XIII

426 8 2
                                    

*pespektywa Maćka*

Zmierzałem właśnie w stronę mieszkania człowieka, którego Janek mi polecił, że ma kontakty na Szucha. Kiedy podszedłem do drzwi zapukałem trzy razy zgodnie z poleceniem. 

-Pozdrowienia od ciotki Józefiny- powiedziałem. 

-Dziękuje, wchodź. 

Wszedłem do mieszkania chłopaka może o trzy lata ode mnie starszego. Widać było, że był dość bogaty. Miał ciężkie, drewniane meble ze zdobieniami, a ściany były głównie w odcieniach zieleni i bieli. Miał też sporo, pięknych obrazów. 

-Kogo tam masz na Szucha. 

-Narzeczoną- skłamałem, żeby było łatwiej ją wyciągnąć. 

-Narzeczoną mówisz. A jak się nazywa. 

-Ewa Pagórek. 

-Spróbuję coś załatwić, ale będzie to trochę kosztować.

-Ile? 

-Pięć tysięcy do wieczora. 

-Spróbuję je zorganizować, ale proszę żebyś jak najszybciej ją wyciągnął. 

-Dobrze zrobię co w mojej mocy, ale teraz już idź. 

*perspektywa Alicji*
Wstałam chwilę przed wejściem tej okrutnej kobiety. Nie wiem jak Polka może tu pracować. Oczywiście standardowo wywołała jedną z nas na przesłuchanie i wyjątkowo to nie byłam ja. Naprawdę nie wiem jakim cudem, ale w zasadzie i tak zaraz też tam pewnie wyląduje. Ciekawe kiedy się to w końcu skończy... A może mnie do tego Auschwitz wywiozą? Oby nie. Mam nadzieję, że chłopaki mnie stąd wyciągną. Jak tak słucham o tym Oświęcimiu to nie wydaje mi się być to lepszym miejscem od tego. 

-Pagórek za mną- no i znowu się zaczyna. Idę tymi długimi korytarzami do sali mych tortur. 

-Słuchaj. Dziś masz ostatnią szanse. Jeśli dalej nic nie będziesz mówić jedziesz jutro z rana do obozu, a tego chyba nie chcesz prawda? No mów, a będziesz wolna. 

-Nic nie wiem- byłam już przygotowana na bicie. I tak już mi wszystko jedno byle nie zdradzić innych. Dostałam tak mocno w twarz, że przez chwilę nie wiedziałam co się właśnie stało.

-Dwa nazwiska i pseudonimy. 

-Nie znam- znowu dostałam tylko tym razem po nogach. 

-Jeszcze raz. Dwa nazwiska i pseudonimy. Na pewno znasz, musisz znać. 

-Nie znam- owaka spirala ruchów powtórzyła się jeszcze parę razy.  

-Weźcie ją już do celi. Jutro z samego rana pojedzie do obozu, no chyba że do tego czasu jej się coś przypomni. 

Szłam to znaczy włóczyłam się do celi. Na prawdę  dość mocno dostałam i miałam wrażenie, że zaraz zemdleje. Doszłam na miejsce i od razu położyłam się na łóżku do którego od razu doskoczyła Celina, która już się lepiej czuła. 

-Słuchaj bo to ważne. Zaraz pójdziesz do lekarzy, można im ufać. Oni dadzą ci taką tabletkę, którą bardzo dobrze schowasz. Potem tą tabletkę będziesz mogła wziąć kiedy będziesz w niebezpieczeństwie czyli na przykład jak już dojedziemy do obozu. Jasne?

-Tak. 

Po dwudziestu minutach udało się mnie wziąć do lekarza, który przy okazji mnie opatrzył dość dobrze. 

-Masz i schowaj dobrze. A i jeszcze to. Przeczytać i zniszczyć.  I masz kawałek kartki i ołówek jeśli chcesz do kogoś napisać. Tylko szybko. 

Wzięłam wszystkie przedmioty i zaczęłam pisać. 

Mamo, nie martw się o mnie. Zajmij się Marysią. Poradzę sobie. Ala. 

Teraz rozdarłam kartkę i zaczęłam pisać drugi gryps. 

Macieju wiem, że to pewnie ty przekazałeś mi te leki. Nie martw się, nie zamierzam ich wziąć. Jeszcze się zobaczymy nie długo. Obiecuję. Ala. 

Dałam dwa zawiniątka lekarzowi i poszłam do celi. Kiedy nastała noc i wszystkie dziewczyny już spały wyjęłam karteczkę, którą dostałam od lekarza i zaczęłam czytać. 

Alu... Niestety nie udało mi się niczego załatwić. Naprawdę próbowałem. Ale jest inne rozwiązanie. Podaj moje nazwisko, a ja pojadę tam za Ciebie. Proszę, zrób to dla mnie. Tam od razu zginiesz, a tak będziesz mogła sobie jeszcze ułożyć życie z kimś innym. Maciej

 Czytałam ten liścik jeszcze parę razy i pierwszy raz postanowiłam nie wykonać rozkazu. Po prostu nie mogłam tego zniszczyć. Schowałam go bardzo dobrze i poszłam spać. Ta noc była bardzo niespokojna. Rano, jak zwykle wparowała ta okropna kobieta. Chwila, można ją w ogóle nazywać człowiekiem? Pracuje w tak okropnym miejscu z własnej woli, żeby mieć więcej ulg. Jest to naprawdę okropne.

-Ewa Pagórek, Celina Ząb, Kazimiera Stefańczyk za mną! 

Szłyśmy wszystkie dość wolno. Wiedziałyśmy gdzie jedziemy. Ustawiono nas na zewnątrz, przeliczono i władowano do więźniarek...

.

.

.

A więc jak widzicie akcja już na serio nabiera sensu i łączy się powoli z tytułem, choć czy na pewno? Może jednak Maćkowi udało się zorganizować pomoc, a przepuszczenia Ali były błędne? Może Ala jeszcze trochę nacieszy się względną wolnością poza więzieniem czy obozem? 

Za bramą AuschwitzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz