Rozdział 23

1.3K 111 43
                                    

Stukot bordowych pantofelków rozbrzmiewał na tłocznej, nadmorskiej ulicy, mieszając się z całą rzeszą towarzyszących życiu miasta odgłosów. Dzień był podejrzanie ładny i zupełnie niezgodny z tym, co prognozowały na ten czas stacje telewizyjne. Eliza budząc się dziś rano była na tyle zaskoczona obecnym stanem rzeczy, że aż wyjątkowo założyła sukienkę, którą kupiła sobie za pierwszą wypłatę. Słońce mimo że za chmurką, nadal świeciło i ogrzewało poruszających się po ulicy turystów.

Ona sama nie była pewna czy dobrze zrobiła, że dała się wyciągnąć na drugi koniec miasta tylko po to żeby odwiedzić tę jedną konkretną knajpę w której umówiła się na spotkanie razem z Tadashim i Madelaine. Inicjatorem samego pomysłu był oczywiście jak zwykle Hawks, który w tym momencie szedł obok niej po gwarnym, pełnym ludzi deptaku. Nic sobie nie robił z faktu, że temperatura na termometrze wskazywała co najmniej dwadzieścia siedem stopni. Najwidoczniej za trudno mu było zrezygnować z jeansów i skórzanej kurtki, którą nosił do prawie każdego stroju cywilnego. Sama Eliza stwierdziła, że nie ma zamiaru się grzać. Jej sukienka w ciepłym, żółtym odcieniu z wyszywanymi bordową nicią kwiatami, powiewała swobodnie na lekkim wietrze. Pokusiła się nawet o zawiązanie we włosach wstążki w tym samym kolorze.

-Kolejne szczęśliwe zakończenie? - Głos zadowolonego z siebie Hawksa powoli docierał do idącej przy nim Elizy, wywołując uśmiech na zmęczonej ostatnimi wydarzeniami twarzy.

-Nie nazwałabym tego w ten sposób. - Prychnęła z rozbawieniem. - Nie uważasz, że to raczej początek?

-A chcesz, żeby to był początek? - Spojrzał na nią zaczepnie, mając naprawdę dużą nadzieję na odpowiedź potwierdzającą. Kilka dni temu Eliza postawiła w niepewności całą paczkę swoich przyjaciół kiedy oświadczyła, że będzie się musiała poważnie zastanowić nad powrotem do bohaterstwa. Madelaine stwierdziła wtedy że to dość ironiczne zważywszy, że właściwie dopiero co niedawno je w ogóle zaczęła.

-A ty nie chcesz? - Odbiła piłeczkę marszcząc przy tym brwi.

-Wszystko zależy od Ciebie. - Przyznał zgodnie z prawdą, wkładając ręce do kieszeni skórzanej kurtki. W końcu nikt inny niż ona sama nie mógł teraz zdecydować, co stanie się z jej życiem.

Od rozstrzygającej rozprawy sądowej minął już prawie tydzień. Siedem długich dni zastanawiania się, co teraz powinna ze sobą zrobić. W końcu, czy powrót do bohaterstwa byłby rozsądnym rozwiązaniem, kiedy nawet po oficjalnym uniewinnieniu i oczyszczeniu z zarzutów ludzie wciąż jej nie ufali? Pomimo tego, że nawet zmuszona przez Hawksa Komisja Bezpieczeństwa Wewnętrznego opowiedziała się po jej stronie, jakoś nie była przekonana, że to wystarczy. Zaufanie społeczeństwa trudno było zdobyć, łatwo zburzyć, a najtrudniej odbudować.

-Wiesz, że bym chciała. - Skrzywiła się nieznacznie. - Ale myślisz, że to dobry pomysł? To znaczy, są bohaterowie z bardzo niską sympatią społeczną? To w ogóle działa?

-A czy to ważne? - Hawks jęknął przeciągle. Słyszał to pytanie już czwarty raz. - Jeśli chcesz to robić, to co kogokolwiek obchodzi, czy to zły czy dobry pomysł? Po prostu nie zwracaj uwagi.

-Trudno nie zwracać uwagi. - Żachnęła się. - To tak jakbyś walczył za kogoś, kto Cię nie toleruje i odrzuca.

-Nie uważasz, że to jest właśnie ten najwyższy wymiar poświęcenia? - Uniósł brew. - Bronić niewdzięcznych ludzi kiedy wiesz, że najchętniej wsadziliby Cię z powrotem za kratki?

-Właściwie to nie byłoby nic nowego. - Zaśmiała się. - Mogłabym pracować po cichu i zbierać dla Ciebie różne informacje. Jestem w tym całkiem niezła, więc przynajmniej byłabym użyteczna.

Postscriptum [Hawks x Oc] Where stories live. Discover now