zauważyłem, że po tamtym incydencie każdy zaczął podchodzić do mnie jakoś bardziej... ostrożnie.
kirishima pytał, denki rzucał zmartwione spojrzenia.
nie chciałem nikogo sobą zamartwiać.
i nawet kiedy Deku spytał się mnie, od kiedy jestem blisko z mieszańcem (z pretensją w głosie) zwyczajnie go zbyłem.
stwierdziłem, że najlepszym rozwiązaniem będzie zwyczajnie skupić się na zajęciach i odpuścić sobie starania.
jak przewidywałem, moja relacja z Midoriyą nie przetrwała długo - ale czy to źle?
nic do niego nie czułem. jasne, kochałem go, ale kochałem go jak przyjaciela. brata.
a nie osobę, z którą mógłbym robić...te wszystkie rzeczy.
i gdy usłyszałem stłumione jęki czarnowłosej i charakterystyczny dźwięk uderzanej o siebie skóry w miejscu, w którym to ja miałem okazję kochać się z Shoto, zabolało jeszcze bardziej.
Powoli osunąłem się po ścianie, tak, by pozostać niezauważonym.
dlaczego?