Rozdział 7

123 8 0
                                    

19:27

Faza piąta: akceptacja

Pamiętam jak kiedyś ktoś mi powiedział, że najlepszym sposobem na strach jest akceptacja go. Wtedy kwestionowałam to, ponieważ nie rozumiałam sensu tych słów. Dzisiaj rozumiem, że czasami jedyne co nam pozostaje to zaakceptować rzeczywistość jaką otrzymaliśmy.

***

Gdyby ktoś kiedykolwiek powiedział, że pewnego dnia będę spacerować po parku z chłopakiem, którego poznałam kilka godzin wcześniej i którzy umrze za mniej nie uwierzyłabym. Po tym jak kilkanaście minut błagaliśmy Grace aby pozwoliła nam wyjść do pobliskiego parku, wreszcie pozwoliła nam na godzinę. O 20:30 mamy stawić się na oddziale. Blake został podłączony do przenośnego urządzenia, które jeszcze przez następne kilka godzin będzie utrzymywać go przy życiu.

Było już ciemno. Wiał delikatny wiosenny wiatr. Pchałam wózek Blake'a po brukowanej uliczce parku. Cała sytuacja wydawała się wręcz surrealistyczna. A jeszcze bardziej surrealistyczne były pytania, które sobie zadawaliśmy nawzajem, nie zważając na okoliczności naszego spaceru.

Mijaliśmy właśnie mały staw, kiedy Blake zapytał mnie:

-Ulubiona liczba?

-17.- odpowiedziałam bez zawahania

-Moja też.-odpowiedział entuzjastycznie.

-Imię pierwszej dziewczyny, która ci się podobała?-tym razem ja zapytałam.

-Olivia.

-Och, przestań. Mówię na serio.

-Nie żartuję, w podstawówce podobała mi się dziewczyna o imieniu Olivia.

-Co za zbieg okoliczności.-powiedziałam wesoło.

-Nie wierzę w nie.-zaprzeczył Blake.

-Ja też nie. I co z nią? -zapytałam.

-Nic, nigdy nie powiedziałem jej tego, mimo że przyjaźniliśmy się jeszcze przez wiele lat.

-Co? Nigdy jej nie powiedziałeś?

-Bardzo się tego wstydziłem. Zamiast powiedzieć jej to pisałem listy o tym co do niej czuje. Adresowałem je zawsze na jej adres, jednak nigdy nie odważyłem się żadnego z nich wysłać.

-Nadal masz te listy?

-Tak od tamtego momentu pisałem już regularnie. Na początku adresowałem je na przypadkowe adresu, skoro i tak nigdy nie miałem ich wysłać. Czasami były to też adresy osób które znam. Od kiedy zachorowałem zdecydowanie rzadziej pisałem. Za to wróciłem do każdego listu. Jeśli mówił on o kimś konkretnym to szukałem jego adresu. Pozostałe listy zostały nie zaadresowane. W najbliższy poniedziałek wszystkie te listy zostaną wysłane. 

-Ale jak to?

-Znalazłem firmę, w której możesz umówić wysłanie listów lub paczek na zaś. Wszystkie są planowane na następny tydzień. Dzięki temu będę mógł przekazać każdemu, kto kiedykolwiek był dla mnie ważny, że nie żyję i upewnić te osoby co do nich czułem.

-To bardzo ciekawy sposób.-wyznałam.-A co z tymi listami bez właściciela, ile ich jest?

-17. I nie są bez właściciela.

-Przecież powiedziałeś, że są do nikogo.

-Dzisiaj zmieniłem ich adresy. Miałem wysłać je pod przypadkowe adresy, ale chcę żebyś ty je dostała.

-Ja?-zapytałam zdziwiona i przestała iść.

-Tak, mam nadzieję, że ci się spodobają.

-Skąd miałeś mój adres?

-Poprosiłem Grace żeby mi podała, a wiesz, że ona nie odmówi mi niczego.-powiedział i uśmiechnął się szelmowsko.

Przez resztę czasu spacerowaliśmy po parku i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. W innych okolicznościach powiedziałabym, że była to przyjemna choć dosyć nudna randka. Dzisiaj jednak mogę szczerze uznać to za jedną z najlepszych chwil w moim życiu. 

Kiedy zostało nam już tylko kilkanaście minut Blake spojrzał na mnie kiedy siedziałam na ławce obok jego wózka.

-Olivia musisz wiedzieć, że listy, które ode mnie zobaczysz to listy o moich uczuciach. Pisałem je, kiedy nie miałem z kim podzielić się z tym co czułem. W pewnym sensie one od zawsze należały do ciebie, ponieważ gdybym poznał cię wcześniej to właśnie ty byłabyś osobą, której bym o tym wszystkim mówił.

-Cieszę się, że chociaż teraz będę miała okazję je przeczytać.-wyznałam szczerze.

Blake zaczął wpatrywać się w mnie. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały wiedzieliśmy już co zaraz nastąpi. Blake pochylił się w moją stronę i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Był on dosyć niepewny, jakby Blake nie był pewny czy to co robi jest słuszne. Ja jednak czułam, że jedyne co teraz pragnę to poczuć jego usta ponownie. Pochyliłam się więc w jego stronę i mocno przywarłam do niego ustami. Blake zrozumiał, że jestem pewna tego pocałunku, więc przejął inicjatywę. Jego dłoń chwyciła moją brodę, a kciuk zaczął delikatnie głaskać mój policzek. 

Kiedy po chwili nasze usta odłączyły się, poczułam pustkę. Blake oparł swoje czoło o moje. Zarówno on jak i ja oddychaliśmy głośno. Przez następne kilka minut patrzyliśmy sobie w oczy w milczeniu. Wreszcie Blake odezwał się:

-Jedna chwila spędzona z tobą była warta całego życia w samotności.

-Jedna chwila spędzona z tobą jest warta całego życia w tęsknocie.-odpowiedziałam, a nasze usta ponownie się połączyły.

Następnie w ciszy wróciliśmy do szpitala. Chyba ostateczni oboje chcieliśmy zatrzymać czas lub chociażby opóźnić to co nieuniknione. 


Byliśmy sobie nie pisani...Where stories live. Discover now