Just not enough || Marvel One...

By mrheezies

17.5K 731 181

Zbiór One-shotów z shipami z Marvela [ZAKOŃCZONE] Steve x Bucky [Stucky] Loki x Tony [Frostiron] Tony x Steve... More

Can you feel my pain? [Frostiron]
All I ever wanted was you [Stucky]
Take care of me [Stucky]
The good touch [Stucky] cz.1
The good touch [Stucky] cz.2
What you feel [Frostiron]
I am lost [Frostiron]
Let me give you my life [Stucky]
Stony
Roses in my heart [Frostiron]
Be Happy [Stony]
A simple Boy [Stucky]
We all just a kids [Stucky]
Right people, wrong time [Stucky]
Just Sleep [Stony]
New Hope [Stucky]
Another cold night [Stucky]
What You see, I see || cz. 1 [Stucky]
Perfect Place to Start [Stucky]

Let me help [Frostiron]

1.1K 54 13
By mrheezies

Avengers Tower tego wieczoru wydawała się nadzwyczaj żywa, być może powodem tego był fakt, iż wszyscy Mściciele znaleźli się na raz w budynku. Co do jednego, a nawet z nadmiarem, przez co wszędzie panował zamęt i zamieszanie. Dzisiejszy wieczór nie należał do zwyczajnych, ponieważ dnia dzisiejszego obchodził urodziny nie kto inny, jak sam Tony Stark. Od tygodnia wszyscy wspólnie planowali przebieg dzisiejszej imprezy, wszyscy poza Miliarderem oczywiście, który nie był do końca zadowolony z takiego obrotu spraw. Szczerze, wolałby spędzić ten czas z Lokim i butelką dobrego, drogiego alkoholu. 

Stark już którąś godzinę tego dnia spędzał w warsztacie, miał zakaz wstępu do głównej części wieży, dlatego też wolał zamknąć się w miejscu, które było dla niego istnym azylem. Siedział przed blatem wyłożonym częściami, w planach mając zmontowanie kolejnego robota, który pomagałby mu w tworzeniu bardziej wyrafinowanych rzeczy, niż zwykłej elektroniki. Miał w planach, a zamiast zająć się wyznaczonym zadaniem siedział oparty o blat, czując się dziwnie zmęczony. Była czwarta po południu, a ostatniej nocy udało mu się zasnąć, dlatego nie miał też pojęcia skąd wzięło się to uczucie. 

— Dummy, zrób mi kawę. Mocną — rozkazał, pocierając skronie. 

— Nie powinien Pan spożywać dużej ilości kofeiny, sir. Odnotowałem wysokie ciśnienie krwi — odezwał się Jarvis, którego Tony kompletnie zignorował. 

Czekał ze zniecierpliwieniem na napój Bogów, który miał go uratować przed opanowującym zmęczeniem. Prócz braku jakiejkolwiek energii, miał wrażenie, że zaczyna sięgać do niego zgaga. Westchnął głęboko, patrząc z politowaniem na robota siłującego się z ekspresem do kawy. 

— Zostaw to, do niczego się nie nadajesz — fuknął wstając. 

— Lubię patrzeć, jak wyżywasz się na tych małych robotach — usłyszał za plecami bardzo dobrze znany mu głos. 

— One chyba też to lubią — fuknął, przygotowując napój. Podczas, gdy szklanka zaczęła zapełniać się kawą, Tony zaczął rozmasowywać lewy bark, który sprawiał mu problemy od samego rana. Musiał zdecydowanie źle spać. Nawet nie spostrzegł kiedy, a Loki stał tuż za nim i położył swoje szczupłe dłonie na jego barkach, delikatnie je masując. 

— Jesteś strasznie spięty, Anthony — szepnął mu do ucha, nadgryzając jego płatek. 

Stark odkręcił się do niego przodem i oparł się plecami o blat barku. Swoim wzrokiem natrafił na mocne i błyszczące zielenią oczy, które wydawały mu się nadzwyczaj fascynujące. Laufeyson obserwował go, mając przypięty do twarzy mały, chytry uśmiech. Czarnowłosy podniósł jedną ze swoich dłoni i ułożył ją na jego karku, głaszcząc go powoli. Loki nieprzestanie patrzył w jego oczy, dopóki nie schylił się i nie musnął delikatnie jego ust. Wtedy obydwaj przymknęli swoje powieki, w całości oddając się tej małej przyjemności. Bóg coraz odważniej i coraz bardziej namiętnie zaczął całować jego usta, a brunet z zaparciem oddawał każdą chwilę przyjemność. Gdyby nie fakt, że jeden z robotów najprawdopodobniej zrzucił skrzyknę z narzędziami, całowaliby się do utraty tchu. 

— Co za cholerne łamagi — mruknął do siebie i odsunął się od Psotnika. — Zobaczycie, rozbiorę was na części i oddam studentom! — rzekł, zbierając Dummy'ego z podłogi. Ten kiwnął ramieniem i odjechał. Tony ukucnął i zaczął zbierać klucze, przeklinając robota pod nosem. 

— Co ty taki nerwowy dzisiaj? — Spytał Loki i za pomocą magii podniósł wszystko, oszczędzając pracy Starkowi. 

— Nie jestem nerwowy — odparł, wstając z kafelkowej podłogi. Bóg Kłamstw spojrzał na niego jak na ostatniego idiotę. — Dobra, może odrobinę... Jestem zmęczony, to dlatego. Potrzebuję kawy. 

Miliarder powrócił do barku i odebrał parującą szklankę, siorbiąc z niej gorącą ciesz. Westchnął cicho, na uczucie gorzkiej, czarnej kawy na swoim podniebieniu. 

— Co Cię właściwie do mnie sprowadza, Reniferku? — uśmiechnął się do niego, chowając swoje troski w kieszeń. Loki wyczuł, że ten chciał wyraźnie zmienić temat. 

— Nie mogłem się po prostu za tobą stęsknić, Anthony? — zapytał odrobinę sarkastycznie, na co Tony zaśmiał się cicho. — Dobra, miałem zwyczajnie dość twoich szurniętych przyjaciół. Czasami aż żałuję, że porzuciłem ciemną stronę i nie mogę ich unicestwić — rzucił, robiąc przy tym złowieszczą minę. Brunet spojrzał na niego z uniesioną brwią i prawym kącikiem ust. 

— W tym momencie zaczynam się cieszyć z tego faktu — powiedział, podchodząc do stojącego Boga. — Ale masz rację, czasem sam mam ich dość — zaśmiał się, lecz szybko zaprzestał, gdy znowu uderzyło w niego zmęczenie. 

— Co Ci? — spytał, łapiąc miliardera za ramiona. 

— To nic, mówiłem, że jestem zmęczony... Najchętniej zostawiłbym tą imprezę w cholerę i został w warsztacie — odparł, ponownie się uśmiechając. — A może zrobilibyśmy sobie mały wypad? Co ty na to, Lokes? — zapytał, na co Bóg psot wywrócił oczami. 

— Żeby potem ci ludzie kilka pięter wyżej zrzędzili przez tydzień? To już wolę się przemęczyć jeden wieczór — Laufeyson szybko ugasił jego zapał.

— Mam dzisiaj urodziny, mógłbyś być bardziej łaskawy, bezduszny Rogasiu — jęknął, po czym skradł szybki pocałunek z jego niewinnie rozchylonych ust. — Proszę? — użył przesłodzonego głosu. 

— Zapomnij, Stark. 

Loki'ego trudno było na cokolwiek przekonać, gdy już wyraził swoje zdanie. Teraz nie było inaczej, przez co niezadowolony Miliarder odkręcił się do swoich maszyn. 

— Chyba się nie obraziłeś, co? — zapytał ironicznie, patrząc na plecy Tony'ego.

— Mówiłeś coś? Chyba nie dosłyszałem, bo zagłuszyły cię odgłosy nadętego Boga — mruknął brunet, kręcąc coś przy jakimś robocie. Czarnowłosy wywrócił oczami, jakim cudem on z nim wytrzymywał? To pytanie zadawał sobie niemal codziennie. Loki zbliżył się do niego, chwycił za obrotowy taboret i usiadł za plecami wynalazcy, obejmując go ramionami od tyłu. 

— Nadętego, powiadasz? — mruknął, składając mały pocałunek na jego karku. — A ja miałem takie idealne plany na nasz wspólny wieczór — szepnął niskim głosem, a Tony przestał grzebać w mechanizmie. 

— Twierdzisz? — odparł zaczepnie, odkręcając głowę lekko w bok. — Powiesz coś więcej? 

— Dowiesz się za kilka godzin, lecz wpierw impreza urodzinowa — rzucił przebiegle, a Stark westchnął i oparł się o czarnowłosego plecami. 

— Zgoda — szepnął, gdy Loki jeździł dłońmi po jego torsie. 

— Nie będzie tak źle — odezwał się. 

— Próbujesz pocieszyć mnie czy siebie? — spytał i przymknął oczy, chłonąc bliskość drugiego mężczyzny. 

— Nas obydwu — zakończył dyskusję. 




Stark stał przed lustrem w swojej sypialni i próbował wybrać koszulę. Wybór był trudny, ponieważ w każdej wyglądał nieziemsko, skromnie mówiąc. W końcu jednak postawił na tą koloru granatowego i ciemne jeansy. Do tego założył jakiś drogi zegarek, który był idealnym dodatkiem do jego wyglądu. Na sam koniec zarzucił na siebie jeszcze dopasowaną marynarkę. Gdy zerknął na godzinę, zauważył, że został mu jeszcze ponad kwadrans. Usiadł na łóżko, po czym się na nim położył. Patrzył nieobecnym wzrokiem na widok miasta zza obszernego okna swojej sypialni. Ułożył swoją prawą rękę na lewej piersi, czując wyraźnie bicie swoje serca. Kilka centymetrów obok znajdowało się jego drugie serce — reaktor, którego światło przebijało się przez materiał koszuli. 

Czuł nieodpartą chęć sięgnięcia po alkohol, lecz powstrzymał się, przypominając sobie, że cały jego zapas znajdzie na imprezie. Myślami sięgnął do Loki'ego, którego ponad godzinę temu stracił. Jego Boga Kłamstw zabrała Natasha, która uparła się, że potrzebują jego pomocy. Ten oczywiście, niechętnie zgodził się ich wspomóc. 

Takim sposobem, chwilę przed imprezą Tony został pozostawiony sam sobie. Był ciekawy, kogo spotka i kogo zaprosili Avengers. Mężczyzna czuł przez chwilę przypływ szczęścia, gdy pomyślał o swoich przyjaciołach i Loki'm jako o rodzinie. Bo byli nią, prawda? 

Stark niespodziewanie usłyszał pukanie do drzwi. Niechętnie wstał ze swojego łóżka i podszedł do nich, otwierając na całą szerokość. Tuż przed jego nosem stał Loki, który krótko mówiąc — wyglądał nad wyraz seksownie. Jego czarne włosy zostały starannie zaczesane do tyłu, a on sam był odziany w czarną koszulę oraz czarny garnitur. Stark przegryzł swoją wargę, patrząc na niego od stup do głowy. 

— Wyglądasz genialnie, musisz częściej się tak ubierać  — rzekł, całując go namiętnie i odsuwając się po chwili. 

— Ty też nie wyglądasz najgorzej, Anthony — uśmiechnął się zadziornie, po czym złapał go pod ramie. — Chodź, reszta tych twoich oszołomów się niecierpliwi — pogłaskał jego ramię. 

— Bardzo źle wygląda nasz salon? 

— Nie wyobrażasz sobie, jak tragicznie — uśmiechnął się, a na twarz Tony'ego wpłynęło lekkie przerażenie. 

Wspólnie wsiedli do windy, a gry tylko drzwi się za nimi zamknęły, brunet przylgnął ciałem do Loki'ego. Czarnowłosy będąc odrobinę zdziwiony, objął ramieniem jego sylwetkę. 

— Jesteś jakiś przylepny dzisiaj — stwierdził, zmierzając mu włosy swoją kościstą dłonią. 

— Kocham cię — szepnął miliarder w jego ramię, czując się padnięty.

Tony nie umiał pozbyć się tego natrętnego uczucia, nawet po wypiciu trzech kaw w ciągu dnia on dalej nie miał na nic sił. Nawet ochota na spędzaniu czasu przy elektronice go opuściła, co było do niego wręcz niepodobne. Laufeyson znowu poczuł się zdziwiony, tym razem przez niespodziewane wyzwanie. Złapał Starka za ramiona i odsunął od siebie na niewielką odległość. 

— Co Ci jest? — spojrzał uważnie w jego oczy, marszcząc przy tym brwi. 

— A ma mi być? — zdziwił się wynalazca. 

Nagle winda stanęła w miejscu. 

— Dokończymy to później — stwierdził Loki i wyszedł, ciągnąc ze sobą drugiego mężczyznę. 

Tony nie spodziewał się takich tłumów, jakie ujrzał przed swoimi oczami. Wszędzie byli swobodnie ubrani ludzie, a wystrój salonu powalał z nóg. Wszystko było urządzone minimalistycznie i elegancko. To co jednak zaskoczyło najbardziej to fakt, że praktycznie każdego z obecnych przynajmniej kojarzył. Gdy tak się rozglądał, podeszła do niego jedna z osób. 

— Stark! Wszystkiego najlepszego! — krzyknął czarnoskóry mężczyzna, który mocno uściskał przyjaciela. 

— Rhodey, nie miałeś przypadkiem jakiś ważnych rządowych spraw? — Tony zdziwił się na jego obecność i poklepał kumpla po plecach. 

— Daj spokój, zawszę znajdę czas dla przyjaciela — odparł i zabrał dwa kieliszki wypełnione szampanem od przechodzącego mężczyzny w służbowym garniturze z okrągłą tacką w dłoni. Od razu podał jednego Anthony'emu. 

— W końcu jesteś, Tony! — usłyszeli krzyk z innej strony salonu, gdzie przebywała część Avengers. Miliarder podszedł do nich, mając na twarzy jego firmowy uśmiech. Spojrzał szybko po wszystkich zebranych wokół niego, dostrzegając Stevena, Nat oraz Thora. — I jak uważasz? Był problem ze ściągnięciem bliskich ci osób... W sumie w ogóle ze znalezieniem ich — Romanoff zaśmiała się krótko. — Lecz udało się.

— Wyszła niespodzianka? — zarzucił Kapitan, upijając łyka alkoholu. 

— Nie spodziewałem się tak hucznego przyjęcia — przyznał, rozglądając się. — Byłoby wszystko idealnie, gdyby nie jedno — gdzie są striptizerki? — zapytał z na pierwszy rzut oka poważną miną. Nagle poczuł, jak ktoś klepnął go z nie małą siłą w tył głowy. 

— Ja ci dam striptizerki, Stark — syknął Loki, a reszta zaśmiała się wraz z brunetem. 

— Tylko żartowałem, żartowałem! — podniósł ręce w geście poddania.

— Ja myślę — warknął, zabierając jego kieliszek i opróżniając go do dna. 

— Nawet nie zdążyłem się napić — zaśmiał się, a w następnej sekundzie w jego dłoni znalazła się szklanka ze szkocką. — Wiesz co lubię — Tony pocałował go krótko w policzek.

— Zostawię cię na razie na ich pastwę, musisz mi wybaczyć — rzekł i nim miliarder jakkolwiek zareagował, jego już nie było. Patrząc z powrotem na przyjaciół, napił się brunatnej cieczy ze szklanki. Od razu westchnął na boski smak, który uraczył jego kubki smakowe. 

— Stark, przyjacielu, przyniosłem to dla ciebie specjalnie z Asgardu — podszedł do niego Thor i wręczył mu butelkę z dziwną zawartością. Tony zmarszczył brwi. 

— Czy to któryś z tych waszych kosmicznych alkoholi? — zapytał, przyglądając mu się. 

— Jeden z najlepszych, prawie niemożliwy do zdobycia — powiedział dumny. 

Po dłużej rozmowie z przyjaciółmi, został dosłownie porwany przez całą resztę gości. Każdy pragnął złożyć miliarderowi mniej lub bardziej szczere życzenia i odbyć z nim krótką rozmowę. Tony pomimo swojej początkowej niechęci, w końcu poczuł się bardzo dobrze wśród znajomych twarzy. Żadnych obcych ludzi, żadnych ważniaków — same bliskie osoby i był cholernie zdziwiony, jak dużo ich było. Kiedyś mógł policzyć swoich najbliższych na palcach jednej ręki, a teraz był zapełniony nimi cały ogromny salon. Czy udało mu się spełnić obietnicę, którą przyrzekł Yinsenowi? Miał żyć pełnią życia, nie marnować go... Miał miłość, przyjaciół i... Naprawdę nigdy nie sądziłby, że jego życie nabierze takich kierunków. Poczuł się nagle dziwnie wzruszony i pod wpływem chwili wszedł na sporą wyspę kuchenną. 

— Czy mógłbym prosić na chwilę wszystkich o uwagę? Dzięki. 

Wszyscy obecni spojrzeli na Starka z małym zdziwieniem. Ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i uniósł szklankę z trunkiem, którą w przeciągu minionego czasu zdążył już opróżnić kilka razy. 

— Jak wszyscy wiemy, nie jestem specem w ckliwych przemówieniach — rzekł, upijając swojego napoju. — Lecz naprawdę chciałbym podziękować wam za przyjście i za pomoc w spełnieniu danego słowa mojemu staremu przyjacielowi — powiedział szczerze i spojrzał krótko do góry, uśmiechając się. Nikt nie wiedział o kim mówił Stark, nawet sam Loki, który zmarszczył swoje czoło. — I mimo, że nie byłem zbyt chętny na to przyjęcie, to cieszę się, że widzę was wszystkich... — rozejrzał się, wszyscy się uśmiechali. Nagle poczuł się słabiej i lekko się zachwiał, ale na szczęście udało mu się złapać równowagę. — Bawcie się dobrze. Jarvis, muzyka! — dodał jako ostatnie i zszedł z wyspy, podczas gdy zgromadzeni oklaskiwali jego przemówienie. 

Stark skrzywił się lekko na ból i potarł miejsce, w którym znajdował się reaktor. Szybko wypił do dna alkohol ze szklanki, mając głupią nadzieję, że polepszy on sprawę. 

— Urocze przedstawienie — nie wiedział kiedy, a tuż obok niego znalazł jego Psotnik. — Cóż to za przyjaciel o którym wspominałeś? — zapytał, obejmując go w pasie i prowadząc na kanapę. 

— Nie psujmy sobie tego wieczoru, Lokes — mruknął, oddychając głęboko. — Kiedyś ci o nim opowiem — rzekł, gdy czarnowłosy pchnął go na mebel. Tony opadł na niego bez protestu. 

— Pamiętasz o tym, że mam doskonałą pamięć? — uniósł brew, a brunet roześmiał się cicho. 

— Oczywiście — złapał go za pasek od spodni i pociągnął do siebie, zmuszając go tym samym, aby również opadł na wielkiej kanapie. — A ja obiecuje ci, że ci o nim opowiem — pocałował go krótko, gdy jego ciało dalej opanowywał szok. 

Laufeyson usiadł obok niego, lekko się czerwieniąc. Czarnowłosy miał zamiar wykorzystać tą krótką chwilę, kiedy nikt nie chciał porywać jego ukochanego. 

— Chyba jednak koniec końców jesteś zadowolony z przyjęcia? — zapytał, patrząc na niego nieodgadnionym wzrokiem. 

— Muszę przyznać, że tak — uśmiechnął się do niego. — Zresztą, moja poprzednia gadka chyba to potwierdza, co?

— Oh, tak... — odparł zamyślony, przypatrując się uważnie Starkowi. Czuł wzrok co poniektórych na ich dwójce. — Cieszę się, że dobrze się bawisz, Anthony— uśmiechnął się spokojnie, co było rzadkim widokiem. Spokój i radość która biła od Tony'ego udzieliła się również i jemu. Czarnowłosy kochał patrzeć na niego, gdy ten był po prostu szczęśliwy. 

Loki tak zapatrzył się na uśmiechającego się miliardera, że nawet nie spostrzegł całej paczki Avengers, która rozsiadła się wokół nich. 

— No, no, Tony — odezwał się Clint, siadając po drugiej stronie Starka. — Muszę przyznać, że wzruszyłem się na twojej przemowie — łucznik otarł niewidzialną łzę z policzka, a reszta się roześmiała. 

— Daj spokój, Barton — odezwał się kapitan, sączący swoje piwo. — Ty nie powiedziałbyś lepszego — dodał, czym rozpoczął małą dyskusję między wszystkimi odnośnie tego, kto wygłosiłby najbardziej ckliwą przemowę ze wszystkich zgromadzonych. 

— Dobrze wiemy, że ty, Rogers, nie miałbyś sobie równych —  rzucił Stark, a reszta żywo mu przytaknęła. — Twoja dumna i patriotyczna strona pokazałaby swoje ja. Już pomijając twoją sentymentalność, żołnierzyku — zaśmiali się, a Steve posłał mu mordercze spojrzenie. 

— Przynajmniej mam serce, oddając się ratowaniu świata — rzekł. 

— Słuchaj, ja mam nawet dwa, więc nie wiem czy jest sens dalej dyskutować. 

Wszyscy wokół się zaśmiali, a oni wraz z nimi. Tony przysunął się bliżej Loki'ego i oparł się delikatnie o jego ramię, chcąc mieć go blisko siebie. Bóg posłał mu krótkie spojrzenie i niezauważalnie pogładził jego plecy. 

— Coś cicho jesteś, psotniku — mruknął Stark, tak, że tylko on był w stanie go usłyszeć. 

— Dobrze wiesz, że nie przepadam za obecnością innych — odparł jedynie, zerkając na pogrążonych w rozmowie Avengersów. — Poza tym, nikomu poza tobą raczej nie przeszkadza fakt, iż siedzę cicho — dodał. 

— Wynagrodzę ci to cierpienie — zachichotał do jego ucha, tak, że Loki odczuł zapach alkoholu z jego ust. Z pewnością musiał być już mocno podpity, a Bóg odnotował w swojej pamięci, aby zmniejszyć już ilość spożywanych przez niego trunków.

Tony ponownie włączył się w rozmowy z przyjaciółmi, tym razem przypominając sobie komiczne sytuacje, które często ich spotykały podczas misji. Ten temat okazał się idealnym strzałem, ponieważ śmiechom i przekrzykiwaniem nie było końca. Loki nie był tym do końca zainteresowany i dość jawnie to okazywał, zajmując się ukradkowym i nieufnym oglądaniem otoczenia. Prócz bandy "przebierańców" musiał przyznać, że nikogo nie znał i nie czuł się z tym dobrze. Jednakże wiedział, że znajdują się tu sami bliscy jego kochanka, co tylko odrobinę uśpiło jego czujność. 

Stark właśnie żywo opowiadał sytuację z zeszłego tygodnia, gdy nagle zalała go fala zimnych potów i lekkiej duszności. Zamilknął na chwilę, zwracając tym samym uwagę osób, które go słuchały. Loki od razu spojrzał na niego przeszywającym na wskroś wzrokiem i szybko zauważył delikatną zmarszczkę między jego brwiami. Gdy zauważył, że wszyscy mu się przyglądają, uśmiechnął się niewinnie. 

— To przez ten alkohol, muszę przystopować, mówmy dalej — machnął ręką, a reszta, która była już również podpita zaczęła rozmowy na kolejny temat. Miliarder jednakże dalej siedział cicho, biorąc mocne i głębokie wdechy. Coś nie grało, coś zdecydowanie nie grało. 

— Wszystko w porządku, Anthony? — zapytał Loki, spostrzegając jego bladość. 

Ten nie odpowiadał przez chwilę, po czym wypalił z siebie krótko:

— Muszę się przewietrzyć. 

Nim ktoś zdążył zareagować, brunet zerwał się ze swojego miejsca, czując dziwną panikę i strach. Przechodząc między ludźmi, zabrał z tacki jeden z kieliszków wypełnionych szampanem i szybkim krokiem praktycznie wybiegł na balkon. W środku było mu tak duszno, że oddech utykał mu w gardle. W dodatku ten ból, który roznosił się po całym jego torsie i nasilał się z każdą następną chwilą przyprawiał go o strach. Zacisnął dłonie na kieliszku i oparł się o balustradę, z całej siły starają nie opaść na podłogę. 

— Anthony? — zawołał Loki, który wyszedł tuż za nim na zewnątrz. Jego zielone tęczówki szybko zauważyły jego postać opartą o barierkę. — Dlaczego wybiegłeś? Mów co się dzieje — rozkazał swoim władczym tonem, zbliżając się do mężczyzny. Widział, jak szybko unosiła się klatka Starka. Gdy był centymetry od niego, położył mu dłoń na plecach.

— Duszno trochę tam było — odparł, krzywiąc się i łapiąc odruchowo za tułów. Mówienie sprawiało mu problemy, przez co poczuł kolejną falę paniki. Co się do cholery działo? 

— Jestem Bogiem Kłamstwa, nie oszukasz mnie, do cholery — warknął, kiedy w tym samym czasie kieliszek wysunął się Tony'emu z dłoni i upadając na płytki, roztrzaskując się na małe kawałeczki. Loki nie zdążył zareagować, gdy jego kochanek opadł na kolana, podtrzymując się barierki.

— Tony?! — krzyknął spanikowany i uklęknął przed nim. Brunet zacisnął jedną z dłoni na materiale koszuli i drugą podpierał się, aby nie upaść całkowicie. Jego przyśpieszony oddech i ból wyrażony na całej twarzy świadczył o tym, że On sam nie miał pojęcia co się działo. Laufeyson złapał jego bladą twarz w swoje dłonie, patrząc prosto w jego oczy. 

— Mów co ci jest, natychmiast — rzekł śmiertelnie poważny, zauważając kątem oka zamieszanie w środku wywołane widokiem zwijającego się z bólu Starka. 

— Boli — wyszeptał krótko, będąc chorobliwie słabym. Nie minęła chwila, a Stark zamknął swoje powieki i bezwładnie opadł w ramiona przestraszonego Boga, który za nic nie znał się na Midgardckich chorobach. W tym samym momencie na taras wbiegło kilku z mścicieli, którzy z daleka widzieli tą scenę. 

— Zadzwońcie na pogotowie, połóż go, Loki — odezwał się Banner, a czarnowłosy bez protestów wykonał polecenie. W jego spanikowanych oczach, które zwykle były pełne złośliwości i grozy pojawiły się łzy. Latał wzrokiem po wszystkich wokół, nie wiedząc co jest w ogóle grane. Bruce spojrzał na nieprzytomnego Tony'ego i sprawdził jego puls. — Przekaż, że to zawał — dodał, po czym szybko pociągnął rękawy koszuli i zaczął robić uciski na jego klatce. 

— Śmigłowiec będzie za kilka minut — odparł Steve, który jako nieliczny był jednym z trzeźwych. 

Loki cofnął się kilka kroków do tyłu, patrząc na wszystkich z zagubieniem. Oglądał, jak coraz więcej osób zbiera się wokół Anthony'ego, jak wszyscy panikują, starając przekrzyczeć siebie nawzajem dyskutując nad jego stanem. Milczał tylko on i Banner, który dalej klęczał przed jego Tony'm. Czuł jak na ten widok robi mu się słabo. Był tak bardzo przejęty stanem bruneta, że gdy podszedł do niego Steve, mało go nie zaatakował. 

— Uspokój się, to tylko ja — powiedział Kapitan, patrząc na niego uważnie. Rogers pierwszy raz widział Loki'ego w takim stanie. Jego królewska duma i ostry, sarkastyczny język gdzieś zniknęły. 

— Wytłumacz mi co się z nim dzieje — rozkazał, będąc okropnie poddenerwowanym. 

— Nie ma teraz na to czasu — rzekł pośpiesznie. — Ktoś musi lecieć z nimi do szpitala, rozumiesz? Teraz chodź za mną — chciał złapać Boga za nadgarstek, ale szybko się domyślił, że mogłoby być to złym posunięciem, więc jedynie machnął dłonią i ruszył za ratownikami, którzy wynosili Starka na lądowisko na jednym z wyższych pięter. Loki nie mając innego wyboru, szedł tuż za nim, sprawnie wszystkich omijając.




Bóg Kłamstw z dozą niepewności i skrywanego strachu oglądał miejsce, które jego patriotyczny towarzysz nazwał szpitalem. Pierwszy raz znajdował się w takim budynku i musiał stwierdzić, że nie wzbudzało w nim żadnych pozytywnych odczuć. Nie mógł się też dłużej zastanawiać nad tym, co go otaczało. Był całkowicie pochłonięty tym, co działo się za białymi drzwiami zza którymi kilkadziesiąt sekund temu zniknął Anthony wraz z gromadką nieodgadnionych dla niego osób. Próbował wejść tuż za nimi, lecz powstrzymały go jakieś kobiety oraz sam Rogers, który odciągnął go od nich. 

— Co mu jest? — zapytał chłodnawym tonem, ukrywając swoje zdenerwowanie za maską opanowania. Miał to wyćwiczone od kilkuset lat. 

— Dostał zawału — odpowiedział Kapitan, który siedział na jednym z dziwnych krzeseł rozłożonych wzdłuż ściany. Mina Loki'ego tłumaczyła, że nie do końca zrozumiał, więc po chwili dodał: — Jego serce... To prawdziwe, zatrzymało się. 

Bóg, który wcześniej krążył po korytarzu, teraz zatrzymał się w miejscu, jakby ta wiadomość kompletnie zmiotła go z nóg. Spojrzał wprost w oczy Rogersa, doszukując się fałszerstwa czy żartu. 

— Jakim cudem?! Dlaczego?! — krzyknął wzburzony, naskakując na Steve'a, który równie poddenerwowany szybko udzielił odpowiedzi. 

— Nie wiem! Nie mam pojęcia — westchnął. — Przyczyn może być wiele... może to był stres? Przesadził z kofeiną? Cholera, nie wiem — dodał, opierając głowę na dłoni. 

Loki zacisnął swoje pieści wraz ze swoją szczęką. Jak mógł być tak nie rozważny? Jak mógł nie zauważyć, że Tony'emu coś dolega? Stwierdzenie, że był na siebie wściekły, to zbyt lekkie określenie tego co teraz odczuwał. Pod wpływem emocji usiadł niedaleko Kapitana Ameryki, na co ten spojrzał na niego z ukosa. 

— Czy on żyje? — zapytał powoli, patrząc tępym wzrokiem w podłogę. Jego głos brzmiał nad wyraz obco. 

To pytanie zaskoczyło Steve'a i chwilę zajęło mu zebranie się w sobie oraz udzielenie mu odpowiedzi. 

—  J-Ja... — przełknął głośno ślinę. — Na pewno. Tony nie dałby dać się powalić zwykłemu zawałowi, zbyt waleczny z niego facet — rzucił, chcąc lekko ostudzić własne, jak i czarnowłosego, emocje. 

Loki nie odezwał się ponownie, mocno zaciskając swoje brwi wraz z powiekami. Już nie obchodziła go obecność Rogersa, nie był w stanie dłużej się chować. Oparł swoją brodę na pięści i wziął spory wdech, usilnie próbując się opanować. Zbyt wiele razy czuł ból... Zbyt wiele razy czuł stratę... Nie mógł pozwolić, aby Starkowi się coś stało. Nigdy by sobie tego nie wybaczył. 

— Mógłbyś zmienić obiekt obserwowania? — wychrypiał z dalej zamkniętymi oczami, gdy wyczuł na sobie wzrok Kapitana. Ten wyraźnie się spłoszył i poruszył na plastikowym siedzisku. 

— Wybacz... —  powiedział cicho. — Jestem po prostu zdziwiony-

— ... Że mam w sobie uczucia? —  Loki prychnął. — Wiem, że wam, ludziom, trudno pojąć większość rzeczy, ale tak. Nawet ktoś taki jak ja, czuje. 

Steve milczał, nawet nie próbując odgryźć się Laufeysonowi. Domyślał się, co ten mógł teraz przeżywać, więc postawił na ciszę. Za to drugi z mężczyzn wziął się w garść i uznał, że nie jest w stanie siedzieć bezczynnie oraz jego obowiązkiem jest zrobienie czegokolwiek. Użył swojej mocy, wytwarzając swojego klona i siłą iluzji sprawił, że nikt nie był w stanie go dostrzec. Loki oparł się o ścianę, starając się trochę rozluźnić, aby jego magia nie zawiodła. 

Swoim klonem przeszedł przez ścianę, w końcu odkrywając co się tam działo. Nikt nie zwrócił na niego żadnej uwagi, co upewniło go w działaniu swoich zdolności. Lekkim, jednak odrobinę niepewnym krokiem zbliżył się do postaci stojących wokół łóżka. Wszędzie panował zamęt, jakiś mężczyzna ciągle wykrzykiwał rozkazy, a reszta go słuchała. Nie skupił się na nich, a na swoim ukochanym, który wyglądając niczym martwy pozbawiony był jakiekolwiek świadomości. Sam widok przyprawił go o ogromną mieszkankę emocji. Nawet nie zauważył, gdy w jego oczach pojawiły się pierwsze łzy. Przysunął się jeszcze bliżej, chcąc położyć swoja dłoń na ramieniu Tony'ego, lecz ta przeleciała przez niego. Zacisnął mocno swoje wargi i ponownie użył swojej magi, skupiając się przy tym maksymalnie. Spomiędzy jego palców wydobyła się zielona wiązka magii, którą przekierował w stronę klatki piersiowej Tony'ego. Zauważył, że ludzie zaczęli panikować, a jeden z mężczyzn sięgnął po jakieś dziwne urządzenie, przykładając je do jego torsu. 

Loki za pomocą swoich zdolności wyczuł, że serce Starka ponownie stanęło w miejscu, a w tle dosłyszał długotrwały pisk. Wskrzesił wszystkie swoje siły, pozwalając wiązką magii coraz intensywniej płynąć wprost do jego klatki. 

— Tracimy go! — krzyknął, ponownie przykładając urządzenie do Tony'ego sprawiając, że jego ciało dziwnie drgnęło. 

Bóg poczuł, jak sam zaczyna się trząść, lecz nie zaprzestał przesyłania wiązanek w bruneta. Czuł się z każdą chwilą coraz słabszy, gdy swoją energię i witalność starał się tchnąć w ciało miliardera. Niespodziewanie pisk ustał, a pikanie maszyny powróciło. Loki odczuł, jak mięsień Starka ponownie zaczął pompować krew, więc przerwał kontakt między nimi i niemalże natychmiast powrócił do swojego pierwotnego ciała.

Drgnął, pochylając się do przodu i biorąc przy tym szybkie wdechy. Ilość magii, jaką zużył na przywrócenie bicia serca Tony'ego odebrało mu większość energii. Loki podparł się o swoje kolana, próbując otrząsnąć się z emocji.

— Co ci? — zapytał Kapitan, mało nie schodząc na zawał przez jego nagłe zerwanie. 

— Nie ważne — mruknął, zganiając go. W środku za to odczuł delikatny spokój, gdy uświadomił sobie fakt, że  udało mu się mu pomóc. 



Kiedy Stark się obudził, nie był do końca pewny tego, co się dookoła niego działo. Czuł mocne otępienie i spory brak sił na cokolwiek. Pierwsze co zarejestrował po uchyleniu swoich ciężkich powiek był sufit. Nie zdziwiło go to zbytnio. Bardziej zainteresowany był dźwiękami oraz wyglądu pokoju w którym się znajdował. Zaczął się rozglądać, wpierw zauważył okno zza którego był widok na lekko zachmurzone niebo. Potem spojrzał jeszcze bardziej w tym kierunku, natrafiając na piękne zielone oczy. Gdy zorientował się do kogo należą, jego wewnętrzny niepokój opuścił jego ciało i zastąpiło je poczucie bezpieczeństwa. Loki uśmiechnął się do niego ciepło, ten jeden gest był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla Tony'ego. 

— Witaj, Anthony — odezwał się po dłuższym obserwowaniu siebie nawzajem. Brunet westchnął cicho i spojrzał się z powrotem na sufit. — Jak się czujesz? — zapytał, przechylając swoją głowę, aby móc patrzeć na jego twarz.

— Miałem dziwny sen — wychrypiał i odchrząknął. — Śniło mi się, że zemdlałem na balkonie — odparł, zamykając oczy. 

— To nie był sen — uświadomił go, na co Stark powrócił do niego wzrokiem. Potem zaczął się rozglądać po sali. 

— Czy to...

— Tak, jesteś w szpitalu — powiedział Loki, mając niesamowitą ochotę złapać go za rękę.

— Co się stało? — zapytał po chwili otępiały, jego oczy skrywały w sobie zdezorientowanie. 

— Dostałeś zawału — rzekł, mając przy tym nad wyraz poważną minę. — Dlaczego nie mówiłeś mi, że źle się czujesz? Dlaczego bagatelizowałeś ostrzeżenia, jakie dawało ci twoje ciało...?! Można było tego uniknąć, ale musiałeś jak zwykle grać niezniszczalnego geniusza — naskoczył na niego, a stres z ostatnich kilku godzin znalazł ujście w jego gniewie. Tony spojrzał na niego skruszony. 

— Nie denerwuj się tak, Psotniku. Przecież żyję, tak? Nic się nie stało — próbował go uspokoić, ale nie przewidział, że to jeszcze bardziej podburzy Boga Kłamstw. 

— Żyjesz tylko i wyłącznie dzięki mojej magii — warknął. — Prawie tu umarłeś... Czułem, jak zatrzymało się twoje serce...— szepnął. 

— Przepraszam — odparł automatycznie, choć naprawdę żałował tego, że zignorował symptomy. Ostatkiem sił wyciągnął dłoń w kierunku czarnowłosego, lecz nie mógł go dotknąć ponieważ jego ręka przeleciała przez jego niczym przez hologram. Loki spojrzał na niego smutno. — Klon? — spytał z uniesioną brwią. 

— Nie chcieli nas wpuścić do ciebie — wyjaśnił krótko, spuszczając wzrok. — A ja musiałem cię zobaczyć — dodał. 

— Nas? 

— Siedzę przed z waszym Kapitanem Ameryką, jako jedyni byliśmy na tyle trzeźwi, aby przylecieć tutaj z tobą — wytłumaczył, dalej na niego nie patrząc. Tony odczuć pierwszy raz coś, czego nie czuł w swoim życiu przez cholernie długi czas — poczucie winy. Bał się spytać ile czasu przesiedzieli na szpitalnych, wolał się już chyba nawet nie odzywać, żeby nie podsycać gniewu swojego Psotnika. Nie spodziewał się, że to Loki jako pierwszy przełamie cisze między nimi. — Nigdy więcej mnie tak nie strasz, Stark — odezwał się cicho. 

— Chcesz mi odebrać przyjemność pchania mojego życia w niebezpieczeństwo? —  rzucił, uśmiechając się półgębkiem. 

— Nie denerwuj mnie, bo zaraz sam ci zrobię krzywdę — zagroził, ale mimo woli uśmiechnął się lekko. 

— Wybacz, Lokes — wyznał jednak ze skruchą. Należały mu się przeprosiny. — Jak stąd wyjdę, to zabiorę cię na kolację, zakrapianą jakąś dobrą szkocką — rozmarzył się, a Laufeyson dość szybko ukrócił jego plany. 

— Zapomnij. Masz odpoczywać i się nie przemęczać — oświadczył, a Tony spojrzał na niego. — I musisz odstawić na pewien czas alkohol oraz kawę — dodał, a brunet spojrzał na niego rozdarty.

— Nie... Nie możesz mi odebrać moich przyjemności — spojrzał na niego, śmiejąc się nerwowo. — Żartujesz, prawda? ....Loki?

— Nie martw się, odpowiednio cię dopilnuje — uśmiechnął się, a panika Starka wzrosła. 

Continue Reading

You'll Also Like

128K 9.6K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
60.2K 1.2K 59
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
8.5K 789 35
🧡Harry Potter ma wygląd po Jamesie i oczy po Lily, ma dwójkę wspaniałych przyjaciół, talent do pakowania się w kłopoty i... starszą siostrę. 🧡Rosem...
52.4K 5.7K 49
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...