PERFECT

By Czytaniomania

14.4K 711 99

Jak potoczy się historia dziewczyny, która pewnego ranka obudzi się w obcym samochodzie nie pamiętając jak to... More

Prolog
1. „Gdzie ja jestem?"
2. „Kim ja jestem?"
3. „Barman, Bourbon proszę"
4. „Amberle Barnet"
5. „Nie jest w moim typie"
7. „Można prosić Panią do tańca?"
8. „Wsiadać, gołąbeczki"
9. „To nie są moje fantazje, słonko"
10. „Co planujesz, czarownico Bennett?"
11. „Mogę ci ufać?"
12. „Widziałem Katherine"
13. „Jak było na spotkaniu z Daviną?"
14. „Byłoby lepiej gdybyście zdjeli ze mnie te kajdany"
15. „Wrócę, obiecuje"
16. „Cześć, Klaus. Pa, Klaus"
17. „Kai'u Parkerze, czy ty mnie pocałowałeś?"
18. „Caroline Forbes"
19. „Gdzie jest Katherine?"
20. „Czy znowu skręcisz mi kark"
21. „Pocałuj mnie"
22. „Stajesz się alkoholiczką"
23. „Lubie pogrzeby"
24. „Nie chcę Cie puszczać"
25. „Nie pisz się na coś czego będzisz żałował"
26. „Już dawno powinien być martwy"
27. „Dobrze wiem, że tego chcesz"
28. „Miałem nadzieje na wspólny prysznic"
29. „Na to tylko czekam"
30. „Jesteś dla mnie ważny"
31. „Miłość to słabość, Davino"
32. „Pójdą po nich..."
33. „Ciotka przysłała szpiegów"
34. „To zioła rozpoczynające rytuał"
35. „Moje pełne imię jest okropne"
36. „Wystarczyłbyś mi ty"
37. „Nie szarp się"
38. „Nienawidzę niespodzianek"
Epilog

6. „Jak całuje?"

459 20 1
By Czytaniomania

Otworzyłam za pomocą magii drzwi do Rousseau's.

Byłam zła za jego kłamstwa, ba! ja byłam wściekła.

Fakt, że byłam w piżamie w barze pełnym jakiś podejrzanych ludzi nie odjął mi odwagi, ani trochę.

Jako, że w pomieszczeniu jak na tą godzinę było bardzo głośno, tylko nieliczni zwrócili uwagę na moje spektakularne wejście.

Zobaczyłam mój cel, którym był Marcel oraz Kol, którzy jak gdyby nigdy nic popijali jakiś alkohol.

- Hej maleńka. - podszedł do mnie jakiś łysy facet.
- Spadaj. - odpowiedziałam obojętnie i go wyminęłam, jednak on w ostatniej chwili złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę.
- Oj nie ładnie. - powiedział i klepnął mnie w pośladek.

Momentalnie wyrwałam ramię spod jego uścisku i natychmiast wyrwałam mu serce. Krew prysła mi na twarz a ludzie uciekli oprócz dwójki do, której tutaj przyszłam.

Ciało łysego faceta opadło a ja rzuciłam jego serce gdzieś obok.

Podeszłam do ich stoliku przy ścianie i przeskoczyłam przez sofę by usiąść obok Marcela, a na przeciwko Kola. Brunet chciał wziąć w rękę jakiś alkohol jednak ja byłam szybsza i wzięłam szklankę w rękę.

- Co ty tu robisz? - zapytał Marcel.

Oh biedny zapomniał, że sam po mnie dzwonił.

Napiłam się alkoholu, który po chwili znajdował się na twarzy Mikaelsona.

- Nie dobre jakieś. - powiedziałam i odstawiłam szklankę na poprzednie miejsce.

Stwierdziłam, że oboje są pod wpływem jakiś substancji od czarownic. W końcu nie raz się słyszy, że wampiry mogą być pod wpływem specjalnych substancji, które dają efekt haju po narkotykach.

- Ah, przyszłam sobie do baru, a akurat tu jesteście to podeszłam pogadać. Bo co sama pić nie będę. - odpowiedziałam i patrzyłam na reakcje Kola.

Otarł twarz dłońmi i uśmiechnął się jak psychopata, którym w zasadzie był.

- Szukasz atencji, księżniczko? - zapytał brunet marszcząc śmiesznie oczy.
- Myślę, że jako irytująca suka, która uważa się za bożka dostaje jej dużo. A ty jak uważasz Marcellusie? - odpowiedziałam chcąc wplątać mulata w moje gierki.

Sam Gerard nie skomentował do tej pory całego zajścia co było zupełnie dziwne, w końcu zawsze wtyka nos w nie swoje sprawy.

- Rebekah do mnie wydzwania, muszę lecieć. - odpowiedział i wyszedł chwiejnym krokiem.
- Co się tak szczerzysz jak mysz do sera? - zapytałam pierwotnego i siadłam wygodniej na kanapie.

Przed chwilą wyglądał jakby chciał mnie zabić a teraz jakby...

No właśnie jakby co?

- Jesteś inna... - zaczął, lecz mu przerwałam.
- Tak, tak irytująca suka, która... - jednak tym razem on mi przerwał.
- To też, księżniczko. Ale ty jesteś inna inaczej. Masz tak bardzo podobny charakter do mojego do tego jesteś taka piękna. Nie boisz się mi pyskować, nie starasz się mnie zmieniać. Madi jesteś idealna. - powiedział.

Co jest do chuja?

-Kol, co dały Ci te wiedźmy? - zapytałam troche speszona, patrząc na niego jak na debila.

I znowu sytuacja się powtarza bo nim był.

Chociaż był przystojny debilem i to nawet bardzo, jego charakter też mi odpowiadał ale czy ja chciałam się z nim wiązać w związku? Poza tym nie kochałam go.

-Nie wiem, Jane mogła przesadzić. - zaśmiał się. - Madi, mam ochotę Cie pocałować.
-Nawet nie próbuj. - warknęłam jednak wampir był szybszy i już po chwili przyssał się do moich ust.

Nie mogłam zareagować bo pierwotny mocno złapał moją głowę nie dając dużego pola do popisu.

Cholera.

Czy ja chciałam żeby mnie całował? Nie mam pojęcia.

Czy chciałam go odepchnąć? Nie mam pojęcia.

Czy będę żałować? Również nie mam pojęcia.

Powoli zaczęłam oddawać jego pocałunki a jego ręce wyładowały na moich policzkach.

Wstał i nadal mnie całując przerzucił mnie na swoją kanapę i posadził na kolanach.

Cholera, ogarnij się.

-Przyszedłem z odsieczą, a ty całujesz się z moim kochanym, psychopatycznym braciszkiem. - usłyszałam rozbawiony głos Klausa.

Szybko oderwałam się od ust Kola i zeszłam mu z kolan, siadając obok.

- Nick... - warknął brunet, ale hybryda mu przerwała.
- Posprzątajcie syf i za chwilę widzimy się w domu. - powiedział i zniknął.

Natychmiast wstałam, nic nie mówiąc i wyniosłam ciało mężczyzny na zaplecze by rano zaprzyjaźniona barmanka je spaliła.

Opuściłam szybko zaplecze i udałam się do drzwi przy, których czekał na mnie Kol.

Wyszliśmy ramię w ramię z baru i zaczęliśmy kierować się w stronę willi.

Miałam okropny mętlik w głowie, co oznaczało, że przestałam tracić kontrolę nad swoimi uczuciami, które oznaczały tylko i wyłącznie złe decyzje.

- I jak? - zapytał.
- Ale co jak? - odpowiedziałam.

Zadaje jakieś dziwne pytania tak nagle i myśli, że będę wiedziała o co chodzi.

Cholera powoli zaczynało świtać. No to sobie pospałam.

- No jak całuje? - wyjaśnił.

Najlepiej na świecie.

- Ujdzie, ujdzie Mikaelson. - odgryzłam mu się.
- Trzeba powtórzyć kiedyś. - powiedział i rozejrzał się dookoła siebie.

Tak nadal miałam krew na twarzy więc jakby ktoś nas zauważył nie byłoby za ciekawie.

- Myślałam, że twój typ to nie są irytujące suki, które uważają się za Bożka. - zaśmiałam się a on otworzył mi drzwi do willi. - Dzięki.
- Byłem na prochach, wybaczysz mi? - wyjaśnił.
- Eh, Mikaelson. Już tego nie pamiętam. - odpowiedziałam i w wampirzym tempie weszłam do swojego pokoju.

Klaus miał na nas czekać a go nie ma.

Weszłam do łazienki i umyłam twarz z krwi by jakoś normalnie wyglądać.

Gdy wyszłam z pomieszczenia napotkałam siedzącego na łóżku Kola i zamykającego drzwi Klausa. Ten drugi założył sobie ręce na piersi i patrzył na nas jak na małolatów, którzy coś przeskrobali. Stałam koło zamkniętych drzwi do łazienki i za bardzo nie wiedziałam co mam zrobić. W końcu ciszę przerwał brytyjski akcent hybrydy.

- A więc? - zapytał.
- Ale co? - odpowiedziałam i również założyłam ręce na piersi.

Oni mają rodzinne zadawanie dziwnych pytań, czy co?

- Całowaliście się. - powiedział i podniósł jedna brew.
- Nick, daj spokój wyjdź stąd. - jęknął zażenowany Kol.
- Dzisiaj o 21 jest bal, musicie przyjść. Przedstawimy Madi jako twoja żonę. - powiedział blondyn i wyszedł.

Że co?

- Jak to twoją żonę? - zapytałam zbulwersowana pierwotnego, który został w pokoju.
- Nie chcemy by ktoś ci zrobił krzywdę, w końcu jesteś Sallow. - wyjaśnił i podszedł do jednej z szafek by wyciągnąć z niej bokserki i krótkie spodenki.
Przeszedł obok mnie i wszedł do łazienki a po chwili usłyszałam dźwięk wody. Brał prysznic.

Jak sam wspomniał, jestem Sallow wiec wątpię, że ktokolwiek mógłby mnie skrzywdzić.

No chyba, że ma jakieś psychofanki, które w akcie zazdrości postanowią mnie porwać i torturować.

Nie czekając dłużej wskoczyłam pod kołdrę i zamknęłam oczy.

Zaczęłam się zastanawiać co będzie dalej między mną a Kolem. Nie znałam uczucia miłości, no chyba, że miłość to jest to co czuje do łóżka. Mogłabym spędzać na tym meblu każdą wolną chwilę, nikt nie ma prawa dzielić ze mną tego świetego miejsca, tęsknie za satynową pościelą w każdej minucie.

Tak to na pewno miłość.

Po chwili poczułam jak materac obok mnie się ugina.

Zaraz, co jest?

- Co ty robisz? - zapytałam i otworzyłam ospale oczy.
- Idę spać. - odpowiedział i zamknął oczy.
- Ale, że na tym łóżku co ja? - zapytałam.

On sobie chyba jaja robi.

- Nie mam siły iść gdzie indziej. - odpowiedział i przekręcił się w moja stronę tak, że prawie stykaliśmy się nosami.

Za blisko Mikaelson.

- Pozwolę Ci tu spać jak będziesz trzymał łapy przy sobie, jasne? - zapytałam.
- Oczywiście. - odpowiedział a ja obkręciłam się do niego plecami.

Nagle przyciągnął mnie do siebie zamykając w uścisku.

Zaraz go zabiję.

- Odsuń się. - warknęłam, lecz ten nie odpowiedział.

Próbowałam sama się uwolnić jednak nie mogłam.

Dobra niech zostanie tak jak jest, jestem za bardzo zmęczona na wyrywanie jego serca a jego dotyk jest nawet miły.

**

Gwałtownie zerwałam się z łóżka. Byłam oblana potem a moja skóra była przeraźliwie zimna.

W całym pomieszczeniu unosiła się dziwna mroczna aura i było znacznie ciemniej.

Chciałam obudzić Kola ale gdy chciałam go dotknąć moja ręka przeleciała przez jego ciało.

Co się tu kurwa dzieje?

Wyszłam szybko z pokoju i zaczęłam nawoływać członków rodziny Mikaelson.


- Tylko Parker, Mikaelson'ów nie ma. - zaśmiał się jakiś facet, który prawdopodobnie był w salonie.

Szybko zbiegłam w to właśnie miejsce i zobaczyłam bruneta z niebieskimi oczami, który wyglądał jak Ken ale w brązowych włosach.

Siedział sobie zwyczajnie na kanapie i pożerał jakieś chrupki.

- Gdzie my jesteśmy? - zapytałam.
- Z jakiegoś powodu po drugiej stronie. - wstał z kanapy i otrzepał rękę. - Kai, miło mi. - przedstawił się i podał mi dłoń.
- Madeline Sallow. - odpowiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
- No a więc, zapewne twoi przodkowie coś od nas chcą dlatego tu jesteśmy. - powiedział i gdy chciałam coś mu odpowiedzieć szybko dodał. - O już są. - wskazał palcem gdzieś za mnie.

Natychmiast odwróciłam się w stronę moich rzekomych przodków, których nigdy nie poznałam ani nie widziałam na żywo.

Mama zmarła przy porodzie a tata popełnił samobójstwo. Przez całe dzieciństwo wychowywało mnie rodzeństwo, które pózniej poniosło konsekwencje na wychowywanie mnie, ale to zupełnie inna historia.

Na przeciwko mnie stała kobieta, która była wręcz moim klonem. Obok niej mężczyzna, który był wysokim szatynem o brązowych oczach.
- Madeline... - szepnęła kobieta i zakryła dłońmi usta.
- Madi, dziecko... - również szepnął mężczyzna.

Zaraz to moi rodzice? Spojrzałam zdezorientowana na Kai'a, który nadal zjadał te swoje chrupki.

- To twoi rodzice. - powiedział z pełną buzią.

Jak to moi rodzice?

Nie wiedziałam co mam zrobić więc po prostu milczałam.

- Madi, córeczko... nie mamy za dużo czasu na rozmowę. Chcemy Ci tylko powiedzieć, że bardzo Cie kochamy i, że nadciąga coś złego i żeby to coś powstrzymać potrzebujesz Kai'a oraz pierwotnych. Te głosy zawsze prowadziły Cie do nich, kochanie. Znajdź Boonie Bennett w Mystic Falls i niech ona uwolni Kai'a. Kochamy Cie pamiętaj. - powiedziała szybko.

Nie mogłam odpowiedzieć tym samym. Nie mogłam ich kochać bo ich praktycznie nie znałam.

Nie wiedziałam co się dzieje, co powiedzieć ani co zrobić.

**

Wszystko nagle zniknęło a przed moimi oczami pojawiły się czyjeś palce.

Szybko złapałam za nadgarstek tej osoby i wykręciłam go tak by móc za jednym ruchem przewrócić tego kogoś i usiąść na jego brzuchu.

Tym kimś okazał się jednak zdezorientowany Elijah.

- Dwóch braci na raz, nieźle młoda. - zaśmiał się z tyłu Klaus.

Momentalnie zrobiło mi się nie dobrze i zakręciło mi się w głowie. Zaczęłam wymiotować ale Elijah w porę posadził mnie na sofę. Jak się okazało znowu byliśmy w salonie Mikaelsonów czyli musiałam lunatykować.
- Musimy pojechać do Mystic Falls do Boonie Bennett. - powiedziałam a przed oczami natychmiast pojawiła się zmartwiona twarz Kola. Elijah kucnął obok niego i mokrą chusteczką wytarł z mojej twarzy krew. Usłyszałam długie westchnięcie Klausa a po chwili wyszedł.
- Nick i Kol z tobą pojadą, dobrze? - zapytał Elijah a Kol, który był obok niego złapał mnie za gole kolano.
- Dobrze, Elijah. Dziękuje wam za wszystko. - odpowiedziałam i szybko strzepnęłam dłoń Kola z mojego kolana. Po chwili szatyn wyszedł a ja na spokojnie opowiedziałam brunetowi o tym co się działo po drugiej stronie.

**
- Kol, co z Amberle? - zapytałam popijając zieloną herbatę. Siedziałam właśnie na blacie kuchennym i opierałam się o lodówkę pijąc spokojnie zieloną herbatkę. Natomiast Kol stał obok mnie i pożerał lody czekoladowe.
- Freya się nią zajęła. - odpowiedział i po chwili wyrzucił puste pudełko lodów do śmietnika. Ja również skończyłam pić herbatę dlatego zeszłam z blatu i odłożyłam kubek do zmywarki.
- Kol, głodna jestem. - powiedziałam szybko. Nie jadłam od w zasadzie 3 tygodni ale większość z nich przespałam.
- Ubieraj się i idziemy. - odpowiedział i sam ruszył w stronę pokoju. Postanowiłam zrobić to samo dlatego poszłam do pokoju i wybrałam sobie strój na dziś, który składał się z szarych dresów praz białej zwykłej koszulki. Pod prysznicem odkryłam, że dostałam okresu dlatego mój humor znacznie zmizerniał. Oh Kol oberwie Ci się. Założyłam na nogi białe adidasy a na ramiona zarzuciłam szarą bluzę. Dalej niestety nie mogłam zdjąć naszyjnika z szyi przez co było mi niewygodnie pod prysznicem. Zeszłam powoli po schodach i udałam się prosto do wyjścia mijając bez słowa Kola.
- Ależ się dobraliśmy. - zaśmiał się brunet i zaczął podążać za mną.
- Tsaa... - odpowiedziałam i wyszłam z willi.
- Opowiedz mi coś o sobie. - zagadnęłam go i zaczęłam szukać wzrokiem jakiegoś głupiego człowieka, którego mam zamiar pozbawić życia.
- Większość życia spędziłem w trumnie zasztyletowany a gdy jednak mnie tam nie było to szalałem i zabijałem wszystkich jak leci. - zaśmiał się chociaż wiem, że nie było mu do śmiechu.
- Przykre. - powiedziałam i kiwnęłam głową gdy zobaczyłam jak grupka osób wchodzi w uliczkę. Kiedyś weszłam tak ja i go zabiłam.
- A jaka jest twoja historia? - zapytał.
- Rodzice zmarli a całe dzieciństwo wychowywało mnie ludzkie rodzeństwo. - odpowiedziałam.
- Powiedziałaś, że jesteś pierwotnym. Jak? - zapytał.
- Urodziłam się wampirem dlatego nie pochodzę z waszych liń. W sumie nawet nigdy nikogo nie przemieniłam gdyż moja krew działa podobnie co ugryzienie Marcela. - odpowiedziałam. Marcel został bestią silniejsza od samego Klausa Mikaelsona a na jego ugryzienie nie ma antidotum.
- Dobrze, że wtedy skręciłaś mi kark. - zaśmiał się. Weszliśmy w uliczkę, w która weszła grupa ludzi. Były dwie dziewczyny oraz 4 chłopców. Od razu rzuciłam się na nich i wysuszyłam dwie dziewczyny. Ich ciała wrzuciłam do pobliskiego kontenera. Kol natomiast użył perswazji i chłopcy zapomnieli, że coś się działo.
- Zabiłaś je. - oznajmił mi. No co ty nie wiedziałam.
- Wiem. - odpowiedziałam i wytarłam kąciki ust z krwi. - Musimy iść do sklepu masz pieniądze? - zapytałam zmieniając temat.
- Mam. - odpowiedział.
- Świetnie.

**

- W panterkę czy zebrę? - zapytałam pokazując Kolowi dwie poduszki podróżne.
- Zebra. - odpowiedział i spojrzał w telefon bo akurat przyszedł mu SMS. - Klaus pisze, że wyruszamy wcześnie rano.
- Okey. - zabrałam pełny koszyk i razem z brunetem udaliśmy się do kasy. Szybko zapłaciliśmy i złapaliśmy za taksówkę, która zawiozła nas pod willę Mikaelsonów.

Continue Reading

You'll Also Like

emotion By A

Fanfiction

357K 8.6K 50
"You don't know how to properly handle your emotions" "Says who?"
93.3K 5.3K 18
W niebie ich nie chcą, a w piekle się ich boją. Druga część trylogii diabeł. Okładkę wykonała Darisa_Smith
7.7K 168 65
This is the story of Kyoya Xiao long, an 17-year-old lion Faunus who was adopted by Tai and Yang during the time when Tai and Raven were still togeth...
50.6K 591 112
TAENY Fanfics 1 (OneShot) ❗STRICTLY MATURED CONTENT❗ Hello to the Locksmiths and TaeNy shippers out there. I collected a TaeNy smxt for you, I hope y...