Rozdział 54: Łzy mieszające się z krwią

Start from the beginning
                                    

Heather uniosła kącik ust. Czyli ropuchowata suka przegrała.

****

W tym momencie Dharak przypominał mi jeźdźca Apokalipsy. Załatwiał bakugany jednego po drugim. Aranaut, Hawktor, Rubanoid. Nawet gdzieś mignął mi Nurzak, który leciał ku ziemi z gracją spadającej komety, a przez chaos nie byłam w stanie ujrzeć, co stało się z dziewczynami. Ogólnie bakugan Darkusa szedł jak oszalała furia i akurat teraz obrał sobie nas na cel.

– Mamy przejebane – jęknęłam, już niemal czując gorąco oddechu smoka. – Pod żadnym pozorem się nie obracaj, jaszczurze!

– Aż tak głupi nie jestem! – warknął.

Jego wojownika nigdzie w pobliżu nie było, ale najwidoczniej go nie potrzebował. Atakował sobie beztrosko, jeszcze bardziej spychając wszystko do stanu gruzowiska i chaosu. A gdzie Dan i Drago, zapytacie? Kurwa, plus dziesięć punktów, też bym chciała wiedzieć, co się z nim stało! Tylko mi nie mówcie, że ich pokonali, bo się chyba zastrzelę.

– Ufasz mi? – odezwał się Spectra, który coś szybko wciskał w swoim zegarku.

Spojrzałam na niego oniemiała. Dosłowna śmierć nam siedzi na karku, a ten mi tu wyjeżdża z jakimiś testami wierności?

– Co to ma do rzeczy?! Zaraz będziemy w żołądku tego pana! – Wycelowałam palcem na Dharaka.

– Dziękuje, nie mam oczu i nie zauważyłem – odgryzł się. – We dwoje tam nie wlecimy, musisz to zrobić sama.

Ponabijałabym się, że odpuścił sobie kontrolę rodzicielską, ale Dharak ryknął i mi szybko ochota przeszła.

– Tak, ufam. Działaj!

– Helios!

Bakugan zrobił beczkę i wystrzelił ku samemu niebu. Przytrzymałam się Spectry, by mnie uderzenie wiatru nie zrzuciło. Ryki Dharaka nieco się oddaliły, bo jego cielsko miało gorszą aerodynamikę i nie nadążał. Gwałtownie się zatrzymaliśmy jakieś dobre dziesięć metrów nad pałacem. Zamrugałam, czując suchość w gardle.

Ktoś chyba sobie ze mnie kpi...

– Musisz skoczyć – mruknął Keith, kontrolując odległość żywej śmierci od nas i wcisnął mi do ręki mały sprzęcik z przyciskiem. - Szybko, póki Dharak cię nie widzi.

– Genialnie, nie zje mnie smok, tylko rozbiję się o ziemię jak ptasia kupa – westchnęłam.

– Ufasz mi?

Skinęłam głową. Uśmiechnął się lekko.

– Wciśnij, jak będziesz koło dachu i rzuć w dół.

Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie i z rozpędu wyskoczyłam. Od razu uderzył w mnie zimny wicher. Fludim coś zawodził o byciu idiotką, ale przez świst powietrza mało usłyszałam. Ujrzałam jeszcze kątem oka, jak Helios unika strumienia czarnego ognia i odpowiada swoja salwą, po czym przeleciałam przez dziurę w dachu. Czym prędzej wcisnęłam przycisk urządzenia i puściłam. Zwinęłam się w kulkę, modląc, żeby chociaż sobie karku nie połamać.

Uderzyłam o materac. Wypuściłam z ulgą powietrze, rozkładając się na białym materacu, który wypełniał połowę korytarza. Długo jednak sobie nie odpoczęłam, bo od ścian odbijały się okrzyki straży i odgłosy uderzeń. Barodius wszedł na pełnej kurwie, jak widać.

Szybko się pozbierałam i niemal na czworaka popędziłam korytarzem do sali tronowej. Oczywiście mój zmysł orientacji się odezwał i dwa razy źle skręciłam, ale w końcu wypadłam na dobry hol. Płuca już mi płonęły od nadmiaru wysiłku, mięśnie prosiły o litość, ale nie było litości! Pchnęłam dwuskrzydłowe drzwi i zatrzasnęłam za sobą.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now