pragnienia // bsd oneshots

By szczur990

12.8K 568 193

trochę dłuższe oneshoty z pairingami, na które akurat najdzie mnie wena oraz czas (bo nie potrafię napisać ni... More

odazai: pragnienie
yosamu&soukoku: delikatność
soukoku: jak to się zaczęło... 1/2
soukoku: jak to się zaczęło... 2/2
fyozai: bez ciebie
shibufyo: pokochać deszcz
soukoku: zbrukany smutkiem 1/2
soukoku: zbrukany smutkiem 2/2
fyozai: prezent

soukoku: przyzwyczaić się do szczęścia

1.2K 64 14
By szczur990

fluff, którego nikt nie chciał, ale ja potrzebowałam

(minimalnie nawiązuje do "jak to się zaczęło" zawartego w tej książce)


– Dazai?

Gdyby tylko mogło, jego pytanie odbiłoby się echem od ciemnobrązowych ścian ich mieszkania. Zupełnie za nic miałoby mnogość walających się po nim przedmiotów; nie przeszkadzałyby mu w nabieraniu tempa i głośności, przeciwnie, jedynie by je wzmacniały. Choć wcale tak nie było, przez panującą w lokum ciszę Chuuya miał wrażenie, że każdy, nawet najmniejszy szept brzmiał tutaj jak niebywale głośny wrzask, który natychmiast dotrze do każdego, kto mógł się w owym mieszkaniu znajdować, niezależnie od tego, w jakiej jego części był.

Nie zdawał się jednak dotrzeć do jedynej osoby, dla której uszu był przeznaczony. Zakopana w abstrakcyjnie odznaczającym się na tle ciemnego wystroju, kolorowym kocu brązowa czupryna nawet się nie poruszyła, gdy drugi z domowników wrócił do długim dniu pracy i wypowiedział jej imię. Jej właściciel tkwił w znieruchomieniu, odkształcając ciemnoczerwoną kanapę swoim ciałem, które musiało już na niej leżeć od dłuższego czasu. Noc już dawno okryła Yokohamę swoim mrokiem, zezwalając wymęczonym ludziom na sen i budząc podlejsze elementy do życia. Noc była czasem Mafii, jednak ten jeden szczególny jej członek miał za nic tą dziwaczną zasadę, korzystając z wolności i wracając po całym dniu papierkowej roboty do domu i swojego długo wyczekującego go partnera, który w tamtej chwili nawet nie uniósł na niego wzroku.

Lekko skonsternowany rudowłosy podszedł do otulonego materiałem Osamu, opierając łokcie o oparcie kanapy i zerkając na niego z góry. Cień jego długich rzęs padał na blade policzki, powodowany słabym światłem przygaszonej lampy i cicho grającego naprzeciw telewizora. Z lekko rozchylonych ust wydostawał się równomierny oddech, a całe jego ciało poruszało się powoli pod jego wpływem.

Chuuya lubił patrzeć na śpiącego Dazaia. Miał wtedy świadomość, że brunet był wolny od wszelkich trosk, które zazwyczaj zajmowały mu głowę. Odznaczający się na jego chudej twarzy spokój emanował tak intensywnie, ponieważ zwykle to uczucie rzadko na niej gościło. Wlewało się jednak również w serce Nakahary, razem z utrwalającym się w jego głowie błogim obrazem.

Mimo że nigdy nie odmawiał sobie dłuższego zawieszenia oka na tym satysfakcjonującym widoku, często był zmuszany to przerywać. Detektyw miał tendencję do zasypiania w dzień, przez co potem krzątał się w nocy, w rezultacie czego znów nie mając do niczego siły ani chęci następnego poranka. Często też wiercił się w łóżku, irytując tym partnera, szukając pozycji lub zajęcia. Noc miała to do siebie, że skłaniała do często niebezpiecznych rozmyślań, co w jego przypadku było podwójnie nierozsądne.

Dlatego też egzekutor obszedł kanapę dookoła, uprzednio zdejmując z siebie wierzchnie odzienie w postaci płaszcza, butów oraz kapelusza. Odsuwając nieco czarny stolik i klękając na puchowym dywanie tuż przy słodko śpiącym Osamu, zawahał się. Zanim delikatnie dotknął jego policzka, zdjął rękawiczki, wiedząc jak mężczyzna ich nie lubi.

– Dazai – powtórzył cicho, zaczynając gładzić go wierzchem dłoni.

W kwestii łagodnych pieszczot niedoszły samobójca był niczym najprawdziwszy kot – uwielbiał niewinny dotyk, głaskanie po twarzy oraz włosach i nadmierne przymilanie się. Chuuya często nazywał go przez to pchlarzem czy też wszarzem, choć w żaden sposób nie dał mu odczuć, że te gesty mu się nie podobają. Sam również je lubił i czerpał z nich dużo kojącej przyjemności.

Do tej pory spokojna twarz zmarszczyła się nieco, by zaraz wrócić do poprzedniego wyrazu. Ciężkie od kurtyny długich rzęs powieki poruszyły się nieznacznie, by w końcu uchylić się lekko. Zaspane oczęta omiotły nieprzytomnym spojrzeniem twarz Nakahary, a wyraz brązowych tęczówek niemal natychmiast odrobinę się pobudził, przy tym również nieco rozbłyskując.

– Wróciłeś – szepnął, nie mogąc się w tamtej chwili zdobyć na nic głośniejszego. Zaspany Dazai był urzekający i mógł zdawać się rzadkim widokiem, gdyż doświadczony przez życie mężczyzna zawsze wydawał się być niesamowicie czujnym. Niebieskooki jednak nie był żadnym zagrożeniem, toteż nie pobudził instynktu bruneta, którego jego obecność w żaden sposób nie zatrważała. – Już myślałem, że znowu zostaniesz na noc.

Rudowłosy mimowolnie zerknął na wiszący na ścianie zegarek. Było po jedenastej wieczorem, więc nic dziwnego, że maniak odniósł takie wrażenie. Chuuya dość często zostawał do późna i ostatnimi czasy faktycznie zmuszany był odbywać nocki ze względu na mnogość papierkowej roboty lub też przydzielane mu przez szefa wymyślne zadania. Osamu często wyrażał swoją dezaprobatę z tym związaną, marudząc, że łóżko bez niego jest zimne i nieprzyjemne. Często znajdowany na kanapie w podobnej pozycji, oczywiście nie był niezadowolony tylko z tego powodu. Po całodniowej służbie w Agencji brakowało mu swojego źródła ciepła i energii, o którego przytuleniu marzył od samego rana.

– Tym razem nie – odpowiedział równie cicho, jakby bojąc się, że ktoś niepożądany ich usłyszy, bądź że gdy tylko odezwie się o ton głośniej, szyby pójdą w drobny mak. Zawsze odnosił tego typu wrażenie kiedy obdarzali się wzajemnie czułymi lub spokojnymi gestami i wypowiedziami, w których obraźliwe słowa nie były zawarte. Tworzyła się wokół nich wówczas strefa najprawdziwszej intymności, której żaden z nich ani myślał zburzyć, wiedząc jak bardzo jest wyjątkowa. – Zdaje się, że będę miał teraz trochę więcej czasu.

Kąciki ust bruneta uniosły się delikatnie.

– Nareszcie – mruknął i wystawił owiniętą po nadgarstek dłoń w jego stronę, by po chwili wplątać chude palce w rude kosmyki. – Nie mogłem się ciebie doczekać, więc zacząłem sam.

– Co takiego?

– Odpoczywać – Dazai zjechał palcami z włosów na jego policzek i przytrzymał go. Jego własny był nieustannie gładzony przez wierzch drobniejszej dłoni. – Ani trochę mi się to jednak nie podoba, gdy muszę robić to samemu.

Jego wskazujący na jawne niezadowolenie ton wywołał nieznaczny uśmiech na twarzy Chuuyi. Osamu nie musiał mówić nic więcej. Nakahara już po chwili wślizgnął się pod koc, układając się ciasno obok niego i przylegając do niego całym ciałem, plecami dotykając oparcia kanapy. Brunet nakrył ich materiałem o cieple zupełnie jednak nieporównywalnym do ciepła ciała drugiego człowieka, w które ten od razu się wtulił, wzdychając cicho.

– To zdecydowanie bardziej mi odpowiada – niedoszły samobójca od razu objął go w talii, drugą dłoń ponownie wplątując w jego włosy, umożliwiając niższemu ułożenie głowy na swoim ramieniu i zanurzając nos w zmierzwionej czuprynie.

– Ciężki dzień?

– Nie aż tak bardzo – przyznał. – Ale jestem zmęczony.

– Mówiłem, żebyś nie ucinał sobie drzemek – niebieskooki westchnął mu w obojczyk, wodząc opuszkami palców po obandażowanej szyi. – Potem nic tylko jęczysz. Założę się, że połowę dnia znowu spędziłeś na kanapie, mylę się?

Dazai wydał z siebie długi pomruk.

– Jedną trzecią.

– Ciągle tylko na niej śpisz.

– Nieprawda. Dzisiaj Kunikida-kun darł się jak opętany, nie dał mi zasnąć ani na sekundę. A jak twój dzień? Mori-san jest bardzo znudzony? – zapytał, nawijając sobie jego kosmyk na palec.

– Nie aż tak bardzo – powtórzył jego słowa, przymykając porządnie ciążące mu powieki i kładąc otwartą dłoń na jego klatce piersiowej.

Obaj zamilkli na moment, po prostu ciesząc się swoim towarzystwem. Rudzielec ułożył głowę tak, że doskonale słyszał bicie serca wyższego. Myśl, że gdyby tamtego dnia, dnia, w którym wszystko się zaczęło, do niego nie przyszedł, już nigdy nie mógłby zaznać jego ciepła i usłyszeć tego słodkiego dźwięku, zawsze go zatrważała. Zaraz potem jednak oddawał się całkowicie równomiernemu biciu, ciesząc się z jego występowania i tego, że na przekór wszystkiemu jednak zdobył się na odwiedzenie go, tak jak później obaj zdobyli się na szczerą, oczyszczającą rozmowę.

– Zjesz coś? – spytał Osamu, wyrywając go z zamyślenia. – Musisz coś jeść – dodał, nieco zirytowany jego kręceniem głową. – Jeszcze trochę i będę się tulił do kościotrupa.

– Ten kościotrup może cię powalić jednym uderzeniem.

– Do tej pory nie wiem, jakim sposobem – Dazai począł wodzić palcami po wystających kręgach na plecach, wokół każdego zataczając powolne koła.

– Wybitny Dazai czegoś nie wie, a to ci nowość.

– Chuuya, mówię poważnie – ton mężczyzny stał się nieco bardziej stanowczy. Zdarzało mu się go używać, gdy raz na jakiś czas postanawiał być tym bardziej rozsądnym i odpowiedzialnym, ale tak zdarzało się jedynie odświętnie. Widocznie mamy dziś święto. – Przygotuję ci coś.

– Leż gdzie leżysz, zajmiemy się tym potem.

Odpowiedziało mu zrezygnowane, stłumione w rudych włosach westchnienie. Ich właściciel mimowolnie począł się zastanawiać, gdzie podział się ten bezduszny, desperacko poszukujący sensu życia i rozrywki detektyw, którego tak naprawdę nic nie obchodziło. Jego zmartwienie w pewnym sensie go nawet bawiło, bo bardzo odbiegało od tak powszechnie ukazywanej wszystkim aparycji kompletnego lekkoducha. Nakahara miał jednak ten luksus i jako jedyny mógł doświadczyć troski ze strony kochanego szaleńca, z którego oczu z każdym dniem tego osobliwego obłąkania znikało coraz więcej, a pojawiało się coraz więcej ciepła i miłości, których również mógł doznać jako jedyny. To sprawiało, że czuł się niewymownie wyjątkowy.

– No weź, też bym coś wszamał – po chwili Dazai zaczął jęczeć, ruszając się w irytujący sposób i burząc pełną intymności pozycję oraz chwilę.

– Jezus – Chuuya uniósł się zdenerwowany i spojrzał na niego, marszcząc brwi. – Nie umiesz się nie ruszać przez chwilę?

– Umiem, gdy wiem, że masz pełny brzuch – znajdujący się teraz pod nim Osamu dźgnął go palcem w żebra. – No i kiedy mam świadomość, że onigiri w lodówce nie jest narażone na zepsucie.

To nieco ostudziło Nakaharę.

– Mamy w lodówce onigiri?

– Oczywiście, specjalnie dla rudego pracoholika. Czeka od paru godzin, podobnie jak ja.

Ognistowłosy przewrócił oczami i usiadł, jednak wciąż znajdując się pod kocem i utrzymując z maniakiem kontakt fizyczny.

– Nie jestem pracoholikiem.

– Wiem, że nie.

Chuuya zamrugał. Jego ton był dziwnie bezwyrazowy. Spojrzał na wgapiającego się w sufit Dazaia, nie rozumiejąc jego poruszenia.

Powszechnie wiadomo, że kapelusznik był osobą bardzo lojalną i dokładną, toteż wykonywał każde powierzone mu zadanie z największą precyzją. Ostatnimi czasy społeczność Yokohamy zdawała się być dziwnie, jak by to ujął, „rozlazła". Ciągle się coś działo, coraz więcej spraw wymagających interwencji znajdowało się na jego liście rzeczy do zrobienia. Notorycznie zdarzało się, że rudzielec przychodził do domu tylko na noc i potem znów go nie było, choć jemu wydawało się, że wcale nie było tak zbyt często. Był przyzwyczajony do takiego stanu rzeczy, gdyż większość życia spędził w samotności. Teraz jednak nie był sam i wszystko się zmieniło, dlatego, dochodząc do takiej konkluzji, pomyślał, że zrozumiał to, co miał na myśli Osamu.

– Dazai – zaczął niepewnie. Pod wpływem swoich wniosków powoli narastało w nim poczucie winy. Brunet był dla niego bezcenny, zależało mu na jego zdrowiu, bezpieczeństwie i szczęściu. Wiedział, jak nikt wiedział, że do tego ostatniego on sam jest mu szczególnie potrzeby i myśl, że przez swoją pracę jest go coraz mniej w jego życiu, była dla niego jak kolejny ciężar na plecach. – Wiem, że ostatnio... – przygryzł wargę.

Nie chciał się głupio usprawiedliwiać, w końcu, gdyby tylko chciał, mógłby przełożyć swoje obowiązki. Kochał Dazaia i chciał z nim być, wolałby trzymać go w ramionach albo być trzymanym przez niego w każdej sekundzie życia niż biegać po sprawunki, ale wciąż z tyłu głowy miał świadomość, że muszą z czegoś żyć, muszą jakoś żyć. Choć niewątpliwie tego pragnął, ich codzienność nie może składać się tylko z siebie, nie na tym polega życie. Ta myśl we wszystkim mu przeszkadzała.

– To nieważne – odezwał się nagle Osamu po chwili ciszy. Chuuya znów na niego spojrzał, choć brunet na niego nie patrzył. Odwraca wzrok. Zmienia kurs. – Wiem, że musisz pracować. Nie czuj się winny za oczywisty i niezbędny element codziennego życia, to idiotyczne.

– Sam mnie wpędzasz w poczucie winy – zdenerwował się Nakahara, ale gdy tylko brwi detektywa zmarszczyły się lekko, a czekolada zmieniała się na gorzką, poruszył się nieco. – Nie o to mi chodziło – westchnął i przeczesał włosy palcami. – Ja... muszę coś robić.

Tym razem na niego spojrzał, co więcej, oparł się na łokciach, a z jego oczu zniknęła beztroska.

– A więc cię ograniczam?

Ledwo powstrzymał uniesienie głosu.

– Że co proszę?

– Z twojej wypowiedzi i doboru słów wynika, że potrzebujesz takich aktywności do życia. Przeznaczasz większość czasu na nie, więc wolisz je od spędzania czasu ze mną. Ja nie pracuję tak jak ty, w każdym razie, już nie. Można powiedzieć, że nie pracuję w ogóle, bo przecież „tylko śpię na kanapie". Z jakiegoś powodu unikasz spędzania czasu ze mną i mimo że czujesz się temu winny, nie zmieniasz swojego planu, bo zwyczajnie nie potrafisz pogodzić tych dwóch rzeczy – gdy mówił, jego ton, oczy i twarz były kompletnie nie do odczytania. Chuuya miał wrażenie, że tą przemowę wygłosiła kalkulująca maszyna, a nie człowiek z krwi i kości, który cierpi z powodu zaniedbania. Nagle zmrużył oczy. – Naruszyłem twoją codzienność i teraz wszystko powoli się sypie, ale nie chcesz wybierać między tym, co jest dla ciebie ważne. Wniosek: ograniczam cię.

Nie wiedział, czy był bardziej w szoku, czy wściekły. A więc tak Dazai to wszystko odczytywał? Ubzdurał sobie, że Nakahara zaczyna mieć go dosyć, więc instynktownie go unika? Kiedy te bzdury w ogóle zaczęły kiełkować w jego głowie? Jakim cudem w ogóle zaczęły?

Chuuya nie mógł się zdobyć na wyduszenie z siebie choć słowa. Nie wierzył w to, co przed chwilą usłyszał, nie chciało to do niego dotrzeć, że Osamu rzeczywiście wierzył w to, co właśnie powiedział. Majaczące gdzieś w odmętach jego czekoladowych dziur zranienie i poczucie winy dobitnie mu uświadamiały, że to była prawda. Kapelusznik nie wiedział, czy bardziej był tym poruszony, czy wstrząśnięty.

Gdzie popełnił błąd? Czym, oprócz nie do końca umyślnych nadgodzin, dał mu do zrozumienia, że już go nie kocha?

Był gotów wygłosić mu obfity w przekleństwa i niedowierzanie monolog, bardzo solidnie opieprzyć go za tego typu myśli i egoizm, którym zawsze się odznaczał. Chciał mu wyrzucić, że sam mógłby się w końcu wziąć do jakiejś roboty i ogarnąć życiowo, przestać myśleć tylko i wyłącznie o sobie i swoich potrzebach. Był krok od wykrzyczenia mu w twarz, że świat nie kręci się wokół niego, ale w tamtej chwili Dazai, nie mogąc wytrzymać jego zapewne obfitego w te wszystkie emocje spojrzenia, odwrócił wzrok.

Wtedy Chuuya sobie przypomniał. Jego serce bolało, przebijało się przez wszystkie ściany klatki piersiowej i krwawiło, a jednak sobie przypomniał. Przypomniał sobie, dlaczego tak naprawdę kocha Dazaia i w jaki sposób zostało mu to uświadomione.

Osamu, wbrew wszystkim pozorom, był niewyobrażalnie wrażliwy – jeden zły krok i na jego powierzchni powstawało coraz więcej rys, które zwykle umiejętnie ukrywał. Chuuya jako jedyny odkrył te zarysowania, poznał ich powód, a była to niepewność. Niepewność względem siebie, swoich uczuć, swojego istnienia, otaczających go ludzi. Mężczyzna żył w ciągłym strachu przed wszystkim dookoła, przed sobą samym.

Bał się, że zatruwa mu życie. Żałował, nie ze względu na siebie, a na Nakaharę, tego, co stało się w tamten dzień w jego mieszkaniu. Cierpiał, bo myślał, że Chuuya cierpiał przez niego. Pogłębiał swoją nienawiść bezpodstawnymi myślami, ranił nimi sam siebie.

Rudzielec wiedział, że Dazai pracował. Wiedział, że większość swoich osiągnięć Agencja zawdzięcza jemu. Wiedział, że nie kieruje się tylko swoimi potrzebami, że zależy mu głównie na swojej miłości. Nie obwiniał go za to, jak się czuł i że postanowił dać temu wyraz. Sam go zawsze przecież do tego namawiał. Powinien myśleć o sobie. Nigdy nikt nie powinien nikomu naruszonemu wygarniać, że powinien zrobić ze sobą porządek. Egzekutor był jego pomocą, jego murem, jego oparciem. Nie mógł porzucić tak zaszczytnego i ważnego stanowiska.

Świat kręcił się wokół Dazaia. Może nie szeroko pojęty świat, ale ten należący do Chuuyi owszem. Całe jego życie poczęło kręcić się wokół tej jednej, tak zniszczonej i niepewnej osoby, która właśnie się wystawiła i przedstawiła mu swoje wątpliwości, co niewątpliwie sprawiło ogromny trud. Natłok tego wszystkiego rzeczywiście czasami zaburzał postrzeganie Nakahary i wypleniał mu podobne myśli z głowy – pod wpływem obowiązków i własnych trosk zdawał się zapominać, co tak naprawdę się liczy. Nie tylko Dazai miał ze sobą problem, jednak oczywistym było, że to Chuuya jest tutaj tym silniejszym.

Poczuł się winny temu, że brunet odniósł tak straszne wrażenie, ale wiedział, że to część jego demonów. Małe diabły siedzące w jego głowie szeptały mu wszystkie te bzdury do ucha wrednymi głosikami, dopilnowywały, by kiełkowały i rosły. Zakładały łańcuchy i knebel, by nie naruszyć swojego małego piekła niepotrzebnymi pytaniami i kłopotliwymi uczuciami. Wylęgarni zła trudno było się pozbyć, ale nie było to niemożliwe. Fakt, że Osamu znalazł pewną szczelinę i wspierając się zaufaniem oraz bólem, wydostał się choć na moment z tego paskudnego królestwa, wprawiło Chuuyę w momentalny spokój.

Przysunął się do Dazaia i nagle przytulił go do siebie, pozwalając mu usłyszeć bicie własnego serca.

– Jesteś idiotą – powiedział. Jego głos był bardzo łagodny, tak samo jak dotyk, którym go obdarzał, a wplątał palce w jego włosy i począł głaskać po tej zarysowanej głowie. – Nie ograniczasz mnie, Dazai, nie myśl tak o sobie. Nie wiem, jakim cudem sobie to wszystko ubzdurałeś. Nie naruszyłeś mojej codzienności, ale ją poruszyłeś. Masz rację – wzmocnił uścisk. – Mam problem z pogodzeniem ciebie i pracy. Nie tylko ty jeden masz nie po kolei w głowie, do cholery – westchnął mu we włosy. – Obaj jesteśmy nieprzyzwyczajeni do ludzkich uczuć i do tego, że spotyka nas coś dobrego. Dorośnięcie do tego trochę nam zajmie, wiesz?

Odpowiedziała mu cisza. Nie zbierał podczas niej myśli, bo doskonale wiedział co ma powiedzieć – mówił to, co czuł. Do tego nie trzeba było zastanowienia – słowa były jak górski potok, który, odnajdując ujście w ustach, wylewał się z serca. Osamu zapewne jednak bił się z myślami, jak zwykle. Na dodatek musiał być zdziwiony, że jego wylewność nie spotkała się z głośną i obraźliwą odpowiedzią, a spokojem i zrozumieniem. Miał za partnera człowieka, który jak nikt inny był w gorącej wodzie kąpany, toteż był kompletnie nieprzyzwyczajony do takiej reakcji, co również musiało go zmusić do poruszenia trybików w mózgu.

– Przepraszam, ja...

– Jesteś egoistą – dokończył za niego Chuuya. – Jak każdy. Ja też nim jestem i dlatego wszystko potoczyło się w taki sposób – odsunął się od niego i ujął jego twarz w dłonie. Jej wyraz był udręczony i choć wydawał się stabilny, czekoladowe oczy zdradzały, że ani trochę nie było to prawdą. Naprawdę, jesteś taki wrażliwy. – Powinniśmy być ze sobą bardziej szczerzy. Obiecałeś mi to, pamiętasz?

– Łatwo przywoływać obietnice, których samemu się nie wypełnia.

– Zamknij się – uciszył go. – Teraz mówimy o tobie.

Prawie się roześmiał, gdy zmarszczył brwi.

– Od kiedy jesteś taki mądry?

– Odkąd mieszkam z wrażliwym geniuszem.

Maniak nie powstrzymał delikatnego uniesienia kącików ust. Chuuya, widząc je, sam się uśmiechnął. Po chwili brunet westchnął ciężko.

– Przepraszam – powtórzył. – Przestraszyłem się, że mogę cię stracić. Nie chcę cię stracić, ale nie chcę, byś przeze mnie cierpiał... już nigdy więcej.

Przyznanie się do niewiedzy przez Dazaia zawsze było czymś, co wydawało się kompletnie nie na miejscu, jakby porządek świata został przez to porządnie naruszony, ale przyznanie się do strachu stanowiło czyn absolutnie niewyobrażalny. To tylko świadczyło o prawdziwości jego słów, obaw, a także uczuć. Od samego początku ich duet uświadamiał sobie i uczył się przez siebie nawzajem naprawdę wiele, choć sam ten fakt jakoś niekoniecznie trafiał do ich głów. Teraz, gdy byli starsi, łatwiej to do nich docierało, a to sprawiało, że momentami aż byli zszokowani postępem, jaki poczynili.

– Wiem – chude palce pogładziły ten ciepły policzek. – Nie cierpię przez ciebie. Cierpię bez ciebie.

Jego słowa zdawały się uspokoić zszargany umysł ukochanego, który przymknął powieki, jakby rozkoszował się ich brzmieniem. I zapewne tak było – jako osoby, które rzadko mogły poszczycić się tym, że spotyka ich coś miłego, zawsze czerpali mocniej i więcej z takich gestów.

Chuuya nigdy nie pomyślałby, że do szczęścia trzeba się przyzwyczaić, a jednak ich dwójka była na to żywym dowodem.

Nachylił się ku Osamu, wykorzystując jego zamknięte oczy i musnął delikatnie jego usta swoimi. Nie minęło wiele czasu, nim łagodny pocałunek został odwzajemniony, a detektyw podniósł się do pozycji siedzącej, sadzając Nakaharę na sobie okrakiem. Objął jego wąską jak u kobiety talię i przyciągnął bardziej do siebie, by móc kosztować go w całości. Egzekutor zaś zarzucił mu ręce za szyję i oddawał się w pełni jego słodkim ustom, raz po raz ponawiając tą nadzwyczaj czułą cielesną przyjemność.

Zdawało się, że minęły wieki, nim się od siebie oderwali w pełni, bo ilekroć całusy zostawały przerywane, zaraz były ponawiane. Dźwięki cmokania jednak w końcu ucichły i połączony z kuchnią salon wypełnił się tylko nienasyconymi oddechami dwóch ukojonych mężczyzn.

Dazai dotknął swoim czołem odpowiednika rudowłosego i uśmiechnął się szeroko.

– Kocham cię – wyszeptał.

Nieczęsto to sobie mówili, ale to tylko potwierdzało wyjątkowość tych dwóch słów, jakby same w sobie nie były wystarczająco osobliwe. Gdy wychodziły z ust Dazaia, Chuuya zawsze odnajdywał w jego tonie swoistą dumę – był uradowany tym, że, zawsze mając wątpliwości co do swojej umiejętności odczuwania, mógł doznawać czegoś tak prawdziwego i intensywnego. Był wdzięczny Nakaharze, że pokazał mu to uczucie i był wdzięczny światu, że to jego mógł nim obdarzyć.

Dwa słowa nacechowane tyloma emocjami. Kto by pomyślał, że może być ich taka mnogość w zaledwie krótkiej wypowiedzi?

Niebieskooki odwzajemnił uśmiech i puknął go w głowę swoim czołem, chcąc go wyciągnąć z krainy rozmyślań i sprowadzić z powrotem w swoje ramiona. Nieważne, kim był, nic nie mogło zmienić jego uczuć, jednak Chuuya głównie chciał, by był jego.

– Kocham cię – powtórzył dokładnie jego słowa. To nie była chwila na „ja ciebie też". Dazai musiał je usłyszeć, musiał je sobie utrwalić. Musiał, by mógł je odtwarzać w każdej chwili zwątpienia, by dawać mu znać, że naprawdę potrzebuje je usłyszeć.

Szeroki uśmiech wykwitł na jego twarzy po jego odpowiedzi, a chude ramiona objęły go z powrotem i przycisnęły do siebie. Nakahara ułożył głowę na jego ramieniu i westchnął cicho, napawając się tym wspaniałym ciepłem, którym emanowały ich spragnione bliskości ciała. Osamu począł wodzić palcami po jego plecach z puchową delikatnością, zatracając się w swoich czynach. Obdarzał go łagodnym dotykiem niemal z namaszczeniem, chłonąc każdy kontakt fizyczny, zapamiętując układ jego kości, a zaraz, spragniony doświadczenia ciepła jego skóry, wsunął ręce pod białą koszulę kochanka, by zetknąć opuszki swoich złaknionych palców z emanującą gorącem powierzchnią Chuuyi, który westchnął cicho na ten gest. Niekontrolowanie objął go nieco mocniej, zachęcając go przy tym go dalszych poczynań. Zachęcony więc Dazai wyciągnął mu całkiem koszulę ze spodni i odsuwając go od siebie nieco, zaczął ją rozpinać. Nakahara obserwował skupienie, malujące się na jego twarzy, skupienie, a także pewną mgiełkę, majaczącą gdzieś w dwóch brązowych kostkach czekolady, która w tamtej chwili była mleczna, rozpływająca się, oddająca się tylko i wyłącznie jemu.

Nie ściągnął mu odzienia, gdy uporał się z guzikami, ale począł wodzić po klatce piersiowej rudowłosego. Dotykał go palcami, szturchał go nosem, smagał oddechem i tulił się policzkiem. Przyciskał usta do blizn, które, można by powiedzieć, że nieco psuły całokształt, a on jednak i je kochał, wiedząc, że były nierozerwalną częścią ukochanego. Chuuya rozpływał się pod tym dotykiem, a z jego ust wyrywały się ciche westchnienia, wcale jednak nie tłumione. Przyciskał delikatnie głowę Osamu do swojego co chwilę drżącego ciała i pozwalał mu na każdy motyli dotyk, wiedząc, jak bardzo mężczyzna go w tamtej chwili potrzebował.

Wbrew wszelkim pozorom ich poczynania nie prowadziły do niczego erotycznego, a żaden z nich nawet ich takimi nie odczytywał. Były intymne, a to nie zawsze musiało kojarzyć się od razu z seksem. Tego typu intymność miała związek z zaufaniem, bezgranicznym zaufaniem oraz poczuciem zbawczego bezpieczeństwa. Ich dwójka doskonale rozdzielała sobie swoje kontakty, każdy z nich był ich wręcz wyuczony, ale to nie sprawiało, że mniej złakniony. Nie byli pilnymi uczniami. Wszystko szybko ulatywało im z głów, co jedynie „zmuszało ich" do ponownego nauczenia się siebie.

Obaj często mieli chwile, gdzie musieli po prostu zaznać swojego istnienia. Ogarnięci masą najróżniejszych myśli, potrzebowali się dotknąć, upewnić się, że ten drugi naprawdę istnieje. Potrzebowali się ukoić, zaznać, poznać ponownie, poczuć, że są na stabilnym gruncie. Że nie są sami.

Puchowe pocałunki Dazaia upewniały i jego, i samego Chuuyę o prawdziwości ich istnień, uczuć oraz nadziei. Nadziei, że obaj pozostaną tak ciepli już na zawsze, nadziei na to, że ramiona ich obu na wieczność będą stały dla siebie otworem. Że ich serca już wiecznie będą biły dla siebie.

W tym samym momencie atmosfera prawie gęsta od intymności i miłości została kompletnie rozwodniona, a wszystko za sprawą burczenia, które wydobyło się z brzucha niższego mężczyzny. Dźwięk był dość głośny i przeciągły, przy czym tylko bardziej żenujący. Twarz Chuuyi momentalnie oblała się rumieńcem czerwieńszym niż najbardziej dorodny pomidor, a on sam zastygł z ustami Osamu przy swoich żebrach. Brunet, którego uśmiech poczuł na własnej skórze, roześmiał się cicho pod nosem i oparł o niego podbródek, wpatrując się w niego uśmiechnięty, tylko bardziej go przy tym zawstydzając.

– Czyżbym usłyszał błaganie? Zdecydowanie wolałbym, żebyś użył słów, ale ten sposób...

– Zamknij się – warknął Nakahara, odwracając od niego wzrok i odsuwając się, schodząc z jego nóg na kanapę. Całą atmosferę szlag trafił. – Naprawdę, zamknij. Zrób mi te onigiri i przestań się tak durnowato uśmiechać.

Dazai roześmiał się tylko głośniej i zanim się podniósł pocałował go jeszcze raz w tors, a potem w usta.

– Już się robi, księżniczko.

Chuuya prychnął na ten pseudonim i zakrył sobie klatkę piersiową koszulą, wciąż nie mogąc pozbyć się rumieńców. Żenujące. Przez poczynania swojego partnera oraz zmęczenie prawie zapomniał o głodzie, który trawił go już od momentu, w którym wyszedł z pracy. Liczył na szybkie dotarcie do domu i takie samo zjedzenie czegokolwiek, co uciszyłoby jego pragnienie, ale zwykle rzadko co szło po jego myśli. Mimo wszystko nie mógł narzekać. Przynajmniej wyjaśnili sobie sprawę, która widocznie od dłuższego czasu gnębiła ich obu.

Zerknął przez oparcie na krzątającego się po kuchni bruneta. Domowa wersja Dazaia miała w sobie coś rozczulającego, ale jednocześnie sprawiała wrażenie niesamowicie odległej i zupełnie odmiennej od tej, którą ukazywał każdemu innemu na co dzień. Jak bardzo zdziwiliby się jego współpracownicy, gdyby zobaczyli go takim, jaki był naprawdę? Gdyby ujrzeli go w środowisku, które nie wymagało od niego żadnej wyczerpującej gry, a pozwalało na całkowitą swobodę, którą łatwo można było dostrzec w jego ruchach, nawet przy czymś tak trywialnym, jak wyjmowanie jedzenia z lodówki i układanie go na dopasowanych talerzach?

Chuuya nie mógł poradzić nic na uśmiech, który wykwitł na jego twarzy. To było życie, które uwielbiał. To była codzienność, jej element, który dodawał mu sił. Był motywacją w momentach niepowodzeń, światłem w cieniach rozpaczy i drogowskazem w rozproszeniu wątpliwości. Dazai nim był, on i jego miłość. Jak bardzo głupi i ślepi byli przez cały ten czas, w którym żaden z nich nie dostrzegał wagi tego drugiego?

Osamu wychwycił jego uśmiech i obdarzył go tym samym, na co Chuuya zarumienił się tylko bardziej i odwrócił głowę, marszcząc niezobowiązująco brwi. Do jego uszu doszedł cichy chichot, którego jednak nie skomentował w żaden sposób. Postanowił się przebrać w jakieś cywilne ubranie, dlatego też wstał z miejsca i ruszył w stronę ich sypialni w celu zrzucenia z siebie przypominających o obowiązkach kagańców i wskoczenia w całkowicie codzienne, rozciągnięte ciuchy, które zapewniały mu jeszcze większy procent swobody i odpoczynku.

Gdy wrócił do salonu w za dużej bluzie z kapturem o kolorze jasnej zieleni i szarych dresach, posiłek wraz z partnerem już na niego czekali.

– Co by powiedzieli twoi podwładni, widząc cię w takim stroju? – skomentował jego wygląd z powrotem rozwalony na kanapie Dazai, najwyraźniej mając podobne przemyślenia, co on chwilę wcześniej. – Chuuya Nakahara, straszny i surowy egzekutor, mamusia Portowej Mafii, która w murach domowego ogniska zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni i wygląda jak menel.

– Sam jesteś menel – rudzielec nie siląc się na użycie rąk, rzucił się na kanapę zaraz obok niego. – Ja przynajmniej jestem nim tylko w domu.

Detektyw przyjął ten cios z godnością, której ujmował jedynie zduszony dźwięk wydostający się spomiędzy jego zaciśniętych warg.

– A ja ci jedzenie przygotowałem, niewdzięczny kierowniku – wcisnął mu w ręce talerz. Onigiri zapachniało kusząco, powodując u niższego jedynie głośniejszy skręt kiszek, toteż od razu w dość gwałtowny sposób zabrał się do jedzenia. – Żresz jak zwierzę.

– Bo jeftem głodny jak zfiewę.

– Niemożliwe, naprawdę?

Poświęcili swoją uwagę jakiejś niewymagającej telenoweli, która akurat zajmowała im ekran telewizora. Gdy Chuuya napełnił żołądek i odstawił naczynie, potwornie znużony oparł się o Dazaia, który posłużył mu za poduszkę, czego oczywiście nie omieszkał skomentować. Zmęczony Nakahara odpowiedział mu jedynie mruknięciem, po czym postanowił ułożyć się jeszcze wygodniej, w wyniku czego zajął prawie całą kanapę, prostując nogi. Osamu objął go ramieniem i przyciągnął bardziej do siebie, nie odrywając wzroku od telewizora. Mimo to rudzielec niemal poczuł, jak kąciki jego ust unoszą się w górę.

Przymknął powieki i westchnął cicho pod nosem, przyciskając do niego policzek. Jak mógł kiedykolwiek pomyśleć, że to mu nie wystarcza? Leżąc w ten sposób, cicho, bez słów, tak blisko siebie i po prostu będąc razem miał wrażenie, że mógłby tak do końca życia. W tamtej chwili czuł się tak bardzo spokojny i spełniony, że miał ochotę zapłakać z tego powodu. To uczucie wydawało mu się niezmierzone w swej skali przyjemności i myśl, że zwykli ludzie zaznają go zapewne częściej niż on kiedykolwiek, pozostawiała w nim pewną gorycz i świadomość swojej odrębności. Szybko jednak naprawiał to fakt, że dzięki Dazaiowi wcale nie musiał się tak czuć.

Usnął z tą myślą balansującą na skraju snu i jawy, otulony ciepłem i ukochanego, i chwilę potem koca. Noc była chłodna, co udowadniało ciche wycie wiatru za oknem. Obijał się o szyby i domagał się zaproszenia do środka, ale ani jego prośby, ani zmagania nie docierały do znajdujących się w nim mężczyzn. Byli głusi na jego zawołania i zdecydowanie odporni na jego chłód, zajęci życiem pełnym ciepła.

To było życie, które obaj zdecydowanie uwielbiali.

Continue Reading

You'll Also Like

295K 10.1K 59
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...
110K 10.8K 70
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
5.3K 428 22
Przez całe życie staramy się uciec od przeszłości, licząc, że konsekwencje naszych dawnych czynów nas nie dopadną. Nicole Jade uciekła od przeszłości...
919K 101K 124
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...