Do Not

By lemonfemmefatale

162K 10.8K 1.5K

Koda to dobrze wychowany młodzieniec. Mieszka ze swoją matką i siostrą, tworząc bardzo szanowaną rodzinę arys... More

Prolog
Rozdział Pierwszy
Rozdział Drugi.
Rozdział Trzeci.
Rozdział Czwarty
Rozdział Piąty
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rodział 10
Rozdział 12
Bonus: Pijany Victor to najgorszy Victor.
Rozdział 13
Rodział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
[Wróciłam i nigdzie się już nie wybieram.]
Rozdział 22

Rozdział 11

6.3K 470 49
By lemonfemmefatale

     

        Dlaczego do cholery płaczę? To był tylko głupi pocałunek. Po prostu widziałem go gryzącego a potem jeszcze całującego Eleanor. Dlaczego?

Dlaczego tak reaguje!, skarciłem siebie w myślach biegnąc wzdłuż wąskiego korytarza. Pojedyncze łzy, co chwilę poczuć ich smak w ustach i obraz okropnie mi się zamazywał. I tak nie zamierzałem się zatrzymywać. Chciałem iść do pokoju i być sam. I przestać myśleć o tamtej sytuacji.

Czułem obrzydzenie i szok, widząc jak Eleanor dobrała się do Victora. W pierwszej kolejności po prostu chciałem zamknąć oczy i udać że tego nie widziałem. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale to wywołało u mnie tak mocne emocje że nawet nie umiałem sobie z nimi poradzić.

Chyba nie chce by ktoś inny go całował. Ani żeby on gryzł kogoś innego. Jestem zły na siebie, że denerwuję się o byle głupotę.

Zasłaniając rozpłakaną twarz, mijałem wampirzą służbę i próbowałem nikomu nie rzucać się pod nogi ani nawet w oczy. Chciałem być sam.

W końcu dotarłem na miejsce. Niestety, przez łzy nie widziałem dobrze ale i tak wszedłem do pierwszego lepszego pokoju, który uznałem za swój.

Zamykając za sobą drzwi, rzuciłem się na fotel najbliżej mnie i zakryłem twarz w dłoniach.

Jesteś za wrażliwy. Jesteś idiotą. Dlaczego tak bardzo się przejmujesz a twoje serce bije jak szalone? Dlaczego nie możesz w końcu przestać płakać?

-Nie mogę- szepnąłem cicho sam do siebie i złapałem za włosy, ciągnąc mocno- Chcę, ale nie mogę.

Nikt nie płacze widząc swojego przyjaciela w pocałunku. Nikt. Więc dlaczego? Nie wiem który raz zadawałem sobie to pytanie, ale przez to że w tym samym czasie prawie wyrywałem sobie włosy, zaczęła mnie boleć głowa. Muszę się uspokoić.

Nie minęła nawet sekunda od tego aż w końcu wziąłem głęboki uspokajający oddech gdy do pokoju wpadł nie kto inny jak Victor.

Zadyszany, stał w drzwiach i patrzył na mnie zszokowany. Oh, nie. Nie zdążyłem otrzeć tamtych łez.

-Koda- zdołał wydusić z siebie wampir i zamknął drzwi.

-Proszę, nie patrz- odparłem szybko i odwróciłem głowę, próbując przestać płakać chociaż to że zobaczyłem jego twarz, znów przypomniało mi o ich pocałunku. Nie chcę tego widzieć.

-Płaczesz?- zignorował moją desperacką prośbę i podszedł do mnie w mgnieniu oka. Poczułem nagle ręce na swoich kolanach, których zimno pokonywało gruby materiał moich spodni i zadrżałem. Jest przede mną.

-Nie, czemu miałbym płakać?- odparłem oschle i mogłem zobaczyć przez włosy jak wciąż patrzy na mnie, jakby próbował wywiercić się w moją głowę i odkryć to o czym myślę.

-Popatrz na mnie- rozkazał a ja oczywiście nawet o tym nie myślałem. Pokręciłem głową i schowałem twarz ponownie w dłoniach, próbując zakryć jak najwięcej.

-Jesteś moim sługą, Koda. Masz się mnie słuchać! Popatrz się na mnie- warknął i poczułem nagły uścisk na kolanach.

-A co jeśli nie?- odważyłem się podnieść głos, pokazując mu moją wymęczoną i jeszcze mokrą twarz- Zabijesz mnie?

Victor lekko zmieszany moim wyglądem i zachowaniem, początkowo nic nie mówił jednak postanowił tego nie kończyć. Jego wyraz gwałtownie zmienił się a oczy zaszły się ciemnością. Złapał mnie nagle za nadgarstki i zmuszając mnie do wstania, rzucił mnie zaraz potem na najbliższą ścianę.

Wciąż trzymał moje ręce, przygwożdżając je do niej i podchodząc blisko. Tak, że prawie się stykalibyśmy się nosami gdybyśmy byli tego samego wzrostu.

-Nieważne jak mnie obrazisz. Nieważne jak mnie nienawidzisz. Nieważne do cholery, co mi zrobisz- warknął, bardziej ściskając moje ręce co skomentowałem cichym syknięciem- Nigdy nic Ci nie zrobię, rozumiesz? Nigdy świadomie. Więc nie chce słyszeć takich rzeczy, zwłaszcza od Ciebie.

-Puść mnie. I wyjdź z mojego pokoju- zapłakałem i chociaż właśnie wyznawał mi że nigdy mnie nie zrani, właśnie teraz bałem się go cholernie. Chciałem tylko uciec.

-Nie, Koda. Poza tym to mój pokój, pomyliłeś je... Przestań płakać. I uciekać. Powiedz mi po prostu czemu płaczesz. Czy to przez... tamto? Nie chciałem jej całować! Czy naprawdę o to płaczesz?- Victor nachalnie dopytywał się tego ja myślałem, że zaraz znów zaleje się łzami.

-Nie, nie ,nie! Nie obchodzi mnie kogo całujesz. Płaczę na razie tylko przez Ciebie. To boli- zaskamlałem próbując wyrwać się mu co nie wyszło mi na dobre.

Blondyn jedną nogą zagrodził mi jakąkolwiek możliwość ucieczki, dodatkowo ze złości pokazał swoje śnieżno-białe kły.

-Nie kłam- wrzasnął powodując mały zawał serca w mojej piersi- Nikt mnie nie okłamuje. Nikt mi nie protestuje. I nikt nie odmawia więc dlaczego ty możesz? Dlaczego jesteś taki nieposłuszny.

-Widocznie jestem inny- nie byłem mu dłużny, krzykiem jednak bardziej przypominając dziewczynę niż chłopaka mojego pokroju- Nie będę ci pieskiem, Victorze. Nie będę taki jak inni. Bo widocznie za takiego mnie masz.

-Ty...- już chciał coś powiedzieć jednak mu przerwałem.

-Nic nie mów. Nie będę latać za Tobą i słuchać każdego twojego rozkazu, bo jesteś księciem i tym bardziej moim "panem". Więc nie traktuj mnie jak swoją służbę. Czy pobyt w tym zamku naprawdę Cię tak zepsuł?! Naprawdę jesteś tak okropną osobą, którą miałem nadzieję że nie jesteś?

To był dla niego szok. Czysty szok, przez który nie wiedział co powiedzieć. Stracił już każdy argument a ja powoli zaczynałem zauważać jak daleko się posunąłem.

-Victorze, ja...

-Dość, skończyliśmy- rozluźnił ucisk na moich rękach, puszczając je i odsunął się. Nie widziałem jego twarzy, ponieważ patrzył na coś na dole, nie dając się zobaczyć. Czarna poświata zasłaniała mu oczy.

-Nie.. nie chciałem tego powiedzieć...

-To nieważne. Idź już do swojego pokoju, skoro tak bardzo chcesz stąd iść. Już cię nie zatrzymuję- odparł, odpychająco podnosząc rękę i dając mi do zrozumienia, że się poddał.

O nie. Nie chciałem powiedzieć takich rzeczy. To mogło go zaboleć bardziej niż nawet ten upadek z mostu. Nie chciałem go zasmucać a teraz właśnie to zrobiłem. Dlaczego nic nie mówi?

Sam też to robiłem i stałem wciąż pod ścianą, patrząc na swe buty i bojąc patrzeć mu w oczy. W końcu jednak podniosłem wzrok i zobaczyłem ja siada do mnie tyłem na łóżku.

Wciąż milczał i zaczął odpinać guziki od swojej koszuli by następnie zdjąć ją. I wtedy je zobaczyłem.

Ślady, blizny, szwy, rany. Wszystko to znajdywało się na jego plecach, mocno kontrastując z bladą skórą. Wstrzymałem powietrze, przerażony tym co widzę. Wyglądały na bolesne i nawet gdy wampir dotknął jedno z nich, syknął pod nosem.

Nie mogłem się powstrzymać i zapomniałem gwałtownie o całym smutku jak i strachu. Szybko i bez słowa wspiąłem się na łóżko po drugiej stronie i zbliżyłem się do niego.

-Victorze, te rany- zakryłem ręką usta, nie mogąc uwierzyć ile ich było. Bałem się ich dotknąć jednak z troski zacząłem je oglądać i delikatnie gładzić.

Victor nie skomentował tego niczym a jedynie siedział wciąż obrócony i dawał mi łatwy dostęp.

-Boli? -spytałem po jakimś czasie kiedy w końcu dotarło do mnie skąd się wzięły.

-Nie... To znaczy, nie tak jak ten kręgosłup- odparł cicho, drapiąc się w szyję.

Kiwnąłem głową ze zrozumieniem, czego nawet nie mógł dostrzec i spojrzałem ponownie na jego plecy.

To wszystko przeze mnie. Nawet nie che się domyślać jaki ból sprawiło mu to wszystko, byle by mnie ratować. Wiem, że najpewniej po prostu znikną, w końcu Victor to wampir. A jednak, nawet jeśli przez chwilę, ten ból sprawiłem mu ja. Gdybym tylko się go słuchał i szedł za nim. Może jakoś byśmy przeszli. Ale nie, ja byłem zbyt dumny żeby po prostu zawrócić. Moją głupotą... on musiał się poświęcić.

-Przepraszam- łzy zaczęły znów zbierać się w moich oczach, robiąc je szkliste a ja, dając radę jakoś nie dotykać wrażliwych ran, wtuliłem się w jego tył. Victor wydał z siebie głuchy jęk, jednak nie poczułem żeby protestował. Zrobił nawet coś jeszcze lepszego.

Poczułem jak lekko mnie odpycha, by potem zatrzymać mnie, łapiąc w tyle i spadając ze mną na miękkie łoże. Podnosząc się lekko by mnie nie przygnieść, wtulił się we mnie i schował twarz w moim zagłębieniu między szyją a ramieniem.

Najpierw nie widziałem co się dzieje i dawałem mu to robić, jednak po chwili sam także oplotłem moje drobne ręce wokół niego. Mimo iż jeszcze przed chwilą był okropnie zimny, teraz dzielił się ze mną przyjemnym ciepłem swojego ciała a ja w końcu się uspokoiłem.

-Naprawdę nie chciałem tego o Tobie powiedzieć- szepnąłem cicho, patrząc w sufit i trzymając go jak najbliżej siebie. Przestała mi nawet przeszkadzać ta bliskość a raczej zaczęło mi się to podobać.

-Nie chciałem Cię traktować jak innych- odrzekł tłumiony przez moje ubranie, w którym się schował a ja poczułem łaskoczące wibracje w tej części- Nie chciałem też krzyczeć.

-Ja też, nie lubię kiedy się kłócimy- odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Może nie zdarzało się to teraz często, ale przez każdy taki przypadek czułem się okropnie.

Kiedy byliśmy mali, tak było znacznie częściej. Przecież byliśmy tylko dziećmi, każdy chyba chociaż raz pokłócił się z kimś dla siebie ważnym a on tym kimś był. Nie ważne teraz w jakim stopniu, ale był jest i będzie.

-Przepraszam- Victor podniósł się i zawisnął nade mną. Patrzył mi prosto w oczy i mogłem zobaczyć jak szczery teraz był i jak tego żałuje.

-To ja prze...

-Wystarczająco dużo razy już mnie przepraszałeś. Bądź w końcu cicho i zrozum, że to był wypadek- Victor zasłonił mi usta ręką, abym nie kontynuował swoich przeprosin.

-Ale...- rękoma zabrałem ją i już chciałem coś powiedzieć, kiedy rzucił mi karcące spojrzenie.

-No dobrze, więc inaczej. Chciałeś się zabić?- spytał a ja zrobiłem wielkie oczy.

-Um, nie.

-Chciałeś zabić mnie?

-Oczywiście, że nie!- odpowiedziałem od razu z przesadnym naciskiem na "nie".

-Wiedziałeś, że ten most się pod Tobą załamie?- spytał a ja pokręciłem przecząco głową.

-To stało się tak nagle.

-Więc, przestań to robić. Nie chcę żadnych przeprosin bo na nie nie zasługuję, rozumiesz?

Victor uśmiechnął się lekko a ja sam próbowałem ten uśmiech oddać jednak emocje wzięły górę. Znów zacząłem płakać i niekontrolowanymi rękoma złożonymi w pięści, zasłoniłem swoje oczy.

-Prze.. Przepraszam- tłumiąc płacz, usłyszałem jak westchnął. Poczułem nagle jak przyciąga mnie do siebie i przytula, co tylko wzmocniło mój dziecinny płacz.

-Jesteś uroczy kiedy płaczesz, ale jeszcze słodszy jesteś gdy się uśmiechasz- zaśmiał się i spojrzał na mnie- Gdzie ten wesoły Koda, hm?

-Głupiś- odparłem, ocierając łzy jak dziecko. Jakoś przez te słowa przestałem tak mocno płakać a i mimowolnie uśmiechnąłem się, dając mu pewność, że jednak w jakiś sposób mnie pocieszył.

-Może jestem głupi, ale komplementujesz mi tym że byłeś taki zazdrosny- wyszczerzył kły i posłał mi uśmieszek.

-Ja wcale... nie byłem...

-Tak, tak. Nie byłeś, niech Ci będzie- pokręcił głową głową z rozbawieniem i odsunął się, siadając tuż obok- Nie martw się. Nienawidzę tej...

-No już dobrze, dobrze. Nie ważne jak okropna jest, nie powinieneś tak mówić- przerwałem mu, chociaż chętnie posłuchałbym do końca. Może i teraz nienawidziłem jej najbardziej na świecie, wolałem po prostu przeboleć to wszystko niż wyżywać się. Nigdy nie lubiłem takich rzeczy.

Przemoc, złość, "złe" słowo. Unikałem ich jak ognia, ale odkąd byłem z Victorem, nieustannie mnie goniły. A mimo to nie odszedłem. Jestem przy nim wiernie, nie bacząc na te przeszkody. Więc jak to działa? Co takiego robi Victor, że wciąż przy nim trwam? Co czyni mnie szczęśliwym kiedy czuję jego dotyk?

-Zadziwia mnie ta twoja uprzejmość. Nie chciałbyś nikogo obrazić, nawet jeśli spaliłby Ci dom, hm?- parsknął Victor a ja dałem mu kuksańca w bok, na co zaśmiał się jeszcze głośniej.

-Nie chcę wymawiać zbędnych słów na jej temat- odparłem, wzruszając ramionami. Tak, to był plan idealny.

-Jak chcesz- uśmiechnął się a mi zaczęło być okropnie gorąco. Po pierwsze dopiero teraz zauważyłem jak blisko niego jestem, a po drugie, Victor nie miał na sobie koszuli. Jego blada skóra wyglądała na zapierającą w piersi, z tym umięśnionym torsem. Ramiona także miał piękne( jak przystało na wampira) i przyłapałem się na spoglądanie na nie z ukradkiem.

-Musimy wrócić- usłyszałem nagle jego chrypiący głos i poczułem jak podnosi się z łóżka, biorąc z powrotem odzienie i nakładając je na siebie- Zrobiliśmy małe zamieszanie i w dodatku nie skończyłem ćwiczeń...

-Nie!- zawołałem gwałtownie, łapiąc go za ramię na co ten spojrzał na mnie rozbawiony.

-Masz na myśli powrót do tamtej sali czy to, że się okrywam?

Prychnąłem na niego, zabierając rękę i patrząc w inną stronę.

-Chodzi mi o powrót. Nie chce tam wracać, to znaczy... Nie chcę żebyś ty tam szedł- powiedziałem jak najciszej, więc w ogóle wątpiłem w to że słyszał.

-Oh, Koda. Wiesz, że ja to robię dla... Robię to by móc się opanować kiedy jestem z Tobą. Będę starał się z całych sił, żeby jak najszybciej się na...

-Nie! Nie chodzi mi o to- przerwałem mu i odważyłem się spojrzeć w jego oczy- Chcę... żebyś... ćwiczył na mnie....

Przyrzekam, że konkurs w najcichszym mówieniu ze zrozumieniem wygrałbym bez problemu, bo zaraz po moich "głośnym szepcie", Victor speszył się i pokręcił głową z niedowierzaniem, siadając z powrotem na łóżko.

-Coś ty powiedział?- wymówił te słowa powoli jakby nie wierzył w to co usłyszał a ja westchnąłem, nie chcąc znów zmuszać się do tych słów.

-Mówię- przełknąłem głośno ślinę i zacząłem bawić się palcami, próbując obrać to w bardziej jasne słowa- Że chce abyś na mnie ćwiczył. Nie na Eleanor. Na nikim innym także. Chcę być tym który...

-Stop- zawołał Victor i złapał mnie za ramiona, przez co pisnąłem zaskoczony.

-Dlaczego?...

-Czy ty wiesz co mówisz?- spytał a ja pokiwałem głową niewinnie, nie rozumiejąc jego reakcji.

Wampir chyba jednak miał nadzieję, że żartuję bo wciąż czekał na jakąś lepszą( jego zdaniem) odpowiedź, jednak nie zamierzałem robić niczego więcej. Jęknął głośno i spojrzał na mnie z wyrzutem.

-Mam wrażenie, że nie tylko ja się poobijałem w tamtym wypadku- powiedział na co odpowiedziałem mu pytającym wzrokiem.

-Co masz na myśli?

-Chyba na głowę upadłeś, że będę znów ryzykować i znów pić twoją krew. Dobrze pamiętasz co było ostatnim razem- odpowiedział oschle a ja poczułem jak zaciska ręce mocniej.

-Ale to tak naprawdę jedyne wyjście. I jeśli się nie zgodzisz, będę zły- założyłem ręce w geście protestu.

-Nie- odpowiedział natychmiast i potrząsnął mną tak jak lubiła to robić Onica- Jeśli już, to dopiero kiedy zacznę nad sobą panować.

-Jak masz nauczyć się nad sobą panować kiedy ćwiczysz na zepsutej krwi- odparł obrażony, odwracając wzrok.

-Skąd ty...

-Zauważyłem. Poza tym, widzę że moja krew przyciąga Cię bardziej niż ta od innych. Opierając się zakazanemu owocowi nie nauczysz się wyrabiając sobie tylko gorsze zdanie o innych- skwitowałem.

Victor wyglądał jakby był pod podziwem tego co właśnie powiedziałem, jednak zbyt dobrze go znałem żeby dał tak łatwo za wygraną. Nawet mi.

-I tak mówię nie- odrzekł bez żadnych argumentów a ja westchnąłem. Widocznie muszę wziąć sprawy w swoje ręce.

Wykorzystując to, że wciąż trzymał na mnie swoje ręce, złapałem za nie od dołu i zdjąłem je z siebie. Nie puszczając ich, przyciągnąłem blondyna do siebie i nie dając mu szansy na szybką reakcję, udało mi się go rzucić na łóżko po czym usiąść mu na biodrach.

-Hej!- rzucił, nie spodziewając się tego i jakimś cudem dając mi się zablokować na miękkiej pościeli.

-Stawiam sprawę jasno- zacząłem, wolną ręką szukając czegoś na znajdującej się obok szafce nocnej, co mogło być ostre lub chociaż zdolne do przecięcia- Teraz działasz pod łaską swojego sługi, więc nie wiem dlaczego wciąż protestujesz. Chcę Ci pomóc, czego nawet nie zauważasz więc lepiej zacznij. Nie będę patrzył jak Eleanor lub ktoś inny zostaje przez Ciebie gryziony, więc podjąłem decyzję że to na mnie będziesz musiał się opanowywać. Tak, dobrze wiem, że nie chcesz mnie skrzywdzić. W takim razie pokaż mi to. Pokaż, że naprawdę nie zrobisz mi nic złego jeśli będziesz się kontrolował. Nie oczekuję zgody, ale nie zamierzam przestawać, więc jeśli masz coś do powiedzenia to daj mi najpierw skończyć to co teraz zacząłem.

Nie zdążyłem powiedzieć nic innego od mojej głównej przemowy kiedy poczułem jak ciało pode mną zmienia swoją pozycję a ja nagle sam zostaję przyciśnięty do białej pościeli dużego łoża.

Victor zawisł nade mną ponownie tego dnia a ja zaskoczony wpatrywałem się w niego.

-Jak mogłeś ukrywać przede mną, że masz tak dominujące chwile- zaśmiał się co wprawiło mnie w osłupienie. Czy on naprawdę się teraz śmieje? Przecież mówiłem najpoważniej w świecie!

-Chcę Ci tylko pomóc, chociaż ty i tak wolisz sobie z tego pożartować- odpowiedziałem gniewnie i zauważyłem, że udało mi się zabrać jakiś ostry przedmiot zanim zamieniliśmy się miejscami. Sam nie wiedziałem co to jest, jednak stało obok wazonu z różami. Może służyło do odcinania im kolców.

-Co ty chcesz zrobić?- Victor także zauważył przedmiot w mojej dłoni i próbował mi go odebrać, jednak ja szybko zabrałem rękę tak aby nawet nie miał na to szansy.

Nie odpowiadając mu, zgodnie z moim planem przyłożyłem je do szyi po czym syknąłem cicho, kiedy ostrze dotknęło mojej skóry. Wbiłem je dosyć głęboko czego lekko żałowałem, ponieważ bolało niemiłosiernie.

-Oszalałeś?!- wrzasnął Victor, odbierając mi je i odrzucając gdzieś do tyłu- Mogłeś sobie zrobić coś gorszego chyba że i już tak się stało.

Kiedy chciał dotknąć mojej rany zauważył że na jego palcach znajduję się moja krew, którą musiał dotknąć gdy odebrał mi ostry przedmiot. Obydwoje spojrzeliśmy na nie a ja wiedziałem, że plan zaczął działać.

Victor przełknął ślinę i próbował wytrzeć ją o coś jednak nie było gdzie, dodatkowo na mojej szyi także zaczęła się pojawiać nowa.

-Koda, ty...- syknął zły, bo już zrozumiał w jaką pułapkę wpadł. Ciesząc się z mojego sukcesu, złapałem za jego rękę i przybliżyłem ją do mojej szyi.

-Ugryź mnie- szepnąłem a on zabrał ją szybko, odwracając ode mnie głowę i zaczynając głośno sapiąc.

-Nie do cholery- warknął przez zaciśnięte zęby- Odejdź ode mnie i to zabandażuj.

-Gryź.

-Nie!

Westchnąłem zmęczony już jego protestowaniem z całych sił, mimo iż powoli sam sobie przeczył a moja krew zajmowała teraz jego myśli. Ręką przejechałem po krwawiącej ranie na szyi, po czym palcami zaznaczałem ścieżkę wzdłuż mojego ramienia.

-Victorze- zamruczałem, co mnie samego wprawiło w zaskoczenie i przybliżając się do niego, zmusiłem go do obrócenia głowy w moją stronę- Błagam Cię, spróbuj. Wiem, że dasz radę.

-Nie chcę Ci zrobić krzywdy, nie rozumiesz?- próbował patrzyć mi w oczy, jednak widziałem że jego wzrok co chwilę lądował na szkarłatnym szlaku na moim ciele. Pragnął tej krwi jak niczego innego.

-Jeśli nie chcesz, to nie rób. O to mi właśnie chodzi- znów położyłem głowę na pościeli i obróciłem głowę tak aby zacięcie było mu w pełni widoczne- Udowodnij mi to.

Wampir ku mojemu zaskoczeniu, oparł nagle swe dłonie na pościeli po obu stronach mojej głowy i spojrzał mi w oczy. Mogłem zauważyć jak mruży je, próbując się opanować.

-Co jeśli coś Ci zrobię?- odezwał się a ja uśmiechnąłem się. Poddał się. Czekał tylko na ostateczne potwierdzenie, tego że naprawdę może.

-Wtedy nie pozwolę Ci się gryźć aż nauczysz się panowania nad sobą. A zajmie to dłużej niż robiłbyś to na mnie. Ale pamiętaj. Nie oszukuj. Będę wiedział jeśli zrobisz to specjalnie- pogroziłem mu palcem a on wetschnął na skraju zdrowego rozsądku.

-Pozwól... Po- wydyszał ciężko i przybliżył się do mnie- Pozwól mi chociaż odwrócić uwagę od bólu na początku.

Nie widziałem o co tak naprawdę mu chodziło, jednak mimo iż wiedział że się zgadzam, pokiwałem szybko głową jak dziecko. Victor ostatni raz spojrzał mi w oczy, przez co w końcu poczułem zawstydzenie i ciepło na policzkach. Dotarł do zranionego miejsca, które musiało już lekko zakrzepnąć i poczułem nagle jego język.

Nabrałem dużo powietrza, kiedy znaczył nim mokry ślad w którym zostawiłem dla niego czerwony szlak i zaraz potem wypuściłem, bo poczułem też jego ręce na moich biodrach. Nie protestowałem, jednak nie wiedziałem co robić kiedy zaczęły potem rozpinać mu bluzkę. Moje zdziwienie musiało być widoczne bo Victor z trudnością przestał smakować mnie na szyi i spojrzał na mnie uspokajająco.

-Chcę mieć lepszy dostęp- wyjaśnił i powrócił do poprzedniej czynności, zostawiając mnie czerwonego i nieświadomego. Mam nadzieję, że nie mówi o tym o czym ja myślę.

Podczas gdy ja się nad tym zastanawiałem, moja koszula została rozszarpana. Pisnąłem zaskoczony, kiedy Victor dzięki temu mógł językiem powędrować nieco dalej. Nagle na moim obojczyku doznałem nieprzyjemnego uczucia a to wszystko przez to iż blondyn zahaczył tam swoimi kłami robiąc małe ranki, z których także zaczęła sączyć się moja krew. Jego język zajął się także i tym miejscem, sprawiając że musiałem powstrzymywać odgłosy zadowolenia.

Jeśli tak chciał odwrócić moją uwagę to dobrze mu szło, bo moje zmysły szalały kiedy czułem na sobie jego dotyk. Jeszcze chwila i zaraz oszaleję. Dlaczego tak intensywnie reaguje na tak małe gesty z jego strony?

Nie widziałem co zrobić z rękoma jednak po chwili poczułem jego na swoich nadgarstkach które zaraz potem wylądowały bo bokach mojego ciała. Czytał mi w myślach?

Nie trwało to długo jak w minimalnym spokoju wciąż czułem na sobie jego język, gdy nagle ból przeszedł całe moje ciało. Zaczynał się na szyi i poczułem tam nieprzyjemne ukłucie.

Victor wgryzł się zapewne w to miejsce, które dziś wskazała mu Onica bo mimo iż wciąż bolało, nie był tak źle jak wcześniej. Za pierwszym razem, ból nie ustawał i ogarnął wprawie całe moje ciało. Krew płonęła mi w żyłach i miałem wrażenie, jakbym miał zaraz umrzeć.

Ale teraz, po tym jak wtopił we mnie kły, poczułem to tylko na chwilę. Wciąż jednak było mi okropnie gorąco, ale było to chyba bardziej spowodowane tym że wampir wciąż językiem zlizywał krew która zdążyła wypłynąć z rany.

Strach zaczął mi towarzyszyć dopiero po tym jak Victor bardziej zachłannie wgryzał się w inne miejsca. Czasem, kiedy opuścił wyznaczone miejsce, ból był mocniejszy i zdarzało mi się stęknąć.

Nie mogłem odgadnąć tego czy Victor wciąż miał nad sobą kontrolę. Po prostu czułem jak się pożywia i przypominało to bardziej to niż ćwiczenia. Natomiast kiedy zacząłem wiercić się niespokojnie, złapał mnie rękoma za talię i ściskał lekko, co skomentowałem cichym jękiem.

Czułem się teraz bardziej molestowany i wykorzystywany niż potrzebny do opanowania jego wampirzego pragnienia. Pomyślałem, że już dość tego.

-Prze... Przestań już. Dosyć- szepnąłem, jedną rękę opierając na jego ramieniu a drugą dotykając jego włosów. Zacząłem je układać, przy okazji głaskając go na co nawet nie zaprotestował.

-Dosyć- powtórzyłem, chcąc lekko trącić go aby zwrócił na mnie uwagę kiedy nagle ten wgryzł się we mnie głęboko, powodując mój cichy krzyk.

Mimo iż nie płakałem, a przynajmniej nie odczuwałem takiej potrzeby, moje oczy zrobiły się szklane i zaczęło mi się kręcić w głowie. Moja skóra stała się niemożliwie wrażliwa w miejscach które gryzły a ja przestraszony, nie mogłem wydusić z siebie nawet słowa.

Dlaczego to zrobił? Mówił, przecież że... Oh nie. Stracił kontrolę.

Koda, myśl- pośpieszałem siebie w myślach lecz wciąż nieruchomo leżąc pod blondynem, bezbronny i nieracjonalnie myślący, miałem pustkę w głowie. Co takiego zrobiłem kiedy po raz pierwszy mnie ugryzł i także stracił zdrowy rozum. Czy coś powiedziałem? Zrobiłem. Już nie pamiętam!

I dlaczego się dałem?... Mimo iż wiedziałem, że znowu świadomie ryzykuję, pragnąłem tego teraz najbardziej w świecie. Ból będzie większy kiedy zobaczę jak wtapia kły w kimś innym.

Więc co powinienem zrobić? Nie mam siły, zwłaszcza w porównaniu z Victorem. Nie odepchnę go. A jeśli zacznę się bronić, może być gorzej. Co mam zrobić?

"Victor-"

Hm?

"-Victor-szepnąłem krótko miejąc już się poddać gdy nagle poczułem jakby ulgę w miejscach w których jeszcze przed chwilą gryzł mnie on. Nie zauważyłem, kiedy zamknąłem oczy dlatego gdy je już otworzyłem, zobaczyłam go przed sobą, całego umazanego moją krwią i z troską w oczach.

-Koda"

Rozumiem. To pomogło. Nie płacz. Nie to że o mało nie zemdlałem. Nie mówiłem do niego. Powiedziałem jego imię. Victor.

-Victor- zamknąłem oczy i wymówiłem to na głos. Zabrałem ręce z jego ciała, rzucając je z powrotem na pościel i czekałem.

Poczułem jak jego usta odrywają się ode mnie. Kły które do tej pory miał wbite, także odeszły precz i z ulgą westchnąłem, wciąż miejąc zamknięte oczy.

Jego ręce zniknęły jednak jedna z nich zaraz pojawiła się na moim policzku. Dłonie Victora byłby tak ciepłe. Chciałem aby nigdy jej nie zabierał i czułem ciepło w brzuchu równie intensywnie kiedy dotykał moich bioder.

-Wiedziałem, że Ci się uda- odezwałem się, przerywając ciszę i otwierając oczy.

Spotkałem wzrok jego zielonych spokojnych oczu i zauważyłem, że uśmiecha się lekko. Wciąż miał czerwone kąciki ust.

-Spisałem się, księżniczko?- spytał a ja prychnąłem na niego.

-Znów mnie tak nazywasz?- odwróciłem wzrok a on oparł się głową o moją, będąc niepokojąco blisko.

-Przepraszam, jeśli bolało.

-To nic. Ważne, że dałeś radę.

-Wypowiedziałeś moje imię.

-Hm?-spojrzałem na niego pytająco.

-Kiedy piję albo po prostu czuję twoją krew, ta wszystko mi zagłusza. Nie słyszę nikogo, nawet nie próbuje. W takiej chwili nie ma nic ważniejszego- wiedziałem, że mówi to niechętnie lecz wciąż kontynuował z takim samym wyrazem twarzy- I wtedy tak po prostu słyszę twój głos. Jak mówisz moje imię i jesteś o krok od płaczu. Wtedy się budzę. Działasz na mnie jak wiadro zimnej wody, a może po prostu to ten sposób w jaki wymawiasz moje imię. Nie dasz mi się pogrążyć .

Przy wypowiadaniu tych słów, ja słuchałem uważnie a moje serce biło tak szybko jak nigdy. Czy miałem rację. Jedyne co słyszy to ja, a do tego tak na niego działam?

Na samą myśl miękną mi kolana a mam ochotę zapaść się pod ziemię, chowając się przed nim. Czuję się okropnie, gdy wiem że widzi mnie w takim stanie. Jestem w przepaści między: "płacz ze szczęścia i tarzaj się po ziemi" a "uśmiechaj się aż odpadną ci usta".

-Nie wiem co powiedzieć- odpowiedziałem, przyjemnie reagując na jego rękę sunącą po moim policzku.

-Powiedz, że mn.... Nie mów nic. Wystarczy mi cisza i twój oddech.

Ba-doom.

Moje serce zabiło po raz tysięczny w tej sekundzie (takie miałem wrażenie) i zakryłem się rękoma, aby Victor nie mógł mnie więcej zobaczyć.

-Przestań mówić takie rzeczy!

-Mówisz o takich jak- zaśmiał się i poczułem jak przybliża się do mojego ucha, by wymówić te kilka okropnych słów.

-Twój głos to mój ulubiony dźwięk.

Okropne. Głupie. Niedorzeczne. Wcale nie odczuwam tych motyli w brzuchu ani małego szczęścia. Ani trochę!

-Głupi, głupi! Niedobry Victor- zacząłem na niego "krzyczeć" i śmiesznie pacając go w blond włosy, aby ten się odsunął.

-Hej! Zasłużyłem na trochę pieszczot, po tym jak nic większego Ci nie zrobiłem.

-Sam się popieść, ja nie będę maczał w tym palców- podniosłem do góry ręce i ze śmiechem próbowałem spod niego wyjść.

-Oh, no proszę. Bo inaczej nie będę miał czego opowiadać Onice- parsknął a ja osłupiałem.

-Słucham?- zawołał a on zauważył w końcu jaką gafę palnął i wypowiedział krótkie "Oops".

-Widzę, że macie bardzo ciekawe tematy do rozmów- uniosłem brew do góry i skarciłem go wzrokiem.

-Oprócz tego, że jest tak wkurzająca i irytująca ja nikt w świecie, czasem można z nią porozmawiać- wzruszył ramionami i uśmiechnął się szeroko. Uważaj, bo nagle o tym zapomnę.

-Czasem zachowujecie się jak jakieś rodzeństwo- zauważyłem i przechyliłem głowę w bok jak to od dawna miałem w zwyczaju, kiedy chciałem komuś dopiec- Może w jakiś sposób jesteście spokrewnieni?

Victor popatrzył się na mnie podejrzliwie i chyba wyczuł mój atak obronny, bo pokręcił głową z rozbawieniem i zostawił w końcu moje ręce.

-Prędzej wyrwę sobie serce. Widzisz to? Spokrewnienie z nią będzie się równało kilkoma takich zajściom- teatralnie zasymulował swoją śmierć a ja niekontrolowanie zachichotałem. Próbując się opanować, zasłoniłem sobie rękoma usta i próbowałem zdusić moje rozbawienie.

Victor uśmiechnął się widząc moją reakcję i ku mojemu zaskoczeniu, zszedł z łóżka. Ociągnął się leniwie, patrząc na mnie z po kryjomu i oczekując jakiejkolwiek reakcji.

Spojrzałem na niego pytająco, wstając do pozycji siedzącej a on odwrócił się do mnie.

-Muszę tam wrócić- wyjaśnił, mierzwiąc swoje rozczochrane włosy- Jeśli ci to nie przeszkadza to odmówię tamtych ćwiczeń. Wolę praktyki jak te dzisiejsze.

Puścił do mnie oczko i już kierował się do wyjścia, kiedy złapałem go za rękaw koszuli którą nosił. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony a ja podniosłem się na kolanach. Jedną ręką opierając się o jego ramię drugą pokierowałem w stronę jego ust.

-Wciąż jesteś brudny- szepnąłem, śliniąc lekko kciuk i przecierając moją krew w kącikach jego ust.

Victor nic nie odpowiedział, jedynie patrzył się prosto na mnie kiedy ja unikałem jego wzroku i robiłem swoje.

Nie wiem co mnie opętało. Ale uczucie kiedy mogłem go dotykać, muskając jego usta nadawało mi sporych rumieńców i czułem się spokojny.

On mnie uspokaja a ja go pilnuję. On nie chce mnie skrzywdzić chociaż sam się czasem o to proszę. Jemu na mnie zależy jednak nie zawsze może mnie przed wszystkim chronić.

Jaki rodzaj ma ta relacja? Co nas łączy? Co nas do siebie przyciąga?




Continue Reading

You'll Also Like

773K 44.9K 76
Nicoletta to wampirza księżniczka, która nie marzy o niczym innym jak życiu jako normalna śmiertelniczka, niestety wraz z tajemniczym zniknięciem jej...
170K 6.9K 38
"-Nie chce mieć z tobą nic wspólnego! Jesteś jednym z tych nadętych chamów, którzy nie znają umiaru i nie umieją spojrzeć z innej perspektywy! Zapami...
104K 7.5K 45
Wenecja i jej duchy nawiedzają Anaisse w każdym śnie. Po zaprzedaniu własnego życia, by ocalić tych, których kocha, Anaisse zmuszona jest stanąć do...
366K 15.3K 33
Byłam zwykłą dziewczyną, jak każda inna. No właśnie. Byłam. Wystarczył jeden dzień, aby całe moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Nik...