-Idź do Klausa i powiedz mu, że za 30 minut widzimy się przed wejściem. - powiedziałam i opuściłam bibliotekę. Niestety na drodze stanął mi Oliver.
-Może jeszcze jeden taniec w zamian za wybaczenie mi nagłego zniknięcia? - zapytał i się uśmiechnął. Widocznie mu się spodobałam albo udawał tylko po to żeby wyciągnąć ode mnie informacje. Normalnie przystałabym na tą propozycje ale nie kiedy musimy szybko jechać do Mystic Falls.
-Niestety ale to ty musisz mi wybaczyć, gdyż muszę opuścić bal. Moja siostra zachorowała i muszę jej pomóc z dzieckiem. - wymyśliłam na poczekaniu i uśmiechnęłam się przepraszająco.
-Oh, jasne. Nie będę Cie zatrzymywał. Życz proszę siostrze szybkiego powrotu do zdrowia. Mam nadzieje, że jeszcze się kiedyś spotkamy. - odwzajemnił uśmiech i mnie przepuścił. Szybko popędziłam do pokoju Rebekhi i zmyłam makijaż, następnie ubrałam dresy, biały top i szarą duża bluzę, na nogi założyłam jakieś białe adidasy i gotowa zeskoczyłam z balkonu i czekałam koło wejścia na Klausa oraz Kola. Schowałam się szybko za rogiem gdy zobaczyłam jak jakaś ruda kobieta wyprowadza za ramię jakąś dziewczynę.
-Puść mnie! - krzyknęła młodsza z nich i wtedy dostałam olśnienia. To ta czarownica, która wyjaśniała mi wszystko na balu.
-Zamknij się bo odeśle Cie na drugą stronę. - warknęła ta starsza. Nie chciałam interweniować bo starsza zapewne była przywódcą sabatu, dlatego była tak potężna by odesłać brunetkę na drugą stronę.
Czarownice zniknęły w którejś uliczce a ja spokojnie wyszłam przed wejście.
-Długo czekałaś? - zapytał Kol, który tak jak ja stał teraz koło wejścia.
-Nie, widziałam jak jakaś ruda wyprowadza jakąś małolatę ściskając ją za ramię i grożąc, że odeśle ją na drugą stronę. - powiedziałam na jednym wydechu.
-Genevive to ta ruda, a ta małolata to zapewne Davina. - powiedział zniesmaczony.
Nagle pojawiło się obok nas czarne duże auto, którym kierował starszy brat bruneta, Klaus.
-Wsiadać gołąbeczki, torby są w bagażniku. - zaśmiał się i zasunął szybę.
**
-Zatrzymajmy się tuuu. - jęknęłam gdy zobaczyłam w oddali restauracje McDonald's.
-Nik, ona będzie tak marudzić przy każdym napotkanym McDonaldzie. - westchnął. Nagle auto przyspieszyło i skręciło na parking restauracji.
Nie wierze. Wielki zły Klaus Mikaelson zlitował się nade mną i pozwolił zjeść fast food'a.
-Boże, Klaus. Kocham Cie! - wykrzyknęłam i przez siedzenie go przytuliłam.
-Tak, tak. Szybko idź po to jedzenie. - wymamrotał a ja szybko wygramoliłam się z samochodu, a za mną oczywiście Kol. Po chwili weszliśmy do restauracji gdzie było pare osób zważając na godzinę. Podeszłam do kiosku i zaczęłam składać swoje zamówienie.
-Chcesz coś? - zapytałam zajęta wybieraniem deseru.
-Jak zrobią Ci to jedzenie to się nimi pożywię i spalimy tą budę. - szepnął do ucha pierwotny a mnie przeszedł dreszcz. Odwróciłam się w jego stronę i lekko wzdrygnęłam bo staliśmy tak blisko siebie, aż stykały nam się klatki piersiowe. Tyle dobrze, że sięgałam mu do obojczyka przez co nie staliśmy twarzą w twarz. Cofnęłam się odrobinę dotykając plecami ekran z zamówieniem.
-Bierzesz max 3 i idziemy. - warknęłam i spojrzałam mu w oczy.
-Niestety ale nie, księżniczko. - odpowiedział i się uśmiechnął opierając ręce na ekranie tuż obok mojej głowy.
-Zabieraj łapy, Kol. - warknęłam.
-Nie. - odpowiedział i przygryzł lekko wargę.
-Kol, przypominam Ci, że to miejsce publiczne i ludzie zapewne mają niezły ubaw. - powiedziałam ironicznie.
-Niech się napatrzą przed śmiercią. - szepnął mi do ucha a następnie się odsunął.
-To chcesz coś? - zapytałam i odwróciłam się w stronę kiosku.
-Nie, dzięki. - odpowiedział i zaśmiał się lekko. No oczywiście, i tak zaraz się naje.
Po chwili gdy zamówienie było gotowe Kol przyłożył moją kartę do czytnika a ja ruszyłam do lady.
Po 15 minutach czekania na moje dosyć spore zamówienie odebrałam je i ruszyłam do samochodu. Oczywiście Kol został pożywiając się ludźmi w środku.
Gdy weszłam do samochodu Klaus wycierał w lusterku kąciki ust.
-Serio? Czemu wy tak często się pożywiacie? - westchnęłam i włączyłam radio. Tak, wcześniej siedziałam z tyłu ale teraz gdy Kola nie ma mogłam na spokojnie siąść z przodu. Po chwili do samochodu wszedł Kol i zrobił tą samą czynność co Nick.
-Co kupiliście? - zapytała hybryda gdy ruszała.
-Duże frytki, lody z polewą truskawkową, 12 nuggetsów, dużą colę zero, wrapa z bekonem no i jeszcze 2 for U. - wymieniłam całe zamówienie patrząc co najpierw zjeść.
-Zjesz to sama? - zapytał zdziwiony Klaus.
-Tak? - odpowiedziałam i zabrałam się za jedzenie.
**
-Boże, zaraz zwymiotuje! - krzyknęłam gdy pochłonęłam kupione jedzenie w godzinę.
-Mówisz tak od 20 minut. - zaśmiał się Kol.
-Klaus zatrzymaj samochód. - powiedziałam i gdy auto zwolniło wybiegłam z samochodu i zwymiotowałam całe jedzenie na trawę.
-Masz chustki. - Kol podał mi chustki i spojrzał mi się w twarz.
-Dzięki. - odpowiedziałam i szybko wytarłam twarz.
Po wzięciu paru większych wdechów wróciliśmy do auta. Tym razem ja oraz Kol siedzieliśmy z tyłu. Co prawda ja leżałam a on trzymał moją głowę na kolanach.
-Będę ci wypominać do końca życia, że nie wziąłeś tych poduszek, Kol. - mruknęłam a ten się zaśmiał.
-Śpij, jak wstaniesz będziemy na miejscu. - szepnął a ja po chwili zapadłam w sen.
**
Otworzyłam delikatnie oczy i pierwsze co ujrzałam to patrzącego na mnie Kola. Znajdowaliśmy się w jakimś pokoju, który był prawie cały biały. Sam brunet siedział na białym fotelu tuż obok białych firan i okna. Podsunęłam się w górę i rozejrzałam po pomieszczeniu. Również białe drzwi znajdowały się na lewo. Od drzwi prowadził wąski korytarz do środka. Znajdowało się tutaj tylko łóżko, biurka z krzesłem, szafa i wspomniany wcześniej fotel.
-Gdzie jesteśmy? - zapytałam i wyszłam spod kołdry. Na szczęście miałam te same ciuchy na sobie.
-W rezydencji Mikaelsonów w Mystic Falls. - wyjaśnił Kol i również wstał. Stał teraz dokładnie metr przede mną i co najgorsze musiałam zadzierać głowę by patrzeć mu się bezpośrednio w twarz.
-Gdzie jest łazienka? - zapytałam i spojrzałam na drzwi.
-Po prawo, ostatnie drzwi. - powiedział a ja tam się właśnie udałam.
Wzięłam prysznic i załatwiłam swoje potrzeby i po około 30 minutach wróciłam do pokoju.
-Opowiedz mi coś o sobie. - powiedział tajemniczym głosem brunet, który znowu siedział w fotelu.
-Po co? - zapytałam. Przecież nie będę tu wiecznie a jemu ta wiedza nie potrzebna.
-Nie znam Cie. - odpowiedział i spojrzał się mi w oczy.
-Mam urodziny na początku stycznia. - powiedziałam i podniosłam jedną brew. -Klaus w domu?
-Nie. - odpowiedział krótko. -Jak to możliwe, że masz moce?
-Nikt nie wie, to tak jakby coś chroniło Cie przed wampiryzmem ale nie do końca. - odpowiedziałam i usiadłam na łóżku.
-A twoja rodzina? - zapytał i przekręcił lekko w bok głowę.
-Poznałam ostatnio mamę i tatę, więc nie mam pojęcia kim jest Kai. - odpowiedziałam.
-Aha, znasz kogoś w Mystic Falls? - zapytał.
-Nie przypominam sobie, chociaż zapewne mogło mi to umknąć, lecz jestem pewna, że jestem tutaj pierwszy raz. - odpowiedziałam i się położyłam. -Co dzisiaj robimy?
-Pójdziesz do Bonnie. - odpowiedział krótko i wciągnął powietrze.
-Na litość Boską, po co ona tam go zamykała? - jęknęłam wyobrażając sobie jak dużo będzie roboty.
-Długa historia. - nawiązał krótko i wyszedł.
Po chwili jednak wrócił z butelką jakiegoś alkoholu.
-Opowiadaj. - powiedziałam i spojrzałam na niego zaciekawiona.
**
-Czemu szanujesz tak wiedźmy? - zaśmiałam się po raz kolejny i zabrałam brunetowi z rąk butelkę upijając z niej dużego łyka.
-Sam kiedyś byłem czarownikiem, zanim matka mnie nie przemieniła. - odpowiedział.
Przez cały czas, w którym ja się upijałam a Kol opowiadał historie swojego życia przenieśliśmy się do salonu oraz zdążył nastać wieczór.
-Wow, ale to czadowe. - zaśmiałam się.
-To, że byłem czarownikiem czy to, że matka mnie przemieniła? - zapytał patrząc mi w oczy z lekkim uśmiechem.
W salonie stały dwie czerwone kanapy ze złotymi zdobieniami, mały stolik kawowy, pare szafek z książkami i cudowny kominek.
-Nie wiem, ale czemu ja mam moce skoro ty je straciłeś? - zapytałam i położyłam się z uśmiechem na swojej kanapie.
-Ty jesteś tak jakby sługą duchów. Dlatego jesteś nieśmiertelna i masz moce, a ja no cóż, ja byłem zwykłym czarownikiem ale matka zamieniła mnie w potwora. - oznajmił i zabrał mi butelkę z alkoholem.
-To super, kiedy Klaus wróci? - zapytałam i położyłam ręce pod głowę, żeby było mi wygodniej.
-Już się za mną stęskniłaś, kochanie? - nagle zaśmiał się Klaus.
Podniosłam się do siadu i spojrzałam w jego stronę. Miał na sobie szarą koszulkę z długim rękawem i ciemne spodnie zaciśnięte paskiem. Wszystko byłoby okey, gdyby nie fakt, że Klaus cały umazany był we krwi.
-Co się stało? - wypaliliśmy równocześnie z Kolem.
-Mała sprzeczka starych znajomych. - odpowiedział i usiadł na kanapie obok mnie.
-Czegoś się dowiedziałeś? - zapytał Kol przez zaciśniętą szczękę.
-Tak, czarownica Bonnie potrzebuje do tego zaklęcia naszej kochanej Madi. W skrócie muszą obie umrzeć i trafić do tego więzienia Kai'a i z nim uciec. - odpowiedział i położył ramię na oparciu kanapy tuż za moją głową.
-To bezpieczne? - zapytałam po chwili.
-Zapewne nie, ale mam kołek. - zaśmiał się Klaus i spod stolika wyjął wspomniany kołek.
-Nie zgadzam się. - nagle powiedział Kol.
-Nie ty mną rządzisz. - powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
-A co, może on? - uniósł się Kol wskazując na brata, który siedział obok mnie.
-Nie, on również nie. Rządze sobą sama, rozumiesz? - zapytałam powoli.
-Idźcie do diabła. - machnął na nas ręką i wyszedł.
Spojrzałam na Klausa a ten tylko uśmiechnął się złowieszczo.
-Nik, nie sztyletuj go. Załatwię to. - powiedziałam i przewróciłam oczami.
-No dobra, masz czas do jutra 15, ciesz się, że mam dobry humor. - zaśmiał się i wziął do rąk zostawioną butelkę alkoholu.