Just not enough || Marvel One...

By mrheezies

17.5K 730 181

Zbiór One-shotów z shipami z Marvela [ZAKOŃCZONE] Steve x Bucky [Stucky] Loki x Tony [Frostiron] Tony x Steve... More

Can you feel my pain? [Frostiron]
All I ever wanted was you [Stucky]
Take care of me [Stucky]
Let me help [Frostiron]
The good touch [Stucky] cz.1
The good touch [Stucky] cz.2
What you feel [Frostiron]
I am lost [Frostiron]
Let me give you my life [Stucky]
Stony
Be Happy [Stony]
A simple Boy [Stucky]
We all just a kids [Stucky]
Right people, wrong time [Stucky]
Just Sleep [Stony]
New Hope [Stucky]
Another cold night [Stucky]
What You see, I see || cz. 1 [Stucky]
Perfect Place to Start [Stucky]

Roses in my heart [Frostiron]

802 41 1
By mrheezies

Loki nie był typem osoby, która bałaby się podjąć rozmowę na trudny temat. Wręcz przeciwnie, lubił spędzać godziny na ciekawych konwersacjach prowadzonych w dobrym towarzystwie. Odkąd był w związku z Tony'm, takowych rozmów nigdy mu nie brakowało. Tak samo, jak pomysłów na spędzanie swojego wolnego czasu, którego od powrotu na ziemię wraz z Thorem, Bannerem i ludem Asgardu, miał naprawdę sporo. Przesiadywanie w Avengers Tower weszło mu w nawyk, przestał czuć się źle wśród przyjaciół Starka i swojego brata, którzy, choć z początku zdecydowanie źle przyjęli do siebie pobyt Boga w ich kwaterze głównej, to w chwili obecnej traktowali go jak jednego ze swoich. Ten fakt zadziwił go chyba najbardziej ze wszystkich rzeczy, jakie spotkałby go na Midgardzie, ale cóż... Nikt nie mógł zaprzeczyć, że Loki diametralnie się zmienił. Oczywiście, ckliwy charakter, sarkastyczne odzywki i ten cwany uśmiech dalej pozostawały na swoim miejscu, co raczej nikogo z obecnych nie dziwiło. 

Za dużą część sukcesu odpowiedzialny był też powyższy związek, który, o dziwo, wyszedł im na dużo lepiej niż większość sądziła. Jeden potrafił opanować emocje tego drugiego i na odwrót. Ich charaktery były do siebie podobne i w pewien niewytłumaczalny sposób dopełniali siebie nawzajem. Tygodnie mijały, żeby po czasie zamieniać się w miesiące. Tony nauczył się wielu rzeczy w tym niecodziennym związku, a jedną z nich była cierpliwość. Oh, Stark zdecydowanie nauczył się cierpliwości w starciu z Loki'm. Starszy miewał swoje humorki, nie lubił mówić za dużo o sobie i swojej rodzinie, ani o tym co w niej przeszedł. Anthony, aby dowiedzieć się czegoś więcej musiał naprawdę się napracować i co więcej — cierpliwie czekać na otworzenie się przed nim. W między czasie nauczył się też, że częste naciskanie było odwrotne w skutkach, dlatego też przestał stosować tą metodę. 

Aż do tego wieczoru. Tego jednego zwykłego i nie różniącego się od całej reszty, większa część Avengers, z Loki'm i Rhodey'em dodatkowo, siedzieli na głównym piętrze w akompaniamencie najróżniejszych alkoholi. Rozmowa między wszystkimi kleiła się nadzwyczaj dobrze i każdy żywo brał w niej swój udział, dopóki jedna z osób nie podjęła jednego z niebezpiecznych tematów. 

— Swoją drogą, dalej ci się nie odpłaciłem za tą kontrolę umysłu podczas walki w Nowym Jorku — rzekł Clint, biorąc solidnego łyka z butelki pełnej piwa korzennego. 

Zupełnie nieświadomie zaczął temat, którego zarazem Stark, jak i Loki nigdy nie podejmowali, unikając go najbardziej ze wszystkim. Tony nie lubił rozmawiać o tym, co tam się wydarzyło, przez swoje wspomnienia i traumę jakiej doznał. Myśli też, że Laufeyson nigdy nie rozmawiał o ze względu na niego, lecz gdy wspomnienie o Nowym Jorku ostatnimi czasem zaczęło się przeplatać coraz częściej między rozmowami zdołał zauważyć i nawet bez niego w pobliżu, ten starał się unikać tych wspomnień. Za każdym razem Stark jako jedyny zauważał wtedy, jak Loki spinał się na samo przypadkowe wypowiedzenie czegokolwiek na ten temat. Miliarder nigdy na niego nie naciskał, chociaż zastanawiał się, dlaczego tak reagował. Loki i Tony rozmawiali na trudne tematy, lecz ten zawsze omijali szerokim łukiem. Stark dowiedział się o nim nawet najgorsze sekrety jakie skrywał głęboko w sobie, więc tym bardziej kłębiła się wokół niego myśl jego reakcji na słowa "Nowy Jork". 

— Zadziwiające, będziesz nad tym płakał rozżalony? — spytał uszczypliwie, a Tony wchodzący do salonu z dwoma kieliszkami w ręku spojrzał zaciekawiony w kierunku przyjaciół. 

— A żebyś wiedział, w rewanżu powinieneś nam opowiedzieć coś o tym — odparł, na co Bóg tak mocno ścisnął swoją szklankę w dłoni, że ta o mało nie pękła. 

— To nie jest rzecz, o której zamierzam rozmawiać — rzekł z pozoru spokojnym głosem, który miał opanowanego do perfekcji i osoba, która nie była Tony'm Starkiem nie była wstanie wyczuć ostrzeżenia zawartego w jego specyficznym tonie.  Wynalazca zdecydowanym krokiem przeszedł dzielącą ich odległość i usiadł tuż obok czarnowłosego. Jego czekoladowe spojrzenie zatrzymało się na zaciśniętych na szkle placach. 

— Słyszeliście ostatnio nowe, jeszcze głupsze, rozporządzenie Nicka? Nasz jednooki pirat chce nowych rekrutów — odezwał się, chcąc zmienić niewygodny temat, jednakże nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi. 

— No dalej, Loki. Czyżbyś miał coś do ukrycia? — zapytała Natasha i, Bóg Tony'emu świadkiem, że miał nieokiełznaną ochotę zakryć jej usta najmocniejszą taśmą, jaką dane byłoby mu znaleźć w swojej pracowni. 

Laufeyson spojrzał na nią gniewnie, co jednak nie zrobiło wrażenia na rosyjskiej agentce. 

— Czy ja jestem jakiś niewidzialny czy co? — zapytał Stark, próbując rozrzedzić gęstniejącą atmosferę. 

— Twojego ego cię zasłania — zaśmiał się cicho Steve, co reszta mu z wtórowała. — I właśnie wciąłeś się w rozmowę — dodał, przechylając swoją szklankę. 

— Chyba raczej bitwę na spojrzenia — burknął pod nosem Bruce, zerkając raz na Romanoff i raz na Loki'ego. — Nie jestem pewien, czy chce być w tym pomieszczeniu, gdy tych dwoje tak na siebie patrzy — dodał z lekkim niepokojem. 

— Oh, nie obawiaj się, Bruce — prychnął gniewnie Bóg. 

— Chyba nie chcesz nam powiedzieć, że wstydzisz się tego co zrobiłeś? Mało nas wszystkich nie pomordowałeś z bandą kosmitów, wcale mnie nie dziwi, że teraz nie chcesz wspominać swoich błędów — powiedział Barton, nieświadomie trafiając w najbardziej wrażliwy punkt Loki'ego. Jego twarz uległa całkowitej zmianie, w jednej chwili jego mimika stała się przeraźliwie zimna, a spojrzenie pozbawione choć jednej najmniejszej emocji. Ten stan rzeczy sprawił, że Tony'ego oblał strach. 

— Clint — warknął na blondyna Stark, podczas, gdy Loki niepostrzeżenie podniósł się i cichym krokiem zaczął opuszczać salon. — Loki, gdzie ty idziesz? — krzyknął za czarnowłosym, który zatrzymał się w półkroku. 

— To nie jest temat, który powinien być poruszany i skoro żadne z was nie potrafi tego uszanować, to nie mam zamiaru dłużej tu przebywać — mężczyzna użył tonu, którego wynalazca wręcz nie potrafił rozpoznać. Wszyscy zaskoczeni obserwowali, jak ten znika za rogiem. 

— Widzicie co żeście zrobili? — Tony machnął ręką w kierunku, w którym zniknął Loki. — Dzięki wielkie za zniszczenie wieczoru, Clint. Przez was muszę iść go teraz uspokoić — mówił zły, na co Barton jedynie machnął na to ręką. 

— Nie moja wina, że jest jakiś nadwrażliwy — starał się bronić. 

— To ty nie uszanowałeś jego prośby — odezwał się Rogers.

— Widzisz? Kapitan potwierdza — rzekł, na co reszta zaśmiała się cicho. — Idę do niego i jak swoje zbroje kocham, jeśli przez ciebie się z nim pokłócę, to zajmuje twoją sypialnie, a ty będziesz spał w salonie, Clint — Stark puścił do niego oczko, wstając z kanapy. 

— Żartujesz, prawda? — zapytał, przestając bawić się jedna ze swoich strzał. 

— Przekonamy się — uśmiechnął się wrednie i wyszedł tuż za Loki'm.

Tony wiele razy w swoim życiu dziękował sam sobie za stworzenie Jarvisa i jeszcze pewnie długo będzie to robił. Dzięki swojemu niezawodnemu AI nie musiał zaglądać na każde pojedyncze piętro w ogromnym wieżowcu, w którym obecnie się znajdowali w poszukiwaniu swojej zguby. Gdy wszedł do windy, kliknął na jedno z górnych pięter, które służyły za osobną i prywatną część właściciela budowli, którym był Stark. W tym krótkim czasie jaki dzieliło go przemieszczenie się z jednego piętra na drugie tworzył w głowie swój własny rozwój wydarzeń. Niemalże od razu przypomniał mu się fakt, że w sumie nawet on sam nie znał powodu, dla którego Loki za każdym razem zachowywał się w podobny sposób i nie czuł się z tym dobrze. Ba, był nawet, choć zbyt mocno to ujmując, zły na fakt, iż ten nie chce się z nim podzielić powodem dla którego ten temat jest dla niego niewygodny. I właśnie  w tym momencie Tony uznał, że lepszego momentu na rozmowę niż ten nie znajdzie. Do podjęcia takowej decyzji, która swoją drogą należała do dosyć odważnych patrząc na stan w jakim aktualnie znajduje się Loki, wspomógł go trochę umiłowany alkohol, który wcześniej spożyli w swoim towarzystwie. 

— Loki? — zapytał, kiedy drzwi od windy uchyliły się, a on wszedł na korytarz wprowadzający do salonu z widokiem na ocean. Szybko spostrzegł postać Boga siedzącego na obitej czarną skórą kanapie, oczywiście przodem do panoramy ukazującej się zza szybą. — Nie bierz do siebie słów tego idioty z łukiem, wiesz, że Clint raczej nie ma mocnej głowy do procentów i po wypiciu staje się trochę zbyt bezpośredni — powiedział, starając się usprawiedliwić zachowanie przyjaciela. — Pozwalam ci rzucić na niego jakieś swoje czary w ramach rekompensaty — dodał żartem, choć ten nawet nie drgnął i nie wydał z siebie żadnego dźwięku. 

Tony, czując się dziwnie na brak reakcji ze strony ukochanego, niepewnie podszedł bliżej, dosiadając się do niego, lecz zachowując przy tym odrobinę miejsca. Loki wpatrywał się w horyzont z tym samym wyrazem twarzy z którym opuścił salon kilka pięter niżej. Stark zaczął prowadzić ze sobą wewnętrzną walkę nad porzuceniem tematu, a postąpieniem w sposób w który rozmyślał jadąc windą. 

— Chyba jesteśmy zmuszeni porozmawiać — odezwał się ponownie, gdy cisza i dziwne uczucia zaczęły mu z każdą chwilą doskwierać coraz bardziej. Loki spojrzał na niego po raz pierwszy odkąd się tu znalazł i posłał mu niezrozumiały wzrok. — Wiem, że jestem ostatnią osobą, której ktokolwiek chciałby się spowiadać... Mimo to mam nadzieję, że w tym momencie nie odeślesz mnie z kwitkiem do pozostałych — rzekł, patrząc wprost w jego zielone oczy. 

— Nie będę się powtarzał — odparł jedynie cichym głosem, ponownie odkręcając wzrok. 

—  Komu jak komu, ale mi chyba możesz powiedzieć co cię trapi —  powiedział z deka oburzony, za co chwile potem zgonił sam siebie w myślach. — Może i tego nie zauważyłeś, ale często staram się opuszczać i raczej nigdy nie rozwodzę się nad żadną sprawą, ale sam przyznasz, że w tym momencie się trochę to wszystko pokomplikowało — mówił szybko, na co Loki ponownie spojrzał na niego i ułożył mu dłoń na kolanie. 

— Nic tu skomplikowanego, to przeszłość, która nie powinna już istnieć dla nikogo z nas — rzekł, patrząc wprost w zdeterminowane oczy Starka. 

— Właśnie, a mimo to wspomnienie o tym sprawia, że zachowujesz się jakby ktoś wypowiedział jakieś zakazane zaklęcie. Resztę możesz zmylić swoimi sztuczkami, Rogasiu, lecz ja widzę, że coś ukrywasz — mówił, stanowczo nie przerywając kontaktu wzrokowego. Na zmiankę o tym Loki lekko drgnął. 

— Nic nie ukrywam — powiedział powoli i bez przekonania. 

— Łżesz mi prosto w twarz — odparł, a Laufeyson zaczął podnosić się z wypoczynku. — O nie, nie, nie mój drogi —  Stark złapał go za ramię i pociągnął do tyłu. — Porozmawiamy. Tu i teraz. A jeśli jeszcze raz spróbujesz wyjść, to obiecuje ci, że sprowadzę tu Thora, który położy na tobie swój młoteczek przeznaczenia skutecznie utrzymując cię na twoich zgrabnych czterech literach. 

— To dziecinne, Anthony. 

— Dziecinne jest unikanie tematu, który jest dla ciebie niewygodny — odparł od razu, na co ten odwrócił wzrok. — Słuchaj, ja też nie czuje niczego dobrego na te wspomnienia, dlatego doskonale rozumiem twoją niechęć. Ja chcę tylko spróbować zrozumieć skąd bierze się twoje zachowanie, Lokes — wytłumaczył, łapiąc czarnowłosego za rękę. Ciepło jego dłoni przyjemnie kontrastowało z chłodem drugiego mężczyzny. 

— Dokąd prowadzi ta rozmowa? — spytał cicho, oglądając widok za oknem, aby tylko nie musieć patrzeć na rozczarowany wyraz twarzy Anthony'ego. 

— Może zbyt często tego nie okazuję, ale cholernie mi na tobie zależy, więc logicznym jest, że chcę ci pomóc —  wytłumaczył, biorąc kilka wdechów, aby uporać się ze stresem. 

— Może ja nie potrzebuje pomocy? Nie proszę o nią, mam prawo jej nie chcieć, Anthony. Zachowaj ją sobie — powiedział tak martwym tonem, że Stark poczuł jakby otrzymał cios, który przebił się przez skorupę jego arogancji i samouwielbienia. Brunet zacisnął mocno swoją szczękę. W normalnym wypadku zapewne odpuściłby, nie chcąc rozpętać wojny, lecz tym razem poczuł się zbyt urażony, aby zignorować jego wypowiedź. 

— Czasami mam wrażenie, że zapominasz kim dla ciebie jestem. Dobrze znam tą zagrywkę, Loki. Myślisz, że jak wbijesz mi parę igieł w moją dumę to obrażę się i zostawię cię w spokoju. Nie ma opcji. Teraz upewniłeś mnie w przekonaniu, że ta rozmowa będzie bardziej niż konieczna. Mamy całą noc przed sobą, mogę poczekać, aż zbierzesz się w sobie i w końcu odważysz się powiedzieć osobie którą, chyba, kochasz co się trapi.

Głośne westchnięcie wypełniło pomieszczenie. Miliarder ścisnął delikatnie jego dłoń, która dalej mieściła się w jego. Loki wygodniej oparł się na meblu, a brunet ze cierpliwością mógł spoglądać na jego profil. Oboje milczeli. Tony wiedział, że jego słowa były najlepszą odpowiedzią z możliwych, ponieważ zdawało mu się, że przekonał go do mówienia. 

Chociaż nigdy głośno by się do tego nie przyznał, w takich chwilach, jak ta zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze postąpił. Bał się, tak cholernie bał się, że przez swój charakter i głupie decyzje będzie zmuszony do samotnego życia, bo wszyscy ludzie na którym mu zależy go zostawią. Bał się, że nie jest wystarczająco dobry i nie będzie potrafił okazać mu odpowiedniego wsparcia. W takich chwilach nienawidził być Tony'm Starkiem. 

— To nie ja was wtedy zaatakowałem.

Usłyszał koło siebie niski głos, który ściągnął go z powrotem na ziemię. Tony spojrzał zdziwiony na twarz Boga, zastanawiając się, czy się nie przesłyszał. 

— Co? — zapytał osłupiały, marszcząc przy tym swoje brwi. 

— To nie ja was zaatakowałem — powtórzył tym samym zrezygnowanym głosem. 

— Co masz na myśli mówiąc, że to nie byłeś ty? 

Loki otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, zamknął je z powrotem i spuścił swój wzrok na ziemię, jakby z nadzieją, że jest tam ukryta odpowiedź na pytanie Starka. Brunet nie zastanawiając się nad swoimi ruchami, przysunął się do niego i puścił jego rękę. Podniósł obie swoje dłonie do góry, powoli układając je na policzkach Boga. Gdy poczuł pod opuszkami palców jego aksamitną skórę, delikatnie przesunął po niej dłońmi, przekręcając jego twarz tak, aby móc spojrzeć w jego oczy. Spojrzenie Loki'ego miało w sobie coś, że ból który w nim zobaczył prawie natychmiastowo odczuł na sobie. 

— Powiedz mi — rzekł stanowczo acz łagodnie. Widział, jak ten walczy ze sobą. 

— Byłem pod wpływem kamienia umysłu — wyznał szeptem, zatapiając się wręcz w brązowych tęczówkach Tony'ego. — Zmusił mnie do robienia i mówienia rzeczy, których nigdy nie zrobiłbym lub nie powiedział, gdybym nie był pod jego kontrolą. Zniszczył mnie, zepsuł moje uczucia i emocje — mówił, wydając się zaniepokojony mówiąc to. 

— Kto? — tylko tyle był w stanie wydusić z siebie Wynalazca. 

— Gdy spadłem z mostu po bitwie z Thorem... — wziął głęboki, drżący przy tym oddech. — Trafiłem w część wszechświata nieznaną nikomu, napotkałem kogoś... Zaproponował mi pakt, obiecał, że zostanę władcą ziemi, podczas, gdy on i jego... Władca, wzięliby Tesseract — Loki odsunął od siebie jego dłonie i znowu spojrzał w inną stronę. — Bo odrzuceniu przez Ojca... Byłem zdruzgotany, miotała mną chęć zemsty i pokazania, że wszyscy byli w błędzie, lecz zdrowy rozsądek nadal był gdzieś tam w środku mnie... — zamilkł na kilka dłuższych chwil. Tony ani razu mu nie przerwał, co było do niego aż nie podobne. — Torturowali mnie. Sprawiali, że z każdym upływającym dniem gubiłem się między bólem i nienawiścią. Chcieli, żebym się podporządkował, abym był im posłuszny niczym pies. Sprawiali, że ból i niemoc stawały się moją codziennością, każdego dnia, aż pod wpływem berła, które jest ci dobrze znane, nie zostałem wysłany na ziemię. Nie byłem sobą, moje ciało nie było moje, moje słowa nie były moimi. Nie jestem pewien ile spędziłem w tej obcej krainie. Miesiące? Może lata? Wszystkie dni zlewały mi się w jedność, nawet nie pozwalali mi umrzeć. Pastwili się, aż ostatnia moja chęć silnej woli nie została mi odebrana... Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy wasz zielony stwór rzucił mną o ziemię niczym pluszową lalką. Potem historię znasz, trafiłem do celi we własnej krainie za coś, czego nie zrobiłem.

Gdy skończył, chciał wstać czując, że z nadmiaru emocji nie jest w stanie dłużej usiedzieć. Nie spodziewał się jednak, że dość szybko zostanie pociągnięty za barki do torsu Tony'ego, którzy zamknął do w niemalże żelaznym uścisku. Przez chwilę Loki był zdezorientowany przez tak nagły ruch partnera, lecz ciężki oddech Starka szybko sprowadził go z powrotem do normalnego stanu. Poczuł na swoich plecach jego zaciskające się dłonie, a na swojej koszulce lekką wilgoć. 

— Tony, co ty...? — szepnął zaskoczony, ale czując, jak go serce mięknie przez gest partnera, odwzajemnił czule jego uścisk. — Spokojnie, oddychaj — poinstruował go, przeczesując jego brunatne kosmyki na głowie dłonią. 

— Nienawidzę cię — wysapał w jego ramię. — Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałeś, ty skończony idioto? Dlaczego nie próbowałeś się bronić przed wyrokiem? 

— A czy ktokolwiek uwierzyłby kłamcy? — odpowiedział pytaniem, które zawisło w powietrzu pozbawione odpowiedzi. — Myślisz, że zależało mi na oczyszczeniu się z win po tym wszystkim, co się stało? Nikt nie ma pojęcia ani o tym świecie, ani o nich. Nawet Odyn. Nie miałem w sobie nadziei, Anthony — mówił cicho, zamykając swoje oczy i samemu również wtulając się w bruneta. 

Tony nie odpowiedział nic na jego słowa. Czuł się żałośnie, płacząc jak dziecko w ramię Loki'ego. To on powinien go wspierać, powiedzieć cokolwiek, a zamiast tego nie był w stanie chociażby wziąć głębszego oddechu przez to, jak uderzyły w niego emocje. Nawet nie próbował sobie wyobrazić bólu z jakim miał styczność Psotnik. Przypomniały mu się niemalże od razu jego własne tortury z Afganistanu, które pewnie nawet nie umywały się do tego, co musiał przechodzić Bóg Kłamstw. 

— Teraz już wiesz, dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałem. Spójrz na swoją reakcję, Anthony. To wszystko nie jest warte twoich łez, to przeszłość, którą tak, jak wszystko inne już dawno zostawiłem za sobą. Odrodziłem się na nowo, mam ciebie i nie potrzebuje tych wspomnień — powiedział, osuwając go od siebie na niewielką odległość tylko po to, aby spojrzeć w Starkowe oczy pełne słonych łez. 

— Wybacz, rozbeczałem się jak jakaś baba — westchnął, uspokajając swoje emocje i przecierając twarz o rękaw. — Nigdy bym nie pomyślał... że to wszystko mogłoby mieć taką historię. Nie byłem na to przygotowany — mówił, próbując się usprawiedliwić. 

— Czy teraz możemy już skończyć ten temat raz na zawsze, Anthony? — spytał, za co oberwał w żebro. 

— Jeszcze raz zwrócisz się do mnie pełnym imieniem, to nie daruję — prychnął pod nosem, po czym został przyciągnięty do niespodziewanego pocałunku. 

— Cieszę się, że tak.

Continue Reading

You'll Also Like

33K 2.4K 114
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
17.3K 3K 19
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
13.6K 2.8K 30
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...
10K 527 22
❝ - Ty na serio się w niej zakochałeś - spojrzałem na kumpla z lekko podniesionymi brwiami z zaskoczenia. - Żartujesz sobie ze mnie - prychnąłem pod...