T W E N T Y O N E

633 18 0
                                    

Gdy metalowe drzwi windy rozsunęły się na boki, odetchnęłam z ulgą. Kolejny, męczący dzień dobiegł końca.

- Miłego weekendu i pozdrów ode mnie Kevina! - Shana posłała mi szeroki uśmiech. Skinęłam głową, w odwecie życząc jej udanej randki, na którą właśnie się wybierała.

Rozpięłam pierwsze kilka guzików mojego żakietu, gdy wychodząc na zewnątrz, buchnęło we mnie gorące powietrze. Wieczór zapowiadał się na bardzo ciepły, co tylko przypominało o nadchodzącym lecie.

Zmęczenie odeszło w niepamięć, gdy tylko zdałam sobie sprawę, że to już dzisiaj miałam spotkać się z moimi rodzicami. Mimo iż od naszego ostatniego spotkania nie upłynęło wcale tak dużo czasu, to strasznie się za nimi stęskniłam. To rodzina była czymś, co od zawsze dawało mi napęd do działania.

Razem z Kevinem stwierdziliśmy, że skoro ostatnio nasze wspólne spotkanie w zasadzie nawet nie doszło do skutku, to spróbujemy przełożyć je właśnie na dzisiaj.

Po tygodniu pracy w firmie, która wcale nie była taka zła, jak w rzeczywistości mogłoby się wydawać, byłam dość zmęczona psychicznie. Dobrze wiedziałam, że przez wzgląd na Kevina, Shana zwęża moje obowiązki do minimum, jednak nie mogłam nic poradzić na to, że przerastała mnie cała ta sytuacja. Nowa praca, o której nie miałam w zasadzie zielonego pojęcia, inne środowisko i mnóstwo nowych twarzy, którzy wyraźnie nie byli zbyt zadowoleni z tego, w jak łatwy sposób dostałam ten staż. Starałam się trzymać na uboczu, co skutkowało, że mocno odstawałam od grupy. Moją jedyną, można by rzec - przyjaciółką, była Shana, co tylko podsycało plotki.

Właśnie dlatego tak bardzo potrzebne było mi spotkanie z rodzicami. By odsapnąć i po przebywać z najbliższymi mi ludźmi.

Ucieszyłam się, gdy na podjeździe wychwyciłam czarne BMW Kevina, co oznaczało, że on, jak i moi rodzice są już w domu. Mój narzeczony miał ich odebrać z lotniska. Ustaliliśmy, że samolot będzie dla nich o wiele wygodniejszym środkiem transportu.

- Już jestem! - zakomunikowałam, wchodząc do środka. Zdjęłam niewygodne szpilki, żakiet odwiesiłam na wieszak, a torebkę rzuciłam gdzieś na półkę.

Weszłam w głąb mieszkania, odgadując, że muszą być w salonie. Pewnie nie usłyszeli, że wróciłam, przez grający telewizor.

- Halo? - spojrzałam na pustą kanapę i czarny ekran. Poziom mojego podekscytowania opadł, jednak zaraz do mojej głowy napłynął nowy pomysł. Na pewno muszą być w kuchni! Pewnie coś jedzą po wyczerpującej podróży. Że też na to wcześniej nie wpadłam.

Uśmiech całkowicie zniknął z mojej twarzy, gdy i w kuchni nie zastałam nic, co mogłoby świadczyć o przybyciu gości.

Dopiero szum prysznica mnie ocucił. Ależ oczywiście, biorą prysznic!

Popędziłam na górę, niemal potykając się o własne nogi. Gdy tylko dopadłam do drzwi, te otworzyły się z rozmachem, prezentując sylwetkę Kevina. Potarł mokre włosy ręcznikiem, który zaraz rzucił na wieszak. Miał na sobie jedynie bokserki, a jego tors pokrywały krople wody, co ewidentnie znaczyło, że brał właśnie prysznic.

- Cześć - zanucił wesoło, całując mnie w kącik ust na powitanie.

- Gdzie są rodzice? Odebrałeś ich już? - zapytałam.

A może mieli opóźniony lot? Albo – co gorsza – coś im się stało? Czarne scenariusze przewijały mi się przez głowę, powodując gęsią skórkę na ramionach.

- Twoja matka do ciebie nie zadzwoniła? - spytał ze zdziwieniem, kierując się w dół po schodach.

- Dlaczego miałaby do mnie dzwonić? - deptałam mu po piętach, czując narastającą wewnątrz mnie frustracje. - Kevin, czy coś się stało?

DOUBLE WEDDING ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz