od niej kompletnie odciąć.

- Postąpiłbym dokładnie taksamo. Tylko kilka rzeczy jest dla mnie zagadką.

- Jakie ? – spytał komandor.

- Jak wróciliśmy na statek ?Gdzie my jesteśmy ? I jak długo spałem ?

- To w sumie proste. Gdyfrachtowiec eksplodował musieliśmy was szybko ewakuować.Wylądowaliśmy w sąsiednim doku i was zabraliśmy. Część ładunkuprzetrwała wybuch. Przez obrażenia i zmęczenie spałeśkilkanaście godzin – komandor zaczął.

- Na ostatnie pytanie może jaodpowiem – odezwała się Adi – Ale wolę ci to pokazać –ruszyła w stronę wyjścia z hangaru.

Neyo zaczął za nią iść, alepoczuł na sobie czyjś wzrok. Odwrócił się i zobaczył Sayęidącą w jego stronę. Szła powoli.

- Su'cuy Neyo – przywitałasię.

- Su'cuy Saya – odpowiedział.

- Widzę, że już ci lepiej.Bardzo boli ? – spojrzała na jego ramię.

- Przeżyję – delikatniedotknął dłonią jej twarzy – Powinnaś jeszcze się przespać.

- Nie chcę, tyle wystarczy –uśmiechnęła się.

- No dobrze – odpuścił iruszył z nią w stronę Galli – Zadbaj trochę o siebie. Gdyby tosię kiedyś powtórzyło, połóż się, odpocznij, nie pilnuj mnietyle czasu.

- Nie mogłam zasnąć. Martwiłamsię.

- Przecież sama mnieopatrywałaś.

- Nie próbuj tego zrozumieć.Zaakceptuj to.

Tymi słowami urzekła chłopaka.Sam by tak odpowiedział.

- Czy możemy już iść ? –dotarli do Adi.

- Oczywiście – potwierdziłNeyo.

Wyszli z hangaru. Przez chwilętrójka szła szarymi korytarzami, aż weszli po szerokich schodachdo gigantycznej hali. Po obu stronach rzędy wielkich kolumnwspierały wysoki sufit, a rzeźby rycerzy ozdabiały halę. Mostyłączyły korytarze po obu stronach. Panowały w niej jaskrawebarwy.

- Jesteśmy w świątyni jedi ? –Neyo spytał retorycznie.

- Czyli tak wygląda od środka –powiedziała Saya radosnym głosem.

- Nie zrobiła na tobie dużegowrażenia – Gallię smucił brak ekscytacji chłopaka.

- Robi pewne wrażenie – mówiłrozglądając się wokół – Ale nie takie jakiego sięspodziewałaś. Istnieją dwie rzeczy, których widok przyśpieszabicie mojego serca i żadną z nich nie jest ta świątynia –chłopak odpowiedział, patrząc Adi w oczy.

- Będę pamiętała. Chodźmy dosali wojennej. Mamy dla was kolejne zadanie.

Mandalorianie ruszyli zamistrzynią jedi w stronę korytarza. Po drodze mijali wielu młodychrycerzy. Wszyscy patrzyli na nich tak samo. Niezależnie od tego kimbyli, czy zabrakiem, czy wequeyem.

- Też to widzisz, prawda ? -wyszeptał do Sayi.

- Tak, patrzą na nas w dziwnysposób. Jakbyśmy byli ...

- Gorsi – dokończył za nią –Zróbmy co musimy i wracajmy na statek.

- Zgadzam się – odpowiedziałai objęła jego ramię, odczuwając niepokój.

Weszli do windy. Wjechalikilkanaście pięter wyżej i wysiedli z niej. Przeszli do pokoju zdużym holoprojektorem na środku. Wokół niego stali innimistrzowie z rady jedi, a także kilkoro innych rycerzy i padawanów.

- Olaram – powiedział nawejściu.

- Witaj chłopcze – odezwałsię Windu. Spojrzał na dziewczynę obok niego – Czy możemyprosić żebyś nas opuściła – odezwał się bezpośrednio domandalorianki.

- No ... dobrze – odpowiedziałasmutno i odwróciła się.

Neyo złapał ją za rękę.Spojrzała na niego zdziwiona. Przyciągnął ją obok siebie.

- Albo oboje, albo żadne z nas –powiedział stanowczo, cały czas trzymając jej dłoń.

Mistrzowi Windu było to wbrew,ale odpuścił.

- Niech zostanie –odpowiedział.

Dwójka podeszła niewzruszeniedo stołu.

Ten mały pokaz sprawił, żenawet wśród starszych rycerzy pojawiały się pełne pogardyspojrzenia.

- Twoja misja ...

- Nasza – przerwał mistrzowiSeasee Tinowi.

- Wasza misja powiodła się –poprawił się – Jednak nasze obawy co do niej potwierdziły się.Ładunkiem, który udało wam się przejąć, były pojemniki zsokiem drzewa Vaab, rosnącego na planecie M'iraa. Soki tego drzewamają bardzo wiele nieprzyzwoitych właściwości, jak na przykładbardzo kwaśny odczyn lub to, że wywołują silne halucynacje.

Reszta słów mistrza Tina niedotarła do Neyo, ponieważ jego uwagę przykuła młoda togrutanka wkącie. Jedyna ze wszystkich obecnych była w jakikolwiek sposóbuśmiechnięta. Biła od niej pozytywna aura. Patrzyła na nichinaczej od reszty. Widział w niej ... ciekawość.

- Jak ci na imię ? – spytałni z tego ni z owego.

Zapadła cisza. Wszyscy spojrzelina padawankę, do której dopiero dotarło, że chodzi o nią.

- Ja ? – wskazała na siebie.

- Tak ty – potwierdziła Saya,która widziała to samo.

- Jestem Ahsoka Tano –przedstawiła się.

- Neyo, a to Saya – wskazałprzyjaciółkę.

- Su'cuy – szybko sięprzywitała.

- Su'cuy – odpowiedziałaradośnie togrutanka.

- Czy możemy kontynuować ?

- Wystarczy nam lokalizacjamiejsc gdzie wydobywają to świństwo i możemy lecieć – Neyopowiedział zdecydowanie.

- I co zrobisz z tą wiedzą ? –spytała mistrzyni Depa Billaba – Możesz napotkać na drodze owiele gorsze przeszkody niż walka z Ventress.

- Jakoś wcześniej wam to nieprzeszkadzało – odezwała się Saya.

Po chwili zastanowienia mistrzyniGallia zdecydowała się podzielić informacjami.

- Macie rację. Na tym nośnikuznajdziesz współrzędne terenu, na którym rośnie Vaab – wziąłod niej nośnik – Tylko ... uważajcie na siebie.

- Zawsze – odpowiedział iwyszedł, zabierając ze sobą dziewczynę.

Gdy wyszli, głos zabrał mistrzYoda.

- Kontrolować ich, nie da rady.Tak jak z jedi, postępować z nim nie możemy.

- To prawda – odezwał sięmistrz Eeth Koth – Mandalorianie. Ci ludzie zawsze robią co chcą.

- Niezależnie od tego, bardzochciałbym się dowiedzieć jak on pokonał Ventress z takąłatwością ? Podsumował mistrz Obi-Wan Kenobi.

Ahsoka zamyśliła się nachwilę. Gdy rozmawiała z nimi, bezpośrednio z nimi, bez udziałurady, nie wydawali się tacy jak o nich mówili. Wyglądali bardziejjak miła para zakochanych, a nie jak dwójka bezwzględnychwojowników.

W międzyczasie

Na Serenno Hrabia Dooku oczekujeprzybycia swojej uczennicy. Asajj Ventress wylądowała już przedjego pałacem. Zeszła z pokładu i weszła do rezydencji swojegomistrza. Zatrzymała się przed drzwiami jego gabinetu. Chwyciła sięza opatrzoną ranę na brzuchu. Cały czas, głośnym echem,rozbrzmiewały w jej głowie słowa mandalorianina: „Mam nadzieję,że kiedyś odnajdziesz spokój". Gdy dotknął jej ramienia, miałamożliwość zobaczenia różnych momentów z jego życia.Niezależnie od tego kim była i co robiła, zazdrościła mu tychwspomnień. Jej wróg spełnił swoją obietnicę. Jeszcze przezdługi czas będzie go pamiętała. Przeszła przez drzwi, weszła naśrodek pokoju i klęknęła. Wpatrzony w okno Dooku odezwał siępierwszy.

- Poniosłaś porażkę.

- To prawda – przyznała sięskruszona.

- Teraz Republika ma szansępowstrzymać nas przed wykorzystaniem naszej nowej broni. Czy umieszmi wyjaśnić, jakim cudem pokonał cię zwykły jedi ?

- Oni nie byli jedi.

- Oni ?

- Było ich dwoje: chłopak idziewczyna. Mieli na sobie mandaloriańskie zbroje. Ona w ciągukilku chwil wyeliminowała wszystkie moje droidy, a on walczył zogromną agresją. W pewnym momencie czułam jakbym mierzyła się zwłasnym odbiciem. Gdy myślałam, że z łatwością ich wykończę,chłopak wpadł w jakiś rodzaj szału. Nie miałam z nimnajmniejszych szans – przemilczała to jak okazał jej litość.

Dooku, cały czas odwrócony odniej, nic nie powiedział. Podszedł tylko do swojego biurka.

- Mistrzu ... zniszczę ichnastępnym razem – powiedziała gniewnie.

- Nie tobie przypadnie tenzaszczyt – połączył się z kimś przez komunikator – Generale,wyruszaj na M'ireę i zabezpiecz placówkę wydobywczą projektu„Zmierzch Republiki".

- Tak się stanie– odpowiedziałprzerażający, ochrypły głos.

- Twoja klęska nie może obejśćsię bez konsekwencji – przerwał połączenie i stanąłnaprzeciwko niej.

- Mistrzu ... – natychmiastporaził ją błyskawicami mocy – AAAAA !!!

- Spokojnie nie zabiję cię.Będę potrzebował cię jeszcze przez bardzo długi czas –kontynuował wymierzanie kary.

W całym budynku rozbrzmiewałykrzyki bólu.

Rozdział5: Codzienność

W tym czasie na Dantooine

Na planecie pokrytej łąkami,powoli zapadał zmierzch. Po całym dniu zbierania plonów Martinpostanowił oddać się swojemu ulubionemu zajęciu – łowieniu rybw rzece Ardo, niedaleko jeziora, w pobliżu którego leży miastoVenoram. Nie miał dziś ochoty na spiningowanie, więc wziął batai postawił go na brzegu pod pewnym kątem w oczekiwaniu na branie.Towarzyszył mu ukochany zwierzak jego syna – Koczi. Siedział naswoim rozkładanym krześle, a ogar leżał obok niego. Sfrustrowanybrakiem jakiegokolwiek najmniejszego brania spojrzał na poczciwypysk Katha. Wydawał się bardzo zmarnowany. Mandalorianin wyciągnąłrękę i pogłaskał go. Zaczął wesoło dyszeć.

- Tak, wiem kolego, ja też zanim tęsknię – wtedy spojrzał na wysoką trawę rosnącą nadrugim brzegu. Po ruchu źdźbeł wywnioskował, że wiatr sięzmienił. Niestety w niekorzystny dla niego sposób. Zrezygnowanywstał i przeciągnął się – Nie ma sensu tu dłużej siedzieć.Haar'chak, miałem nadzieję, że weźmie chociaż jakiś mały Barit– zaczął pakować zestawy.

Chwilę później był już wdrodze do domu. Szedł przez łąki patrząc jednocześnie jakczworonóg turla się w wysokiej trawie. Po długim marszu dotarł doich gospodarstwa. Ruszył w stronę wejścia, ale jego uwagęprzykuły światła, które paliły się w kuchni. Zanim wszedłprzez drzwi wejściowe, zdołał poczuć słodki i bardzo dobrzeznany mu zapach. Gdy wszedł do środka, odłożył swoje rzeczy wkąt, a Koczi położył się na swoim ulubionym miejscu, czyli nakanapie. Martin przeszedł od razu do kuchni, gdzie zastał swojążonę – Agnes Raider, przyrządzającą jej słynne bezy zkarmelizowanymi meiluranami. Wydawałoby się, że jest to sposóbspędzania czasu kobiety, która po prostu lubi gotować, ale Martinwiedział, że nie taka jest przyczyna. Stanął w przejściu zsalonu do kuchni i oparł się o ścianę. Kiedy kobieta odwróciłasię, zobaczyła swojego męża. Uśmiechnęła się i podeszła doniego.

- Hej kochanie – przytulili siędo siebie i pocałowali – Złowiłeś jakieś duże sztuki ? –wróciła do kuchni.

- Nic nie wzięło. A co u ciebie? – spojrzał na dwie tace z wypieczonymi bezami i jedną wpiekarniku – Po takim dniu jak dzisiaj miałaś na to siłę ? –przeszedł na drugą stronę blatu.

- Miałam ochotę, więc zrobiłamtrochę wypieków – podeszła do piekarnika, żeby zobaczyć stanciast, ale gdy odwróciła się z powrotem w stronę Martina,zobaczyła zbyt dobrze znaną jej minę człowieka, który dosłownieprześwietla kogoś swoim wzrokiem – Słucham, o co chodzi ? –podparła się rękami o blat i spojrzała mu w oczy.

Mężczyzna wyciągnął rękęponad blatem i chwycił dłoń Agnes.

- Nic mu nie będzie.

- Skąd wiesz ? Nie powinniśmybyli na to pozwolić. Jak w ogóle możesz się kompletnie o niegonie martwić ? – łzy zaczęły napływać jej do oczu.

- Kto powiedział, że się niemartwię ?

- Więc, czemu jesteś takispokojny ?

- Bo jest ... naszym synem.Nauczyliśmy go wszystkiego co oboje umiemy. Nie sądzę by cokolwiekbyło w stanie go powstrzymać w dążeniu do celu.

- Upewnijmy się. Połączmy sięz nim.

- Nie musisz mnie namawiać.

Oboje podeszli doholokomunikatora. Włączyli połączenie, ale nikt nie odbierał.Czas mijał, a niepokój małżeństwa pogłębiał się. W końcupojawił się przed nimi hologram.

Rozdział6: M'iraa

Chwilę wcześniej

Neyo i Saya wrócili do hangaru.Gdy rozmawiali po drodze do statku, na pokład Wayfahrer'a byłładowany biało–czarny myśliwiec jedi. Mandalorianie stanęliprzed rampą i obserwowali jak trójkątna maszyna znikała w modulehangarowym. Dziewczyna musiała o to w końcu spytać.

- Jak ty to zrobiłeś ?

- Ale co ? – zbity z tropuchłopak nie wiedział o co jej chodzi.

- Jak pokonałeś tą zabójczynię? – spojrzała mu w oczy.

- Ja ... ja nie wiem –zmarkotniał i spojrzał na swoje ręce – Gdy zobaczyłem, żejesteś o krok od śmierci ... zapomniałem o bólu i po prostupobiegłem ci na pomoc.

- Widziałam tą aurę. Byłeśtak szybki, że praktycznie cię nie widziałam.

- Wpadłem w a'den. Nie chciałemtwojej śmierci – był przerażony Mocą, którą osiągnął.

- Zyskałeś potęgę –dotknęła jego twarzy – Uratowałeś moje życie, a jejoszczędziłeś. Nie mogłeś tego lepiej wykorzystać.

- Ty moje też uratowałaś –chwycił jej dłoń i oboje przytulili się.

Weszli razem na pokład.Zaciągnęła go do ambulatorium.

- Usiądź, zmienię ci opatrunki– podeszła do szafki.

- No dobra – usiadł nakrześle.

Gdy dziewczyna zajmowała sięchłopakiem, statek wystartował. Kiedy znaleźli się w przestrzenikosmicznej, do pomieszczenia wszedł Air.

- Chyba nie przeszkadzam, co ? –wpadł do środka z żartem.

- Nie, skąd – odpowiedziałNeyo.

- Czy coś się stało ? – Sayaspytała, gdy skończyła go bandażować.

- Odbieramy jakieś połączeniez Dantooine. Czy to nie stamtąd się urwałeś ? – powiedziałbezpośrednio.

- Uważaj na słowa, ale dobrze,że mówisz – podziękował jej za pomoc, zerwał się z siedzeniai pobiegł na mostek.

- Zaczekaj – pobiegła za nim ztabletkami w ręku.

Neyo stał przy holokomunikatorzei odebrał połączenie. Pojawiły się przed nim hologramy jegoukochanych rodziców.

- Mar'buir, Ag'buir, co u wassłychać ? – bardzo się ucieszył na ich widok.

- Ne'ika, wszystko normalniekandosii – Martin odwzajemnił radość.

- Skarbie, tak się cieszymy, żenic ci nie jest – Agnes również.

- Neyo ! Musisz jeszcze ... –dziewczyna wpadła na mostek, ale zaraz zastygła w bezruchu – Oh.

- Dobrze, że jesteś –pociągnął ją za rękę do stołu – Mamo, Tato to jest SayanaMild – przedstawił ją bardzo energicznie.

- Olaram. Jestem baar'ur. Bardzomiło mi państwa poznać – czuła lekkie zawstydzenie w obecnościrodziców chłopaka, który jej się podoba.

- Jesteś madalorianką ? Ciekawezrządzenie losu – ucieszył się Martin.

- I to jakie ! Państwa synuratował mi życie – obiła się o niego lekko bokiem – Masz,weź to – podała mu leki.

- Ona moje też – wziąłtabletki.

- Dobrze się dogadujecie.Jesteśmy z ciebie dumni Ne'ika, a tobie Sayano jesteśmy wdzięczni,że się nim zajmujesz. Chcielibyśmy dłużej porozmawiać, ale mamydużo pracy przy zbiorach i musimy wcześnie wstać – Tata ucieszyłsię z nowej znajomości syna.

- Przykro mi, że nie mogę wampomóc.

- Nie przejmuj się synku. Robiszcoś ważnego. Na festiwal chyba się zjawisz ? – spytała Agnes.

- Oczywiście. Nic mniepowstrzyma – odpowiedział entuzjastycznie.

- Wspaniale. Musimy kończyć –pożegnali się ze swoim dzieckiem.

- Ret. Ni kar'tayl gar darasuum –pożegnał się z nimi.

- My też cię kochamy –odpowiedzieli.

Połączenie zostało przerwane.Nastała głucha cisza, którą przerwała dziewczyna.

- Masz bardzo dobry kontakt ztwoimi buire – uśmiechnęła się.

- To moi buire, ale również moinajlepsi przyjaciele – spojrzał jej w twarz i zobaczył, że trawiją ciekawość – Dobra. Widzę, że aż cię korci, żeby mnie ocoś zapytać. O co chodzi ? – oparł się o stół.

- Mam dwa pytania. Najpierw: Coto za festiwal ?

- W moim mieście, gdy plonywschodzą, kwiaty kwitną, a drzewa obrastają w pączki, to znaczy,że planeta się odradza. Obchodzimy wtedy Tuur be Oyay. Wszyscy siębawią, przygotowują smakowite potrawy i smakołyki – chwycił jąza rękę – Tańczą i śpiewają – wykonał z nią obróttaneczny i oboje się zaśmiali – A miasto jest pięknieprzystrojone. Uwielbiam ten czas. A ta druga sprawa ?

- Na jaki widok twoje serceprzyspiesza ? – zmieniła ton z radosnego na ciekawy.

- Wiesz już, że nie świątyniajedi – zaśmiali się – Morze, woda, miejsca gdzie można pływać,surfować. Tak. W takich warunkach naprawdę czuję się sobą, czujęsię ...

- Wolny – dokończyła zaniego.

- Tak – potwierdził.

- A ta druga rzecz ? Mówiłeś odwóch – spojrzała mu w twarz, rozbłysłą na myśl o morzu.

- Racja – trochę spoważniałi przygryzł wargę – Zamknij oczy – powiedział.

- Dlaczego ? – spytała,zamykając je.

- Chcę, żeby to byłaniespodzianka. Nie podglądasz ? – spojrzał jej w twarz.

- Mm ... nie – skłamała.

Zaśmiali się. Stanął za niąi zasłonił jej oczy swoimi dłońmi.

- Teraz dobrze – uśmiechnąłsię.

- Poprowadzisz mnie ? – spytałauśmiechnięta.

- Tak – zaczęli iść.Poprowadził ją do łazienki. Ustawił przed lustrem i odsunął siępod ścianę – Okej, teraz ... otwórz oczy.

Gdy otworzyła oczy, światłooślepiło ją na sekundę, ale potem zobaczyła swoje odbicie.

- To tylko moje ... Oh –zrozumiała o co mu chodzi.

- Najpiękniejszy widok jaki wżyciu widziałem – podszedł do drzwi, żeby wyjść, alezatrzymała go.

Przyciągnęła go obok siebie.

- Spójrz w lustro –powiedziała. Zrobił to – Czy wiesz już jaki widok przyśpieszamoje serce ?

- Domyślam się – spojrzelisobie w oczy.

Ona cały czas trzymała jegodłoń. Dotknął jej twarzy. Zaczęli się do siebie zbliżać. Ichusta się zetknęły. Neyo był szczęśliwy, Saya również.Odsunęli się od siebie. Przytulili się mocno.

- Czy coś się stało ? –wyczuł coś dziwnego.

- Nic – po twarzy ciekły jejłzy – Wspomnienia nie mogą przecież zawsze nam przeszkadzać.

- Chcesz pobyć sama ? – spytałzatroskany.

- Może, sama nie wiem –odsunął się, a ona powoli puszczała jego rękę.

- Będę w hangarze gdybyś mniepotrzebowała – wyszedł z pomieszczenia.

Dziewczyna stanęła nad umywalkąi przemyła twarz wodą.

- Fierfek ... co jest ze mną nietak ? – była zła na siebie, że popsuła ten moment.

Poszła do swojej kajuty ipołożyła się w łóżku. Pośród negatywnych emocji, któreteraz kotłowały się w niej, znalazło się jedno dobre uczucie.Cieszyła się, że chłopak odwzajemnia jej uczucia. Zasnęła zlekkim uśmiechem na twarzy.

W tym samym czasie

Neyo wszedł do hangaruwniebowzięty. Znowu czuł to samo uczucie, które towarzyszyło mugdy patrzył jak Saya śpi. Motyle w brzuchu mile łaskotałyszczęśliwego mandalorianina. W tej fali uczuć pojawił się jedenszkopuł. Bardzo chciał dowiedzieć się co spotkało dziewczynę wprzeszłości. Stał na środku hangaru zamyślony. Z tego stanuwyciągnęło go wrażenie, że ktoś kopie go w nogę. Odwróciłsię i zobaczył droida astromechanicznego obijającego się o nią.

- Ej, zostaw go ! – Magic sięwtrącił.

- Nie, nie szkodzi – oddaliłrozkaz klona i klęknął przy droidzie – Cześć kolego, jak ci naimię ?

Pogłaskał go po przezroczystejkopule, a on wydał z siebie ciąg dźwięków. Większość byłazrozumiała dla chłopaka.

- Nazywasz się R3-V15. Zostałeśmi przydzielony jako osobisty droid astromechaniczny. Zgadza się ?

- ( potwierdzające piski )

- Jeszcze pamiętam co nieco –uśmiechnął się – Czyli będziemy razem latać ? Mogę mówićci Vis ?

- ( potwierdzające piski )

- Pokażesz mi co to cudo może ?– wskazał na myśliwiec.

- ( radosne buczenie ) – R3ruszył w jego stronę.

Neyo poszedł za nim. Gdyastromech zatrzymał się przy statku, stanął prosto i zacząłwyświetlać specyfikację statku.

- Niezła ta zabawka –przyjrzał się hologramowi – Duża moc ciągu, wysoka zwrotnośćw atmosferze i poza nią, dwa działka laserowe, nadajnik dalekiegozasięgu.

- Tak to ładne cudeńko –Magic wyraził swoją opinię.

- A wiecie coś o głośnikach ?– skierował pytanie do obu znajomych.

- ( pytające buczenie )

- Tak zwykłe głośniki. Jakiśport, do którego można podłączyć odtwarzać muzyki, czy coś ?

- Ja nie wiem – powiedziałMagic gdy R3 przeszukiwał plany myśliwca.

- ( triumfalne piski ), (spokojne buczenie ) – znalazł i wyjaśnił gdzie jest portodtwarzacza.

- W kokpicie – chłopak usiadłw nim – Na środku, pod komunikatorem. W sumie logiczne. Sprawdźmyjak brzmią – podłączył odtwarzacz, który miał przy sobie.

Głośniki w kabinie zaczęływydawać dźwięki. Zaczęło się od krótkich rifów na gitarach imiarowego, cichego uderzania w talerz. Potem weszła perkusja, awokalista zaczął śpiewać wysokim, ale rockowym głosem. Neyoustawił najwyższą głośność, wyszedł z kokpitu i zacząłtańczyć. Magic też podrygiwał, nawet R3 poruszał się w rytmmuzyki. Przez chwilę tak się bawili. Wokalista wszedł na wyższetony, krótkie solo na gitarze i wszystkie instrumenty zagrałyjednocześnie. Nastała cisza.

- Trochę ciche, ale dadzą radę– podsumował radośnie.

- To było dla ciebie cicho ? –żołnierz nie mógł uwierzyć własnym uszom.

- Vod, nie chcesz wiedzieć coczasem działo się u mnie w domu z Mar'buirem – zaśmiał się –Ogólnie pojazd świetny, tylko jedna rzecz mi tu nie pasuje.

- Mianowicie ? – spytał klon.

- Emblemat Republiki – spojrzałna droida – Co o tym sądzisz ?

- ( pytające buczenie )

- Tak, szczerze – potwierdził.

- ( twierdzące piski )

- I to chciałem usłyszeć –podszedł do szafki z narzędziami.

- Co chcesz zrobić ? – spytałpodejrzliwie Magic.

- Zobaczysz gdy skończę –rzucił przez ramię.

- Tylko pamiętaj ... drugiegomogą nam nie wydać – zażartował.

- Ha, ha, bardzo śmieszne –udawał śmiech.

Magic wyszedł zostawiającmandalorianina i robota samych ze swoją pracą.

Kilka godzin później

Saya obudziła się. Leżałatylko, myśląc o jednym – Neyo. Może to był błąd, że gopocałowała. Nie. Wielu rzeczy nie była pewna, ale nie rodzącegosię uczucia. Nie wiedziała co przyniesie przyszłość, tu i terazdawało jej radość i poczucie bezpieczeństwa. Usiadła na krawędziłóżka. Musiała wrócić w jego ciepłe ramiona. Nie umiaławyjaśnić czemu. Po prostu tego chciała. Wyszła z pokoju. Poszłado hangaru. Już zza drzwi mogła usłyszeć utwór swojegoulubionego zespołu muzycznego. Przeszła przez nie i szukaławzrokiem przyjaciela, ale nigdzie go nie widziała.

- Neyo ? Neeeyooo !?! –nawoływała, próbując przebić się przez muzykę.

Podeszła do myśliwca. Zobaczyłatylko astromecha podrygującego obok. Przestraszony droid zatrzymałsię w bezruchu. Saya nic nie powiedziała. Jej uwagę przykułemblemat na skrzydle statku. Przyjrzała mu się. Tradycyjnymandaloriański symbol – mitozaur. Nagle, poczuła na swoimramieniu męską dłoń.

- Hej – odezwał się znajomygłos.

Zaśmiała się tylko.

- Sam to zrobiłeś ? – spytałapatrząc na symbol.

- Elek. Nie wiedziałem, że tyleto zajmie – spojrzał na nią. Nareszcie widział jej uśmiech –Lepiej się czujesz ? – ściszył muzykę Mocą.

- Jasne. Przepraszam, to sięwięcej nie powtórzy.

- Nie musisz mi tego obiecywać.Nie walcz sama ze sobą – chwycił ją za dłonie.

- Nie mogę pozwolić, aby mojaprzeszłość rujnowała naszą relację – brzmiała bardzo pewnie.

- Jak uważasz – podszedł dodroida – Saya, poznaj proszę R3-V15 alias Vis.

- Cześć kolego – pogłaskałago po kopule.

- ( błogi gwizd )

- Lubi cię – zaśmiali się.

Oboje cieszyli się, że mająkogoś kto o nich dba i że mają o kogo dbać.

- Może się napijemy ? MamNe'tra Gal w lodówce – ruszyła w stronę wyjścia z hangaru.

- Bardzo chętnie – zacząłiść za nią.

W tej samej chwili rozległ sięalarm do wyjścia z nadprzestrzeni.

- Zmiana planów – pobiegła namostek.

- Chodź z nami – powiedziałdo Vis'a i pobiegł za dziewczyną.

- ( podekscytowane piski ) –pojechał za nimi.

Wszyscy znaleźli się na mostkuw chwilę po ogłoszeniu alarmu. Rozeszli się po całympomieszczeniu i czekali, aż statek wyjdzie z błękitnego tunelu. Wkońcu zaczął zwalniać, a przed nimi zaczęła ukazywać sięplaneta M'iraa – porośnięta dżunglami. Po chwili pokazała imsię w całej swej okazałości. I wtedy ... Neyo poczuł siędziwnie.

- Ugh ... – zaczął ciężkooddychać i zakołysał się do tyłu.

- Neyo ? Co się stało ? –Saya zmartwiła się.

Nie odpowiedział, wsłuchał sięw to. Zaczął doznawać wizji. Słyszał krzyki i widziałprzerażające obrazy. Krótkie refleksy ludzi, którzy doświadczaliwielkiego cierpienia. Widział i czuł to bardzo wyraźnie, jakby samtam był. Każde następne wizje, przyprawiały go o co raz większyniepokój. Czuł strach i bezsilność.

- Aa ... AAAA !!! – złapałsię za głowę i przewrócił. Usiadł pod ścianą. Omamyprzybierały na sile.

- Młody ? Co się z nim dzieje ?– wszyscy zebrali się wokół niego, zastanawiając się co mudolega.

- Nie wiem – Saya złapała goza głowę po obu stronach i spojrzała mu w oczy – Neyo ? NEYO !?!Spójrz na mnie.

Żadne z jej słów do niego niedotarło. Wizje trwały, aż do momentu, w którym usłyszałprzeraźliwy krzyk dziecka. Ustało. Powoli zaczął słyszeć głosdziewczyny.

- Neyo ? Słyszysz mnie !?!Odpowiedz, gedet'ye ! – była na krawędzi płaczu.

- Tak – wziął głębokioddech. Po twarzy ciekły mu łzy – Tak, słyszę cię – mówiłzmęczonym głosem – Ląduj ... o tam – wskazał słup dymu napowierzchni.

- Najpierw powiedz nam, co ci sięstało ? – odpowiedział Sir.

- Ląduj natychmiast – zmieniłton na rozkazujący – Gedet'ye.

- Ugh ... robi się – zmieniłkurs na dym.

Chłopak ruszył w stronę włazu.Na drodze stanęła mu Saya.

- Czekaj ! – zatrzymała go –Gdzie idziesz ? Daj się chociaż zbadać, to może być cośpoważnego.

- To nic – chciał ją obejść.

- Nie cyar'ika. Tak nie wyglądanic – dalej go zatrzymywała – Albo zaraz mi powiesz o co tuchodzi, albo zrobię ci następnym razem taki zastrzyk, że przeztydzień nie będziesz mógł utrzymać miecza w dłoni.

Wyglądała atrakcyjnie, gdy byłazła. Długo nie trwało za nim zmienił zdanie.

- Ujrzałem śmierć ... i ból –nie przechodziło mu to przez gardło – Nie wiem jak, nie wiemskąd, po prostu poczułem, że ktoś cierpi. Przez Moc. Właśnietam gdzie lecimy – łzy zaczęły krążyć w jego oczach –Pomogę im.

- Ale nie sam – przytuliła goszybko – Pójdę po zbroję – odeszła.

Wszyscy słuchali tej rozmowy.Odwrócił się w ich stronę i czekał.

- Słyszeliście. Szykować się! Za ile lądowanie !?! – komandor Balt przejął inicjatywę.

- Już zbliżamy się dopowierzchni ! – pilot odpowiedział.

- Dobrze.

- Rany – odezwał się Air,patrząc przez okno – Tam nie toczy się żadna bitwa. To zwykłamasakra – poszedł po sprzęt.

Wayfahrer wylądował na skrajuatakowanej wioski. Wszyscy żołnierze zebrali się przed włazem.Mandalorianie również dołączyli. Saya spojrzała na chłopaka.Widziała w nim wielką wściekłość, podobną do tej, w którąwpadł podczas walki z Ventress. To jej się w nim podobało. On teżna nią spojrzał. Wtedy wyraz jego twarzy trochę zmiękł. Obojeuśmiechnęli się lekko. Po chwili zrozumieli co się dzieje iodwrócili od siebie wzrok zawstydzeni. W tamtej chwili otworzył sięwłaz i wszyscy wybiegli na zewnątrz. Ich uwaga momentalnie skupiłasię na tym, aby nie oberwać żadnym zbłąkanym strzałem. Neyozapalił oba ostrza swojego miecza i odbijał każdy strzał lecącyw stronę jego i jego sojuszników, dopóki nie rozeszli się zaosłony. Klony i Saya natychmiast rozpoczęli ostrzał najbliższychprzeciwników. To byli ludzie, zwykli ludzie. Atakowali to miasto iporywali mieszkańców – ptakopodobne humanoidalne istoty. Tychktórzy się stawiali ... zabijali bezlitośnie. Z domu po prawejwybiegł napastnik, szarpiąc dziecko za pióra z tyłu głowy.Dziewczynka wyrwała się i kopnęła go w kolano. Neyo ruszył jej zpomocą.

- Ugh ... ty małe bezmyślneścierwo – uderzył ją w twarz.

Upadła, a on wycelował w niąblasterem. Bezbronna zamknęła oczy w oczekiwaniu na śmierć.Usłyszała strzał, ale nic nie poczuła. Otworzyła oczy izobaczyła, że wojownik uzbrojony w miecz świetlny przebił jejoprawcę na wylot. Biła od niego błękitna aura. Gdy martwyczłowiek upadł na ziemię, nieznajomy odezwał się do niej.

- Uciekaj ! Tam ! – wskazałkobietę w zbroi przy frachtowcu – Już !

Dziewczynka zerwała się itrzymając głowę nisko pobiegła we wskazanym kierunku. Neyo wpadłw prawdziwy szał. Ponownie czuł przypływ tej samej energii cowcześniej. W sekundę znalazł się przy następnym zbrodniarzu iwyeliminował go równie szybkim cięciem. Tak samo postąpił zkażdym kolejnym w pobliżu. Poruszał się przy tym tak szybko, żenie musiał nawet odbijać strzałów. Wszystkie omijał. Wzrokowidowódcy ataku nie uszedł wojownik gromiący jego ludzi.

- To jedi ! – krzyknąłprzerażonym głosem – Odwrót ! Wszyscy do dżungli !

Pojazdy wyładowane klatkami zmieszkańcami zaczęły się wycofywać. Klony na czele z Sayąpobiegły w ich stronę, cały czas strzelając do agresorów. Piesiprzeciwnicy próbowali odpowiedzieć ogniem, ale strzały klonówokazały się celniejsze. Neyo chciał gonić uciekinierów, alezauważył, że jakiś maruder zmierza w stronę ocalałych zmasakry. W mgnieniu oka znalazł się bliżej i przyciągnął goMocą do siebie. Zaczął go dusić tak długo, aż zastygł wbezruchu. Puścił zwłoki na ziemię i wyłączył miecz. Walka sięskończyła. Wszyscy wyszli z ukrycia. Uwadze mandalorianki nie uszłoto co zrobił jej przyjaciel. Podeszła do niego i położyła mudłoń na ramieniu. Aura zniknęła. Spojrzał wzrokiem przepełnionymgoryczą na ciała martwych tubylców. Zacisnął pięści zewściekłości. Już wiedział co robić.

Rozdział7: Niewola

Następnego dnia

Na M'irze wstał nowy dzień.Miasto, które dzień wcześniej zostało zaatakowane, powoli budziłosię do życia. Było dużo pracy przy chowaniu zmarłych i opiecenad rannymi Avianami – tak zwał się lud zamieszkujący te tereny.Neyo spał w swojej kajucie. Kiedy się obudził, wstał. Spojrzałna drugie łóżko, ale nikogo tam nie było. Wyszedł z pokoju iprzeszedł do kuchni. Tam na kanapie siedziała Saya. Obok spała, zgłową na kolanach mandalorianki, dziewczynka. Ta sama, którąchłopak uratował poprzedniego dnia. Miała na imię Ara. Napastnicyporwali jej rodziców i teraz bezpiecznie czuła się tylko wtowarzystwie dwójki ludzi, którzy jej pomogli. Neyo ją uratował,a Saya otoczyła opieką.

- Płakała – odezwała siędziewczyna – Musiałam być przy niej.

- Lepiej nie mogła trafić –uśmiechnął się.

Odwzajemniła uśmiech. Arazaczęła niespokojnie oddychać i kręcić się. Chłopak wyczułdręczący ją koszmar.

- Ćśś, cichutko – Sayapowiedziała łagodnym głosem i pogłaskała ją po pierzastejgłówce. Zwróciła wtedy uwagę na białe piórko nad jej uchem.Dziewczynka natychmiast się uspokoiła – Nie mogę jeszcze iść,ona nie da rady spać sama – powiedziała półgłosem.

- Jate – odpowiedział równiecicho i poszedł do hangaru.

Stanął w progu i spojrzał narzędy łóżek, na których spali ocalali Avianie. Większość ichdomów została zniszczona, więc schronili się na pokładzieWayfahrera. Temu ludowi nie była obca zaawansowana technologia, aleich więź z pierwotnymi siłami tej planety była niezwykła.Odprawiali nad rannymi swego rodzaju rytuały, wzywając duchyżywiołów na pomoc. Już sama wiara w ich skuteczność poprawiałastan ofiar, a może one naprawdę działały. To było dla chłopakazagadką. Ich ubiór ograniczał się do zasłaniania intymnychczęści ciała wygodnymi, dłuższymi, lnianymi szatami. Dominowaływ nich barwy jaskrawe. Nosili także ozdoby – mężczyźni nosilina szyjach i nadgarstkach przywiązane kły drapieżników, a kobietyprzeplatały sobie przez pióra kwiaty i inne piękne rośliny. Neyopodszedł do pacjentów. Czuwał przy nich wódz plemienia –Lorian.

- Przeżyją ? – spytałchłopak.

- Są silni. Nic im nie będzie –odezwał się Lorian – Dziękujemy wam za pomoc. Nie wiem jakby towyglądało bez was.

- Ja nawet nie chcę wiedzieć –usiadł obok.

- Pewnie bylibyśmy kolejnyminiewolnikami, a nasz dom zamieniłby się w zgliszcza. Jak pozostałemiasta.

- Inne wioski też to spotkało ?

- Tak. Mniej więcej zaraz powybuchu wojny zjawili się tu ci ludzie. Porywali i zniewalali inneplemiona. Tylu niewinnych straciło życie. Tylko dlatego, żeuważają nas za gorszych. Potem przybyli Separatyści i zawarli znimi pakt. Spokój za soki Vaab.

- Vaab ? Wiesz gdzie gowydobywają ? Gdzie ich zabierają ?

- Kiedyś można go byłowydobywać w wielu miejscach. Z jego liści robiliśmy używki, akorzenie służyły nam do naparów znieczulających. Tylko od sokówtrzymaliśmy się z daleka. Teraz Vaab można spotkać tylko naplantacji tych potworów.

- Musimy ich znaleźć –powiedział zdecydowanie.

- Moi ludzie obserwują tenteren, ale ich jest za dużo. Nie dacie rady ich powstrzymać.

- Musimy to zrobić. Dla twojegoludu i dla żyć, którym Vaab może zagrozić – wstał, chciałodejść, ale wódz go zatrzymał.

- Czekaj. Nasza szamanka chciałasię z tobą widzieć. Widziała jak walczysz. Jest w szałasie –wskazał namiot niedaleko.

- Po co jej szałas w hangarze ?

- To nasza tradycja. Musi miećspokój, aby słyszeć duchy.

- Rozumiem – odszedł wewskazanym kierunku.

Przeszedł pod płóciennąpłachtą i zasłonił wejście. Klęknął przed małym ogniskiem.Siwopióra Avianka siedziała plecami do niego. Nagle odezwała się.

- Przychodzisz tu. Ty, którybędąc obcym, walczyłeś w obronie ludu wiatru – odwróciła sięi spojrzała na niego pustymi oczami bez wyrazu – Nazywam sięSpiria.

- Skąd wiesz kim jestem ? –spytał zdziwiony ślepotą szamanki.

- Chłopcze ... to, że jestemniewidoma, nie znaczy, że widzę mniej niż ty. Możliwe, żedostrzegam nawet więcej od ciebie – sięgnęła nad ogniskiem dojego piersi i dotknęła jej środka – W twojej piersi bije silneserce, czyste jak woda, w której się narodziło ... aleprzebudziłeś coś jeszcze – dotknęła jego czoła – Twojadusza ma w sobie potęgę o jakiej ci się nie śniło. Obudziłeśtylko jej fragment, chcąc ratować kogoś ci bliskiego. Nosisz wsobie prawdziwą, pierwotną Moc. Nieskażoną chciwością,niespaczoną ... wiarą.

- Wiesz dużo o Mocy –dopytywał się ciekawy jej mądrości.

- Moc i wiedza o niej nie sązarezerwowane tylko dla jedi, a ty nie jesteś rycerzem. Nawet twojaprzyjaciółka nosi w sobie jej pierwiastki, ale jeszcze o tym niewie.

- Tak, ja też to wyczuwam.

- Kiedy jej to uświadomisz ?

- Sama to niedługo odkryje –wstał żeby wyjść, ale Spiria jeszcze się do niego odezwała.

- Nie pozwól, aby siła, którąposiądziesz, zmieniła to kim jesteś.

- O to możesz być spokojna –rzucił przez ramię i wyszedł.

Gdy zasłonił wejście, odwróciłsię, wtedy wpadła na niego Ara i go objęła.

- Su'cuy maluchu – przytuliłdziecko.

- Szukałyśmy cię – podeszłaSaya i przyłączyła się do uścisku – Bałam się, że samposzedłeś tropić tych chakaare.

- Spokojnie. Razem ich dorwiemy –brzmiał smutno.

Widziała to w nim. Nie chciałażeby obwiniał się za to, że nie uratował wszystkich. Musiała muto pokazać.

- Neyo, spójrz na mnie –zrobił to – Nie możesz czuć się winny za tych, których nieocaliliśmy. Spójrz na tych Avian ... – wskazała na nich, a pochwili na dziecko obok – ... i na Arę. Oni wszyscy skończyliby owiele gorzej gdyby nie my. Nie żałuj tych którym nie pomogłeś –spojrzała mu w oczy – Ciesz się z tego ilu pomogliśmy ... i ilujeszcze możemy uratować.

Wziął głęboki oddech izastanowił się przez chwilę.

- Masz rację – uśmiechnąłsię i dał jej całusa w policzek – Vor entye – ruszyłzdecydowanym krokiem w stronę wyjścia.

- Gdzie idziesz ? – chciałaupewnić się, że nie zrobi nic głupiego.

- Potrenować – odpowiedziałobracając się do niej i z powrotem – Bird, ustal gdzie napastnicymają swoją bazę. Popytaj ludzi Loriana.

- Zrobi się – odpowiedział ipodszedł do Avian.

Neyo opuścił hangar. Sayachwilę patrzyła za nim z nadzieją, że pomogła mu zmienić punktwidzenia.

- Może popatrzymy co Neyo znowuwymyślił ? – uśmiechnęła się.

Markotna dziewczynka uśmiechnęłasię niemrawo i pokiwała głową. Lekarka wzięła ją na ręce iobie wyszły na zewnątrz.

Jakiś czas później

Minęło południe. Neyo stałna środku pobojowiska, a Saya stała naprzeciwko niego. Ara i Visobserwowali ich z okolicy Wayfahrera. Nagle dziewczyna zaczęłastrzelać do przyjaciela. On uchylał się z niewiarygodnąprędkością. Zaczął biec w jej stronę, robiąc spirale międzywiązkami lasera. Ograniczył się do używania pędu, jak to nazwał,tylko do uników. Znalazł się przy niej i przeszedł do ataku,wliczając w to pęd. Szybki prawy sierpowy, który zablokowała.Momentalne okrążenie i kopnięcie z półobrotu w plecy. Uniknęłago robiąc przewrót do przodu. Gdy wstała wyciągnęła połowęjego miecza, zapaliła ostrze i zaatakowała. Chłopak zapaliłostrze swojej połowy i zbił pchnięcie, wykonując przy tym krótkimłynek. Zaatakował cięciem z prawej. Zablokowała je. Zaczęliprostą sekwencję ciosów. Saya coraz lepiej czuła się trzymającmiecz, a Neyo coraz lepiej kontrolował nową umiejętność, niewpadając przy tym we wściekłość. W końcu dziewczynawykorzystała jego atak przeciw niemu. Gdy jego cięcie było wniskim położeniu, przełożyła swoje ostrze pod jego. Podczas gdyklingi szły do góry, zbliżyła się przez obrót na pięcie.Stracił możliwości ataku, a ona uderzyła go lewym łokciem wtwarz. Zakołysał się, wypuścił miecz z ręki i upadł na plecy.Przestał się ruszać. Szczęśliwa ze zwycięstwa Saya zauważyłato dopiero po chwili.

- Neyo ? – wyłączyła miecz ikucnęła przy nim – Wiedziałam, że to się tak skończy –pochyliła się blisko jego twarzy.

Nagle oczy chłopaka otworzyłysię. Momentalnie podciął jej nogi i przewrócił ją, wciągającjej lewą rękę pod siebie. Leżała pod nim. Jedną nogąunieruchomił jej prawą rękę, drugą nogi, a prawą ręką jejlewą.

- Czyli jak ? – uśmiechnąłsię.

Uwięziona dziewczyna zobaczyłaokazję do uwolnienia się. Uśmiechnęła się i szybko pocałowałaNeyo w usta. Chłopak się zarumienił, a ona poczuła luz na swoichkończynach. Wyrwała się i przewróciła ich oboje. Teraz to onleżał pod nią.

- A tak – uśmiechnęła sięzłośliwie.

Dopiero do niego dotarło co sięstało. Oboje zaczęli się śmiać. Położyła się na nim izłożyli się w uścisku. Czuli szczęście i bezpieczeństwo, mogącleżeć w swoich ramionach nawzajem. Wstali i otrzepali się z kurzu.Wręczyła mu część jego broni.

- Właściwie dlaczego pokazujeszmi jak się tym walczy – ruszyli w stronę frachtowca.

- Podczas poprzedniej misjichętnie chwyciłaś za miecz i walczyłaś z zabójczynią –złączył rękojeści i przytroczył miecz do pasa – Ale tymtrzeba też umieć się posługiwać.

- Aha. A ... czy moje obecneumiejętności wystarczą – spojrzała na niego pytająco.

- Na pewno są większe niżwcześniej, ale to twój wybór czy dalej chcesz to trenować. Ja nicci nie narzucam.

Zastanowiła się przez chwilę,po czym odpowiedziała.

- Szczerze ... chyba przekonałamsię do walki mieczem świetlnym, ale nie ma takiej opcji żebymzrezygnowała z blasterów – powiedziała zdecydowanie.

- Nie każę ci tego robić.Trzeba umieć łączyć wszystkie swoje umiejętności w jedno –zatrzymał się na chwilę – Czy ... pozwolisz żebym cośsprawdził ?

- Elek, no jasne, ufam ci.

- Stań w miejscu – stanęła –Użyję pędu, zablokuj tylko jeden mój atak. Jeśli nie dasz rady,nie uderzę cię. Gotowa ?

Wzięła głęboki oddech iskupiła się.

- Elek – przyjęła postawęgotową do walki.

- Dobra, zaczynam – zacząłbiegać między gruzami z zawrotną prędkością.

Saya nie widziała nic próczkrótkich refleksów krążących wokół niej w różnychkierunkach. W końcu i one zniknęły. Nie wiedziała skądspodziewać się ataku. Wtedy, poczuła coś dziwnego. Jakby cośmówiło jej skąd nadejdzie atak. Zamknęła oczy, wsłuchała sięw to. Nagle, odwróciła się i zatrzymała pięść chłopakachwytając ją w locie. Neyo zatrzymał się i patrzył na nią przezchwilę. Ona puściła go i spojrzała na swoją dłoń,zastanawiając się jak to zrobiła. Ara wstała i biła jej brawo.

- Dobrze, nawet bardzo – jegoprzeczucia co do niej sprawdziły się – Sprawdźmy co chłopakomudało się ustalić.

Poszli w stronę frachtowca. Podrodze zabrali ze sobą Arę i Vis'a. Neyo wziął dziewczynkę nabarana. Weszli na pokład, odstawili ją do pozostałych Avian iudali się na mostek. Tam żołnierze i wojownicy Loriana zbieraliinformacje o fortecy porywaczy.

- No i ? Jak to wygląda –spytała Saya gdy wchodzili do pomieszczenia.

- Źle, bardzo źle. Lorian mówiłprawdę, jest nas za mało. Oni mają pod ręką mały szwadrondroidów sępów, kompanię droidów bojowych, a fortyfikacje teżnie zachęcają. Wieże strażnicze przy bramie, wysokie mury,ogrodzenie elektryczne i tylko jedno wejście. To nie będzie atak,tylko samobójstwo – Air przedstawił ponure fakty.

- A gdyby odwrócić uwagę sępówi w tym czasie niepostrzeżenie wysadzić bramę. Celnością napewno przewyższymy te kupy złomu i tych chakaarów razem wziętych– Saya rzuciła pomysłem.

- Niewykonalne. Snajperzy nawieżach zaraz nas wykryją. A zresztą, jak chcesz odwrócić uwagęich sił powietrznych ?

- Mamy myśliwiec –mandalorianie powiedzieli jednocześnie.

- Podlecę na tyle blisko, żebymnie zauważyli – Neyo przejął inicjatywę – Ale zanim zdążązareagować pozbędę się wież ... i czegoś jeszcze najlepiej –spojrzał na mapę zastanawiając się.

- Tutaj – Avianin o imieniuPerno wskazał miejsce na mapie – Źródło energii ogrodzenia.Jeśli uda ci się je wyłączyć łatwiej dostaniemy się na ichteren i wysadzimy bramę.

- I uwolnimy więźniów –Lorian dokończył.

- Czyli ustalone ? – dopytywałasię dziewczyna.

- To szaleństwo. Musimy toprzemyśleć – Balt chciał odciągnąć ich od tego planu.

- Nie mamy już czasu. Avianietam cierpią – Neyo przypomniał im o co toczy się ta walka –Czy wszyscy zgadzamy się, że trzeba działać teraz ?

Zapanowała krótka cisza. Naglewszyscy jednogłośnie krzyknęli.

- Tak/Oya !!!

- To chciałem usłyszeć.Zaczynamy o zmierzchu. Teraz musimy udać się na pozycje – poszedłw stronę hangaru.

Saya po chwili namysłu ruszyłaza nim. Zastała go w hangarze przy myśliwcu. Vis wlatywał właśniedo swojego łącza w poszyciu statku. Stanęła za chłopakiem,myśląc co powiedzieć.

- Co się stało ? – spytał niz tego ni owego, nie odwracając się.

- Chciałabym cię o coś prosić– wstał i odwrócił się do niej – Nie daj się zestrzelić.

- Dołączę do walki gdy sępybędę miał z głowy. Też chciałbym cię o coś prosić –powiedział i rozłączył rękojeść miecza – Zwróć mi to, gdybędzie po wszystkim – wręczył jej połowę.

- Zrobi się – przytuliła go,biorąc miecz do ręki.

Poczuli jak ktoś jeszczeprzyłączył się do uścisku. To była Ara.

- Wrócimy – pogłaskałpierzastą główkę.

- Obiecujemy – zapewniła jądziewczyna.

Po chwili odsunęli się odsiebie. Chłopak wsiadł do statku. Pomachał im jeszcze z kokpitu.Odmachały mu, kiedy odlatywał. Gdy zniknął za wrotami hangaru,Saya jeszcze przez chwilę patrzyła za nim z nadzieją, że wrócido niej cały i zdrowy.

Rozdział8: Wyzwolenie

Wieczorem tego samego dnia

Słońce zaszło nad dzikimilasami M'iryy. Myśliwiec Neyo stał na polanie między wysokimidrzewami, w oczekiwaniu na odpowiednią chwilę. Nadszedł czas naatak. Obudził się z transu, w który zapadł podczas medytacji wkokpicie. Nie wiedział czemu to robił. Kłóciło się to z jegomandaloriańską naturą, ale czuł wewnętrzną potrzebę. Czasamipomagało mu to uspokoić się i nabrać sił. Musiał zachowaćtrzeźwy umysł, podczas wykonywania swojej części planu. Ustawiłkomputer nawigacyjny na siedzibę najeźdźców i skontaktował sięz siłami naziemnymi.

- Saya ? Saya !? Balt !? Dżunglajest za gęsta. Vis, spróbuj zwiększyć zasięg komunikatora.

- ( potakujące gwizdy )

Przed chłopakiem pojawił sięhologram mandalorianki.

- Neyo, co za ulga. Jużzaczynałam się martwić – wyraziła ulgę.

- O mnie ? Na jakiej podstawie –zażartował.

- Ha, ha, ha – udawała śmiech.

- Czy wojownicy są gotowi doataku ?

- Tak. Zebraliśmy się wzdłużogrodzenia, czekamy na sygnał. Lorian zebrał ocalałych zpozostałych wsi. A jak u ciebie ?

- Już startuję, bądźciegotowi w każdej chwili – odpalił silniki.

- Zrozumiano. Powodzenia.

- Tobie też – połączeniezostało przerwane.

Leciał jakiś czas dopóki nahoryzoncie nie pokazały się słupy dymu. Były to zanieczyszczeniapoprodukcyjne z kominów w przetwórni Vaab.

- Gotów kolego ? – odezwałsię do astromecha.

- ( zuchwałe skwierczenie )

- Tak myślałem – widział jużcałą bazę.

Spojrzał na miejsce, w którymzniewoleni Avianie zbierali drzewa Vaab, przenosili je i wyciskali znich soki. Nosiło go na samą myśl przez co musieli tamprzechodzić. Gdy znalazł się bardzo blisko placówki przed nimpojawił się hologram nieznanego mu człowieka.

- Kim jesteś ? Czego tu szukasz? – dopytywał się niecierpliwie.

- Szukam pewnego łajna rancora.Całkiem podobnego do ciebie – szydził z nieznajomego.

- Ty bezczelny psie. Czy ty wieszkim ja jestem ?

- Sądząc po tym jakie masz osobie mniemanie, jesteś zwykłym despotą i sheb'uirem.

- Nikt nie będzie mnie obrażałna moim własnym terenie. Przygotuj się na śmierć !

Neyo spojrzał na droidy sępywylatujące z hangaru po drugiej stronie zabudowań.

- Mureyca ner sheb'ika –powiedział i rozłączył się.

Natychmiast zmienił kieruneklotu i poleciał prosto na wieże strażnicze. Wystrzelił czterykrótkie serie z działek, równając gniazda snajperskie z ziemią.Człowiek, z którym przed chwilą rozmawiał obserwował każdy ruchintruza z wieży na środku kompleksu.

- Wysłać za nim każdymyśliwiec jaki mamy. Chcę zobaczyć jego szczątki na moim biurku !– krzyczał czerwony ze złości do podwładnych.

Jak rozkazał tak się stało. ZaNeyo poleciały kolejne sępy. Wszystkie zaczęły do niego strzelać.

- Szkodniki wyleciały z gniazda– powiedział zachwycony – Saya, co słychać na ziemi ? –skontaktował się z dziewczyną, unikając jednocześnie wrogiegoostrzału.

- Wszyscy na pozycjach. Zwarci igotowi do akcji ! – odpowiedziała mu.

- Dobrze zaraz unieszkodliwięogrodzenie – powiedział i wykonał zwrot w stronę droidów.

Zanim między nie wleciał,zestrzelił dwa krótkimi seriami.

- Dwa z głowy ... została całamasa – skierował się na ośrodek zasilania.

Gdy tylko go zobaczył rozpocząłciągły ostrzał, niszcząc transformatory energii i odcinajączasilanie ogrodzenia.

- Gotowe, przechodźcie – dałim sygnał – Ugh ... Haar'chak – został trafiony, ale nicpoważnego się nie stało.

Wykonał zryw w lewo i okrążyłwierzę, zostawiając sępy za sobą. Gdy wyleciał na ich tyły,zestrzelił kolejnego i wyleciał w niebo. Reszta za nim podążyła.

Tymczasem na ziemi, siły ruchuoporu przedostawały się na drugą stronę. W różnych miejscachwzdłuż ogrodzenia, klony i Avianie przecinali metalową siatkępalnikami. Saya wyciągnęła miecz od Neyo, zapaliła go i w chwilęwycięła przejście przez płot.

- Dobra tak jak planowaliśmy. Podwie osoby z każdej grupy idą na szpicę, zakładają ładunki iwysadzają to cholerstwo. Jasne ? – wydała rozkazy.

- Tak jest – odezwały sięgłosy z komunikatora i dwoje ochotników z jej grupy wyruszyło poskosie do bramy.

Saya i Lorian, który stał obokniej, kucnęli w zaroślach w oczekiwaniu na wybuch. Nagle Avianinspytał.

- Ty też jesteś jedi ?

- O czym ty mówisz ? – spytałazdziwiona.

- Też masz miecz. Podobny dotego, który ma twój chłopak.

- My ... nie jesteśmy parą. Tojego miecz. A zresztą, ani ja, ani Neyo nie jesteśmy jedi.

- Może i nie jesteścierycerzami, ale widać gołym okiem, że coś was łączy – te słowawprawiły dziewczynę w zamysł – Skoro nie jesteście z zakonujedi, to co wy tu w ogóle robicie ?

- To co należy – odpowiedziałapewnie.

Lorian, zaspokojony wiedzą,spojrzał na pole przed murem. Coś przykuło jego uwagę.

- Coś jest nie tak –powiedział i wtedy stało się.

Gdy ludzie wysłani, aby wysadzićbramę, szli w jej stronę, nagle wiązki lasera przebiły każdegowojownika z osobna. Wyszły z samej bramy.

- Co im się stało ? – Sayanie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Wyciągnęła lornetkę ispojrzała na bramę. W jej podporach zamontowane były wieżyczki,które gdy tylko zobaczyły ruch, natychmiast go eliminowały –Źle. Jest bardzo źle – przekazała lornetkę Lorianowi iskontaktowała się z Neyo – Neyo ! Nie możemy wysadzić bramy,wszyscy ochotnicy nie żyją. Na bramie są wieżyczki. Nie mamy jakpodejść.

- Fierfek, tego nieprzewidzieliśmy – odpowiedział dalej unikając ostrzału.Spojrzał w stronę bramy i coś przyszło mu do głowy – No dobra,pięć sępów na moim ogonie będzie musiało wystarczyć. Saya !Zbierz wszystkich dokładnie naprzeciwko bramy, razem z Vis'emzrobimy przejście.

- Robi się – powiedziała irozłączyła się.

Chłopak w myśliwcu zrobiłkilka okrążeń wokół kompleksu, żeby zebrać droidy, próbującego zabić, w miarę prostą linię dokładnie za nim. Zaczął leciećw stronę dżungli przed bramą.

- Jesteście na miejscu ?

- Tak – odezwał się Balt –Co ty kombinujesz, młody ?

- Zobaczysz – będąc naddżunglą wykonał zwrot w stronę bramy, a wszystkie sępy poleciałyza nim.

Nad głowami wojowników świsnęłymyśliwce. Leciały prosto na bramę.

- ( zaniepokojone gwizdy )

- Tak wiem, spokojnie – odezwałsię do droida.

Brama była coraz bliżej.Chłopak niewzruszenie leciał w jej stronę.

- ( przerażony pisk )

- Teraz !!! – krzyknął izaczął zwiększać pułap.

W ostatniej chwili wyrobił się.Metr różnicy zadecydował o tym, czy spełni życzenie przywódcynajeźdźców. Droidy rozbiły się o bramę zamieniając ją w kupęgruzu i otwierając drogę ruchowi oporu.

- Oya !!! – krzyknąłzachwycony.

- ( gwizdy ulgi )

Wojownicy patrzyli jak kawałybetonu spadały na ziemię. Lorian spojrzał na to co zrobił Neyo.

- Ten chłopak to wariat –powiedział do Sayi.

- Tak ... ale mój wariat –wymamrotała pod nosem. Wyszła przed szereg i odwróciła się wjego stronę – Za wolność i równość ! Oya !!!

- Taaaak !!! – ruch oporuodpowiedział.

Wszyscy ruszyli z bojowymokrzykiem na ustach w stronę placówki. Gdy starli się z siłaminajeźdźców, rozgorzała wielka bitwa. Saya, na czele ataku,pierwsza rozpoczęła ostrzał, a chwilę potem wszyscy poszli w jejślady. Neyo stanowił wsparcie z powietrza – pozbywał się dużychgrup przeciwników seriami z działek. Oddziały naziemne skierowałysię w stronę obozów jenieckich. Mandalorianka cały czas parłanaprzód. Gdy miała przejść za róg, ni z tego ni z owego zostałauderzona w twarz. Zakołysała się i upadła na kolana. Troje ludzistanęło jej na drodze. Jeden z oprychów odezwał się.

- Spójrzcie kogo my tu mamy.Całkiem śliczna buźka.

- Musi być słodziutka w łóżku– odezwał się drugi.

Saya otarła sobie twarz ispojrzała na nich z ukosa.

- Chodź tu i się przekonaj –wysyczała przez zęby.

Pierwszy wyciągnął po niąrękę, ale natychmiast go za nią chwyciła i wykręciła mu ją.Wbiła mu kolano w brzuch i przytrzymała skulonego przed sobą.Pozostali zaczęli strzelać. Osłoniła się tym, którego trzymała.Zastrzelili go, a gdy przerwali ostrzał, przeskoczyła nad martwymłajdakiem i kopnęła jednego w zgięcie kolana. Uklęknął i wtedyobaj do niej wycelowali. Zapaliła miecz świetlny i zniszczyła ichblastery szybkimi cięciami. Ten, który stał na nogach rzucił sięna nią, ale odepchnęła go prostym kopnięciem w brzuch. Tego,który klęczał, złapała za fraki i cisnęła o kant ściany.Zginął od uderzenia głową w róg. Ostatni żywy ponownie rzuciłsię na Sayę. Ona tylko okręciła się na pięcie, a on przeleciałobok i uderzył twarzą w ścianę. Stanął i przytrzymał się jejdla równowagi. Wtedy dziewczyna przełożyła mu swoją rękę wokółszyi, przyłożyła mu blaster do pleców i powiedziała mu prosto doucha.

- Nigdy nie nazywaj mandaloriankisłodziutką – strzał przebił go, a ona rozluźniła chwyt ipuściła ciało na ziemię.

Spojrzała na pole bitwy. Walkatrwała. Skontaktowała się z Neyo.

- Neyo ? Gdzie jesteś ? –próbowała go wywołać.

- Dalej ostrzeliwujęnieprzyjaciela z góry – odpowiedział.

- Pewnie w biurze przywódcybędzie ich od cholery. Trzeba się ich pozbyć.

- Jeśli poczuje się zagrożony,na pewno wezwie jak najwięcej posiłków. Może nawet odciążę wasna ziemi.

- My zajmiemy się uwolnieniem iewakuacją jeńców. Ty szturmuj wierzę. Dołączę gdy będęmogła.

- Zrozumiano – połączeniezakończyło się, a Saya ponownie rzuciła się w wir walki.

Neyo skierował się prosto nawieżę. Dowódca nieprzyjaciela cały czas w niej stał i obserwowałprzebieg bitwy.

- Jak przeszli przez ogrodzenie ?Jak doszło do tego ataku ? – kłócił się z kimś przezkomunikator, patrząc na to jak jego wojsko jest gromione przeztubylców – To przeklęte Aviańskie ścierwo podjęło walkę.Pokażmy im, gdzie ... – spojrzał na to co dzieję się przed nim– Przysłać do mnie ochronę, każdego kogo macie. Jest tutaj !Powiadomić generała !

Chłopak w myśliwcu otworzyłkokpit i wyszedł na skrzydło.

- Przejmij stery – powiedziałdo Vis'a – Wyrównaj – zbliżali się do wieży, a gdy byliwystarczająco blisko, droid gwałtownie skręcił – Ha –mandalorianin wyskoczył w stronę okna.

Oprych widząc to, schował sięza osłonę. Chłopak zapalił miecz w locie i będąc przy szybie,przeciął ją od dołu. Zgasił ostrze, obrócił się i wbił w niąplecami z całym impetem. Na podłodze gabinetu rozsypały siękawałki szkła. Chłopak stanął na nogi i zapalił miecz zpowrotem. Spojrzał na przywódcę z ukosa. Niski, siwy i gruby.Zaczął powoli iść w jego stronę, a on panicznie czołgał sięjak najdalej od zakapturzonego wojownika.

- Proszę okaż mi litość. Ja,ja ... jestem bezbronny. Jedi nie powinni zabijać słabszych odsiebie – skomlał.

- Czym Avianie zasłużyli sobiena cierpienie, które na nich ściągnąłeś ? – wycelował wniego ostrzem.

- Te bezmyślne ...

- Ne'johaa !!! – uciszył go iodepchnął Mocą pod ścianę.

- Jako jedi powinieneś mniearesztować. Zasługuję na proces ! – usiadł i zacząłwymachiwać ręką.

W tamtej chwili pojedynczekawałki szkła zaczęły unosić się wokół wojownika. Chłopakspojrzał na niego oczami przepełnionymi nienawiścią.

- Nie jestem jedi – odezwałsię i podniósł Mocą jeszcze więcej szkła z podłogi.

Wszystkie w jednej chwilipoleciały w stronę wodza najeźdźców.

- Nie !!! – krzyk nie trwałdługo, ponieważ odłamki najeżyły tego potwora.

Zapanowała cisza. Za drzwiamiwiększość ocalałych przestępców szykowała się do ostrzałunieprzyjaciela. Czekali, ale nic się nie działo. Nagle drzwiotworzyły się i stanął w nich nieznajomy. Lawina strzałówpoleciała w jego stronę. Nim jednak go dosięgnęły, on po prostuzniknął. Widzieli tylko krótki refleks biegnący między nimi.Przerwali ostrzał i z osłupieniem patrzyli na puste drzwi i dymiącedziury po strzałach.

- Tutaj, di'kute – nieznanygłos odezwał się zza ich pleców.

Gdy odwrócili się za siebie, onnatychmiast wyeliminował pierwszego z brzegu strzałem z blastera izapalił miecz świetlny. Ponownie zaczęli do niego strzelać, aleon umiejętnie odbijał strzały laserową klingą. Zdjął kilkurykoszetami. Po chwili zrezygnowali z blasterów, widząc ichnieskuteczność. Zostało ich czterech, ale wiedzieli, że wsparciejest w drodze. Chłopak zgasił ostrze i przyjął postawę do walkiw ręcz. Dwóch najbliższych ruszyło na niego, a pozostali zostaliz tyłu. Zanim zdążyli zaatakować Neyo uderzył tego po lewejmocnym prawym sierpowym. Trafiony zakołysał się do tyłu. Chłopakuchylił się pod pięścią lewego i wbił mu pięść w brzuch.Oprych odsunął się i skulił. Z wierzchniej części prawegokarwasza mandalorianina wysunęło się długie ostrze. Lekko jakduch przeskoczył nad prawym, robiąc salto, chwycił go za bark iwbił mu je w plecy. Padł martwy. Drugi otrząsnął się i ruszyłz atakiem. Neyo zorientował się i puścił pięść przeciwnika nadbarkiem, chwycił go za ramię i przerzucił przez plecy. Przyszpiliłgo do podłogi kolanem i przeszył mu gardło ostrzem. Dwóch z tyłupatrzyło na odwróconego wojownika z narastającym strachem. Wstałi spojrzał na nich przez ramię. Zaczęli strzelać. Unikał ijednocześnie zbliżał się do nich, poprzez salta i spirale wpowietrzu. W końcu przeskoczył nad nimi, w locie aktywował miecz izabił jednego cięciem przez cały bark, aż do mostka. Drugiegowyrzucił w powietrze pchnięciem Mocy z otwartej dłoni. Zgasiłostrze, wyskoczył nad niego i robiąc salto do przodu, wbił go zpowrotem w ziemię kopnięciem piętą w brzuch. Wylądował naśrodku korytarza pośród ciał. Natychmiast ruszył w stronęwindy. Tymczasem w obozie jenieckim, Saya i reszta buntownikówuwalniali niewolników. Pokonali już wszystkich przestępców imogli spokojnie zająć się Avianami. Dziewczyna sprawdzała stanuwolnionych, kiedy dwójka osób zaczęła panicznie o coś wypytywaćwszystkich wokół.

- Czy naprawdę nikt nie wie costało się z naszą córką ? – krzyczała kobieta.

- Ma na imię Ara ! –dopowiadał mężczyzna.

Saya zerwała się i podbiegłado nich.

- Ja wiem – powiedziałaenergicznie – Nic jej nie jest.

- Dlaczego mamy ci wierzyć ? –on jej nie ufał.

- Ara ... ma białe piórko nadprawym uszkiem – powiedziała zdecydowanie.

- To nasza córeczka. Gdzie onajest ? – ona chciała wiedzieć wszystko.

- Jest na naszym statku,bezpieczna. Zajęłam się nią jak własnym dzieckiem – uspokoiłaich.

Kobieta przytuliła dziewczynę,a mężczyzna położył jej rękę na ramieniu.

- Dziękujemy.

Odeszli, a dziewczyna przywołałado siebie Loriana i Balta.

- Neyo spełnił obietnicę,niedobitki wróciły do środka żeby ochronić wodza – odezwałasię.

- Chodźmy mu pomóc –zaproponował komandor.

- Zgadzam się – odpowiedziała– Air, Bird, Perno, idziecie z nami.

Cała szóstka ruszyła w stronęwieży. Weszli przez główne drzwi i znaleźli się w dużym holu.Niespodziewanie Balt odezwał się.

- Czekajcie !

- Co się dzieje ? – Sayaspytała niecierpliwie – Neyo czeka na mnie – Lorian spojrzał nanią wymownie – Nas ... czeka na nas – spuściła odrobinęwzrok.

Balt przyjrzał się odczytom naswoim wyświetlaczu HUD.

- Trzy cele jadą windą w stronęchłopaka, a na szczycie już czeka na niego kilkoro oprychów.

- Możesz je zidentyfikować ? –spytał Air.

- To tylko sygnatura cieplna, alejeden cel jest większy od pozostałych, jakby ... potężniejszy.

- To na co czekamy, iviin'yc –pobiegła w stronę drugiej windy, a za nią reszta.

W międzyczasie Neyo miał zasobą walkę z kilkoma falami przeciwników po drodze do windy.Przeszedł przez drzwi i wszedł do większego pomieszczenia. Czekałotam na niego kilkoro kolejnych najeźdźców. Trzymał miecz w stylushien. Gdy rozpoczęli ostrzał, on zaczął odbijać strzały w ichstronę. Po chwili ostał się tylko jeden. Chłopak odbił ostatniąwiązkę lasera, obrócił się i pchnął go Mocą na drzwi windy.Uderzył o nie i zaczął stękać z bólu. Neyo wyłączył klingęi zaczął powoli iść w jego stronę. Wysunął ostrze z rękawicy.Nagle drzwi windy otworzyły się i stanął w nich ogromny ...ciężko było nazwać go człowiekiem, wyglądał raczej jak robot.Chłopak cofnął się i schował ostrze. Potężne metalowe szponyzamiast rąk i nóg, grube opancerzone blachy w górnych partiachciała i dziwna maska skrywająca odrażające oczy. Towarzyszyły mudwa droidy ochronne. Wyszedł z windy i spojrzał na jeszcze żywegooprycha.

- Do niczego – odezwał sięmrożącym krew w żyłach głosem i dobił go, miażdżąc mu twarzmetalową stopą. Chłopak zdjął kaptur i obserwował go – Zająćsię nim – rozkazał droidom.

Ochroniarze wyszli naprzeciwkomandalorianina, zaczęli go okrążać i wymachiwaćelektrowłóczniami. Neyo nie przejął się nimi, ani odrobinę. Gdytylko wykonały pierwsze ataki, on przemknął między nimi używającpędu i znalazł się za nimi. Błyskawicznie podciął im nogimieczem. Miotające się korpusy upadły, a on przyciągnął ichwłócznie do rąk i dobił nimi to co z nich zostało. Odrzuciłjedną i odwrócił się do Generała Grieviousa.

- Potrafisz coś więcej opróczwysługiwania się pachołkami ? – stanął w gotowości do walki zmieczem i piką w rękach.

- Nie mam w swojej kolekcjiżółtego miecza. Będzie jej perełką – powiedział i wziąłdwie rękojeści do rąk.

Zielone i niebieskie ostrzazapaliły się i zaczęły obracać z dużą prędkością. Rozpocząłatak. Neyo zablokował oba ostrza włócznią. Uderzyły w nią zogromną siłą. Upadł na kolano, ale próbował zaatakować jegonogi mieczem w drugiej dłoni. Cyborg odskoczył. Od razu ciął zdwóch stron, a chłopak uskoczył do tyłu. Ich walka rozpoczęłasię na dobre. Zaczęli śmiertelną wymianę ciosów. AtakiGrieviousa były niezwykle silne, a i szybkością dorównywałmandalorianinowi, mimo używania pędu. W końcu zrobił wślizg podostrzami cyborga, ale natychmiast został złapany stopą za twarz.Próbował uwolnić się włócznią, ale wytrącił mu ją z ręki icisnął nim z całych pleców w stronę drzwi drugiej windy. Gdychłopak miał w nie uderzyć, one otworzyły się. W windzieznajdowali się Saya i reszta załogi. Kiedy zobaczyli, że leci wich stronę rozsunęli się tworząc mu drogę. Uderzył w ścianę iupadł bezwładnie na podłogę. Dziewczyna przerażona tym widokiem,przejęła inicjatywę.

- Ognia ! – krzyknęła izajęła się przyjacielem.

Żołnierze rozpoczęli ostrzał,ale nie powstrzymał on wojownika na długo. Zaczął sięniebezpiecznie zbliżać. Balt zamknął drzwi, ale on był zbytblisko. Wtedy Neyo odepchnął go Mocą od nich. Poleciał przez całepomieszczenie, a drzwi zamknęły się i zaczęli jechać na dół.

- Saya ... Ugh – chłopak mówiłdo niej.

- Spokojnie – pomogła mu wstać– Co to było ?

- Nie wiem. Musimy uciekać.

- Dlaczego ? – Saya nierozumiała.

Wtedy winda zakołysała się poddużym ciężarem. Zapaliło się światło awaryjne.

- Dlatego – odpowiedziałbeznamiętnie Neyo, po czym winda zaczęła spadać.

Złapał ją w chwyt Mocy ispowolnił.

- Saya ! – krzyknął.

Nie musiał tłumaczyć. Wcisnęłaprzycisk od drzwi. Otworzyły się na półpiętrze i większośćpasażerów wyszła na niższe piętro. Jednak, gdy dziewczyna miaławyjść, kościste, metalowe szpony chwyciły ją za płytę pancerzai wciągnęły na wyższy poziom.

- Aaaaa !!! – piskliwy krzykrozbrzmiał po korytarzach.

- Neyc !!! – chłopak puściłwindę, skoczył i złapał się podłogi między piętrami. Wychyliłsię do przodu, cały czas zwisając. Kabina spadła, a on wybił siędo tyłu, zrobił salto i odbił się od szybu windy, wskakując napiętro wyżej. Natychmiast puścił się biegiem przez korytarz, wpogoni za Grievousem – Komandorze, zabieraj stąd wszystkich cywili!

- A co z wami ? – odpowiedziałprzez komunikator.

- Dogonimy was, gdy jużrozprawimy się z tą kupą złomu – zakończył połączenie.

Zatrzymał się na rozwidleniu.Skupił się. Sięgnął do głębi swoich uczuć. Wyczuł gdzie jestSaya, a jej krzyk, który usłyszał, tylko to potwierdził. Pobiegłna miejsce. Wybiegł na kładkę pośrodku dużej hali, wypełnionejkadziami z sokiem Vaab i wielkimi piecami.

- Saya ! Saya !!! – nawoływał.Spojrzał na podłoże i znalazł połowę miecza, którą jej dał –Tchórzu wyjdź i walcz !!! – złączył rękojeści i mocnozacisnął dłoń na broni.

Usłyszał metaliczne kroki zasobą. Odwrócił się i zobaczył przeciwnika. Grievous podzieliłrękę, w której trzymał dziewczynę, na dwie. Przeniósł ją zaplecy.

- Poddaj się, inaczej ona zginie– powiedział i zacisnął palce na jej szyi jeszcze mocniej.

Ona przecząco pokręciła głową,próbując złapać oddech. Neyo czuł nienawiść i stanął wpozycji do walki, ale po chwili opuścił i wyłączył ostrze. Niestracił jednak czujności. Zdał się kompletnie na dziewczynę. Onaspojrzała na miecze, wiszące u pasa wojownika. Wyciągnęła rękęw ich stronę. Nie mogła dosięgnąć. Spojrzała na chłopaka.Pokiwał niewidocznie głową. Zamknęła oczy, skupiła się i ...przyciągnęła miecz do swojej dłoni. Od razu włączyła turkusoweostrze i odcięła potworowi dłoń, która ją trzymała. Zaskoczonytym co się stało, kopnął ją mocno do tyłu. Poleciała daleko ispadła z kładki. Neyo złapał ją Mocą i powoli opuścił nabetonową posadzkę.

- Saya ! – czekał, ale nieodpowiedziała.

- Ugh ... głupia dziewucha –cyborg podzielił drugie ramię i zapalił dwa ostrza.

Wściekły chłopak podzieliłmiecz i też zapalił dwie klingi. Znowu poczuł przypływ tej samejenergii co wcześniej. Rzucił się na przeciwnika i przeszedł doofensywy. Grievous odczuł zmianę w jego atakach. Były silniejsze ...potężniejsze. Musiał przejść do defensywy. Gdy ich ostrzaskrzyżowały się, Generał przytrzymał go w tej pozycji. Powoliprzesuwał ostrza, aby w końcu wybić mu je z rąk. Zaatakowałpodwójnym cięciem z góry, ale rozbrojony chłopak nie był wcaletaki bezbronny. Zbliżył się i chwycił ręce cyborga wnadgarstkach. Przeciwnik starał się zepchnąć go do podłogi, aleon niezwykle mocno się opierał. Chwyt Neyo powoli miażdżył stawymetalowych ramion, a Moc wychodząca od niego sprawiła, że elementypancerza przeciwnika zaczęły się giąć i spadać z niego. Nawetbarierki odrobinę się wygięły pod jej wpływem. Mandalorianinaponownie otaczała błękitna aura, a w jego oczach płonął ogieńnienawiści. Grievous miał coraz większy problem z utrzymaniemchłopaka w miejscu. Zaatakował jedyną wolną i w pełni sprawnąręką. Trafił go w lewą skroń. Wbił się palcami w skórę.

- AAAAA ! – Neyo zawył z bólu,ale nie poluźnił chwytu ani trochę.

Przeciwnie, zaczął napierać.Cyborg już dawno wypuścił miecze z rąk, a teraz zaczął sięcofać. Wziął ostatni miecz jaki mu został i zaatakował. Chłopakpuścił ręce przeciwnika i odskoczył do tyłu. Zebrał energię wswoich dłoniach, wziął zamach i pchnął Generała Mocą z takąsiłą, że wokół rozeszła się fala uderzeniowa. Poleciał dalekowzdłuż mostu. Nie dawał za wygraną. Użył pędu i momentalnieznalazł się przy nim. Wyskoczył w spiralę i kopnął go zpółobrotu tak mocno, że spadł z kładki. Skoczył za nim.Zanurkował w powietrzu, a gdy znalazł się przy nim uderzył gootwartą dłonią w korpus i posłał w stronę ziemi z niewiarygodnąprędkością. Kupa żelastwa uderzyła w betonowe fundamenty iwybiła wielką dziurę w podłodze. Neyo wylądował bezpiecznieobok dziury i spojrzał na jeszcze żywego cyborga. Ze zniszczonychpodziemnych rur lał się kwaśny sok Vaab. Wskoczył do dziury.Kaszlący ostatek Grievousa próbował uciekać, ale chłopak mu wtym przeszkodził. Stanął nad nim, przyciągnął kawał urwanejrury i przymierzył się do zadania ostatniego ciosu. Kwaśny sok naniej przeżarł materiał rękawicy i wypalał mu skórę, ale on wszale nie zwracał na to uwagi. Przegrany patrzył na niegoprzerażonymi oczami. Chłopak przeniósł rurę nad głowę.

- RRAAAA !!! – wziął zamach.

W ostatniej chwili zanim podłużnyprzedmiot przebił pierś cyborga, ten odepchnął chłopaka obiemanogami na drugi koniec dołu. Mandalorianin wylądował na gruzach iuderzył potylicą o kawał betonu. Zamroczyło go, a aura zniknęła.Otworzył oczy i złapał się z bólu za poparzoną rękę.Zamglonym wzrokiem obserwował jak ten tchórz uciekał. Lewą rękąwyciągnął blaster z kabury i wymierzył w niego, ale po chwili niemiał już do kogo strzelać. Uciekł mu. Opuścił powoli rękę,wypuścił powietrze i rozluźnił się. Nagle usłyszał odległykobiecy głos.

- Neyo ! Neyo !!!

- Saya – powiedział cicho.Przewrócił się na brzuch i złapał wystających kawałkówbetonu. Wybił się do góry i wyleciał z dziury – Ugh – upadłprzy lądowaniu.

Przerażona dziewczyna zauważyłago i natychmiast do niego podbiegła. Pomogła mu wstać. Mocno siędo siebie przytulili.

- Jesteś cała ?

- Elek. Całe szczęście –odsunęła się od niego i zaczęła oglądać jego rany –Rozglądałam się, ale nigdzie cię nie widziałam. Znalazłam to izaczęłam bać się najgorszego – podała mu obie części jegomiecza.

- Vor entye – wziął broń,połączył ją i przytroczył do pasa.

Wtedy dziewczyna spojrzała nadziurę za nim.

- To twoja sprawka ?

- Elek – spuścił wzrok, jakbybał się tego do czego jest zdolny.

Dziewczyna widziała to. Chciałago pocieszyć, ale uznała, że nie ma teraz na to czasu.

- Chodź – objęła go,przełożyła jego ramię przez swoje barki i podparła go – Musimystąd iść – powoli ruszyli do wyjścia.

Grievous opuścił już halę. Podrodze na lądowisko użył detonatora i wysłał komunikat detonacjido ładunków pod budynkiem. Wsiadł do swojego myśliwca i odleciałz planety. Wtedy budynek zadrżał w posadach. Pod wpływem impulsuobolały chłopak wziął dziewczynę na ręce i użył pędu, abyuciec z walącego się budynku. Był zbyt wycieńczony, żeby dobiecdo dżungli, ale przynajmniej uciekli z pola rażenia wybuchu. Podrodze potknął się i upadł z nią w ramionach. Osłonił ją odwybojów, a gdy zatrzymali się, stracił przytomność. Hala, wktórej przetwarzali Vaab, praktycznie przestała istnieć. Sayależała na Neyo i obserwowała lawinę wybuchów. Po chwili ustały.

- To chyba koniec – spojrzałana chłopaka – Neyo ? – miał zamknięte oczy, ale oddychał.Uklęknęła obok i położyła jego głowę na swoich kolanach –Balt, potrzebujemy transportu, Neyo jest nieprzytomny.

- Robi się, młoda – odezwałsię głos z komunikatora.

Czekała spokojnie na przybyciepomocy, cały czas gładząc chłopaka po głowie. Wiedziała, żenic mu nie będzie, mimo to chciała czuć jak oddycha. Pochyliłasię i dała mu całusa w czoło. Wtedy, przez sen przekręcił głowębliżej dziewczyny. Ona tylko uśmiechnęła się i wyszeptała.

- Wygraliśmy.

Rozdział9: Rosnąca potęga

Kilka godzin później

Słońce wisiało wysoko nadhoryzontem M'iryy. Z hangaru Wayfahrera zniknęły łóżka i namiotSpirii, a statek dalej stał w wiosce. Wszyscy Avianie z całejplanety pracowali ciężko, aby wrócić do dawnej rutyny, mimoprzeżyć, które na długo zapadną im w pamięć. Jeden z bohaterówrewolucji plemion – Neyo, siedział na swoim łóżku w kajucie.Patrzył na swoje ręce. Podczas walki nie zwrócił na to uwagi, alepotęga jaką zaczyna obdarzać go Moc, staje się coraz większa.Jego głowę wypełniały pytania, a przede wszystkim jedno –dlaczego tak rośnie w siłę ? Drzwi pokoju otworzyły się istanęła w nich Saya.

- Su'cuy – przywitała się zuśmiechem.

Wyprostował się, odetchnął iodpowiedział.

- Su'cuy.

- Jak się czujesz ? – usiadłaobok niego i dotknęła opatrunku na jego twarzy.

- Dobrze. A ty ? – spytał.

- Też. Zemdlałeś, martwiłamsię – przytuliła się do jego ramienia.

- Wcześniej ... znowu wpadłem wa'den. Bałem się, że coś ci zrobił. Teraz jestem jeszczepotężniejszy, ale dlaczego ? – zacisnął pięści.

Ona popatrzyła na niego czule.Dotknęła dłonią jego zabandażowanej pięści. Rozluźnił chwyti złapał ją. Spojrzał jej w oczy.

- Czy to takie ważne ? Robisz toco należy. I to jest najważniejsze – przytulili się. Po krótkiejciszy ona podskoczyła dziwnie – Rany, kompletnie zapomniałam –wstała i pociągnęła za sobą chłopaka.

- Co się stało ?

- Zobaczysz – powiedziałaśmiejąc się.

Zabrała go do włazu i zeszli naziemię. Tam czekali na nich Avianie z całej wioski. Gdy tylko siępokazali, podniósł się głośny aplauz. Dziewczyna z radosnąniecierpliwością czekała na reakcję chłopaka. On tylko stał ipatrzył zaskoczony obecnością wszystkich. Lorian podszedł izaczął mówić.

- Trzymasz się przyjacielu ? –uścisnęli sobie dłonie.

- Jasne, Vod – puścił go –Co się dzieje ? – spytał i popatrzył na całe plemię.

- Chcieliśmy wam podziękować iżyczyć bezpiecznego powrotu – tłumaczył wódz – I podarowaćwam coś w podzięce – wziął lniane zawiniątka od Perno – Nieoddają w pełni naszej wdzięczności, ale mamy nadzieję, że będąsię wam podobać – podał po jednym Neyo i Sayi.

Rozwinęli je i zobaczyli, że sąto poncza z kapturami, przyozdobione piórami. Wzory i symbolewidniejące na nich były niezwykłe i jedyne w swoim rodzaju.

- Są przepiękne – odezwałasię dziewczyna.

- Dziękujemy – powiedziałNeyo.

- Spiria też coś dla was ma –powiedział Lorian i odsunął się.

Szamanka podeszła do nich zmiseczką farby w rękach i przemówiła.

- Nie musieliście nam pomagać,a mimo to uwolniliście nas od tyranii najeźdźców.

- Nie zrobiliśmy tego sami. Totakże wasza zasługa.

- A jednak, byliście czymśczego nam brakowało – zanurzyła palce w farbie – Tobie,Neyomarze, nadaję symbol cyklonu, który niesie zniszczenie, a wjego oku znajdziesz spokój. Tobie, Sayano, nadaję symbol wilczycy,która jest opiekuńcza, ale gdy trzeba stanie w obronie watahy –powiedziała i namalowała im symbole na czołach. Ukłonili sięsobie nawzajem.

- Spirio ... przebudziłemkolejny fragment swojej duszy. Potężniejszy niż wcześniej.

- Tak jak mówiłam. Jeszczewielka część twojej Mocy czeka na przebudzenie, ale używasz tejpotęgi i nie zmieniasz się. Tak trzymaj – teraz zwróciła siędo dziewczyny – Pilnuj go. Taki chłopak rzadko się trafia.

- Nie spuszczę go z oka –powiedziała, chwyciła jego dłoń i oboje się uśmiechnęli.

- Drugiej takiej pary ze świecąszukać – zaśmiała się i odeszła.

Lorian ponownie zabrał głos.

- Od tej chwili jesteściehonorowymi członkami plemienia. W razie potrzeby, zawsze przyjdziemywam z pomocą – uśmiechnął się.

- Wy też możecie zawsze na nasliczyć – zrewanżował się Neyo.

Bohaterska dwójka już miaławchodzić z powrotem na pokład, ale z tłumu wybiegło do nichdziecko. To była Ara. Zbliżyła się do nich i objęła oboje.Kucnęli i też przytulili dziewczynkę.

- Będę tęsknić – odezwałasię.

- My też będziemy –odpowiedziała Saya.

Odsunęli się od siebie. Chłopakotarł łzę z oka.

- Widziałam to twardzielu –dziewczyna zażartowała i szturchnęła go w bok.

- No co ? Nie jestem z beskaru.Trzymaj się maluchu.

Wstali. Ara wróciła do rodzicówi machała im kiedy wchodzili na pokład. Wódz krzyczał do nich jeszcze na pożegnanie.

- Bywajcie, dzielnimandalorianie. Niech duchy wam sprzyjają.

- Ret'urcye mhi !!! – żegnalisię, gdy statek startował.

Na ich cześć tłum jeszcze razpodniósł aplauz i trwał on dopóki frachtowiec nie opuściłplanety. Lorian patrzył jeszcze chwilę za nimi. Rozumiał ilezrobili dla jego ludu i wiedział, że jeszcze długo on, jego braciai siostry nie zapomną tej dwójki, ponieważ zrobili dla nich coświelkiego – dali im nadzieję, że jeszcze nie wszyscy robią cośbo muszą, tylko dlatego, że tak trzeba.

W międzyczasie

Generał Grievous wszedłwłaśnie do centrum dowodzenia w swojej kryjówce. Usiadł w foteluna środku pokoju i spojrzał na swoje nowe mechaniczne ręce.Podczas walki w fabryce, jego przeciwnik gołymi rękami zgniótłdurastalowe stawy, a potem stawił mu czoła. Nigdy nie widział żebyktoś walczył tak jak on, jeszcze przed tym jak wpadł w szał.Nagle przed nim wyrósł hologram jego mistrza i zarazem przełożonego– Hrabiego Dooku. Grievous klęknął w jego obecności.

- Generale, doszły mnie słuchy,że twoje zadanie na M'irze zakończyło się niepowodzeniem –powiedział ze srogim wyrazem twarzy.

- Hrabio Dooku, ten mężczyzna,przed którym miałem chronić fabrykę, nie jest zwykłymczłowiekiem. Sposób w jaki on walczył i jego siła. Nigdy niewalczyłem z kimś takim. Nie dziwię się, że Ventress sobie z nimnie poradziła, skoro ja ledwo uszedłem z życiem – pominął tęczęść raportu, w której ucieka ze strachu przed dalszą walką.

- Musisz wiedzieć, że rezultattwojej misji w żaden sposób mnie nie zadowala – hologramwyciągnął rękę poza zasięg kamery – Przygotować mój statek– ponownie zwrócił się do Grievousa – W tej chwili wyruszam donaszego ośrodka badawczego w układzie Picca, aby osobiścieprzypilnować ostatniej fazy projektu „Zmierzch Republiki". Jeślipotrzebujecie przykładu jak postępować z takimi przypadkami, to godostaniecie – połączenie zakończyło się.

- AAAAA !!! – wściekły cyborgzniszczył krzesło i wyszedł z pomieszczenia.

Klika godzin później

Wayfahrer wleciał do hangaruświątyni jedi. Grupka pracowników świątyni zajęła sięfrachtowcem, kiedy mandalorianie schodzili z pokładu. Tak jakpoprzednio, mieli zjawić się w sali wojennej po następny cel, oile został on ustalony. Saya poczuła się nieswojo. Spojrzała namiecz wiszący u jej pasa, a który ukradła Grievousowi. Wciąż niebyła pewna co się wtedy stało, czy to Neyo go poruszył Mocą, czyona to zrobiła. Musiała poznać odpowiedź. Zatrzymała chłopaka.

- Neyo, zanim tam wejdziemy,muszę cię o coś zapytać.

- Elek, co się stało ?

- Jak miecz wpadł do mojej dłoni? To ty to zrobiłeś, prawda ? – to nie wyglądało na pytanie,raczej szukanie potwierdzenia. On to widział i musiał jej w końcupowiedzieć prawdę.

- Nie ... to nie byłem ja.Cyar'ika posłuchaj mnie – spojrzał jej w oczy – Przeczuwałemto od kiedy się poznaliśmy, Spiria zapewniła mnie o tym. To typrzyciągnęłaś miecz i jesteś w stanie widzieć wspomnienia mojei innych ... dzięki Mocy.

Milczała przez chwilę.Skrzyżowała ręce i odsunęła się odrobinę.

- I co teraz ? Mam zostać jedi ?Mam czuć się jak ktoś równy im ?

- A czy ja jestem jedi ? Czy jaschodzę im z drogi w ich obecności ? Robimy co chcemy i jesteśmywolni. Do niczego cię nie zmuszam, ale mogę cię nauczyć parusztuczek.

Spojrzała na niego i zaśmiałasię.

- I będę ci mówić Mistrzu ?

- Neyc. Neyc, czułbym się conajmniej dziwnie – podszedł i chwycił jej dłoń – Więc, co otym sądzisz ?

Spojrzała na niego i uśmiechnęłasię.

- Zgoda – ruszyli do wyjścia –Ale może lepiej żebyś to ty miał go przy sobie w ich obecności –podała mu miecz.

Odsunął jej dłoń z powrotem wdo niej.

- Nie jesteś w niczym gorsza odnich. Jest twój.

Przytroczyła miecz do pasa.Poczuła motyle w brzuchu na myśl o tym, że będzie mogła spędzićz nim jeszcze więcej czasu. Wyszli z hangaru i przeszli całą drogędo sali wojennej. Uwaga wszystkich mijanych jedi skupiała się nanich, a przede wszystkim na mieczu dziewczyny. Nic się nie zmieniłood ich ostatniej wizyty. Wjechali windą na górę i poszli do sali.Przeszli przez drzwi i bez słowa weszli między mistrzów. Parawojowników odezwała się tylko, widząc znajomą togrutankę.

- Su'cuy – oboje powiedzieli doniej z uśmiechem.

- Hej – odpowiedziałaradośnie.

- Wasza misja na M'irzezakończyła się powodzeniem – głos zabrała mistrzyni Gallia –Główny komputer w placówce, został co prawda zniszczony, aleczęść plików przetrwała. Na razie rozkodowujemy je, ale jużudało nam się coś ustalić. Ostatnia partia soków wyleciała zplanety dokładnie w dniu, w którym na nią przybyliście.

- Dziwi mnie, że statek zdołałwystartować skoro już tam byliście – mistrz Pong Krell wyraziłswoje krytyczne zdanie.

Neyo najeżył się, gdy tousłyszał. Chciał kłócić się z Krellem, ale poczuł dłoń Sayina swoim ramieniu. Spojrzał na nią. Z jej twarzy biła podobnafrustracja do jego, ale powstrzymał się. Czekali co powie dalej.

- Z raportu klonów, wynika, żegdy tylko wylądowaliście, zaczęliście udzielać pomocyhumanitarnej miejscowym, zamiast skupić się na przydzielonym wamzadaniu – kontynuował z pogardliwym wyrazem twarzy.

Wyprowadzony z równowagi chłopaknie wytrzymał. Dziewczyna nie powstrzymywała go już, bo sama miaładość.

- Proszę, proszę. Strażnicypokoju, tak was nazywają. Czy ty pomógłbyś Avianom, widząc, żeginą i cierpią ? – zaczął iść wokół stołu w jego stronę,Saya została na miejscu – Czy zostawiłbyś ich samych sobie ?

- Gdybym miał ważniejsze rzeczyna głowie, mogliby poczekać – zaczął okrążać stół wprzeciwną stronę – A może ty zamiast im pomagać, gziłeś sięw łóżku z tą kobietą.

- Nie wplątuj jej w to.Porównujesz wagę życia. Mówisz, że bardziej obchodzi cię życietych, którym kiedyś będzie coś zagrażać niż tych, którzyteraz cierpią.

- Wykraczasz poza temat –stanął obok mandalorianki – Bardziej od twoich poglądów,obchodzi mnie, dlaczego pozwalasz żeby twoja dziewczyna nosiła brońjedi.

- Zasłużyła na nią, bardziejniż ty kiedykolwiek zasłużysz – zatrzymał się i obserwowałkażdy ruch Krella.

- Nie wydaje mi się – sięgnąłpo miecz u jej pasa, ale ona złapała go za rękę, wykręciła mują i uderzyła otwartą dłonią w splot słoneczny, odpychając gona dobry metr.

Wielki besalisk upadł na ziemię.Wszyscy obecni obserwowali rozwój wydarzeń, ale nikt nie chciałbronić stanowiska tej dwójki.

- Jest mój – powiedziałapatrząc na niego z góry.

- Ty mała ... – chwyciłmiecz.

Neyo widząc to użył pędu iznalazł się przy nim. Chwycił go za rękę i za nic nie pozwoliłmu nią ruszyć. Pong próbował wyrwać się, ale nie dał rady.Saya widziała lekką łunę otaczającą chłopaka.

- Pierwsze i ostatnie ostrzeżenie– kucnął dalej trzymając go za nadgarstek – Za drugimzostaniesz tylko z trzema rękami – puścił go.

Oboje wstali. Mistrz jedi wróciłna swoje miejsce, a pozostali tylko patrzyli na to co zrobiłmandalorianin z niemałym zdziwieniem. Podminowana dwójka opuściłasalę wojenną.

- Dlaczego nie zareagowaliście wżaden sposób !?! – oburzony Krell zaczął kłócić się zrycerzami.

- Mieliśmy powstrzymywać goprzed czymś, co sam zacząłeś ? – Anakin Skywalker odezwał sięw końcu w obronie chłopaka – Smarku, idź i porozmawiaj z nimi –powiedział do Ahsoki.

- Bardzo chętnie – padawankarzuciła obraźliwe spojrzenie besaliskowi i wybiegła z sali.

- Ze Skywalkerem, zgodzę sięja. Mimo, że jedi oni nie są, nie możemy ich bez szacunkutraktować. Misje wykonują dla nas, a nie muszą przecież –mistrz Yoda odezwał się.

- Co nie zmienia faktu, że Mocchłopaka zdaje się rosnąć z każdą chwilą. Też to wyczuwacie.Jego obecność jest coraz bardziej wyraźna. On musi korzystać zciemnej strony Mocy – głos zabrał mistrz Kit Fisto.

- Musimy go zatem bacznieobserwować i powstrzymać, jeśli da się zaślepić tej potędze –Obi-Wan Kenobi zakończył dyskusję.

Tymczasem na korytarzu Ahsokadogoniła właśnie mandalorian.

- Hej, zaczekajcie ! – wołałaich.

Zatrzymali się i spojrzeli nanią.

- Tak, Ahsoko ? W czym możemy cipomóc ? – odezwała się radośnie Saya.

- Chciałam was przeprosić zazachowanie mistrza Krella. Zawsze był wymagający, ale dziśprzeszedł samego siebie – energicznie przekazała przeprosiny.

Oboje spojrzeli po sobie zezdziwieniem na twarzach. Neyo postanowił wyprostować sytuację.

- Przejdźmy się – zaprosiłją do rozmowy i ruszyli wzdłuż korytarza.

Saya przytuliła się do jegoramienia. Togrutanka szybko zrównała się z nimi.

- Jeszcze raz chciałabym was ...

- Wybacz, że ci przerwę, ale tonie ty powinnaś nas przepraszać – odezwał się chłopak –Tylko ta banda wyidealizowanych di'kute. Ty jesteś inna. Ciekawimnie jak długo z nimi wytrzymasz.

- Nie wiem, czy trochę mnie nieprzeceniasz. Zamieniliśmy tylko kilka zdań.

- Wiemy o tobie więcej niżmyślisz – głos zabrała dziewczyna – Czy nie zastanawiało ciędlaczego, rozmawiamy z tobą inaczej w stosunku do reszty.

- Właściwie to tak. Skąd ...

- ... wiemy jaka jesteś ? –Neyo dokończył za nią – Nie kim jesteś, tylko jaka jesteś.Radosna, ciekawa, odważna i ... lojalna – przyjrzał się jejbliżej, po czym odsunął się.

- No dobra, tylko skąd to wiecie?

- On spojrzał ci w twarz, apotem mi powiedział – Saya pospieszyła z wyjaśnieniem.

Ahsoka zrobiła tylkoniedowierzającą minę.

- Myślę, że możemy jednaktrochę przyśpieszyć proces poznawania się nawzajem – zatrzymałsię i skrzyżował ręce, a dziewczyna puściła jego ramię iwyprostowała się – Jeśli tylko zechcesz.

Padawanka po chwilizastanowienia, dała odpowiedź.

- Chętnie.

Dziewczyna położyła dłoń najego ramieniu, a on swoją na ramieniu Ahsoki. Cała trójka zamknęłaoczy. Neyo wszedł we wspomnienia młodej dziewczyny, a Saya widziałaje przez niego. Młodość spędzona w świątyni. Wiele bitew, walkai radość czerpana z wygranych. Dobre kontakty ze swoimi żołnierzamii mocne więzi z bliskimi osobami. A szczególnie ze swoim mistrzem.Padawanka też mogła zobaczyć jego wspomnienia. Były piękne,przepełnione emocjami i wolnością. Odsunęli się od siebie.

- Jesteś bardzo uczuciowa wporównaniu do reszty rycerzy. Łatwo się przywiązujesz. Dbasz otych, na których ci zależy.

- Jak to zrobiliście. Zaraz ...widziałam twoje wspomnienia, a co z twoimi ? – wskazała nadziewczynę.

- Jeszcze nie do końca torozgryźliśmy, ale chyba dlatego, że po prostu nie chciałam ci ichpokazać.

- Ale dlaczego ?

Neyo spojrzał na nią i bezsłowa pokręcił przecząco głową. Zrozumiała aluzję.Natychmiast zmieniła temat rozmowy.

- Co ci się stało w rękę ? –spojrzała na zabandażowaną dłoń chłopaka.

- Me'ven ? A to. Chcąc wykończyćGrievousa wziąłem do ręki kawał tępej rury, a że rura byłacała w kwasie to się poparzyłem.

- Zajęłam się nim, ale po tejwalce zostaną mu blizny, a ja mam pęknięty łuk brwiowy. Trudnyprzeciwnik z tego cyborga.

- Zaraz ... chcesz mi powiedzieć,że ten miecz, o który pokłóciliście się w sali wojennej ...ukradłaś Generałowi Grievousowi, a ty ... prawie go zniszczyłeś? – zasypała ich pytaniami z nutą niedowierzania w głosie.

- Zdziwisz się, ile możnazdziałać, gdy nie ograniczają cię nauki jedi. Ale ty chyba coś otym wiesz.

- Faktycznie, czasem kodekstrochę wiąże nam ręce. Sama czasem wątpię w jego słuszność –zmarkotniała trochę.

Saya widząc to postanowiła jąpocieszyć.

- Hej, potrzebujemy miejsca donauki i treningu. Może mogłabyś wskazać nam kierunek, gdzie macietu jakieś dojo ?

- Jasne ! – rozchmurzyła się– Tędy ! – pobiegła wzdłuż korytarza.

- Za tobą ! – zawołałradośnie chłopak i razem z dziewczyną pobiegł za padawanką.

Rozdział10: Strach

Kilka dni później

Wayfahrer stał na małej,piaszczystej wysepce na środku sztucznego morza Coruscant. Słońcepowoli zachodziło za horyzont, a jego ostatnie promienieprzechodziły przez taflę wody. Klony z załogi przebywały napokładzie, a mandaloriańska dwójka przesiadywała na plaży. Oddawna oczekują kolejnego zadania od rady jedi, ale ciągłeprzebywanie w świątyni, było na przekór tak i członkom zakonujak i temu duetowi. Po pewnym czasie zdecydowali, że powinniprzenieść się ze swoimi treningami w jakieś bardziej przyjaznemiejsce. Gdzieś gdzie oboje czuliby się sobą i gdzie mogliby byćrazem bez żadnych krzywych spojrzeń. Saya chciała uciec od tłoku,a Neyo chciał wrócić w wodne odmęty. Oczywistym wyborem byłaplaża. Chłopak właśnie pokazywał dziewczynie jak korzystać zMocy. Stali przed statkiem. Ona miała zamknięte oczy, a on stał zanią i szeptał jej do ucha.

- Przypomnij sobie moment, kiedyotworzyły się drzwi windy i stanął w nich ten cybernetycznychakaar – położył jej dłoń na ramieniu.

- Dobra.

- Przypomnij sobie nienawiść,którą do niego pałałaś.

- Ciężko o tym zapomnieć –dotknęła jego dłoni.

- Spójrz na te skrzynie, zobaczw nich swojego wroga i odepchnij je z całą swoją Mocą.

Saya otworzyła oczy, a na jejtwarzy pojawił się grymas wściekłości. Wzięła zamach,skumulowała energię i odepchnęła skrzynie z ogromną siłą,łamiąc przy tym rosnące z tyłu palmy.

- Elek, jate !!! – ucieszyłsię – A teraz, pozwól temu płynąć. To już przeszłość.Wyluzuj.

Stanęła prosto i odetchnęła.Zeszło z niej całe napięcie. Uśmiechnęła się.

- Elek ! Udało się !–podskoczyła radośnie i przytuliła go, a on ją też.

Odsunęła się odrobinę.

- Pchnięcie opanowałaś. Możecoś trudniejszego ? – wziął jej miecz do ręki, postawił Mocąjedną skrzynię, a na nią rzucił broń – Przyciągnij go.

- Dobra – zamknęła oczy iwyciągnęła rękę.

Neyo obserwował, ale niezobaczył efektów. Dziewczyna skupiła się i z wysiłkiem zaciskałaoczy. Miecz zdawał się drgać, jakby chciał wpaść do jej ręki,ale nie mógł. Ta sytuacja zmartwiła chłopaka.

- Pamiętaj, odkąd zdecydowałaśsię szkolić w walce mieczem, ta broń stała się częściąciebie. Jest twoja i chcesz ją odzyskać.

- Próbuję. Ugh ... nie wiem cojest nie tak – była sfrustrowana.

- Też nie wiem. Jak udało cisię to zrobić na M'irze ? Co czułaś w tamtej chwili ?

- Oczywiście bałam się. Niechciałam żebyś ryzykował, kiedy widziałam okazję do ucieczki.Po prostu przyciągnęłam go w chwili zagrożenia.

Zastanowił się przez chwilę.Po chwili pstryknął palcami.

- Wiem – oznajmiłentuzjastycznie.

- No to słucham.

- Poprosimy chłopaków, żeby dociebie strzelali, a ja będę uciekał z twoim mieczem. Stanzagrożenia murowany – gdy to mówił wykonywał teatralne gesty.

Popatrzyła na niego jak napsychopatę.

- Błagam powiedz, że żartujeszalbo, że to przez zakażenie od ran. Szybko się tym zajmę.

- Nie. Żartowałem. Prawdziwakoncepcja brzmi tak: wystarczy na dzisiaj. Udesiir.

Pokiwała głową, zgadzając sięz nim. Podeszła do skrzyni i wzięła swój miecz z powrotem. Gdysię odwróciła, zobaczyła, że Neyo wchodzi na pokład.

- Hej ! – zawołała go.

- Tak ? – spytał spoglądającna nią.

- Zostańmy jeszcze chwilę –przeniosła Mocą dwie skrzynie i ustawiła je naprzeciwko morza –Taki ładny zachód – usiadła na jednej skrzyni.

- Elek, pewnie – usiadł obokniej.

Przez dłuższą chwilęobserwowali jak słońce powoli wschodzi nad horyzont, tworzącprzepiękny krajobraz. To było wszystko czego Neyo potrzebował.Piękny widok, szum morza i towarzystwo dziewczyny, która mu siępodobała. Oparła mu głowę na ramieniu, a on chwycił jej dłoń.Ta chwila mogła trwać w nieskończoność.

- Co zrobisz gdy to się skończy? – Saya przerwała ciszę.

- Co masz na myśli ? – spytałzdziwiony.

- Oboje mieliśmy swoje życie,zanim zaczęliśmy pracować z zakonem. Co zrobisz gdy powstrzymamyprodukcję trucizny ?

- Wrócę do domu ... pomogęrodzicom w zbiorach i chyba wrócę do pracy. A ty co zrobisz ?

- Wrócę do swojego mieszkania ...potem do szpitala WAR i będę stawiać żołnierzy na nogi –zastanowiła się przez chwilę – Czy myślisz, że my ... w sensiety i ja ... myślisz, że możemy ... – nie wiedziała jak ubraćto w słowa.

- Elek – odpowiedział beznamysłu.

Spojrzała na niego, zaśmiałasię uroczo i przytuliła go mocno. Wtedy piasek osunął się spodskrzyni, na której siedział chłopak i oboje polecieli do tyłu.Neyo wylądował na plecach, a Saya na nim. Zaczęli się śmiać. Pochwili spojrzał jej w oczy, chwycił delikatnie za policzek, a ichusta zaczęły zbliżać się do siebie. Wtedy z włazu wypadł Birdi zaczął nawoływać mandalorian.

- Imper !! Mild !!

Oboje zdziwieni, zaczęli nerwowona niego spoglądać.

- Rangir – zrezygnowanadziewczyna przeklęła i usiadła okrakiem na chłopaku – Co sięstało, Bird ?

- Mamy ... Czy ja wam, aby nieprzeszkadzam ? – spytał zakłopotany, kiedy zobaczył w jakiej sąpozycji.

- Możliwe. Mów, co się stało? – Neyo tracił cierpliwość.

- Mamy kontakt od rady jedi, alechwilę po nawiązaniu połączenia komunikator nawalił – wróciłna pokład.

Para wstała. Otrzepali się zpiasku i poszli za nim. Dogonili Birda i weszli na mostek. Zobaczylijak Magic stara się naprawić komunikator. Leżał na plecach zgłową i rękami w obudowie urządzenia.

- Szlag by to trafił ! –krzyknął nagle i wstał – Nie mam pojęcia co jest nie tak.Transmiter wydaje się w porządku, a kable przesyłowe są jak nowei wszystko na swoim miejscu.

- Ni kebbur – Neyo podszedł dostołu, sprawdził konsolę i przeszedł do zasilacza. Zdjął paneli obejrzał czy wszystko w porządku – To nie to – założyłosłonę i obszedł stół dookoła. Zdjął drugi panel i wszedłpod budowę. Przyjrzał się i już wiedział co jest nie tak.Zamienił kilka kabli, wyszedł spod urządzenia i założył osłonę– Zobaczmy – podszedł do konsoli i aktywował komunikator.Pojawiły się krótkie przebłyski hologramu i dźwięku, po czymznowu zgasły.

- Nie wiem co ty sobie ...

Neyo podniósł rękę, uciszającMagica. Odsunął się odrobinę i kopnął obudowę. Natychmiastpojawił się hologram mistrzyni Adi Gallii.

- Mar'e.

- Jak to zrobiłeś ? –mechanik nie mógł się nadziwić.

- Gdybyś był jedną z niewieluosób w mieście, które umieją naprawić takie urządzenie, zczasem nauczyłbyś się paru sztuczek – skupił swoją uwagę nahologramie – Mistrzyni Gallio, udało się wam ustalić coś nowego?

- Tak chłopcze, udało się. Niebyło łatwo, ale z danych z komputera najeźdźców odzyskaliśmyraporty transportów soku Vaab. Wszystkie leciały prosto do placówkibadawczej w układzie Picca.

- Mamy jej dokładne współrzędne? – dopytywał się zaintrygowany.

- Co chcesz zrobić ? – spytałazaniepokojona.

- A co niby robimy dla was odtygodnia ? – spytała ironicznie dziewczyna – Pojedziemy tam,znajdziemy Vaab i zniszczymy co trzeba.

- Dziewczyna dobrze gada. DrużynyTau nic nie zatrzyma – zawołał entuzjastycznie Air.

- Generał Gallio, jeśli mogęcoś powiedzieć – głos zabrał komandor Balt – Miałem zaszczytobserwować Neyomara i Sayanę podczas współpracy z żołnierzamina misjach i bez cienia wątpliwości stwierdzam, że nasza drużyna... – spojrzał na wszystkich obecnych – ... poradzi sobie zewszystkim.

- Nie wątpię w to, ale tutajnie chodzi o to, jak dobrze dogadujecie się na polu bitwy.Zrobiliśmy rekonesans w okolicach placówki i to nie jest taki sobiespacerek. Kompleks ma charakter militarny, mniej więcej rozmiarudużych koszar armii droidów. Sami nigdy tam nie wejdziecie, jużnie mówiąc o wyjściu. Będziecie potrzebowali wsparcia.

- Co masz na myśli ? – spytałzaintrygowany chłopak.

- Złożyłam wniosek do radyjedi o przeniesienie mojego batalionu do układu Picca.

Neyo i Saya spojrzeli po sobie.Chłopak powoli przetrawiał tą informację.

- Chłopaki, czy możecie nas nachwilę zostawić ? – odezwał się po chwili.

- Pewnie młody – powiedziałBalt i wszystkie klony opuściły mostek.

- Ja też mam wyjść ? –dziewczyna spytała z troską, widząc niewyraźną minęprzyjaciela.

- Nie, zostań – powiedziałzdecydowanie i chwycił jej dłoń.

Wziął oddech i spojrzał nahologram mistrzyni jedi.

- Mimo tego, że patrzę tylko natwój hologram, to i tak dużo widzę, a wyczuwam jeszcze więcej.

- Nie wiem o czym mówisz, Neyo.

- Patrzysz centralnie na mnie,nie oglądasz się na mijających cię żołnierzy, próbujeszznaleźć jakąś lukę w tym jak się zachowuję. A teraz powiedz,chcesz mieć mnie na oku, dlatego, że się mnie boisz, czy dlatego,że się o mnie w jakiś sposób martwisz ?

Adi nic nie odpowiedziała.Ewidentnie była zaskoczona tym jak szybko domyślił się jednego zpowodów ich przymusowej współpracy, jednak druga przyczynapozostawała taka sama.

- Tak myślałam, że nie potrwato długo zanim domyślisz się zdania Rady.

- Ciężko je przeoczyć –odezwała się dziewczyna – Nie wiem, czy pamiętasz zachowanieKrella.

- To prawda. Wyczuwam ichsceptycyzm z odległości parseca. Chciałbym tylko dowiedzieć sięco ty o mnie myślisz ? Nie próbuj mnie okłamywać. Wyczuję izobaczę.

Gallia wzięła głęboki oddech.

- Chłopcze, nie zrozum mnie źle.Chciałabym czuć co innego, ale to jak szybko się rozwijasz irośniesz w siłę, sprawia, że zaczynam się bać, czy twojaimpulsywna natura nie ściągnie cię na ciemną stronę ...

- Jaki dałem wam powód dotakiego osądu !?! Te wszystkie ocalone życia !?! Tych wszystkichpowstrzymanych Separatystów !?! – chłopakowi puściły nerwy.Mistrzyni nie potrafiła lub nie chciała odpowiedzieć na to pytanie– Tak czułem – odwrócił się i ruszył do wyjścia, ale nimwyszedł spojrzał jeszcze przez ramię – Jeśli dojdzie do tego,że zechcecie mnie usunąć ze swojej „ścieżki", proszę nienastawiajcie oddziału Tau przeciwko mnie. Nie chcę musieć ichzabić, albo żeby oni musieli wybierać – opuścił mostek.

Saya patrzyła jak wychodzi.Czuła jego frustrację, ale pobrzmiewało w tym coś jeszcze, bardzogłęboko ukryte – strach. Chciała być przy nim, wesprzeć go,ale Gallia zaczęła do niej mówić.

- Mild, czy mogę cię prosić,żebyś przemówiła mu do rozsądku. Bez pomocy nie uda wam sięwrócić z tej bazy żywym.

- Nie muszę. Wydaję zgodę nawspółpracę.

- Ty ? To dosyć niespodziewane.Co na to powie załoga ? Jesteś lekarką.

- Lekarką, którą walczyłarazem z nimi na polu bitwy. Zgodzą się. Neyo też by się zgodził.

- Skąd ta pewność ?

- Bo on nie jest tak dumny, żebynarażać życie swoje, moje i naszego oddziału, aby bronić swojegohonor. Też byś to wiedziała, gdybyś chciała go poznać. Możezobaczyłabyś w nim coś więcej niż tylko bezlitosnego brutala –zdenerwowana dziewczyna odeszła od komunikatora. Przeszła przezdrzwi mostka i wyminęła w nich przechodzące klony. Zaczepiła Sira– Widziałeś gdzie poszedł Neyo ?

- Tak, wszedł do waszej kajuty.Chyba poszedł ochłonąć. Wyglądał jakby miał eksplodować.

- Dzięki – klepnęła go poramieniu i ruszyła do pokoju.

Zanim zapukała do drzwi, ześrodka usłyszała głos chłopaka.

- Wejdź, gedet'ye.

Otworzyła drzwi i weszła dośrodka. Zastała go siedzącego na łóżku z podkurczonymi nogami,obracającego w dłoniach swój miecz.

- Jesteś zły ? – spytała.

- Raczej rozczarowany –powiedział, po czym wypuścił powietrze zrezygnowany – Liczyłem,że chociaż ona będzie miała o mnie inne zdanie.

Dziewczyna usiadła obok niego ioparła głowę na jego ramieniu.

- Przykro mi – powiedziała.

Chłopak wziął głębokioddech. Chciał jej coś wyznać. Tą jedną rzecz musiał nosić samna swoich barkach już zbyt długo. Przemógł się w końcu.

- Nie noszę go przy sobie międzyludźmi na Dantooine – podał jej broń.

Saya spojrzała na niegozdziwiona. Wzięła od niego miecz i odłożyła go na materac.

- Dlaczego ? – spytała ztroską.

- Jako dziecko ... bałem się cobyłoby gdyby ... ktokolwiek, nawet moi najlepsi przyjaciele,dowiedzieli się o tym co potrafię ... Teraz, gdy rosnę w siłę,odczuwam to jeszcze bardziej ... a zachowanie jedi tylko utwierdzamnie w przekonaniu, ... że przyjaciele zaczną się mnie bać, gdytylko odkryją prawdę.

Neyo skrywał ten lęk bardzogłęboko. Dziewczyna chciała móc zrozumieć go w pełni, ale przedkilkoma dniami nie wiedziała, że sama jest czuła na Moc, więc nienosiła w sobie takich uczuć. Jedyne co w tej chwili mogła dlaniego zrobić, to być przy nim. Tak jak on był przy niej za każdymrazem gdy przypominała sobie o tym co spotkało ją w przeszłości.Chłopakowi było ... po prostu ... lżej. Przylgnął mocniej dodziewczyny. Ogarnęło ich ciepło, po czym zasnęli w swoichramionach.

Rozdział11: Współpraca

Kilka godzin później

Wayfahrer stał w hangarze napokładzie Venatora mistrzyni Adi Gallii. Niszczyciel leciał wnadprzestrzeni. Zmierzali w okolice układu Picca, aby zacząćobserwacje ich celu z bezpiecznej odległości. Generał Gallia byłana mostku oczekując przyjścia młodego mandalorianina, najpewniej wtowarzystwie swojej przyjaciółki. Spóźniali się już dłuższąchwilę, więc spróbowała się z nimi skontaktować.

- Imper ? Czekam na ciebie jużod godziny. Musimy omówić plan działania. Imper ? Neyo ? – nieodpowiadał – Mild ? Odbiór.

- Tak ? – usłyszała głosdziewczyny z komunikatora – Czy coś się stało ?

- Tak dziecko, czekam na was namostku już dłuższą chwilę. Gdzie wy jesteście ? –odpowiedziały jej szumy po czym dziewczyna ponownie się odezwała.

- Nie słyszę pani, chybabędziesz musiała zejść do nas do hangaru.

Żołnierze, którzy to słyszelispojrzeli zdziwieni na mistrzynię jedi. Niektórym udzielił sięhumor tej sytuacji i zaczęli się po kryjomu śmiać. SfrustrowanaAdi zeszła z mostku i przebyła całą drogę do hangaru. Wyszła zwindy i ruszyła w stronę frachtowca oddziału Tau. Właz byłotwarty, ale nie musiała wchodzić na pokład, ponieważ całazałoga była na zewnątrz. Im bliżej podchodziła tym wyraźniejwidziała, że urządzili sobie, na luźno leżących skrzyniach,konkurs siłowania na rękę. Do wyzwania akurat podchodzili Neyomari Balt. Chciała podejść do młodego mężczyzny, ale zatrzymałają dziewczyna, siedząca obok.

- Nie teraz – odezwała się.

- Myślałam, że mandalorianieznają znaczenie słowa dyscyplina – powiedziała ironicznie Adi.

- Nie obchodzi mnie co myślałaś,a bardziej co w tej chwili widzisz – odpowiedziała jej nieodwracając wzroku od przyjaciół.

- Co to ma do rzeczy ?

- Po prostu powiedz, co widzisz ?

- Eeh ... – mistrzyni dała zawygraną i przyjrzała się żołnierzom i nastolatkowi. Neyo i Baltdługo zmagali się w siłowaniu. Astromech Vis sędziował, awszyscy inni dopingowali – Wygłupiają się i tyle.

- A znasz na to inną nazwę ?

- Sama nie wiem ... bawią się ?– spytała niezbyt wylewnie.

- Właśnie. A kto według ciebiebawi się ze sobą nawzajem ? Dowódca i podwładny, czy przyjaciele?

Jedi przyjrzała im siędokładniej.

- Przyjaciele – powiedziałabardziej zaintrygowanie – Bracia.

- Dokładnie, a jak myślisz cowywołało w nich takie poczucie braterstwa ?

W tym czasie Neyo zacząłspychać dłoń komandora do blatu.

- Wspólna walka oczywiście.

- Elek, ale nie tylko. Cośjeszcze. Podpowiem ... coś czego ty nie zrobiłaś.

Gallia nie musiała się długozastanawiać. To zdanie brzmiało jej w głowie od czasu ichholograficznego połączenia na Coruscant.

- Poznali się.

Saya pokiwała głową zgadzającsię z nią.

- Pamiętam twój zawód, gdyzobaczyłaś, że on nie jest taki jaki byś chciała żeby był.Wtedy w świątyni, pokazał wam tylko to co chciał wam pokazać zewzględu na wasze nastawienie. Może jeśli je zmienisz ... on pokażeci jaki naprawdę jest.

Wtedy Neyo pokonał komandora wsiłowaniu na rękę. Wstał i zaczął udawać wielkiego siłacza.Wszyscy wokół podnieśli okrzyk, a Vis zaczął radośnie buczeć ikręcić kopułą. Wygrany podał dłoń przegranemu.

- Ale nie używałeś tegotwojego wzmocnienia, co ? – komandor spytał podejrzliwie.

- Neyc. To była uczciwa walka –oboje zaczęli się śmiać – Hmm ... wzmocnienie. Trafna nazwa,pozwolisz, że będę z niej korzystał ?

- Pewnie.

Rozeszli się i do skrzynipodeszli Magic i Sir. Idąc w stronę Sayany, Neyo przybił piątkęz Airem. Dziewczyna wstała i podeszła do niego.

- Triumfalny powrót –zażartowała.

- Do ciebie wróciłbym zdrugiego końca galaktyki – skupił się na niej, ale po sekundziespojrzał na mistrzynię Gallię stojącą z tyłu – Czy coś sięstało ? – spytał dziewczyny szeptem.

- Możliwe, że specjalnieprzechwyciłam sygnały z jej komunikatora, żeby ją tu ściągnąć– powiedziała równie cicho.

- Dlaczego ? – spytałspokojnie.

- Wyczuwam twój niepokój.Mówiłeś, że liczyłeś, że chociaż ona będzie myślała otobie inaczej. Czegoś mi nie mówisz, ale coś cię z nią łączy.

Chłopak zamyślił się. W końcuwydusił to z siebie.

- Ona ... szkoliła Ag'buir, gdyjeszcze należała do zakonu – dziewczyna spojrzała na niegozaskoczona. Nie spodziewała się, aż takiego związku między Adi,a nim. Teraz rozumiała jej zaangażowanie w całą operację, atakże jego uczucia – Wyznała mi, że były blisko. Jak matka icórka. Ściągnęłaś ją tu specjalnie, żebym się z niąpogodził. Przyznaj się.

- Tak, ale nie traktuj tego jakbyto nie była moja sprawa. Niedługo mamy zaatakować koszary sepów.Nie chcę, żeby coś cię rozpraszało na polu walki, ani twojarelacja z panią generał ... ani myśli o mnie w samej bieliźnie.

Zaśmiali się oboje. Neyowypuścił powietrze.

- No dobrze, pogadam z nią.

- Kandosii – wtedy zawodnicyodeszli od skrzyni i ponownie podniosły się wiwaty – Teraz mojakolej. Tylko ... postaraj się być miły, dobrze ? Jej naprawdęzależy – spojrzała na niego poważnie.

- Przecież mnie znasz – dałjej całusa w policzek i poszedł w stronę mistrzyni Gallii.

- No właśnie ... znam cię –powiedziała, ale on już tego nie usłyszał.

Podeszła do skrzyni i usiadłado siłowania z Airem.

Neyo podszedł do Adi. Wyczuwałw niej niewielkie zakłopotanie. Czy to ze względu na to, że jestsynem jej dawnej uczennicy, a może się go po prostu boi. Było muwszystko jedno, chciał tylko, żeby Sayana była zadowolona.

- Olaram – powiedział i stanąłwyluzowanie – Jest coś w czym mogę pani pomóc ?

- Tak. Zacznijmy od tego, żebyśnie mówił do mnie pani – wzięła sobie do serca rady młodejkobiety – Mów mi Adi. Może przejdziemy się i porozmawiamy ?

- Jasne – zgodził sięentuzjastycznie.

Oboje ruszyli w stronę windy.Wtedy rozległy się kolejne wiwaty. Odwrócili się, aby zobaczyćkto wygrał. Saya stała z rękami w górze, krzycząc radośnie.Neyo uśmiechnął się.

- Veman mando – powiedział,patrząc na nią bezustannie.

- Jest ci bardzo bliska, prawda ?– odezwała się Gallia.

- Tak ... wiesz, im więcejryzykujesz, tym szybciej otwierasz się na pewne uczucia.

Uśmiechnęli się do siebie iponownie ruszyli w stronę windy.

Jakiś czas później

Dwójka użytkowników Mocy,kontynuowała swoją rozmowę w kantynie. Chłopak opowiadałkobiecie różne momenty ze swojego życia, ale nie bezodwzajemnienia. Im dłużej Gallia słuchała jego opowieści, tymbardziej zaczynała dostrzegać to o czym mówiła dziewczyna.Wielokrotnie słyszała jak Agnes o nim mówi, ale to nigdy nie dałojej takiego punktu widzenia jaki miała teraz. Wielu rzeczy mogłasię teraz spodziewać, ale na pewno nie tego, że ten chłopieckiedykolwiek da się zwieźć na złą drogę. Właśnie kończyłamu opowiadać jak przed wielu laty wykonywała pewną misję z Agnesna Korelii.

- Ten watażka, któregotropiłyśmy, wykorzystywał małe dzieci jako swoją siłę roboczą.One kradły dla niego, w zamian za życie swoje i ich bliskich.

- Dobrze, że mnie wtedy jeszczenie było, bo chyba rozniósłbym go razem z tą jego metą.

- Mało brakowało, a dokładnieto zrobiłaby z nim twoja matka.

- Była aż tak porywcza ?

- Tak ... W przeciwieństwie dopozostałych jedi dawała się ponosić emocjom. Myślałam, że toja popełniałam jakiś błąd szkoląc ... a raczej wychowując ją.Teraz tak sobie myślę, że ona po prostu taka była i może dlategotak dobrze czuła się w towarzystwie pewnego poznanegomandalorianina. Może to dobrze, że tak się stało. W końcu ...nie rozmawialibyśmy teraz, gdyby została.

Chłopak zastanowił się przezchwilę.

- Jak się czułaś, kiedy ...kiedy Ag'buir odeszła z zakonu ?

Gallię zdziwiło to pytanie, aleuśmiechnęła się i dała na nie odpowiedź.

- Jak już ci mówiłam, ja itwoja matka utrzymywałyśmy kontakt, więc tęsknota nie byłanajbardziej bolesna. Najgorszy był moment gdy po raz ostatni jąwidziałam w świątyni. Rada jedi dowiedziała się, że utrzymywałabardzo bliskie stosunki z twoim ojcem i ... że była w ciąży.

- Ukrywała to ?

- Pomagałam jej w tym. W końcuzrozumiała, że to nie miało sensu skoro i tak by się o tymdowiedzieli. Poprosiła mnie, żebym to ja doniosła na nią Radzie.

- Zrobiłaś to ?

- Tak – powiedziała lekkospuszczając wzrok – Ja nie znałam innego życia, więc uznała,że odsuniemy ode mnie w ten sposób podejrzenia. Dzięki niej mogłamzostać. Własnym ostrzem odcięłam jej warkocz i patrzyłam jakodchodziła. Na jej twarzy widniał uśmiech. Byłam smutna, alewiedziałam, że ona tego chciała – nostalgia i emocje, któretowarzyszyły jej gdy to mówiła, wycisnęły z jej oczu łzy.Szybko je otarła i zmieniła temat – Skoro mowa o ostrzach. Pokażmi proszę swój miecz.

Neyo podał jej broń. Zaczęłają oglądać i obracać w dłoniach.

- Skąd masz kryształ ?

- Mieszkam na Dantooine.

- To wyjaśnia wiele, ale niewszystko. Wzywał cię ? Słyszałeś go ?

- Tak. Pewnej nocy, gdy byłemmały, usłyszałem odległy głos. Śpiew w oddali. Następnego dniawymknąłem się i na grzbiecie mojego ogara ... Kocziego, ruszyłemza instynktem. Dotarłem do jaskini. Koczi nie chciał do niej wejść,bo wiedział, że muszę to zrobić sam. Wszedłem, a kiedy wróciłem,rodzice czekali na mnie razem ze zwierzakiem. Byli zmartwieni, alekiedy Ag'buir zobaczyła, że znalazłem kybery, była wniebowziętai załagodziła sytuację. Miesiąc później uczyli mnie posługiwaćsię moim własnym mieczem – Adi zapaliła jedno ostrze – Jestpodwójny – wskazał palcem drugi emiter. Zapaliła drugie ostrze –A gdy przekręci się rękojeść w dwie przeciwne strony ... – gdyto mówił Gallia wykonała czynność, a broń podzieliła się nadwie osobne części.

- Władasz dwoma mieczami ? –powiedziała i odwróciła je w dłoniach do przodu.

- Władam, ale jest to dla mnietrudne. W walce z Grievousem walczyłem dwoma tak naprawdę. PrzyVentress wykorzystałem element zaskoczenia i jego niepozorny wygląd– wziął od niej broń, złączył rękojeści i przytroczył jąz powrotem do pasa.

- Z tego co słyszę,przewyższasz ich umiejętnościami i ... Mocą – brzmiała jakbynie chciała poruszać tego tematu.

Twarz chłopaka spoważniała.Wyglądał jakby sam bał się o tym rozmawiać.

- To prawda. Moc ... jest we mniecoraz silniejsza.

- Czy wiesz skąd bierze się tapotęga ?

- Czemu chcesz to wiedzieć ? –próbował dostrzec coś w jej twarzy, ale nic nie budziło jegoniepokoju.

- Jestem tylko ciekawa. Nie bójsię. Rada nie prosiła mnie żebym cię o wszystko wypytała.

- Wybacz – spuścił wzrok –Ja po prostu ... zawsze się obawiałem się, że ludzie w moimotoczeniu będą się mnie bać. Nie mam pewności, ale wydaje misię, że moja Moc rośnie przez emocje. Nigdy wcześniej nie robiłemtakich rzeczy, nawet Mocy używałem tylko dla zabawy, bo nigdy ...prawie nigdy ... – poprawił się – ... wcześniej nie musiałemzabijać.

- Mogłabym spróbować towyjaśnić, ale tylko z punktu widzenia jedi, a w twoim przypadku tochyba się nie sprawdzi.

- Cieszę się, że to rozumiesz– wstał od stołu – Vor entye za tą rozmowę, ale muszę iśćsię przygotować. Atak na placówkę sepów będzie musiał byćszybki i dobrze zorganizowany.

- Zgadzam się z tobą –również wstała – Odpocznij – położyła mu dłoń naramieniu.

Spojrzał na nią. W ciągu tejrozmowy poczuł swego rodzaju łączność z Adi. Czuł się jakbyrozmawiał z członkiem własnej rodziny. Nie mistrzynią i mentorką,ale raczej ...

- Dobrze. Ret, ba'buir.

To słowo zdziwiło kobietę.Wiedziała co znaczy, ponieważ Agnes używała go czasem wodniesieniu do niej gdy rozmawiały przez holokomunikator. Poczuła wśrodku ciepło, tak jakby coś czego skrycie bardzo pragnęłanareszcie się wydarzyło. Uśmiechnęła się i mocno przytuliłaNeyo.

- Dziękuję, chłopcze.

Niewielu jedi dowiedziało sięjak to jest zostać tak nazwanym. Mandalorianin cieszył się, żemógł sprawić jej tę przyjemność. Odwzajemnił uścisk, po czymoboje udali się w swoje strony. Czuł ... jakby jego świat stałsię większy.

Rozdział12: Picca

Venator wisiał w przestrzeni wukładzie sąsiednim do Picca. Sondy szpiegowskie, wysłane doplacówki badawczej Separatystów, przesłały już wszystkiepotrzebne informacje na mostek niszczyciela. Adi Gallia ponownieoczekiwała przybycia oddziału Tau na mostek. Razem z nią czekałClay – jej prawa ręka na polu bitwy i komandor 313 batalionu WAR.

- Skąd pani Generał wie, żeznowu jej nie wystawią ? – spytał sceptycznie.

W tamtej chwili gródź otworzyłasię i stanęli w nich mandalorianie. Dziewczyna była ubrana w pełnązbroję z hełmem, a chłopak – ciężko było to jednoznacznieopisać. Jedna osoba patrząc na niego mogłaby stwierdzić, że jestto jedi, ale ktoś lepiej obeznany zobaczyłby elementy beskar'gam.Na przykład nagolenniki, napierśnik lub karwasze. Były czarne zżółtymi wykończeniami. Ale najbardziej charakterystyczna byłajego maska z wizjerem, w kształcie litery T – zasłaniała tylkotwarz, a resztę głowy zakrywał kaptur. Towarzyszyli im komandosi.

- Mówiłeś coś ? –zażartowała z dowódcy i zaśmiała się krótko.

- Jasny gwint, wyglądają jaknajemni zabójcy – powiedział Clay bez ogródek.

Słysząc te słowa Neyo zdjąłmaskę i kaptur odsłaniając uśmiechniętą twarz młodegomężczyzny i krótką brązową czuprynę.

- Może nimi jesteśmy, skądwiesz ? – rzucił pociesznie i przypiął maskę do pasa.

- Pozory mogą mylić –powiedziała pogodnie Saya zdejmując hełm.

Gdy to zrobiła ukazała swojezłote włosy, związane w kucyk. Wszyscy w pomieszczeniuprzynajmniej raz na nią spojrzeli. Członkowie oddziału Tau zebralisię wokół holostołu. Pojawił się hologram ich celu. Wielka góraz wykutymi w ścianach wejściami i hangarami, okutymi metalem. Cośjednak przykuło uwagę chłopaka – brak podnóża. Wtedy do niegodotarło.

- No nie mówcie, że to jest ...

- Asteroida – dokończyła zaniego Gallia.

- Fierfek – podsumowała Saya –To będzie trochę bardziej skomplikowane.

- Trochę ? – Clay nie wierzyłwłasnym uszom – Wejdziemy tam i jesteśmy uwięzieni w metalowejpuszce z batalionem droidów. Trzeba to zniszczyć od zewnątrz.Sejsmiczne drgania, wybuch jądrowy, cokolwiek.

- Nie ma takiej opcji. Obronazewnętrzna zestrzeli wszystko, co uzna za zagrożenie – zanegowałaAdi.

- Czyli pozostaje desant inatarcie – powiedział Clay zrezygnowanie.

- Może nie do końca – wtrąciłBalt – Naszym głównym celem jest zniszczenie tego obiektu, tak ?

- Takie są założenia –potwierdziła Adi.

- A co jeśli nie będąwiedzieć, że tam jesteśmy – kontynuował komandor.

- Dobrze mówisz – wtrąciłBird – Na pewno da się skołować jakiś transportowiec, którynie wzbudziłby ich podejrzeń.

- Da się załatwić – zgodziłsię Clay z podejrzliwym spojrzeniem.

- Polecimy tam pod przykrywką iuderzymy od środka – dodał Air – Przydałaby się jednak jakaśdywersja, żeby odciągnąć ich siły od nas.

- Tym my się zajmiemy –zaczęła Adi – Mamy dostęp do sondy, tak zwanego „migacza".Pojawi się na chwilę, obudzi ich czujność i zniknie wnadprzestrzeni, dając wam czas na zajęcie optymalnych pozycji.

- Najlepiej niezbyt daleko odstatku, na wypadek gdy wabik zawiódł – dodał Neyo.

- Bal'ban – zgodziła się Saya– A co potem ? Bez odwrócenia uwagi będą mogli nas łatwowykryć, choćby przez patrol na korytarzu.

- To zostawcie nam –kontynuowała Gallia – Migacz ma jedną funkcję, która może siętu przydać. Po tym, jak odleci na pewną odległość, zatrzymujesię i wysyła koordynaty ostatniego wyjścia z nadprzestrzeni. Codaje nam możliwość dotarcia tam w odpowiedniej chwili ipraktycznie natychmiastowego rozpoczęcia ostrzału, nie dając imczasu na reakcję.

- Oni zajmą się odpieraniemataku ... – zaczął Sir.

- ... zostawiając nam pełnepole do popisu – dokończył Magic i przybił piątkę zprzedmówcą.

- Nadal pozostaje jeden problem –powiedział Clay – Będą mogli wykryć was za pomocą skanera formżycia. Jak wytłumaczycie „żywą" załogę ? Oni wolą stosowaćdo tego droidy.

- Stery damy Vis'owi, a wmówimyim, że statek leci na autopilocie – Neyo przedstawił koncepcję.

- A skaner ? – dopytywał sięClay.

- Mam już pewien pomysł –powiedziała Adi zuchwale.

- Ostatnim razem gdy tousłyszałam, to Neyo o mały włos nie rozbił się o betonowąścianę. Wtajemniczysz nas ?

- Powiem tyle: „mały remoncik"– uśmiechnęła się do dziewczyny.

- Coś czuję, że to będziemusiało nam wystarczyć – powiedziała z uśmiechem, kręcącjednocześnie głową.

- Okej, na kiedy może być tentransportowiec ? – spytał chłopak.

- Kilka godzin, maks –powiedział zdecydowanie Clay.

- Dobrze. Potrzebuję ośmiuklonów ochotników i trochę sprzętu – kontynuował.

- Podaj tylko listę –powiedziała Adi.

- Czy już wszystkie wątpliwościzostały rozwiane ? – spytał na koniec Balt.

- Tak/Elek – wszyscyodpowiedzieli.

- Więc naradę można uznać zazakończoną – głos zabrała mistrzyni jedi – Pamiętajcieproszę: Nie wiemy do czego Separatyści chcą wykorzystać te soki,ale na pewno nie będzie to nic dobrego. Stawka toczy się o życia.No, do swoich zajęć – zakończyła zebranie.

Wszyscy rozeszli się w osobnychkierunkach.

Następnego dnia

Na pokładzie Venatora trwałyprzygotowania do rozpoczęcia operacji. Transportowiec FederacjiKupieckiej stał obok Wayfahrer'a w hangarze. Był to trochę większymodel. W jego wnętrzu mandalorianie i komandosi dokonywali „małegoremontu", jak określiła to wcześniej Gallia. Sayana, Air, Bird iBalt trzymali metalowe mikro-siatki, a Neyo i Magic przyspawywali jedo ścian wydzielonego pomieszczenia.

- Kiedy mówiła „małyremoncik", wyobraziłam sobie, że wstawimy tu jakieś meble –powiedziała Saya.

Skończyli spawać kraniecsiatki. Saya i Air puścili ją, a Neyo szarpnął za nią Mocą,sprawdzając czy nigdzie nie odchodzi

- Dobra ta skończona, a jak zwaszą ? – odwrócił się do reszty.

- Nasza też skończona –powiedział Magic dumnie.

- Czyli możemy chyba zrobićsobie przerwę – dziewczyna przeciągnęła się.

- Przecież zostały jeszcze dwieściany – Bird wskazał dwie ściany z drzwiami – Od stronykokpitu i włazu – podłoga, sufit i dwie pozostałe ściany byłyjuż obite siatką.

- Jeśli chcesz możemy zrobićto teraz, ale nie wiem jak Vis pokieruje statkiem, nie mogąc podejśćdo gniazda sterującego. Wolę nie ryzykować wykrycia przezwprowadzenie drzwi w siatce. Aha i nie wszyscy mają filtry moczu,więc nie wiem czy wytrzymają do czasu ogłoszenia ogólnejgotowości – skomentował Neyo – Więc ? Kto jest za przerwą ? –spytał i podniósł rękę.

Wszyscy podnieśli rękę dogóry, nawet Bird to zrobił z wyrazem twarzy mówiącym, żezrozumiał głupotę swych słów. Wszyscy się zaśmiali, po czymklony opuściły pokład.

- Co chcesz teraz robić ? –Saya spytała chłopaka, ściągając i odkładając swój hełm wkącie.

- Miałem nadzieję coś zjeść– zdjął maskę i przypiął do pasa.

- A te podłużne racjeżywnościowe, które są w przydziale ? Nie są złe – wzięłajedną do ręki.

- Coś mi nie podchodzą –wyszli na zewnątrz.

- Może próbowałeś ich w złysposób – powiedziała, obracając ją w dłoni.

- Co masz na myśli ? – obróciłsię w jej stronę, ale zobaczył, że dziewczyna stoi z rękamisplecionymi za plecami, zamkniętymi oczami i jedną końcówkąracji w ustach.

Czekała na jego ruch. Wpierwszej chwili poczuł nieśmiałość, ale szybko ją przełamał.Stanął naprzeciwko niej, chwycił jej dłoń i wziął drugąkońcówkę do ust. Wtedy mistrzyni jedi Adi Gallia zjechała dohangaru windą. Ruszyła w stronę skradzionego transportowca.Okrążyła go, ale zanim wyszła za róg zobaczyła całujących sięmandalorian. Postanowiła dać im chwilę. Podłużnej racji już niebyło, a teraz nie mogli się już powstrzymać. Za długo z tymzwlekali. Od dawna Neyo nie wyczuwał żadnych złych emocji, aniwspomnień, które dręczyłyby Sayę. Ona też wyczuwała, że jejchłopak nie czuje się już tak nieswojo jak przedtem na Coruscant.Oboje wpłynęli na siebie nawzajem w tak bardzo pozytywny sposób,że chcieli być razem już zawsze. Jednak by mogłoby się tak staćmusi upłynąć jeszcze trochę czasu. Odsunęli swoje usta od siebiei zetknęli się czołami, cały czas będąc w swoich ramionach.

- Jak tym razem ? – spytała zuśmiechem.

- Jatisyc – odpowiedział, całyczas patrząc jej w oczy.

W końcu Sayana zauważyłapatrzącą na nich zza rogu tholothiankę. Widząc to, Neyo odwróciłsię w jej stronę. Oboje zarumienili się.

- No ... mogę liczyć nazaproszenie na ślub ? – zapytała żartobliwie, idąc w ichstronę.

- Oczywiście ba'buir – zaśmiałsię chłopak.

- No, dobra. Czas wracać dopracy – uśmiechnięta dziewczyna klepnęła go w bark – Pójdęposzukać Vis'a. Bez niego plan nie wyjdzie – odeszła powolipuszczając jego rękę.

Neyo i Adi stanęli obok siebieobserwując ich małe dzieło. Chłopak spojrzał jeszcze kątem okaw stronę swojej dziewczyny. W niewidoczny sposób wykonałcharakterystyczny ruch ręką. Idąc Saya nagle lekko podskoczyła.Odwróciła się i popatrzyła na niego, tak jakby odrobinęzdenerwowana, ale też trochę rozbawiona. On tylko się uśmiechnął.Odwracając się z powrotem, wykonała zamaszysty ruch ręką z góryna dół. Wtedy kaptur chłopaka sam naciągnął mu się najpierw nagłowę potem na oczy, aż do oporu. Roześmiany poprawił go. Galliawidziała całe zajście, ale zainteresował ją tylko moment kiedykaptur się poruszył.

- Nie mówiłeś, że jest czułana Moc.

- Odbyłaś już rozmowę ze mną.Teraz czas na babskie pogaduchy.

- Chyba masz rację. Myślisz, żeuda się wam dostać do tej bazy niepostrzeżenie ?

- To zależy – powiedziałbeznamiętnie.

- Od czego ? – spytałazdziwiona.

- Od tego czy w końcu wyjawiszmi jakiekolwiek szczegóły na temat materiału, z którego jest tasiatka – wybuchł entuzjazmem, wszedł do środka i zacząłoglądać siatkę – Czarny i lekko połyskujący. Wysoka opornośći generuje pole magnetyczne. Jakby co jestem z branży. Możesz mipowiedzieć.

- Widzę, że naprawdę jesteśwszechstronny. To nowy wynalazek, tak zwany „Czarny Lód". Jegostruktura molekularna rozbija albo przynajmniej zakłócaprzechodzące przez niego fale. W zależności od jegoukształtowania.

- A że my nie chcemy wzbudzaćpodejrzeń, stosujemy siatkę, żeby tylko zakłócić fale.

- I wtedy do akcji wchodzi tomaleństwo – rzuciła mu małe urządzenie – To emiter falzmiennych. Taki mały gratis do zestawu. Każdy musi mieć swój.

- Automatycznie dostosujeczęstotliwość i uzupełni zakłócone fale fałszywymi – byłzafascynowany tym sprzętem.

- Niezwykłe, jak ty szybkołapiesz.

- Moja mentorka w tej materiibyła dość wymagająca, ale to dzięki niej teraz tyle wiem iumiem.

- Twoja matka ?

- Nie. Przyjaciółka. Nazywa sięJoagris. Nauczyła mnie wszystkiego co sama wiedziała o tychsprawach. Wcześniej tylko ona znała się na elektronice i mechanicew naszym mieście. Wszyscy zwracali się do niej o pomoc kiedy niemogli poradzić sobie sami. Teraz wiek nie pozwala jej na wykonywaniezawodu, ale ... teraz to moje zadanie.

- Więc tak jakby przekazała ciswoje brzemię ?

- Tak, ale przy okazji robię toco lubię. Wróćmy do tematu. Czy damy radę ? Powiedz mi jakwychodziły testy tego cuda, to może ci odpowiem – cały czasoglądał materiały.

- W sumie to będzie pierwszytest – powiedziała z lekkim zakłopotaniem.

Odwrócił się powoli z szerokootwartymi oczami.

- I ... kiedy zamierzałaś mi otym powiedzieć, zanim zapytałem ? – pytał z niedowierzaniem wgłosie.

- Spokojnie. Mamy pewność, żezadziała.

- Świetnie. To chciałemusłyszeć.

- No dobra, chyba już pora namnie. Dywersja sama się nie przygotuje – podeszła do swojegownuka – Uważaj na siebie. Zresztą, wiesz co robić.

- Tak jest. Jate'kara ba'buir –przytulił się do niej.

Odwzajemniła uścisk. Odsunęlisię od siebie, a ona wyszła na zewnątrz.

- Niech Moc będzie z tobą ! –krzyknęła nie odwracając się.

- I z tobą – wyszeptał podnosem.

Usiadł pod ścianą, czekając,aż wszyscy wejdą na pokład. Od pewnego czasu jedna rzecz niedawała mu spokoju. Z tego co słyszał Grievous nie jest jakimśpośrednim żołnierzem, więc jego obecność na M'irze musiała byćczymś uzasadniona. Bez wątpienia Ventress powiedziała o nich swoimprzełożonym, więc pewnie dlatego wysłali na miejsce cyborga.Jeśli poprzednio spodziewali się przybycia oddziału Tau, to pewniei tym razem tak się stanie. Tylko czego mógł się spodziewać ? Wtamtej chwili we włazie pojawiła się cała załoga. Nie było jużczasu na rozważanie. Teraz mogli już tylko działać.

Jakiś czas później

Podstawiony transportowiecleciał w nadprzestrzeni. Kierował się do placówki badawczej.Wszystko zgodnie z planem. Mimo rozmiarów statku, cała załoga,czyli dwoje mandalorian, pięcioro klonów komandosów i ośmioroklonów CT, ledwo mieściło się w klatce z czarnego lodu.

- Przypomnijcie mi potem, żebympoważnie porozmawiał z osobą, która była odpowiedzialna zawymiary podczas remontu – Balt poprosił załogę.

- Masz to jak w banku –usłyszał kogoś, ale przez ten tłok i przez to, że większość znich ma ten sam rodzaj głosu, nie próbował nawet zgadywać kogo.

Saya zaśmiała się słyszącto. Spojrzała w stronę Neyo. Wygląd chłopaka trochę jązmartwił. Stał oparty o ścianę w rogu klatki, miał zamknięteoczy i skrzyżowane ręce. Nie poruszył się od kilku minut, więctłok nieszczególnie mu przeszkadzał. Wyglądał jakby spał.

- N'usulu – zaczęła się doniego powoli przeciskać.

Po chwili stała już obok niego.Nie zauważył tego, jakby naprawdę zasnął. Obok niego stałpodparty o ścianę DC-15a, który wybrał specjalnie na tą misję.Wtedy zaczął mocno zaciskać powieki, jakby śnił mu się koszmar.Postanowiła wyciągnąć go z tego stanu, ale gdy tylko dotknęłajego ramienia poczuła się bardzo dziwnie. Wyczuwała czyjąśobecność. Odległą, ale bardzo mroczną. Stojący obok klonzauważył, że oboje nie wyglądają najlepiej.

- Hej, wszystko w porządku ? –potrząsnął obojgiem.

Saya tylko cofnęła rękę ipokiwała głową, ale Neyo wziął bardzo gwałtowny wdech i wsparłsię o ścianę, jak wyrwany z głębokiego transu.

- Cyar'ika co to było ? –spytała szeptem.

- Nie mam pewności. Ostatnioczułem coś takiego na Cato Neimoidia – powiedział nie wiedzącjak ma to rozumieć.

- Ventress ? – spytała zlekkim strachem w głosie.

- Nie – odpowiedziałzdecydowanie – To było bez porównania silniejsze.

- Myślisz, że misja jestzagrożona ?

Zastanowił się przez chwilę.Czy miał prawo ryzykować życiem żołnierzy ? Czy miał zamiasttego przerwać całą akcję z powodu przeczucia ? Był pewien dwóchrzeczy: jeśli Separatyści tak bardzo zabiegali o soki Vaab, to napewno nie wykorzystają ich do niczego dobrego oraz tego, że jeślisię ich spodziewają, to zrobią wszystko by ich powstrzymać.Niestety obie decyzje niosą za sobą ryzykowanie czyimś życiem.Musieli chociaż spróbować zamknąć ten interes.

- Nie możemy już się wycofać.Nie wiem czego możemy się spodziewać na naszej drodze, ale jestempewien, że cokolwiek to będzie poradzimy sobie ... – chwycił jejdłoń – ... razem.

Saya oparła się o ścianę obokniego. Oboje spuścili wzrok, a ich palce splotły się.

- Teh te kyr be tra – zaczęła.

- Teh te kurshok be haran –kontynuował.

- Ni kelir olaror norac at gar –oboje skończyli.

Przeżyli właśnie swoje małeAay'han. Moment zadumy. W tamtej chwili rozległ się sygnał wyjściaz nadprzestrzeni. Wszyscy stanęli jak na baczność i pozakładalihełmy. Statek wyleciał z hiperprzestrzeni i znalazł się w okolicyasteroidy. Z komunikatora w kokpicie zaczął dobiegać głosjakiegoś mężczyzny.

- Prom Sheathipede. Podajprzyczynę z jakiej znajdujesz się w tym sektorze.

Vis spanikował odrobinę.

- (pytające i przerażone piski)– postanowił poradzić się swojego właściciela.

- Zachowuj się naturalnie.Wciśnij mu ściemę o bezzałogowym transporcie zaopatrzenia –odpowiedział Neyo.

- (typowe buczenie autopilota) –zrobił co kazano.

- W grafiku nie ma żadnejdostawy – odpowiedział niemal natychmiast.

- (pytające buczenie) –ponowna konsultacja.

- Kombinuj – powiedziałchłopak bezpośrednio.

- (spokojne piski)

Sir słysząc to zareagował wdosyć burzliwy sposób.

- Czy ty właśnie kazałeśkombinować droidowi – powiedział ze szczególnym naciskiem naostatnie dwa słowa.

- Zaufaj mi. Droidy nie sągłupie i proste, ale niedoceniane.

W ciszy czekali na dalszekomunikaty. Tymczasem na mostku stacji, w pomieszczeniu pełnymkonsoli i paneli trwała dyskusja.

- A twoim zdaniem ? To jakaśpułapka ? – pytał się jeden pracownik drugiego.

- Nie wiem, ale faktycznie zapasypowoli zaczynają się kończyć. Tylko, że zwykle dostawy nieprzychodzą tak szybko.

Na środku pokoju, w foteludowódcy siedział wykwintnie ubrany, siwowłosy mężczyzna z brodą.

- Przeskanujcie ich skanerem formżyciowych – wydał polecenie.

- Tak jest – odezwał się innyjego podwładny i zaczął dostrajać urządzenie.

Wtedy na pokładzie promu nadaltrwała niepokojąca cisza.

- Jeśli to się uda, toprzejdziemy do kanonu – powiedział Neyo z nutą strachu w głosie.

- Czyli jednak masz jakieśwątpliwości – odezwał się jeden z klonów CT.

- Chcesz znać prawdę ? –spytał lekko sfrustrowany.

- Tylko o tym marzę –odpowiedział.

- Jestem przerażony, ponieważkilka następnych sekund może zaważyć o życiu moim, mojejukochanej oraz moich przyjaciół, z którymi przelewałem krew, więctak ! Można powiedzieć, że mam pewne wątpliwości !

Nie musiał mówić nic więcej.Tymi słowami dał po sobie poznać, że faktycznie mu na nich zależyi ze względu na to, Balt powstrzymał klona CT przed kontynuowaniemkłótni. W tym czasie na mostku stacji, mężczyzna obsługującyskaner obserwował ekran. Nic się nie pokazywało. Już miał zacząćmówić, że wszystko w porządku, ale krótkie zakłócenie faliprzykuło jego uwagę. Siwobrody stanął za nim i równieżobserwował pulpit.

- Chyba mamy prob ...

- Wszystko w porządku. Możelądować – powiedział szeptem jego przełożony i wykonał płynnyruch ręki nad głową pracownika.

- Wszystko w porządku. Możelądować – powtórzył głośno, wyraźnie i beznamiętnie.

Na pokładzie promu dalej czekalina odpowiedź.

- Prom Shaethipede możeszpodchodzić do lądowania w hangarze trzecim.

- (potwierdzające piski)

- Udało się – powiedziałaSaya i przytuliła chłopaka.

Vis gładko wprowadziłtransportowiec do hangaru.

- Czekamy na migacza, potem ...zaczynamy zabawę – poinstruował wszystkich Balt.

- Zacznę już wycinaćprzejście. N'usulu – Neyo zaczął się przepychać.

- Ja uwolnię Vis'a. Zróbcie namtrochę miejsca – dziewczyna też zaczęła się pchać.

Klony skupiły się przy dwóchścianach jak najdalej od ostrzy mieczy świetlnych. Mandalorianieszybko uwinęli się z cięciem kratek.

- Musimy jak najszybciejprzemknąć do korytarza, potem się rozdzielimy. Saya – Neyospojrzał na nią – Ty, Sir, Bird, Balt i troje CT idziecie przejąćkontrolę nad mostkiem. Ja, Magic, Air i kolejnych troje CT idziemywysadzić reaktor. Dwaj pozostali CT zostają tutaj i zabezpieczajądrogę ucieczki, a także pilnują żeby nikt kto tu wejdzie już niewyszedł.

- My mamy imiona, jakbyś niewiedział – obruszył się jeden z klonów.

- Gdybym je pamiętał to bym ichużył. Popracujmy razem trochę dłużej, a skoczymy za sobą wogień. Zobaczysz – odpowiedział wzruszając obojętnie ramionami.

Klon pokiwał tylko głową.

Dwoje pracowników opuszczałowłaśnie mostek, aby dokonać rozładunku dostawy, ale coś ichzatrzymało.

- Pójdziemy go rozładować.

- Czekajcie. Na radarze pokazujesię kolejny obiekt. Coś bardzo małego. Jesteście mi potrzebnitutaj, transport zaczeka – zatrzymał ich inny pracownik.

Ich siwy przełożony bez słowaopuścił mostek. W tym czasie Balt dostał komunikat o przybyciumigacza w swoim HUD.

- Migacz w sektorze.

- Iviin'yc – powiedział tylkomandalorianin i obie grupy wybiegły przed prom.

Wszystko według ustaleń.Przeszli do korytarza, a na rozwidleniu rozdzielili się w dwie różnestrony. Po przebyciu pewnej odległości zatrzymali się i czekali naprzybycie generał Gallii. Migacz już dawno zniknął. Na mostkuzastanawiali się co to mogło być, ale mieli na głowie coś owiele większego. Z nadprzestrzeni wyleciał Venator. Tak jak Adiobiecała, natychmiast rozpoczęli ostrzał i wypuścili kilkaszwadronów bojowych, żeby odciągnąć ich uwagę od tego co dziejesię w środku. Trafiona w zewnętrzne warstwy asteroida zatrzęsłasię w posadach. Działa na jej pokładzie odpowiedziały ogniem.Wszyscy w jej wnętrzu stracili równowagę, w tym grupa uderzeniowaRepubliki. A to oznaczało dla nich tylko jedno.

- Możemy iść dalej –powiedział Neyo do swojego oddziału. Poszli swoją drogą w stronęreaktora – Jak u was, Saya ? – próbował wywołać ją przezkomunikator.

- Na razie mamy wolną drogę docentrum dowodzenia – odezwał się głos dziewczyny.

- To dobrze – odpowiedziałwystawiając lufę karabinu za róg – Kontaktuj się tylko wostateczności. Na wypadek patrolu.

- Miałam nadzieję na dyskusjęfilozoficzną.

- Teraz zebrało ci się na żarty? – ruchem dłoni kazał oddziałowi iść za nim. Szli powoli,celując w obu kierunkach korytarza.

- Słusznie. Do zobaczeniapóźniej.

- Do zobaczenia. Bez odbioru –chłopak rozłączył się, po czym wyłączył komunikator.

Saya również go wyłączyła.Wyjęła blastery i szła dalej ze swoim oddziałem. Gdy mieliprzejść za następny róg, Sir zatrzymał wszystkich i przystawiłpalec do ust na swoim hełmie, uciszając wszystkich. Przylgnęlibardziej do ściany i obserwowali wszystkie drogi wokół nich.Dziewczyna wychyliła się za róg i zobaczyła dwa droidy idące wich kierunku.

- Patrol – powiedziała cichodo reszty.

- Możemy ich ominąć–zaproponował jeden CT.

- Nie trzeba – wzięła do rękidetonator termiczny.

Balt natychmiast złapał ją zanadgarstek.

- Nie sądzisz, że to lekkaprzesada ?

- Nie dramatyzuj i mi pomóż. Jaz prawej ty z lewej – nim komandos zdążył zareagować, onarzuciła nieuzbrojonym ładunkiem wybuchowym o ścianę korytarza zablaszakami.

Gdy maszyny odwróciły się,mandalorianka przeszła w poprzek korytarza i schowała się za wnękąw ścianie. Spojrzała na Balta i skinęła głową w stronędroidów. Otępiałe blaszaki podeszły do metalowej kuli.

- Na co ci to wygląda ?

- To chyba ładunek wybuchowy.

- Uzbrojony ? – spytałpierwszy droid.

Klon i dziewczyna zachodzili ichpowoli od tyłu.

- Nie wiem – odpowiedziałdrugi biorąc detonator do ręki.

- Co ty robisz ? Styki ci sięprzepaliły ? – pierwszy zaczął panikować.

- To wybuchnie ? Weź to –drugi odrzucił ładunek do pierwszego.

Zaczęły w panice przerzucaćmiędzy sobą przedmiot. Nie spodziewały się tego co właśniemiało nastąpić. Oboje natychmiast chwycili droidy. Saya obróciłasię ze swoim i wpakowała go w ścianę miażdżąc jego głowę, aBalt wyrwał ją swojemu i rzucił na podłogę, po czym ją zdeptał.Reszta oddziału dogoniła ich, ale ku zdziwieniu wszystkich korpusdroida jeszcze stał i chodził po korytarzu.

- Myślałam, że są bardziejtandetne – powiedziała dziewczyna chowając użyty detonator iruszając dalej.

Reszta mijała go, a Sir wyrwałmu broń z rąk i rzucił na podłogę. Tylko jeden CT się przy nimzatrzymał. Bird widząc to popędził go.

- Na co czekasz ? – ponaglałgo szeptem.

- Mam pomysł na wejście z klasą– klon pociągnął za sobą wadliwą maszynę i dogonił resztę.

W tym czasie Neyo i jego oddziałcały czas podążali drogą do reaktora. Mandalorianin szedł naczele grupy z karabinem wycelowanym przed siebie. Docierali dorozwidlenia, ale Neyo nagle coś usłyszał. Podniósł rękęzatrzymując grupę, po czym przylgnęli do lewej ściany korytarza.Z tej samej strony dochodził głos. Zza rogu wyszedł człowiek izmierzał w stronę drugiego skrętu. Rozmawiał z kimś przezkomunikator. Chłopak przewiesił karabin przez ramię i wysunąłostrze z karwasza. Zaczął iść w jego stronę, ale powstrzymał goAir. Klon ruchem dłoni kazał nasłuchiwać. Schował więc ostrze isłuchał.

- ... nie kochanie. To nicpoważnego, pewnie tylko jakieś ćwiczenia. Wysłali mnie na obchód.Tak, wrócę do domu pod koniec tygodnia. Ucałuj ode mnie naszegosynka. Powiedz mu, że tata go kocha. Kocham cię, do zobaczenia –połączenie zakończyło się.

Pod maską chłopaka pojawił sięgrymas wstydu. Nieznajomy zniknął za prawym rogiem. Neyo obejrzałsię na wszystkich. Tak jakby czytali mu w myślach wszyscy kiwnęligłowami. Pospiesznym krokiem ruszył za wrogiem, tym razem wziąłdo ręki swój miecz świetlny. Nie miał jednak zamiaruwykorzystywać argumentu siły, tylko siłę argumentu jakim była tabroń. Zaszedł mężczyznę od tyłu. Zakrył mu usta. Przerażonyczłowiek próbował się wyrywać, ale mandalorianin zapalił jednoostrze i przystawił mu je do szyi. Jego wzrok skupił się na żółtymostrzu i natychmiast przestał się szarpać.

- Kiwaj lub kręć głową –nakazał mu, po czym ten pokiwał głową – Widzisz to ostrze ? –ponownie pokiwał głową – Więc wiesz, że nie masz żadnychszans – pokiwał kilkukrotnie myśląc, że już po nim – Zachwilę zabiorę miecz, ale ty nie będziesz krzyczeć, ani niespróbujesz mnie zaatakować. Czy wszystko jasne ? – znowu pokiwałgłową – Neyo zabrał ostrze i wypuścił mężczyznę – Chceszjeszcze zobaczyć syna ?

- Skąd o nim ...

- Bez zbędnych pytań. Ilu jesttu zwykłych najemników z rodzinami ?

- Jest nas tu kilkunastu. Jakiśdziadek przełożony i jego wspólnicy. Wzięli nas tylko dlatego, żepotrzebowali kogoś kto ogarnąłby ten syf lepiej niż droidy, a mypotrzebowaliśmy pieniędzy.

- Kim są ci wspólnicy ?

- Słyszałem, że to niezłeszuje. Pracują nad tym świństwem, które tu zwozili. Ostatnio zich pracowni słychać przerażające dźwięki.

- Posłuchaj mnie teraz bardzouważnie: całe to miejsce trafi szlag, więc zabieraj stądwszystkich najemników i natychmiast do kapsuł ratunkowych. Postaramsię, żeby ktoś was zgarnął.

- Czemu miałbym pozwolić ciwysadzić to miejsce ?

- Co cenisz bardziej ? Marnąrobotę czy swoje życie i bycie przy rodzinie ?

Najemnik nie musiał się długozastanawiać.

- Dobra, zaufam ci. Podaj miswoją częstotliwość.

- Już – pozmieniał ustawieniaw swoim komunikatorze – Zbierz wszystkich, którzy się tu najęlii zabierz ich stąd. Powiadom mnie gdy już będziemy mogli wysadzićto miejsce. Aha i jeszcze jedno.

- Tak ?

- Kim jest ten staruch ?

- Nie wtajemniczyli mnie, aleubiera się tak dość wykwintnie i widziałem raz jak spod płaszczawystawało mu takie urządzenie jak twoje.

- Miecz świetlny ?

- Tak, tylko trochę inny ...jakby wygięty.

Teraz Neyo wiedział czemuwyczuwał takie zakłócenia w Mocy.

- Szybko, musisz ich stądzabrać. Postaram się dać wam jak najwięcej czasu. Powiadom mniejak tylko zgarnie was ktoś z naszych ludzi. A i powiedz twoimwspółpracownikom żeby nie atakowali klonów i mandalorianki.

- Dobrze ... dziękuję. Jeślito przeżyjemy, to mam u ciebie dług.

- Będę pamiętał. Leć –popędził mężczyznę.

Pobiegł w stronę kwater załogi.Chłopak spojrzał w stronę, z której przyszedł. Zobaczyłmachającego do niego Magica. Wziął karabin do rąk i ruszył zpowrotem do swojej grupy. Po drodze skontaktował się z Sayaną.

- Saya – wyszeptał – Odbiór.

- Odbiór – odezwała się –Czy coś nie tak ?

- Tak mam sprawę – ciągnąłszeptem – Jeśli zobaczycie biegnącego w waszą stronę faceta,nie róbcie mu krzywdy. Wyprowadzi stąd i zabierze do kapsuł całązałogę.

- Przekupiłeś go czy co?

- Neyc. Uprzedziłem go ozniszczeniu bazy. Nie róbcie nikomu krzywdy, to tylko zwykliver'verde. Nie są świadomi tego co tu się dzieje. Droidy za to idąna złom.

- Bardzo się z tego cieszę.Dobrze postąpiłeś. Powodzenia.

- Wzajemnie – zakończyłpołączenie i rozpoczął następne – Ba'buir, odbiór.

- Odbiór. Cieszę się, że cięsłyszę chłopcze – wyraźnie słyszał ulgę w głosietholothianki.

Dołączył do drużyny i szlidalej.

- Musisz wykombinować coś, żebyprzejąć kapsuły ratunkowe, które niedługo wylecą z bazy.

- Coś się stało z waszymtransportem ? Wykryli was ? – zmartwiona wypytywała go, unikającjednocześnie wrogiego ostrzału w swoim myśliwcu.

- Neyc, sam się ujawniłem, aleto nic. Ważne, że załoga opuści pokład i musicie im pomóc. Sąniczemu niewinni.

- Zrobię co w mojej mocy. Jestemz ciebie dumna.

- Vor entye. Bez odbioru.

Wrócili na trakt, który miałzaprowadzić ich do reaktora. Natomiast grupa Sayany dotarła do centrum dowodzenia. Dziewczyna wychyliła się za róg, żebyprzyjrzeć się im. Stały przed nimi dwa droidy. Odwróciła się ipodbiegła z powrotem do żołnierzy.

- Dobra, sprawa wygląda tak ...– pokręciła głową z niedowierzaniem i spojrzała na bezgłowegodroida – Który przywlókł tu tę kupę złomu ?

- Przyszedł mi do głowy pewienpomysł – winny CT pospieszył z odpowiedzią.

- Słuchamy – zaintrygował ją.

Przyciągnął bezgłowegoblaszaka bliżej.

- Naszpikujemy go ładunkamiwybuchowymi ... – wyciągnął jeden przykładowy – ... ipodrzucamy go pod drzwi. Otworzymy je i rozwalimy blaszaki za jednymzamachem.

- Jak niby ma nie zwrócić nasiebie uwagi bez czerepu, już nie mówiąc o dojściu tam – innyCT zauważył problem.

- Chyba wiem – powiedziałaSaya i wyciągnęła dłoń przed siebie.

Skupiła się i przypomniałasobie wszystko czego uczył ją Neyo. Reszta obserwowała. Zacisnęłaodrobinę palce i poruszyła ręką w prawo. Droid posłusznie icałkiem realistycznie stąpnął w tę samą stronę. I ponownie wdrugą. Zadziwiła ich tym małym pokazem. Nagle usłyszeli głośnekroki od strony mostka bazy. Zza rogu wybiegło na nich pięć osóbo różnych gatunkach. Gdy pierwszy zbliżył się do żołnierzyRepubliki, ten wycelował w nich bronią. Saya natychmiast chwyciłaza swój miecz, zapaliła ostrze i szybkim cięciem z lewejzniszczyła karabin. Wyprostowała rękę i przystawiła czubekostrza do jego szyi. Jednak ktoś z załogi bazy podszedł i stanąłmiędzy nimi. Cofnęła miecz i wyłączyła ostrze.

- Mówiłem wam, że kazał nierobić im krzywdy.

- Skąd wiesz, że można mu ufać– spytał stojący obok wequey.

- Bo czułem jak jego ostrzeprzypiekało mi skórę, a jednak tu stoję.

Saya w tej chwili zrozumiała.

- To ty rozmawiałeś z Neyo.

- Tak ja. Czyli to tak sięnazywa.

- Ja jestem Saya.

- Kaerim.

- Czego możemy spodziewać siępo wejściu do środka ? – spytał Balt.

- Dwa droidy przy wejściu isześć w środku – odpowiedział stojący z tyłu twi'lek.

- Vor entye. Pospieszcie się.Musicie stąd zniknąć.

Pięcioro członków załogipobiegło w stronę kapsuł ratunkowych.

- To jak to rozegramy ? –spytał jeden CT.

- Dość mam tego skradania,naszpikuj droida i włazimy – dziewczyna wydała rozkazy.

Jeden z klonów otworzyłskrzynkę na plecach droida, a drugi wsadził mu do niej ładunekwybuchowy. Wszyscy podeszli do zakrętu, za który mieli gowprowadzić. Bez cackania wypchnęli go na środek korytarza i podalidetonator mandaloriance. Ona chwyciła go Mocą i pokierowała nim wstronę drzwi. Po chwili blaszaki stojące przed drzwiami zauważyłyzbliżającego się bezgłowego kompana.

- B1–134, czy to ty ? –zapytał ten po lewej.

- Ty pucho, przecież ci nieodpowie. Nie widzisz, że nie ma głowy – powiedział ten poprawej.

Gdy pułapka była dość blisko,dziewczyna cisnęła droidem w drzwi przygwożdżając dwa pozostałedo ściany. Zdetonowała ładunek. Eksplozja zniszczyła drzwi idroidy zarazem, otwierając drogę żołnierzom Republiki. Sayawzięła do rąk blaster i miecz.

- Chodźcie. Dwóch zostaje nazewnątrz i pilnuje korytarza – powiedziała spokojnie i ruszyłapowoli w kierunku dymiącej dziury w ścianie.

Gdy tylko weszli do środka,uwaga droidów skupiła się na nich.

- Brać ich ! – krzyknąłblaszak.

Mandalorianka i klony ukryli sięprzed ostrzałem za osłonami. Wywiązała się strzelanina, ale poupływie minuty większość maszyn leżała zniszczona na ziemi.Saya wstała i obejrzała się wokół siebie, pewna tego, że walkasię skończyła. Nagle spod konsoli obok niej wyszedł droid ipostrzelił ją w lewą pierś. Zaskoczona ugięła się pod energiąstrzału, ale po sekundzie wróciła do pionu, zapaliła laserowąklingę i przebiła go prostym pchnięciem, a dla upuszczenia gniewu,wyrwała impulsywnie ostrze i zamaszystym cięciem skróciła go ogłowę. Wyłączyła miecz i nastała cisza.

- Nic ci nie jest ? – spytałBird, gdy inni podeszli do konsol.

- Przeżyję. To beskar ... ugh,ale i tak bolało – złapała się za napierśnik.

W tamtej chwili całkowicieprzejęli kontrolę nad centrum dowodzenia. Balt skontaktował się zNeyo.

- Młody, odbiór. Przejęliśmymostek. Jak u was ?

- Odbiór. Całkiem nieźle Balt.Właśnie patrzę na wejście do pomieszczenia reaktora. Wychodząstamtąd trzy blaszaki.

- Powiedz mu, że mogą jużwyjść z ukrycia. I tak już pewnie o nas wiedzą – wtrąciła sięSaya.

- Neyo możecie już przestaćbawić się w podchody. Wbiliśmy do centrum dowodzenia dość głośnoi raczej nie ma to już sensu.

- Bardzo się cieszę, bo te kupyzłomu właśnie się do nas zbliżają – gdy to mówił wziął doręki miecz i kiedy były dostatecznie blisko, zapalił długieostrze i natychmiast przeciął pierwszego na pół, kopnąłdrugiego tak, że się wywrócił, a trzeciego złapał za korpus,obrócił się nabierając rozmachu i rzucił bezlitośnie w stronędrzwi na drugim końcu korytarza. Balt cały czas miał włączonepołączenie, a z komunikatora dochodziły dźwięki mieczaświetlnego i krzyki droidów. Drugi podniósł się z ziemi, alezdążył tylko spojrzeć na chłopaka, który nawet nie drgnął, arobot zaczął się unosić i poleciał w jego stronę. Tenprzełożył ostrze w dłoni do stylu shien i wykonał pchnięcie dotyłu, przebijając robota na wylot. Schował ostrze, a złom uderzyło ziemię – Odezwiemy się jak podłożymy ładunki.

- Czekamy. Bez odbioru –połączenie zostało zakończone.

Cała grupa przestała sięukrywać. Wyszli za róg.

- Mogłeś zostawić coś dla nas– powiedział mijający go CT.

- Jeszcze zdążysz sięnastrzelać – powiedział odkładając miecz.

Cały oddział zebrał się przeddrzwiami do pomieszczenia reaktora. Pech chciał, że Neyo trafiłdroidem prosto w panel sterowania drzwiami.

- Cholera – przeklął Magic,oglądając panel – Nie mogłeś spuścić z tonu, co ?

Mandalorianin wzruszył tylkoramionami.

- Dasz radę je otworzyć ? –Air spytał Magica.

- Możliwe, ale będę musiał tozrobić bez konsoli, a to może trochę zająć.

- Nie mamy na to czasu –powiedział chłopak i stanął na wprost drzwi – Odsuńcie sięchłopaki.

Wykonali rozkaz i stanęli zanim.

- Masz zamiar ciąć je mieczem ?– odezwał się pewien CT.

- Nie, bo pewnie zamkną grodzie,a ja nie mam zamiaru wpychać ostrza do końca. Jeszcze rękępoparzę.

- Więc, co chcesz zrobić ? –dopytywał się inny CT.

- Coś, co od dawna mam ochotęwypróbować – powiedział i stanął prosto.

Wziął głęboki oddech izamknął pod maską oczy. Otworzył je i spojrzał na szparę wdrzwiach. Gwałtownie wbił w nią palce obu dłoni i skupił się.Podczas pobytu na Coruscant nauczył się korzystania ze wzmocnieniabez odczuwania gniewu. Tak samo jak zrobił z pędem. Jednak nie miałjeszcze przyjemności używać go do czegoś innego poza walką.Teraz miał do tego świetną okazję. Napiął wszystkie mięśnie izacisnął mocno powieki. Po chwili zmagań, mechanizm zdawał sięustępować i drzwi zaczęły się powoli otwierać. Wszystkie klonybez wyjątku obserwowały to z zapartym tchem. Neyo zaczęła otaczaćbłękitna aura. Kontynuując wygiął się z wysiłku i skierowałtwarz do góry. Kiedy rozwarł szczelinę na maksymalną szerokośćjaką mógł osiągnąć, otworzył nagle oczy.

- RRRAAA !!! – ryknął cofająclekko dłonie, po czym odepchnął obie części drzwi z taką siłą,że mechanizmy zostały zniszczone i nie było opcji, że jeszczekiedykolwiek się zamkną.

Użytkownik Mocy upadł na jednokolano i łapał oddech. To było bardziej wymagające niż sięspodziewał. Jednak przerwa nie trwała długo. Droidy zauważyły,że ktoś wdarł się do środka. Żołnierze zaczęli wchodzić dośrodka, ostrzeliwując nieprzyjaciela i osłaniając osłabionegokompana, który szybko się otrząsnął i również zacząłstrzelać. Pomieszczenie było niezwykle obszerne. Wielka kolumna najego środku była samym rdzeniem reaktora, a na różnych jejpoziomach odchodziły od niej mosty, prowadzące w różne zakątkibazy. Stanowiły one także udrękę napastników, ponieważ blaszakimogły ostrzeliwać ich i ukrywać się wykonując jedynie pojedynczykrok do przodu i do tyłu. Jednak grupa uderzeniowa cały czas parłanaprzód, co sekundę pozbywając się kolejnego droida. Neyo idąc ztyłu strzelał z DC-15a, ale po chwili wybiło mu go z rąktrafienie laserem w broń. Dobył miecza, aby odbijać pstrzałylecące w stronę jego i reszty. Krążył wokół nich, nierazprzechodząc pod lufami blasterów i wymachując ostrzem bardzoblisko jego przyjaciół. Oni jednak wiedzieli, że nic im nie zrobi,choćby przypadkiem. Nagle ostrzał ustał. Nie oznaczało to jednakkońca walki.

- To już wszystkie ? – spytałktóryś CT.

- Chyba ... – zaczął Magic,ale przerwał mu odgłos blastera – ... nie do końca – dokończyłoglądając się w stronę wystrzału.

Zobaczyli dwa droidy na różnychmostach powyżej, ale znajdowały się w zbyt korzystnych pozycjach.Strzelanie było bezcelowe, więc mandalorianin przejął inicjatywę.Wyskoczył wysoko i wylądował na moście ponad jednym i na równi zdrugim. Wystrzelił ze swojego karwasza linkę i zaczepił ją o mostpowyżej. Skoczył i bujnął się w stronę pierwszego. Gdy był wodpowiednim punkcie, odciął linkę i poleciał prosto na droida.Wbił się w niego nogami, ześlizgnął z kładki i wyhamował,chwytając się dłońmi krawędzi podłogi. Skierował tym samymswój upadek na ostatniego blaszaka. Wylądował bezpośrednio nanim, niszcząc go. Chłopak wrócił do reszty.

- Ładnie bracie – odezwał siędo niego Air żartobliwie.

- Zawsze do usług – ukłoniłsię teatralnie dla zabawy – To co teraz ?

- Rozkładamy ładunki iprzeciążamy reaktor dla większego bum – odpowiedział Magic.

Neyo spojrzał na kolumnę. Myślo czasie w jakim założą dość dużą ilość ładunków w całympomieszczeniu sprawiła, że mina mu zrzedła. Magic podszedł dokonsoli i zaczął rozpracowywać system, a pozostali wyciągalispecjalne detonatory termiczne, z plecaka ustawionego na środku imocowali je na poszyciu kolumny. Zrezygnowany chłopak podszedł iwyciągnął jeden, ale gdy wyciągał rękę z plecaka do jegorękawicy przyczepił się drugi. Zaciekawiony odczepił go ispróbował na metalowym moście. Miały magnetyczne mocowanie.Przygryzł wargę i z lekkim zwątpieniem rzucił ładunkiem w stronęposzycia reaktora. Poleciał ze świstem i uderzył o metalowąblachę, po czym został na miejscu. Ten efekt zadowoliłrzucającego. Z dziecięcym zapałem porwał plecak i zaczął skakaćmiędzy mostami. Skakał, lądował, rzucał i tak w kółko, robiącto coraz szybciej oraz wykonując przy tym coraz więcej wymyślnychakrobacji. W całym pomieszczeniu rozbrzmiewały jego radosny śmiechi okrzyki wolności. Pewien CT podszedł do Air'a i tak jak on zacząłobserwować biegającego człowieka.

- Czy z nim tak zawsze ? –spytał prosto z mostu.

- Przeważnie – odpowiedziałkomandos, korzystając z chwili spokoju i jedząc podłużną rację.

- Jak myślisz długo mu tozajmie ? – dopytywał się.

- Tyle ile sam zechce, ale napewno szybciej niż gdybyśmy mieli robić to normalnie –odpowiedział przeżuwając.

W tym samym czasie załogastacji, z Kearimem na czele, opuściła już pokład w kapsułachratunkowych. Aktywowali sygnał naprowadzający z nadzieją, żenieznajomy ich nie oszukał. Kearim postanowił skontaktować się znim, ale zanim zdążył to zrobić z głośników komunikatorazaczął dobiegać kobiecy głos. Dotrzymując obietnicy wysłał dosojusznika krótką wiadomość, ale zaraz skupił się nakomunikacie.

- Najemnicy z bazy. Uprzedzonomnie o waszej ucieczce – te słowa wywołały kolejną falęniepokoju w umysłach pasażerów kapsuł – Będę was osłaniaćdo czasu przybycia brygady ratunkowej – gdy to usłyszeliodetchnęli z ulgą.

Byli uratowani, a ich obrońcąbył nikt inny jak mistrzyni jedi Adi Gallia w swoim myśliwcu. Wdokładnie tej samej chwili w najgłębszym pomieszczeniu bazy,siwobrody starszy mężczyzna podszedł do swojego pracownika z UniiTechnokratycznej. Sala była niezwykle obszerna z dwoma rzędami celrozmieszczonych po dwóch równoległych stronach pokoju. W dwóchpozostałych ścianach znajdowały się drzwi, a nad nimi byłybalkony połączone mostkiem.

- Macie jakieś efekty ? –zapytał bezdusznie cyborga.

- Tak, Hrabio. Udało nam sięwyizolować dwa różne rodzaje trucizny – odpowiedziałprzeglądając pliki na swoim czytniku danych – Czy chceszprzetestować naszą nową broń ?

- Tak – powiedział podchodzącdo grubej szyby celi i patrząc na obiekt testu: młodego człowiekaz Picci – To odpowiedni moment, aby go tu zwabić – wyszeptałpod nosem.

Skakoanin wcisnął przycisk naswoim czytniku. Do obu cel w jednej ścianie został wpuszczony gazwytworzony z soków Vaab. Pomieszczenie wypełniły agonalne krzyki,co wywołało uśmiech na pomarszczonej twarzy starca. Wiedział kogochciał ściągnąć w przygotowaną pułapkę. Dokładnie w tymsamym momencie Neyomar skończył rozmieszczać ładunki. Wylądowałna głównym moście pomieszczenia reaktora i kiedy brał zamach, byrzucić ostatni detonator, nagle zamarł. Zakołysał się i złapałjedną ręką za głowę. Impulsywnie ściągnął maskę i rzuciłją na ziemię. Potrzebował więcej powietrza. Wyczuwał ...niewinną istotę, która cierpiała istne katusze. To samo dotyczyłoSayany. Przeglądała pliki na głównym komputerze, kiedy poczułasię dziwnie. Zaczęła ciężko oddychać i również zakołysałasię do tyłu. Zdjęła swój hełm i upuściła go na ziemię. Jakolekarz znała objawy, które właśnie ją nawiedziły. To samodziało się z jej chłopakiem, kiedy przylecieli na M'irrę.

Rozdział13: Zdradliwe współczucie

Adi Gallia skupiona naunikaniu ostrzału nie wyczuła tego co mandaloriański duet. W obugrupach zmartwili się stanem wojowników, ale oni tylko zapewnili,że nic im nie jest, przekazali dowództwo odpowiednim klonom iruszyli w kierunkach znanych tylko tej dwójce. Cały plan zostałwykonany, więc klony mogły już tylko wrócić na prom i czekać napowrót swoich kompanów. Neyo biegł w stronę dyktowaną mu przezMoc i uczucia. W końcu zatrzymał się przed konkretnymi drzwiami.Zamknął oczy i przyłożył do nich rękę. Nie wyczuwał już tegoco przed chwilą, ale czuł, że to właściwe miejsce. Spróbowałotworzyć je przyciskiem na panelu, ale nie zadziałał. Te jednakwydawały się o wiele prostsze do otwarcia niż poprzednie. Chwyciłmiecz i zapalił jedno ostrze. Przeciął je po dwóch przekątnych,natychmiast wziął rozbieg i przebił się przez nie. Wykonałprzewrót, zapalił drugą klingę miecza i stanął pośród cel.Nie było tam żywej duszy. Wyłączył ostrza, ale nie odwiesiłmiecza na pas. Jego uwaga skupiła się na celach. Podbiegł dopierwszej z brzegu i to co w niej zobaczył ... sprawiło, że cofnąłsię całkowicie przerażony. Na środku klatki leżał martwyczłowiek. Zmarł od poparzeń kwasem. Nie był to przyjemny widok.Chłopak spojrzał na swoją rękę, z której wypalone zostałylinie papilarne. Było to spowodowane tą samą właściwościąsoków. Nagle usłyszał jakiś dźwięk z celi obok. Podszedł doniej i zobaczył coś nie tyle strasznego ... co wręcz odrażającego.Człowiek siedział okrakiem na drugim mężczyźnie i masakrowałjego twarz. Cała klatka była we krwi. Opanowana szałem osobazwróciła wzrok na chłopaka. Pobiegł w jego stronę. Tym razemNeyo nawet nie drgnął, aż szaleniec odbił się od szyby. Jednak owiele łatwiej było mu radzić sobie z atakującymi go niż z takimiwidokami. Więzień uparcie atakował szybę zakrwawionymi pięściami.Wtedy przypomniał sobie pierwszą odprawę w świątyni jedi. Mówilio halucynogennych właściwościach tej trucizny. Kolejny powód, abywysadzić to miejsce w cholerę.

- Miło mi cię nareszcie poznać! – chłopak odwrócił się w kierunku, z którego dochodził tenzłowrogi głos, czyli na balkon nad nietkniętymi drzwiami.Obserwował swojego ... gospodarza. Widocznie to był człowiek, októrym mówił najemnik.

- Przynajmniej jednemu z nas jestmiło ! – odezwał się nieprzyjemnie, patrząc na niego z ukosa.To było dość trudne z uwagi na wysokie położenie starca, alekaptur mu to trochę ułatwiał.

- Twój oburzający ton w żadensposób nie polepsza twojej sytuacji – skinął dłonią, a drzwipod nim otworzyły się.

Wyszły z nich cztery droidy tegosamego typu, co te towarzyszące Grievousowi. Chłopak zacząłprzeklinać swoją wrażliwość na cierpienie, które tym razemwpakowało go w niezłe kłopoty, a nie pozwoliło nikogo uratować.Przelotnie spojrzał na komunikator na swoim karwaszu i zauważyłkomunikat, z którego wynikało, że załoga opuściła bazę. Poczułrównież zbliżającą się obecność. Bardzo dobrze mu znaną.Zaczął wycofywać się do drzwi, cały czas trzymając dłoń namieczu. Ucieczka nie była możliwa, ponieważ ochroniarze otoczylichłopaka. Mimo bagna w jakie Neyomar wpadł, on nadal posiadał dwaasy w rękawie. Jeden z nich zbliżał się bardzo szybko, a drugimbyła jego kontrola nad wysadzeniem reaktora. Jeden droidbezpośrednio odciął go od drzwi. Widząc to, dokładnie wiedziałco za chwilę się stanie. Usłyszał zbliżające się kroki ischylił się gdy za jego plecami rozległ się dźwięk mieczaświetlnego. Zaraz po tym jak zniszczyła ochroniarza stojącego wdrzwiach, dziewczyna przeskoczyła nad nim, lądując z kopnięciemwycelowanym w tego naprzeciwko. Odepchnęła go i wdała z nim wwalkę, kiedy Neyo zapalił oba ostrza swojej broni i zaatakował obadroidy naraz szybkimi pchnięciami. Zmusił je tym samym do obrony.Wdali się w bezlitosne wymiany ciosów. Saya podbiła włóczniędroida, podczas jego ataku, do góry i szybkim krokiem przeszła podnią, odcięła mu jedną nogę, przez co upadł, a przy obrociewykonała cięcie z góry i skróciła go o głowę. W tym czasiechłopak trzymał jedno ostrze w ciele tego po lewej. Ten jeszczetrzymał się na nogach, ale atak prawego droida zmusił go dowyrwania klingi z ciała ochroniarza, po linii oporu, którą byławłócznia, jednocześnie zbijając cios prawego drugim ostrzem.Odskoczył odrobinę, po czym wparował w niego serią ciosów, któremaszyna z trudem blokowała. Przeciążona natarciem upadła nakolana. Chłopak wyłączył jedno ostrze i rozpoczął serięuderzeń. Atakował znad głowy raz za razem, a droid blokował.Trafiał w jedno konkretne miejsce na środku włóczni. Ostatnieuderzenie przewyższyło inne siłą, a klinga przecięła broń napół, robiąc to samo z maszyną. Starzec zeskoczył na ich poziom.Mandalorianie spojrzeli w jego stronę i stanęli obok siebie.

- Wasze umiejętności sąimponujące ... – powiedział, chwytając zakrzywioną rękojeśćmiecza – ... ale nie dość, by mogły równać się z moimi –przeniósł miecz przed siebie i zapalił szkarłatne ostrze przedtwarzą.

Wojownicy również przyjęlipostawy gotowe do walki. On ze swoim podwójnym żółtym mieczem iona z jej pojedynczym turkusowym. Dziewczyna odezwała się po cichu.

- Czy tobie też się wydaje, żeon za dużo gada ?

- Haar'chak, wyjęłaś mi to zust – odpowiedział chłopak z lekkim uśmiechem na twarzy.

Oboje ruszyli na przeciwnika wpełnym szale. Neyo wyskoczył z pchnięciem, a Saya zaczęła odzamaszystego cięcia z dołu. Dooku bez wysiłku zablokował ataki,zbijając cios chłopaka i parując atak dziewczyny. Oni jednakprzystosowali się i niemal natychmiast zaatakowali ponownie. Starzecznowu musiał się bronić. Po kilku wymianach ciosów doszedł downiosku, że w walce z tą dwójką nie zdoła skutecznie przejśćdo ofensywy, chyba, że uda mu się ich rozdzielić. Saya wycofałasię odrobinę. W końcu Neyo podbiegł, by zaatakować, ale gdyklingi przeciwników miały się zetknąć, ten wyskoczył wysoko nadniego i chwycił swój blaster. Wystrzelił trzy razy podczaslądowania. Hrabia chaotycznie odbił dwa pierwsze strzały, aleostatni przekierował prosto w Sayę. Spanikowana dziewczynauskoczyła, po czym sama wystrzeliła. Przeciwnik tylko wychylił sięw bok przepuszczając wiązkę lasera tuż obok, tak aby poleciała wstronę drugiego wojownika. Ten jednak odbił wiązkę i trafiłprzeciwnika w ramię. Niestety musnął jedynie jego skórę.Zszokowany mężczyzna złapał się za ramię. Wybity z rytmu dałszansę mandalorianom na atak. Oboje ruszyli na niego z przeciwnychstron. Gdy byli o długość ostrza od niego, odepchnął ich Mocą zdużą siłą. Sayana odleciała na większą odległość odNeyomara, gdy on tylko przybił bliżej ziemi i odjechał napodeszwach butów o kilka metrów. Obaj stanęli prosto. Chłopakzgasił tylne ostrze i ponownie ruszył na Hrabiego, ale tym razem podwóch sparowanych atakach, ten obrócił się z kopnięciemwymierzonym w plecy nastolatka, posyłając go na ziemię w pobliżedziewczyny. Powalony wstał na jedno kolano, ale zamiast atakowaćpomógł jej wstać. Dooku korzystając z chwili spokoju postanowiłwycofać się z powrotem na balkon. Wyskoczył do góry i wylądowałza barierką na szczycie. Spojrzał na nich z góry.

- Kończmy tą żenadę w waszymwykonaniu – sięgnął do konsoli po jego prawej i wcisnął dwaprzyciski.

Najpierw wyjście zablokowałopole siłowe, a potem cele wypełniły się zielonym gazem. Reakcjaszaleńca w klatce jednoznacznie wskazywała na to, że jest to tażrąca odmiana. Po upływie sekundy cele zostały otwarte i truciznazaczęła zbliżać się do mandalorian. Chłopak szybko założyłmaskę i przysunął się bliżej dziewczyny. Po chwili całepomieszczenie wypełniło się gazem, ale tylko do pewnego poziomu,więc starzec był bezpieczny. Uśmiechnął się, odwrócił izaczął odchodzić z rękami złączonymi za plecami. Według niegoto był koniec, ale nie według duetu wojowników. Stali zwyciągniętymi rękami pośrodku zielonej chmury, odgrodzeni od niejbarierą Mocy, którą oboje stworzyli.

- Chyba myśli, że ma nas zgłowy – powiedział Neyo.

- No to pokażmy mu jak bardzosię myli – odpowiedziała zuchwale Saya – Dasz radę samutrzymać gaz z daleka ? – spytała, opuszczając ręce.

Nie wypowiadając słowa równieżopuścił ręce i odchylił głowę do tyłu. Bariera jeszcze siępowiększyła.

- Elek – na wierzchu chmurypojawiło się wypuklenie, które przykuło uwagę sitha na balkonie.Tymczasem na dole chłopak przygotował się do wybicia dziewczyny dogóry – Gotowa ?

- Elek – zaczęła biec w jegostronę, by zaraz wskoczyć jedną stopą na jego ręce.

W tamtej chwili wyrzucił jąwysoko w powietrze. Wyleciała nad powierzchnię trucizny i w lociezapaliła ostrze. Zaskoczony Hrabia zapalił klingę swojego miecza,aby obronić się przed cięciem, które wyprowadziła przylądowaniu. Zaczęli wymianę ciosów. Uniknęła ostatniego cięciaodskakując do tyłu saltem. Po wylądowaniu odepchnęła go Mocą.Siła tego pchnięcia zdziwiła sitha. Wylądował pod ścianą zezwieszoną głową. Nie tracąc czasu dziewczyna podbiegła iwyskoczyła do niego z pchnięciem. On jednak odepchnął ją,wysyłając w jej stronę salwę błyskawic Mocy.

- AAAAA !!! – piskliwy jękbólu rozbrzmiał w pomieszczeniu i dotarł do uszu mandalorianina,który nadal próbował dostać się na górę.

Pobudzony krzykiem, wziąłrozpęd i wyskoczył do góry w tym samym kierunku. Wyleciał nadchmurę, ale nie dość wysoko, aby wylądować na balkonie. Wnajwyższym punkcie chwycił się środkowej rury w barierce. Gdyznalazł podparcie rozejrzał się i zobaczył swoją dziewczynęleżącą obolałą na moście. Widział też przeciwnika, którypodnosił się na nogi. Kiedy ten wyciągnął niepokojąco ręce wjej stronę, zadziałał impuls. Neyo natychmiast wskoczył o jednąbelkę wyżej i skoczył na most, między Sayę, a Dooku. Dokładniew tamtej chwili sith wystrzelił kolejną serię błyskawic, ale tochłopak przyjął je na siebie.

- AAAAA !!! – kolejny, tymrazem męski krzyk, rozszedł się po pomieszczeniu.

- Ugh ... – dziewczynapodniosła się i zobaczyła tą torturę – Neyc !!!

Zaczęła biec w stronę swojegochłopaka, żeby chociaż spróbować mu pomóc, ale ten mimo bólusięgnął ręką w jej stronę i odepchnął ją Mocą na bezpiecznąodległość. Sith przerwał kaźń, a z jego oponenta uszła małasmuga dymu.

- Jesteś jeszcze głupszy niżzakładałem – powiedział Hrabia z wyższością.

- To nie głupota ... ugh –zaczął powoli mówić pokrzywdzony.

Dziewczyna cały czas patrzyłana niego zmieszana przez to co zrobił. Obolały ściągnął maskęi również spojrzał w jej stronę. Pokręcił przecząco głową,kiedy ona tylko drgnęła, żeby iść mu z pomocą. Stanęła wmiejscu. Zaufała mu tak samo jak on zaufał jej na M'irze.

- A co w takim razie ? – spytałironicznie sith.

- Coś czego nigdy nie zrozumiesz... ugh ... – podniósł się i stanął lekko skulony – ...troska – wysyczał przez zęby, wyprostował się, zacisnąłpięści i schylił odrobinę głowę, patrząc na niego oczamiprzepełnionymi nienawiścią.

Gdy wypowiadał te słowa, mówiłz głębi duszy. Otoczyła go błękitna aura.

- Jest jakaś różnica ? –powiedział Dooku, po czym ponownie wystrzelił błękitne wiązki zpalców.

Tym razem, miarka się przebrała.Nim one choćby musnęły chłopaka, ten wyciągnął przed siebierękę, a błyskawice skupiły się przed nią w jeden potężnypiorun i odbiły od jego dłoni. Wiązka energii zmasakrowała sufit,wprawiając ich przeciwnika w osłupienie. Spojrzał na chłopaka zprzerażeniem w oczach. Równie zmieszany chłopak obserwował swojąrękę. Między palcami jego dłoni przeszły małe łukielektryczne. Rzucił gniewne spojrzenie chakaarowi, który ośmieliłsię podnieść rękę na Sayanę. Wziął krótki zamach iwystrzelił w jego stronę identyczną wiązkę energii. Przeciwnikrównież ją odbił i drugi piorun wystrzelił w sufit.

- Wracaj na statek. Dołączępóźniej. Jeśli nie ... uciekajcie i wysadźcie to miejsce.

- Ale ... – chciałazaprotestować.

- Gedet'ye ... slanar –przerwał jej, ściągnął impulsywnie kaptur i spojrzał jej woczy.

Zamarła, gdy to zrobił. Dobrzego poznała przez ten krótki czas, który razem spędzili, alejeszcze nigdy nie widziała u niego takiego wzroku. Widziała, żechciał, aby stała u jego boku, jednak jednocześnie wyczuwałaemocje, które nim targały. Nie chciał jej krzywdy, tak jak zakażdym razem, gdy sytuacja ją przerastała. Właśnie nastał takimoment.

- Roznieś go – powiedziała zezrozumieniem w głosie i wyszła przez drzwi za jej plecami.

Zbolały chłopak odprowadził jąwzrokiem, potem odwrócił się w stronę przeciwnika. Hrabia Dookuzapalił swój miecz i zgiął jedną rękę za plecami. Tooznaczało, że chciał udowodnić swoją wyższość nad Neyoprzynajmniej w tej materii, jaką było władanie mieczem. Nie mógłznieść myśli, że ktoś tak młody mógł osiągnąć taką potęgęw Mocy. Mandalorianin stanął w podobnej pozycji. Starzec ruszył naniego. Chłopak sparował jego atak i kolejny, a potem następny.Przeszedł do ofensywy i zaczął ciąć jedną ręką z wielu stron.Te ciosy również zostały zablokowane. Wywiązał się z tegopojedynek mistrzów. Obaj walczyli w podobny sposób. Wyrafinowanie,z finezją, nie robili niepotrzebnych ruchów. Znaleźli się naśrodku mostu. W pewnym momencie Neyo zbił potężnie atak sitha.Hrabia wychylił się razem ze swoją klingą w stronę barierki.Spodziewał się kolejnego cięcia z drugiej strony, ale chłopakzamiast tego wyprostował ręce i wykonał długie pchnięcie. Żółteostrze przejechało po ramieniu starca, a spalone mięśnie tylkozasyczały. Zszokowany Dooku oparł się o barierkę i złapał zaranę. Nikt, nawet najwięksi mistrzowie jedi, nie byli w stanie gochociaż zranić, a ktoś tak niegodny jego uwagi był zdolny zrobićto dwukrotnie. Spojrzał na mandalorianina. Chłopak przeszedł wstyl Shien i zaczął iść w jego stronę. Wycieńczony sith wykonałzamaszyste cięcie z prawej, które bez trudu zostało zablokowane.Ostrza mieczy wyszły za krawędź mostu. Ich oczy się spotkały, anienawiść w Neyomarze sięgnęła zenitu. Kończył mu się czas, aon był niezbędny do wygrania tej walki. Nie był z tego dumny, alepostanowił zakończyć ją przymusowym remisem. Zmusił ostrze swojei sitha do przecięcia mostu po całej jego szerokości. Odepchnąłklingę starca, po czym pchnął go Mocą, a sam odskoczył robiącgwiazdę do tyłu na wolnej ręce. Kiedy ponownie stanęlinaprzeciwko siebie, Hrabia wyciągnął dłoń i ponownie zaatakowałbłyskawicami. Chłopak te również zablokował, ale w inny sposób.Nie odbijał, tylko zatrzymywał ... kumulował ... pochłaniał.Obaj wojownicy zaczęli iść naprzód. Im bliżej byli, tym starcieMocy było coraz bardziej wymagające. W końcu nie mogli już iśćdalej. Dooku osiągał kres swoich możliwości. Pioruny były teraztylko małą sferą oddzielającą ich dłonie. Wtedy ... stało się.Kula wybuchła, wywołując potężną falę uderzeniową. Przeciętymost załamał się pod jej wpływem, a mandalorianin i sith bylizmuszeni odskoczyć saltami do tyłu na osobne balkony. Wylądowali.

W tym samym czasie klonyznajdowały się w hangarze i osłaniały ich transport przedostrzałem droidów. Czekali już tylko na mandalorian. Pojedynczeblaszaki przedzierały się przez właz i zbliżały do nich. Naszczęście szybko kończyły jako kupy złomu. W pewnym momenciedrzwi na korytarz zamknęły się. Korzystając z okazji Bird i Airpobiegli w ich stronę, eliminując wszystkie droidy po drodze.Stanęli przed grodzią, która po chwili zaczęła się otwierać.Wycelowali w stronę przejścia, ale zobaczyli tylko Sayanę zmieczem w dłoni. Na podłodze leżały poćwiartowane kawałymetalu.

- Wasza dwójka ma wielewspólnego. Nigdy nie zostawiacie nam nic do zabawy – powiedziałAir, śmiejąc się.

- Tak ... wiele – powtórzyłabeznamiętnie.

Przeszła między nimi i ruszyław stronę transportowca.

- Czekaj. Gdzie jest młody ? –zatrzymał ją Bird.

- Napotkaliśmy pewną ...przeszkodę.

- Czy on ... – zacząłniepewnie.

- Neyc ! – przerwała mu ostro– Gra na czas i nie odlecimy dopóki tu nie przyjdzie –powiedziała stanowczo.

- Dobra, dobra ... rany –wycofał się odrobinę pod wpływem jej groźnego tonu.

- Wybacz – spokorniała – Poprostu się o niego martwię.

- To zrozumiałe – odezwał sięAir – Zresztą, dopóki ty tu jesteś ... – wskazał na nią –... możemy być pewni, że wróci.

Te słowa poprawiły nastrójdziewczyny. Wszyscy odwrócili się i ruszyli w stronę pojazdu. Nimjednak do niego dotarli, ziemia pod nimi zadrżała. Tak samo jakcałe pomieszczenie, a w konsekwencji cała stacja.

- Me'ven ? – Saya rozejrzałasię spanikowana po całym pomieszczeniu, po czym puściła siębiegiem w stronę drzwi na korytarz, ale klony ją zatrzymały.

- Co ty robisz !?!

- Co wy robicie !?! Nie zostawiętu Neyo ! Puśćcie mnie !

- Już za późno. Za chwilę goposzukasz, ale w zaświatach. Musimy uciekać.

- Neyc ! Neyc !!! – krzyczała,próbując wyrwać się im.

- Hej, spójrz na mnie ! – Airzłapał ją za barki i spojrzał jej w twarz. Przez hełmy nie byłotego widać, ale patrzyli sobie dokładnie w oczy – Też nie chcętego robić, ale zginiemy jeśli tu zostaniemy. Nie pomożemy mumartwi.

Przestała się szarpać, ale jejmały wewnętrzny świat właśnie się zawalał. W głowie miałamasę pytań. Czy nie wrócił dlatego, że przegrał pojedynek ? Czywybaczy sobie, jeśli on zginie ? Kto wysadził reaktor ? Ta ostatniamyśl spowodowała lawinę kolejnych. Czy to możliwe, że onwysadził bomby ? Jeśli tak to istnieje szansa, że jej chłopakżyje i jeszcze zdąży wrócić. Wbiegła z pozostałymi na pokład.Sir przygotowywał statek do odlotu, a dziewczyna zdjęła hełm iwytrwale wyczekiwała powrotu ukochanego przy otwartym włazie.Mijały sekundy, które zdawały się być godzinami, a jego ciąglenie było. Podłoga zaczęła się oddalać. Statek startował, a onamimo to nie chciała zamknąć włazu. Dalej czekała. Balt równieżstał przy drzwiach. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem. Serce mu siękrajało, ale był zmuszony zamknąć właz. Nim to zrobił whangarze coś wybuchło. Transportowiec zakołysał się.

- Balt !!! Teraz, albo nigdy !!!– krzyknął Sir z kokpitu.

Komandor zacisnął zęby iwcisnął przycisk od włazu. Stalowe drzwi zamknęły się, atransportowiec wyleciał z hangaru. Gdy tylko wylecieli z bazy, whangarze rozpętało się piekło, a chwilę później całaasteroida zaczęła się rozpadać. Niedługo potem eksplodowała zogromną mocą. Wszystkie statki w okolicy zatrzęsły się. I takgwałtownie jak się zaczęło, tak również się skończyło.Wygrali tą bitwę. Na pokładzie promu nie było jednak słychaćwiwatów. Zamiast tego wszyscy pogrążyli się w ciszy, a jedynymdźwiękiem, rozchodzącym się po metalowym pomieszczeniu, byłcichy płacz Sayany, siedzącej pod ścianą. Nie wiedzieli jednak,co tak naprawdę tam się wydarzyło.

Chwilę wcześniej

Mandalorianin i sith stali nabalkonach. Wściekły starzec dyszał ze zmęczenia i frustracji.Zaczął krzyczeć głosem przepełnionym gniewem.

- Nawet jeśli uda ci sięprzeżyć, to i tak bez znaczenia ! W końcu i tak moi szpiedzy cięznajdą, a wtedy nic mnie nie powstrzyma przez starciem cię na proch!!!

Zaczął przygotowywać się doskoku w stronę Neyomara.

- Jesteś pewien !?! – krzyknąłpo czym natychmiast musiał złapać oddech. To była wymagającawalka – Czy po tym co miało tu miejsce chcesz, żeby mnie znaleźli!?! – na zmęczonej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.

Mina Dooku zrzedła, jakbyprzetrawiał to co właśnie usłyszał. Neyo sięgnął do panelu nakarwaszu i wysłał sygnał detonacji do reaktora. Poczuli eksplozję.Strop na środku pomieszczenia zawalił się, a spadające kawałkimetalu pociągnęły za sobą wstęgi płomieni. Zaskoczony Hrabiacofnął się. Ponownie spojrzał na swojego przeciwnika.

- Masz zamiar pociągnąć mnieza sobą do grobu !?!

- Neyc ! – odpowiedział – Jamam zamiar przeżyć ... – otworzył Mocą drzwi za jego plecami –... i nie wiem jak ty, ale ja nie mam problemu z nadążaniem, więcradzę ci biec ! – użył pędu i zniknął za drzwiami,zostawiając za sobą jedynie krótki refleks.

Sith stał oniemiały i dopierokolejna mała eksplozja zmusiła go do zastosowania się do radywroga. Wybiegł z pomieszczenia, zniesmaczony swoją porażką. W tymsamym czasie chłopak przedzierał się przez korytarze z zawrotnąprędkością. Nie mógł biec tą samą drogą, bo musiałby przejśćprzez pomieszczenie reaktora, a tam miało miejsce szalejące piekło,więc musiał zdać się na instynkt i znaleźć inną drogę.Równocześnie w jego głowie trwała burza myśli. Część niegonie chciała puszczać tego chakaara żywcem, inna pytała czy dobrzezrobił wysadzając reaktor teraz, a jeszcze kolejna martwiła sięczy reszta da radę uciec na czas. Sayana pewnie nie będzie chciałauciekać bez niego, ale sytuacja na pewno ją do tego zmusi. Ta myślprzynajmniej dała mu pewność, że ona i żołnierze pewnie są jużbezpieczni. Niestety oznaczało to również, że prom odleciał,więc pozostała mu jedna opcja. Z zamyślenia wyrwał go wybuch.Lewa ściana korytarza, którym biegł eksplodowała nim zdążył jąminąć. Korytarz został prawie całkowicie zablokowany przez palącesię gruzy. Pod wpływem wybuchu odbił się od ściany, aleprędkość, której wcześniej nabrał nie mogła zostać wytraconana tyle szybko, by zdążył się zatrzymać. W ostatniej chwiliwyskoczył w powietrze i przeleciał przez lukę, którą zauważyłmiędzy gruzami. Wylądował w dalszej części korytarza. Był jużblisko swojego celu. Po kolejnej chwili biegu trafił na zamkniętedrzwi. Tym razem chciały współpracować i otworzył je przyciskiemna panelu. Zobaczył droidy biegnące do ustawionych rzędem włazów.Bez zastanowienia ruszył na pierwszego z brzegu, oderwał go odotwartego przejścia i odrzucił do tyłu.

- Hej, to moja kapsuła –odkrzyknął poszkodowany blaszak, ale natychmiast został poderwanyMocą do góry i uderzył o sufit. Ponownie wylądował w tym samymmiejscu – A weź ją sobie – dodał, machając tylko ręką.

Zadowolony chłopak wszedł napokład i opuścił asteroidę. Dokładnie moment po tym, stacjaeksplodowała. Kapsuła zmieniła trochę kierunek, ale nic więcejjej nie zagrażało. Gdy pojazd znalazł się w bezpiecznejodległości, małe silniki zatrzymały go i obróciły szybą wstronę kuli ognia, która za chwilę stała się tylko masąrozrzuconego, rozgrzanego metalu. Ten widok sprawił, że z Neyozeszło całe napięcie. Wyłożył się wygodnie na siedzeniu. Terazpozostało mu już tylko skontaktować się z resztą, żeby niemartwili się niepotrzebnie długo, a także aby mogli go zabrać wbezpieczne miejsce.

W tym samym czasie

Prom Sheatipede wleciał dohangaru na pokładzie Venatora. Tam czekali na niego mistrzyni jediAdi Gallia, a także najemnicy, którzy uciekli z bazy niedługoprzed jej wysadzeniem. Chcieli osobiście przywitać bohaterów,dzięki którym ta bitwa skończyła się równie szybko jak sięzaczęła. Prom podchodził do lądowania w hangarze. Adi stała naśrodku lądowiska. Podszedł do niej jeden z uratowanych pracowników– Kearim, stanął obok niej. Spojrzeli na siebie i tylko sięuśmiechnęli, po czym wrócili do obserwowania lądującego statku.Gdy stanął na miejscu, właz się otworzył. Najpierw wyszli zniego Sayana i Balt. Obejmował ją, a ona była skulona i kurczowotrzymała się za ramiona. Za nimi wyszli pozostali członkowieoddziału. Równie przygaszeni jak ich dowódcy. Uśmiech zniknął ztwarzy mistrzyni. Natychmiast podbiegła do mandalorianki ikomandosa.

- Wszystko w porządku ? –złapała dziewczynę za bark, ale ona nawet na nią nie spojrzała.

- Nie zdążyłam mu powiedzieć... – wyszeptała. Zacisnęła powieki, przez które zaczęłypłynąć łzy. Nie powstrzymywała się już. Skuliła się jeszczebardziej i zaczęła cicho łkać.

Z tego co usłyszała, Galliawywnioskowała jedno. Szybko rozejrzała się po żołnierzach i wstronę promu, ale nie zobaczyła tego kogo szukała. Przeniosłazbolały wzrok na Balta.

- Żołnierzu, czy on ... – nieskończyła, gdyż słowa nie chciały przejść jej przez gardło.

- Niestety. Nie zdążył –odpowiedział komandos głosem pełnym goryczy.

Tolothiance zrobiło się słabo.Zakryła usta dłońmi. Nie mogła w to uwierzyć. Chłopak, z którymjeszcze dzisiaj rozmawiała, który dwa dni wcześniej nazwał jąbabcią. Jej wnuk. Nie chciała w to uwierzyć, ale nic już nie byław stanie zrobić. Łzy popłynęły także po jej twarzy. Oczy kobietspotkały się. Połączyły się w swoim bólu i przytuliły dosiebie. Obie zaczęły płakać. Wszyscy żołnierze i najemnicypatrzyli na nie i w ciszy opłakiwali poległego kompana. Nagle ...stało się coś niespodziewanego.

- Odbiór, ... mi ... współrzędne... 3 ... halo ! – zagłuszony komunikat wydobył się zkomunikatora mandalorianki. Zaskoczone kobiety odsunęły się odsiebie. Zapaliła się w nich iskra nadziei. Saya przełączyłaustawienia na karwaszu i wyciszała szumy. Czekały – Odbiór, mówiNeyomar Imper. Potrzebny mi transport. Kapsuła ratunkowa.Współrzędne 7, 3, 5.

Nieograniczona euforia ogarnęławszystkich, którzy usłyszeli głos mandalorianina. Dziewczynanatychmiast odpowiedziała.

- Cyar'ika ?

- Saya, jesteś cała ? Tak sięmartwiłem !

- Ty się martwiłeś ? Nigdywięcej nas tak nie strasz !

- ( krótki śmiech ) Znasz mnie– odpowiedział wypuszczając powietrze.

- I to ma mnie uspokoić ? –powiedziała kręcąc głową i śmiejąc się. Był to śmiechwypełniony ulgą i szczęściem.

Po tych słowach w hangarzepodniósł się gromki aplauz. Wszyscy ściskali się po bratersku nawieści, że ich przyjaciel przeżył.

- Wiedziałem, że nie tak łatwogo załatwić – wykrzyczał radośnie Air i przytulił Magic'a.

- Wysłać brygadę ratunkową.Współrzędne 7, 3, 5 – Adi wydała rozkaz Clay'owi.

Chwilę później

Nie minęło dużo czasu nimprom ratunkowy wrócił z Neyo na pokładzie. Każdy, kto choć razmiał z nim do czynienia, czekał na niego, wychodzącego przez włazstatku, ale najbardziej nie mogła się tego doczekać Sayana. Promwylądował i właz się otworzył. Stał w nich. Uśmiechnął sięna widok wszystkich znajomych i przyjaciół, ale gdy spojrzał naSayę ożywił się jeszcze bardziej. Zaczął pospiesznie schodzićpo kładce. Kiedy dotknął podłogi, dziewczyna pobiegła w jegostronę. Rzuciła mu się na szyję i mocno go objęła. Odwzajemniłuścisk i obrócił się z nią nad ziemią. Stanęli i zetknęli sięczołami.

- Ni kar'tayl gar darasuum –uśmiechnęła się i powiedziała szeptem.

- Ni balyc kar'taylir gardarasuum – odpowiedział z uśmiechem.

Dziewczyna otworzyła oczy,zaśmiała się uroczo i pocałowała go. Lekko zaskoczony nieprzerywał tego pocałunku. Oboje zamknęli oczy i trwali tak, awszyscy wokoło wiwatowali. Teraz mogli spokojnie uznać ichzwycięstwo za kompletne.

Rozdział 14: Powrót dodomu

Następnego dnia

Żaglowiec słoneczny HrabiegoDooku podchodził do lądowania na Serenno. Usiadł na placu przedwillą. Ranny lord sith zszedł na ziemię i wszedł do budynku. Pokilku minutach wędrówki przez korytarze, dotarł do głównej sali.Usiadł w swoim krześle. Chwycił się za ramię, które bardziejbolało. Jego myśli mącił fakt, że w końcu będzie musiałzawiadomić swojego mistrza o jego porażce, jak i o nowymprzeciwniku, który hucznie dał o sobie znać. Niepewnym ruchemsięgnął do komunikatora i rozpoczął połączenie. Odsunąłkrzesło i uklęknął na jedno kolano, a przed nim pojawił sięhologram zakapturzonej postaci. Jego twarz nie była widoczna, alesama jego obecność wypełniła pomieszczenie mrokiem iniezadowoleniem.

- Mój mistrzu – przywitał sięstandardowo ze swoim zwierzchnikiem i mentorem.

- Lordzie Tyranusie – mrocznylord odezwał się złowrogim głosem – Doszły mnie słuchy ozniszczeniu naszej placówki w układzie Picca. To przedsięwzięciepochłonęło wiele środków i pracy. Czy masz coś nausprawiedliwienie twojej porażki ?

- Nie panie, chcę tylko ... ugh– poczuł jak jego tchawica zaczyna się zaciskać, po czym straciłgrunt pod nogami.

Jego mistrz zaczął unosić gonad ziemią i dusić jednocześnie.

- Wyczuwam jak twój umysłzaprzątają myśli o przegranym pojedynku i widzę też twoje rany.Kto był do tego zdolny ?

Puścił go. Dooku zaniósł siękaszlem.

- Nikt kogo nie wgniotę w ziemię... khe ... potrzebuję tylko czasu.

- Ja zdecyduję czy ten ktośjest nikim. Czy to możliwe, że to ten sam delikwent, który odkilku dni krzyżuje wszystkie twoje plany ?

- Nie mam złudzeń. Jest ichdwoje. Chłopak i dziewczyna, ale to on zdaje się emanować większąwięzią z Mocą.

- Opowiedz mi po kolei. Do czegojest zdolny ?

Hrabia przekazał mistrzowi każdystrzęp informacji, jaki posiadał na temat zakapturzonego wojownika.Wliczając w to doświadczenia jego, Ventress i Grievous'a. W miaręjak lord sith dowiadywał się o możliwościach wroga, grymas złościna jego twarzy przeobrażał się w niedowierzanie okraszonestrachem.

- Mistrzu, wystarczy, że zbioręodpowiednie siły, a po upływie potrzebnego czasu, znajdziemy izlikwidujemy zagrożenie – Dooku zakończył swoją opowieść tymisłowami, po czym uśmiechnął się maniakalnie.

Zakapturzony człowiek zastanowiłsię. Po czym dał odpowiedź jakiej Tyranus nigdy by się niespodziewał.

- Nie – odpowiedział powoli.

Zszokowany sith spojrzał nahologram.

- Ale ...

- Nie kwestionuj moich poleceń –przerwał uczniowi – Poinstruuj swoich dowódców, że jeślispotkają na swojej drodze tego osobnika, mają za wszelką cenęprzeżyć. Niech nie próbują go zabić. Wszyscy mają ważne roledo odegrania i nie mogę sobie pozwolić na to, żeby ich stracić.

- Tak się stanie mój panie –Hrabia więcej nie protestował słysząc srogi ton mentora.

Połączenie zakończyło się, asiwobrody mężczyzna podszedł do zielonego okna swojego gabinetu. Zjednej strony nadal chciał odnaleźć i zniszczyć tego, który gopokonał, ale z drugiej – rozumiał obawy swojego mistrza. Nie mógłnarażać swojej armii i dowódców na takie ryzyko, jakim jest walka z tym wojownikiem. Na tę chwilę pozostawało mu tylko miećnadzieję, że ta potężna istota nie dołączy na stałe do siłRepubliki.

W tym czasie w układzie Picca

Mistrzyni jedi Adi Gallia weszławłaśnie na mostek swojego Venatora. Podeszła do holostołu. Tamczekała na nią jej prawa ręka – komandor Clay.

- Przyszli ? – zapytała zlekkim uśmiechem.

- Już czekają – odpowiedział– Chyba spóźnialstwo Impera zaczyna się pani generał udzielać.

- Musiałam się z nimi pożegnać.Nie wiedziałam czy jeszcze się zobaczymy, przynajmniej wnajbliższym czasie. Jemu też już odpuść. Rozmawiałam z pannąMild i wszystko sobie wyjaśniłyśmy, a tak poza tematem, to bardzointeresująca młoda kobieta.

- Bardzo się cieszę, żeploteczki się udały – mówił to piskliwym głosikiem i złożyłręce pod brodą wierzchem do góry.

Adi spojrzała na niego jak nadziwaka, po czym się odezwała.

- Rozumiem, że to był żart,ale ... nigdy ... więcej. Proszę.

- Tak. Z początku wydawało sięśmieszne, ale po namyśle ... nigdy.

- Nigdy.

Spuścili głowy zażenowanikiepskim żartem, ale mimo to uśmiechnięci. Gallia włączyłapołączenie, a wokół stołu pojawiły się hologramy członkówrady jedi. Pierwszy odezwał się mistrz Yoda.

- Mistrzyni Gallio, w dobrymzdrowiu cię widzieć, bardzo mnie cieszy.

- Nie ma o czym mówić. Taknaprawdę to nie ja się najbardziej narażałam. To oddział Tau, zmandalorianami na czele, zasługują na największą część chwały.

- Skoro już jesteśmy przy ichtemacie. Zakładam, że chłopak będzie żądał wynagrodzenia zajego usługi – odezwał się mistrz Windu pragmatycznym tonem.

Ahsoka, stojąca obok jejmistrza, rozejrzała się wokół stołu.

- Właściwie to gdzie oni są ?– spytała lekko zaniepokojona.

- Cali i zdrowi – Adipospieszyła z odpowiedzią – Wolałabym nie cytować Neyo, jakmówił mi dlaczego nie chce tu przyjść, ale chyba wspomniał cośo osobistej niechęci. Prosił jednak, żebym przekazała od nichpozdrowienia padawance Tano i podziękowania Skywalker'owi.

- Miło z ich strony – odezwałasię Ahsoka.

- Za co chciał mi podziękować? – spytał Anakin podejrzliwie.

- Za to, że tak dobrzeprowadzisz swoją padawankę. Nalegał też, żebym przekazała kilkawiadomości od nich. Tym razem są one skierowane do wszystkich.

- Słuchamy – oznajmił mistrzPlo Koon.

- Po pierwsze kazałzakomunikować, że ma zamiar zatrzymać frachtowiec, myśliwiec idroida.

- A niby po co mu one ?

- Radziłabym spytać jego, alesądzę, że już za późno. Sprawa druga dotyczy jego zapłaty.Powiedział, że nie chce tych pieniędzy, ponieważ ich niepotrzebuje, ale zna kogoś komu te kredyty bardziej się przydadzą.

- Mianowicie ? – dopytywał sięmistrz Eeth Koth.

- Na tym nośniku ... – wyjęłamałe urządzenie z kieszeni i włożyła do portu w konsoli – ...znajduje się numer konta, na które mają zostać przelanepieniądze.

- Czy znamy tożsamość jegowłaściciela ? – Obi-Wan Kenobi chciał zaspokoić swojąciekawość.

- Nie chciał jej zdradzić, alerazem z numerem konta podał mi kontakt do niego. Powiedział tylko,że to niedawno zaprzyjaźniona osoba w potrzebie i prosił, abyzawiadomić go o tym słowami: „Małe wsparcie od cyklonu".Ostatnia wiadomość jest od lekarki. Zażyczyła sobie, żeby odteraz miała wolne od pracy w szpitalu dwie rotacje w odstępach copięć.

- To jest wykluczone. Szpital naCoruscant jest przepełniony. Nie możemy sobie na coś takiegopozwolić – zaprotestował mistrz Windu.

- To nie była prośba. Na twoimmiejscu nie próbowałabym wtrącać się w ich związek.

- Zdajesz się ich bardzo bronić.Jaka jest przyczyna takiej troski z twojej strony ?

- Poznałam ich, a poza tymuważam, że są to rozsądne życzenia. Zasłużyli – powiedziaładumnie prosto w twarz czarnoskórego mistrza.

- Jeśli tak dobrze siępoznaliście, to może oświecisz nas w końcu, czy istnieje szansa,że chłopak może obrócić się przeciwko nam ? – spytałobcesowo mistrz Kit Fisto.

Tolothianka spojrzała na niegolekko z ukosa.

- Ręczę za niego własnymżyciem – powiedziała zdecydowanie, po czym zakończyłapołączenie.

Powiedziała wnukowi, że nie mazamiaru go wypytywać, szpiegować ani donosić Radzie, więc miałazamiar dotrzymać słowa.

W tym samym czasie napowierzchni planety

Wayfahrer stał w porciekosmicznym w mieście, z którego pochodził Kearim. Mandaloriańskiduet postanowił odprowadzić najemników do ich domów, natomiastczłonkowie oddziału Tau zostali na statku. Prawie wszyscy najemnipracownicy znaleźli się już w swoich domach i opowiadali o ichniezwykłym zleceniu. Ostatnim przystankiem był dom Kearima.Neyomar, Sayana i on szli ulicą. Chłopak opowiadał im jak pewnegorazu wybrał się na spływ razem z rodzicami.

- Weszliśmy całą trójką dojednej łódki. Woda była dość wysoka, a sama rzeka ... bardzorwąca. Płynęliśmy spokojnie i pozwalaliśmy, żeby wszyscy nasmijali. Tak było do czasu, aż trafiliśmy na pierwszy spadek. Potempojawiały się następne i w końcu zaczęliśmy zbliżać się dozakrętu. Kompletnie na czuja zbliżyliśmy się do lewego brzegu, atam była najgorsza bystrzyca na całym tym odcinku – spojrzeli naniego zaskoczeni, ale też rozbawieni – podskakiwaliśmy na falach,zero kontroli, w pewnym momencie myśleliśmy, że rozbijemy się oskały, ale nie zgadniecie co nas uratowało.

- Me'ven / Co ? – dwójkazapytała.

- Kojarzycie takie gumowe łodzie,no to odbiliśmy się od jednej – cała trójka zaczęła sięśmiać – Potem już tylko podnieśliśmy wiosła do góry ... iczekaliśmy, aż wylądujemy powoli na brzegu. Wzięliśmy paręgłębszych oddechów ... i dawaj dalej – zakończył z machnięciemręki.

- Będziesz musiał mi kiedyśpokazać tą rzekę – odezwała się Saya i przytuliła się dojego ramienia.

- Kiedy tylko zechcesz –odpowiedział i pocałował ją w dłoń.

- Wiesz ... – zacząłostrożnie Kearim – ... kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy,pomyślałem: „Nie ma bata już po mnie", a następnie, jakkazałeś nam spadać: „To jakiś podstęp, albo jakaś okrutnagra", ale potem dotarło do mnie, że wspomniałeś o moim synu.Myśl o nim wypełniła mnie i zdecydowałem się zaufać tobie.

- Tak jak teraz się zastanawiam... – zaczęła dziewczyna – ... skąd wiesz, że najeźdźcy zM'iryy nie mieli dzieci ? Czemu zabijałeś ich bez mrugnięcia okiem?

- A ty czemu to robiłaś ?

- Bo nie dali mi ...

- ... wyboru – dokończył zanią – Mogli mieć rodziny, ale gdybyśmy ich puścili, w końcuznaleźliby sposób na ponowne krzywdzenie innych. Dlatego nie czujęsię źle z powodu ich śmierci.

- Masz jakiekolwiek wyrzutysumienia zabijając ? – zapytał Kearim dosyć nietaktownie.

- Tak naprawdę, rzadko zabijam,... – zatrzymał się na chwilę i zacisnął mocno powieki, jakbypróbował coś stłumić – ... ale tak. Czasami mam wyrzuty,szczególnie ... w pewnych przypadkach.

Zatrzymali się wszyscy. Sayanaspojrzała czule na swojego chłopaka. Wyczuwała w nim coś bardzodobrze jej znajomego. Widziała to też w jego twarzy, mimo tego, iżdobrze to ukrywał. Nagle Kearim ruszył przed siebie w stronębudynku. Z naprzeciwka biegła kobieta, a przed nią chłopiec.Spotkali się w pół drogi i połączyli w rodzinnym uścisku.Dwójka mandalorian uśmiechnęła się na ten widok, jednakdziewczyna nie chciała zostawić tej chwili słabości Neyo bezwyjaśnienia.

- Widzę, że nie tylko ja niechcę mówić o swojej przeszłości – powiedziała zeskrzyżowanymi rękami, ale z nijakim wyrazem twarzy.

- Nie mylisz się – zgodziłsię z nią – Nie chcę o tym rozmawiać. Jeszcze nie – spuściłgłowę.

Przygryzła wargę i bezzwłoczniechwyciła go delikatnie za podbródek. Skierowała jego wzrok na nią.

- Jakiś czas temu powiedziałamci coś podobnego, a ty odpowiedziałeś, że kiedy będę gotowa,zawsze mnie wysłuchasz. Nie twierdzę, że ten czas nadszedł, alechcę żebyś wiedział, że możesz liczyć na to samo z mojejstrony.

Chłopak uśmiechnął się ichwycił dłoń, która dotykała jego twarzy.

- Jesteś najlepsza. Mówił cito ktoś ?

- Nie, a tobie ?

Zaśmiali się, po czympocałowali. Nagle poczuli jak coś obejmuje ich nogi. Spojrzeli wdół, a tam był syn Kearima.

- Mam jakieś deja vu – odezwałsię.

- Ja też – dopowiedziała.

Kearim i jego żona patrzyli nanich z zawstydzonymi twarzami, ale z lekkimi uśmiechami na twarzach.

- Wybaczcie – zaczęła szeptemkobieta – On jeszcze nie wie kiedy jest odpowiedni moment napodziękowania, a kiedy lepiej dać komuś chwilę.

- Nie szkodzi – odpowiedziałNeyo równie cicho.

- Dziękuję za to, żeuratowaliście mojego tatę – powiedział chłopiec.

- Nie ma za co – powiedzielijednocześnie, a Saya przeczochrała jego czuprynkę.

- Ratujecie życie moje i moichprzyjaciół, a potem twierdzicie, że nie ma za co dziękować. Taknie może być. Zapraszam do środka, zjecie coś.

- Nie chcemy być nieuprzejmi,ale musimy już iść – Saya chciała taktownie odmówić.

Neyo się z nią zgadzał.

- Eeh ... nie uda nam się was tuzatrzymać, co ? No trudno – Kearim podszedł i odsunął syna odjego wybawców, po czym uścisnął dłoń Neyomara – Jestem cidozgonnie wdzięczny. Gdybym kiedykolwiek mógł ci w jakiś sposóbpomóc, daj mi tylko znać.

- Wy też możecie na nas zawszeliczyć – zrewanżował się.

Duet wojowników odszedł spoddomu najemnika, a po chwili całkowicie zniknęli w miejskim tłoku.Kearim pocałował swoją żonę i wziął syna na ręce, po czymcała rodzina ruszyła w stronę domu. Wydarzenia ostatnich godzinbiegły z prędkością światła, ale przysługa jaką oddali mujego nowi przyjaciele zostanie na długo w jego pamięci. W tymczasie para zakochanych zbliżała się właśnie do frachtowca. Nimjednak dotarli do włazu, okazało się wszyscy członkowie oddziałuTau zebrali się przed statkiem. Gdy do nich podeszli, zrozumielijaki mieli w tym cel.

- Więc jednak lecicie ? – Sayazaczęła rozmowę.

- Niestety młoda, na to wygląda– pierwszy odezwał się Balt.

- Takie są uroki byciakomandosem. Zawsze w ruchu. Zawsze na misji – dopowiedział Air.

- Ten czas, który spędziliśmyrazem na Coruscant, był tak naprawdę jedynym czasem w naszym życiu,którego nie spędziliśmy strzelając do blaszaków, albo do jakichśekstremistów – dokończył Sir.

Saya rozczuliła się na myśl opożegnaniu. Zamknęła oczy i przytuliła komandora. Neyo też niechciał się żegnać. Kobieta i mężczyzna przytulili każdegożołnierza z osobna. Po wszystkim co razem przeszli, stali sięsobie bardzo bliscy. Nie mogli po prostu się odwrócić i pójśćkażdy w swoją stronę. Na końcu Neyo przytulił Balta, po czymuścisnęli sobie dłonie.

- Wiesz, że zawsze możecieliczyć na naszą pomoc ? Nieważne gdzie, nieważne kiedy – Neyowyraził swoją wdzięczność za wspólną walkę.

- A czy ty wiesz, że zawszemożesz liczyć na nas ?– Balt nie pozostawał mu dłużny.

- Vor entye, vode, za wszystko ...i powodzenia – puścili swoje dłonie.

Po pożegnaniu klony ruszyły dosąsiedniego doku, a stamtąd odlecieli transportowcem Republiki. Nakolejny front. Po kolejne zwycięstwo. Mandalorianie patrzyli w ichstronę, dopóki statek nie opuścił planety. Kiedy to się stało,dziewczyna wzięła głęboki oddech i zapytała.

- To ... co teraz ? Nasza rola wwojnie skończona. Przynajmniej na tą chwilę.

- Teraz ... możemy robić co namsię żywnie podoba. Gdzie chcesz polecieć, zanim wezwie nas dawneżycie ?

- Zawsze chciałam zobaczyćKashyyk. Da się to załatwić ?

- Elek, a potem może krótkiprzystanek na Naboo ?

- Jeśli tylko zatrzymamy się naKorelii i spróbujemy ich słynnych potraw.

- To na co jeszcze czekamy ? –spytał, po czym widok zasłonił mu kaptur.

W ciemności usłyszał głosdziewczyny.

- Kto pierwszy na mostku tenpilotuje ! – usłyszał oddalające się kroki.

- W twoich snach ! – krzyknął,ściągnął kaptur i pogonił za nią.

Oboje wbiegli na pokład, a zotwartego włazu było słychać radosne śmiechy. 

Continue Reading

You'll Also Like

1.3M 13.1K 5
„Bo to my byliśmy gotowi na wszechświat, lecz to wszechświat nie był gotów na nas." 2 część trylogii „Secret" ~17.08.2021r. - 14.02.2024r.~ Dziękuje...
208K 11.8K 200
‼️Manhwa nie należy do mnie‼️ Woori ma złamane serce, gdy dowiaduje się, że jej ulubiony bohater Lancelot ginie tragicznie w powieści "Kwiat podniósł...
184K 6K 45
~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpalając swoje lodowate serca, zapomnieliśmy...
1.8K 80 24
Po pokonaniu kryształowego władcy wszyscy myślą ,że wszystko będzie w porządku.Tylko LLoyd coś przeczuwa mijają dni.W mieście ninjago nic się nie d...