blade

By nevadawrites

455K 24.1K 6.5K

Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i r... More

Prolog
2. Aktywność dodatkowa
3. Żółte tulipany
4. Tydzień wyjęty z życia
5. Napięty grafik
6. Srebrna bransoletka
7. Oferta nie do odrzucenia
8. Druga szansa
8,5. Druga szansa
9. Vision Night Club
9,5. Vision Night Club
10. Kobieca determinacja
11. Zamieć śnieżna
11,5. Zamieć śnieżna
12. Dobry uczynek
13. Radykalne kroki
13,5. Radykalne kroki
14. Ultimatum i burgery
14,5. Ultimatum i burgery
15. Pomoc medyczna
15,5. Pomoc medyczna
16. Nadgodziny
16,5. Nadgodziny
17. Pokuta
17,5. Pokuta
18. Grypa żołądkowa
18,5. Grypa żołądkowa
19. Błogi stan nieświadomości
19,5. Błogi stan nieświadomości
20. Łowca talentów
21. Wschody słońca w Calgary
21,5. Wschody słońca w Calgary
22. Pytania bez odpowiedzi
22,5. Pytania bez odpowiedzi
23. O jeden sekret mniej
23,5. O jeden sekret mniej
24. Skrawek normalności
24,5. Skrawek normalności
25. Same gorzkie łzy
25,5. Same gorzkie łzy
26. Prawo serii
27. Znajomy odcień zieleni
27,5. Znajomy odcień zieleni
28. Porwanie
28,5. Porwanie
29. Księżniczka, Klakier i Springfield Palace

1. Nowy uczeń

21.9K 567 268
By nevadawrites

Maeve

Poniedziałek:

Moje ciało zatopione było w miękkiej pościeli, a włosy w całkowitym nieładzie. Paznokcie wbijałam w nagie plecy uniesionego nade mną chłopaka, ten zaś podpierał się na wyprostowanych ramionach, kładąc dłonie po obu stronach mojej głowy. Patrzył się we mnie tymi niebieskimi, wielkimi oczami, a na jego twarzy widoczne było zadowolenie. Nasze rozgrzane ciała doskonale się uzupełniały, wiedząc jak zaspokoić potrzeby drugiego.

- To... jest... to.. – wysapał chłopak

- Boże... - niemal krzyknęłam, a męska dłoń zakryła moje usta.

- Ciszej - upomniał mnie nie kryjąc rozbawienia.

- Ahh... - zdecydowanie zbyt głośne jęknięcie wydobyło się z moich ust, jednak nie byłam w stanie tego kontrolować.

Poczułam, jak fala ciepła zalewa całe moje ciało, powodując cudowne uczucie rozkoszy. Chłopak dał mi do zrozumienia, że również dochodzi. Powoli uniosłam biodra i rzuciłam swoje ciało na materac, starając się przy tym spowolnić oddech. Ciemny blondyn pozbył się kondoma, a następnie opadł plecami zajmując miejsce obok mnie.

Leżeliśmy tak chwilę starając się złapać i wyrównać nasze oddechy. Po chwili uniosłam prawą dłoń do góry i zaciągnęłam w pięść. Chłopak zrobił to samo ze swoją lewą i zbiliśmy żółwika - ot, taki nasz mały zwyczaj.

Po kolejnych paru minutach, gdy mój organizm odzyskał dawny rytm, wstałam z łóżka i zaczęłam zakładać na siebie elementy mojej garderoby.

- Nie mam pojęcia, dlaczego ty nie masz chłopaka - westchnął Hugo. Obrócił się na lewy bok i podparł głowę na wewnętrznej części dłoni. Prawą zaś chwycił za skotłowaną kołdrę i nakrył nią dolną połowę swojego ciała.

- Nie mam czasu na związki, a ty mi wystarczasz - mruknęłam jednocześnie zapinając biały stanik.

- Wykończysz mnie dziewczyno - machnął teatralnie ręką i znowu opadł na plecy. Schyliłam się po czarne bokserki, zwinęłam je w kulkę i rzuciłam mu na twarz. - Na pewno ktoś ci się podoba, uchyl rąbka tajemnicy - nalegał, jednak gdy olałam jego prośbę chwycił swoją bieliznę i również zaczął się ubierać.

- Nie wnikaj, nie taka byla umowa - upomniałam go wciągając na nogi dżinsowe rurki.

- Czyli jednak? - oczy chłopaka zaświeciły się ja pięć złoty. Wygramolił się z łóżka i chwycił koszulkę leżącą na krześle.

- Oh zamknij się Hugo - przewróciłam oczami.

- Mówię poważnie, serio jesteś niezła - delikatnie uniosłam kąciki ust, niemal uśmiechając się pod nosem na jego komplement, jednak nic nie odpowiedziałam.

Nasza relacja była dosyć... Prosta. Spotykaliśmy się tylko na seks. Żadnych zobowiązań, żadnych uczuć. W naszym przypadku działało to wzorcowo. Pogadaliśmy czasami chwilę podczas spotkania, zazwyczaj w trakcie ogarniania się, tak jak teraz, jednak nie spędzaliśmy ze sobą czasu.

Chodziliśmy razem do klasy, ale tam również nie rozmawialiśmy. W szkole nie łapaliśmy ze sobą nawet kontaktu wzrokowego. Nikt nas o nic nie podejrzewał i tak miało zostać.

Hugo grał w drużynie hokeja, więc chcąc nie chcąc był popularny. Sporo lasek się za nim uganiał i nie mogłam się im dziwić. Był naprawdę przystojny, do tego dobrze zbudowany i wysportowany. Miał ten swój czarujący uśmiech i urocze spojrzenie.

Ja za to trzymałam się z boku i wolałam nie zwracać na siebie uwagi. Trzymałam sie z boku, zdala od tej całej otoczki, jaka towarzyszyła drużynie hokejowej i reprezentantom jazdy figurowej, perełkom naszej szkoły. Nie jarało mnie to. Wyścig szczurów i pokazy prestiżu, które tak naprawdę nie miały nic wspólnego z umiejętnościami. Moim konikiem była matematyka. I skromnie przyznam, że byłam z niej zajebista. Byłam jebaną geniuszką.

Mimo, że byłam w trzeciej klasie, już dawno skończyłam materiał dla liceum. Od jakiegoś czasu udzielałam w miasteczku korepetycji, tym samym sobie dorabiając. Pod takim pretekstem spotykałam się też z Hugo.

- Spadam, mam dużo pilniejszych uczniów, którzy na mnie czekają - rzuciłam w kierunku chłopaka, który zapinał właśnie pasek od spodni. Podeszłam do lustra opartego o ścianę i spięłam gumką swoje, całkiem jasne jak na brązowe, rozczochrane włosy w niskiego kucyka. Włożyłam przód sporego, czarnego swetra oversize w środek spodni z wysokim stanem i chwyciłam za materiałową torbę, która leżała na biurku mojego łóżkowego partnera.

- Jasne, jak coś to pisz - uśmiechnął się, a ja kiwnęłam głową i udałam sie w stronę drzwi. Wyszłam na korytarz i już miałam schodzić po schodach, gdy zatrzymał mnie słodki, dziewczęcy głos.

- Hej, Maeve! - odwróciłam się w stronę dziewięcioletniej blondyneczki, która stała na środku korytarza. Trzymała w ręku pluszowego misia, a na jej ramiona opadały dwa długie warkocze.

- Cześć Lila, nie zauważyłam cie - uśmiechęłam się do niej. Uwielbiałam dzieci. Między innymi to właśnie im głównie udzielałam korepetycji, a weekendowa praca na lodowisku również była z nimi związana.

- Dzisiaj chyba Hugo dużo błędów robił - powiedziała, patrząc na mnie dużymi, błękitnymi oczami. Były identyczne jak u starszego brata.

- Słucham? - spytałam, bo nie byłam pewna co miała na myśli. Chłopak w tym czasie wychylił się ze swojego pokoju i oparł o framugę drzwi, wkładając ręce do kieszeni i zaczął przysłuchiwać się naszej rozmowie.

- Strasznie na niego dzisiaj krzyczałaś - wypaliła, a ja otworzyłam szerzej oczy. Poczułam jak serce zaczęło mi walić, jednak Hugo stojący za siostrą wydawał się być tym komentarzem rozbawiony.

- Eee... - spojrzałam na chłopaka błagalnym wzrokiem, aby jakoś to skomentował, jednak on jedynie zakrył buzię dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem.

- Ostatnio słyszałam, jak mu klaskałaś - wydaję mi się, że moja szczęka leżała już gdzieś obok moich stóp, bo doskonale wiedziałam co miała na myśli. - Dzisiaj słyszałam, jak parę razy krzyknęłaś, więc domyśliłam się, że ostatnio szło mu lepiej. - wzruszyła ramionami.

Ostatnim razem również nie udzielałam Hugo korepetycji, a on wcale nie rozwiązywał zadań. To nie ja klaskałam, a on. A dokładniej nie klaskał, tylko dawał mi... klapsy. Boże...

- Lila, a to ty nie wiesz, że nie ładnie podsłuchiwać? - chłopak raczył się nade mną zlitować, bo chyba zobaczył, że po jej wypowiedzi nie będę w stanie nic z siebie wydusić. Matko, nawet nie chciałam myśleć, jak bardzo czerwona musiałam być.

Dziewczynka przewróciła oczami i pobiegła do swojego pokoju, a chłopak parsknął szczerym i głośnym śmiechem. Podczas gdy on nie mógł się opanować, ja zapadałam się pod ziemię z zażenowania.

- Wychodzę. I chyba już nigdy tu nie wrócę... - westchnęłam i machnęłam ręką na pożegnanie.

- Następnym razem postaram się dać ci więcej powodów do klaskania - zakpił niebieskooki.

- Ani mi się waż to wypominać - wycedziłam przez zęby, gdy byłam już do niego plecami i kierowałam się w stronę schodów.

***

- Muszę pochwalić Scotta, bo postępy są naprawdę widoczne - powiedziałam do Pani Rickmann, która właśnie odprowadzała mnie do wyjścia.

- Oh, wspaniale to słyszeć. Nie wiem czy ci wspomniał, ale nauczycielka ostatnio dała mu plusa za rozwiązanie zadania przy tablicy - uśmiechnęłą się usatysfakcjonowana.

- O proszę, nic nie wspomniał. To dobrze!

- Szczerze uważam, że działasz cuda, moja droga. - Rodzice pociech często uważali mnie za wróżkę, ale sekret polegał na zaciekawieniu dzieciaków i znalezieniu takiego sposobu tłumaczenia, który akurat im podpasuje. - A właśnie, opowiadałam o Tobie znajomej, bo również szuka wsparcia dla syna. Mam nadzieję, że nie będzie problemu, jeśli dam jej twój numer telefonu? - pyta.

- Nie, oczywiście, że nie - mówię odruchowo, ale od razu łapię wątpliwości. Kurcze, nie wiem kiedy miałabym znaleźć czs na jeszcze jednego ucznia, ale każdy pieniądz się przyda.

- Wspaniale, w takim razie dam jej znać, żeby kontaktowała się z tobą bezpośrednio. - Nie odpowiadam, jedynie przytakuję. - No dobrze, wiem, że jak zwykle się pewnie śpieszysz, więc nie będę cię dłużej przetrzymywać. Proszę - mówiąc to podała mi do ręki dwudziestodolarowy banknot.

- Dziękuję - skinęłam glową i odebrałam od niej pieniądze, po czym uprzejmie się pożegnałam. - Cześć Scott, do widzenia Pani Rickamnn! - krzyknęłam do chłopca i grzecznie pożegnałam się z kobietą, która stała w progu.

- Cześć Maeve, do czwartku! - pomachała mi i zamknęła drzwi, jak tylko doszłam do głównej ulicy.

***

Szłam chodnikiem pochłonięta swoimi myślami. Początek stycznia w Kanadzie był jednym z najmroźniejszych okresów. 10 czy 15 stopni Celsjusza na minusie w ciągu dnia było czymś zupełnie normalnym. Myślę, że wszyscy tutaj po prostu już przywyknęli do takiej pogody. Dwie pary skarpetek, w tym jedne frotkowe, rajstopy pod spodniami, grube golfy, rękawiczki i pożądny szal z ciepłą czapką jeszcze nigdy mnie nie zawiodły.

Dochodziła 21, a mi został jeszcze kilometr do domu. Byłam wykończona. Wszyscy nauczyciele jak jeden mąż przypomnieli sobie, że zaraz będą musieli wystawić oceny semestralne, więc co chwila mamy kartkówki, odpowiedzi ustne czy inne prace do zrobienia. Tak było i dzisiaj, więc jednogłośnie zgodziliśmy się razem z Hugo, że pora odreagować, a ,,sesje korepetycji'' z nim wcale nie są takie relaksujące, a wręcz przeciwnie, kosztują mnie sporo wysiłku.
No i jeszcze byłam dzisiaj u trzech uczniów. Wolałam nie wiedzieć, jaki dystans pokonały dzisiaj moje nogi...

Z tego zmęczenia i zamyślenia weszłam w latarnie.

- Co do... - syknęłam pod nosem. Mogłabym przysiądz, że przed chwilą jej tu nie było.

Moje myśli od razu powędrowały w stronę tego, jak bardzo nienawidzę tej dziury. Canmore było miasteczkiem, które nawet nazwę miało beznadziejną. Położone u stóp Narodowego Parku Banff, jednego z sześciu wyodrębnionych w Górach Skalistych, w południowo-zachodniej części prowincji Alberta.

Jak można się domyślić, przewijała się tu masa turystów. Mieszkańców również było dość sporo. Połowa z nich posiadała pensjonaty i restauracje w górnej części miasteczka. Przez sam środek doliny przepływała rzeka Bow, która dzieliła ją na dwie części. Ta druga była nieco skromniejsza i dużo bardziej ,,miejscowa''. To właśnie w tej części większość osób znała się ze sobą. To tutaj było nasze liceum i podstawówka, rynek z lodowiskiem, na którym pracowałam i większość domów, także tych, którzy prowadzili pensjonaty po drugiej stronie rzeki.

Ahh, Canmore High School. Duma miasteczka. A dokładniej była nią hala sportowa z krytym lodowiskiem boiskiem, a nawet basenem. Nie mam pojęcia jakim cudem ta szkoła miała tak zaawansowaną infrastrukturę sportową, jednak nie można było jej ująć wrażenia, jakie robiła. Dosłownie co chwila były u nas organizowane zawody, które wywoływały dosyć spore poruszenie. Najczęściej były to mecze hokeja oraz zawody w jeździe figurowej. Zjeżdżały się na nie ogromne ilości ludzi, turytów jak i samych mieszkańcom. Jeszcze kilka lat temu nie było mowy, żebym przegapiła jakiekolwiek zawody figurowe, nie to co teraz.

Po piętnastu minutach byłam już pod domem. Wchodziłam właśnie na ganek, gdy zabrzęczał telefon:

Nieznany:
Dzień dobry, piszę z polecenia Samiry Rickmann. Bardzo zależy mi na dodatkowych zajęciach z matematyki dla syna. Czy bylaby możliwość zacząć współpracę już w tym tygodniu?
Charlotte Grims

Wypuściłam głośno powietrze, bo zdążyłam już zapomnieć o rozmowie z Panią Rickmann. Miałam ochotę przewrócić oczami. Czy ludzie myślą, że inni są na każde ich zawolanie?

Prześledziłam w myślach grafik i pozamieniałam kolejnością kilka swoich spraw tak, że jutrzejszy dzień zrobił się trochę luźniejszy.

Maeve:
Dobry wieczór, obawiam się, że jedyny wolny termin jaki mi został to jutro 15. Może być?
Pozdrawiam, Maeve LeBlanc

Nieznany:
Świetnie! Przepięknie dziękuję. Adres to Crimson Drive 23. Wyślij proszę stawkę, przygotuję gotówkę

Odpisałam na smsa i schowałam telefon do kieszeni spodni.

Potarłam oczy i wzięłam głeboki wdech. Weszłam po cichu do środka i jedyne, co było w nim przyjemne, to ciepło, które mnie otoczyło. Wraz z nim niestety odór alkoholu i zapach dymu papierosowego. Zdjęłąm kurtkę i buty i zostawiłam je w przedpokoju. Udałam się do kuchni i pierwszo co zrobiłam, to wstawiłam czajnik na gorącą herbatę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym jak zwykle panował syf i chcąc nie chcąc wzięłam się za sprzątanie.

Na moje nieszczęście ze swojej nory wyszedł ojciec. Niemal wtoczył się do kuchni łapiąc się przy tym za szafki i blatu, aby utrzymać równowagę. Jak zwykle był pijany i ledwo kontaktował.

- Czemu nie jesteś w pracy? - wybełkotał. Nie chciałam z nim prowadzić żadnej konwersacji, jednak musiałam przeprowadzać z nim rozmowy w dosyć sprytny i uważny sposób, aby go przypadkiem nie zdenerwować.

- Bo już ją skończyłam. To jutro idę na lodowisko, dzisiaj miałam tylko korki - odparłam oschle i przewróciłam oczami stojąc do niego cały czas tyłem. Zawsze starałam się unikać konaktu wzrokowego.

- Masz się za taką świetną? Dwie prace masz? - sam się nakręcał, a ja już wiedziałam, że na pewno wybuchnie dzisiaj kłótnia.

- Jakbyś tyle nie chlał, to może byś miał jedną, a dobrą... - warknęłam. Ojciec miał pracę, nie powiem, że nie. Po łaskawym opłaceniu rachunków, przekazaniu formalnej kwoty na leczenie Mike'a i odłożeniu jakiejś minimalnej części na zakupy, które i tak robiłam ja, wszystko przepijał. Nie było mowy o oszczędnościach.

Po śmierci mamy upadł najniżej jak tylko to było możliwe. Nie mógł się pogodzić ze stratą ukochanej i obwiniał mnie o jej smierć. Z kochającej się i wspierającej rodziny nic nie zostało. Pracowałam w weekendy i po szkole, prowadząc zajęcia na łyżwach na lodowisku i udzielając korepetycji, aby jakoś utrzymać poziom życia. Do tego zajmowałam się młodszym bratem, co nie było takie łatwe, chociaż Pani Lavoie niesamowicie mnie odciążała, i wykonywałam wszystkie domowe obowiązki. To było wykańczające, ale nie miałam innego wyjścia.

- Coś ty powiedziała? - ledwo składał zdania.

- Nic, dałeś Mikey'emu leki? - spytałam, chociaż odpowiedź była dla mnie bardziej niż oczywista.

- Idę spać - olał moje pytanie, co właściwie przyniosło mi ulgę. Otworzyłam szafkę kuchenną i wyjęłam z niej odpowiednie pudełeczka. Wyciągnęłam blaszki z tabletkami i naszykowałam kilka kapsułek w plastikowym kubeczku.

Chwyciłam szklankę wody i udałam się do pokoju brata.

- Hej brzdącu, jak się czujesz? - szepnęłam podchodząc do łóżka, w którym leżał chłopiec. Postawiłam leki na szafce nocnej i usiadłam na brzegu materaca. Odgarnęłąm kocyk, aby lepiej widzieć bladą twarzyczkę.

- Cześć Maeve - przywitał się słabym głosem.

- Usiądziesz? przyniosłam cukierki - uśmiechnęłam się. Mikey nie był głupi, wiedział, że musi brać leki. Jednak mówiliśmy na nie cukierki, żeby nie nadawać całej sytuacji zbyt dużej powagi. Niestety sytuacja była bardzo poważna.

Chłopiec posłusznie wykonał czynność, następnie strzepałam mu poduszkę i pomogłam wygodnie się położyć. Wyciągnął do mnie swoją chudą jak patyk rączkę i przyłożył do mojego policzka. Położyłąm na niej swoje palce i przymknęłam oczy, powstrztymując łzy. Zawsze je powstrzymywałam, nie chciałam by je widział. Musiałam być dla niego silna, tak jak on był silny dla mnie. Jego oczka patrzyły na mnie zawsze z takim samym uwielbieniem.

Teraz też tak było. Chwilę rozmawialiśmy, opowiedziałam mu parę historii, po czym sięgnęłam po książkę ze stolika nocnego i zaczęłam czytać mu kolejny rozdział na dobranoc.

Minęło może 10 minut i chłopiec zasnął. Pocałowałam go w główkę, na której nie było już tyle włosów co kiedyś i wstałam. Upewniłam się, że kroplówka, do której jest podłączony działa bez zarzutu i udałam się do drzwi. Zatrzymałam się w progu i spojrzałam na jego spokojna twarzyczkę jeszcze raz. Pojedyńcza łza spłynęła po moim policzku.

Wtorek

Stałam przy swojej szkolnej szafce pochłonięta szukaniem podręcznika od histori. Nikt chyba nienawidził tego przedmiotu tak bardzo jak ja. Nie dość, że totalnie nie miałam głowy do dat to jeszcze uważałam to wszystko za śmiertelnie nudne.

Znalazłam to obrzydliwe gówno, które nawet okładkę miało odrażającą i włożyłam do swojej torby. Już miałam zamykać niebieskie drzwiczki, gdy obok mnie znalazła się znajoma, uśmiechnięta od ucha do ucha twarz.

- Cześć piękna, gotowa na kartkóweczkę? - przywitała mnie rozpromieniona Chloe. Ciemne włosy miała upięte w luźnego, wysokiego koka, a dwa niesforne loczki zwisały jej wzdłuż twarzy.

Zeskanowałam dziewczynę wzrokiem, która ubrana była w skórzaną spódnicę, czarne getry za kolana i wysokie koturny. Outfity Chloe były zawsze przemyślane i bardzo spójne, często też odważne. Pdziwiałam ją za to, że chciało jej się poświęcać tyle czasu na szykowanie. Ja zazwyczaj zakładałam pierwsze lepsze jeansy i do tego jak najcieplejszy oversizowy sweter z golfem. O komfort moich stóp dbały zawsze ciepłe skarpetki i timberlandy. Ot, mój przepis na szczęście i zaoszczędzenie czasu w jednym.

- Jaką znowu kartkóweczkę? - miałam ochotę walnąć głową w ścianę, ale musiałam się zadowolić zamkniętą już metalową szafką. Huknęłam w nią czołem nieco mocniej niż zamierzałam, co zwróciło uwagę kilku osób akurat obok nas przechodzących.

- Z ostatnich trzech tematów, przypominałam ci przecież... - wykonała rękoma bliżej nieokreślony ruch, jakby chcuiała podkreślić, że ciągle przypomina mi o zaliczeniach związanych z tym durnym przedmiotem. Może i tak było, ale hej! Nie trzeba być ze wszystkiego świetnym - usprawiedliwiałam samą siebie.

Wydałam z siebie bliżej nieokreślone warknięcie, świadoma tego, że przed feriami na pewno będę musiała poprawić kilka ocen z historii.

- Ej, a w ogóle... - zaczęłam, ale Chloe nie dała mi dokończyć, tylko przerwała w połowie zdania.

- Gapi się - powiedziała pewnie, a w jej głosie można było dosłyszeć nutkę ekscytacji. Patrzyła dyskretnie w swoją prawą stronę.

- Kto znowu się gapi? - spytałam znudzona, bo ona ciągle zmieniała swoje obiekty zainteresowań, a mnie one naprawdę nie interesowały. Widziałam, że nie odpuszcza, więc powolnie się odwróciłam.

Mój wzrok padł na grupkę wysokich, wysportowanych chłopaków po drugiej stronie korytarza.

Hokeiści.

Moją uwagę momentalnie przykuł Will Trembley. Obiekt moich cichych westchnień.

Chłopak stał do nas przodem i rozmawiał z odwróconym do nas tyłem, opartym ramieniem o szafki kolegą. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, szybko przeniósł wzrok na swojego przyjaciela. Jego rozmówcą był Fane Reynolds.

Obaj chłopcy grali w drużynie hokeja. Byli rok starsi i niepoprawnie popularni. Zazwyczaj nie zwracałam uwagi na osoby z takim statusem społecznym jak oni. Z góry zakładali, że są lepsi od innych. Mają kasę i powodzenie, więc po co szanować innych. Szczególnie Fane wydawał się mieć problem do całego świata, nosił się po korytarzu jakby cały świat należał do niego, doskonale świadomy, że większość lasek i tak będzie do niego wzdychać. Ahh, ale Will... Wydawał się być taki w porządku. Wzdychałam do niego od dłuższego czasu. Od jakiegos czasu, gdy łapaliśmy na korytarzu kontakt wzrokowy, częstował mnie delikatnym uśmiechem, a ja jak ostatnia idiotka peszyłam się i odwracałam, zamiast go odwzajemnić. Przez to nigdy nie zamieniliśmy ze sobą nawet słowa.

- Ślinisz się - szturchnęła mnie dziewczyna, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.

- Nieprawda - przewróciłam oczami i już chciałam odejść, gdy brunetka wpadła na bardzo głupi pomysł, o czym świadczyła jej nagła zmiana wyrazu twarzy. Jak z procy wyrwała w kierunku chłopaków stojacych kilka metrów od nas, a ja już wiedziałam, że ta sytuacja nie ma prawa się dobrze skończyć.

- Chloe, nawet o tym nie myśl - wycedziłam przez zaciśnięte zęby i spróbowałam złapać ją za ramię, jednak ona była szybsza.

- Hej, ty! - podeszła do chłopaka, który wydał się być trochę zmieszany. Nie chciałam na to patrzeć, więc udawałam, że przyglądam się strukturze metalowyych szafek. - Trembley, tak? - spytała, na co Will kiwnął głową i wyprostował się.

Chłopak obok niego nie wydawał się być zainteresowany tą niecodzienną sytuacją i robił coś w swoim telefonie.

- Będziesz się tak gapił na moją przyjaciółkę czy do niej zagadasz - wypaliła wskazując na mnie ręką, a ja miałam ochotę się zapaść pod ziemię. W tamtym momencie byłam na nią wściekła, ale zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy usłyszałam, że nazwała mnie swoją przyjaciółką. Wiem, że kiedyś byłyśmy besties, ale dużo się pozmieniało, a ja nie byłam na tyle odważna, by poprzeprowadzać z luźdzmi rozmowy, na czym właściwie stoimy i jak wyglądają aktualnie nasze relacje. W tym i z nią.

- Oho, żyleta - parsknął Fane, który w dalszym ciągu nie uniósł wzroku znad ekranu telefonu. Poza zdziwieniem nie dojrzałam u WIlla żadnego zdenerwowania czy poczucia skrępowania. Powiedziałabym wręcz, że był całkiem wyluzowany, jak na fakt, że jakaś wariatka zarzuciła mu gapienie się na jej przyjaciółkę, która w dodatku jetst szarą myszką. Nie zdziwiłabym się, jakby powiedział, że w zasadzie to mnie nawet nie kojarzy. Miałam jednak nadzieję, że tego nie zrobi. Wydaje mi się, że zrobiłoby mi się wtedy przykro.

CHS było sporą szkołą z racji na to, że dojeżdżali tu też uczniowie z pobliskich miasteczek. Każdy rocznik miał kilka klas, ale mieszkańcy Canmore zazwyczaj się kojarzyli. Stąd niemal moja pewność, że chłopak mniej więcej mnie kojarzył.
Nie wiem czy odpowiedział coś dziewczynie, bo już dawno byłam daleko od nich. Byłam zła na Chloe, że zrobiła coś takiego. Może dla niej taka sytuacja nie była by niczym szczególnym, ale ja nie lubiłam zwracać na siebie uwagi.

Weszłam do sali od historii i zajęłam swoje miejsce w pojedyńczej ławce na samym końcu pomieszczenia. Wyjęłam wszystkie niezbędne rzeczy, wzięłam głeboki oddech i głośno westchnęłam. Patrzyłam na drzwi do sali, przez które powoli zaczęli schodzić się uczniowie, mimo, że do dzwonka było jeszcze 5 minut.

Moje serce zaczęło bić dziesięć razy szybciej, gdy wszedł przez nie nie kto inny, jak Will Tremblay. Miał na sobie niebieski dżinsy i bordową bluzę bez kaptura, a na ramieniu przewieszony ciemny plecak. Szedł pewnie, a jego wzrok niemal od razu padł w moją stronę. Czułam, jak moje narządy grają w berka i robi mi się co raz duszniej, jednak starałam się tego nie pokazać. Chłopak uśmiechnął się pokazując przy tym równe, białe zęby i podszedł do mojej ławki.

- Masz przebojową koleżankę - zaśmiał się. Byłam wdzięczna, że od razu się odezwał, bo zapewne nie wytrzymałabym cizy, która by między nami zapanowała.

- Ta, przebojowa to dobre określenie - ledwo zdołałam odpowiedzieć, bo czułam się, jakby jakiś głaz mnie przygniótł i miażdżył mnie od środka.

- O której dzisiaj kończysz? - spytał jak gdyby nigdy nic. Położył duże dłonie na mojej ławce i przeniósł na nie ciężar, tym samym lekko się nade mną pochylając.

- O 12... - powiedziałam cicho obserwując, jak ciemny kosmyk włosów opadł mu na czoło.

- Ja o 13, zaczekasz?

- Tak, jasne - pokiwałam głową

- Co ty mu powiedziałaś? - spytałam Chloe, która minęła w drzwiach Willa i zajęła miejsce obok mnie.

- Że lubisz kawę - wzruszyła ramionami jakby mówiła o pogodzie.

- Żartujesz - parsknęłam. Bardzo bym chciała wierzyć, że nie mówiła poważnie, ale za długo ją znałam.

- I co, umówiliście się? - tryskała ekscytacją.

- Nic ci nie powiem - zacisnęłam usta w wąską linię i popatrzyłam gdzieś w sufit.

- No chyba cię coś boli - oburzyła sie dziewczyna. - Ja ci załatwiam randkę, a ty nie chcesz mi zdradzić żadnych szczegułów? - od odpowiedzi na to pytanie uratował mnie dźwięk dzwonka oraz nauczycielka, która właśnie weszła do sali.

- Dzień dobry, proszę zająć miejsca - rozkazała jak zwykle nieprzyjemnym tonem Pani Hugs.

- Oho, Hulk przyszedł - rzucił ktoś z drugiej strony klasy na tyle cicho, by kobieta tego nie usłyszała i na tyle głośno, by usłyszała to cała reszta. Parę osób zarechotało pod nosem, w tym ja. Pani Hugs była gigantycznych rozmiarów, miała krótkie, czarne włosy i wielką brodawkę na twarzy. Kwadratowe oprawki okularów i niesympatyczny wyraz twarzy nie dodawał jej uroku. Spokojnie mogłaby straszyć małe dzieci. Nie tylko małe, bo z racji, że uczyła historii to i mnie nawiedzała w koszmarach...

***

Od ponad godziny siedziałam na trubunach. Rozwiązywałam zadania w zeszycie i obserwowałam trwające treningi łyżwiarskie. Swój program ćwiczyła własnie Ivy Martin, czwartoklasistka, ktróa miała na swoim koncie mnóstwo sukcesów.

Uwielbiałam patrzeć na jej jazdę, dosłownie płynęła po lodzie. Startowała w zawodach krajowych i międzynarodowych i z tego co wiem, miała szansę w tym roku dostać się do kadry narodowej. Była dosyć wysoka, ale bardzo drobna. Miała piękne rude włosy, zawsze ciasno upięte, które świetnie komponowały się z bladą cerą, ostrymi rysami twarzy i pełnymi ustami. Mimo często skupionej i poważnej miny była bardzo sympatyczna. Należała do jednych z niewielu osób ze starszych roczników, z którymi rozmawiałam. Często przychodziłm oglądać jej treningi, a ona prosiła mnie o nagrywanie ich. Dzisiaj jedynie pomachała mi z daleka na przywitanie, bo musiała skupić się na wykonywaniu nowych elementów. Ja za to byłam pochłonięta nauką, ale muzyka w tle pomagała mi się skupić.

Wyjęłam z kieszeni telefon, aby sprawdzić godzinę. Było już w pół do drugiej, a chłopak nie dał o sobie znaku życia. Totalnie mnie olał, ale czy mogłam liczyć na coś innego? Powinnam się była tego spodziewać. Co to był w ogóle za durny pomysł, żeby umawiać się z kimś takim?

Z lekką irytacją zaczęłam zbierać swoje rzeczy, żeby wyrobić się na korki u nowego ucznia. Spakowałam do torby zeszyt i założyłam kurtkę, która leżała na plastikowym siedzeniu obok mnie. Nagle usłyszałam męski głos spod trybun. Will? Zeszłam po cichu na dół, żeby nie zdekoncentrować Ivy, a gdy uniosłam wzrok, stanęłam jak wryta. Szybko schowałam się za filarem i otworzyłam szerzej oczy.

Moim oczom ujrzała się Chloe w objęciach Jacoba, kapitana drużyny, który był w ostatniej klasie. Chichotała mu do ucha, gdy ten wbijał usta w jej szyję. Nie jestem pewna o czym rozmawiali, ale byłam pewna, że to oni. Nie było by w tym nic dziwnego, bo Chloe naprawdę przyciągała do siebie chłopców, gdyby nie fakt, że Jacob miał dziewczynę.

A była nią Ivy Martin.

Zakryłam dłonią usta, bo byłam w niemałym szoku. W życiu nie pomyślałabym, że Chloe wystartuje do zajętego chłopaka. Poczułam, jak cała się zagotowałam. Nie miałam pjęcia, czemu wzięłam to tak do siebie, ale ogarnęła mnie wściekłość. Bardzo szanowałam Martin, była pracowita, ambitna i bardzo życzliwa. Trenowała właśnie do zbliżających się zawodów, podczas gdy jej chłopak zabawiał się dosłownie kilkanaście metrów dalej z jakąś drugoklasistką! I naprawdę nie miało dla mnie wtedy znaczenia, że była nią Chloe. Nie miałam podwójnych standardów, do cholery!

Nie miałam pojęcia jak zareagować. Gdybym przyłapała ich na gorącym uczynku, to oni zapewne mieli by większy problem niż ja. Niestety. Miałam ten swój zwyczaj nie wtrącania się w cudze życie. Tylko, że to potem mnie zżerały wyrzuty sumienia i to ja rozmyślałam, jak postąpić, by było to słuszne. Biłam się chwilę z myślami, gdy zorientowałam się, że obściskującej się dwójki już przede mną nie ma.

Mocno zdezorientowana wzięłam głęboki wdech i zdecydowałam się ruszać w drogę.

***

Stałam na ganku bardzo ładnego, dużego domu. Wyciągałam właśnie dłoń, by wcisnąć dzwonek, gdy drzwi przede mną otworzył się, a w nich stanęła przesympatyczna, na oko przed pięćdziesiątką, zadbana kobieta.

Co jest do cholery? Charlotte Grims? Pani Burmistrz Grims? Szybko wróciłam myślami do treści wczorajszego smsa i faktycznie podpisała się swoim imieniem i nazwiskiem. Byłam zapewne tak zmęczona, że musiałam nie połączyć faktów.

- Ty musisz być Maeve, prawda?

- Tak, dzień dobry, Pani Burmistrz.

- Ah daj spokój, mów mi Charlotte. Proszę, wejdź - zaprosiła mnie gestem do środka. Rozebrałam się z wierzchnych ubrań i zostawiłam je w przedpokoju. - Śmiało, Ben czeka już w salonie.

- Dzień dobry - powiedział z entuzjazmem chłopiec. Siedział przy stole w jadalni i bystro mi się przyglądał. Miał nie więcej niż dziesięć lat, ciemne włosy i bardzo ładne rysy twarzy, na której nosił czarne okulary. Śmiało mogłam stwierdzić, że w przyszłości będzie niesamowicie przystojny. I cholernie mi kogoś przypominał.

- Cześć - przywitałam się z chłopcem.

- Ben musi nadrobić materiał, wszystko ci pokaże, bo przygotował tematy do przerobienia - oznajmiła kobieta, a chłopiec pitwierdził to kiwając głową. - Nie wiem ile razy w tygodniu mogłabyś do nas przychodzić, ale chciałabym, żeby jak najszybciej dogonił klasę. Ustalcie na koniec zajęć kolejne spotkanie, Ben zna swój plan lekcji. Ja niestety muszę wyjść, ale zostawie na blacie w kuchni pieniądze, dobrze synku? - ostatnią część zdania skierowała do chłopca, który jej przytaknął w geście zrozumienia.

- Oczywiście, wszystko ustalimy po zajęciach - uśmiechnęłam się. - To co młody, zabieramy się do pracy?

- Jasne! - odparł z entuzjazmem, co mnie lekko zdziwiło. Wyglądał na łobuza, który myśli o wszystkim innym tylko nie o nauce.

***

- To co, za tydzień o tej samej porze? - spytałam chłopca, jednocześnie pakując swoje rzeczy.

- Jak najbardziej - przytaknął.

- Super, postaram sie potem znaleźć jeszcze jakiś dodatkowy termin, ale hej! Na prawdę sobie dobrze radzisz, szybko nadrobisz te zaległości - zapewniłam chłopca całkowicie szczerze. Naprawdę mnie zdziwił, był chyba jednym z najszybciej chwytających dzieciaków, z którymi do tej pory wspólpracowałam.

- Dzięki! Tłumaczysz lepiej, niż moja nauczycielka - przekręcił głowę i spojrzał się na mnie.

- Myślę, że po prostu lepiej skupiony - zaśmiałam się, a chłopiec przewrócił oczami. - Będę się już zbierać - oznajmiłam i zaczęłam chować swoje rzeczy.

- Pójdę po pieniądze - powiedział chłopiec i udał się do kuchni. Po chwili wrócił ze smutną miną - Mama chyba zapomniała ich naszykować, ale poczekaj. Pójdę do brata, jest na górze - oznajmił przepraszającym tonem, a ja przytaknęłam.

Chłopiec wspiął się po schodach, a ja w tym czasie rozejrzałam się po domu. Był bardzo ładnie urządzony, wszystko było przemyślane i tworzyło spójną całość.

- Mama nie zostawiła pieniędzy, a Pani na dole czeka - usłyszałam stłumiony głos Bena.

- Dobra, zaraz - usłyszałam dużo niższy ton. Mogłabym przysiąc, że gdzieś już go słyszałam.

- No chodź już - ponaglał starszego brata chłopiec.

- Ile ci dać? - męski głos był coraz wyraźniejszy, chłopak zapewne wyszedł z pokoju.

- 25$, no szybko - głos Bena również był już lepiej słyszalny. Po chwili zobaczyłam, jak zbiega ze schodów. - Już idzie - oznajmił z uśmiechem.

Uniosłam głowę i zobaczyłam drugą postać, która powoli pokonywała stopnie w dół. Chłopak był pochylony głową w dół i skupiony na przedmiocie, który trzymał w dłoniach. Zorientowałam się, że jest to portfel, a on zapewne szuka drobnych. Po chwili uniósł głowę, a ja zobaczyłam jego twarz.

No nie. Czy los sobie ze mnie drwi?

Niemal od razu złapaliśmy kontakt wzrokowy. Nie wiedziałam czy mam ochotę krzyczeć, płakać czy zapaść się pod ziemię.

Cholera, wiedziałam, że Ben mi kogoś przypominał. Nie myliłam się, byli bardzo podobni.

Pierwszy raz mogłam się przyjrzeć chłopakowi z tak bliska. Miał dużo bardziej dojrzałą urodę niż jego brat. Mocno zarysowana szczęka, prosty nos i te oczy. Były takie... nieoczywiste. Szare tęczówki w trudnym do określenia odcieniu niemal hipnotyzowały.

A był to nie kto inny jak Fane Reynolds.

- Ile? - spytał, chociaż doskonale to wiedział. Przed chwilą powiedział mu to młodszy brat. Na twarzy chłopaka niemal od razu zawitał złośliwy uśmieszek, na który przewróciłam oczami.

- 25$ - rzuciłam od niechcenia, gdy chłopak stanął naprzeciwko mnie.

- Co tak dużo - spytał złośliwie, na co Ben kopnął go w piszczel. Chłopak spojrzał na niego z góry morderczym wzrokiem, jednak młody nie wydawał się tym przejąć.

- Tyle uzgodniłam z waszą mamą - mruknęłam.

Fane wysunął w moim kierunku dłoń z pieniędzmi, a kiedy po nie sięgnęłam, gwałtownie ją cofnął. Wydobył z siebie dźwięk przypominający coś na wzór śmiechu. Momentalnie zrobiło mi się strasznie głupio i wbiłam wzrok w ziemię. Ben chrząknął teatralnie, przez co zwrócił moją uwagę. Fane przewrócił oczami i dał mi pieniądze jeszcze raz.

- Jak randka? - wypalił, gdy już miałam zbierać się do wyjścia.

- Co... - nie za bardzo wiedziałam jak mam mu na to pytanie odpowiedzieć

- Słyszałem, że wystawiłaś mojego kumpla - powiedział rozbawionym tonem, a w jego głosie słychać było specyficzną nutę poczucia wyższości. Jak tylko to usłyszałam, momentalnie się we mnie zagotowało.

- To chyba źle słyszałeś - odpowiedziałam już dużo pewniejszym i mniej przyjemnym tonem.

Ben stał obok nieco zdezorientowany, ale przyglądał się nam z zaciekawieniem w oczach. Udałam się do przedpokoju, gdzie została moja kurtka, ubrałam ją i ruszyłam do drzwi.

- Cześć młody! – pożegnałam się jedynie z Benem częstując go najsłodszym uśmiechem na jaki mnie było stać.

Na Fane'a nawet nie spojrzałam.

-----

Hejka! Wrzucam prolog i pierwszy rozdział. Dajcie znać co sądzicie!

Continue Reading

You'll Also Like

70.9K 5.2K 23
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
11.6K 43 5
PIERWSZY TOM DYLOGII ,,SECRETS,, Mary Davis, poznaje mężczyznę dzięki któremu jej świat zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Nie wiedziała że pozn...
464K 5K 10
Pierwsza część serii „Call Me" Wystarczył jeden telefon, aby ich życia wywróciły się do góry nogami. Isey Ward nie przewidywała, że znajdzie miłość...
23.6K 364 18
Jej życie opiera się na kłamstwach, niebezpieczenstwie i miłości, ale czy zazna ją w chłopaku, za którym nie przepadają jej bliscy? Czy chłopak, któr...