Rozdział 54: Łzy mieszające się z krwią

Start from the beginning
                                    

Reiko wyglądała, jakby wcale nie chciała tam być. Jak złe były te wspomnienia, które tak desperacko próbowała odkopać? Zamrugał gwałtownie. Właśnie! Moc, ta cała sytuacja, wszystko obracało się wokół ich dawnej opiekunki. Więc co mogłoby przywrócić Reiko do tego świata? Co ją tu trzymało?

Była jedna taka osoba.

Powoli wsunął dłoń do wewnętrznej kieszonki w kurtce. Pewnie broszka byłaby lepsza, ale to było to, co zawsze przy sobie nosił. Ugiął kolana i delikatnie ułożył na dłoni kobiety haftowaną chustkę. Wyszyte litery M.E zalśniły na fioletowo.

– Reiko, nie obiecałaś przypadkiem, że będziesz chroniła dzieci Melody?

Promień mocy ani nie drgnął, pioruny dalej rozcinały niebo, ale miał wrażenie, że powieka kobiety nieco drgnęła.

– Ja jestem jej dzieckiem.

Tym razem nie miał halucynacji. Powieka znów drgnęła.

Pochłonięty obmyślaniem następnych słów, ogłuszony przez pioruny i grzmoty nie słyszał nawoływań Veny i Rei ani kroków Tytana, który zatrzymał się za nim i przyglądał mu błyszczącymi oczami.

****

Odbiła się od zwalonej kolumny i kopnęła żołnierza prosto w twarz, powalając na plecy. Crueltion rozbił głowę jego bakugana o budynek, sycząc bojowo, lecz bez satysfakcji.

– Nie skacz tak, bo rana ci się otworzy! – krzyknął tamten niebieskowłosy, przelatując koło niej na swoim bakuganie.

– Nie słuchaj go, rób co chcesz, otwarcie rany nas ucieszy! – zawołała Akane, która wymachiwała pałką teleskopową i zbijała swoich przeciwników niczym kule do kręgli.

Heather przewróciła oczami i zadarła głowę. Dharak i Drago ciskali w siebie nawzajem supermocami, jednak Barodius gdzieś spierdolił. Tchórz cholerny.

– Cru!

Bakugan bez słowa podsunął jej łeb, na który wskoczyła i wpełzł na najbliższy budynek. Wilson czy Akane coś krzyczały za nią, ale je olała. Wyjątkowo miała wyjebane w Neathian, więc powinny się cieszyć i zająć swoimi walkami.

Rozejrzała się uważnie i dostrzegła pikującą w stronę pałacu postać na niewielkiej platformie. Cru zasyczał na znak, że też go widzi, po czym szybko popędził, klucząc się między uliczkami. Gdy byli tuż pod cesarzem Gundalli, wykorzystał grzechotkę niczym sprężynę i wystrzelił ku górze.

– Raz ci nie wystarczyło, idiotko? – syknął Barodius, zbierając fioletową energię.

– Chyba nie myślałeś, że chciałem przeszkadzać tylko Neathii – uśmiechnęła się. – Crueltion, Zdradliwe Opary!

– Ja się nią zajmę, panie! – Szata Barodiusa zafurkotała, kiedy minął go bakugan Gilla. Gundalianin spojrzał na nią wściekle. – Miałaś nie żyć! Krakix!

– Jak się boisz ubrudzić rączki, to masz – Rozłożyła ręce. – Cru!

Kły Crueltiona starły się ze zbroją Krakixa, aż iskry sypnęły na boki. Gill podniósł dłoń, w której formowała się czerwona kula, a ona uniosła taser zawinięty z vestaliańskiego statku. Nagle błysnęło i oba bakugany zostały ugodzone żółtym promieniem. Heather zachwiała się i zeskoczyła na pobliskim budynek, natomiast Gundalianin spojrzał z furią w prawo. Obnażył zęby.

– Zenet!

Gundalianka wyjęła następną kartę i uśmiechnęła się zwycięsko. Jej oczy miały już naturalną barwę i była w formie człowieka.

Bakugan: Ten świat to tylko gra cz.IIWhere stories live. Discover now