36. „Wystarczyłbyś mi ty"

124 13 2
                                    

-Przestanie się kłócić? - zapytałam i wywróciłam oczami gdy Kai i Klaus obdarzyli siebie wrogimi spojrzeniami.

Mężczyźni uwięzieni byli w zaklęciu, które uniemożliwiało im poruszanie się.

-A ty co myślisz, Hope? Chyba należy im się kara. - powiedziałam i spojrzałam na dziecko, które zawinięte było dalej w koc.

Do złudzenia przypominało moje dzieci, które zostawiłam parę godzin temu.

-Jeszcze jedno krzykniecie, a zrobie z waszych ciał suszone śliwki. - syknęłam i machnęłam dłonią zdejmując zaklęcie z mężczyzn.

Klaus pierwsze co zrobił to przysiadł się obok mnie i Hope, i bacznie obserwował ruchy Kai'a. Natomiast sam Parker nadal siedział w miejscu z dziwną miną.

-Więc... - zaczęłam jednak moją wypowiedź przerwał wstając z kanapy heretyk.
-Mam ochotę na alkohol. - powiedział i po chwili opuścił dom.

Spojrzałam niepewnie na Klausa i uśmiechnęłam się niewinnie.

-Co robiliście na bagnach? - zapytałam i zaczęłam przypominać sobie wszystkie moje chwile gdy pierwotnych nie było w domu.

**

-Ćśśś. - szepnęłam i niechcący wpadłam na Kai'a, który w ostatniej chwili złapał mnie w pasie chroniąc przed upadkiem.

Był już wieczór a odkąd wrócił Parker z zapasem alkoholu, przenieśliśmy się do ogrodu, dając chwilę Klausowi i Hope.

-Dzięki. - mruknęłam i wdrapałam się po ramionach bruneta w górę.

Po chwili znów stałam na nogach, nadal trzymając się jedną dłonią ramienia mężczyzny.

-Też chcę znać to zaklęcie na upijanie się. - zaśmiał się Kai przez co również się uśmiechnęłam.

-Patrz tam ktoś idzie! - krzyknęłam wskazując na czarną postać, która zmierzała w naszym kierunku.
-Gdzie? - zapytał Parker a ja wytężyłam wzrok bo już nikogo nie widziałam.
-Nie wiem. - zaśmiałam się a gdy Parker odwrócił się w moją stronę, pocałowałam go.

-Jesteś pijana. - powiedział i oderwał się ode mnie i zabrał moje ręce ze swoich policzków, za moje plecy.
-Co ty zrobiłeś? - zapytałam i próbowałam wyrwać dłonie jednak nic to nie dało. Dalej były uwięzione w mocnym uścisku za moimi plecami.
-Mam nad tobą kontrolę. - zaśmiał się i popchnął mnie na ławkę, przez co leżałam na niej a on nade mną.
-Chyba śnisz. - syknęłam i próbowałam się wyrwać jednak to miało jeszcze gorsze skutki.

Jedna noga Parkera pojawiła się między moimi udami a jego druga, wolna ręka została ułożona na moich biodrach.

-K-kai... - zająkałam się gdy ten zaczął sunąć nosem po mojej szyi, czasami składając delikatne pocałunki.
-Coś nie tak? - zapytał śmiejąc się pod nosem, przez co wygięłam się w luk bo podmuchy powietrza drażniły moją skórę.

-To było strasznie seksowne. - szepnął przez co cicho jęknęłam.
-P-przestań... - wysapałam gdy jego zimna ręka wdarła się pod moją koszulkę.

Kai rzeczywiście przestał i podniósł głowę by spojrzeć w moje oczy. Chwilę skakał między moimi tęczówkami i wstał z ławki, puszczając moje nadgarstki, i wyjmując dłoń spod mojej koszulki.

-Wracajmy. - powiedział i wysunął w moją stronę dłoń, którą złapałam i podniosłam się z ławki.

Wbrew swoim i Parkera oczekiwaniom postanowiłam jednak nie kończyć tej nocy tak zwykle.

Zaczęłam ciągnąć Kai'a w głąb ogrodu, gdzie nikt na pewno by nas nie znalazł.

-Chcesz mnie zgwałcić w krzakach, jak jakiś pedofil? - zapytał heretyk przez co sama się zaśmiałam.
-Tak. - odpowiedziałam i przeszłam obok drzewa, na które prawie, że rzuciłam Kai'a.
-To rzeczywiście wygląda jak gwałt, tyle, że ja tego chcę. - powiedział i obrócił mnie tak, że to teraz ja byłam oparta o drzewo.

-Przeszło Ci? - zapytał brunet, mając na myśli alkohol.
-Zamknij się już. - syknęłam i przyciągnęłam go do pocałunku.

Może ja mam jakieś zapędy gwałciciela, że podoba mi się seks w lesie? Prawdopodobnie tak. Może powinnam poradzić się opinii innych?

-Kai? - zapytałam odrywając się od miękkich ust heretyka, przez co ten wypuścił ze świstem powietrze przymykając oczy.
-Czy to ważne? - zapytał i położył swoje dłonie na moich biodrach.
-Będziemy uprawiali seks? - zapytałam jak głupia przez co musiałam przygryzać wargi żeby się nie zaśmiać.
-Masz lepszą alternatywę? - odpowiedział i jedną dłonią zaczął ściągać moje dłonie z jego klatki piersiowej.
-Nie o to chodzi - westchnęłam i spojrzałam w piękne, błękitne tęczówki Parkera, które skanowały całą moją twarz. - Czy to normalne, że podoba mi się uprawianie seksu na drzewie?
-Jasne, że nie, kochanie. - warknął Parker i szarpnął moje dłonie mocniej, dociskając je do kory drzewa, nad moją głową.
-A co jeśli ja jestem pedofilem? - zapytałam i oblizałam suche usta.
-Wtedy możesz mnie porwać i przetrzymywać w swojej pedofilskiej piwnicy. - odpowiedział i ułożył wygodniej swoją rękę na moich nadgarstkach.
-Chcesz być moją ofiarą? - zapytałam ze śmiechem a jego zimna ręka wpełzła pod moją koszulkę.
-A co jeśli ty jesteś moją? - odpowiedział i zaczął sunąć opuszkami palców po całej mojej klatce piersiowej.
-W takim razie musisz zabrać mnie do piwnicy. - zaśmiałam się i cicho jęknęłam gdy mężczyzna rozpiął mi stanik.
-Wystarczy Ci ogród? - zapytał i rozerwał mój stanik, po chwili wyrzucając go gdzieś za siebie.
-Wystarczyłbyś mi ty. - odpowiedziałam i stanęłam na palcach by pocałować bruneta.

Dwojga psychicznie chorych heretyków, w krzakach uprawiająca seks, może być jeszcze dziwniej? Otóż, tak. Może. Heretyczka ma dwójkę dzieci z facetem, który nie żyje. Jutro miał nastać dzień walki z ciotką pierwotnych, która ma fetysze do małych dzieci. Było cudownie.

**

No one pov

-Wy w ogóle żyjecie? - zapytała noworodków czarownica, Sabrina.

Bliźniaki nie płakały i ciagle spały. Z minuty na minutę stawały się coraz bardziej kolorowe.

Nagle do drzwi małego domku ktoś zapukał przez co Sabrina drygnęła. To mogła być tylko matka noworodków, jednak pokonanie ponad 1000 letniej czarownicy nie zajmuje pare godzin.

Sabrina powoli podeszła do drzwi i równie powoli je otworzyła.

Jej oczom ukazała się starsza kobieta w czarnej szacie. Była to Dahlia.

-Witaj, Sabrino. - powiedziała brunetka i uśmiechnęła się wrednie.
-Czego chcesz? - syknęła Barnet i mocniej zacisnęła palce na drewnianych drzwiach.
-Przyszłam odwiedzić starą przyjaciółkę. - odpowiedziała kobieta i chciała postawić krok na progu domu Sabriny jednak ta w ostatniej chwili ułożyła tam swoją stopę.
-Zdejmij buty jeśli chcesz wejść, Dahlio. - powiedziała Barnet i uśmiechnęła się wrednie.

Stara czarownica popatrzyła na Sabrinę błagalnie, lecz zdjęła buty.

Barnet cała zestresowana przepuściła Dahlię w drzwiach i zamknęła za nią drzwi. Nikt nie mógł dowiedzieć się o bliźniakach Sallow. Nikt.

Zapragnęli by, zniszczyć kolejne potomstwo potężnego rodu heretyków, a no to nikt nie powinien pozwolić.

-Czym się zajmujesz? - zapytała stara czarownica wodząc bacznie wzrokiem po pomieszczeniu.
-Dahlio, dlaczego postanowiłaś mnie odwiedzić? - zapytała Barnet, również skanując uważnie pokój.

Czarownica nie wiedziała co stało się z bliźniakami, którzy chwilę wcześniej byli w łóżeczku na środku pokoju.

-Jesteś moją przyjaciółką. - zaśmiała się brunetka i otworzyła drzwi do drugiego pokoju, i oglądając go tak jak poprzedni.
-Byłam, dopóki nie postawiłaś zemsty nad moje życie. - syknęła Sabrina i pewnym krokiem podeszła do Dahli.
-Szukasz czegoś? - zapytała i zacisnęła zęby by zachować racjonalne myślenie.
-Nie unoś się kochana. - westchnęła Dahlia i odsunęła się od Sabriny na bezpieczną odległość.

-Jeśli mnie tu nie chcesz, wyjdę. - powiedziała stara czarownica i zaczęła kierować się do wyjścia.

PERFECTWhere stories live. Discover now