Rozdział 25 "Skutki Tęsknoty"

Zacznij od początku
                                    

-Jak myślisz, co u Zuzy?- odłożyła kartki na biurko i z westchnieniem usiadła obok mnie. Zacząłem przeszukiwać kieszenie koszuli.

-A, właśnie.- wyciągnąłem kopertę i podałem ją siostrze.- Znalazłem go dziś w skrzynce.- posłałem niewinny uśmiech. Zabrała się za ciche czytanie.

-Mamy tu zostać jeszcze kilka miesięcy?!- gdzie się podziała ta spokojna Łucja? W chwili tego wybuchu emocji zacząłem już nawet wątpić w jej istnie. Naprawdę, od czasu ostatniego pobytu w Narni coraz częściej popada w załamania, wybuchy złości czy nagłej rozpaczy, czasem nawet histerii. Ech, nastolatki, cóż więcej rzec.

-Wytrzymamy. Jakoś...- starałem się zmienić podejście i postarać się myśleć pozytywnie. Lecz kogo w zasadzie chcę oszukać? Jestem na skraju załamania.

-Uważasz, że jestem podobna do Zuzy.- od jakiegoś roku ciągle się do niej porównuje. Nie wiem skąd i jak to się bierze, ale czuję, że ma zanik własnej wartości. Nie dostrzega jej. W sumie to oboje rodząc się zrzuciliśmy na siebie ogromną presję. Mnie porównują do Piotra, ją do Zuzy. No, ale faktycznie ma lekko bardziej przechlapane pod względem porównywania zwłaszcza teraz gdy wyrosła. Wszyscy oczekują, że będzie tak piękna jak siostra, a ja jednak jestem tym najprzystojniejszym z braci Pevensie.

-Ładny obraz.- wskazałem na to coś co wisiało naprzeciw łóżka. Dzieło przedstawiało morze podczas sztormu i malutki statek który najwyraźniej walczył z żywiołem. Czasem zdawało mi się, że to morze naprawdę faluje.

-Bardzo Narnijsko wygląda.- przyznała wpatrując się w niego z coraz większym uśmiechem.

-A wy jak zwykle tracicie czas.- w drzwiach stał gnojek z perfidną pogardą wymalowaną na tym krzywym ryju. 

-Może byście wreszcie zajęli się czymś pożytecznym.- wściekłość ogarnęła mnie. 

-Mogę dać mu w łeb?

-Nie!

-Dlaczego jesteś taki irytujący?- skoro nie mogę go zbić to przynajmniej się pokłócę.

-Pytanie brzmi, dlaczego wy jesteście tacy niedorozwinięci?- ta perfidność mu się chyba nie znudzi, a pogarda nie rozstanie się z ripostami.

-Właściwie to pytanie brzmi, dlaczego tu przylazłeś?- fuknęła Łucja krzyżując ręce na piersi.

-Robię co chcę, jestem u siebie. W przeciwieństwie do was.- on by chyba zwariował gdyby przez pięć minut nie mógłby przypomnieć wszystkim tego, że to my jesteśmy tu przybłędami, a on szlachetnym waćpanem który wykazał się dobrocią i nas przygarnął.

-Naprawdę nie mogę dać mu w łeb?- spojrzałem błagalnie na Łucję, pokręciła głową.

-Czego gapicie się na te bohomazy?- usiadł na łóżku zakładając nogę na nogę.

-Jak wyjdziesz będziesz miał problem z głowy.

-Jacy wy jesteście bezczelni.- mruknął pod nosem. Wstał z siedzenia i ruszył w kierunku drzwi.- A tak w ogóle kuzyneczko, przydałoby się ogarnąć dom. Zajmiesz się tym?- to nie było pytanie. Czymkolwiek tam było sprawiło, że wybuchłem, a cierpliwość definitywnie już nie istniała.

Zagrodziłem smarkaczowi drogę i uderzyłem go  z pięści. I się zaczęło. On krzyczał, Łucja piszczała. Nie rozumiem czemu. W porównaniu z tym jak mocno mógłbym to zrobić było to naprawdę lekko. 

-Dlaczego mnie uderzyłeś?!- wydzierał się.

-Pytanie brzmi, dlaczego traktujesz nas jak swoją służbę!?- ja też krzyczałem.

-Właściwie to pytanie brzmi, dlaczego woda wylewa się z obrazu?- przerażony głos Łucji nakierował nasz wzrok na ramę z której rzeczywiście wylewała się woda. Całe mnóstwo. Eustachy zaczął panikować, a ja z siostrą staliśmy zdezorientowani wpatrzeni w ramę. Młody chciał wyjść, lecz coś zablokowało drzwi przez co jego panika przekroczyła wszelkie skale. Nim się obejrzeliśmy woda sięgała nam już do kostek, następnie do pasa, do szyi. 

-Co się dzieje?!

-O co tu chodzi?!

-Zatrzymaj to pacanie!

-To nie jest logiczne! - klasyczna panika kuzyna.

Kiedy nabrałem powietrza by mieć czym oddychać poczułem jak jakiś wir wciąga nas nie wiadomo gdzie. Wszyscy troje byliśmy już pod wodą, poczułem jak zaraz zacznie brakować mi tlenu. Zniknęły wszystkie meble, dostrzegłem w oddali jakąś rybę. Kiedy zaczęło brakować powietrza wypłynąłem jak najbardziej ku górze.

Jakie było moje zdumienie gdy wypłynąłem na powierzchnię wód... OCEANU. A przynajmniej na ocean to wyglądało. Zaraz koło mnie pojawił się Eustachy, a po chwili również Łucja.

-Chłopaki, patrzcie!- jej głos zdradzał jednocześnie fascynacje i przerażenie. Osobiście gdy ujrzałem wielki statek zmierzający ku nam uznałem, że to drugie jest bardziej skazane. Statek był łudząco podobny do tego z obrazu. Właśnie! Obraz! To przez niego tu trafiliśmy? Gadam jak idiota, bo jakim cudem przez obraz można trafić na sam środek oceanu?! Krwisto czerwone rozwiane na wietrze żagle miały na sobie złoty symbol, który jestem pewien, że już kiedyś widziałem i to nie raz. Za nic jednak nie mogę sobie przypomnieć co oznacz czy skąd pochodzi.

-Ludzie za burtą!- wraz z krzykiem zaczęliśmy płynąć w jakąkolwiek stronę. Jacyś ludzie wskoczyli do wody, Eustachy dalej panikował i krzyczał. Wszystko działo się tak szybko.

-Edmund! Kaspian tu jest!- te cztery słowa z ust Łucji były niczym wybawienie. Ponowne narodzenie nadziei, która przez lata słabła i zanikała. Zaraz, zaraz... Muszę to wszystko ogarnąć.

Kaspian = Narnia. Narnia = Kaspian. Narnia i Kaspian = SOPHIA.

Wasza Wysokość /Edmund Pevensie/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz