Rozdział 5

128 7 1
                                    

10:58

Faza trzecia: Gniew

Od kiedy pamiętam śmierć kojarzyła mi się jedynie z cierpieniem. Cierpieniem osoby umierającej i cierpieniem osób, które zostawiała na Ziemi. Kiedy mając jedenaście lat widziałam jak moja kuzynka umiera, ponieważ jej rodziców nie stać na drogie leczenie poczułam chęć walki. Walki o to, aby przedłużyć życie jak największej ilości osób. Ta siła w połączeniu z rozbudowaną potrzeb troski sprawiła, że pielęgniarstwo przynosiło mi wiele spełnienia. Nikt jednak ani na studiach, ani na żadnych praktykach nie przygotował mnie na to z czym teraz przyszło mi się zmierzyć. Spojrzałam na Blake'a i pomyślałam o tym, ile życia jest jeszcze przed nim. Zdałam sobie sprawę, że właśnie przeszłam z etapu niezrozumienia jego decyzji na wściekłość. Wściekłość na niego, na sytuację, na wszystko. Przepełniała mnie złość, której nie potrafiłam już kontrolować.

***

Właśnie rozmawialiśmy z Blake'em o tym jak wspominamy lata szkolne. Ja opowiedziałam mu o tym, że ciągle wygrywałam różne konkursy naukowe jednak, kiedy w liceum poznałam mojego pierwszego chłopaka nauka niestety zeszła na drugi plan. On natomiast wspominał jak uciekał ze szkoły i spędzał całe dnie na korcie tenisowym.

Naszą rozmowę przerwał nagle męski głos:

-Jak się czujesz Blake, potrzebujesz jakiś leków przeciwbólowych?

Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam bardzo przystojnego, młodego lekarza. Twarz mężczyzny pokrywał kilkudniowy zarost, na nosie miał zsunięte okulary, a za nimi przeszywające szare oczy.

-Nie Willem, Olivia jest dzisiaj dla mnie wystarczającym przeciwbólowym. -zażartował Blake

Roześmiałam się lekko i spojrzałam na chłopaka.

-Przestań, jeśli potrzebujesz jakiś leków to je weź. -powiedziałam i wstałam. Podeszłam do lekarza i wyciągnęłam dłoń. -Olivia, nowa pielęgniarka.

-Doktor Willem Visser.-powiedział uśmiechając się przy tym szelmowsko i przyciągnął moją dłoń do ust i złożył na niej mały pocałunek. -Jak będzie jednak potrzebował jakiś leków to będę w sali 15.

Następnie skierował się do drzwi i zniknął równie szybko jak się pojawił.

-Visser na ciebie leci. -powiedział próbując, aby jego głos był neutralny, jednak szybko udało mi się wyczuć w nim... zazdrość?

-Weź, przestań. -odpowiedziałam automatycznie, próbując urwać temat.

Blake jednak nie dawał za wygraną:

-Możesz iść. Pewnie jego towarzystwo będzie ciekawsze. -odpowiedział złośliwie.

-Czemu miałoby być ciekawsze?

-No nie wiem, może dlatego, że on nie umiera.

-No chyba teraz żartujesz. Nie pozwalasz mi powiedzieć słowa na temat twojej głupiej decyzji, ale sam robisz z siebie ofiarę. -powiedziałam nerwowo i skierowałam się w stronę drzwi. - Znamy się dopiero kilka godzin, a ja już mam cię dosyć.

-Olivia, poczekaj...-usłyszałam głos Blake'a, jednak teraz nie mogłam się zatrzymać.

Wręcz wybiegłam z sali i ruszyłam prosto przed siebie. Nikt ani nic nie było mnie w stanie zatrzymać. Przechodziłam przez kolejne drzwi, kompletnie nie zwracając uwagi na napisy na nich. Zatrzymał się dopiero kiedy stanęłam na dachu. Nie zdawałam sobie sprawę, że schody, które właśnie przebyłam tutaj prowadzą.

Byliśmy sobie nie pisani...Where stories live. Discover now