Heaven Is Burning

By Viriaan

83 6 3

- Życie jest serią niełatwych wyborów, które i tak prowadzą nas do nieuniknionego końca. Naszym zadaniem jest... More

Prolog
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty

Rozdział pierwszy

18 1 1
By Viriaan

Roslyn's Pov:

Jakie było moje zdziwienie, gdy tego wrześniowego poranka obudziła mnie moja siostra, która przygniatała mnie swoim ciężarem. Leniwie zrzuciłam ją z siebie przecierając zaspane oczy.

- Życie Ci nie miłe? - Zapytałam zachrypniętym głosem, dziewczynę.

- Zdajesz sobie sprawę, że ludzie już od dwóch tygodni są przyzwyczajeni i chodzą do szkoła, prawda? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie, układając się wygodnie na mojej poduszce.

Nijak tego nie skomentowałam, a jedynie wstałam z łóżka kierując się do dużej szafy, z której wyjęłam czystą bieliznę. Pędem ruszyłam w stronę łazienki, na wypadek gdyby mojej siostrze wpadło na myśl, aby mi ją teraz zająć.

Odkręciłam kurek, a letnia woda owiała moje nagie ciało. Umyłam się waniliowym żelem po czym wyszłam spod prysznica robiąc dalszą część porannej toalety. Po powrocie do mojej ostoi spokoju, zwanej moim pokojem, Sky już na szczęście nie było. Ubrałam na siebie szarą bluzę z wielkim napisem NIKE dodając do tego jasnoniebieskie jeansy, które idealnie opinały moje uda i tyłek. Zrobiłam szybki makijaż i wyprostowałam moje jasnobrązowe włosy.

Zeszłam na dół do kuchni, gdzie od razu zobaczyłam moją mamę.

- Jesteś już. Na stole masz śniadanie i pieniądze, a ja zaraz wychodzę. - Powiedziała, posyłając mi szeroki uśmiech. Moja mama była bardzo piękną kobietą i nie myślałam tak tylko dlatego, że jesteśmy do siebie bardzo podobne, ale gdybym była mężczyzną, na pewno bym na nią poleciała. Mimo iż była już długo po czterdziestce to trzymała się bardzo dobrze. Jej długie, brązowe włosy opadały luźno na jej plecy. Oczy miała w kolorze niebiesko - szarym co pasowało do opalonej skóry. Była szczupła i wysoka co dawało jej figurę modelki.

- Tak szybko? - Zdziwiłam się. Kobieta pracowała jako projektantka mody i miała swoją firmę, więc przeważnie przychodziła do pracy tak jak jej pasowało.

- Tak, dzisiaj mam dość dużo pracy, więc wychodzę wcześniej. - Stwierdziła. - Ale powiedz lepiej jak się czujesz.

- Mamo, mówiłam Ci już, że wszystko jest dobrze. - Przewróciłam oczami, zasiadając się przy stole.

- Rose pamiętaj, że jeżeli nie czujesz się na siłach to nie musisz tam dzisiaj iść. Szkoła nie zając, nie ucieknie. - Zapewniła mnie, głaskając po plecach. W tym samym czasie do pomieszczenia weszła, Sky.

- Mi jakoś nie pozwalasz zostać. - Fuknęła naburmuszona dziewczyna. - Fajnie wiedzieć, że faworyzujesz, Rose. - Udała obrażoną choć i tak wszystkie wiedziałyśmy, że tak nie jest .

Prawdą było to, że nasza rodzicielka nigdy nie faworyzowała żadnej z nas. Mimo, że byłam starsza o rok od, Skyler to każdą z nas traktowała na równi. Miałyśmy tylko ją, a ona nas.

- Daj spokój, mamo. Wszystko gra i to bardzo dobrze. - Zapewniłam kobietę.

- No dobrze, w takim razie bardzo się cieszę. Widzimy się później dziewczyny, ja lecę. - Cmoknęła po czym zniknęła nam z pola widzenia. Następnie obie usłyszałyśmy dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.

Dwudziesty września dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku, był dniem, w którym po raz pierwszy miałam udać się do szkoły w czwartej klasie liceum. Już od bardzo dawna miałam problemy z nerkami, ale równe dwadzieścia trzy dni temu dostałam ostrego zapalenia nerek. Skończyło się tym, że co chwile lądowałam w szpitalu.

- Długo jeszcze, czy będę czekać, aż się udławisz tymi płatkami? - Z letargu wyrwał mnie głos, Sky.

- Zanim to zrobię, wydłubię Ci oczy tą łyżką. - Wskazałam na nią metalowym sztućcem.

- Nie popluj się. Idę już się ubierać! - Krzyknęła, schodząc mi z pola widzenia najprawdopodobniej do przed pokoju. Odstawiłam naczynia do zlewa, a następnie udałam się za nią.

Nałożyłam swoje białe Air Force i złapałam za kluczyki. W New Haven, pogoda była bardzo ładna jak na tę porę roku, więc nie nałożyłam na siebie żadnej kurtki. Wyszłyśmy na podjazd, otwierając naszego srebnego Mercedesa pilotem. Sky, nie była dobrym kierowcą, więc to zawsze ja zawoziłam nas do szkoły.

- Jestem w wielkim szoku, że to auto jeszcze w ogóle żyje. Przyznaj, ile razy się nim obiłaś, gdy gdzieś jechałaś podczas mojej nieobecności, kaleko. - Stwierdziłam, zasiadając się na miejscu kierowcy.

- Pierdol się, Carter.

- Mamy tak samo na nazwisko, chodząca kupo mięsa. - Odpowiedziałam z zażenowaną miną, odpalając silnik.

Po około piętnastu minutach byłyśmy pod New Haven High School. Pod szkołą roiło się od uczniów, którzy przez chwilę skupili swoją uwagę na nas. Ludzie nie wiedzieli co się ze mną działo przez ten czas. Prawdę mówiąc przez dwa tygodnie nie używałam nawet swojego telefonu, bo nie miałam na to zwyczajnie siły ani czasu.

Razem z Skyler, byłyśmy dość znanymi osobami w naszej szkole. Już pomijając fakt, że ludzie tutaj lubili plotkować o wszystkim co się ruszało to i tak byłyśmy dość rozpoznawalne. Jaki był tego powód? Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie, może to przez naszą mamę lub po prostu jakoś się tak przyjęło.

Po przekroczeniu progu tego żywego piekła, ruszyłam w stronę swojej szafki. Sky, już ze mną nie było i to na całe moje szczęście. Kochałam moją siostrę, ale spędzanie z nią dłuższej ilości czasu przyprawiało mnie o mdłości i silne zawroty głowy.

- Ohoho kogo my tutaj mamy? Rose Carter, we własnej osobie. - Usłyszałam za swoimi plecami głośne przywitanie Camille.

- No witam ja Ciebie. - Z szerokim uśmiechem podeszłam do blondynki, przyciągając ją do mocnego uścisku.

- Ty w ogóle żyjesz? - Zapytała z pełną powagi miną, na co wybuchłam głośnym śmiechem powodując tym kilka spojrzeń innych ludzi.

- Jak widać żyję i mam się świetnie. Wiesz nowo narodzona i te sprawy. - Wyjęłam potrzebne mi rzeczy z szafki, po czym zamknęłam ją na kluczyk.

- Musimy nadrobić stracony czas, wiesz o tym? - Zapytała, a ja już wiedziałam, że coś knuje.

- Tak, Cami. Masz jakiś pomysł? - Posłałam jej szyderczy uśmiech.

- Wyścigi. Sobota. - I na to właśnie czekałam.

Już od piętnastego roku życia razem z Cami, wymykałyśmy się na nielegalne wyścigi. Nasze miasto słynęło z tego, że na obrzeżach miasta odbywały się takie rzeczy. Kręciło nas to.

- Głupio pytasz. Kto ma tam być? - Zapytałam zaciekawiona.

- Montano. - Odpowiedziała dziewczyna, podsyłając mi podekscytowane spojrzenie. Camille jak i Sky, uwielbiały jego paczkę. Zwłaszcza że trójka z nich miała swoją własną kapele, a ich koncertów nigdy nie przegapiały. Sama lubiłam ich wykonania, ale całego podniecenia na nijakiego, Montano nigdy nie rozumiałam. Nie miał w sobie nic zachęcającego, a raczej tylko sobą odpychał. No, bynajmniej mnie.

Chłopak często brał udział w wyścigach samochodowych i naprawdę bardzo rzadko przegrywał z czego słynął w naszym mieście.

W tym samym czasie, w moich uszach rozbrzmiał dźwięk dzwonka, a my udałyśmy się pod odpowiedni numer sali lekcyjnej.

Lekcje minęły mi jakoś wyjątkowo szybko z czego bardzo się cieszyłam. Razem z Cami, wyszłyśmy głównym wyjściem ze szkoły kierując się do naszych samochodów. Nagle, Rogers szturchnęła mnie w łokieć, posłałam jej pytające spojrzenie nie rozumiejąc o co może jej chodzić. Zanim zdążyłam zapytać, zobaczyłam dobrze znane mi niebieskie Porsche. Następnie ujrzałam jak Dylan Montano idzie w stronę naszej szkoły. Zdziwiłam się jego wizytą tutaj.

O tej porze zwykle przed szkołą była tłoczno. Większość uczniów kończyło lekcje i ciężko było szybko dostać się gdzieś poza terenem szkoły. Chłopak, przechodząc obok nas bardzo mocno trącił mnie barkiem przez co cicho syknęłam z bólu, a moja torebka spoczęła na brudnej kostce brukowej.

- Wybacz, nic Ci nie jest? - Zapytał zachrypniętym, ale ładnym głosem. Zapach czekolady zmieszanej z papierosami dostał się do moich nozdrzy. Zdecydowanie to było dziwne.

- Wystarczyło uważać. - Zwróciłam mu uwagę, bo taka była prawda. Normalni ludzie, zwracają uwagę na innych. Dylan Monteno, od zawsze uważał się za kogoś lepszego. Kogoś komu wolno więcej.

- Chyba nie uszło twojej uwadze to, że jest tutaj dużo ludzi. - Dylan Monato, zdecydowanie był idiotą.

- To właśnie tobie uszło w uwadze to, że jest tutaj dużo ludzi, skoro nie zwracasz na nich nawet uwagi. - Po wypowiedzeniu moich słów, odeszłam idąc w stronę swojego samochodu. On był po prostu kretynem!

- Hej! Nie skończyłem! - Usłyszałam za sobą, krzyk starszego chłopaka, ale nawet nie posłałam mu spojrzenia.

- Nie musiałeś, bo ja to zrobiłam. - Podsumowałam, otwierając mojego Mercedesa, a następnie do niego wsiadając.

Spojrzałam na chłopaka, który szedł do mnie tyłem w stronę szkoły. Usłyszałam jak drzwi do samochodu się otwierają, a na miejsce pasażera zasiada się, Rogers.

- Przepraszam Cię bardzo, ale nie zapomniałaś o mnie? - Zapytała na co posłałam jej rozbawione, ale przepraszające spojrzenie. Fakt, trochę mi się o niej zapomniało.

- Wybacz! Co on tutaj robi? - Zapytałam zaciekawiona.

- Co jakiś czas przyjeżdża tutaj, do jakieś dziewczyny, ale nie wiem dokładnie co i jak.

- Czy ty jesteś zdrowa na umyśle?! Mam Ci wydłubać po kawałku, twój mało używany mózg?! - Usłyszałam za sobą wściekły głos, Sky.

- O co ci chodzi, czubku? Zapomniałaś wziąć rano swojej porcji leków? - Zapytałam zirytowana.

- Czy ty właśnie sprzeciwiłaś się, Monteno?! Wiesz ile dziewczyn chciało by być na twoim miejscu? - Mówiła już nieco spokojniej. Co mnie interesowały inne dziewczyny? Ja nie byłam nim zainteresowana w żadnym stopniu.

Nie będę ukrywać, że Dylan był przystojny. Miał dobrze przystrzyżone, czekoladowe włosy oraz tego samego koloru oczy. Jego szczęka była ostra oraz dobrze zarysowana. Na brodzie widniał lekki zarost, który dodawał mu nieco uroku. Był wysoki i na pewno mierzył około sto osiemdziesiąt pięć centymetrów co idealnie współgrało z jego dobrze zbudowaną sylwetką. Nawet powiedziała bym, że bardzo dobrze zbudowaną sylwetką. Miał nieco szersze ramiona i ładne wcięcie w tali.

Monteno, był ode mnie na pewno o kilka lat starszy. Nigdy nie wiedziałam, ile miał dokładnie lat, ale z czasów licealnych dawno wyrósł.

- Sky, daj spokój. Chcesz za nim biegać? Proszę bardzo, ale ja się w to nie będę bawić. - Nieco się wkurzyłam. Mama zawsze powtarzała nam, że to chłopcy powinni uganiać się za nami, a nie my za nimi.

- Jesteś głupia. - Podsumowała, co bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że kiedyś musieli ewidentnie podmienić ją na porodówce.

- Zamknij się, bo za chwilę będziesz wracać do domu przywiązana sznurkiem za kostkę do bagażnika, mojego samochodu!

- Naszego!

- Wy jesteście nienormalne. - Podsumowała, Cami patrząc to na mnie to na wariatkę, która siedziała z tyłu. - A, teraz wychodzę z tego wariatkowa. Widzimy się jutro laski.

Pożegnałyśmy się, a następnie wyjechałam z parkingu naszej szkoły. Po około piętnastu minutach byłyśmy w domu. Rozebrałam się, a następnie padłam na wygodną sofę w salonie.

- Później jadę do mamy. Jedziesz ze mną, Rose? - Doszedł mnie głos, Skyler z kuchni.

- Po co?

- Chciała pokazać nam jakieś projekty. - Odpowiedziała na co pokiwałam głową na tak, a następnie włączyłam telewizje.

Nasza rodzicielka bardzo liczyła się z naszym zdaniem. Od kąt pamiętam, zawsze pokazywała nam swoje projekty i pytała co nich sądzimy. Powoli zaczynała szykować się do kolekcji zimowej mimo, że była dopiero końcówka września.

- Rose, tak szczerze. Co o nim sądzisz? - Z letargu wyrwał mnie głos, mojej siostry. Spojrzałam na nią nieco zdziwiona.

- Mówisz o Dylanie? - Upewniłam się w przekonaniu, że to na jego temat zaczynamy rozmowę. Dziewczyna pokiwała głową na wznak, że to o niego jej chodziło.

- Ciężko stwierdzić, nie znam go. - Wzruszyłam ramionami. - Ale jest dzianym dupkiem, który myśli, że wszystko mu wolno. - Taka była prawda. Dylan, był obrzydliwie bogaty.

- Mówisz tak tylko przez tą dzisiejszą sytuacje.

- Wcale nie! Już nie raz widziałam czy nawet słyszałam jak traktuje innych ludzi. To idiota i nie rozumiem czemu on Ci się tak bardzo podoba. - Sky, posłała mi żenujące spojrzenie. Wystawiła w moją stronę dłoń środkiem do mnie, po czym przewróciła oczami i odeszła. Ewidentnie miała ze sobą problem i tutaj nawet najlepszy lekarz by nie pomógł.

Po godzinie osiemnastej razem z Sky, staliśmy przed wejściem do firmy naszej mamy. Po przywitaniu się z niektórymi pracownikami, weszłyśmy do pracowni mamy. Przywitałyśmy się, a następnie obie zasiadłyśmy się przy niewielkim stole.

- Tutaj są moje pierwsze projekty, nie są do końca skończone. To tylko zarys. - Powiedziała kobieta, podsuwając nam kawałki papieru.

Nim zdążyłam wziąć do ręki jeden z projektów, poczułam silne dłonie na moich barkach. Wzdrygnęłam się nieco, szybko odwracając głowę do tyłu. Moim szaro - niebieskim oczom ukazał się nikt inny jak, Luke Frey.

- No wreszcie doczekałem się Ciebie zobaczyć. - Za swoimi plecami usłyszałam głos, mojego najlepszego przyjaciela. Następnie chłopak złożył szybki pocałunek na mojej skroni.

- Luke, tęskniłam. - Przyznałam z wielkim uśmiechem, wtulając się w jego tors. - Znowu robisz za modela?

- Nikt nie nada się na modela, bardziej niż ja. - Wyrecytował, bardzo dobrze znany mi już tekst. Luke, miał idealną sylwetką i zawsze wierzyłam w to, żę gdyby tylko chciał mógłby wymiatać na największych wybiegach. Moja mama lubiła go wykorzystywać w tym celu, ale mu samemu też to bardzo się podobało.

- No tak, jak mogłam o tym zapomnieć. - Zaśmiałam się. - Jak studia?

Luke Frey, nie chodził ze mną nawet do szkoły. Poznaliśmy się razem z nim i z Cami, gdy obie przyszłyśmy do pierwszej klasy liceum. On był wtedy w drugiej, mimo to i tak złapaliśmy wspólny język. Prze wakacjami skończył liceum, zaczynając studia.

- Jakoś leci powoli do przodu. Lepiej opowiadaj co tam u Ciebie. - Zarechotał, podpierając się podbródkiem o swoją dłoń.

- Zamknijcie się teraz i pogadacie później dwa półmózgi! Teraz jakbyście chcieli zauważyć mamy robotę. - Odezwała się, Skyler.

- Nie dotleniłaś się wystarczająco? - Zapytał z pełną powagą, Frey.

- A ty dostałeś jednodniową przepustkę z psychiatryka czy po prostu uciekłeś, że w końcu się tutaj zjawiłeś? - To nie tak, że oni się nie lubili. Oni po prostu na każdym kroku musieli sobie ubliżać bez żadnego konkretnego powodu.

- Dosyć! - Odezwała się moja matka. - Pomóżcie mi i będzie z głowy. - Więc zabraliśmy się do pracy.

Po wtorkowych zajęciach, wyszłam z budynku szkoły napawając się świeżym powietrzem. Dzisiaj po mnie i po Cami, miał przyjechać, Luke.

Od razu po wyjściu, zaczęłam rozglądać się po parkingu czy chłopak już przyjechał, ale jakie było moje zdziwienie, gdy zamiast jego dostrzegłam tam, niebieskie Porsche. Chwilę po tym na parking wjechało białe bmw, Freya. Zanim chłopak wysiadł z swojego białego cacka, w naszą stronę ponownie zaczął iść, Montano. Oh, ironio poczułam Deja vu.

Mocno zdziwiłam się, gdy chłopak nas nie ominął, a jedynie stanął zbyt blisko mnie. Zdecydowanie zbyt blisko. Do moich nozdrzy znów napłynął zapach czekolady zmieszanej z papierosami.

- Witaj, Roslyn. -Odezwał się swoim zachrypniętym głosem, a ja zamarłam słysząc z jego pełnych ust moje pełne imię, którego nikt nigdy nie używał.



_____________________

Siemka wszystkim!

Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się wam podoba.

Kolejne na pewno będą o wiele dłuższe i ciekawsze.

Do następnego!

Continue Reading

You'll Also Like

23.2K 687 31
17-nastoletnia Olivia, w końcu uwalnia się od ojca i zaznaje spokoju. Przeprowadza się brata mieszkającego na drugiej stronie kontynentu. Jednak spok...
85.8K 4.3K 24
Tego chłopca nikt nie nauczył kochać. Poznajcie Logana Thornhill'a, Aroganckiego Króla Wszystkiego, który ma wszystkich w garści. Wszystkich z wyjątk...
794K 21.1K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...
Trust me By ksicja_

Teen Fiction

87.8K 2.5K 39
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...