17

6.3K 512 13
                                    

Drzwi klasy chemicznej zostały w głośny sposób zamknięte przez nieco dziwną nauczycielkę tego przedmiotu. Naburmuszona Melanie siedziała z założonymi rękami na piersi i czekała aż jej kara się skończy i po prostu będzie mogła stąd wyjść. Przez cały dzień pomimo widocznych starań Hemmingsa, nie odzywała się do niego. Była zła, że zamiast być teraz w domu z ulubionym sezonem jakiegoś serialu, siedziała w ławce z podręcznikiem do chemii. To było głupie, przecież gdyby nie to, że patrzyła na blondyna jak ciele na malowane wrota, jej perfekcyjny scenariusz by się spełnił.

Z głośnym westchnieniem by choć trochę zabić nudę, otworzyła zeszyt i już miała zapisywać adnotację do punktu "jakie są źródła zanieczyszczeń wody?", kiedy na ramionach poczuła zimny podmuch wiatru, zdziwiona spojrzała w stronę okna i nie mogła uwierzyć w to co widzi. Luke wychylał się przez otwarte okno, właśnie przerzucał przez parapet jedną nogę by móc przeskoczyć, kiedy ona pisnęła i gwałtownie wstała.

- Ciszej. - Upomniał ją obojętnym tonem. Nie miał ochoty na przekomarzanie się z nią, irytowała go. Przecież ma ten sam problem co on, niech przestanie się nad sobą użalać.

- Co ty wyprawiasz?!

- A na co ci to wygląda? Nie będę spędzał całego popołudnia w sali chemicznej. - Odpowiedział, usiadł tak, że obydwie nogi zwisały po drugiej stronie.

- Masz zamiar skakać?

Podeszła do niego bliżej.

- Nie, odlecę stąd na moim latającym jednorożcu.

Zmarszczyła brwi czując irytację co do tego człowieka.

- Mówię poważnie Luke, będziesz miał kłopoty. 

- Masz zamiar mnie wydać? - Błysnął uśmiechem coraz bardziej wychylając się na przeciwną stronę. Wywróciła oczami i przysiadła na parapecie. 

- Mam zamiar iść z tobą, idioto. - Mruknęła sama nie do końca wiedząc czemu chcę to zrobić. Zdziwił się, ale ostatecznie tylko uniósł pytająco brwi i w końcu skoczył na zielony trawnik za oknem. Melanie natychmiast popatrzyła przez ramę, by dostrzec uśmiechającego się Hemmingsa. 

- Dalej, Clifford. Pokaż jak robią to grzeczne dziewczynki.  

- Wychodzą drzwiami.- Burknęła cicho, tak że nie mógł jej usłyszeć i usiadła na parapecie tak jak on wcześniej. 

To nie była duża wysokość, może półtora metra, ale jak na dziewczynę, której największą życiową sportową ambicją był wf dwa razy w tygodniu, to była duża rzecz. 

- Nie, nie zrobię tego. - Jęknęła odwracając się gwałtownie przez co straciła równowagę i dosłownie wyleciała przez okno. Pisnęła głośno i zamknęła oczy. Jej ciało zadziwiająco powoli spadało coraz bardziej w dół. Usłyszała głośne przekleństwo, a zaraz potem zatonęła w ramionach towarzysza. 

- Możesz otworzyć oczy, żyjesz. - Usłyszała cichy śmiech koło swojego ucha, natychmiast kiedy tylko odzyskała oddech, wyrwała się z jego uścisku. 

- Jesteś idiotą, nienawidzę cię.- Uderzyła go mocno w ramię, wywrócił oczami. 

- Uratowałem ci życie. 

- Gdyby nie ty, nie byłoby w ogóle zagrożone! 

- Nie kazałem ci w ogóle za mną iść. 

- Zamknij się wreszcie. - Rozkazała i ruszyła do wyjścia ze szkoły. Westchnął głośno i kręcąc z dezaprobatą głową ruszył zaraz za nią. 

- Gdzie idziemy? - Zapytał doganiając ją od razu. Wystarczyły dwa jego kroki by nadrobić pięć jej. 

- Ja idę do domu, nie wiem gdzie ty. 

- Myślę, że odwiedzę Michaela. - Uśmiechnął się pod nosem, ale zaraz spoważniał, widząc że nie wywołał żadnej reakcji u blondynki. 

- O co ci tak właściwie chodzi, co? - Zatrzymał się zaraz przed nią nie dając możliwości dalszej wędrówki. Niechętnie się zatrzymała. Nie odpowiedziała. - Przecież się staram to wszystko naprawić, łażę za tobą jak pieprzony piesek, jestem na każde zawołanie, czego ty ode mnie jeszcze oczekujesz?

Spytał zirytowany, był na nią zły, bo doskonale wiedział, że zrobił źle, ale nie mógł cofnąć czasu, nie rozumiał jak ciągłe boczenie się na siebie ma pomóc. 

- Wkurzyłam się, kiedy zobaczyłam cię z tą dziewczyną, bo... Chyba zaczęło zależeć mi na tobie bardziej niż powinno. - Wyszeptała z zawstydzeniem spuszczając wzrok na swoje buty. Spojrzał na nią zdziwiony, mimo, że czuł dokładnie to samo, nigdy by się nie spodziewał, że takie wyznanie padnie z jej ust. Z wahaniem podniósł jej podbródek do góry i pocałował lekko kącik ust. To był niemy znak, na to, że zrozumiał, i nie ma zamiaru więcej tego zrobić, dlatego Mels ufnie wtuliła się w jego ciało. On objął ją swoimi ramionami i pocałowawszy wpierw czoło, wyszeptał do jej ucha ciche zapewnienie, że zostanie na zawsze.

Możesz wznieść się nad szczyty, a ja nie pozwolę byś skończyła na dnie.

Mentality l.h ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz